- Opowiadanie: itammati - Smutek

Smutek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Smutek

 

Boże pozwól nam iść teraz i dokończyć to, co ma być zrobione…

 

Przyjdź królestwo twoje…

 

Bądź wola twoja…

 

 

 

Drżącymi dłońmi polerowałem wyszczerbiony nóż i szykowałem się do ostatniej misji. Bo czy można być szczęśliwym w świecie, który cierpi?

 

Wschodzące słońce pozornie ciepłymi promieniami rozświetliło wnętrze chaty, w której zwykłem mieszkać. Zapowiadał się kolejny dzień pracy, dzień pełen nieszczęść. Tego dnia jednak wszystko miało się zmienić. Wstałem i ubrałem się, po czym wyjąłem wypolerowany wcześniej nóż. Byłem smutny, choć stan ten nie był mi obcy. Ten smutek był jednak czymś innym. Nie odczuwałem smutku spowodowanego brakiem wszystkich moich bliskich. Pogodziłem się już dawno z utratą braci, którzy zginęli zaciągnięci siłą do wojska. Pogodziłem się z odejściem żony, którą zmarła przy porodzie razem z nowo narodzonym synem. Byłem już tylko sam. Tego dnia, kiedy wydawało się, że nie ma już czego żałować, współczułem światu, współczułem sąsiadom, współczułem żołnierzom. Bo któż może być szczęśliwy w świecie rządzonym przez tyrana i uzurpatora– człowieka, który mnie zniszczył i któremu nie miałem zamiaru pozwolić zniszczyć kogokolwiek innego. Zamierzałem go zabić. Ja– słaby, schorowany mężczyzna zamierzałem go zabić. Dziś na jego publicznym wystąpieniu. Niemożliwe, a jednak chyba udało mi się tego dokonać. Widziałem go na rynku. Stał na podeście przy szubienicy, na której zostanie powieszony kolejny niewinny człowiek. Pragnąłem zapobiec tej śmierci. Musiałem zapobiec tej śmierci. Nogi się pode mną uginały. Droga krzyżowa rozpoczęła się, gdy wykonałem pierwszy krok w kierunku piedestału, na którym przemawiał monarcha. Pierwsza stacja– wyrok. Wydałem go sam na siebie, stając przed zgromadzonym tłumem. Wówczas już nie było odwrotu. Wyjąłem spod płaszcza nóż. Mój krzyż i moja klątwa. Tylko ja mogłem zbawić mój świat. Ofiarować siebie, aby zabić uzurpatora. Moje ciało, cięższe niż zwykle z wolna przemieszczało się w stronę podestu. Upadłem. Upadłem po trzykroć. Nie płakały za mną niewiasty. Nikt nie pomógł mi pokonać tę drogę. Nikt nie otarł krwi z mojej twarzy. Stanąłem na niskim pieńku. Drżącymi rękoma założyłem pętlę szubienicy na szyję i ścisnąłem mocniej nóż. Tłum nic nie mówił. Nie zamierzał ani mi pomóc, ani mnie powstrzymać. Nie gardziłem tymi ludźmi z tego powodu. Cieszyłem się, że dzięki mnie będą szczęśliwi. Widziałem, jak ten tyran do mnie podchodził. Zbliżył się, a ja położyłem ostrze na jego gardle. Spojrzałem na niego jak na brata, a on uśmiechnął się. Był to uśmiech pełen miłości i szczęścia. Odsunąłem nóż, a mężczyzna stanął na palcach i ucałował mnie w czoło. Chciałem, aby żył, jednak musiałem go zabić. Zacisnąłem powieki, a do oczu napłynęły mi łzy. Zadałem jeden cios, który miał zmienić wszystko. Jedno cięcie. Wtedy poczułem jak utrzymujący mnie przy życiu kawał drewna wysuwa się spod mych stóp. Zawisłem na drzewie krzyża, dla szczęścia tych, którzy mają się narodzić.

 

 

 

Znalazłem go leżącego na podłodze sali operacyjnej. Leżącego w kałuży krwi. Wiedziałem, że to się tak skończy. Mój ojciec, który uznał, że nigdy nie miał syna, miał poważne zaburzenia psychiki i schizofrenię. Od miesięcy leżał w psychiatryku, do którego trafił w momencie, gdy moja matka zmarła przy porodzie, a mnie, jego jedyne dziecko, nigdy nie uznał za swojego potomka. Byłem przy nim kiedy tego potrzebował, ale on mnie nie chciał. Odpychał mnie od siebie. Całe dnie spędzał sam, aż pewnej nocy odszedł, aby nigdy więcej nie zaznać już samotności w Królestwie Niebieskim. Niech spoczywa w pokoju. Zostałem na świecie sam. Bez matki i ojca. Nie miałem im jednak tego za złe. Wiedziałem, że moim celem jest znieść ten smutek, aby innym żyło się lepiej.

Koniec

Komentarze

Co to za dziwna forma gramatyczna: wykonując stając? ;)

Poza tym, kupa powtórzeń. "Smutków" i "pogodzeń", "śmierci" nawet nie chce mi się liczyć. W tak krótkim tekście każdy z tych wyrazów ma prawo wystąpić góra raz.

Troche kuleją przecinki w waznych miejscach. Ale to jest do poprawienia. Na przykład przecinek jest konieczny przed który.

 

Ogólne wrażenie: krótko, nudnawo i niezbyt porywająco.

And the world began when I was born/ And the world is mine to win.

'Wykonując stając" mały błąd przy edycji tekstu. Jeden z moich większych problemów :/

Jak na tak krótki kawałek tekstu, to masz sporo powtórzeń, oraz wszędobylskiej zaimkozy. No i bardzo istotne jest to, że kompletnie nie panujesz nad interpunkcją. Popracuj też nad stylem i nad konstrukcją zdań. Generalnie całość jest mocno niedopracowana.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Niezbyt udana próba. Lepiej postarać się napisać na początek coś ze zwykłą fabułą czyli wyraźnym ciągiem zdarzeń wiodącym do jakiejś puenty i bohaterem, który próbuje poradzić sobie z problemem w ciągu tych wydarzeń. 

I po co to było?

Nowa Fantastyka