- Opowiadanie: alqa - Czy warto?

Czy warto?

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Czy warto?

 

Przyciągnął mój wzrok w ostatniej chwili, gdy już wychodziliśmy z paryskiego jarmarku. Stanęłam przy nim, a starsza pani, która go wystawiała, niespodziewanie złapała mnie za rękę. Kiwnęła potakująco głową, jakby odpowiadając na kłębiące się w moich myślach pytanie: „Czy warto?” Antoni początkowo był przeciwny, ale w końcu zdołałam go namówić. W ten sposób tydzień temu opuściliśmy Francję, wioząc w bagażniku stary zegar z jasnozłotym wahadłem.

 

Ozdabiał teraz ścianę w przedpokoju. Szanowny małżonek, po kilku dniach, w końcu go zawiesił. Od razu podeszłam do francuskiego znaleziska i nakręciłam mechanizm. Minutę później wybiła siódma.

 

– Czy to musi tak dudnić? – zapytał Antoni

 

– Sam się na to zgodziłeś. – odparłam przecierając szmatką szklaną szybę

 

Nic już nie mówił tylko machnął ręką. Następnie oddalił się w kierunku jadalni.

 

– Gdzie jest jedzenie? – krzyknął z oburzeniem

 

– Już, już, daj mi chwilę – odparłam, po czym udałam się do kuchni.

 

Jedliśmy śniadanie, jak zawsze w ciszy. Antoni nie lubił rozmów podczas posiłków twierdząc, że to jedyny moment, kiedy może zebrać myśli. Na początku naszego związku starałam się go zrozumieć . Tak właściwie byłam zafascynowana całym tym poważnym światem, pełnym interesów, bankietów i zamożnych ludzi. Od jakiegoś czasu jednak cisza przy jedzeniu zaczęła mi doskwierać. Zapytałam więc:

 

-Jak ci smakuje?

 

Spojrzał na mnie z wyraźnym zdziwieniem w piwnych oczach. Chrząknął, po czym wytarł usta chusteczką.

 

– Dziękuję, dobrze.

 

Czekałam chwilę myśląc, że zada mi podobne pytanie, jednak były to złudne nadzieje. Po tym jak skończył jeść, usłyszałam tylko:

 

– Dziękuję.

 

– Proszę – odparłam powstrzymując rozdrażnienie wbijające się do mojego umysłu niczym drzazga.

 

Antoni tymczasem wstał od stołu i usiadł na kanapie obok. Przez dwa lata małżeństwa rzeczą oczywistą było to, że ja przygotowuję posiłek, a następnie ja po nim sprzątam. Tak byłam nauczona w domu. Kobieta ma usługiwać mężczyźnie. Z tym, że mama nigdy nie pracowała, a ja? Zabiegana od rana do nocy, nie miałam czasu na nic. Coś mnie tknęło. Spojrzałam w kierunku dostojnego małżonka, który ze stoickim spokojem czyścił okulary.

 

– Antoni, pomożesz mi?

 

Nie odrywając wzroku od czynności, jaką wykonywał odpowiedział:

 

– Nie pomogę.

 

– Dlaczego ?– zapytałam, z wyraźnym zdziwieniem w glosie.

 

– Znasz swoje miejsce.

 

Otworzyłam szeroko usta. Talerz, który trzymałam w dłoni upadł, rozbijając się na drobne kawałki. Szanowny mąż spojrzał, beznamiętnym wzrokiem, w kierunku białych fragmentów porcelany, kontrastujących z brązowym parkietem, po czym bez słowa wyszedł z jadalni. Klęknęłam, wlepiając oczy w ziemię. Fontanna frustracji wybiła, zalewając twarz potokiem łez. Dotarło do mnie, że jestem dla niego nikim. Usłyszałam kroki. Wrócił. Spojrzeliśmy na siebie. Wyciągnął rękę, najwyraźniej chcąc pomóc mi wstać. Z obojętnym wyrazem twarzy przemówił:

 

– Mario, jesteś niestabilna emocjonalnie.

 

– Przez ciebie!- krzyknęłam

 

Przewrócił oczami, po czym odparł:

 

– Nie będę tego słuchał. Mam dziś ciężki dzień.

 

– Ja naprawdę potrzebuję czegoś więcej…

 

– Dobrze, w takim razie zadzwonię dziś do przyjaciela. Jest wziętym psychiatrą. Z pewnością ci pomoże.

 

Pokiwałam przecząco głową. Antoni jednak już na mnie nie patrzył. Podniósł z krzesła czarny płaszcz, po czym bez słowa wyszedł z domu.

 

„Jak on mógł”, „Niech sam idzie do psychiatry” – burzliwe myśli piętrzyły mi się w głowie. Stałam, roztrzęsiona między salonem, a przedpokojem zatapiając wzrok w drzwiach wejściowych. Czułam że moje serce jest za nimi. Przez chwilę łudziłam się, że wróci, przeprosi, może nawet pocałuje. Niestety, ciemne wrota, za którymi zniknął, stały niewzruszone. Odwróciłam głowę. Oliwkowe ściany, z reguły uspokajające wzrok, teraz drażniły zapłakane oczy. Złote zdobienia mebli pokrywał kurz, a na perskim dywanie dostrzegłam plamę. Tego tylko brakowało. Jak ją zobaczy, zaraz będzie mówił, że to z pewnością ja ją zrobiłam.

 

 

Wtem, usłyszałam bicie zegara. Jednostajny odgłos wahadła wprowadził mój umysł w hipnotyczny stan. Stałam, jak zaczarowana, wpatrując się w platynowe wskazówki spoczywające na godzinie ósmej. Pomimo to, że gong z całą pewnością uderzył już osiem razy, nie zdawał się przestawać. Przenikał moją świadomość rozbrzmiewając w niej niczym mantra. Scalił się z umysłem i słyszałam go teraz w głowie, bił we mnie, kojąc zszarganą duszę. Zamknęłam oczy. Między kolejnymi uderzeniami powstał dziwny szum, przypominający zakłócenia fal radiowych. Wzięłam głęboki wdech. Niepokój zaczął zaznaczać swoją obecność przez nieprzyjemne mrowienie w żołądku. Otworzyłam oczy. Ku mojemu zdziwieniu otaczała mnie teraz ciemność. Moje ciało unosiło się w niej bezwładnie. Zobaczyłam przed sobą ekran, na którym wyświetlany był film. Po chwili zrozumiałam, że jest to wspomnienie wczorajszego dnia, zaczynające się w momencie gdy wyszłam z domu do pracy. W drodze do samochodu spotkałam dwie bliźniaczki mieszkające obok, następnie dziwnego mężczyznę:

– Dzień dobry – powiedział, gdy otwierałam drzwi od mercedesa – Poratuje pani złotówką?

 

Miał wyjątkowo zielone tęczówki i kręcone blond włosy. Nie zdążyłam usłyszeć własnej odpowiedzi, gdyż film zniknął. Zamiast niego pojawił się następny. Znowu ujrzałam tego mężczyznę, ale w zupełnie innej sytuacji. Stał w szarym pokoju z brudnymi ścianami. Na podłodze było pełno resztek jedzenia i walały się puszki po piwie. Patrzył czule w obiektyw.

 

– To co Marysiu, zrobisz mi strzała? – zapytał.

 

– Jasne – odparłam, po czym podeszłam do niego.

 

Podciągnął rękaw spranej bluzy. Miał spuchnięte żyły, a na skórze pełno śladów po igłach.

 

– No Rafałku, niedługo będziemy musieli poszukać nowego miejsca na tym ciele – powiedziałam wesoło

 

Wzięłam do ręki strzykawkę z brązowym płynem, po czym pewnym ruchem zrobiłam nakłucie.

 

Skierował wzrok ku górze.

 

– Bosko, skarbie, hera to po tobie moja największa miłość.

 

– Moja też – odparłam i pocałowałam go w czoło.

 

Poszłam chwiejnym krokiem do małej łazienki i spojrzałam w lustro. Miałam przerażająco chudą twarz, wypryski i przymrużone oczy z ogromnymi sińcami. Nagle straciłam równowagę i w ostatnim momencie złapałam się umywalki, by po chwili zwymiotować do niej żółtym płynem, zabarwionym na czerwono. Wytarłam twarz brudnym ręcznikiem i zaczęłam się głośno śmiać. Wróciłam do szarego pokoju. „Rafałek” siedział teraz na podłodze ze strzykawką w dłoni.

 

– Chodź piękna, twoja kolej – powiedział niewyraźnie

 

Podeszłam do niego i wystawiłam kościstą rękę. Wyglądała jeszcze gorzej niż jego. Na zgięciu była pokryta brunatnymi plamami. Mężczyzna pokiwał przecząco głową, po czym skwitował:

 

– Nie, wiesz przecież, że ty już musisz w nogę, nie ma tu miejsca.

 

– Ja się wczoraj jeszcze wkłułam tutaj – rzuciłam z wyraźnym rozżaleniem w głosie.

 

– Brałaś beze mnie! – krzyknął oburzony.

 

– Nie mogłam wytrzymać, musiałam.

 

– Obiecaliśmy sobie, że tylko razem! Nie starczy nam do końca miesiąca!

 

– Wiem, przepraszam. Stanę jutro z dziewczynami przy drodze ekspresowej i coś zarobię.

 

– Nie chcę, żebyś tam znowu stawała.

 

– To dla nas Rafałku, dla nas i dla niej – wskazałam palcem na strzykawkę – a teraz spróbuj, na pewno znajdziesz jeszcze miejsce.

 

Obraz rozmazał się, by po chwili złapać ostrość. Znowu przedstawiał wczorajsze wydarzenia. Jechałam teraz w mercedesie, słuchając utworu „Englishman in New York” Stinga. Zatrzymałam auto pod piekarnią, żeby kupić coś do jedzenia. Codziennie tam przystawałam w drodze do pracy.

 

– Dzień dobry – przywitałam się z wysoką ekspedientką – dla mnie to co zawsze.

 

Kobieta podała mi rogala z cynamonem, po czym zerknęła smutnym wzrokiem w kierunku drzwi wejściowych. Do sklepu wjechał szczupły brunet na wózku inwalidzkim. Posłał mi delikatny uśmiech.

 

Ekran wygasił się po raz kolejny. Chwilę później obraz wrócił. Leżałam teraz w łóżku, naprzeciwko mężczyzny z piekarni. Miał szeroko otwarte oczy. Ciężko oddychając wydusił z siebie:

 

– Marysiu, zaczyna się.

 

Wstałam szybko i podbiegłam do starej komody, na której było pełno leków. Sięgnęłam po brązową butelkę z dużym napisem „ACTH”. Wróciłam do mężczyzny, najwyraźniej chcąc wlać mu do ust trochę substancji. Niestety, miał mocno zaciśnięte szczęki. Zaczęła wydobywać się z nich krew. Jęczał z bólu. Jego kończyny były wyprężone i drgały. Po chwili zemdlał rozluźniając wargi. Od razu podałam mu lek. Spojrzałam na spodnie od piżamy, które miał na sobie. Pojawiła się na nich brązowa plama.

 

– Znowu – powiedziałam, po czym ściągnęłam je szybko.

 

Rozejrzałam się po pokoju. Najwyraźniej była to kawalerka z lekko zdartymi tapetami i starymi firanami. Podeszłam do szafki, będącej częścią małego aneksu kuchennego, po czym wyciągnęłam z niej miskę i gąbkę. Uklękłam nad nieprzytomnym mężczyzną i wymyłam go z fekaliów, tak jakbym robiła to już wiele razy. Następnie założyłam mu czyste spodnie. Co jakiś czas zerkałam na budzik koło łóżka.

 

– Jeszcze minuta Janku i bierzemy cię na pogotowie – wyszeptałam głaszcząc go po policzku.

 

Chwilę później otworzył oczy. Westchnął głęboko, po czym spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

 

– Te ataki są co raz gorsze – powiedział, sięgając ręką do moich włosów.

 

– Nie było tak źle – odparłam

 

– Gdyby nie ty, moja miłości…

 

Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem, po czym zapytał:

 

– Może zjemy coś kochanie?

 

– Jest tylko chleb – powiedziałam cicho

 

– Wiem, na nic więcej mi nie starczyło. Sterydy znowu podrożały – wybąkał

 

– Nie przejmuj się, poradzimy sobie – odparłam, po czym wstałam.

 

Poszłam po wózek inwalidzki i powoli pomogłam mu na nim usiąść. Udaliśmy się do aneksu kuchennego. Sięgnęłam po chleb i z trudem pokroiłam go tępym nożem. Wtem, usłyszałam jęk. Spojrzałam na Janka. Jego głowa była odchylona, a z ust leciała piana. Znowu zaczął się atak. Patrzyłam na niego chwilę, cały drżał. Wzięłam głęboki wdech, po czym skierowałam wzrok na podłogę. Zaczęłam płakać.

 

– Boże, daj mi siłę – łkałam, nie odrywając oczu od ziemi – już nie mogę, proszę daj mi siłę – powtarzałam, wycierając łzy.

 

Nagle usłyszałam straszny łomot. Wózek Janka przewrócił się. Jego kończyny były wykrzywione na wszystkie strony i nie przestawały drżeć. Pobiegłam znowu do komody z lekami po „ACTH”.

 

Obraz przeszedł mgłą, po czym zniknął. Ponownie wróciłam do wydarzeń z wczoraj. Szłam teraz po chodniku do pracy.

 

– Przepraszam, coś pani wypadło

 

Odwróciłam się. Ujrzałam łysego osiłka, trzymającego w dłoni moją bransoletkę. Po raz kolejny widok się zmienił. Siedziałam teraz obok niego w jakimś kabriolecie. Co chwilę trąbił i przeklinał. Jechaliśmy z dużą prędkością, przy której włosy co chwilę wchodziły mi do oczu. Mężczyzna był wyraźnie podniecony.

 

– Rozumiesz mnie kotku, co nie? – krzyczał patrząc na drogę.

 

– Tak, rozumiem Johnny – odparłam, kładąc mu dłoń na ramieniu.

 

– Wiesz, musiałem go zabić. Inaczej sypnąłby nas jak nic. Masz giwerę, schowaj.

 

Drżącą ręką podał mi pistolet. Włożyłam go do czarnej torebki z cekinami. Miałam długie bordowe paznokcie, ozdobione złotym brokatem.

 

– Gdzie kasa? – zapytałam.

 

– W bagażniku.

 

– Co?! – wrzasnęłam.

 

– Wiem, wiem, zaraz wyrzucimy gdzieś te zwłoki.

 

– Chcę już być w Kanadzie – westchnęłam

 

– Ja też. Najważniejsze, że jesteśmy razem – włożył mi włosy za ucho, zerkając na mnie kątem oka.

 

Wtem usłyszeliśmy wycie syreny. Spojrzałam do tyłu.

 

– Johnny, policja!

 

– Nie damy się tym patałachom!

 

Usłyszałam intensywny dźwięk silnika, który przyspieszał w zawrotnym tempie. Po chwili wjechaliśmy do lasu. Pędziliśmy wąską droga między świerkami. Dźwięk syreny podążał za nami. Nagle, z naprzeciwka wyjechał drugi policyjny samochód.

 

– Tylko nie to! – krzyknął, po czym skręcił ostro w prawo.

 

Wjechaliśmy do rowu. Auto przewróciło się na bok, a Johnny przyciskał mnie teraz do ziemi.

 

– Nic ci nie jest? – zapytał, obserwując mnie intensywnie

 

– Nie, a tobie?

 

– Chyba nic, Marysiu nie pozwolę cię skrzywdzić słyszysz?

 

– Tak – odparłam przez łzy.

 

– Podaj mi broń.

 

– Nie Johnny, nie wygrasz z nimi

 

Sięgnął sam do mojej torebki, która leżała teraz na trawie.

 

– Zaraz zacznę strzelać, a ty powoli czołgaj się w stronę krzewów, rozumiesz?

 

– Nie! Nie opuszczę cię!

 

– Marysiu, proszę, zrób to dla nas. Odnajdę cię, obiecuję.

 

Złapał mnie za twarz i pocałował. Z jego oczu poleciały łzy.

 

– Nie kłam. – szlochałam

 

Klęknął na ziemi traktując samochód jak tarczę, po czym przeładował pistolet.

 

– Proszę, idź już. – rzucił, patrząc przed siebie.

 

Zaczął strzelać. Po chwili usłyszałam krzyki policjantów i strzały z ich strony. Zamiast uciekać, patrzyłam na niego, jakby czekając na koniec, który był oczywisty. Wtem, jego głowa odchyliła się. Dostał w sam środek czoła. Podpełzłam do niego. W szeroko otwartych oczach zobaczyłam śmierć.

 

Ekran znowu wygasł. Nie ujrzałam już żadnego filmu. Nagle ciemna otchłań przeobraziła się w białe światło, które drażniło moje źrenice. Musiały być teraz niczym czarne nitki na błękitnym płótnie. Schowałam oczy w dłoniach.

 

Chwilę później usłyszałam spokojny głos Antoniego:

 

– Maria, co ty wyprawiasz?

 

Zsunęłam ręce z twarzy. Znowu stałam, między salonem a przedpokojem, otoczona oliwkową barwą ścian. Popatrzyłam w kierunku zegara. Jasnozłote wahadło nie poruszało się.

 

– Maria – powtórzył Antoni

 

Spojrzałam na szanownego męża. W jego piwnych oczach obojętność mieszała się z pogardą. Rzuciłam mu takie samo spojrzenie i nie odpowiedziałam. Już nigdy nic ode mnie nie usłyszał.

 

 

Koniec

Komentarze

Tak, tak. Zawsze twierdziłem, że wszyscy mężczyźni to ch… A kobiety, to ci… Naiwne, łoptaologiczne, a mimo to doczytalem końca. Żałuję, ale można popatrzeć na to z drugiej strony: naprawdę dawno nie przeczytałem tak długiego opowiadania. 

Dzięki za komentarz, więc chyba jednak coś Cię w nim wciągnęło :))

Napisane całkiem dobrze, gdyby nie pewne hm… niezręczności np. Nie odrywał wzroku od czynności, którą wykonywał – czy można patrzeć na czynność? wrota… – w domu? Ten synonim baardzo nie pasuje. wspomnienie wczorajszego dnia, w którym moje oczy były kamerą – naprawdę? :D Musisz bardziej uważać na tego typu kwiatki, bo z opowiadania robi się kabaret.

>> Przyciągnął mój wzrok w ostatniej chwili, gdy już wychodziliśmy z paryskiego jarmarku. Stanęłam przy nim, a starsza pani, która go wystawiała, niespodziewanie złapała mnie za rękę. Kiwnęła potakująco głową, jakby odpowiadając na kłębiące się w moich myślach pytanie: „Czy warto?” Antoni początkowo był przeciwny, ale w końcu zdołałam go namówić. W ten sposób tydzień temu opuściliśmy Francję, wioząc w bagażniku stary zegar z jasnozłotym wahadłem. << – Błąd w narracji!  Dopiero na końcu wyjawiasz czytelnikowi, że to był zegar. Dobry opis, ale w złym miejscu wyjaśniasz, o co chodzi. To trochę razi, i stąd jest to błąd w narracji.

 

>> Ozdabiał teraz ścianę w przedpokoju. Szanowny małżonek, po kilku dniach, w końcu go zawiesił. << -– zła kolejność. Najpierw info o zawieszeniu zegara, a potem że zdobił ścianę.   >> Od razu podeszłam do francuskiego znaleziska i nakręciłam mechanizm. << -– ZNALEZISKO – znalazła to, czy kupiła? Nie pasuje to słowo „znalezisko”, bo pasuje do wykopalisk.

>> – Sam się na to zgodziłeś. – odparłam przecierając szmatką szklaną szybę (.) << -– błąd w dialogu. Bez kropki przed „odparłam”.

 

 

>> Przez dwa lata małżeństwa rzeczą oczywistą było to, że ja przygotowuję posiłek, a następnie ja po nim sprzątam. Tak byłam nauczona w domu. Kobieta ma usługiwać mężczyźnie. Z tym, że mama nigdy nie pracowała, a ja? Zabiegana od rana do nocy, nie miałam czasu na nic. Coś mnie tknęło. Spojrzałam w kierunku dostojnego małżonka, który ze stoickim spokojem czyścił okulary. << -– Nie potrzebne powtórzenia i zaimki.

 

 

 

>> drzwi wejściowe. ciemne wrota.<<  -– Raz wrota, raz drzwi opisujesz. Zdecyduj się, bo dwa różne słowa. Oczywiście synonimy, ale… nie pasują do opisu mieszkania. Co oni, w warownym zamku na skale mieszkali?

>> Stałam(,) jak zaczarowana, wpatrując się w platynowe wskazówki spoczywające na godzinie ósmej.<< -– Po co ten przecinek? No i raz piszesz o platynowym kolorze wskazówek, a raz o złotych. Wierz mi, to dwa bardzo różniące się od siebie kolory, jak i pierwiastki rodzime. Kruszce. Metale.   >> Pomimo to, że gong z całą pewnością uderzył już osiem razy, nie zdawał się przestawać. Wręcz przeciwnie, dźwięk był co raz głośniejszy, przenikał moją świadomość rozbrzmiewając w niej niczym mantra. Scalił się z umysłem i słyszałam go teraz w głowie, bił we mnie, kojąc zszarganą duszę. Zamknęłam oczy. Między kolejnymi uderzeniami powstał dziwny szum, przypominający zakłócenia fal radiowych. Wzięłam głęboki wdech. Niepokój zaczął zaznaczać swoją obecność przez nieprzyjemne mrowienie w żołądku. Otworzyłam oczy. Ku mojemu zdziwieniu nie byłam już w domu, ale w czarnej otchłani. Moje ciało unosiło się w niej bezwładnie. Zobaczyłam przed sobą ekran, na którym wyświetlany był film. Po chwili zorientowałam się, że jest to wspomnienie wczorajszego dnia, w którym moje oczy były kamerą. Początek to moment, kiedy wyszłam z domu do pracy. W drodze do samochodu spotkałam dwie bliźniaczki mieszkające obok, następnie dziwnego mężczyznę: <<   Przepraszam, ale dalej już nie dałem rady. Utonąłem w bagnie powtórzeń (głównie czasownika BYĆ), zaimkozy i kiepskich sformułowań typu: moje oczy były kamerą.   Masz ogromną tendencję do pisania dziwnych zdań. Mieszania szyku zdań. Za dużo powtórzeń i zaimków. Może i byłby to ciekawy tekst z pomysłem, ale potencjał nie został wykorzystany. Tekst stracił na wartości i malał wraz z ilością tych błędów. Słaby tekst. Mógł jeszcze dojrzeć w szufladzie / folderze na dysku. Szkoda.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Ciekawy pomysł. Tekst skłania do myślenia.

Babska logika rządzi!

Bardzo dziekuję za komentarze. Szkapa, mkmorgoth– Przepraszam Was za ta kamerę – dramat. Poprawiłam już :)              i zmieniłam akapit, w którym moja bohaterka przechodzi do alternatywnej rzeczywistości – mkmorgoth – dzieki za zwrocenie uwagi na "być" zbyt wiele razy tego uzyłam faktycznie! Jeżeli masz ochotę to proszę zerknij jeszcze raz, może tym razem będzie choć odrobinę bardzije zjadliwe dla Ciebie i jakoś przeczytasz do końca, super piszesz i jestem ciekawa Twojej opinii :)) Finkla, dziękuję za miłe słowa. Trzymajcie się ciepło :)

@alqa: Dziękuję za miłe i ciepłe słowa uznania. Taką tu pełnię rolę: czytam i recenzuję opowiadania, czasem rzucę garść porad. Co do Twojego opowiadania. Teraz, po zastosowaniu kilku poprawek, jest trochę lepiej. Nadal widzę kilka zaimków i drobnych błędów wyzierających ponad strukturę tekstu, ale to Twój świat, Twoja proza. Doczytałem mimo to, bo byłem ciekaw. Interesujący tekst, ale do ideału trochę mu brakuje. Spodobała mi sie koncepcja. Myślę, że dobry tekst jest wciaż przed Tobą, tylko musisz ćwiczyć i bardziej zwracać na niepotrzebne słowa; odnajdywać je i wywalać. A teksty, które napiszesz: czytać i poprawiać, czytać i poprawiać. No i odkładać teksty na bok. Wróć po kilku tygodniach. Do tego też. Zobaczysz to, co teraz nie widzisz. Życzę powodzenia i czekam na kolejne, dopracowane teksty.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

mkmorgoth – masz rację, tekst jest  świeży, stworzony w sobotę. Powinien dojrzeć. Na pewno jak wrócę do niego za jakiś czas, wyostrzą mi się błędy, których teraz nie widzę. Cieszę się, że doczytałeś tym razem do końca i że koncepcja Cię zainteresowała :) Dziękuję za poświęcony czas, pozdrawiam :)

Wyrazów zachwytu nie będzie, ale niczego z przeciwnego bieguna także nie będzie.    Podoba mi się "słaby", to znaczy nie wyeksponowany nachalnie, element fantastyczny. Przegląd alternatyw wydaje mi się nazbyt jednostronny, jak gdyby Autorka chciała powiedzieć: nie płacz, mogło być gorzej… no, ale to wola i wybór Autorki.   (Posłuchaj, algo, mkmorgotha…)

AdamieKB, napisałam, że tekst skłania do myślenia, bo (według mnie) przegląd pokazuje, że nie wiadomo, czy mogło być gorzej, czy lepiej… Ale Ty jesteś mężczyzną, patrzysz inaczej. Ja widzę wieloaspektowość zamiast jednostronności. PS. Miło znowu Cię czytać. :-)

Babska logika rządzi!

:-)  No tak, niebacznie wychyliłem się z opinią zbyt odmienną od zaprezentowanej przez Koleżankę i już mi się dostało, że inaczej, wąsko patrzący, bo mężczyzna…  :-)   Ale nie, płci nie zmienię, żeby nie wiem co.  :-)   Ale PS łagodzi mój stres.  :-)  

O jejku, jejku! Nic Ci się nie dostało, nie udawaj. ;-) Ty przedstawiłeś swoją opinię, ja swoją. Obydwoje mieliśmy do nich prawo. Zdania trochę się różniły. Wydawało mi się, że wiem dlaczego i wiedzą się (nieopatrznie?) pochwaliłam. Z reguły jesteś ciekaw świata, więc próbowałam odrobinkę wytłumaczyć babski punkt widzenia. Wytłumaczyć, nie nawrócić, nie przekonywać, że jest jedynie słuszny. "Inaczej" nie znaczy "gorzej". "Wąsko" też tego nie oznacza. Czasami bardziej przydaje się świeczka, czasami laser. Ergo: płci nie zmieniaj, żeby nie wiem co. ;-) I wcale nie chciałam Cię stresować. Mam przeprosić?

Babska logika rządzi!

Jejku, jejku, nie zauważyłaś uśmiechajek?   Na myśli miałem inny stres.

A wiesz, że nie? Tak się skoncentrowałam na literkach, że pozostałe szczegóły mi umknęły. Skoro łagodzi, to w porządku. :-) Przepraszamy Autorkę za offtopowanie.

Babska logika rządzi!

AdamKB, Finkla- bardzo dziękuję za opinie, cieszę się, że  każdy rozumie tekst na swój sposób, to dla mnie ważne.Ja tu właśnie stawiam pytanie. "Czy warto?" na które odpowiedzi jest wiele. Oczywiście zanim wrzucę kolejny tekst, z pewnością już odleży swoje na dysku, żeby pozbawić go zbędnych dodatków:) Pozdrawiam.

Stawiasz pytanie, Koleżanko, takie z serii pytań bez jednoznacznej odpowiedzi – ale to dobrze, to zgadza się z życiową praktyką, z zawsze obecną niepewnością, czy można było, czy trzeba było inaczej… Ilu pytających, tyle odpowiedzi, ilu czytających, tyle opinii. Samo życie; nieprawdaż? Bardzo nam miło, że zapowiadasz następny tekst.

Muszę przyznać, że trafnie to podsumowałeś, nie umiałabym lepiej :) Postaram się za jakiś czas znowu coś wrzucić. Dopiero zaczynam i bardzo mi zależy na opiniach bardziej doświadczonych osób. Pozdrawiam serdecznie.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Anet cieszę się, dzięki za komentarz :)

No – przeczytałem. Wydaje mi się, że takie liniowe przedstawienie alternatyw nie służy literackości tekstu. Być może trafniejszym byłoby ukazanie większego kawałka życia bohaterki i wplecenie w narrację tych rozszczepień rzeczywistości. Jak na początek to nie jest źle, ale musisz bardziej pilnować również kwestii zapisu, takich jak interpunkcja i dialogi.

I po co to było?

syf– dziękuję za komentarz, ciekawe spostrzeżenie. Będę je miała na uwadze, a nad interpunkcją cały czas pracuję :)

Nowa Fantastyka