- Opowiadanie: ilona499 - Enko cz1

Enko cz1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Enko cz1

 

Minęło dwadzieścia lat od wydarzeń tamtej nocy. W zapadłej prowincji Nipponu drogą podążał starzec ubrany w ubogie, zniszczone kimono. Ciągnął za uzdę niewielkiego konika. Zwierzę zdawało się być równie zmęczone życiem jak jego właściciel. Szara zmierzwiona sierść i stercząca na wszystkie strony grzywa, budziły uśmiech politowania wśród mijających dziwną parę ludzi. Biedak nie prezentował się lepiej niż jego podopieczny, niosący na swym grzbiecie jakieś wiklinowe koszyki. Zapewne podążali na rynek, by w okolicznej wiosce sprzedać swe wyroby. W ręku staruszek trzymał długi kij, którym się podpierał, gdy szedł ciężko oddychając. Dzień już chylił się ku zachodowi, lecz niesamowity żar nadal lał się z nieba, jeszcze bardziej utrudniając podróż. W pewnym momencie ubogiego kupca otoczyło kilku wyrostków i zaczęło drwić z jego wierzchowca. Starzec skłonił im się z szacunkiem, jednak nie przystanął, pragnąc jak najszybciej dotrzeć do celu. Awanturnicy – młodzi, butni i zapewne zaprawieni w burdach wyrzutkowie, nie zamierzali zrezygnować z przedniej zabawy. Byli to zapewne zubożali samuraje, bądź chłopi, którzy utracili swych suwerenów i wyrzuceni ze swych domów po ostatniej wojnie zamienili się w rabusiów grasujących na drogach.

 

Przez ostatnie lata życie ludzi bardzo się zmieniło. Zewsząd wyzierała bieda i rozpacz.Tylko garstce nielicznych wielmożów, zwanych daimyo, skoligaconych z obecnym szogunem, żyło się w luksusach i dostatkach. Jednak coraz większa rzesza ludzi, z dnia na dzień coraz bardziej ubożała, a kraj wyniszczały nieustanne bratobójcze walki o ziemię i wpływy. Życie ludzkie miało niewielką wartość, a rozboje, gwałty i mordy zdarzały się wszędzie. Ciężkie czasy – tak mawiano, nikt jednak nie śmiał się sprzeciwić tyranii szoguna, który od dziesięciu lat piastował swe stanowisko, otaczając się podobnymi sobie wasalami. Dekadę wcześniej zabił poprzedniego władcę, oraz wymordował całą jego rodzinę i klany z którymi ten był związany. Zmusił swych przeciwników do uznania swojej władzy i poprzez wszechobecny terror nadal ją utrzymywał. Ludzie bali się nawet wypowiadać imienia starego cesarza, który był światłym i mądrym człowiekiem, a kraj poprzez lata jego rządów rozkwitał. Nadzieja coraz bardziej umierała w sercach ludzi, od lat nawykłych do ślepego posłuszeństwa. Nie potrafili stawić oporu znienawidzonej władzy. Wszelkie bunty, zarówno ze strony rodów samurajskich, tęskniących za dawnym porządkiem, jak i chłopów przymierających głodem, były krwawo i bezlitośnie tłumione.

 

Takie więc sceny rozgrywające się na drogach nie należały do rzadkości. Bandyci wydobyli swe miecze, gotowi do zabicia starca, by zdobyć jego niewielki, zapewne cały, jaki posiadał, majątek – brzydkiego, zabiedzonego konika, oraz kilka niewiele wartych wiklinowych koszyków i kapeluszy chroniących przed słońcem.

 

– Oddawaj, starcze, to, co masz, a może ujdziesz z życiem! – zaśmiał się najstarszy z nich, prężąc muskuły i wymachując kataną przed nosem nieszczęśnika.

 

Zawtórował tym poczynaniom dziki śmiech pozostałych złodziejaszków.

 

– Szlachetni panowie! Zostawcie ubogiego, starego człowieka, to wszystko, co posiadam… ! – biedak skłonił się nisko, z trwogą spoglądając na coraz natarczywiej nacierających na niego napastników.

 

– Oddawaj swego rumaka! – szydzili. – Przyda nam się bardziej niż tobie, choć urodą nie grzeszy. Rozzuchwaleni bezradnością swej ofiary stawali się coraz bardziej brutalni, popychając go i urągając mu bezlitośnie.

 

– Na ziemię! – krzyczeli. – Jak śmiesz stać przed nami z podniesionym czołem!

 

Otoczyli go i zacieśniali morderczy krąg. Podczas szamotaniny konik biednego kupca zarżał przerażony, a wiklinowe kosze posypały się pod nogi. Gdy jednak rabusie zaatakowali, chcąc ostatecznie upokorzyć nieszczęśnika, spotkali się z nieoczekiwanym oporem. Okazało się, że kij, którego ten z trudem używał do podpierania się, może być we wprawnych rękach całkiem niezłą bronią. Starzec, z zadziwiającą wręcz zwinnością, powalił na ziemię dwóch napastników, a pozostali zaskoczeni rozpierzchli się, zatrzymując się w bezpiecznej odległości. Niewielkie miał jednak szanse prosty kupiec na rozstrzygnięcie tego pojedynku na swoją korzyść. Kij, wobec kilku obnażonych mieczy, nie mógł przynieść zwycięstwa. Jego los był w tym momencie praktycznie przesądzony, tym bardziej, że nieoczekiwany opór rozjuszył bandytów. Wściekli natarli na broniącego swego życia starca, chcąc ostatecznie zakończyć ten nierówny pojedynek, gdy wtem nastąpiła nagła zmiana sytuacji… .

 

Koniec

Komentarze

Niby nie czyta się źle, nawet płynnie się czyta, ale taki fragmencik po prawdzie niczego nie wnosi. Szedł, napadli go i koniec. Doświadczenie mówi, że po części pierwszej już nie następuje kolejna. Dobra rada jest zatem taka, by publikować skończone opowiadania.

I po co to było?

Czuję się oszukana. Miała być część pierwsza (co już nie jest fajne), a jest fragment nie wiem czego – rozdziału jednego?

Przynoszę radość :)

To część większej całości, jeśli fragment jest zbyt krotki mogę jeszcze dodać, lecz będzie mało czasu na korekty.

Cóż, fragment rzeczywiście nie jest zły, choć jest nieco wtórny, ale to jednak mimo wszystko tylko fragment. A ja osobiście wolałbym czyać kompletne teksty. A jeśli chodzi o korektę – większą jej część powinnaś zrobić sama przed publikacją. Wtedy nie będzie problemu.

Nowa Fantastyka