- Opowiadanie: Unfall - wściekłe zombi atakują bez zwłoki

wściekłe zombi atakują bez zwłoki

Miałem nie publikować następnych rozdziałów, ale niestety uległem licznym i nielicznym namową moich idoli. A wydafca niech się wreszcie zastanowi, co on robi wogóle, że jak się on może jeszcze zastanawiać czy wydać cztery tomy mojej trylogii i zarobić taką kasiorę, co jej nawet jeszcze nigdy na oczy nie widział. Bo jak Szpicberg zrobi serial o moich zombi to już będzie za późno wtedy, a wszyscy najsławniejsi aktorzy będą się bić, aby tylko mogli zagrać w nim chociaż zaropiałego zombiaka.

 

Jak ktoś nie czytał poprzednich rozdziałów, a pewnie są i tacy, bo nie każdego ciongnie do wielkiej literatury, to niech sobie nadrobi zaległości, żeby potem nie było siary w towarzystwie, że wszyscy czytali a on nie.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

regulatorzy

Oceny

wściekłe zombi atakują bez zwłoki

Powieść – Wściekłe zombi

 

 

Rozdział III – Atakują bez zwłoki.

 

 

 

Do tajnego labolatorium dotarli następnego dnia. Było ono na wyspie położonej z dala od morza, które ją z każdej strony olewało. Śmigłowiec chybotał się rytmicznie jeszcze długo po wylądowaniu, zapewne pod wpływem lekkiej, morskiej bryzy na jego lekką, kompozytową konsumpcję. Gdy wreszcie przestał się bujać, wyszedł na zewnątrz dopinając spodnie, jak to miał w zwyczaju.

– Zamknij się i czekaj na mnie w środku, jak cię zostawiłem – powiedział Rape do Pipy.

Kilkoma sprawnymi ruchami zdetonował pokładowe działko, zarzucił sobie taśmę z nabojami na ramiona i tak uzbrojony ruszył na zwiad. Wokół widział coraz więcej zbierających się w kupę zombi. Były ich tysiące, a nawet setki, w większości poubierani nago i wyglądało na to, że wymordowali już całą samoobsługę labolatorium. Kapitan wrzucił się w wir walki, a pot spływał po nim od stóp do głów. Po godzinie na placu przed budynkiem walało się więcej zombiackich trupów, niż przyszło.

Victim stanął na chwilę tuż przed masywnymi drzwiami do środka, po czym rozpędził się i uderzył barkami, aż te rozpadły się na drobne kawałeczki. Wewnątrz zobaczył następne zombi pożerające jakiegoś trupa, stoły, krzesła i metalowe szafki. Zombaki urażone, że ktoś śmie im przeszkadzać w posiłku, porzuciły zwłokę i bez niej przepuściły atak. Te kreatory nie były tak głupie, jak były i Rape musiał się trochę na nich wyprężyć, ale i tak nie miały szans z zaprawionym w bólach kapitanem, który trenował u wielu mistrzów walki i od których zawsze wiele wynosił.

Najgroźniejszy przeciwnik czekał jednak w następnej komnacie. Stał tam włatca zombi otoczony psami, a ubrani byli w biały, naukowy fartuch, trochę już nieco poplamiony. Psy labolatorowe też były przemienione w zombi, a wyglądały tak odróżniająco, że Victimowi włosy zaczęły się szczerzyć na głowie. Ale Rape miał jeszcze przecież swoją tajną broń, na którą przez całe życie robił. Odpiął od paska bicz z własnej skóry i zaczął nim chlastać zombopsy i tak uchlastał wszystkim przeciwnikom głowy co do ostatniego bez wyjątku. Jedynie włatcy uchlastał aby nogę, aby nie mógł uciekać, bo na drugą kulał.

Szybko obezwładnił zombodoktorka i zdejmując pasek od spodni przykuł go nim do krzesła w pasie, potem za ręce i nogi, tak żeby się nie mógł ruszyć. Zombodoktorek wyglądał, że jest mądrzejszy niż głupszy, więc kapitan chciał go przesłuchać.

– Mów wszystko co wiesz, bo inaczej wiesz…

– Sssasss hssss szaaaaassss hsss – odparło zombi.

Rape był bardzo spostrzegawczy, więc właśnie zauważył, że zombiak ma urwaną szczękę i dlatego sepleni. Podniósł z podłogi walającą się tu i ówdze szczękę innego zombiaka i wcisnął swojemu rozmówcy do gardła.

– No, to teraz mów wszystko co chcę usłyszeć, słyszysz?

– Wrrrrhr hrraaar gryyyyyyh gr – odpowiedział zombodoktorek, ale to nie było to, co kapitan chciał usłyszeć. Rape nie był w ćmę bity i wiedział, że od tego gagatka już nic więcej za język nie wyciągnie, roztrzaskał mu więc głowę, choć wiedział, że nadużył tym nieco jego zaufanie. Tak oto zginął pierwszy raz przy wódce zombiaków, zabity przez kapitana Victima, choć to jeszcze nie był jego koniec, bo doktorek miał jeszcze powrócić w rozdziale XIX, aby zaskoczyć czytelników i zostać zabitym po raz drugi.

– Ratunku, pomocy! – dobiegło z pancernych drzwi pięć kroków na lewo. W zasadzie dobiegało od dawna, ale Rape dopiero teraz zauważył. Podszedł i zapukał i drzwi się otwarły.

Za drzwiami ukrywał się profesor Bigben i jego asystent White Negger, który to on właśnie krzyczał na pomoc od trzech dni, aż całkiem stracił głos. Profesor był bardzo wysoki, chociaż właśnie leżał, miał siwą brodę, długie włosy i dymiło mu z cygara. Po wielu staraniach swojego wiernego asystenta umierał właśnie na gruźlicę.

– Wszystko zaczęło się w nocy z 4 na 6 lipca – powiedział profesor. – Wtedy to doktor Chemoroid, zwany później zombodoktorkiem, wynalazł wirus zombiactwa i przeszczepił nim swoje laboratorowe psy. A potem… – w tym momencie profesor dał znak, że już nie żyje i nie powiedział nic więcej. Umarł, choć później bardzo tego żałował.

Asystent się rozpłakał, bo profesor był dla niego jak przebrany ojciec. Przez cały czas pocieszał go, żeby nie tracił nadziei, że umrze. A teraz nie żył, w przekwitłym kwiecie wieku.

– Był dla mnie jak ojciec – chlipał White. – A pan, kapitanie, miał kiedyś ojca?

– Nie. Ja nie miałem rodziców – odparł Rape. – Urodziłem się u obcych ludzi. Podobno, mając dwa latka urodziła mi się siostra, ale nigdy jej nie spotkałem. Ale wiem, co pan czuje – objął płaczącego denata mocarnym ramieniem. – Sam straciłem bestialsko żonę i dziecko. Całymi dniami piłem potem po nocach.

– Proszę, to zapiski profesora. Z nich dowie się pan wszystkiego o wszystkim – powiedział Negger, podając Victimowi grubą teczkę. Dokument składał się z trzech części: pierwszej, drugiej i trzeciej.

Nagle Rape usłyszał krzyk na zewnątrz. Natychmiast rozpoznał piękną detonację głosu swojej Pipy i pobiegł w tym kierunku. Zobaczył, jak stara zombiaczka zaatakowała pannę Grand. Chcąc ją uratować, zabił ją, za co była mu potem wdzięczna.

– Miałaś się zamknąć i siedzieć w TopUrze! – rzucił z wyrzutem.

– Martwiłam się za ciebie – odparła słodko poruczniczka i już się nie miał jak na nią złościć. Kochali się przecież strasznie mocno i bez wzajemności. – Niestety do helikoptera wdarły się zombiaki. I co teraz zrobimy? – zapytała.

– To nic. Zaraz to załatwię – odparł Rape wyciągając bazukę z podręcznego plecaka, i za jego pomocą rozwalając śmigłowiec na drobne kawałki. Potem zajęło mu trochę czasu poskładanie go do kupy, ale dał radę złożyć i to bez zombiaków w środku, bo był dobry we wszystkim. I odlecieli.

Koniec

Komentarze

Jest moc! :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Podobno moje opowiadanie fantasy nie było dość grafomańskie, więc zostałem zmuszony przez silną konkurencję do reanimacji zarzuconego projektu i ślizgnąć się na zdobytej już rok temu sławie. A wydafcy jak nie było tak nie ma. Jak go ktoś spotka to niech mu ode mnie zasadzi kopa w dupala.

Dzięki Koiku :)

he, he, przygody Victima właśnie stały się moją ulubioną serią na tym portalu :) Zdecydowanie powinni nakręcić film o jego przygodach

Moszne ciem rozeczaruję, ale hyba jusz to fidziałem f kinie z wiliamem smitem, ael Victim tesz bedzie legendom

Work smart, not hard

To jak widziałeś w kinie to musiała być piracka kopia filmu z mojej powieści. To ja już teraz wiem, dlaczego się wydafca nie zgłosił, pirat jeden, bo spiracił wszystko i się nie chce kasom podzielić. Ale przyjdzie jeszcze koza, raz na wozie a raz pod, jak się od dzbanka ucho urwie. Beryl jak skończy prawo, to mi pewnie pomoże i skroimy dziadom porty przy samej dupie, aż pójdą z gołymi torbami w samych kierpcach.

W tych zombiakach jest coś, co nie pozwala zdjąć banana z twarzy :D Unfallu, jak dla mnie wśród zombiaków poruszasz się sprawniej (a już na pewno sprawniej, niż poruszają się one same), niż wśród krasnoludów. Trzymam kciuki za ekranizację, ale mam olbrzymią prośbę – chciałbym zagrać jednego z zombiaczków! Natomiast patrząc, jak nazywasz bohaterów, zdarzyło mi się paść niejednokrotnie :D White Negger! :P

Tesz ten film oglondałem, ale drugi raz nawet nie popatsze na ekran, jak to pirat.   Niech mi któs powi, dlaczego w tem filmie pilotka nazywa sie Pajpa a nie jak u Unfalla Pipa?

A mnie – sama nie wiem dlaczego, najbardziej przypadło do gustu zdanie: Dokument składał się z trzech części: pierwszej, drugiej i trzeciej. Unfallu, jestem pod wrażeniem płodności Twojej głowy.  

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Unfallu – masz duże szanse pogrzebać moje własne osobiście spłodzone własnoręcznie dzieło na najgłębszym szczycie doliny sławy. Dobre to to.

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Dzięki za komentarze. Dla fanów serii zrobiłem plakat z filmu, co go dopiero nakręcimy. Perruxie – załatwię ci po znajomości. Adamie – no zobacz, nawet im się imion nie chciało dobrze pozmieniać. Normalnie żenada.pl Basiu – a to tylko głowa, a jeszcze mam całą resztę ;)

Tyraelu – no cóż, lajf is brutal, jak Rape Victim ®

Unfallu, szacun; to jest to!

Sorry, taki mamy klimat.

Jestem na tak.

Mee!

Do prawdziwej grafomanii ma się to nijak, ale przynajmniej daje się czytać. Niepotrzebnie tylko umieszczasz śmieszne w każdym zdaniu… Zazdroszczę Ci, i to bardzo, zabawnych skojarzeń i łatwości tworzenia "grafomańskich" wypowiedzi, ale około połowy opka miałem wrażenie, że ten błyskotliwy popis staje się męczący. Wybacz sieriozny komentarz:)

Sethraelu, Juniorze, Tintinie – dzięki. Tintinie – "Do prawdziwej grafomanii ma się to nijak" – masz rację, ale i z założenia nie miało nią być. Może zbyt dosłownie wziąłem wypowiedź Beryla, że "W tym konkursie wygrywają opowiadania stworzone tak, by każde zdanie kryło jakąś niezręczność (…)" i zbyt gęsto te niezręczności upakowałem. Jednakże prawdziwej grafomanii nie miałem zamiaru tworzyć ani teraz, ani przy poprzednim konkursie, bo tej na portalu trochę już mamy i nie widzę sensu produkowania następnej. Konkurs jest formą zabawy, gdzie IMO autorzy mają rozpoznać typowe elementy grafomańskich tekstów, a potem wykorzystując je i przerysowując napisać coś, przy czytaniu czego wszyscy będziemy mogli się pośmiać. Dlatego chyba grafomania i "Grafomania" nie powinny być tożsame. Typowej grafomanii nie chcę pisać jeszcze z jednego względu – nie chcę, aby ktoś kiedyś wyciągnął mój tekst i ogłosił wszem i wobec "popatrzcie, ten debil w ogóle nie potrafi pisać". Nie chciałbym się musieć w takiej sytuacji tłumaczyć. Przy mojej "Grafomanii" nikt nie uwierzy, że to było pisane na poważnie. Chciałem jedynie wytłumaczyć się, dlaczego te moje wypociny nie przypominają do końca grafomanii. Nie chcę natomiast polemizować z Twoimi, Tintinie, odczuciami. Jeśli tekst Cię zmęczył, to jest to dla mnie sygnał, że przesadziłem, albo opowiadanko jest zwyczajnie przydługie. Uwierz jednak, że gdybym się zmusił do napisania "prawdziwej" grafomanii, to ta zmęczyłaby Cię bardziej. ;)

O, takie są założenia kokursowe? A to nie doczytałem. Że nie miałeś nigdy zamiaru imitować stylu niekórych z naszych kolegów po piórze – rozumiem, oczywiście, nigdy nie miał to być zarzut. Napisałem (pewnie zupełnie niepotrzebnie) tylko swoją obserwację. Jej zasadniczym elementem miało być "ale przynajmniej daje się czytać". I to jak się daje! Pozdrowienia, z gołą głową:)

Tintinie – nie odebrałem jako zarzut, a każdą obserwację zawsze uważam za cenną. Wszyscy tu publikujemy po to, aby mieć jakiś odzew w komentarzach, tak więc bardzo dziękuję za komentarz Tobie i wszystkim, którzy skomentowali. W mojej przydługiej wypowiedzi chciałem jedynie zaznaczyć, że nie miałem ambicji stworzenia "prawdziwej" grafomanii. :)

Zpiracili film??? Jak mogli tak pogwałcić prawa ałtorskie do kapitana Rape'a Victima! Co te ludzie teraz to ja nawet. O tempora o non omnis mortal combat.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Ubawiłam się od stóp do głów i zostałam fanką wściekłych zombi. :) Świetne!

No! Nie zawiodłam się na kolejnych przygodach kapitana Rejpa. Dobre, dobre… Wreszcie coś się zaczyna wyjaśniać. ;-) Unfallu, gdzieś czytałam pierwszy rozdział. Cholera, nie tylko piracki film powstał. Ten wydawca teź Ci niezły szmal wisi.

Babska logika rządzi!

Szyszkowy Dziadku – to wszystko przez tych amerykanckich szpionów. Buszuja nam po kompach i kradnom pomysły. Czasem tylko którego trochę sumienie ruszy i powie rąbek prawdy, co i tak tajemnica poliszynszyla. Anheku – niezmiernie mi miło. Finklo – Akurat ten wydawca, co pierwszy rozdział opublikował (moja pierwsza drukowana publikacja ever) to był super w porządku. Toczył ciężkie boje z korektą w wydawnictwie najsampierw żeby w ogóle tekst do druku wzięli, a potem żeby mi go korekta nie poprawiała (i tak poprawiła i trzeba było odpoprawić).  Dzięki za komentarze

Zauważyłam. Ale scenę gwałtu i tak korekta popsuła (jeśli dobrze pamiętam). A no to luzik, że Ci wydafca kasiore zabulił. To teraz balangujesz, a jak się forsa skończy, na piszesz czartom cześć trylogii? ;-)

Babska logika rządzi!

Uśmiawszy się od pach po pachy chichcram se bezgłośnie na całe gardło i spokoju mię nei daje jeden jakże istotny, ale przecież nie zamkły wontek tfej przecudnej fabuły: Co Rape wyniósł od mistrzów sztuk walk? Czy to nje czasem bywszy zpiracona kopia tfego dzieła!?!? :D Taki zdrajca, dla Pipy robi fszyztko! :D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Pośmiawszy :-) Najlepsze – pocieszanie Niggera :-) :-) :-) PS. Poprzednie części jednak lepsze.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Neggera znaczy.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Unfallu, urzekłam się czytając opowiadanie kontynuujące dalsze losy mojego ulubionego Kapitana Rape Victima, bo napisałeś je opisując wszystko pięknie i jakbyś przy tym był. Tym razem służbowy los i zamiłowanie do piękna w życiu żołnierza, rzuciły mojego ulubionego Bohatera na bezludną wyspę, bo jak na niej byli same zombie, to już nie mogła być ludna. Trochę nie zrozumiałam najsampierw, jak On mógł uderzyć barkami w odrzwia do wejścia, ale zaraz palnęłam się w czoło – no przecież na wyspie byli otoczeni słonowodnym akwenem, to i barki jakie musiały być na brzegu, to poleciał i je przyniósł i je rozwalił, żeby drzwi mogły stanąć Mu otworem! I nie ulągł się najgroźniejszego przeciwnika z psami dokoła też zombie, tylko go po prostu pokonał, a że łatwo nie było, to mu uchlastał. Zadziwiłam się odkryciem w drzwiach pancernych dwóch, będących zapewne na wyposażeniu labolatorium, uczczonych, z których jeden umarł śmiertelnie dotknięty gruźlicą i jej nie przeżył. Wzruszający jest moment, kiedy Kapitan sięga pamięcią do wstecz i wspomina swoich przodków, którzy poumierali bezpotomnie, aż do pewnego stopnia, że w swoim pokoleniu musiał się urodzić gdzie indziej, bo u obcych. A jakby mało było tych przygód, to jeszcze uratował dla siebie piękną Pipę, bo choć jej kazał czekać, to ona wyszła i naraziła się na szwank, a przecież wiadomo, że męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać. Cieszę się jednak bardzo, że wszystko się dobrze skończyło i mogli odlecieć, zapewne w kierunku czerwono zachodzącego słońca, które swoją poświatą barwiło wszystko kolorem miłości ich do siebie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

PsychoFishu – co ten Rape wyniósł to się na pewno nie przyzna, choćby z niego skórę pasami darli na nowy bicz, bo on twardziel jest. :)

 

Jerohu – masz rację. Zapewne pierwsza część była najlepsza, choćby z tego powodu, że podobne tricki śmieszyły wziętego przez zaskoczenie czytelnika, a za kolejnym razem śmieszą mniej, albo wcale. Jednak, mimo oporów, nie mogłem się powstrzymać. Poza tym przyszło mi do głowy, że uda mi się rozbawić nowych bywalców portalu i zwabić do poprzednich części. ;)

 

Regulatorzy – wow! Obdarowałaś mnie pięknym, długim komentarzem. Wdzięcznym ja i zobowiązanym. W dodatku pod właściwym opkiem, a nie u Fisha ;)

 

Bardzo dziękuję za komentarze i że chciało się Wam czytać takie głupoty. :)

No! Dzisiaj to mi się udało, bo jakoś tak bardziej do dyspozycji się poczuwam, żeby i z sensem coś ładnie napisać i nie pomieszać jak już napiszę, ale żeby trafiło do właściwego Autora, i właśnie do Ciebie bez ogródek trafiło. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Srogo. Jest wszystko, czego potrzeba w grafomanii. Swoją drogą, ciekawi mnie wynik następującego eksperymentu: tekst o kapitanie Rape napisany w konwencji normalnego opowiadania ; )

I po co to było?

Dzięki Syf.ie. Chyba bałbym się takiego eksperymentu. Nie wiem, czy udałoby mi się przemycić odpowiednią dawkę humoru bez koślawej konstrukcji zdań.

Jest wyzwanie ; )

I po co to było?

Chyba, bo się na tym znam nie za bardzo, ale o bohaterze Rape Victimie, któren stał sie moim bohaetrem osobistym, nie można napisać za bardzo poważnie, bo wyjdzie NATO, że niektórzy politykujący są mądrością sama  w sobie obdarzeni jak np. jeden Obywatel Antoni M., że się tak pokrótce wyrażę. Dalej to sie boję pisać, jak już napisałam tle, a i to nie wiem czy nie zdradziłam tajemnic państwowych.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Lusterowac ja, go prune sir pod celom! Kszywym zwiercjadlem lusterowac! ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Autokorekta jej Mac *bo pruje sie

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

A podoba się Wam mój fotomontaż? :)

Fotomontaż Twój, Unfallu, to on jest lepszy od picu na wodę i mnie sie podoba najbardziej na świecie i pod słońcem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A to fotomontaż?! Nigdy bym nie powiedziała! Jesteś świetnym fotomonterem!

Ha, Unfallu, zdradziłeś się sam ze sobą! Ten fotomontaż jest zbyt dobry na fotomontaż! Przyznaj się lepiej, że zrobiłeś to zdjęcie gdzieś w Nowym Jorku i na jego podstawie napisałeś relację z poczynań Wiktima Rejpa!

Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.

Nowa Fantastyka