- Opowiadanie: darthrevanek - Próżnia

Próżnia

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Próżnia

 

Próżnia

 

Sprawdzian z chemii dłużył się niemiłosiernie. Ewelina zaczęła nerwowo stukać długopisem o kant biurka. Cały ostatni tydzień nie myślała o niczym innym poza tą cholerną kartką papieru która leżała przed jej nosem. Zakuwała jak szalona a mimo to nie była pewna czy reakcja którą przed chwilą zapisała, jest poprawna. Po większym namyśle, stwierdziła, że nie była pewna wielu rzeczy. Zerknęła nerwowo w stronę nauczycielki. Pani Elżbietka z żółwią prędkością naciskała przyciski na laptopie wprowadzając najprawdopodobniej temat lekcji do internetowego dziennika. Przez twarz starszej kobiety przebiegł dziwny grymas. Nacisnęła kilkukrotnie enter, po czym poirytowana pacnęła ręką w klawiaturę, czemu towarzyszyły dziwne dźwięki wydobywające się z laptopa. Skonsternowana pani Elżbietka odsunęła od siebie szatańską maszynę i skupiła na studiowaniu widoku za oknem. Długopisy uczniów miarowo skrobały papier.

 

Ewelina ostrożnie rozejrzała się po klasie w poszukiwaniu pomocy. W ławce obok siedziała jej koleżanka Marta. Ewelina zastukała parę razy długopisem chcąc zwrócić uwagę, niestety dziewczyna nie reagowała. Zmarszczka malująca się na jej czole, świadczyła, że również wytęża wszystkie możliwe mentalne siły aby napisać test. Skrobanie długopisów robiło się powoli irytujące.

 

Ewelina miała dość. Od tego sprawdzianu zależała jej ocena na koniec roku, od oceny na koniec roku zależał jej wynik na świadectwie, od świadectwa zależała zależała jej przyszłość.Przynajmniej tak sądziła, a właściwie powinna tak sądzić. Jej rodzice tak uważali. Miała już dość szkoły, miała dość wszystkiego, chciała tylko napisać ten sprawdzian i żyć. Tak, żyć. W końcu będzie miała chwilę wolnego, wiedziała, że musi odpowiednio zaplanować sobie czas albo znowu dostanie depresji spowodowanej brakiem jakiegokolwiek zajęcia…

 

Spuściła głowę, pozwalając aby włosy przysłoniły jej widok na klasę. Dobrze wiedziała, że niczego już nie napisze. Biała kartka spoglądała na nią oskarżycielskim wzrokiem. W jednej chwili skrobanie długopisów ustało. Coś się zmieniło. Zaskoczyła ją ta myśl, ale biła od niej ogromna pewność która utwierdziła ją w tym przekonaniu. Odgarnęła włosy i zamrugała zaskoczona.

 

O kurwa… – to była kolejna myśl. Jej serce zaczęło wybijać niepokojąco szybki rytm. Sala dosłownie zniknęła. Jak daleko sięgała wzrokiem, wszędzie widziała nieprzeniknioną biel. Zamknęła oczy na dziesięć sekund i otworzyła je natrafiając na tę samą białość. Spojrzała w dół szukając biurka ze sprawdzianem, zdając sobie sprawę, że ono także zniknęło. Z boku, z przodu, z tyłu, zewsząd otaczała ją biel. Po chwili zdała sobie sprawę, że nie jest sama.

 

– Witaj Ewelino! Cóż za spotkanie, nie spodziewałem się ciebie tutaj. Ale szczerze powiedziawszy, jestem zadowolony, że wybór padł na ciebie – usłyszała głos.

 

Rozejrzała się nerwowo dookoła, podnosząc się z krzesła. Co się kurwa dzieje? – wyszeptała pod nosem. Zaraz potem ugryzła się w język. Przecież miała nie przeklinać.

 

– Trafna uwaga – ponownie rozległ się znajomy głos.

 

Odwróciła się na pięcie i stanęła jak wryta, natrafiając na sympatycznego staruszka w białym garniturze który wesoło pykał fajką. W dodatku krzesło zniknęło!

 

– Ależ spokojnie moja droga. Chyba się mnie nie boisz? – powiedział uśmiechając się od

ucha do ucha.

 

– Kim jesteś? – wysapała z trudem łapiąc oddech. Musi mieć halucynacje, to nie jest normalne przecież. Za bardzo się przejmowała tym cholernym sprawdzianem.

 

– Zadałaś najlepsze pytanie jakie mogłaś zadać, ale niestety nie mogę ci na nie odpowiedzieć. Jedyne co mogę ci zdradzić, to podać powód dla którego tutaj jestem.

 

Zajebiście – pomyślała Ewelina przegryzając wargę, miała nadzieję, że wiozą ją już na pogotowie albo coś. Uważała, że jeżeli zacznie gadać z tym wytworem wyobraźni, pogłębi tym tylko swoją psychozę.

 

Jakby wiedząc co chodzi jej po głowie, staruszek pokręcił przecząco głową.

 

– Chyba nie spodoba ci się to co mam do powiedzenia – westchnął.

 

– Więc co masz mi do powiedzenia? – mimowolnie kłapnęła dziobem. Idiotka!

 

Szeroki uśmiech przebiegł przez twarz staruszka.

 

– Jestem tutaj aby dać ci wybór moja droga. W tej oto chwili masz atak serca. Nie patrz tak na mnie. Z łatwością możesz podać powody tego stanu rzeczy. Nadmiar stresu? Tajemniczy proszek który wciągnęłaś na ostatniej imprezie u swojej koleżanki Anastazji? A może jeszcze coś innego? W każdym razie nie ma to teraz najmniejszego znaczenia. Wyobraź sobie w tym momencie minę pani Elżbietki! Biedaczka sama dostanie zaraz zawału. Starała się dodzwonić na pogotowie ale są jakieś problemy na linii…

 

Ewelina postąpiła dwa kroki w tył. O czym ten stary dziad gada?

 

– Będziesz martwa w przeciągu pięciu minut – powiedział zbliżając się do niej – Ale to wcale nie musi się tak skończyć. Nie musisz umrzeć. To może być ktoś inny – wyszeptał jej do ucha.

 

Poczuła zimny dreszcz biegnący wzdłuż pleców. Coś w głosie mężczyzny ją przerażało. Nie chciała z nim rozmawiać. Staruszek delikatnie położył dłoń na jej ramieniu uśmiechając się dobrodusznie. Dość. Wzdrygnęła się i zrzuciła ją gnając za siebie. Co on do niej mówił? Umieram?

 

Biegła na oślep przez białą pustkę. Nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się biec szybciej. Wtem w białej mgle zaczęły się rysować jakieś kształty. Wyczuła pod sobą trawę. Chwilę potem intensywny rozbłysk światła któremu towarzyszył ogromny huk, zalał białą pustkę. Nim się zorientowała, leżała na ziemi zwinięta w kłębek. Dudniało jej w uszach. Biel ustąpiła miejsca szarości która pokryła cały grunt dookoła.

 

Ewelina zdała sobie sprawę, że leży w pogorzelisku. Zerknęła w górę, dostrzegając płomienną łunę. Co tu się dzieje do cholery? Powoli wygramoliła się z popiołu wspinając się na krawędź pagórka na którym leżała. Widok jaki ujrzała, ją sparaliżował. Chciała wrzeszczeć, ale krzyk uwiązł jej w gardle. Na równinie w oddali rozciągało się płonące miasto. Sczerniałe kondygnacje budynków sterczały niczym szpony wyciągnięte w jej stronę. Jęzory ognia strzelały wysoko pod niebo, kłęby dymu dusiły pozostałych w środku mieszkańców, a nad wszystkim unosił się niosący echem, złowieszczy rechot. Ewelina przykryła usta i nos koszulką, dusząc się przeraźliwym swądem. W tym samym momencie ściana płomieni rozstąpiła się, przepuszczając ogromną postać, kroczącą majestatycznym krokiem przez zgliszcza. Dziewczyna ze zdziwieniem rozpoznała w niej Szymona, kolegę z klasy. Chłopak zanosił się opętańczym śmiechem

przechadzając pośród dogorywającego miasta.

 

– Teraz rozumiesz? Twój koleżka w przyszłości, zrobi bardzo brzydkie rzeczy światu. Oczywiście, możesz temu zapobiec. Wystarczy jedno słowo, a zajmie on twoje miejsce. Umrze a ty zostaniesz oszczędzona. To chyba dobra oferta? – usłyszała głos staruszka nad uchem.

 

– Zostaw mnie! – wydarła się i pognała w dół zbocza.

 

Jednak w chwili kiedy rzuciła się do ucieczki, droga uciekła spod jej stóp. Ewelina straciła równowagę lecąc w dół na złamanie karku, obserwując jak wszystko dookoła wiruje i zmienia się.

 

Upadła z pluskiem w brunatną wodę tracąc dech. Tafla wody zamknęła się jej nad głową.Wszędzie wokół unosiły się śmieci. Papierosy, butelki po piwie i podpaski powoli sunęły, obijając się o jej ciało. Ewelina czym prędzej wystawiła głowę na powierzchnię, łapiąc upragniony oddech. Jak daleko sięgała okiem, ze wszystkich stron rozciągało się bezkresne morze. Jakiś kształt zamajaczył na horyzoncie. Sine i napuchnięte ciało powoli sunęło po powierzchni wody. Usta Eweliny ułożyły się w bezgłośne słowo: Anastazja…

 

Zaczęła gorączkowo machać rękoma, chcąc odpłynąć jak najdalej od martwej koleżanki. Dość, dość… Wypluła z ust skręta po papierosie, dławiąc się przy tym brudną zawiesiną. Co ja mam w tej głowie, co ja mam w tej głowie, co ja kurwa mam w tej głowie?!

 

– Ach ta Anastazja, obydwoje wiemy, że nie zasługiwała na życie jakie wiodła. Cudowna córeczka rodziców, dziecko z dobrego domu, a jedyne co było jej w głowie to chlanie, ćpanie i Bóg wie co jeszcze. Godne przygany zachowanie. I spójrz do czego ją to doprowadziło? Jej rodzice byliby zażenowani. Życie Anastazji nie ma żadnego znaczenia, wybierz ją, sama dając przykład uczciwego i porządnego żywota. – rozległ się głos staruszka.

 

Ewelina zanurkowała w ciemną toń. Miała dość tego okropnego człowieka.

 

– Po co te nerwy? Podejmij po prostu właściwą decyzję Ewelino, przecież nie chcesz umierać – usłyszała.

 

Woda zafalowała ukazując setkę obrazów równocześnie. Ewelina ujrzała jak pani Elżbietka potrąca na pasach pieszego i jak gdyby nigdy nic, dociska pedał gazu w samochodzie. Zobaczyła jak śrut z wiatrówki jej kolegi Marcina wrzyna się głęboko w czaszkę nieznanego rowerzysty jadącego ścieżką w lesie, widziała jak blady Marcinek ucieka, potykając się o własne nogi. Widziała grupkę chłopaków i koleżanek ze szkoły, radośnie oddających się wspólnemu pieprzeniu na kanapie. Widziała podpalaczy, gwałcicieli, złodziei i dewiantów. Wszyscy tkwili w kręgu jej znajomych.

 

Puściła pawia na posadzkę przed sobą. Nawet nie zauważyła kiedy się na niej znalazła.

 

– Możesz uwolnić świat od jednej zarazy, czemu nie chcesz skorzystać z tej okazji?

 

– Nikt nie powinien podejmować takich decyzji – wyszeptała

 

– Ktoś musi moja droga.

 

– Kim jesteś aby tego ode mnie wymagać potworze? Dlaczego pokazujesz mi te wszystkiestraszne rzeczy?! – krzyknęła.

 

Staruszek zaniósł się radosnym śmiechem.

 

– Kim ja jestem? – zapytał – Jeszcze do niedawna uważałaś mnie za wytwór swojegoumysłu. Ja jestem potworem? A może w twojej głowie siedzi mały wypaczony potworek który tylko czeka na okazję aby wyjść na światło dzienne, Ewelinko? Może ta cała sytuacja jest tylko obrazem jaki produkuje twój mózg w ostatnich chwilach istnienia? Twój czas się kończy, chcąc nie chcąc musisz podjąć decyzję. Kto?

 

– Nikt

 

Obrazy zaatakowały ze zdwojoną siłą. Chwyciła się za głowę, skowycząc z bólu.

 

– Kto? – zapytał słodko staruszek.

 

– Moje kurwa życie i je zakończę na własnych warunkach!

 

Ponowny atak obrazów przyćmił jej wszystko inne.

 

– Nie zmusisz mnie ty bestio! – darła się.

 

– Daję ci dar życia, przyjmij go. Jesteś dobra, pomyśl ile osób przed tobą marzyło o takim wyborze!

 

Cierpiała, nie chciała oglądać tego co podsuwał jej staruszek. Nie potrafiła wytłumaczyć tego co czuła w sercu, ogromne pokłady żalu rozlewały się po całym jej ciele. Jak oni mogli? Jak mogą być tacy źli, kłamią, udają, oszukują. Nie mogę, nie mogę…Zwierzęta, dzikusy, sprzedawczyki, potwory!

 

– Jaki jest twój wybór?

 

Żaden z nich nie zasługuje na to co ma, ale z drugiej strony kim ona jest by decydować o ich życiu? A właściwie, jaką ma pewność jak oni by się zachowali na jej miejscu? Nie chciała umierać, znała teraz wszystkie słabości swoich znajomych, może będzie w stanie im pomóc. Czy jedna śmierć nie jest tego warta?

 

– Dlaczego ja? Co jest we mnie takiego wyjątkowego? – wyszeptała.

 

– Sam fakt, że się wahasz jest dobrym uzasadnieniem. Nie myślisz tylko o sobie, uwierz mi, że w tym świecie coraz o to trudniej. Nie jesteś taka jak reszta, nie mówię, że jesteś święta, ale potrafisz sama decydować o własnym losie. Właśnie teraz tego od ciebie wymagam. Podejmij decyzję.

 

– A co się wtedy stanie?

 

– To zależy tylko od ciebie. Ty zadecydujesz jak spożytkować wiedzę którą tu nabyłaś. Nie okłamałbym cię Ewelino, jesteś panem własnego losu. Ty decydujesz.

 

Zagryzła wargę bijąc się z myślami. Po chwili powiedziała:

 

– Jest mi obojętne kto to będzie,wszyscy są siebie warci. Chcę żyć, czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje? -zapytała, ale staruszka już dawno tam nie było.

 

***

Skrobanie długopisów wyrwało ją z letargu. Przetarła oczy rozglądając się dookoła. Niewierzyła w to co właśnie zrobiła. Zasnęła na sprawdzianie! Na szczęście pani Elżbietka niczego nie zauważyła, całą jej uwagę poświęcał oczywiście widok za oknem, co tam uczniowie. Ewelina przysunęła do siebie kartkę ze sprawdzianem. Jej wzrok padł na nierozwiązaną reakcję. Zagryzła wargę, stukając dyskretnie długopisem o kant ławki. Spojrzała błagalnym wzrokiem w poszukiwaniu pomocy, niestety wszyscy skupiali się na własnych sprawdzianach. Ewelina przestała się oszukiwać, najzwyczajniej w świecie dała dupy.

 

Zabrała kartkę kładąc ją z hukiem na biurku pani Elżbietki po czym skierowała kroki do drzwi. Rzuciła ostatnie spojrzenie na klasę. Z marsowym czołem uczniowie zapełniali kartki małym druczkiem pochyleni niczym skrybowie. Marta to w ogóle, miała minę jakby chciała kupę zrobić a nie mogła. Ewelina mimowolnie parsknęła. Pani Elżbietka posłała jej piorunujące spojrzenie. W tej samej chwili Marta zwymiotowała krwią.

– O Boże! – krzyknęła Ewelina, zwracając na siebie uwagę całej klasy.

Po chwili rozległy się krzyki i popłynął potok bluzgów. Krew lała się Marcie z uszu, z oczu, z nosa, po prostu zewsząd. Ochlapana krwią dziewczyna z ławki obok darła się wniebogłosy.

 

Wszyscy zerwali się z siedzeń z niewiadomych powodów, biegając po klasie. Ciało Marty miotało się w szaleńczych drgawkach. Jeden chłopak poślizgnął się na kałuży krwi i padł na wznak pośrodku sali. Laptop pani Elżbietki zacharczał głośno. Głowa Marty z hukiem opadła na biurko. W jednej chwili wszystko się uspokoiło. Dziewczyna już więcej się nie poruszyła.

 

To moja wina – przemknęło przez głowę Eweliny. Była zaskoczona siłą i pewnością jaka biła z tej myśli. Ale to przecież niemożliwe, jakim cudem miała się przyczynić do śmierci koleżanki? To moja wina, moja wina, to ja zrobiłam, ja! Nikt nie zareagował gdy Ewelina wybiegła z sali. Morderczyni, zdrajczyni! Wsparła się na obdrapanej ścianie, dysząc ciężko. Co się dzieje?, pytała siebie.

 

– Wszystko w porządku?

 

Podniosła głowę natrafiając na starszego woźnego o dobrodusznym wyrazie twarzy. Znała go.

 

– To nie tak miało być, ona niczym nie zawiniła – usłyszała swój łamliwy głos.

 

Staruszek wzruszył tylko ramionami, uśmiechając się głupkowato. Straszne przeczucie które w niej wzbierało wybuchło z niespotykaną mocą. Wiedziała skąd go zna.

 

***

Pani Elżbietka nie wiedziała co się dzieje. Uczniowie krzyczeli, wskazywali na nią palcami, to na Martynę, czy też Martę, ktokolwiek wie jak jej tam było, bądź dostawali ataków paniki. Osobiście uważała, że znajduje się pod wpływem książkowego przykładu szoku. Podjęła nieudolną próbę dodzwonienia się na pogotowie, ale nigdy nie była do końca obeznana z dotykowym telefonem. Uczniowie mają przecież teraz takie zaawansowane deski w kieszeniach, że na pewno któryś zadzwoni tam gdzie trzeba. Serce Elżbietki biło niepokojąco szybko, wiedziała, że musi się uspokoić. Miała na to niezawodne lekarstwo. Spoglądała przez okno na rysujące się w oddali łuki loga, popularnego fast-fooda. Tak, za chwileczkę dojdzie do siebie, byle tylko nie patrzeć na tą biedną dziewczynę w ławce. Wypuściła powoli powietrze, jeszcze chwilunię. Całą uwagę skupiła na zakrzywionych łukach. Usłyszała jak ktoś gorączkowo rozmawia przez telefon. Odetchnęła z ulgą. Co by się jeszcze mogło stać?

 

W tej samej chwili duży, czarny kształt przeleciał za oknem. Serce załomotało w piersi Elżbietki. Oczy wyszły jej na wierzch. Morderczyni! Ewelina uderzyła o ziemię. Blada Elżbietka bez życia osunęła się z krzesła a szkolny dzwonek obwieścił przerwę.

Koniec

Komentarze

Pomysł, owszem, jest. Zabrakło mi wyjaśnienia, kim był "dziadek", więc sobie dopowiedziałem, że diabłem. Z rzeczy technicznych: przecinkologia w Twoim wydaniu to dramat. Pozdrawiam

Mastiff

Jeszcze trochę pracy przed Tobą. Czy sprawdziany pisze się siedząc przy biurku? Czy reakcję da się rozwiązać? Jak można z hukiem położyć pojedynczą kartkę? I jeszcze drobiazgi: interpunkcja (brakuje naprawdę wielu przecinków), gdzieś tam dwa słowa zlane w jedno. Postać nauczycielki wydaje mi się niewiarygodna. Nie jest to pierwsza lekcja (skoro mamy sprawdzian wyraźnie wpływający na ocenę końcową), a ona nie potrafi zapisać tematu? No i z opisaną inteligencją to Elżbietka nie miała prawa zrobić matury. Reakcje uczniów też dziwaczne. Wrzeszczeć – owszem, ale biegać po klasie?

Babska logika rządzi!

@Finkla Oj uwierz mi, postać pani nauczycielki jest w 100% autentyczna. Pierwowzór Pani Elżbietki bardzo dobrze zna się na swoim przedmiocie, ale niestety na niczym więcej raczej nie. Postaram się popracować nad interpunkcją.

Nawet mnie wciągnęło to opowiadanie. Nie jest źle, ale wykonanie mogłoby być troszeczkę lepsze. I nie chodzi mi tylko o technikę pisania – bardziej o wydobycie klimatycznych smaczków. Zaczątek już jest – niektóre sceny bardzo suugestywne, nad resztą trzeba trochę popracować.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nowa Fantastyka