- Opowiadanie: Zige - Trener Osobisty

Trener Osobisty

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Trener Osobisty

 

Arek usiadł okrakiem na ławeczce, ramiona oparł na modlitewniku. Poprawił nieco pozycję, następnie złapał szorstki uchwyt. Wziął dwa głębokie wdechy i zaczął ćwiczyć. Z niekłamaną satysfakcją obserwował pracę bicepsów, wielkością niemal dorównujących siatkarskim piłkom.

Spojrzał w lustro. Mrugnął, wystawił język, a następnie uśmiechnął się do własnego odbicia. Powoli przyzwyczajał się do nowej sytuacji, ale wciąż miał ochotę krzyczeć z radości i skakać pod sam sufit.

Serię skończył na piętnastu powtórzeniach. Całkiem nieźle. Za tydzień trzeba będzie coś dołożyć. Tak z osiem, dziesięć kilo. Czyli razem dziewięćdziesiąt na łamanej.

Naprawdę dobrze.

Wstał i rozluźnił napięte mięśnie rąk.

Wciąż się do siebie szczerzył.

 

 

– Hej, przystojniaku. Świeżutka poczta dla ciebie.

Gruby uciekł wzrokiem. Momentalnie zwilgotniały mu pachy i kark.

Wściekł się na samego siebie za głęboki rumieniec, który czuł na policzkach. Wymamrotał coś niezrozumiale, ale Olga już przeszła do innego boksu. Słyszał jak rozmawia z Nowym, blond chucherkiem zatrudnionym trzy dni wcześniej. Sądząc po perlistym śmiechu dziewczyny, Nowy nie tracił głosu i rozumu w towarzystwie pięknej dziewczyny.

Gruby zacisnął spocone dłonie i zaklął bezsilnie.

Jutro, zrobi to jutro.

Gówno, nie jutro. Porozmawiasz z nią dzisiaj. Nie będziesz tego odwlekać w nieskończoność.

Już dawno temu stwierdził, że kłótnie z samym sobą najczęściej przegrywał z kretesem.

Zaśmiał się niewesoło. Ciekawe, czy już nadaje się do psychiatryka, czy jeszcze trochę mu brakuje?

 

 

 

Wziął dwa łyki wody, nie przestając wpatrywać się w swoje odbicie.

To co widział bardzo mu się podobało.

Uniósł ręce i stanął na palcach. Mięśnie najszersze grzbietu wyglądały jak doczepione skrzydła. Wyraźnie zaznaczone skośne i proste brzucha przypominały kocie łby na starej uliczce w jego rodzinnej wsi.

Naprawdę ładny widok.

 

 

 

Gruby spojrzał na zegarek. Dłużej już nie mógł zwlekać. Za dziesięć minut Olga zrobi ostatni obchód po boksach i skończy zmianę.

Trudno, może jutro z nią pogadam? Tak, zdecydowanie. Jutro będzie…

Żadne, kurwa, jutro. To będzie dzisiaj. Wóz albo przewóz. Weź się w garść, do cholery.

Gruby westchnął cicho. Wstał i ruszył w kierunku łazienki.

W środku poprawił prążkowaną, granatową koszulę i sprawdził, czy nigdzie nie widać ciemnych plam potu. Jego garderoba składała się niemal wyłącznie z ciemnych rzeczy, na jasnych od razu było je widać. Mimo klimatyzacji w biurze, Gruby pocił się nieustannie. Posiadał doskonały, osobisty system grzewczy w postaci potężnych zwałów tłuszczu.

Poprawił włosy i spojrzał w lustro. Nienawidził luster, niemal równie mocno jak wagi. Tym razem się przemógł.

Albo mu się przywidziało, albo zaczął tworzyć się czwarty podbródek. Przekrzywił głowę w różnych kierunkach.

Nie, to chyba te cholerne jarzeniówki. Przecież od dwóch dni ograniczał jedzenie.

A pizza wczoraj wieczorem?

Ograniczał. Nie – wyeliminował.

Dobra, czas przeprowadzić rozmowę motywującą. Jesteś zdrowy. Masz duże poczucie humoru, własne mieszkanie bez obciążonej hipoteki, niezły samochód i wypłatę. Niedawno dostałeś podwyżkę i pochwałę pisemną od samego dyrektora. Dobrze się dogadujesz z dziećmi, masz miłych rodziców. Jesteś wierny…

Przynajmniej zwierzętom – wtrącił wewnętrzny antagonista. – Przecież nigdy nie miałeś prawdziwej dziewczyny.

Ty to potrafisz człowieka podbudować.

Dobra, idźmy dalej. Olga jest miła, uczynna i na pewno nie zwraca uwagi tylko na wygląd. Codziennie wita mnie słowami „przystojniaku”…

Ona mówi tak do każdego. Nawet do starego Zbycha, kulawego stróża na parkingu. Sądzisz, że metr osiemdziesiąt i sto pięćdziesiąt osiem kilogramów wagi upoważnia do miana „przystojniak”?

Nieważne, przynajmniej wiem, że traktuje mnie jak każdego innego, a nie jak…

Górę lodową? Wieloryba? Żywą reklamę McDonaldsa?

Wiesz co? Spierdalaj.

 

 

Czarnulka miała wspaniałe ciało. Wyrzeźbione przez lata ćwiczeń, ale nieprzesadnie umięśnione. Zaokrąglone, gdzie trzeba. Właśnie pokonywała kolejne kilometry na bieżni, tyłem do niego, więc mógł bez obaw karmić swe zmysły.

Zdecydowanie było na co popatrzeć.

Arek napił się wody i podszedł do atlasa.

Czas na klatkę.

Wykonując kolejne powtórzenia wciąż myślał o czarnulce. Kilka jej ukradkowych spojrzeń i uśmiechów wystarczyło, żeby zrozumieć, jaka myśl zaświtała pod tą śliczną główką.

Arek bardzo szybko nauczył się reguł gry. Przeleciał już cztery bywalczynie siłowni. Za każdym razem zaczynało się tak samo jak dzisiaj.

Najtrudniejsze było przekonanie samego siebie, że te wszystkie laseczki, o figurach jak z rozkładówek, naprawdę miały na niego ochotę. Kiedy już mu się to udało, dalej poszło jak z płatka.

 

 

Wrócił do boksu w chwili, kiedy Olga wchodziła do sąsiedniej klitki, tej, w której urzędował Nowy.

Usiadł na fotelu, poprawił koszulę i wciągnął brzuch.

Wiedział, że w niczym nie poprawiało to jego sylwetki, ale jakoś czuł się lepiej.

Starał się uspokoić oddech. Tak zasapany bywał zazwyczaj po wdrapaniu się na pierwsze piętro, ale perspektywa najbliższych minut napawała go większym przerażeniem, niż wspinaczka schodami nawet na najwyższy budynek świata.

Doleciał do niego niski głos Nowego, na co odpowiedział perlisty śmiech Olgi. Poczuł delikatne ukłucie zazdrości. Ile by oddał za trochę pewności siebie w jej towarzystwie.

Usłyszał jak dziewczyna się żegna.

O Matko Boska, nie dam rady, nie dzisiaj, może jutro…

Przestań skamleć jak szczeniak, opanuj się. Co się może zdarzyć? Najwyżej odmówi i tyle!

– Hej, przystojniaku, masz dzisiaj jakąś pocztę do oclenia?

Siłą woli zmusił się do nieodwrócenia wzroku. Mógłby patrzeć w te niebieskie oczy w nieskończoność. Tak jak za każdym razem, kiedy ją widział, zachwycił się uroczymi blond loczkami okalającymi przyjazną, szczupłą twarz anioła. I ten uśmiech, za który zabiłby bez mrugnięcia powieką.

– Hej, uciąłeś sobie drzemkę? Wstajemy!

Spróbował przełknąć ślinę, ale gruczoły nagle przestały ją produkować. Odkaszlnął z trudem.

– Cześć, Olga. Eee… fajnie, znaczy, ładnie dzisiaj wyglądasz… naprawdę.

Czuł, że w odróżnieniu od śliny, pot produkował w tym momencie w ogromnej ilości.

Olga uśmiechnęła się a Gruby stwierdził, że jedyne, co pragnie robić przez resztę życia, to właśnie wywoływać u niej taki uśmiech.

– Milutki jesteś.

Zapadła cisza. Gruby rozpaczliwie próbował ją przerwać, ale żadne słowa nie przychodziły mu na myśl. W głowie miał kompletną pustkę. Czuł wylewający się na twarz rumieniec.

Uśmiech Olgi nieco zmalał, rozejrzała się niepewnie po schludnym boksie.

– No, dobra, skoro nic dzisiaj nie dajesz, to ja już…

– Umówisz się ze mną? – siłą zmusił się do zadania tego pytania. W skroniach, z mocą strażackiej pompy, pulsowała krew, serce tłukło się pod, przesiąkniętą wręcz potem, koszulą.

– Słucham? – Olga spojrzała z niedowierzaniem.

– Znaczy, jeśli byś mogła… Znaczy, jeśli byś chciała… kiedyś, może na kawę, albo ciastko… Może kiedyś razem byśmy mogli, wiesz… Nie mówię, że teraz… czy jutro… Ale jeśli byś chciała, to ja…– z każdym wypowiedzianym słowem coraz bardziej pragnął, żeby rozstąpiła się ziemia i pochłonęła go na wieki. Trząsł się jak galareta. W równym stopniu ze strachu co z zażenowania. Widział kłębiące się na twarzy dziewczyny uczucia i resztki, ochłapy nadziei, których trzymał się tak rozpaczliwie, momentalnie zniknęły.

Po prostu chciał jak najszybciej umrzeć.

– Umówić? Miałabym się umówić… z tobą? – Wykrztusiła wreszcie Olga. – Ja miałabym pójść na randkę z kimś takim jak ty? – Coraz bardziej podnosiła głos. Gruby skulił ramiona i z całych sił walczył z napływającymi do oczu łzami.

– Jakim cudem przyszło ci do głowy, że chciałabym się spotykać z kimś takim jak ty, przecież ty jesteś… – Olga urwała, ale Gruby usłyszał niewypowiedziane słowa. Słowa, prześladujące go od najmłodszych lat.

Grubas, tłuścioch, wieloryb, baleron, salceson, orka, spaślak – mógłby tak wymieniać bez końca.

Olga odgarnęła włosy z czoła, otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć. Zrezygnowała jednak i bez słowa wyszła.

Gruby siedział na krześle ze spuszczoną głową. Zdawał sobie sprawę z nienaturalnej ciszy, jaka zapadła w burze. Usłyszał pierwsze, delikatne szepty, najpierw pojedyncze, zaraz potem kolejne i kolejne. Wraz z upływającymi minutami głosy robiły się coraz wyraźniejsze, Gruby rozróżniał już pojedyncze słowa.

Wszyscy mówili o nim. Zewsząd słyszał pogardę, litość, szyderczy śmiech, niewybredne żarty.

Nic nowego, one towarzyszyły mu przez całe życie.

Po godzinie skończyła się zmiana, ludzie masowo opuszczali boksy i ruszali w kierunku windy. Nikt do niego nie zajrzał.

W końcu, upewniwszy się, że został sam, zesztywniały od bezruchu Gruby wyłączył komputer, założył kurtkę, i udał się do domu.

 

– Kurwa, stary, zajebiście wyglądasz – łysy kafar z uznaniem pokiwał głową.

Arek uśmiechnął się i odłożył sztangę. Sto dziewięćdziesiąt kilogramów. Osiem powtórzeń. Za tydzień musi dołożyć kilka kilo.

– Widzę, że siła idzie, jak ja pierdolę – Łysy zaczął kolejną serię na wyciągu. Potężne, pokryte tatuażami ramiona pracowały jak tłoki. – Jakie koksy bierzesz? Ja jechałem na mecie, wieśku i dodatkowo białko, potem dojebałem węglowodany. Omal nie rozpierdoliłem siłki, jak wszystko zaczęło działać. Przez miesiąc chodziłem jak nakręcony.

Łysy zacisnął zęby i zrobił jeszcze dwa powtórzenia. Był potężny, ale w porównaniu do Arka wyglądał jak zapuszczony dzieciak na czipsowej diecie. Mięśnie walczyły u niego o prymat z tłuszczem, i na razie szły łeb w łeb.

Arek napiął tricepsa i spojrzał w lustro.

Łysy musiałby machać na wyciągu do końca życia, żeby osiągnąć taki wynik. Uchwycił ukradkowe spojrzenie czarnulki. Jeszcze mocniej napiął mięsień i uśmiechnął się szeroko. Odpowiedziała tym samym i odwróciła wzrok.

Arek poczuł potężną falę podniecenia i siły.

Czuł, że może dosłownie wszystko.

 

Zamiast do domu, Gruby udał się do piekarni i kupił po dziesięć sztuk słodkich rogalików i pączków z czekoladowym nadzieniem, oraz kilogram ulubionych cukierków z galaretką. Nie zwracając uwagi na znaczący uśmieszek sprzedawcy, zabrał torbę i ruszył do parku. Zanim dotarł do ukrytej w głębi ławeczki, zjadł już jedną trzecią zakupów.

Nowy zjawił się niepostrzeżenie. W jednej sekundzie Gruby siedział sam jak palec i opychał się słodkościami, a moment później obok niego siedział Nowy i przyglądał mu się uważnie.

Gruby omal nie zadławił się pączkiem.

– Mogę ci pomóc – powiedział Nowy, nie spuszczając z niego wzroku.

Gruby przełknął kęs i zakłopotany wymamrotał:

– Słucham?

– Spójrz na siebie. Jesteś trzydziestodwuletnim prawiczkiem z komputerem zapełnionym filmikami pornograficznymi. W życiu nie widziałeś nagiej kobiety na własne oczy. – Nowy pochylił się. Zielone oczy płonęły dziwnym żarem – Ilość diet, które próbowałeś stosować, równa się liczbie kalorii, które właśnie pochłaniasz. Za kilka lat zwolni twój metabolizm, i jak sądzisz, jak to wpłynie na twoje ciało? Jak to wpłynie na twoje żałosne życie?

Gruby zaczął się bać. Zdał sobie sprawę, że znajduje się w kompletnie opustoszałym parku sam na sam z, wszystko na to wskazywało, prawdziwym szaleńcem. W ogóle nie znał tego człowieka, do tej pory nie zamienił z nim w pracy nawet jednego słowa.

– Jest jednak dla ciebie jeszcze ratunek. Jak już wspominałem, mogę ci pomóc. Dam ci pewność siebie, sukces i pożądanie tylu kobiet, ilu zdołasz podołać. A co najważniejsze, zamienię to – Nowy dźgnął palcem wylewający się zza paska ogromny wałek tłuszczu – w to.

Z początku Gruby nie zrozumiał. Umysł wciąż miał zaprzątnięty szukaniem drogi ucieczki. Dopiero po chwili dotarło do niego, że nie czuje się tak jak zwykle, czyli jak przeładowana lokomotywa. Że nie sapie ciężko, walcząc o oddech. Że jego ręce nie spoczywają na wielkim kołdunie, w który dawno temu zamienił się jego brzuch.

Poczuł, że nie jest już gruby.

Powoli, ze strachem pomieszanym z fascynacją, przez kurtkę dotknął okolic pępka.

Jakby macał pofałdowaną, metalową skorupę uformowaną w mięśnie skośne i proste brzucha. Dotknął twarzy. Wyraźnie wyczuł kości policzkowe i podbródek.

Pojedynczy podbródek, same kości, mięśnie i naciągnięta skóra.

– Będziesz miał to wszystko bez najmniejszego wysiłku. – Słowa wlewały się do jego uszu niczym szept kochanki. – Będziesz jadł to co zawsze i tyle co zawsze, a twoje ciało będzie tylko doskonalsze. Skończą się porażki, cierpienie i wstyd, tak dobrze ci przecież znane. Pomyśl, co mógłbyś osiągnąć, mając takie ciało do końca swych dni?

Gruby czul się, jakby ktoś rzucił na niego urok. Był przekonany, że to wszystko tylko mu się śni.

Nie odrywał dłoni od płaskiego brzucha.

Był to najwspanialszy sen, jaki pamiętał. Nie chciał się obudzić.

– Co chcesz w zamian? – wychrypiał.

– Och, weź pod uwagę, jak ogromną usługę ci proponuję – Nowy uśmiechnął się przerażająco i Gruby po raz pierwszy w życiu poczuł autentyczny, drażniący każdy nerw w ciele, strach. Zaraz jednak przejechał dłonią po twardej jak skała wypukłości mięśnia piersiowego i strach rozwiał się niczym poranna mgła.

– Cena musi być adekwatna, co oznacza, że jest wysoka. Naprawdę wysoka. No, ale widzę, że dla ciebie to chyba bez znaczenia. Ty już podjąłeś decyzję, prawda Arku?

 

Arek niespiesznie się ubierał. Wiedział, że czarnulka czeka na zewnątrz.

Oprócz niego w szatni był tylko wytatuowany Łysy.

– Nie, no kurwa, stary, powiedz, co bierzesz? Wiem, że to pedalskie, ale widziałem twoje dupsko jak się przebierałeś, wcale nie jesteś pokłuty. Sprowadzasz jakieś nowe tabletki od ruskich, czy co? A może poznałeś jakiś ekstra trening? No gadaj, nie bądź chujem.

Arek uśmiechnął się. Żaden trening nie był mu potrzebny. Mógłby cały dzień siedzieć przed telewizorem i opychać się lodami, a wciąż wyglądałby tak samo.

Tak doskonale jak teraz.

Stanowiło to część umowy.

Chodził na siłownię tylko dlatego, że ostatnio miał ochotę na wyćwiczone dupeczki. Wygimnastykowane i z idealnymi ciałami. Reszta była tylko dodatkiem.

– Prawda jest taka, że nic nie biorę. – Powiedział wreszcie. – Żadnego koksu, ani grama odżywek. Absolutne nic. A trening mam identyczny jak wszyscy tutaj. Zresztą, sam widziałeś jak ćwiczę.

– Pierdolenie, widziałem cię w zeszłym tygodniu i teraz. Urosłeś, i to w chuj. Czegoś takiego nie robi się na sucho.

Arek założył bluzę i zapiął sportową torbę.

– Po prostu zatrudniłem osobistego trenera, ot co.

– Że co, kurwa? Osobistego trenera? A co taki robi? I ile bierze kasy? Drogi jest?

Arek zamarł w pół ruchu. Spojrzał na swój palec wskazujący. Blizna na opuszku niemal już zniknęła.

Dobrze, że miał krótkie nazwisko, nie potrzeba było wiele krwi.

– Dużo taki trener bierze? – nie ustępował Łysy.

Arek pomyślał o wieczności. I cierpieniu.

– Owszem – odpowiedział w końcu. – Bierze całkiem sporo.

Koniec

Komentarze

;) Kult ciała, frustracja i cyrograf – bardzo zgrabne połączenie :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ciekawy pomysł. I poprawnie napisany tekst.

Babska logika rządzi!

Zero zaskoczeń. Przychodzi diabeł do nieszczęśliwie zakochanego grubasa… Ale czytało się, dzięki niezłemu poziomowi języka, dobrze.   Co ciekawszego poproszę  :-)

Coś. Brak edycji komentarzy przez chociaż pięć minut… Ech, ci budowniczowie stron internetowych…

Dzięki wszystkim za przeczytanie. AdamKB, obiecuję poprawę następnym razem!

Dobrze się czytało, ale zabrakło puenty. Takiej nieoczywistej ;) Zabawiłeś się na znanym motywie, ale za mało dałeś od siebie. Jak dla mnie. Nie czuję satysfakcji, a wyczuwam, że stać Cię na więcej!

Prokris, żebys Ty wiedziała, ile razy w życiu słyszałem słowa "stać cię na więcej"…

Podobało mi się :) Przewidywalne, ale dobrze napisane.

Przynoszę radość :)

Ziqe, widocznie ciągle dajesz za mało ;) Pisanie na poziomie wyższym niż przeciętny, wbrew pozorom, to nie prosta sprawa. Jeśli inni sugerują Ci, że potrafisz się na niego wspiąć, to raczej dobrze. Więc bez marudzenia! Do roboty!

Nowa Fantastyka