- Opowiadanie: Fasoletti - Niezapominajka

Niezapominajka

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Niezapominajka

 

Niejedno Pietia już w swoim życiu widział i z niejednego trupa wnętrzności wyjadał. Stepy porośnięte jadowitą, radioaktywną trawą; poparzeni ludzie umierający w męczarniach; zmutowane zwierzęta tak łase na ludzkie mięso, że potrafiły ścigać ofiarę przez wiele dni, nierzadko padając z wyczerpania w trakcie tych podchodów – to wszystko czekało na nieostrożnych wędrowców.

 

Jeden człowiek, jeden krótki rozkaz, jeden przycisk – tak niewiele wystarczyło, by powalić świat na kolana. Choć od wojny minęły już trzy wieki, choć ocaleni nadal boleśnie odczuwali jej skutki, to jednak starali się odbudować cywilizację.

 

Wznoszono wioski i miasta, najmniej skażone połacie terenu próbowano jakoś zagospodarowywać, pomiędzy osadami rozkwitał handel. Ujmując rzecz najprościej, po nagłym upadku gatunek ludzki powoli wstawał z klęczek.

 

Zdarzały się oczywiście wyjątki. Miejsca, w których czas jakby się zatrzymał. Ostrzegano Pietię przed zapuszczaniem się w te rejony, jednak awanturnik nie byłby sobą, gdyby nie sprawdził, czy w mrożących krew opowieściach jest choć ziarenko prawdy.

 

Mówią, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. O tym, że powiedzenie to jest ze wszech miar słuszne, przekonał się bardzo szybko.

 

Początkowo, kiedy przechodził przez zapyziałe wioski, których mieszkańcy odziewali się łachmanami i budowali szałasy ze śmieci oraz złomu, nie zwracano na niego zbytniej uwagi. Co najwyżej wytykano palcami i obrzucano obojętnymi spojrzeniami.

 

Wszystko zmieniło się, kiedy postanowił nawiązać kontakt z miejscową ludnością.

 

– Zdrastwujcie tawarisz – zagadnął jednego z mężczyzn grzejących się przy ognisku u stóp rozłożystego drzewa.

 

Reakcja nieznajomych była co najmniej dziwna. Zerwali się na równe nogi, wlepili w Pietię nabiegłe krwią ślepia, a następnie skoczyli na niego, wrzeszcząc coś w języku, którego nie rozumiał.

 

Awanturnik próbował się bronić. Wypalił kilkakrotnie z pordzewiałego pistoletu, kładąc trupem trzech napastników, jednak szybko został obezwładniony. Zbiegła się chyba połowa osady. Pietię kopano i bito. Po potężnym uderzeniu w twarz wypluł kilka zębów. Dwa pęknięte żebra przebiły skórę na jego klatce piersiowej, a prawa noga została wygięta jak u strusia.

 

W końcu tłum rozstąpił się i nad półprzytomnym Pietią nachyliła się pomarszczona staruszka. Nie miała jednego oka, z oczodołu wyciekała gęsta, cuchnąca ropa i kapała awanturnikowi do ust. Obwisłe piersi nestorki dyndały niczym wahadła w zegarze, a tłuste, skołtunione włosy wystające spod podziurawionego beretu falowały przy najlżejszym nawet podmuchu wiatru.

 

Babcia, energicznie gestykulując, skrzekliwym głosem wydała kilka poleceń. Ktoś złapał Pietię za nogi i zaczął ciągnąć po ziemi. Ostre kamienie rozcinały mu skórę na plecach, coraz silniejsze fale bólu zalewały umysł. W końcu zemdlał.

 

Ocknął się dopiero, gdy wylano na niego kubeł ekskrementów. Smród na chwilę pozbawił go oddechu. Z trudem otworzył oczy. Ujrzawszy starowinkę stojąca przy nim z uniesionym nad głowę zakrzywionym nożem, zadrżał ze strachu. Chciał uciec, jednak okazało się, iż jest unieruchomiony. Przywiązano go do ociosanego kamienia. Szarpał się i wił, ale więzy trzymały mocno. Babka nie zwlekała z egzekucją. Mamrocząc coś pod nosem, wbiła sztylet prosto w serce awanturnika. Pietia wrzasną, zadrżał konwulsyjnie i skonał.

 

Gdyby ktoś kiedyś odnalazł jego zmumifikowane truchło, na co, nawiasem mówiąc, szanse były bliskie zeru, i obejrzał je dokładnie, odkryłby coś niezwykle ciekawego. Podczas badania oczu ujrzałby wypalone na siatkówce odbicie ostatniej rzeczy, jaką Pietia widział przed śmiercią – pomarszczoną babkę z uśmiechem satysfakcji wykwitającym na obrzydliwej gębie oraz tłum gapiów, a nad nimi drewniany krzyż z przytwierdzoną doń kamienną tabliczką.

 

Wyryty na niej napis głosił:

„10.04.2010

NIE ZAPOMNIMY!”

 

Koniec

Komentarze

Sroga historia ; )

I po co to było?

Poziom ekskrementów dużo niższy i od razu opowiadanie bardziej satyryczne, dobre, płynne :D Swoją drogą pamiętam taki rysunek Sawki komentujący rewolucje w państwach afrykańskich: "Dziękujemy Egiptowi za dzień bez Smoleńska" :D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

…Niezłe opowiadanie z przestrogą. Motyw odbicia się na siatkówce obrazu przed śmiercią  znany z powieści. Jakiej? Ciekawy jestem, czy ktoś odgadnie. Dobre, a nawet doskonałe pióro. Pozdrawiam.

Nezły szorcik. Bardziej kwietniowy niż grudniowy, ale zawsze:) Pozdrawiam

Mastiff

Ja motyw siatkówki wziąłem z "Wild wild west". Co do książki, to nie mam pojęcia gdzie coś takiego było. Tekst był pisany na konkurs szortalu. Miała być postapokalipsa w polskich realiach.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Ryszardzie, czy chodzi ci o jedną z powieści Pratchetta? O ile dobrze pamiętam to w "Na glinianych nogach" był taki motyw.  co do samego tekstu, moją reakcję po przeczytaniu zakończenia można by opisać tak: aha. styl pisania oczywiście bardzo dobry, ale póki co bardziej spobobała mi się poprzednia scenka walki, z ekskrementami. i taki apel (pod którym podpiszą się też moze inni czytelnicy): napisz coś bez efekciarskiej obrzydliwości & absurdalności. jestem ciekaw, czy wyjdzie ci równie dobrze ;) wierzę, że tak. 

…Othersunie, dzięki za nowy ślad. Ja spotkałem motyw odbicia się obrazu, ale i dźwięku na siatkówce zmarłych astronautów w powieści S. Lema pt. "Niezwyciężony". Ten wątek miał bardzo ważne znaczenie dla fabuły. Przepraszam autora za wątek poboczny i pozdrawiam.

Obrzydliwości mało, ale wciąż za dużo. Cóż, podejrzewam, że pod tym względem jesteś niereformowalny. Może to i dobrze. :-) Masz literówki: "starowinkę stojąca" i "Pietia wrzasną". "wahadła w zegarze" – te zegary, które ja kojarzę, miały co najwyżej jedno wahadło.

Babska logika rządzi!

Ciekawe i obrazowo napisane – ale to u ciebie już norma. Ja z kolei NIE podpisuję się pod apelem othersun – może jestem w jakiś sposób psychicznie (PsychoRybo – wybacz :D ) skrzywiony, ale twoje bizzarro teksty trafiają do mnie lepiej, niż te ugrzecznione. To taki twój znak rozpoznawczy ;) Pozdrawiam

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Nie ma co wybaczać, psychiczne odchylenia i ten teges – byleby do śmiechu prowadzące – nie są mnie obce :D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ładne.

Sorry, taki mamy klimat.

Przyłączam się do grona zadowolonych. Warsztacik bon apetit, ale jest coś, co (prócz wymienionych wyżej) zgrzytnęło między zębami!  Chciał uciec, jednak okazało się, iż jest unieruchomiony. -  jednak okazało się, zmieniłabym na zwykłe: chciał uciec, ale był unieruchomiony. Nie pytaj dlaczego, po prostu to określenie burzy rytmikę tekstu, jest toporne i takie hmmm zarezerwowane dla debiutantów?:) 

Zaiste. Fasoletti, zwracam honor.

Babska logika rządzi!

Czytałam z rosnącym zadziwieniem (nie jest obrzydliwie?) i obawą, też rosnącą (że jednak będzie).  Jestem w szoku, że to piszę, ale: podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka