- Opowiadanie: gruby100004 - Podziemnym parking

Podziemnym parking

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Podziemnym parking

 

Gwoli wyjaśnienia kontekstu krótkiego tekstu, który jest fragmentem większego opowiadania: Artur jest polskim stalkerem, który spadł na podziemnym parking przez podłogę, która się pod nim zawaliła. Akcja ma miejsce w postapokaliptycznej Polsce. Apokalipsa, czyli III WŚ, zaraza i kataklizmy razem wzięte, nadeszła około roku 2025. Odcinek miał być horrorem, ale będę zadowolony, jeśli zostanie przyjęty nawet jako thriller ;) (choć odczuwam pewną obawę, że osoby trzeciej w ogóle nie poruszy)

 

 

 

Samochody rdzewiały w ciemności, porzucone w dniu ataku. Były ich dziesiątki, jeśli nie setki. Patrzyły na stalkera upiornymi oczami reflektorów, w których odbijało się wątłe światło latarki. W mroku przypominały mu oczy drapieżników, czekających, aż ofiara wejdzie w pułapkę. Kable elektryczne zwisały z sufitu, chwiejąc się powoli, mimo, że pod ziemią nie było nawet najmniejszego powiewu powietrza. Farba łuszczyła się, odchodziła płatami od ścian. Grzyb nieubłaganie rozrastał się na kamiennych kolumnach i chropowatym suficie. W około roznosił się zapach wilgoci i zgnilizny. Artur przyczepił latarkę do lufy karabinu za pomocą taśmy izolacyjnej. Sztuczne światło wyławiało z ciemności nowe kształty, nadając im inne, chore formy. Każdy krok stalkera po betonowych płytach odbijał się echem po całym parkingu. Coś na skraju jego świadomości wrzeszczało w proteście przed nienaturalnością tego miejsca. Każda komórka jego ciała ostrzegała go przed czymś dotąd niepoznanym, co czekało na niego w mroku. Mimo to nie mógł zawrócić, nie był w stanie. Musiał iść dalej, musiał znaleźć wyjście. Musiał przetrwać. Ostrożnie, bojąc się naruszyć delikatną równowagę przerażającego parkingu, przesuwał się dalej, od kolumny do kolumny, od samochodu do samochodu. Wszystkie zmysły mówiły mu, że coś jest nie tak. Mrok zdający się pochłaniać światło latarki. Trupie zimno przedostające się przez grube warstwy ubrań, dostające się aż do kości. Zapach ozonu, przebijający się przez woń zgnilizny. Nienaturalna cisza, jaka panowała w tym miejscu, jakby ktoś wyłączył cały dźwięk. Nawet odgłos jego kroków wydawał się stłumiony…martwy. Włosy stanęły mu dęba, dreszcz przebiegł po całym ciele. Na wytyczonych pasami żółtej farby drogach nie było aut ani niczego, co mogłoby dać schronienie. Czuł się odsłonięty, podatny na atak ze wszystkich stron. Nie podchodził jednak do wraków. Między nimi mogły czaić się jakieś zwierzęta, żywiące się wszystkim i każdym, kto tylko na moment opuścił gardę. Artur co rusz obracał się, pewien, że ktoś obserwuje go zza pleców. Czuł na sobie czyjś wzrok. Doszedł do windy i nacisnął przycisk wezwania. Wiedział, że nic się nie stanie, ale łapał się każdej nadziei. Kable zatrzeszczały, ale winda się nie ruszyła. Serce podskoczyło mu do gardła, gdy hałas potoczył się echem po parkingu. Obrócił się szybko i rozejrzał w panice. Snop światła nerwowo biegał po kolumnach i samochodach, ale rozświetlał tylko najbliższe metry, wszystko inne skrywał mrok. Zły i drapieżny. Czekający, aż popełni błąd. Artur z trudem opanował oddech. Ciśnienie rozsadzało mu głowę, serce wybijało szaleńcze staccato. Spojrzał na kable, które przyprawiły go prawie o zawał. Biegły po suficie, potem po ścianie i znikały w nieudolnie wywierconej dziurze w podłodze. Wyglądały, jakby zostały zamontowane później, niż reszta. Czy to możliwe, żeby ktoś zamontował tutaj agregat? Jeśli tak, to dlaczego, dlaczego musiał zrobić to na niższym piętrze?! Wzrok stalkera wrócił na drogę, którą przebył. Żołądek gwałtownie przewrócił mu się na myśl o ponownym przejściu przez choćby metr otwartej przestrzeni. O nie, tutaj był bezpieczny, tutaj plecy chroniła mu winda. Nie, musi wziąć się w garść! Zejdzie na dół, choćby miał się zesrać, mógł nawet zemdleć ze strachu, ale nie zostanie w tym przeklętym miejscu dłużej, niż musi! Wziął głęboki oddech, przyłożył kolbę karabinu do ramienia i ruszył z powrotem. Przeszedł już połowę drogi, gdy z tyłu, dosłownie metr za nim, zaskrzypiały drzwi samochodu. Padł na kolana i skierował lufę w stronę, z której usłyszał dźwięk. Światło latarki zatoczyło łuk i zobaczył czyjś zarys, jakby…dziecka? To było niemożliwe. Nikt nie rzucał tego cienia, on po prostu stał, jak stałby zwykły człowiek. Cień ruszył w jego kierunku, na początku powoli, ale nagle zaczął biec! Latarka zamrugała, dawała co raz mniej światła. Za każdym razem, gdy błyskała światłem, cień był co raz bliżej. Artur spanikował, nacisnął spust. I nic się nie stało. Karabin nie wypalił! Stalker zasłonił się rękami, czekając na nieuchronny koniec, zacisnął powieki. Cios nie nadszedł. Latarka znów świeciła normalnie. Jeśli wcześniej biło staccato, to teraz jego serce po prostu wyrywało się z piersi. Ciągle klęczał, ze wzniesionymi rękoma. Nie wiedział, co się tutaj dzieje! Boże święty, nie wierzę w ciebie, ale jeśli to przeżyję, nawrócę się! Daj mi tylko przeżyć! W oddali coś metalowego spadło na ziemię. Artur nie wytrzymał. Rzucił się biegiem w stronę, z której przyszedł. Światło podskakujące raz za razem dezorientowało, biegł praktycznie na oślep. Pojawiło się więcej cieni, trzymały się na skraju widzenia. Artur dobiegł do zejścia na niższe piętro i schronił się za ścianą. Rzęził przeraźliwie, każdy oddech niósł ze sobą nieartykułowaną ekspresję grozy. Dziwne przeczucie, które nie opuszało go od chwili, jak znalazł się w tym miejscu, teraz przybrało namacalną formę, wypełniło całą jego jaźń. Czuł obecność tych ludzi, którzy umarli tutaj śmiercią głodową, którzy nie mogli się wydostać na powierzchnię. Czuł ich głód, nienasycony nawet po pochłonięciu wielu, którzy nieszczęśliwie trafili na ten parking tak, jak on. Musiał uciekać. Musiał jak najszybciej uciekać! Popatrzył na ginące w ciemności niższe piętro. Tam było ich więcej. Nie zdąży. Dopadną go, zanim dotrze do agregatu. Cholera, żeby on tam chociaż był! Kolana się pod nimi załamały. Osunął się na ziemię, ukrył twarz w dłoniach, załkał cicho. Nie chciał tutaj umierać! Nie taką śmiercią. Spojrzał na swój karabin. Tak, lepiej strzelić sobie w głowę, lepiej odejść samemu, niż dołączyć do tych cieni. Podniósł broń i przyłożył sobie lufę do czoła. Upiory zbliżały się. Powoli, ale bezlitośnie. Ich nadejście poprzedzał chłód i powiew powietrza, mimo, że tak głęboko pod ziemią nie miało prawa wiać. Zanim nacisnął spust, przypomniał sobie wszystko, co ostatnio przeżył. Atak dzikusów na osadę, walki z mutantami, wynoszenie Natalii na plecach ze strefy śmierci. Natalia. Ściągnął palec ze spustu. Natalia go potrzebowała. Jeśli on tutaj zginie, to ona też, w męczarniach, wyżarta od środka przez truciznę. Nie mógł na to pozwolić, od jego decyzji zależało nie tylko jego życie. Zacisnął dłoń w pięść. Zebrał się w sobie. Wstał z trudem i pobiegł, najszybciej, jak mógł. Latarka zgasła, gdy znalazł się na dole. Duchy otaczały go, ścigały, goniły. Smakowały. Artur biegł przez ciemność, prosto, drogą wytyczoną przez pustkę. Dobiegł do ściany, stał tam agregat! W panice, szybko i nerwowo, szukał włącznika. Zrzucił z urządzenia czyjegoś trupa. Żeby było paliwo, żeby było paliwo! Znalazł! Nacisnął z całej siły. Agregat zaskoczył! Winda zaczęła powoli zjeżdżać w dół. Artur dobiegł do niej i przywołał ją na swoje piętro. Szybciej, szybciej! Cienie były już na wyciągnięcie ręki, czuł to, chociaż nie widział ich w mroku. Były głodne, musiały pochłonąć kolejne życie. To ukoi ich gniew, uśmieży ich cierpienie. Drzwi windy otworzyły się, stalker potknął się, wbiegając do środka, ale zdążył nacisnąć przycisk "zero". Kabina ruszyła w górę, ale cienie podążyły za nią. Artur wyciągnął z kieszeni zapalniczkę, skrzesał mały płomyk, byle tylko odgonić mrok. Trzymał ją obiema rękami, klęcząc, modląc się do niej, żeby nie zgasła. Winda zatrzymała się, otworzyły się drzwi. Artur chwycił karabin i wybiegł. Biegł w stronę światła, nie oglądał się za siebie, wiedział, że go gonią. Nie pozwolą mu uciec, muszą się pożywić, muszą zaspokoić głód, chociaż na ułamek sekundy. Artur zobaczył przez sobą zamknięte drzwi automatyczne. Nie zwolnił, zbił szybę barkiem, przedostał się na zewnątrz z impetem. Wybiegł na światło, ukochane światło! Oślepiło go, ale kochał je za to! Nie zatrzymał się, chciał się znaleźć jak najdalej od tego miejsca. Minął gruzowisko przed galerią, kościotrupy i wraki samochodów, które w tym momencie, nawet w świetle dnia, go przerażały. Gniew umarłych podążał za nim tam, gdzie nie mogły upiory. Kipiący, niepowstrzymany, niemogący znaleźć ujścia. Sprawiedliwy, szukający pomsty za krzywdy, które cierpieli niewinni. Nie mógł tego zapomnieć. Przez wiele następnych miesięcy widział w zakamarkach cienie, których nikt nie rzucał, obudziwszy się z koszmaru, którego nie pamiętał.

Koniec

Komentarze

Pytanie nr 1: Czy samochody…te zardzewiałe, to były maluchy i duże fiaty, ewentualnie trabanty, warszawy, wołgi lub jelcze? Jeśli to Polska i na dodatek po wojnie atomowej…czyli jednak inny był rezultat zimnej wojny…a wiadomo czym się w tych czasach jeździło…;) To tak na początek, już po pierwszym zdaniu. :))

"Patrzyły na stalkera upiornymi oczami reflektorów, w których odbijało się wątłe światło latarki. W mroku przypominały mu oczy drapieżników, czekających, aż ofiara wejdzie w pułapkę." - zajebiste porównanie. :)

Cóż, właściwie za oczywistą oczywistość uznałem, że nie chodzi mi o postapokalipsę w stylu "Fallouta". Zaraz poprawię w konteście, a w komentarzu nadmienię, że w moim świecie III WŚ przypadła nie na koniec zimnej wojny, a na rok ok. 2025. ;) 

Do tej pory było na prawdę rewelacyjnie (opis klimatu kanału i jak to działa na naszego bohatera) i dotarłem do tego zdania: "Serce podskoczyło mu do gardła, gdy usłyszał, jaki hałas narobiły." – i coś mi w nim nie pasuje…

" Jeśli wcześniej biło staccato, to teraz jego serce po prostu wyrywało się z piersi." - jestem tutaj i dalej jest świetnie. Pięknie narastająca psychoza…

 "Boże święty, nie wierzę w ciebie, ale jeśli to przeżyję, nawrócę się! Daj mi tylko przeżyć! W oddali coś metalowego spadło na ziemię." - jakiej narodowości jest nasz stalker? To dość ważne…bo na razie zalatuje mi nawracającym się Ruskim. :)

 "Nie zdąży. Dopadną go, zanim dotrze do agregatu. Cholera, żeby on tam chociaż był!" -  teraz to poleciałeś z ALAN WAKE….:))

Edit już siadł, aArtur jest/był Polakiem. Cóż, z nawracaniem się, wiesz, jak jest – jak trwoga to do Boga, ale później… :D dzięki za komentrze, trochę się bałem, że nie wyszło mi tak, jak chciałem ;)

"Artur wyciągnął z kieszeni zapalniczkę…"- haha jakby teraz zapalił fajka, to już typowy Ruski. Już myślałem, że tak zrobi. :)

"Czuł goniący go gniew…." - tu brakuje mi jakiegoś mocniejszego pierd…gniew, żeby jeszcze bardziej go podkreślić…nie wiem Czuł goniący go gniew…na pełnej kurwie! - coś takiego, żeby to uderzyło. Ogólnie bomba… atomowa. Tak to określę. Myślę, że spokojnie mogłoby znaleźć się w miesięczniku Fantastyki. Powinni to wziąść w ciemno, bo i tak góra 50 osób jest aktywnych i coś czyta, więc to że jest to na forum nie powinno stanowić żadnego problemu. Pozdrawiam i nie wchodź w ciemne zaułki. :)

Dzięki, wielkie dzięki za uznanie. Zedytuje to jeszcze zgodnie ze wskazówkami, może akurat ktoś mnie zauaży ;) 

@Nauril: wziąć. Co do tekstu: nie podzielam entuzjazmu przedmówcy. Tekst nie ma w ogóle klimatu; samo napisanie, że parking jest przerażający raczej nie zdaje egzaminu. Poza tym monolityczny blok tekstu nie zachęca do czytania. Fabuła… tutaj nie ma co komentować, skoro mówimy o scence. Chociaż nawet w tak krótkim tekściku nie ustrzegłeś się od głupich sytuacji. Choćby ta winda; świat post-apo, zapomniany przez Boga i ludzi parking, ale światły bohater idzie przywołać windę, bo przecież windy zawsze działają, nie? Olejmy fakt, że: primo, w post-apo raczej nikt nie siedzi w elektrowniach, secundo, są ważniejsze systemy wymagające zasilania generatorami i w końcu tertio: mówimy o opustoszałym parkingu. Poza tym uwiodły mnie te żółte linie na jezdni – czyżby cały parking był w remoncie w momencie nastania apokalipsy?

Scena wycięta z kontekstu – nie wciągnęła mnie. Przeczytałem, ale bez przyjemności.

Nauril, postaraj się nie dodawać kilku komentarzy pod rząd. Przeczytaj cały tekst, wypisz wszystkie uwagi i wtedy kliknij dodaj.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

" Wiedział, że nic się nie stanie, ale łapał się każdej nadziei. Kable zatrzeszczały…" – cytat odnośnie windy. Znaczy się, że mało obrazowo, skoro zostało pominięte.  "Czy to możliwe, żeby ktoś zamontował tutaj agregat?" - Bohater też zastanawiał się, czemu ktoś miał ustawiać tam parking.  "w post-apo raczej nikt nie siedzi w elektrowniach" – ale przecież tam był agregat…

Co nie zmienia faktu, że bohater NAJPIERW idzie do windy, jakby się spodziewał, że ta zadziała. Potem cudownie znajduje pozostawiony tam agregat i cudownie go uruchamia. Wypada też wspomnieć, że agregat, znów cud!, podlączony jest akurat do windy.

Jak w hameryckim filmie. Sytuacja pieprzy się do niemożliwości, wszyscy żegnają się z życiem, nagle trach bach łup dup ktoś coś znajduje, odkrywa, rozszyfrowuje i trzy minuty przed "The End" wszyscy wyłażą na światło dnia.   Dałbym wiarę, gdyby się Artur wydrapał na górę po stercie odłamków podłogi, znalazł w bagażnikach linkę holowniczą i jej użył…

Nie dostrzegacie głębi tego tekstu zawartej między wierszami. 

Dzięki, Nauril, ale krytyka nie jest bezpodstawna ;) Oczywiście nie zostawie tak tego tematu, powrócę z nim w swoim czasie. Z lepszym skutkiem, mam nadzieję. Właściwie ułożyłem już sobie plan gruntownej przebudowy. Do następnego ! ;) 

Miałeś słuszne obawy, Gruby100004. Jestem osobą trzecią. Przykro mi, nie poruszyło mnie.

 

„Kable elektryczne zwisały z sufitu, chwiejąc się powoli…” –– Wolałabym: Kable elektryczne zwisały z sufitu, kołysząc się powoli

 

W około roznosił się zapach wilgoci i zgnilizny”. –– Wokoło roznosił się zapach wilgoci i zgnilizny.

 

„Coś na skraju jego świadomości (…) Każda komórka jego ciała…” –– Czy tam był jeszcze ktoś, poza stalkerem, że trzeba podkreślać o czyich, świadomość i ciele, jest mowa?

Nadużywasz zaimków!

 

„Trupie zimno przedostające się przez grube warstwy ubrań, dostające się aż do kości”. –– Powtórzenie.

Wolałabym: Trupie zimno przedostające się przez warstwy grubych ubrań, wnikające aż do kości.

 

„Nawet odgłos jego kroków wydawał się stłumiony…martwy”. –– Brak spacji po wielokropku.

 

„Artur co rusz obracał się, pewien, że ktoś obserwuje go zza pleców”. –– Zza czyich pleców miałby być obserwowany?

Proponuję: Artur co rusz obracał się, pewien, że z tyłu ktoś go obserwuje.

 

„Wyglądały, jakby zostały zamontowane później, niż reszta. Czy to możliwe, żeby ktoś zamontował tutaj agregat?” –– Powtórzenie.

Może: Wyglądały, jakby zostały zainstalowane później, niż reszta. Czy to możliwe, żeby ktoś zamontował tutaj agregat?

 

„Światło latarki zatoczyło łuk i zobaczył czyjś zarys, jakby…dziecka?” –– Brak spacji po wielokropku.

 

Dziwne przeczucie, które nie opuszało go od chwili, jak znalazł się w tym miejscu…” –– Dziwne przeczucie, które nie opuszało go od chwili, gdy znalazł się w tym miejscu

 

„…wynoszenie Natalii na plecach ze strefy śmierci”. –– Czy to możliwe, żeby ze strefy śmierci dało się sporządzić plecy, na których można było wynieść Natalię?

 

„Zrzucił z urządzenia czyjegoś trupa”. –– Wolałabym: Zrzucił z urządzenia jakiegoś trupa.

Chyba że trup należał do kogoś. ;-)

 

„To ukoi ich gniew, uśmieży ich cierpienie”. –– To ukoi ich gniew, uśmierzy cierpienie.

 

„Winda zatrzymała się, otworzyły się drzwi”. –– Może: Winda stanęła, otworzyły się drzwi.

 

„Nie zatrzymał się, chciał się znaleźć jak najdalej od tego miejsca”. –– Może: Nie zatrzymał się, chciał być jak najdalej od tego miejsca.

 

„Przez wiele następnych miesięcy widział w zakamarkach cienie, których nikt nie rzucał, obudziwszy się z koszmaru, którego nie pamiętał”. –– Wolałabym: Przez wiele następnych miesięcy, obudziwszy się z koszmaru, którego nie pamiętał, widział w zakamarkach cienie, których nikt nie rzucał.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zwarty blok tekstu i historia wyrwana z kontekstu. I jak tu się nie zakochać? Potrafisz budować napięcie i pisać ciekawie. Gdybyś jeszcze opanował sztukę dzielenia tekstu na akapity, byłbym wniebowzięty. Sama scenka wydaje się być dobrze napisana, choć wyrwana z kontekstu i całkiem typowa – mam za sobą lekturę Metra 2033 i twój świat nie wydaje mi się bardzo różny od tamtego. Nawet stalkerzy tacy sami. Rozumiem, że jest to jakaś konwencja, która ma ramy i granice, ale uważam po prostu, że z konwencją należy się bawić, a nie jej podporządkowywać.

Mnie się podobało. Skoro masz więcej, czemu wrzuciłeś tylko taki fragment?

Przynoszę radość :)

Ponieważ jest to fragment opowiadania, które wciąż jest kończone, niestety ;) (a na dodatek zacząłem pracować nad innym – wiem, jestem strasznie niekonsekwenty)  Nauczony na błędach wrzucę teraz jakiekoliwek opowiadanie dopiero po trzykrotnym sprawdzeniu.

"dawała co raz mniej światła" Więcej błędów mnie nie poraziło. Tekst czyta sie całkiem przyjemnie i płynnie. Ale stwierdzę, jak bardzo mi sie podoba dopiero po przeczytaniu całości. Tutaj niestety wszystko kończy sie za szybko. Zbyt mało strachu, za szybkie rozwiazanie… Już zaczynał mi sie z mroku wyłaniać ten ciekawie opisany, mroczny parking a tu TRACH! i po ptakach, kurtyna. Opowiadanie jest dobre, co do tego nie mam wątpliwości. Ale niestety tylko dobre. Przynajmniej moim zdaniem. Będę czekał na ciąg dalszy tego co naskrobiesz. Bo pisac potrafisz. Trzeba tylko wzbogacić nieco warsztat :)

Dzięki Sment ;) A co do następnych części, to premiera pewnie dopiero za kilka tygodni, zamieszcze od razu skończone i długie opowiadanie (w granicach 20 tys słów). No i oczywiście poprawione i sprawdzone 

Nowa Fantastyka