- Opowiadanie: Jacko - Obojętność

Obojętność

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Obojętność

 

Obojętność

 

 

 

Usiadłem przed telewizorem. Włączyłem jakiś przypadkowy kanał. Po chwili postanowiłem zamówić pizzę. Numer czterdzieści sześć, rozmiar XXL. Taka jaką lubię, a raczej kiedyś lubiłem. Było mi już wszystko jedno, co będę jadł. Miałem trzydzieści minut, aż przyjedzie dostawca. Postanowiłem pooglądać telewizję. Nie widziałem powodu, aby się podnosić z fotela.

 

Najpierw trafiłem na jakąś durną kreskówkę. Narysowana dziewczynka wyglądała jak dziwka, była wredna dla rodzeństwa i rodziców. Z tego co zauważyłem, miała wyglądać na dziesięć lat, ale dla mnie była raczej parodią zbuntowanej nastolatki. Problem jednak w tym, że program był kierowany do małych dzieci, które uczyły się jedynie chamstwa i cwaniactwa, bez żadnej odpowiedzialności za czyny i słowa. A później rodzice mają z takimi bachorami przesrane. Kiedyś by mnie to oburzyło. Jednak przestało mnie już to ruszać.

 

Nacisnąłem kolejny przycisk na pilocie. Jakaś brzydka feministka kłóciła się z księdzem o gender. Patriarchat z matriarchatem. Kompromis był wykluczony na poziomie genetycznym. Skakali oboje z tematu na temat. Raz o homoseksualizmie, a raz o aborcji. Z jednej strony ich podziwiam za umiejętność łączenia tematów zupełnie odległych. Z drugiej strony im współczuję. Żadne z nich nie popiera swych tez argumentami, które mogłyby trafić do oponenta. Wszystko to robione jest pod publikę. Aby jeszcze bardziej zwaśnić telewidzów i wprowadzić zamęt. Lecz mnie to nie interesuje.

 

Przełączyłem dalej. Film amerykański. Tępy osiłek strzela do wszystkich złych kolesi. Sam postrzelony dwa razy, w ramię i w nogę biega bez problemu. Jego wrogowie po kopnięciu w kolano padają i tracą przytomność. Sam przeciwko dziesiątkom łotrów. Na końcu odnajduje porwaną kochankę, czy też żonę. Sam się pogubiłem. Wszyscy są szczęśliwi. Prezydent wręcza mu medal za wymordowanie tylu ludzi. Zero sensu i przesłania. Byle karmić społeczeństwo mitem o nieśmiertelnym żołnierzu zza oceanu, który pokona wszystkich, mimo tego, że wcześniej powinien się wykrwawić. Ogarnęło mnie znużenie i obojętność.

 

Wreszcie zebrałem całą swą siłę woli i podniosłem się z fotela. Czas wyruszyć w podróż, z której nie będzie powrotu. Wszystko się posypało. Jakieś pół roku temu opuściła mnie Karolina. Odeszła z Romanem. Moim najlepszym kumplem. Byłym najlepszym kumplem. Nie awanturowałem się. Właściwie zupełnie mnie to nie obeszło. Utrata pracy również jakoś nie spowodowała u mnie załamania. Myślę nawet, że to moje zobojętnienie stało się przyczyną moich niepowodzeń.

 

Pytasz, dlaczego wszystko przestało mnie obchodzić? Dlaczego nie poszedłem do psychologa? Powiem ci, że chciałem. Lecz obojętność mnie opanowała zupełnie. Bywały chwile, gdy nie widziałem powodów, aby jeść czy pić. Leżałem w łóżku cały dzień, aż głód stał się tak silny, że dzwoniłem po jakieś śmieciowe żarcie. Nie robiłem większych zakupów, nie mówiąc już o gotowaniu. Dobrze, że miałem dość dużo oszczędności. Inaczej umarłbym z głodu.

 

Ale ty pytałeś o powody. Powód był naprawdę niewiarygodny. Jakieś dwa miesiące przed odejściem Karoliny zaczepiła mnie na ulicy Cyganka. Prosiła o pieniądze dla jakiegoś dziecka ze zdjęcia. Pełno takich chodzi. Większość z nich to naciągacze, którzy nigdy nie wpadli na pomysł, aby po ludzku pracować. Byłem zmęczony po całym dniu harówy. Nie miałem nastroju do altruizmu. Powiedziałem, żeby się odwaliła. Ta spojrzała na mnie z czymś, co teraz odczytuję jako żal. Zrobiło jej się żal, bo widziała co mnie czeka. Wtedy krzyknęła, że spadnie na mnie klątwa obojętności. Potem odwróciła się i odeszła. Nie wiem dokąd się udała. Uznałem, że to tylko zwykła, szurnięta Cyganka.

 

Później wiele zrozumiałem. Ludzie często uważają się za obojętnych wobec świata. Nie wiedzą nawet, co to oznacza. Każdy ma coś, co go interesuje. Rodzinę, o którą dba. Pracę, cele w życiu. Mnie to nie dotyczyło. Zostałem poza społeczeństwem, bo nie zależało mi na niczym. Co najgorsze, byłem w pełni tego świadom. Gdy odchodziła Karolina, chciałem płakać, krzyczeć. Próbowałem coś zrobić, ale klątwa nie pozwalała mi.

 

Gdy zostałem sam, uznałem, że potrzebuję pomocy. Psychologa, lub kogoś tym stylu. Z rodziną nigdy nie żyłem jakoś blisko. Odkąd wyjechałem na studia, do domu zaglądałem tylko na święta. Została mi jedynie wizja lekarza, który mnie uratuje. Ale nie znalazłem w sobie tyle chęci, aby chociaż zadzwonić. Umówić się na spotkanie.

 

Przestałem wychodzić z domu. Cyganki nawet nie było co szukać. Nigdy bym jej nie znalazł. Jedyne co robiłem to leżałem, często głodny i starałem się gapić w telewizor. To mi pomagało jakoś mierzyć poziom zobojętnienia. Oglądałem filmy wzruszające i pełne emocji. Jednak dla mnie to były tylko obrazki na szkle. Nie poruszały niczego w moim wnętrzu.

 

Nie uciekałem w alkohol, ani narkotyki. Były mi tak obojętne, że nie sięgnąłem po nie. A myślę, że jakieś pobudzające środki mogłyby na krótką metę pomóc. A wtedy wybrałbym się do psychologa i szukał ocalenia. Jednak klątwa była zbyt mocna. Zabezpieczona z każdej strony. Nie byłem w stanie się przełamać i zrobić choćby jednego kroku, ku naprawie mojego życia. Staczałem się w zastraszającym tempie. Nie było dla mnie ratunku.

 

I w ten oto sposób znalazłem się sam, czekając na pizzę. Wyciągnąłem przygotowany wcześniej sznur. Gdy miałem lepsze dni, byłem czasem w stanie coś kupić lub zrobić. Niestety nie było ich za wiele, więc wszystko trwało dłużej, niżbym chciał. Jednak w końcu mi się udało. Przywiązałem powróz do przybitego wcześniej haka w suficie. Drugi koniec związałem w odpowiednią pętlę. Na kursie żeglarskim uczyli nas wszystkich pętli i węzłów. Nie tylko tych, których używa się na morzu.

 

Wreszcie podstawiłem sobie stołek. Wszedłem na niego i założyłem sobie sznur na szyję. Pchnąłem mój piedestał. Zostałem symbolem przegranej z klątwą. Straszliwą i niszczącą. Powoli zaczynało mi brakować powietrza. W oczach ciemniało. W telewizji akurat był program muzyczny. Jakaś półnaga dziewczyna, może dwudziestoletnia, albo i młodsza, śpiewała, aby olewać życie i czerpać z niego ile wlezie. Co ona mogła o tym wiedzieć?

 

Zatrzepotałem nogami. Czułem ból w płucach. Do mózgu dostawała się pozbawiona tlenu krew. Umierałem. I po raz pierwszy od dłuższego czasu coś czułem. Strach. Wcale nie chciałem umierać, ale alternatywa była o wiele gorsza. Gdzieś w głębi też cieszyłem się. Wreszcie mogłem się uwolnić od całego tego ziemskiego padołu, który już mnie nie obchodził. Nim odeszłem usłyszałem dzwonek do drzwi. Pizza przybyła.

 

 

 

*

 

 

 

Tak oto panie Władku trafiłem tutaj. Może nie miałem takiego rozmachu jak ty, ale obu nas przypisali do tej samej kategorii. Czyż to nie zabawne? Ciebie nadal pamiętają, po tylu latach. Ja jestem tylko numerkiem w statystykach. Mówią, że śmierć jednego człowieka potrafi być gorsza od śmierci tysięcy. Ale to tysiące się pamięta.

 

Twoja klątwa była straszna. Ty musiałeś zabijać i karmić się krwią. Ja byłem zupełnie obojętny. Odpowiednie klątwy do odpowiednich czasów. Mówisz, że ciebie też przeklęła Cyganka. Myślisz, że to mogła być ta sama kobieta? Ale ile wtedy musiałaby mieć lat? Zresztą… Teraz to już nieważne.

 

Wiedźma dostała to, co chciała. Obaj wylądowaliśmy w piekle dla przeklętych. Ja, zwykły, szary człowiek, którego los nikogo nie obszedł. Nawet Karolina z Romanem nie przyszli na mój pogrzeb. Ty przynajmniej jesteś pamiętany. Wielki Wład Palownik. Drakula, syn Włada zwanego Diabłem. Obaj członkowie zakonu smoka. Byłeś straszliwym pogromcą muzułmanów. Inspiracją do książek i filmów. Kimś, kogo się nie zapomina.

 

Wiesz co ci powiem, Władziu? Że chciałbym wrócić. Jak pewnie wielu innych, w tym i ty. Powiedzieć tym wszystkim ludziom, żeby wreszcie zauważyli, co jest ważne. Odrzucili media i chłam, który im rzucają, a spojrzeli na siebie nawzajem. Bo nie ma nic gorszego niż obojętność. Z niej rodzą się wszystkie późniejsze krzywdy ludzkie. Chciałbym uratować ich przed piekłem, w którym obaj siedzimy. Ale nie mogę. To byłoby zbyt proste. A teraz siedzimy tu we dwóch i gramy w karty.

 

Nie tak wyobrażałem sobie piekło. Co prawda nie wierzyłem też w ognie i diabełki z widłami, ale jednak spodziewałem się cierpień. Ale największe cierpienie, to patrzeć na świat i mieć świadomość, że nie da się go uratować. Że ludzie sami muszą dostrzec, dokąd zdążają. Jestem jednak pełen nadziei. Nadziei, że kiedyś odrzucą obojętność. Wydaje się to banalne, ale ja straciłem przez to życie.

Koniec

Komentarze

Ciekawy pomysł. Wydaje mi się, że na końcu przesłanie trochę za bardzo łopatologicznie wyrąbane, ale mogę się mylić. Trochę usterek językowych; zapamiętałam "odeszłam". Dlaczego nie "odszedłem"?

Babska logika rządzi!

Nie chcę się mądrzyć, ale zdaje się, że powieszenie nie polega na uduszeniu, ale na przerwaniu rdzenia kręgowego.

To zależy Fokkerze– jesli przy powieszeniu zabraknie silnego szarpnięcia, to nie dojdzie do przerwania rdzenia i powieszony będzie miał okazję się udusić. Opowiadania jacko jeszcze nie przeczytałem, toteż nie wiem, z którym przypadkiem mamy tu do czynienia. 

Rozumiem, że bohater miał depresję i nie umiał sobie z nią poradzić, ale wyłożenie wszystkiego systemem kawa na ławę sprawiło, że nie umiem przejąć się losem desperata.

 

„Jakaś brzydka feministka kłóciła się z księdzem o gender. Patriarchat z matriarchatem. Kompromis jest wykluczony na poziomie genetycznym. Skaczą oboje z tematu na temat”. –– Mieszasz czasy.

 

„Jego przeciwnicy po kopnięciu w kolano padają i tracą przytomność. Sam przeciwko dziesiątkom przeciwników”. –– Powtórzenia.

 

Moim najlepszym kumplem. Byłym najlepszym kumplem. Nie awanturowałem się. Właściwie zupełnie mnie to nie obeszło. Utrata pracy również jakoś nie spowodowała u mnie załamania. Myślę nawet, że to moje zobojętnienie stało się przyczyną moich niepowodzeń”. –– Nadmiar zaimków.

 

„Pytasz, dlaczego mnie tak wszystko nie obchodziło?” –– Wolałabym: Pytasz, dlaczego wszystko przestało mnie obchodzić?

 

„…zaczepiła mnie na ulicy cyganka”. –– …zaczepiła mnie na ulicy Cyganka.

Uwaga dotyczy wszystkich przypadków w opowiadaniu.

 

„…do domu zaglądałem tylko na święta. Została mi tylko wizja…” –– Powtórzenie.

 

„Została mi tylko wizja profesjonalnego lekarza…” –– Czy lekarz, jeśli nie mówimy o szamanie czy znachorze, może być nieprofesjonalny?

 

„Ale nie znalazłem w sobie na tyle chęci, aby chociaż zadzwonić”. –– Ale nie znalazłem w sobie tyle chęci, aby chociaż zadzwonić.

 

„…więc wszystko trwało dłużej, niż bym chciał”. –– …więc wszystko trwało dłużej, niżbym chciał.

 

„Zatrzepotało mi nogami”. –– Co bohaterowi zatrzepotało nogami? ;-)

 

„Nim odeszłam usłyszałem dzwonek do drzwi”. –– Nim odszedłem/ umarłem usłyszałem dzwonek do drzwi.

 

„Pizza przybyła”. –– Wolałabym: Dostarczono pizzę. Lub: Przyniesiono pizzę.

Jedzenie samo nie przybywa. ;-)

 

„Teraz to już nie ważne”. –– Teraz to już nieważne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Po pierwsze – powtórzę za Finklą: łopatologia. Po drugie – zdziwię się: kolega Palownik w piekle dla zobojętniałych? Ejże…

Kolega Palownik w piekle dla przeklętych. Tych na, których narzucono klątwę. A błędy zaraz poprawię ;)

Jak dla mnie zbyt banalne i niewiarygodne.  Depresja, a nie zobojętnienie, bo gdyby jednak było to drugie to czemu miałby popełnić samobójstwo? Tymczasem w nieleczonej depresji to raczej logiczne następstwo. No i morał, jakoś do mnie nie przemawia.   Tekst jako wyrzucenie z siebie emocji, w porządku. Jako fabuła, raczej nie.

jw., brakuje fabuły. Poza tym na poczatku tekstu bohater jest wyjątkowo rozemocjonowany programami telewizyjnymi, co mocno zgrzyta z nieustannymi zapewnieniami o jego zobojętnieniu

Chciałem pokazać, że on jest nadal czuły, ale brak mu możliwości podjęcia działań. Chce się uratować, lecz nie potrafi. Do tego czasem ma "lepsze dni". Ale fabuły rzeczywiście brak.

Podoba mi się pomysł :)

Przynoszę radość :)

Przesłanie dobre, aczkolwiek – jak zauważono wcześniej – podane w zbyt oczywisty sposób. Daj szansę czytelnikowi na dojście do własnych wniosków. Fajnie pokazałeś jak to można gapić się bezmyślnie w ekran, sam często tak robiłem jeszcze niedawno…    

Pomysł ciekawy, ale samobójstwo przed zjedzeniem pizzy to zbrodnia przeciwko wartościom kulinarnym, co samo w sobie zasługuje na potępienie. Łopatologia za łopatologię: W przypadku totalnego zobojętnienia i depresji jedyna pomoc pozostaje w odnalezieniu Boga. Niekoniecznie tego judeochrześcijańskiego, (chociaż ten wydaje się być najfajniejszy – potrafi dużo wybaczyć) jest jeszcze wiele innych do wyboru. W najgorszym przypadku boga może zastąpić np.: sport, ale nie piłka nożna, w Polsce ta dyscyplina raczej nakłania do samobójstwa niż od niego odciąga.

@homar   To ciekawe rady kolega daje, na depresję sport? Na pewo nie zaszkodzi, sport to zdrowie i poprawia samopoczucie. Ale jednak tylko w charakterze dodatkowej pomocy. Mimo wszystko na depresję, a jest to jak najbardziej jednostka chorobowa, to wypada zaordynować leczenie. Farmakologiczne, jeśli w danym momencie sytuacja jest zła, a w dalszej perspektywie psychoterapia, grupowa bądź indywidualna bo to nie bierze się z niczego. Mogą być jakieś wydarzenia z przeszłości, schematy wyciągnięte z domu itd. Koniec końców, to nie katar żeby go rozchodzić i samo przejdzie. Można oczywiście schować problem pod dywan i go ignorować, ale prędzej czy później wyskoczy ze zdwojoną siłą. A po co życie marnować? Taki Snerg, na przykład, mógłby jeszcze popisać.

Nowa Fantastyka