- Opowiadanie: epokalipso - XIONG RZ (ROZ.I)

XIONG RZ (ROZ.I)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

XIONG RZ (ROZ.I)

 

Wyspa Erok powstała przypadkowo przez kichnięcie. Teraz znajduje się w poważnych tarapatach. Na ostatnich 3 1/2 atomu lądu mędrzak ruchomy walczy o przeżycie od 300tysięcy milionleci.

 

 

 

 

 

 

RZ I

 

 

 

 

 

Panie, tracimy coraz więcej ludzi. – opanowanie jakie towarzyszyło słowom przybysza było dla lorda Fastum nowym doświadczeniem i, jak uznał, wyznacznikiem sukcesu wychowawczego. W mrocznych czasach, jakie nastały na wyspie Erok, nie było jednak miejsca na napawanie się dumą. Usterki mnożą się jak bakterie, mieszkańcy protestują, wiedźmy wzruszają ramionami…

 

– Witaj Labusie. Technicy już się tym zajmują. – odpowiedział zdawkowo.

 

Lord Fastum nie miał ochoty na rozmowę.

 

 

 

 

 

– Apanasti został znaleziony w Reperatorium pod Kopułą podczas Nocy Rekonekcji. Powitała go Babka Roa, jak doniosły kruki, szczerząc się opętańczo…

 

Babka Roa zaśmiała się pod nosem. Reperatorium pod Kopułą było jej ulubionym miejscem schadzek. Tam poznała Aluminie Evemomento, dzięki której odkryła magiczne właściwości bakłażana. To były dobre czasy, czasy specjalistów. Apanasti pojawił się w jej życiu dwieście lat później. Noc która zapoczątkowała ich znajomość, rozpoczęła się wielkim dudnieniem. Był to znak dla wszystkich wiedźm z lasu – Czas Rekonekcji właśnie się zaczął.

 

– WSTAWAĆ WYDRY TCHÓRZLIWE. LECIMY NA SPACER. – wykrzyczała radośnie.

 

Tak, tak właśnie było. Wiedźmy i wyścigi zawsze stanowiły zgrane połączenie. A teraz Elmiria zaprasza nas na napary z wilczej jagody. Niech no będzie, raz się żyje. – Babka Roa skrzywiła się nieznacznie.

 

– A więc, największa odpowiedzialność za ostatnie wydarzenia spada na ciebie – rzekła Elmiria zza brzegu kartki, kończąc raport. – Trzęsienia, zmiany geopatyczne, masowe zniknięcia dzięciołów…

 

– Tuberosa oferuje nam swoje usługi – przerwała Roa z nieukrywaną przyjemnością. – Jak wiemy, przez jej urok nie przedarł się żaden śmiałek.

 

Wśród zebranych zapanowało poruszenie. Prawa do Posiadania – święta księga leśnych wiedźm, stanowczo ostrzegała przed korzystaniem z usług ościennych. Związki między wiedźmami a niewiedźmami wprowadzały chaos i zamęt w życie Erokan. Większość wiedźm, wbrew temu co można usłyszeć w miastach, stroni od niszczycielskich aktywności, choć każda wcześniej czy później ma na nie ochotę. Tuberosa zaś, nie tylko miała na nie ochotę, a wręcz lubowała się w tego rodzaju rozrywkach. Jednak to właśnie ona pomogła im podczas wojny o Starego Dęba, co nie mogło pozostać niezauważone. Wymiana informacji nie przybliżyła wiedźm do wspólnego rozwiązania, natomiast wywołała harmider, który niósł się aż do Żelaznej Rzeki, wpływając na okresy lęgowe ptaków.

 

Elmiria, z kolei, nerwowo postukiwała obcasem, kiedy jej siostra przekopywała komórkę z Większym Sprzętem Każdej Maści. Wiedźmy w skupieniu popijały napar, podczas gdy Uniwersa rozrzucała wokoło rozmaite konstrukcje magii technologicznej . Wreszcie młoda wiedźma znalazła poszukiwany przedmiot.

 

– Kryształowa kula… –zaczęła niepewnie.

 

– Wspaniale, dzwońmy więc. – odparła Roa.

 

 

 

Infiltracja Echoańskiej Organizacji Syntezy Krzyża nie należy do najłatwiejszych zadań. Mydabyl – szanujący się projektant wielowymiarowy, choć posiadł wiedzę wykraczającą poza wszelkie rozumy, trząsł się ze strachu. Jak mógł dać się wplątać w te historie? Owszem, Kreol groził mu pięciotonową maczugą, nie był to jednak powód aby dać się wciągnąć… gdyby tylko jego zniewalacz nie był w naprawie…

 

Projektant przystanął i spojrzał w notatki. Nie wyglądały zbyt dobrze: wróżbici zakładają sobie kajdany, konie Cierpienia zmieniają kolor na różowy, Lord Fastum sprowadził zapas puszek…

 

Melancholijny śpiew dotarł do uszu Mydabyla, jak ustalił, jego źródło znajdowało się za drugimi wrotami po lewej stronie korytarza. Podszedł spokojnie, sprawdził stan eliksirów i delikatnie zapukał.

 

– Wejdź proszę – odpowiedział głos. Mydabyla ogarnęły zimne poty. Te dwa, z pozoru niewinne stuknięcia, nie powinny były się zdarzyć. Spokojnie, wdech i wydech – powtórzył. Rozum podpowiadał mu by zwiewać jak najszybciej, wątroba zaś by wejść. Niepewnie wyciągnął fiolkę srebrno-błękitnego płynu. Na etykiecie sporządzonej w staroerokańskim z trudem dało się rozczytać przeznaczenie substancji. Rozcieńczacz Rzeczywistości – odczytał. Pomógł mu nieraz, a w trzydziestym drugim, podczas gradobicia potowego, jego sprzedaż okazała się strzałem w dziesiątkę. Po dwie krople na każdą skronie i wchodzę – próbował dodać sobie otuchy. Po otwarciu komnaty jego oczom ukazało się wielkie łoże, na brzegu którego siedziała kobieca postać, jej głowe zdobił szafirowy diadem, nota bene, poszukiwany przez służbę samej królowy.

 

– Myślałam, że nie przyjdziesz – zaczęła powoli. – Możemy zaczynać, Matko Wilczych Duchów.

 

– … – Mydabyl był bliski omdlenia. Oto rozmawia z kimś z pewnością niebezpiecznym, w echoańskim zakonie…, ale, ale, musi wziąć się w garść. Wyjdzie z komnaty i ucieknie zanim ktokolwiek się zorientuje. Kreol to zrozumie. Mydabyl odwrócił się w stronę korytarza. Kilka kroków i po kłopocie.

 

Jego działanie zostało przerwane przez pojawienie się właściwego gościa. Matka Wilczych Duchów zatrzymała się o krok przed nim.

 

– Wiem kim jesteś. Zdobędziesz dla mnie galon mydła i wody panasteńskiej, masz jedenaście godzin. – tak brzmiały jej ostatnie słowa tego wieczoru.

 

Mydabyl głośno przełknął ślinę.

 

 

 

 

 

– Zev, obudź wilka Roi…

 

… Z moją pieczęcią.

 

 

 

 

 

DDDDRRRRNNNNN

 

DRRRRRRRRRRRRRNNNNNNNNNNNNNN

 

 

 

Tuberosa nie była zwolenniczką kryształów. W zasadzie jeśli miałaby być zwolenniczką czegokolwiek, z pewnością wybrałaby siebie. Tak się jednak złożyło, że urodziła się jako córka kryształowego króla Wzu oraz Eduandy Sculee – czarodziejki i biznesmenki południowego brzegu. Od najmłodszych lat miała więc okazję prowadzić próżniaczy tryb życia, który w żaden sposób nie pomaga w przeprowadzce. Ostatecznie w wieku 17 lat wraz z przyrodnią siostrą Frustracją, rzuciły swoją pierwsza klątwę. Klątwa ta zaklęła króla Wzu w krysztale wielkości orzecha włoskiego, który, jak głoszą plotki, został połknięty przez Frustrację i znajduje się w jej żołądku. Siostry przez pierwsze trzy miesiące mieszkały razem w kryształowym zamku, jednak bez osoby trzeciej, na której mogłyby wyładować swoje niezadowolenie, szybko doprowadziły zamek do ruiny, na czym zresztą nie zamierzały poprzestać. Spór na całe szczęście został zażegnany przez Kreola, który swą maczugą przełupał kryształowe ziemie na dwie części i podzielił je między siostry.

 

– Halo, słucham. – Tuberosa niechętnie spojrzała w kulę.

 

– Halo, tu babka Roa z leśnego zakątka.

 

– Ach. Witaj babciu. Czyżbyście się zdecydowały się na przyjęcie mojej propozycji? – zapytała już w znacznie lepszym humorze.

 

– Moja droga, jeśli tylko twoja magia nie naruszy leśnego porządku, dajemy ci wolną rekę.

 

– Wspaniale. – odparła łagodnie. – A tak poza tym…, Atu przywitaj się.

 

 

 

Szczenię wilka zostało rozpoznane przez Roę natychmiast. Babka roześmiała się siarczyście, na co Tuberosa odpowiedziała wytrenowanym uśmiechem grozy.

 

– Do zobaczenia wkrótce, babciu. – dodała, zakrywając kulę jedwabną szmatką.

 

Łeh, stara zrzęda – pomyślała, po czym zaczęła się pakować. Szczeniak wesoło podrygiwał, chcąc zwrócić na siebie uwagę.

 

– Atu, przygotuj się do drogi. Czas na przejażdżkę.

 

 

 

 

Apanasti był wyjątkowym chłopcem. Roa od pierwszego spojrzenia wiedziała, iż wyrośnie on na mężczyznę wielkich czynów. Jego lekkomyślność i brak refleksji były jednak dla wszystkich utrapieniem. Zachowuje się jak spartanin, nie jak człowiek – komentowały wiedźmy. W ramach wychowania, postanowiły zaszczepić w nim łagodność, systematyczność i poczucie obowiązku. W związku z tym, chłopiec zaczynał swój dzień od poszukiwania jaj wypchniętych przez sójki, co było mozolnym i nudnym zadaniem. Następnie szedł wiele kilometrów aż do Żelaznej Rzeki, aby wrzucić do niej zebrane jaja. Późny wieczór był czasem zabawy, która najczęściej polegała na wyplataniu mioteł. Mijały lata, a Apanasti spędzał czas dokładnie w ten sam, niezmienny sposób. Aż do przełomowej nocy swoich piątych urodzin, kiedy babkę Roę odwiedził sam Kreol. Dobę później, chłopak był już przyuczany do zawodu kowala w królestwie Kreolan. A dziś przemawia przed wszystkimi jego mieszkańcami.

 

– Czas rządów Kreola musi się skończyć! Jesteśmy okradani z życia! – Apanasti z trudem powstrzymywał się od beknięcia, fasolowa, którą zjadł na śniadanie, dawała mu się we znaki. – Koniec z tym! – mężczyzna wziął zamach i uderzył w obelisk, który rozsypał się w drobny mak. Tłum wiwatował.

 

Pierwszy dzięcioł zniknął bez śladu.

 

 

Koniec

Komentarze

szanuję styl, piszesz trochę jak skąposzczęt/burk

Skąposzczet to pieśń przeszłości sprzed jakichś dwóch albo i trzech lat. Leowid – nowe konto starego użytkownika? ; ) Co do tekstu – trzeba przyznać, nawiązuje do najlepszych na naszym portalu.

I po co to było?

Nowa Fantastyka