- Opowiadanie: langsuyar - Reflektor

Reflektor

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Reflektor

 

– Powiem ci, pogubiłem się w tej mojej drodze. Wiesz, w życiu. Bo życie to przecież droga, nieustająca, nieprzerwana podróż i zero odpoczynku bracie. Poetycko rzecz ujmując. Tylko zapieprzasz i zapieprzasz. No więc, tak jak mówiłem, pogubiłem się i już nie wiem, czy cokolwiek jest takie, jakbym chciał. – Mężczyzna rozerwał saszetkę, wsypał porcję brązowego cukru do wysokiego, tekturowego kubka z kawą i zamieszał plastikowym patyczkiem, zwyczajowo na stacjach benzynowych zastępującym łyżeczkę. Odruchowo poprawił również słuchawkę znajdującą się na uchu.

 

– Pytasz się mnie, co jest nie tak? A już ci bracie mówię, co jest nie tak. Po pierwsze: to jest tak, jak z tymi grami polowymi, kiedy wszyscy startujemy z jednego punktu, dajmy na to jakiejś polanki, rozchodzimy się promieniście po lesie i mamy np. znaleźć jakiś skarb. Łączy nas niby wspólny cel. Startując jesteśmy przecież teamem. Ale im dalej w las, tym bardziej stajemy się samotni i zdajemy sobie sprawę z tego, że tak naprawdę gramy w tę grę sami. – Ostrożnie spróbował wciąż gorącego napoju, nałożył na kubek plastikowe denko i odszedł od samoobsługowego ekspresu. Jednak nie wrócił do auta.

 

– Że co? Ja niby farmazony opowiadam? Truizmy? Pewnie masz rację. Jednak co z tego, że to truizm i wszyscy mają podobnie… skoro wszyscy tak czują, to odczucie to jest tym bardziej wiarygodne, prawda? W każdym razie, kiedyś w szkole, czy na studiach, to była wspólnota. Przyjaciele, znajomi, kobiety; to wszystko jakoś grało ze sobą; płynęło się. Wspólne zainteresowania, wspólne cele. – Mężczyzna znalazł sobie wolny stolik tuż przy oknach wychodzących na dystrybutory i szosę. Zza szyby mógł obserwował ruch na zatłoczonym skrzyżowaniu. Kolejne auta ustawiały się w kolejce do świateł, a on odpakował darmowego donata. Gratis do dużej caffe-latte. Promocja obowiązująca w każdą środę do 11 rano.

 

– Wcale nie! Tego mi nie zarzucaj. Wcale nie chodzi mi o imprezy, picie i tak dalej. Widać, chyba nigdy nie miałeś prawdziwych przyjaciół! To są ludzie, przy których nie istnieje czas, przy których nie brakuje tematu do rozmów i ma się tę cholerną pewność, że będzie się dobrze zrozumianym, a druga strona nie dołoży do tego swojego ładunku emocjonalnego. Nie będzie zazdrosna, zawistna, współczująca… nie pomyśli również, że jesteś głupi. Po prostu cię wysłucha i będzie wtedy z tobą. Z taką osobą można spędzać wieczory i noce na rozmowach i po dwóch dniach mieć ochotę na repetę – mężczyzna poprawił słuchawkę w uchu i zdjął marynarkę, odwieszając ją na krześle obok. Następnie zajął się jedzeniem pączka, prawdopodobnie słuchając w tym czasie rozmówcy.

 

– Idylliczne? Pewnie trochę tak. W końcu wspomnienia zamazują to, co było złe i dopieszczają przyjemne. Ale z drugiej strony; przyjaciele. Tacy ludzie jednak dla mnie kiedyś istnieli a potem… no właśnie, ruszyliśmy każdy w swoją stronę i niby mamy kontakt, wiesz, idziemy obok siebie, cel jest podobny, życie również, ale chemia umarła. Do czego zmierzam? Właśnie do tego, że czuję się sam jak palec. Tak, dobrze usłyszałeś. Nikt mnie już nie rozumie tak jak kiedyś, z nikim nie mam takiego kontaktu. Nie znajduję wokół siebie osób czujących w ten sam sposób, do których mogę zadzwonić w środku nocy i powiedzieć, że boję się śmierci. Nikt nie chce słuchać moich wywodów o bezcelowości egzystencji. Nikt nie pomoże mi z moim wiecznym żalem, który mam wobec każdej przeżytej i utraconej chwili w życiu. Tylu ludzi spotykam na swojej drodze, a wszyscy są jak jakieś fantomy. Jedzą, piją, żyją, a mimo to, ich egzystencja wydaje się dla mnie pustym teatrzykiem. Kto wie, może to samo myślą właśnie o mnie? Każdy idzie swoją drogą, zamykając się coraz bardziej na siebie i oddalając od innych. Jestem sam bracie. Zupełnie sam. – Kawa się skończyła, pączek również. Mężczyzna wyrzucił śmieci i na chwilę przystanął przy oknie, opierając się łokciem o szybę.

 

– No jasne, że masz rację. Niby można obrać inną drogę. Zmienić kurs na morzu, tak jak mówisz. Nawet wbrew pływom i falom! O tak, racja. Tylko pomyśl, jaki byłby tego efekt? Zawrócić, nie zawrócisz. Wszystko to co zdarzyło się w życiu, zmieniło cię na tyle, że nie będziesz już tym beztroskim facetem połączony braterstwem z innymi i szukającym swojej drogi. A nawet jeśli jakimś cudem udało by ci się tak zmienić, nie mówię, że to niemożliwe. Nawet jeśli, to inni tego nie zrobią. Kogo tam spotkasz? Starych znajomych? Weź przestań. Nikt inny nie zawrócił razem z tobą. Więc to będą ludzie młodsi. No tak, ale jak się z nimi porozumiesz? Nadajecie na innych falach, macie inne oczekiwania, doświadczenia… Właśnie. Ulepieni z innej gliny, dobrze to ująłeś. Można się tylko poparzyć. – Do świateł podjechała kolejna grupa aut, w tym stary zielony VW Golf, w wersji Bon Jovi.

 

– Zmienić kurs powiadasz? Zbliżyć się do innych? Też o tym myślałem. Tak, to faktycznie inne rozwiązanie. Tylko wiesz, zejdziesz ze swojego kursu, dobijesz do drogi obranej przez kogoś innego i co dalej? Musiałbyś wykonać kolejną zmianę, tak aby obrać kurs zbieżny z tą osobą, być takim jak ona, a przynajmniej podobnym. A ona ma już doświadczenie, umiejętności, lata chodzenia tym szlakiem. Jak za nią nadążyć? Nawet jak już się zrobi ten zwrot, wtedy wasze drogi tylko na chwilę się przetną. Będzie z tego chwila przyjemności albo dym na sto fajerów… Ech.

 

– Nie rozumiesz? Weźmy na przykład tę blondynkę. No jak to którą! Wiadomo, że jej nie widzisz. Siedzi w Golfie i stoi na światłach. – Mężczyzna podszedł do innego okna tak, by być bliżej stojącego na skrzyżowaniu auta. – Zupełnie nic a nic o niej nie wiem, zupełnie przypadkowa osoba, w przypadkowym aucie, w przypadkowym miejscu. Jak wygląda? W sumie ciężko powiedzieć. Rozmawia przez telefon i trzyma słuchawkę przy uchu, nie widzę dobrze jej twarzy. Dosyć pospolita, starsza; sądzę pod czterdziestkę. Na włosach pasemka, palce niezbyt chude. Czy ładna? Mówię ci, że nie wiem! Co z nią? No właśnie to chciałem powiedzieć. Osoba jak każda inna; nasze drogi mogłyby się nagle przeciąć, wystarczyłoby na chwilę zmienić kurs. Ona całkowicie mi nieznajoma i ja nieznajomy dla niej. Być może pokochalibyśmy się, być może jest szalona i uwielbia ekstremalne wypady, albo jest niespełnioną romantyczką i jeszcze dzisiaj leżelibyśmy razem pod gwiazdami, ciesząc się samą obecnością drugiej osoby. Albo co… nie dosłyszałem. Ty to zawsze wszystko sprowadzisz do cielesności! Mogłoby być i tak jak mówisz. W motelu przy wjeździe do miasta. W każdym razie to by było przecięcie kursu. No bo co dalej, jak już noc minie i doba hotelowa się skończy?

 

– A ty tylko o jednym. Tak nie będzie, mówię ci, nie rozpędzaj się. Skąd wiem? No, bo ona właśnie odjeżdża. – Światła na skrzyżowaniu zmieniły się na zielone, leciwy Golf ruszył, a mężczyzna chwycił marynarkę i skierował się do wyjścia. – I tak to właśnie jest bracie. Pośród tych wszystkich ludzi jesteśmy sami…. Słuchaj, będę kończył, czas w drogę. Zadzwonię niebawem, to sobie jeszcze pogadamy… Fajnie, no, fajnie. To trzymaj się.

 

Mężczyzna wyszedł na parking i schował słuchawkę do kieszeni zaprasowanych na kant spodni. Nie lubił trzymać jej cały czas w uchu, uważał to za niewygodne i lanserskie. Wsiadł do swojego srebrnego samochodu służbowego, włączył radio, wrzucił wsteczny i ruszył. Zanim jeszcze zaczął nucić rytm radiowej piosenki, poczuł uderzenie gdzieś z tyłu auta. Westchnął głęboko, wysiadł powoli i zobaczył co się stało.

 

Obydwa samochody cofając się, pocałowały się tyłami. Drugim uczestnikiem zajścia był zielony Golf z naklejką Bon Jovi na tylnej klapie.

 

– O Jezus Maria, co ja teraz zrobię – odezwała się na oko czterdziestoletnia blondynka, wysiadając z auta i chwytając się za głowę. – Jak to się stało, przecież patrzyłam w lusterka!

 

– Trzeba patrzeć jak się jedzie, droga pani! – odpowiedział mężczyzna, po czym pochylił się nad swoim zderzakiem. Wgniecenia nie było widać, tylko lekkie zadrapanie.

 

– Matko, co ja teraz zrobię – zupełnie jakby go nie słuchała. – Czy ja mam teraz gdzieś dzwonić? Nigdy nie miałam stłuczki. Jechałam właśnie do domu, po drodze na kawę chciałam wstąpić. I co teraz będzie? – popatrzyła mu prosto w oczy. Była dosyć wyraziście umalowana, jej oczy podkreślone były czarną kredką i takim samym cieniem. Kontrastowało to z jej włosami i bladą cerą.

 

– Jeśli się mnie pani pyta, to być może trzeba będzie wezwać lawetę – powiedział poważnym głosem i spochmurniał. Jednocześnie fachowym okiem zaczął oglądać i jej auto; ledwie wgniecione.

 

– Pan śmie żartować…

 

– Droga pani, jestem poważnym człowiekiem… choć zasadniczo tak, faktycznie żartuję – uśmiechnął się szeroko. Emocje momentalnie opadły.

 

– Czyli co z tym wszystkim zrobimy? – jeszcze raz popatrzyła na uszkodzone auta.

 

– No cóż, pani sobie ten błotnik wyklepie. Ja o swoim zderzaku zapomnę, to w końcu auto firmowe. A tymczasem zaparkujemy jak ludzie i pójdziemy na tą kawę… chyba z niej pani nie zrezygnowała?

 

– Pan mi tu tyle adrenaliny dostarczył, że nie wiem czy jeszcze potrzebuję kawy! – zaśmiała się.

 

– Bo się pogniewam. A wtedy będę zmuszony zawołać policję…

 

– Skoro tak pan stawia sprawę to nie mam chyba wyboru, prawda?

 

– Obawiam się, że nie… no, ale jak już się pani zgodziła to proponuję spotkanie w innym miejscu. Na stacjach leją obrzydliwą lurę.

 

*

 

– Jak masz na imię? – zapytała leżąc tuż obok niego. Opierała głowę na jego klatce piersiowej.

 

– Nazywaj mnie jak chcesz. Imię którym mnie będziesz wołać, będzie tak samo, jeśli nie bardziej autentyczne, od mojego prawdziwego. Na dzisiaj, na teraz, dla ciebie… tak właśnie będę się nazywał – odpowiedział gładząc ręką jej włosy. Patrzył na dawno nie malowany sufit motelowego pokoiku.

 

– Dziwny jesteś. Nie zamierzam ci wymyślać żadnego imienia! Chciałam po prostu wiedzieć jak się nazywasz. Z czystej ciekawości.

 

– Ale po co ci to? Dopóki nie znasz mojego imienia, a ja twojego, mamy pewność, że nikt nie zmieni swojego kursu. Nasze drogi się przetną na moment i każde pójdzie w swoją stronę.

 

– O czym ty mówisz? – uniosła się i popatrzyła na niego, on jednak dalej wpatrywał się w sufit. Nie raczył nawet spojrzeć na jej nagie piersi, prowokująco zwrócone w jego stronę.

 

– Mówię o samotności, odrzuceniu, niezrozumieniu, enkapsulacji człowieka do poziomu niedostępnego fantoma.

 

– Nic z tego nie rozumiem – dając za wygraną znowu się położyła, przytulając się do niego. Ich ciała wciąż były spocone po niedawnych wyczynach w duchocie, jaka panowała w nieklimatyzowanym pomieszczeniu.

 

– To kwestia refleksji. Idziesz przez życie nie zastanawiając się nad nim i zaręczam ci, jesteś dużo szczęśliwsza od takiego człowieka jak ja, który za dużo się zastanawia i za dużo myśli.

 

– Tak ci się tylko wydaje. Wcale nie jestem szczęśliwa.

 

– A jaki jest powód twojego nieszczęścia? – uniósł się na rękach, wyprostował i oparł o ścianę. Ona usiadła po turecku naprzeciwko. Jej nagość wywołała w nim lekki, przyjemny dreszcz.

 

– Nie wiem. Po prostu mam wrażenie, że coś w życiu jest nie tak – wzruszyła ramionami i zaczęła przyglądać się swoim paznokciom.

 

– Masz wrażenie… o tym właśnie mówię, o braku refleksji. Kończy się na wrażeniu, które cię momentami dopada, w mało oczekiwanej chwili. Takie dziwne ściskające w klatce piersiowej uczucie. Ty postanawiasz jednak nie zajmować się nim zbytnio i wracasz do swoich codziennych czynności, prawda?

 

– A ty co, psycholog?

 

– W życiu! Ja po prostu jestem człowiekiem, który kiedyś postanowił się głębiej zastanowić nad bezsensem życia i teraz ono prześladuje go w każdej minucie jego egzystencji. Ja już czuję tylko żal, smutek i zawód. Reszta emocji wydaje mi się naiwna i nietrwała. Nie wracam do małpiego automatyzmu…

 

– Czyli co? Siedzisz całymi dniami w czterech ścianach i dumasz?

 

– A czy na takiego wyglądam? Coś w życiu trzeba robić, co nie znaczy, że robię to bez refleksji.

 

Rozmowę przerwał impertynencki sygnał telefonu komórkowego. Mężczyzna wyciągnął aparat z kieszeni, bezceremonialnie włożył do ucha słuchawkę i odebrał. Uniosła brwi z niedowierzaniem.

 

– Żona? Kochanka? Dzieci? – zapytała się.

 

– Mieliśmy nic o sobie nie wiedzieć – pokręcił głową. – Ale nie, nie mam żony, stałej kochanki, ani dzieci. To dzwoni nie kto inny tylko mój reflektor.

 

– Kto?

 

– Sama zobacz – przysunął się do niej i włożył jej słuchawkę do ucha.

 

Kobieta najpierw przywitała się, potem ze zdziwienia otwarła usta i nasłuchiwała: – Czemu on pyta o mnie?

 

– Opowiadałem mu dzisiaj o tobie.

 

– Na boga, kiedy? Przecież cały czas byliśmy razem – zapytała szeptem, ręką zasłaniając mikrofon.

 

– Zapytaj się go. – Tak też zrobiła, a jej oczy rosły z każdym zasłyszanym słowem. – Obserwowałeś mnie ze stacji?

 

– Na to wychodzi.

 

– Czyli tę stłuczkę zainscenizowałeś specjalnie, tak?! Chciałeś mnie uwieść?

 

– Moja droga, nie schlebiaj sobie… – Jednocześnie mówił do niej również głos w słuchawce, który opowiedział jej o niedawnej dyskusji.

 

– No ładnie… – nie miała pomysłu na inny komentarz – Czekaj. Czemu on mówi twoim głosem?

 

– Mówiłem ci. To mój reflektor.

 

– Czyli kto?

 

– Ech. Opowiadałem o samotności, braku zrozumienia innych, płyciźnie ludzkiej. Co rusz nachodziły mnie przemyślenia na temat tego co widzę, nie miałem jednak z kim się nimi podzielić. Przyjaciele dawno odeszli, nowych nie spotkałem. Stworzyłem więc jego, moje alter ego, mojego reflektora. Mówi moim głosem, przez miliardy procesorowych taktów uczył się mnie i mojego toku rozumowania, by… stać się moją bratnią duszą. Jest tak samo inteligentny jak ja, jeśli nie bardziej. Wie co mi w duszy gra, umie odczytać moje emocje, wysłuchuje moich rozterek i zawsze, ale to zawsze trafnie ripostuje, dopowiada, pogłębia je…

 

– Jesteś zdrowo pojebany – powiedziała z nutą przerażenia w głosie, jednocześnie nasłuchując głosu w słuchawce. – A czy ja też mogę z nim porozmawiać?

 

– Proszę bardzo, masz go na linii. On gada jak zupełnie normalny człowiek. No, może nie zupełnie normalny… w przeciwieństwie do reszty ludzi jest zdecydowanie bardziej refleksyjny.

 

– Rozmawiać samemu ze sobą – kręciła głową z niedowierzaniem i jednocześnie zadała jakieś pytanie reflektorowi.

 

– Czemu się dziwisz? To rozmowa z kimś kogo kocham i szanuję – odpowiedział rozmarzony mężczyzna, wracając do pozycji horyzontalnej. Ona jednak już go nie słuchała. Przycisnęła słuchawkę do ucha i bez reszty pogrążyła się w rozmowie z jego alter ego.

 

– Zrobisz mi taki sam? – zapytała po dłuższej chwili.

Koniec

Komentarze

Cóż, pomysł zdecydowanie ciekawy, nawet trochę przewrotny. Wykonanie też nienajgorsze, chociaż poprawiłbym "wsypywanie torebki" na "wsypywanie zawartości torebki" gdzieś przy początku (bo "wsypujesz do pojemnika pył, który był w środku staleowego pręta", a nie "wsypujesz do pojemnika pręt") Szkoda tylko, ze to wszystko takie monotonne. Rozumiem, przemyślenia, alter ego i tak dalej, ale ja naprawdę lubię, kiedy rzeczy się dzieją.

Interesujący pomysł. Zakończenie mnie zaskoczyło, przez co opowiadanie w moich oczach zdecydowanie zyskało. Pozdrawiam

Mastiff

vyzart -> dzięki za opinię. Zgadza się, nie jest to typowy tekst akcji. Chodziło bardziej o przemyślenia, refleksje.

Ciekawy pomysł. Na tyle nietypowy, że nie wiem, co więcej mogłabym napisać. Chyba powinnam to przemyśleć. ;-)

Babska logika rządzi!

Z jednym jakoś nie mogę się pogodzić: telefon komórkowy siedliskiem sztucznej inteligencji? Poza tym – ciekawy, ładny pomysł i dopasowana do niego realizacja.

Dlaczego od razu siedliskiem? Łącznikiem, jak każdy inny. Chyba że w Twoim telefonie siedzą małe ludziki… ;-)

Babska logika rządzi!

Adamie, telefon to w mojej koncepcji tylko pośrednik, fizycznie łączący z dużo mocniejsza maszyną. Aczkolwiek… w dzisiejszych czasach, gdy telefony mają po 4ry rdzenie i wiele GB Ramu tego typu program mógłby na nich działać.

Hehe, dokładnie Finkla:)

Prywatny klaster? Wyobraź sobie rachunki za energię elektryczną… i honoraria programistów, piszących startowe aplikacje.  :-)

Ech. Wiary, wiary Adamie! Pierwsza lepsza karta graficzna ma dziesiątki (chyba już setki?) rdzeni z powodzeniem mogących pracować jak klaster. Bohater po prostu mógł być zdolnym programistą;) Poza tym, nie wiadomo kiedy rzecz się dzieje. A że Golf Bon Jovi. Golfy jak wiemy, są nieśmiertelne. Das Auto.

To nadal za mało. Tragicznie za mało.    Golf i motel określają horyzont czasowy.

Zacny pomysł i nieźle opowiedziana historia. Przeczytałam z przyjemnością i zupełnie nie przyszło mi do głowy, aby zastanawiać się nad tym, co mogą telefony… ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niezły pomysł :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka