- Opowiadanie: Szkapa - Sprzeczka działkowiczów (Konfrontacja 2013)

Sprzeczka działkowiczów (Konfrontacja 2013)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Sprzeczka działkowiczów (Konfrontacja 2013)

Napadł na nią bez ostrzeżenia, lecz była na to gotowa. Walnęła go torbą w łeb. Uderzenie pchnęło starego na drucianą siatkę, otaczającą jeden z ogródków działkowych.

Odbił się od ogrodzenia i natychmiast spróbował kopnąć Halinę w nos. Zrobiła lekki unik, po czym, odrzuciwszy torbę, złapała Władysława serią lewych prostych, zakończoną soczystym podbródkowym, który rzucił go na kolana.

– Robisz postępy – wyszeptał, patrząc na kobietę z niedowierzaniem. Miała najwyżej metr pięćdziesiąt wzrostu, a jej szara garsonka nie mogła skrywać więcej, niż pięćdziesiąt kilogramów wysuszonego ciała.

– Nie, to ty zramolałeś w tych sanatoriach – odcięła się, przyjmując pozycję czapli. Uniosła ręce i stanęła na jednej nodze, drugą zginając w kolanie pod kątem prostym.

Zaatakował z szybkością dzikiego kota. Wykonując błyskawiczny piruet poczuła, jak jakiś metalowy przedmiot rozrywa jej policzek. Odskoczyła na prawo, dostrzegając kątem oka, że Władysław ściska w dłoni małe, ociekające krwią grabki.

– Jeden do jednego! – krzyknął i ruszył z impetem. Przedramieniem odbiła pędzącą ku jej twarzy, obutą w sandał stopę, przeturlała się kilka metrów, po czym skoczyła niczym uwolniona z uścisku sprężyna. W ostatniej chwili. Ułamek sekundy później grabki, po trzonek wbiły się w miejsce, gdzie jeszcze przed momentem znajdowała się

jej głowa.

Halina wykonała trzy zgrabne salta i wylądowała tuż obok swojej torby z zakupami. Wyszarpnęła z niej parasolkę i cisnęła nią w nacierającego Władysława. Ostry, metalowy szpic wbił się w jego ramię. Zaskoczony starzec syknął z bólu i wściekłości. Ruszył do kolejnego ataku. Był teraz ostrożniejszy. Zbliżał się powoli, niespuszczając z oczu jej ruchliwych dłoni.

Następny rzut. Duży kawał surowej wołowiny pomknął w kierunku prześladowcy. Chwycił mięso w zęby, po czym połknął je z łapczywością, jakiej nie powstydziłby się wygłodniały wilk.

– Dobra wołowinka – powiedział, rozciągając usta w drapieżnym uśmiechu. – Od Wasiakowej?

Skinęła poważnie głową.

– Tak. Kupiłam ją dla mojego psa – odparła, szykując się do skoku. – Była zepsuta.

Zdumienie, jakie wykwitło na twarzy Władysława trwało tylko chwilę, ale to jej wystarczyło. Wykorzystując element zaskoczenia, odbiła się obiema nogami od trawnika i, wykonawszy w powietrzu pełny obrót, spadła na starego jak jastrząb. Gruby, szeroki obcas pantofla uderzył go w skroń z siłą kowalskiego młota.

Władysław zatoczył się do tyłu, potrząsając głową. Natarła nań znowu, nie dając mu szansy na otrzeźwienie, lecz tym razem to on ją zaskoczył. Instynktownie pochylił się w chwili, kiedy noga Haliny ze świstem przecięła powietrze tuż nad jego łysiną. Prawą ręką złapał kobietę za kostkę i szarpnął w przód. Babka runęła na wznak,

wijąc się na trawniku, próbując wyzwolić się z żelaznego uścisku. Spódnica zawinęła się jej na brzuch, odsłaniając nagie, pomarszczone niczym suszona śliwka uda.

 

Uśmiechając się lubieżnie, Władysław zwalił się na rywalkę całym ciężarem stukilogramowego cielska. Nie miał czasu na podziwianie widoków. Ogromną dłonią chwycił ją za szyję i zacisnął palce. Halina zacharczała

– Mówiłaś coś, kochanie? – spytał, wciąż wzmacniając uścisk.

Charkot uwiązł jej w gardle, wybałuszone oczy sprawiały wrażenie, jakby miały zamiar wyskoczyć z czaszki. Desperackim szarpnięciem wyzwoliła spod przygniatającego ją ciała kolano i z całej siły kopnęła Włodzimierza w krocze.

Bez rezultatu. Cholerny bydlak nawet nie jęknął. Oplatające się wokół szyi paluchy zacisnęły się jeszcze mocniej i poczuła, że zaczyna tracić siły. Na czoło wystąpiły jej grube krople potu, a skronie zaczęły pulsować ostrym bólem. Jej ciało rozpaczliwie domagało się powietrza.

Władysław czuł, jak kobieta więdnie. Nie zwalniając uchwytu podsunął się nieco wyżej i usiadł na niej okrakiem. Choć kolano Haliny nie trafiło do celu, nie chciał dawać jej drugiej szansy.

 

Miała wrażenie, że spada; że jej umysł pogrąża się w mrocznej otchłani. W ostatnim przebłysku świadomości przypomniała sobie coś, od czego mogło zależeć jej życie. Przesunęła dłoń na kolano Władysława, a potem jej palce prześlizgnęły się po wewnętrznej stronie jego uda. Znalazła to, czego szukała znacznie niżej, niż się

spodziewała. Stary dziadyga wciąż nie nosił gaci, a jego wysłużone klejnoty najwyraźniej nie były w stanie przeciwstawić się grawitacji.

Zacisnęła mocno palce i w tej samej chwili oboje usłyszeli trzask, przypominający odgłos pękających orzechów. Władysław wygiął się w tył i zawył jak kastrowany knur, po czym osunął się bezwładnie na trawę.

 

Kobieta wciągnęła do płuc hałst powietrza i podniosła się z ziemi. Nie miała czasu do stracenia. Ostrożnie podeszła do starego od tyłu i z całym impetem wbiła mu gruby obcas tuż pod potylicę. Rozległo się ciche chrupnięcie, a w chwilę po tym głowa Władysława wygięła się pod dziwacznym kątem. Jego ciało zadygotało w

przedśmiertnej konwulsji i znieruchomiało na dobre.

Koziołkując, otoczyła go szerokim łukiem i zatrzymała się w miejscu, z którego mogła spojrzeć na jego twarz. Tak jak się spodziewała – Władysław wciąż żył. Był sparaliżowany od szyi w dół, jednak nadal rzucał pełne grozy spojrzenia, a usta wykrzywiał mu złośliwy uśmiech.

– Nigdy nie wiedziałeś kiedy się poddać, co? – odezwała się, patrząc na niego z nieskrywaną pogardą.

– Naucz mnie, jak się to robi – odrzekł, mrugając porozumiewawczo.

To ją zabolało. Trafił w jej czuły punkt i wiedział o tym doskonale, a ona wiedziała, że on wie. Tak, kiedyśmusiała się poddać i przez te wszystkie lata nie było nawet jednego, parszywego dnia, w którym nie czułaby smaku porażki.

– Bydlak! – krzyknęła. W nagłym przypływie wściekłości podbiegła i czubkiem pantofla kopnęła go w szczękę. Podświadomie zdawała sobie sprawę, że popełnia błąd, jednak emocje wzięły górę nad rozsądkiem. W jej fachu mogło oznaczać to śmierć.

 

Błyskawicznie odskoczyła w bok, czując, jak wypluty przez Władysława ząb przebija jej prawy biceps, przechodzi przez kość i wydostaje się na zewnątrz, rozrywając na strzępy tylną część ramienia. Siła uderzenia wybiła ją z rytmu. Potknęła się o własną nogę i w ostatniej chwili wyciągnęła przed siebie lewą dłoń, ratując się przed

upadkiem. Wsparta o trawnik ręka wyprostowała się, wyrzucając ciało nogami do góry. W chwili, kiedy osiągało pion, Halina poczuła przeszywający ból w piersi. Drugi pocisk wszedł pod prawą łopatką, przeleciał przez płuco i wystrzelił z sutka, zmieniając go w krwawą różę.

– To za moje jaja! – wrzasnął Władysław i roześmiał się gromko.

Halina dotknęła pantoflami ziemi po to tylko, aby odbić się do kolejnego skoku. Wykonując w powietrzu skomplikowane ewolucje, których celem było zmylenie przeciwnika, nie miała wątpliwości, iż żyje jeszcze tylko dlatego, że stary dziadyga był zbyt próżny, aby nie roześmiać się z własnego żartu. To ją ocaliło. Ze świstem przeleciała ponad górą nieruchomego cielska, uciekając z pola rażenia.

Odetchnęła z ulgą. Była już bezpieczna – przynajmniej przez jakiś czas. Pełna regeneracja tkanek następowała po dwóch godzinach, jednak Halina wolała nie czekać ani chwili. Wreszcie nadarzała się okazja, żeby skończyć z Władysławem raz na zawsze.

Podniosła ciężką torbę i, podchodząc od tyłu, z całej siły walnęła go w czaszkę. Powtórzyła cios dwukrotnie, następnie opróżniła torbę z zakupów i nałożyła mu ją na głowę. Siadła za nim okrakiem, oparła stopy o jego ramiona i oburącz chwyciła go za podbródek. Choć prawe ramię paliło ją żywym ogniem a przedziurawiona pierś

świszczała przy każdym oddechu, zadanie należało wykonać do końca. Odniesione w walce rany, poza tym, że sprawiały ból, nie mogły przecież na dłuższą metę wyrządzić jej żadnej szkody.

Wyprężyła się do tyłu i, napinając mięśnie, pociągnęła z całej siły. Szyja Włodzimierza początkowo stawiała opór, lecz po chwili zaczęła się wyciągać, jak guma od gaci. Wkrótce Halina usłyszała trzask pękającej skóry. Zaciskając zęby, z czerwoną od wysiłku twarzą, szarpnęła jeszcze mocniej. Więzadła puściły – głowa trzymała się tułowia już tylko na rozciągniętych ścięgnach. Obróciła ją kilkakrotnie i pociągnęła ostatni raz. Ścięgna ustąpiły.

Dysząc ciężko, Halina odstawiła na bok torbę i pochyliła się nad ciałem Władysława. Z jego porozrywanych tętnic, zamiast krwi, zaczęła wysączać się błękitna mgiełka.

Po chwili uformowała się w dwie długie kreski, które kobieta wciągnęła nosem. Jej rany momentalnie znikły, ciało odmłodniało o pięćdziesiąt lat.

 

Piękna, dwudziestoletnia, ostatnia z nieśmiertelnych podniosła się z ziemi i wydała dziki okrzyk triumfu.

Koniec

Komentarze

Literufkę masz Chabeto w Konfabulacji w tytule i Beryl ledwo wszedł w reakcję ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

…Szkapo. Przed kilku laty czytałem książkę – powieść pt. :Nieśmiertelny". Podejrzewam, że i Ty ten horror znasz. Niektóre motywy, wypisz, wymaluj są z tej obszernej powieści. Pozdrawiam.

@ryszard Nie wiem, co Cię podkusiło, żeby czytać akurat ten mój tekst – przestrzegałem. W każdym razie dzięki za komentarz. Pisząc o niektórych motywach wyjętych z "Nieśmiertelnego" miałeś chyba na myśli cztery ostatnie zdania, bo nie wyobrażam sobie, żeby w którejkolwiek powieści odbyła się tak absurdalna walka ;). Książki, o której mówisz, nie czytałem. Oglądałem dawno temu film i stąd pomysł wyjaśnienia sceny, ale to raczej pastiż.

Tak w ogóle, to moja pierwsza, dość karkołomna próba opisania walki. Niestety, nie jestem w stanie w tak krótkim czasie wyłapać błędów a podejrzewam, że musi być ich sporo. Pisanie tej scenki kojarzyło mi się z rozwiązywaniem łamigłówki.

Sprawnie napisany, dynamiczny tekst. Jest i humor, są i emocje, ale wszystko owiane oparami absurdu na tyle, że miałem pewne problemy ze zwizualizowaniem sobie części opisanych zdarzeń. Logika, fabuła, opis otaczającego świata – tego nie miało być z założenia, więc choć brakuje paru elementów charakteryzujących opowiadanie, tekst wpisuje się świetnie w ramy konkursu. Przeczytałem z przyjemnością.

@unfall No cóż. Nie spodziewałem się żadnych pozytywnych komentarzy, a tu niespodzianka. Dzięki za przeczytanie. Co do opisów i fabuły – było tego więcej, ale wrzuciłem tylko samą walkę, żeby nie dręczyć Loży ;-).

Szkapo, a kto wziął Władysławowy odcinek z rentą??

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Jak widzę, niektórzy ostro polecieli w absurd – ale cóż robić przy takiej konkurencji? ; P W sumie całkiem się podobało. Może nie wszystko (Unfall ma rację, czasem było trudno zwizualizować), ale ogólnie rzecz biorąc – fajne ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Wyprowadziłeś mnie w pole, Szkapo.

Byłam przekonana, że powodem walki jest zazdrość, bo któreś z nich wyhodowało np. piękniejszą różę albo smaczniejszą sałatę, a tu nic z tych rzeczy.

Niezwykle malowniczo i rzetelnie opisałeś zażarty pojedynek, realistycznie do tego stopnia, że miałam wrażenie obserwowania starcia zza siatkowego ogrodzenia. Dobra robota.

 

„A poza tym, nic na działkach się nie dzieje…”

 

„…odrzuciwszy torbę, złapała Władysława serią lewych prostych…” –– Wolałabym: …odrzuciwszy torbę, dopadła/ trafiła Władysława serią lewych prostych

 

„Wyszarpnęła z niej parasolkę i cisnęła nią w nacierającego Władysława”. ––Może: Dobyła parasolkę i cisnęła nią w nacierającego Władysława.

 

„Ostry, metalowy szpic wbił się w jego ramię. Zaskoczony starzec syknął z bólu i wściekłości”. –– Zbędny zaimek. Wiemy w kogo celowała i kto został trafiony.

 

„Zbliżał się powoli, niespuszczając z oczu jej ruchliwych dłoni”. –– Zbliżał się powoli, nie spuszczając z oczu jej ruchliwych dłoni.

 

„Zdumienie, jakie wykwitło na twarzy Władysława…” –– Zdumienie, które wykwitło na twarzy Władysława

 

„Babka runęła na wznak, wijąc się na trawniku, próbując wyzwolić się z żelaznego uścisku. Spódnica zawinęła się jej na brzuch, odsłaniając nagie, pomarszczone niczym suszona śliwka uda”. –– Może: Babka runęła na wznak, gwałtownymi skrętami ciała próbując wyzwolić się z żelaznego uścisku. Spódnica, zadarta aż na brzuch, odsłoniła nagie, pomarszczone niczym suszona śliwka, uda.

 

„Uśmiechając się lubieżnie, Władysław zwalił się na rywalkę…” –– Z lubieżnym uśmiechem, Władysław zwalił się na rywalkę

 

„Oplatające się wokół szyi paluchy zacisnęły się jeszcze mocniej…” –– Oplecione wokół szyi paluchy zacisnęły się jeszcze mocniej

 

„Na czoło wystąpiły jej grube krople potu, a skronie zaczęły pulsować ostrym bólem. Jej ciało rozpaczliwie domagało się powietrza”. –– W drugim zdaniu wystarczy: Ciało rozpaczliwie domagało się powietrza.

 

„Miała wrażenie, że spada; że jej umysł pogrąża się w mrocznej otchłani”. –– Zbędny zaimek.


„Przesunęła dłoń na kolano Władysława, a potem jej palce prześlizgnęły się po wewnętrznej stronie jego uda”. –– Wiemy czyje są dłoń i palce, wiemy po czyim udzie pełzną.

 

„Kobieta wciągnęła do płuc hałst powietrza i podniosła się z ziemi”. –– Kobieta wciągnęła do płuc haust powietrza i podniosła się z ziemi.

 

„Rozległo się ciche chrupnięcie, a w chwilę po tym głowa Władysława wygięła się pod dziwacznym kątem”. –– Rozległo się ciche chrupnięcie, a chwilę potem głowa Władysława opadła pod dziwacznym kątem.

Głowa chyba nie może się wyginać.

 

„Tak, kiedyśmusiała się poddać…” –– Brak spacji.

 

Trochę przeszkadzał mi nadmiar zaimków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję wszystkim za komentarze. @regulatorzy "…realistycznie do tego stopnia, że miałam wrażenie obserwowania starcia zza siatkowego ogrodzenia." Dziękuję. Wspaniały komplement.

Zwykły dzień na działce rekreacyjnej :) Podobało mi się. 

Fantastycznie absurdalne :) Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Scenka starszych państwa, walczących w sposób tak epicko ekstremalny przyprawiła mnie o zachwyt i uśmiech. Tekst zdecydowanie udany, co by nie powiedzieć.

Wow! Wielkie dzięki.

Nowa Fantastyka