- Opowiadanie: kaiju - Ustrojstwo

Ustrojstwo

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ustrojstwo

To opowiadanie pierwotnie zostało napisane na konkurs Łukasza Śmigla. Tematem konkursu było: "Spróbujcie wyobrazić sobie daleką, lub niedaleką przyszłość, w której Voyager-1 niespodziewanie wraca na ziemię…", miało być bardzo krótko (chyba do 3 000 znaków) i raczej niepoważnie. Opowiadanko konkursu nie wygrało, daję tutaj, a nuż komuś świstek się spodoba.

*

Było to jedno z tych wydarzeń historycznych, które uznano za znaczące dopiero po jakimś czasie, przez przypadek i z wielkimi oporami, głównie dlatego, że mało kto chciał przyznać, że ludzkość popisowo się zbłaźniła.
Spadające z nieba rzeczy nie były specjalną nowością na Florydzie. Tamtejsi ludzie byli już przyzwyczajeni do tego, że nagle coś może rozbić im się na głowie – a to żrące guano mew pasionych na chemicznych odpadkach, a to granat zrzucony przez przelatującego akurat w pobliżu robota zwiadowczego, jeśli ten akurat będzie miał zły okres w swoim cyklu i postanowi pognębić jeszcze trochę niedobitki ludzkości. Całe szczęście, że w tym rejonie guano spadało częściej niż roboty. Łatwiej było się przed nim ochronić za pomocą papierowej czapki.
Upadek starożytnego Voyagera został więc zaobserwowany ledwo przez dwie osoby i potraktowany cokolwiek podejrzliwie.
– Pułapka – zakomunikował Szabrownik, patrząc pytająco na stojącego nieopodal i wpatrującego się w dal Michała. Przesłonił ręką oczy, aby lepiej widzieć w piekącym słońcu. Szabrownik miał minus trzy dioptrie wady wzroku, ale zapewne nie potrafiłby powiedzieć, co to jest ta cała dioptria i co powinien z nią zrobić. Wiedział tylko, że widzi coraz gorzej, a że los ślepca bez opieki zdecydowanie nie był godny pozazdroszczenia, przygarnął jakiś czas temu sierotę, aby ktoś mu mógł podać puszkę z cienką lurą na starość.
Michał, który z oczami miał wszystko w porządku, pokręcił głową.
– Złom. Walło w ziemię z takim impetem, że nawet jeśli lecąc nie było złomem, to teraz jest.
Szabrownik rozważył wszystkie za i przeciw. Jeśli to uszkodzona lub wyczerpana jednostka bojowa, istniała możliwość, że po sprzedaniu obwodów zostaną bogaci. Jeśli to jednostka uszkodzona niedostatecznie, najprawdopodobniej zostaną martwi. Jeśli to pułapka…
Pot spłynął mu po poznaczonym bruzdami czole.
– Bierz kijaszka i idziemy.
Kijaszek był w rzeczywistości mniej więcej połową jakiegoś starego modelu strzelby, podłączonej do zbiornika ze szlamem, jak nazywano substancję, którą roboty lubiły oblewać ludzi, gdy akurat skończyły im się granaty. Szlam uszkadzał jedynie organiczne tkanki, ale na maszynę zawsze można było się zamachnąć lufą.
Dojście do niewielkiego krateru, jaki wybił spadający obiekt, zajęło im raptem kilka minut przedzierania się po ruinach. Podeszli ostrożnie, Michał pierwszy, na kolanach przysuwając się do krawędzi i ledwo rzucając okiem na leżący na dnie złom.
– Martwy – rzucił niepewnie. Nigdy nie widział czegoś takiego. Na pewno obiekt był czymś w rodzaju robota lub pojazdu, dość niewielkim, ważącym może z tonę, jednak nie zgadzał się stopień uszkodzeń – ustrojstwo wyglądało na praktycznie nietknięte. Możliwe, że miało to związek z otaczającymi go wokół kawałkami lśniącego butelkową zielenią materiału, Michał jednak znał się na technologii na tyle, że wiedział, kiedy należy przed nią uciekać. Został dźgnięty przez Szabrownika palcem pomiędzy żebra, ostrożnie zaczął więc schodzić na zwiady, potykając się nierównym, spadzistym terenie i nie spuszczając urządzenia z oczu. Te ani drgnęło, jakieś kable i rusztowania wystawały mu z mechanicznych trzewi. Czy tak wyglądał wyflaczony robot? Chłopak podszedł na tyle blisko, aby móc dgnąć dziwne znalezisko kijaszkiem. Wobec braku reakcji dźgnął je z większym entuzjazmem.
– Schodź! – krzyknął do Szabrownika, kopiąc w obudowę. – Nie wiem, co to jest!
– To raczej nie jest zachęcające!
Szabrownik zszedł jednak do niego i, udając znawcę, popukał w metalowy talerz.
– To stacja badawcza.
– Co?
– Stacja badawcza. Od starego typu zwiadowczego, z pierwszej fali. – Szabrownik mówił z przekonaniem, próbując otworzyć metalową puszkę, będącą rdzeniem urządzenia. – Rozumiesz, wykrywało ludzi, aby… Zresztą, nie ważne, tylko co to stare chujstwo robi tutaj… Daj kijka.
Potraktowana kijkiem pucha odskoczyła z trzaskiem. Wysypało się niewiele, kilka kabli i lśniąca tabliczka, która dotknąwszy piachu niemalże natychmiast zmatowiała. Szabrownik drgnął. To trochę przypominało materioczułe bomby… Przez chwilę trwał w bezruchu, kawałek metalu jednak glównie leżał i wyglądał niewinnie.
– Zdejmij koszulę – polecił Szabrownik.
Michał wykonał polecenie, wobec czego mógł przez materiał wziąć do rąk to dziwactwo. Nie wydarzyło się nic niespodziewanego, wyglądało na to, że była to po prostu jakaś tablica, zapisana starym alfabetem. Może to była jakaś instrukcja, jednak obluzowała się i wypadła? Podstawił ją przed nos Michałowi.
– Podobno umiesz czytać.
– To nie po polsku – zauważył chłopak, również przypatrując się intensywnie.
– Wiem, cholera, jeśli to jest tak stare, to pewnie po angielsku. Chwaliłeś się, że umiesz.
– Bo umim – naburmuszył się chłopak. – Tu jest napisane "Proszę nie śmiecić u nas". Starożytni mieli naprawdę pojebane poczucie humoru.
Szabrownik tylko zmrużył oczy. Trzeba będzie skrzyknąć chłopaków, wyciągnąć ustrojstwo i może nawet uda im się dostać za nie żarcia na dwa miesiące. Na nic innego nie można było liczyć, ten stary gruchot mógł najwyżej służyć do ponownego przetworzenia. Chwycił metalową tabliczkę gołą dłonią i oplątał wokół niej jeden z rzemyków, które nosił na szyi. Może to nie było nic warte, ale nadal trochę się błyszczało.
– Pojebane poczucie humoru – powtórzył cicho.
Koniec

Komentarze

postanowi podnębić – chodziło o pognębić?

Nie uśmiechnąłem się, ale nie wiem w sumei czemu – postaram się jakoś to zwerbalizować. Jutro wieczorem może ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

A ja się odrobinkę uśmiechnęłam, tylko zabrakło jakiegoś efektownego zakończenia. Limit znaków limitem, ale nawet krótkie opowiadanko powinno coś takiego mieć.

 Zresztą, nie ważne, tylko co to stare chujstwo robi tutaj… Daj kijka. – nieważne

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Punchline'a na tabliczce lub końcówce zabrakło, przez żulo-złomiarską estetykę spodziewałem się, że voyager został gdzieś potraktowany jako śmieciowy papierek od galaktycznego cukierka – czyli spodziewane zakończenie. Chyba dlatego się nie uśmiechnąłem, jeśli to coś pomoże :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

>> Walło w ziemię z takim impetem, że nawet jeśli lecąc nie było złomem, to teraz jest. << – "Walło" ?! Na Tautatesa co to za wyrażenie.   Uśmiechnąłem się, ale z innego powodu, bo Voyager jest dość małych gabarytów, by wybić w ziemi nawet mały krater. Większość jego elementów by spłonęła wchodząc w atmosferę. Chociaż jest bardzo mało prawdopodobne, by kiedykolwiek któryś z Voyagerów wrócił na Ziemię… No ale, mniejsza z tym.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Ale pomysł… fajny ;)

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Ogólnie dziękuję za wszystkie komentarze. "Punchline'a na tabliczce lub końcówce zabrakło" – Możliwe :) <<>> Walło w ziemię z takim impetem, że nawet jeśli lecąc nie było złomem, to teraz jest. << – "Walło" ?! Na Tautatesa co to za wyrażenie.>> – Podsłuchałam od żula spod osiedlowego sklepu. Jak dla mnie, całkiem urocze. "Uśmiechnąłem się, ale z innego powodu, bo Voyager jest dość małych gabarytów, by wybić w ziemi nawet mały krater. Większość jego elementów by spłonęła wchodząc w atmosferę." Myślałam, że to akurat zostało dostatecznie jasno wyjaśnione. -> "Na pewno obiekt był czymś w rodzaju robota lub pojazdu, dość niewielkim, ważącym może z tonę, jednak nie zgadzał się stopień uszkodzeń – ustrojstwo wyglądało na praktycznie nietknięte. Możliwe, że miało to związek z otaczającymi go wokół kawałkami lśniącego butelkową zielenią materiału, Michał jednak znał się na technologii na tyle, że wiedział, kiedy należy przed nią uciekać." -> Voyager miał osłonę przy lądowaniu, dlatego się nie spalił/nie robił w drobny mak. Jeśli była dostatecznie trwała, to siłą rzeczy wybije niewielki krater. " Chociaż jest bardzo mało prawdopodobne, by kiedykolwiek któryś z Voyagerów wrócił na Ziemię…" – A, w tym akurat się zgadzam :>

Na początku rzuciły mi się w oczy powtórzenia: "że mało kto chciał przyznać, że ludzkość popisowo się zbłaźniła" i "akurat" dwa zdania dalej. Skoro żule rozebrali obiekt i sprzedali na złom, to jak później uznano to za wydarzenie historyczne? Skąd się o nim historycy dowiedzieli?

Babska logika rządzi!

Klasyka. Ludzkość dogorywa, nie ma komu produkować, nie ma z czego produkować, pozostaje złom sprzed lat… Ale to nic, że schemat ograny. Zawsze, porządniej głową ruszywszy, można interesującą nową wersję stworzyć. Spróbuj.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nie uśmiechnąłem się :P

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka