- Opowiadanie: klaudia - Seraficzna Powinność

Seraficzna Powinność

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Seraficzna Powinność

 

Misję otrzymywały tylko dojrzałe.

 

Poziom anielskiej dorosłości oceniał osobiście Pan. Zawsze wtedy zwoływał trzech lub czterech wybrańców i wyznaczał im zadania. Pomagał im dostrzec problem, jednak anioły musiały same go zrozumieć, w przeciwnym razie mogłyby mieć kłopot z jego rozwiązaniem Po zesłaniu na Ziemię przeobrażały się w ludzi, bowiem tylko pod taką postacią były w stanie cokolwiek zdziałać. Wracały do Pana wtedy, gdy Ten uznawał misję za zakończoną.

*

 

Spojrzałem na buty i ucieszyłem się, że nie były na obcasach. Bóg i tak wywinął mi niezły numer robiąc ze mnie kobietę. Siedziałem sam, w obcym pomieszczeniu. Ściany ktoś przyozdobił mnóstwem dziecięcych zdjęć, Przypuszczałem więc, iż to właśnie jedną z maleńkich istot powinienem „uratować”.

 

W pewnym momencie do gabinetu wtargnęła miniaturowa pani doktor. Poprosiła mnie, żebym poszedł do nowej pacjentki. Zdezorientowany zapytałem, czy mam ją zbadać. Kobiecina po prostu wyszła bez słowa. Nie czekając dłużej, pobiegłem za nią, pytając o szczegóły.

 

– Mogłabyś być czasem poważna. Wolontariusze z reguły nie badają, więc po co te głupie pytania? – wycedziła pierwsza niewiasta, jaką zobaczyłem na Ziemi. Szedłem wąskim korytarzem, spoglądając zagadkowo przez szyby. Za jedną pomieszkiwał chłopczyk, który wolał czytać kolejny komiks niż przejmować się brakiem włosów. Za drugą, Klaun próbował rozbawić zatroskaną dziewczynkę, a za trzecią nie było nic. Nic prócz białego prześcieradła i zapłakanego mężczyzny. Już miałem odwrócić wzrok, gdy nagle usłyszałem znajomy głos:

 

– Ewka, żarty sobie stroisz?! Idź pod trzynastkę, czego tu szukasz?

 

Pani doktor spojrzała przez szybę, po czym dodała zrezygnowanym tonem:

 

– Codziennie ktoś tu umiera, trzeba się przyzwyczaić. Gdybym miała płakać za każdym razem popadłabym w depresję… No, leć już.

 

Znałem już miejsce, zacząłem też poznawać swój cel, ale coraz bardziej obawiałem się, że Bóg mnie przecenił.

 

W końcu trafiłem do wyznaczonej sali. Młoda dziewczyna była akurat w trakcie rozpakowywania walizek. Podszedłem do niej, witając ją najcieplej, jak potrafiłem.

 

– Cześć – usłyszałem jej szept.

 

– Chętnie ci pomogę, jestem Fi… to znaczy Ewa. – wybełkotałem, ledwo nie zdradzając swojej prawdziwej tożsamości. Nastolatka spojrzała na mnie z zażenowaniem i odparła:

 

– Nie wiesz jak masz na imię? Ja mam tylko raka, nazwisko jeszcze pamiętam.

 

– Wiem, kiepski wstęp. Jak się czujesz? – próbowałem rozluźnić sytuację.

 

– Nieźle, w sumie ci współczuję, że jesteś zdrowa.

 

– Zawsze taka jesteś?

 

– Nie, kiedyś byłam gorsza.

 

Chciałem wrócić do nieba, tam nikt tak ze sobą nie rozmawiał. Moja dojrzałość została zdecydowanie przeceniona, mimo to brnąłem dalej. Wiedziałem, że dopiero odszukałem punkt startowy misji, dlatego z pewnością meta znajdowała się kilkanaście trudnych epizodów za mną.

 

– Uwierz, ja też nie byłam aniołem – wypowiedziałem bez krzty ironii.

 

– Mam ci współczuć? – zapytała zjadliwie.

 

– Szkoda, że na ziemi ich nie ma, co?

 

– Chyba wzięłaś za dużo towaru. Dużo tu tego mają?

 

– Nie wierzysz w anioły? – spytałem ukrywając zdziwienie.

 

– Skoro nie wierzę w Boga, to jak mogę wierzyć w anioły?

 

– Dlaczego nie wierzysz?

 

– A dlaczego mam wierzyć? Przecież go nie widać.

 

– Powietrza też nie widać, a każdy go potrzebuje. Podobnie jest z Bogiem.

 

Wtedy nastolatka spojrzała na mnie z pogardą i przez chwilę zamilkła. Szukała zapewne kolejnego argumentu, by udowodnić mi nieistnienie Pana. Wreszcie wygłosiła kolejną tezę.

 

– Powietrze jest potwierdzone naukowo.

 

– Tak, masz rację. I to właśnie różni Boga od powietrza.

 

– Nie rozumiem.

 

– Gdybyśmy zobaczyli Boga, wiara zamieniłaby się w wiedzę, tak jak jest to w przypadku powietrza.

 

– Co jest złego w wiedzy?

 

– Teoretycznie nic, ale wiara jest silniejsza. Daje nam możliwość wyboru, pomaga odróżnić dobro od zła.

 

– Czyli w Świętego Mikołaja też mam wierzyć?

 

– Przecież istnieje. Gdybyś uwierzyła pewnie byłoby ci łatwiej.

 

– Już jest cudnie… Może to zabrzmi komicznie w moim przypadku, ale no „żyć, nie umierać”!

 

– Twoja choroba to faktycznie problem, jednak nie skupiaj się tylko na sobie. Zobacz, tutaj jest sporo ludzi, nie każdy przestaje wierzyć w Boga tylko dlatego, że Ten wystawił ich na próbę. Poradzisz sobie z tym, tylko musisz przestać mówić w ten sposób.

 

– Wiesz, co jest najzabawniejsze? Najbardziej mnie martwi moja łysina, a nie zbliżająca się śmierć.

 

 

 

Rozmowę przerwał nam pielęgniarz, który zabrał dziewczynę na badania. Stąpałem małymi kroczkami po niepewnym gruncie, ale czułem nad sobą nadzór Pana. Nawet czasem odnosiłem wrażenie, że przemawiałem Jego głosem, jakkolwiek narcystycznie by to nie zabrzmiało. Tutaj na ziemi każdy szedł w swoją stronę. Nawet pielęgniarki, które opiekowały się chorymi tak naprawdę w myślach analizowały przytyk teściowej lub układały w głowie listę zakupów. Większość lekarzy pomagała tylko z obowiązku. Serce służyło im tylko do pompowania krwi. Obojętność, z jaką przypatrywali się cierpiącym, raziła mnie, jako anioła.

 

Może kiedyś byli bardziej wrażliwi, teraz cechowała ich odporność na cudze nieszczęścia. Pewnie Bóg mnie przed tym uchroni i zabierze do siebie zanim otrzymam szczepionkę. Ona wbrew pozorom nie uzdrawiała, wręcz przeciwnie, powodowała groźną chorobę. Problem w tym, że nikt nie chce się leczyć. Obojętność – przecież to nic innego jak łagodniejsza forma zła.

 

Robiło się późno, a ja szukałem dowolnego pretekstu, żeby zostać w szpitalu, bowiem aniołowie na ziemi mogą tylko pomarzyć o domu. Zresztą i tak żaden nie dorównałby temu, w którym mieszkałem kiedyś, przed przemianą.

 

Zasnąłem dość późno, w cichym kąciku.

 

 

*

 

 

 

Wtulona w lazurową pościel, pozostawała obojętna na resztę świata. Była jak w letargu, jak zabarykadowana, zamknięta w szklaną kulę, z której nawet nie próbowała się wydostać. Potargane włosy uniemożliwiały jej ujrzenie czegokolwiek.

 

Chciałem podejść, ale dotąd obca mi nieśmiałość przykleiła moje szpitalne buty do podłogi. Jednak dziewczyna wyczuła moją niemą obecność i zareagowała tak, jak przypuszczałem.

 

– Znowu ty?

 

Nie udało jej się mnie zniechęcić.

 

– Witaj, jak się dziś czujesz?– odezwałem się najdelikatniej jak potrafiłem.

 

Nastolatka zgarnęła z twarzy część włosów i wyrazem twarzy zademonstrowała poranne poirytowanie.

 

– Jesteś dla mnie miła, bo ci za to płacą?

 

– Gdybym przestała być miła, nikt by mi nie płacił – odpowiedziałem urągliwie.

 

Zaskoczyłem ją, mówiąc w ten sposób. Wyczuła zapach cynizmu, który lekko rozsiał się po sali. Woń była dla niej przyjemna, choć ja nigdy nie chciałbym podobnych perfum.

 

Dziewczyn a posłała mi uśmiech. Nie wiem, czy szczery, ale mimo to cieszył.

 

– W takim razie chyba musisz się ze mną użerać. Myślisz, że będzie łatwo? – usłyszałem po krótkiej chwili milczenia.

 

– Gdybym nie wiedziała, że będzie trudno, nigdy byś mnie tutaj nie zobaczyła.

 

– Jesteś lepsza niż myślałam.

 

– To komplement?

 

– Powiedzmy, ale nie przyzwyczajaj się.

 

Wtedy pierwszy raz poczułem, że nie stoimy w miejscu. Zauważyłem swój krok, leciutkie odbicie od trudnego startu. Ona musiała wreszcie wyjść ze swojej kuli, choć przecież szkło dawało komfort, wyglądało cudownie.

 

– Kiedy ostatnio byłaś u fryzjera? – zapytała dziewczyna

 

– A co, źle wyglądam? – zapytałem teatralnie zirytowany

 

– Masz świetne włosy, ja też nie mam złych, no ale…

 

– Włosy są dla ciebie aż tak ważne?

 

– Owszem, to one mi w sobie najmniej przeszkadzają.

 

– Ja średnio lubię swoje, wiesz w zasadzie to w ogóle ich nie lubię – odpowiedziałem, tym razem szczerze.

 

– Mówisz tak, bo nie wiesz, jak mnie pocieszyć. Skoro twoje włosy tak bardzo ci przeszkadzają, to dlaczego ich nie zetniesz?

 

Tą odpowiedzią, a właściwie pytaniem, podsunęła mi genialny pomysł. Troszkę szalony, ale z drugiej strony, co mogło być wariackiego w wizycie u fryzjera? Mój plan postanowiłem póki co zachować tylko dla siebie. Chciałem zrobić jej niespodziankę, wyobrażając sobie wszystkie możliwe reakcje. Dziewczyna uznała milczenie za objaw bezradności i nie zdawała sobie sprawy ze swojego błędu. Już nie byłem zagubionym altruistą, cieszyłem się, że upragnione „już” nadeszło tak wcześnie.

 

– Zatkałam cię, co? Wy wszyscy jesteście tacy mądrzy, ale gdybyś była na moim miejscu…

 

– Może kiedyś będę.

 

– Wiesz jak mam w ogóle na imię?

 

Bóg zawsze powtarzał, że powinienem czasem skupiać się nawet na rzeczach z pozoru błahych… Jak widać, boscy pomocnicy miewali problem ze słuchem, chociaż pewnie to nie kwestia zmysłu.

 

– Skoro pytasz, zapewne wiesz, że nie. Mogę je poznać?

 

Nastolatka kolejny raz się uśmiechnęła. Moje rozkojarzenie rozbudziło jej kreatywność, którą później mogła wykorzystywać w swoich żartach.

 

– Pola. Apolonia znaczy, ale lepiej tak mnie nie nazywaj.

 

– Rozumiem, że to rozkaz?

 

– Raczej forma groźby – odpowiedziała ze scenicznym patosem.

 

 

 

Tamtego dnia rozmawialiśmy dość długo. Dowiedziałem się trochę o jej rodzinie i przyjaciołach. Trudno powiedzieć, od kogo otrzymywała więcej wsparcia. Póki co przychodziłem do niej tylko ja, wierzyłem jednak, że nie będę jej jedynym gościem. Rodzice Poli dużo pracowali. Może właśnie spełniając się zawodowo próbowali zapomnieć o cieniach codzienności. Kochali córkę, ale nie byli zbyt dobrymi aktorami. Matka rzadko powstrzymywała łzy, a ojca irytowało niemal wszystko. Musieli nauczyć się najpierw wspierać siebie nawzajem, aby potem mogli być opoką dla swojej pociechy.

 

Znajomi Polci chyba przestraszyli się choroby. Nie potrafili zaakceptować, że teraz każdą imprezę może zastąpić chemioterapia. Twierdzili, że białaczka to tylko problem, który nikogo poza nią samą nie powinien dotyczyć. Nadal tkwiła w związku, ale uznała jego kres tylko za kwestię czasu. Jej chłopak kochał zabawę, a odpowiedzialność uosabiał ze snobizmem i brakiem dystansu. Pola mówiła też, że gdy była zdrowa, podobnie jak ukochany, unikała konsekwencji swoich czynów, a szczątki cynizmu drzemały w niej do teraz. Nie wyobrażała sobie swojej metamorfozy, w jak to nazwała: „wartościowego człowieka”.

 

Ktoś, kto rzadko błądzi, najczęściej zapomina, że są też inne drogi. Rozsypuje ziarna zawsze w jednym miejscu, nawet nie zmieniając gatunku rośliny, po czym zaczyna wątpić, czy dojrzałe owoce po każdej zimie smakują tak samo idealnie. Układanka Poli zaczynała się zespalać, im dłużej dziewczyna z nią walczyła, tym większe otrzymywała owacje od Pana. Chciałem jej pomóc w tej łamigłówce.

 

Późnym popołudniem wyszedłem ze szpitala. Postanowiłem od razu zrealizować swój plan. Bez wahania ruszyłem w stronę salonu fryzjerskiego. Po drodze mijałem zabieganych ludzi, którzy do złudzenia przypominali skoncentrowanych lekarzy i zapracowane sprzątaczki.

 

 

 

U fryzjera, przez pierwsze dziesięć minut musiałem zadowolić się kolorowymi pisemkami.

 

Kątem oka zerkałem w lustro, w które patrzyła zawzięcie starsza pani. Była przekonana, że nowa fryzura dodaje jej wdzięku i ujmuje co najmniej dwudziestu lat.

 

– Pani Kasiu, jest pani aniołem! – wykrzyczała zadowolona klientka.

 

Podobne komentarze zawsze wprowadzały mnie w zakłopotanie, ale też niesamowicie śmieszyły. W końcu określenia typu: „jesteś aniołem” zawsze padały w stronę niewłaściwej osoby. Chociaż może na Ziemi było nas więcej. Może to jest tak, że żaden z nas nie ma prawa zdradzać swojego prawdziwego ja?

 

– Pani pierwszy raz? Halo, proszę pani? – usłyszałem nawoływanie fryzjerki, która swym wrzaskiem rozmyła resztkę filozoficznych myśli.

 

– Tak, tak. Już można?

 

– Zapraszam – odpowiedziała spokojniej i wskazała skórzany fotel. Był dość wysoki, dlatego wsiadłem na niego trochę niezdarnie.

 

– Proponuję postopniować.

 

– Słucham? Co to znaczy?

 

Wtedy pani z grzebieniem spojrzała na mnie tak, jak Pan Bóg, gdy nie rozumiałem czegoś oczywistego.

 

– No, wie pani…Stylowe podcięcie. – wymamrotała nauczycielskim tonem i zbliżyła dwa serdeczne palce do moich policzków. Ja zareagowałem histerycznym podskokiem, mówiąc otwarcie o swoich oczekiwaniach.

 

– Na łyso? Ale pani ma takie zdrowe włosy! Dlaczego na łyso? To teraz niemodne, naprawdę-oburzyła się ponownie fryzjerka.

 

– A czy ktoś pani powiedział, że ja chcę wyglądać modnie? Proszę, niech pani tnie.

 

– Ja jednak wołałabym…

 

Nie chciałem słuchać dalszych propozycji, dlatego wymusiłem milczenie znaczącym spojrzeniem.

 

– Tylko jakby pani potem żałowała, to ja pieniędzy nie oddam… – dodała nabuzowana niewiasta i sięgnęła po nożyczki. Z każdym cięciem fryzjerska podłoga wzbogacała się o kilka kosmyków. Wkrótce stworzyły imponującą mozajkę. Wówczas nożyczki zastąpiła niewielka maszynka.

 

Hałas fryzjerskiego sprzętu był o wiele przyjemniejszy niż trajkot pachnącej lakierem pani ze szczotką. Moje uszy znalazły ukojenie, a cała reszta mej cielesnej powłoki przestała myśleć o asertywności.

 

Jednak podobne warunki przeszkadzały mi, gdy poczułem na szyi irytujący świąd. Nagle zacząłem się dziwacznie ruszać, co zapewne nie pomagało w pracy przemiłej pani

 

– Niech pani przestanie, zaraz kończymy. – nakazała fryzjerka, wyłączając przedtem źródło dotychczasowego spokoju.

 

Po wszystkim dotknąłem swojej głowy i delikatnie masowałem jej każde miejsce. Wcześniejsza burza loków zakrywała zniekształcenie potylicy, które teraz było widoczne nawet z dość sporej odległości. Wyglądałem komicznie. Teraz oczy stały się bardziej wyłupiaste, a kości policzkowe wskoczyły na pierwszy plan. Fryzjerka patrzyła na mnie jak na monstrum i oczywiście musiała dodać swoje trzy grosze.

 

– Boże drogi, co ja pani zrobiłam?! Ale sama pani chciała, dziesięć złotych za przysługę. Przyznam, że na pani miejscu bym się stąd nie ruszała. Może ja pani jakąś perukę dam?

 

– Chce pani więcej zarobić? – odpowiedziałem z uśmiechem, wręczyłem żądany banknot i wyszedłem.

 

Na zewnątrz zabrakło już słońca, ludzi biegało coraz mniej, a samochody poruszały się szybciej niż po moim wyjściu ze szpitala. Postanowiłem, że tej nocy prześpię się na dworcu.

*

 

Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ludzie bali się niektórych pomysłów. Wydawały im się zbyt absurdalne, na pokaz. Nikt nie brał pod uwagę, że czyjaś kreatywność wynika z wnętrza. Każdy był pewien, że jakakolwiek zmiana została wykonana tylko po to, by przykuwać spojrzenia. Owszem, prawie zawsze tak było. Kiedy przyszedłem do pracy z nową widowiskową fryzurą, wzbudziłem wiele kontrowersji. Pielęgniarki zadawały miliony pytań, jednak ja ograniczałem się do zdawkowych odpowiedzi. Wówczas zaczęto snuć domysły o mojej domniemanej chorobie. Jeszcze chwila i zaczną szukać zastępstwa!

 

Zostawiłem w spokoju wymodelowane fakty. Wolałem biec tam, gdzie spodziewałem się mety.

 

Pola tym razem pozostawała w towarzystwie młodego mężczyzny. Jego image prowokował o wiele bardziej niż moja łysina.

 

Chłopak co prawda nie był wyliniały, ale zamiast włosów na głowie powyrastały mu kolorowe pióra. Spodnie przyozdobił długimi łańcuchami, a koszulę do prania oddał przed oficjalnym końcem świata. Nastolatek tłumaczył coś Poli z uporem maniaka. Podkreślał istotę swoich słów poprzez nadmierną gestykulację. Dziewczyna patrzyła na niego z niedowierzaniem, powstrzymując się od komentarzy. Nie wiem, czy owe były zbędne, czy po prostu nie miała na nie siły. Chciałem wtargnąć w pół rozmowy. Moim marzeniem było przerwać tę farsę. Wiedziałem, że prędzej czy później natapirowany gość wyskoczy na korytarz z rozwścieczoną miną.

 

Wahając się w drzwiach pokoju Poli zapomniałem o swoim ekscentrycznym wyglądzie, skupiłem się tylko na problemie nastolatki. Ta jednak nie przeszła obojętnie obok nowej fryzury.

 

– Zgłupiałaś? Po co to zrobiłaś?

 

– Mówiłam, że ich nie lubię.

 

– Jesteś świrnięta. – spuentowała Pola i przytuliła do serca miniaturową poduszeczkę.

 

– Kto to był?– spytałam zmieniając temat.

 

– Ugór.

 

– Z tego co wiem…

 

– Taa… On też uważa, że nikt go nie chce… i pomóc mu nie można.

 

– A ty?

 

– Ja? Też już nie – odpowiedziała i wyrzuciła poduszkę, którą jeszcze pięć minut temu traktowała jak najlepszego przyjaciela.

 

Zgubiłem gdzieś swoją kreatywność. Pusto na głowie, próżno i w niej…Dziewczyna znów zaczęła mnie ignorować. Zamykała się w swoim świecie, chociaż już myślałem, że powoli z niego wychodziła.

 

Widząc Polę w takim stanie mogłem skonstruować podobne wnioski, na szczęście rzeczywistość okazała się inna.

 

– Zrobisz mi taką fryzurkę? – zapytała z werwą Pola, gdy odwiedziłem ją następnego dnia.

 

– Ale przecież…

 

– I tak będę łysa. No weź, tak nie patrz. Dajesz! – powiedziała, po czym wyjęła z metalowej szafki dokładnie taki sam sprzęt, jaki miała pani w salonie. Dziewczyna podała mi go, zachęcając wzrokiem do pracy. Powoli wstała z łóżka i zajęła krzesło, które jeszcze przed chwilą przytłaczał ogromny plecak.

 

– Czekaj, tak się nie da. Najpierw nożyczki.

 

– Nie rozumiem. Sama mówiłaś…

 

– Przecież to i tak nieważne. Szymek je lubił, a jego już w moim życiu nie ma. Powiedział, że chce mieć normalną dziewczynę. On nigdy jej nie miał, ja zawsze byłam nienormalna. Dotarło to do niego przez, a może dzięki mojej chorobie. I wiesz co? Cieszę się, bo po co mi ktoś taki? Dzwoniła do mnie mama. Podobno przyjdzie jutro. Bez ojca, ale zawsze…

 

– Czemu tata nie przyjdzie? – spytałem tonem, jakby chodziło o wczorajszą pogodę.

 

– Boi się. Wiesz, spoko z ciebie babka.

 

Tym stwierdzeniem szalenie mnie zaskoczyła. Była to zaprawdę miła niespodzianka.

 

 

 

Z czasem rozmawialiśmy więcej, dłużej, a przede wszystkim zaczynaliśmy mówić tym samym językiem. Nigdy jednak nie odważyłem się wrócić do tematu Boga. Miałem dać jej wsparcie. Nawrócenie to inny problem. Jednak ona wyczytała moje obawy i pewnego dnia sama poruszyła ten wątek.

 

– Nadal wierzysz, że Bóg istnieje?

 

– A ty nadal wierzysz, że Go nie ma?

 

Już miałem usłyszeć odpowiedź, gdy nagle Pola straciła przytomność. Z pewnością jeszcze żyła, mimo wszystko spanikowałem. Szybko wezwałem lekarzy. Panowie w bladych fartuchach wstrzykiwali jej substancję, której nazwy nie zdołam nawet wypowiedzieć. Pielęgniarki krzątały się po sali, donosząc lekarzom coraz to nowsze cuda. Wkrótce Pola się ocknęła. Czuwałem na korytarzu. Obok mnie siedziała zapłakana kobieta. Całkiem zadbana dama, którą omamiła bezradność.

 

– Co się pani gapi? Dla pani bez różnicy, umrze czy nie? – zapytała z wyrzutem i schowała twarz do domku zbudowanego z trzęsących się rąk.

 

– Pokochałam Polę, naprawdę. To świetna dziewczyna.

 

– Same problemy z nią były. Prowadzała się z jakimiś metalowcami, co to koty w spiżarniach jadają. Nigdy nie słuchała. Karol to ją nawet czasem pasem chciał lać, ale ja to zawsze broniłam Polci. To dobre dziecko. Długo mnie tu z nią nie było, teraz zła jestem na siebie, że jakoś wcześniej z domu nie wyszłam.

 

– Dlaczego pani nie wyszła?

 

– A bo to tak dziwnie by było, jakbym przy małej płakała wciąż. Jeszcze bardziej by się moja Pola rozchorowała.

 

Nagle z sali wyszedł lekarz. Uspokoił nas, że póki co, sytuacja opanowana, ale choroba postępuje. Tak naprawdę po Poli nie było widać jakiegoś szczególnego przemęczenia.

 

Zmieniłem zdanie kilkanaście dni później.

 

Włosy, których pomogłem jej się pozbyć, zamieniła na cienką chusteczkę z trupimi czaszkami. Oczy tylko czasem współgrały z wymuszonym uśmiechem, a moje wywody na jakikolwiek temat doczekiwały się coraz bardziej kurtuazyjnych odpowiedzi. Jednak jeszcze przed odejściem Poli, zdążyliśmy porozmawiać.

 

– Wiesz, jakiś czas temu chciałam wypróbować tego twojego Boga – usłyszałem pewnego wieczoru z jej ust.

 

– I co? – zapytałem ze szczerym zainteresowaniem

 

– Nie mogę ci powiedzieć.

 

– Dlaczego?

 

– Bo dowiem się za kilka dni.

 

– Będę tutaj za kilka dni.

 

– Ty może i tak – odpowiedziała i posłała mi uśmiech. Ten sam, którym obdarowała mnie na początku.

 

 

 

Wiedziałem, o czym mówiła. Uznawała śmierć za coś naturalnego. Nie miała pojęcia, że u Pana też mnie zobaczy. Tylko bez tej beznadziejnej spódnicy, w której musze chodzić od czasu jak mnie tu wysłano. Z czasem przestała przeszkadzać, ale i tak brakowało skrzydeł, poczucia lekkości…

 

 

 

Polcia leżała, mrużyła oczy, choć robiła to raczej z bezsilności aniżeli z powodu kaprysu zbuntowanej nastolatki. Bladości pozazdrościłby jej niejeden wampir, ale czy na pewno o takowej marzyli w swoich tajemniczych zakamarkach? Zdobyła się na symulację słodkiego uśmiechu, nie tracąc przy tym krzty swojego uroku.

 

– Ale byłam wredna, co? – wyszeptała.

 

– Nie, po prostu nie wiedziałaś, czego ta baba od ciebie chce – odpowiedziałem.

 

– Trzymaj za mnie kciuki.

 

Uścisnęła mi dłoń, a potem przymknęła powieki.

 

 

 

 

 

 

 

Stałem na zielonym pustkowiu i zupełnie nie wiedziałem, co zrobić. Byłem sam. Twarze doktorów, pielęgniarek, sprzątaczek, pamiętałem jak przez mgłę. Spojrzałem na nogi. Znów przypominały drewniane patyki, między palcami czułem trawę, która swoimi włoskami łaskotała mnie w dość specyficzny sposób. Kwiecistą sukienkę zastąpiła śnieżnobiała halka. Z pleców znów wyrastały dwa skrzydła. Wróciłem.

 

– Jesteś, Fidesie – usłyszałem z oddali. W ten sposób mógł mnie witać tylko Pan.

 

– Jestem, Ojcze. Czy dobrze wypełniłem swoją misję?

 

Tak bardzo chciałem wiedzieć, czy nie zawiodłem.

 

– Owszem. Sprawiłeś, że ze mną rozmawiała, sprawiłeś, że słowa znajdowały swoje źródło w sercu, jednakże niektórych wątpliwości nie potrafiłeś rozwiać.

 

– Próbowałem z nią rozmawiać o Tobie, ale…

 

– Wolałeś, by sama zdecydowała się porozmawiać ze mną. Słusznie, Fidesie. Chodź.

 

Poszedłem. Widoki przypomniały mi, za czym tak naprawdę tęskniłem przez ten czas. Byłem sobą u siebie. Czy można chcieć czegoś więcej? Wiedziałem też, że gdzieś tutaj czeka na mnie Pola. Przeczuwałem, iż to właśnie ona jest celem mojej wędrówki. Anioły czasem się mylą, wszelako tak się nie stało tym razem. Dziewczyna zajmowała miejsce tuż obok największego drzewa w Raju. Towarzyszyły jej trzy malutkie sarenki, z którymi zaprzyjaźniła się o wiele szybciej niż ze mną. Głaskała, przytulała, klepała po grzbietach. Na chwilę przerwała czułości i wskoczyła na najwyższą gałąź drzewa. Tamta miejscówka uzmysłowiła jej, że jesteśmy niedaleko. Pomachała nam, chichocząc przy tym, jak rozradowane dziecko w Boże Narodzenie po odpakowaniu wymarzonego prezentu.

 

– Zejdź stamtąd! – nakazałem ojcowskim tonem

 

– Czy Ty nie wchodzisz w moje kompetencje? – uśmiechnął się pobłażliwie Pan, widząc, jak próbuję robić porządek na Jego terenie.

 

– Przecież tutaj już mi się nic nie stanie. Dziękuję Wam! – wrzasnęła i zasmakowała soczystej gruszki.

Koniec

Komentarze

Bardzo mi się spodobało. Zwłaszcza pomysł egzaminowania aniołów. Czyłało się szybko i przyjemnie. Gdzieś tam masz "spytałam" w narracji. Tylko końcówka jakaś taka… Ostatni akapit mi nie leży i sama nie wiem, dlaczego. Dlaczego anioł na Ziemi nie może wykorzystywać domu, w którym zwykle mieszka ciało? Przecież ta wolontariuszka żyła tu już wcześniej, dobrze zrozumiałam?

Babska logika rządzi!

Anioł nie wie kim była osoba w którą wstępował, nie wie gdzie mieszkała, wie tylko, że ma do spełnienia misję :)

A osoba nie ma torebki z dowodem i adresem? Bliscy się nie martwią, że przez kilka dni (albo nawet dłużej) nie wraca do domu ani nie dzwoni? Policja jej nie szuka?

Babska logika rządzi!

Małe sprostowanie – ta osoba-anioł nie miała swojej historii. Tzn. żyła wcześniej, ale jako zupełnie ktoś inny niż osoba, w którą wciela się pomagając. Obecnie człowiek-anioł to tak naprawdę anioł bez historii i bez rodziny. Umarł jako ktoś inny, ale teraz też jest kimś innym.

Klaudio, przeczytałam z zainteresowaniem, szczególnie dlatego, że jest to ostatnio bliska mi tematyka. I choć sprawnie poprowadziłaś "akcję", dobrze narrację, czegoś mi zabrakło w tym tekście. Wiem, wiem, nie chciałaś z tego robić psychoanalizy, ale "za płytko" potraktowałaś Polę – dlatego nie przejęlam się specjalnie jej losem ani nie zaprzyjąźniłam się z nią. Już bardziej przypadł mi do gustu anioł. Ta postać jest bardziej wyrazista, ma swoją głębię. Opowiadanie według mnie niezłe, ale nie bardzo dobre, właśnie przez to, że spłyciłaś problem. Niemniej czytałam bez przykrości, ale zawiodło mnie troszkę. Jeśli poruszasz takie poważne tematy jak choroba, czy śmierć, jeśli próbujesz zmierzyć się z takimi ważnymi pytaniami, które zadajesz w opowiadaniu – powinnaś sobie to lepiej i głębiej przemyśleć. A najlepiej mierzyć się z problemami, które znasz i które Cię nurtują. Bo co innego słyszeć o białaczce i o śmierci, a co innego otrzeć się o nią bezpośrednio, albo przez kogoś bliskiego. Powodzenia na przyszłość. Na pewno przeczytam kolejne Twoje opowiadanie.    

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Mam wrażenie, że Autorka nie do końca poradziła sobie z problemem.

Nie przekonała mnie postać Poli. Pewne oznaki drzemiącego w dziewczynie buntu, nie uwiarygodniły jej w moich oczach. Choć z drugiej strony, kompletnie pozbawiona wsparcia ze strony bliskich i przyjaciół, może mogła tak reagować.

Zupełnie nie kupuję rodziców. Dlaczego nie ma ich przy Poli? Matka nie przychodzi, bo lubi płakać, czy może bardziej rozczula się nad sobą? Ojca wszystko irytuje, chora córka pewnie też. Idiotyczne tłumaczenie, że są zapracowani, że dziewczyna była krnąbrna, że stwarzała problemy, że miała chłopaka, którego nie akceptowali – psiakrew, ale nie rozumiem, jakie to wszystko ma znaczenie w obliczu śmiertelnej choroby dziecka?!

Nie podoba mi się pomysł anioła w delegacji. Odniosłam wrażenie, że jego jedyną misją było nawrócenie Poli. Autorka napisała, że wysyłane były tylko przygotowane anioły, a nasz Ewa, by się jakoś znaleźć w nowej roli, musi improwizować, co utwierdza mnie w przekonaniu, że wolontariat stanowił jedynie przykrywkę, by złowić duszyczkę.

Jak na debiut nie jest źle, ale mam nadzieję, że następne opowiadanie będzie lepsze, a kolejne coraz lepsze.

 

Seraficzna Powinność – Dlaczego powinność w tytule jest napisana wielka literą?

 

Ściany ktoś przyozdobił mnóstwem dziecięcych zdjęć, Przypuszczałem więc… – Dlaczego wielka litera?

 

…wycedziła pierwsza niewiasta, jaką zobaczyłem na Ziemi. – …wycedziła pierwsza niewiasta, którą zobaczyłem na Ziemi.

 

Szedłem wąskim korytarzem, spoglądając zagadkowo przez szyby. – Wolałabym: Szedłem wąskim korytarzem, z zaciekawieniem spoglądając przez szyby.

 

Podszedłem do niej, witając najcieplej, jak potrafiłem. – Wolałabym: Podszedłem i przywitałem ją, najcieplej jak potrafiłem.

 

Chętnie ci pomogę, jestem Fi… to znaczy Ewa. – wybełkotałem, ledwo nie zdradzając swojej prawdziwej tożsamości. – Wolałabym: Chętnie ci pomogę, jestem Fi… to znaczy Ewa – wybełkotałem, omal nie zdradzając swojej prawdziwej tożsamości.

 

Chciałem wrócić do nieba, tam nikt tak ze sobą nie rozmawiał.Chciałem wrócić do nieba, tam nikt tak z nikim nie rozmawiał. Lub: Chciałem wrócić do nieba, tam nikt tak ze mną nie rozmawiał.

 

Wiedziałem, że dopiero odszukałem punkt startowy misji, dlatego z pewnością meta znajdowała się kilkanaście trudnych epizodów za mną. – Moim zdaniem, stojąc na starcie, metę mamy nie za sobą, a przed sobą.

Proponuję: Wiedziałem, że dopiero odszukałem punkt startowy misji, dlatego miałem pewność, że przed metą czeka mnie kilkanaście trudnych epizodów.

 

Wtedy nastolatka spojrzała na mnie z pogardą i przez chwilę zamilkła. Wtedy nastolatka spojrzała na mnie z pogardą i na chwilę zamilkła. Lub: Wtedy nastolatka spojrzała na mnie z pogardą i przez chwilę milczała.

 

Większość lekarzy pomagała tylko z obowiązku. Serce służyło im tylko do pompowania krwi. – Powtórzenie.

Może w drugim zdaniu: Serce służyło im jedynie do pompowania krwi.

Myślę że tym stwierdzeniem krzywdzisz wielu, bardzo wielu lekarzy.

 

Była jak w letargu, jak zabarykadowana, zamknięta w szklaną kulęByła jak w letargu, jak zabarykadowana, zamknięta w szklanej kuli

 

Chciałem podejść, ale dotąd obca mi nieśmiałość przykleiła moje szpitalne buty do podłogi. Jednak dziewczyna wyczuła moją niemą obecność… – Nadmiar zaimków.

Może: Chciałem podejść, ale dotąd obca mi nieśmiałość przykleiła szpitalne buty do podłogi. Jednak dziewczyna wyczuła, że jestem

 

Nie udało jej się mnie zniechęcić. – Może: Nie zniechęciła mnie.

 

Witaj, jak się dziś czujesz?– odezwałem się najdelikatniej jak potrafiłem. – Brak spacji po znaku zapytania.

Wolałabym: Witaj, jak się dziś czujesz? – zapytałem najdelikatniej jak potrafiłem.

 

Nastolatka zgarnęła z twarzy część włosów i wyrazem twarzy zademonstrowała poranne poirytowanie. – Powtórzenie.

Proponuję: Nastolatka odgarnęła z twarzy część włosów i grymasem zademonstrowała poranne poirytowanie.

 

Dziewczyn a posłała mi uśmiech. – Zbędna spacja.

 

Owszem, to one mi w sobie najmniej przeszkadzają.Owszem, to one mi we mnie najmniej przeszkadzają. Lub: Owszem, to one mi najmniej przeszkadzają.

 

Twierdzili, że białaczka to tylko problem, który nikogo poza nią samą nie powinien dotyczyć. – Wolałabym: Twierdzili, że białaczka to problem, który nikogo poza nią samą nie powinien dotyczyć/ obchodzić.

 

Była przekonana, że nowa fryzura dodaje jej wdzięku i ujmuje co najmniej dwudziestu lat.

Była przekonana, że nowa fryzura dodaje jej wdzięku i ujmuje co najmniej dwadzieścia lat. Lub: Była przekonana, że nowa fryzura dodaje jej wdzięku i pozbawia co najmniej dwudziestu lat.

 

…wskazała skórzany fotel. Był dość wysoki, dlatego wsiadłem na niego trochę niezdarnie. – …wskazała skórzany fotel. Był dość wysoki, dlatego siadłem/ usiadłem na nim trochę niezdarnie.

 

No, wie pani…Stylowe podcięcie. – wymamrotała nauczycielskim tonem… – Brak spacji po wielokropku. Stylowe, napisałabym mała literą. Zbędna kropka przed półpauzą.

 

To teraz niemodne, naprawdę-oburzyła się ponownie fryzjerka. – Brak spacji przed dywizem i po nim.

 

Wkrótce stworzyły imponującą mozajkę.Wkrótce stworzyły imponującą mozaikę.

 

Moje uszy znalazły ukojenie, a cała reszta mej cielesnej powłoki przestała myśleć o asertywności. – Zbędne zaimki.

 

Niech pani przestanie, zaraz kończymy. – nakazała fryzjerka… – Zbędna kropka przed półpauzą.

 

Po wszystkim dotknąłem swojej głowy… – Zbędny zaimek. Jasne jest, że nie dotykałby cudzej głowy.

 

Wcześniejsza burza loków zakrywała zniekształcenie potylicy… – Czytając o burzy loków, dostaję mdłości. ;-)

Proponuję: Wcześniej włosy zakrywały zniekształcenie potylicy

 

Nastolatek tłumaczył coś Poli z uporem maniaka. – Wolałabym: Nastolatek, z uporem maniaka, tłumaczył coś Poli.

 

Chciałem wtargnąć w pół rozmowy.Chciałem wtargnąć wpół/ w połowie rozmowy. Lub: Chciałem się wtrącić do rozmowy.

 

Pusto na głowie, próżno i w niej…Dziewczyna… – Brak spacji po wielokropku.

 

…zapytała z wyrzutem i schowała twarz do domku zbudowanego z trzęsących się rąk. – Wolałabym: …zapytała z wyrzutem i schowała twarz w domku, zbudowanym z trzęsących się dłoni.

 

Długo mnie tu z nią nie było… – Wolałabym: Dawno mnie tu przy niej nie było

 

…między palcami czułem trawę, która swoimi włoskami łaskotała mnie w dość specyficzny sposób. – Wolałabym: …między palcami czułem trawę, której źdźbła łaskotały mnie w dość specyficzny sposób.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak i kilka osób wyżej, tak i ja muszę zaznaczyć, że postać Poli mnie nie przekonała. W pewnych momentach wydawała się wręcz nijaka.  Co do samej tematyki – bardzo lubię czytać tego typu opowieści. Gdyby tę poprawić, dodać charrrakterku Poli, rozwinąć kilka wątków, m.in. ten związany z rodzicami, wyszłedłby wartościowy tekst. I na koniec – dziesięć złotych za ścięcie? Fryzjerką nie jestem, łysa nigdy nie byłam, ale, biorąc pod uwagę ceny, jakie znam, ta przyjemność mogłaby kosztować więcej;)

Pola może by i tak reagowała, ale rodzice na pewno nie. To raczej nieudany wątek opka. Nie wyobrażam sobie rodziców, którzy zostawiają umierającą córkę samą. Chociaż w dzisiejszych czasach… jeżeli płeć może być nieokreślona to uczucia rodzicielskie pewnie też można zagubić. Skoro w Skandynawii nie można publicznie przytulić dziecka bez zarzutu o pedofilstwo, to pewnie można zostawić samo umierające w szpitalu i skupić się na eutanazji dziadka, który nie zdążył na czas uciec do niemieckiego domu starców. Pomimo pewnych minusów opek podobał mi się.

Nowa Fantastyka