- Opowiadanie: koeijo - Mrowisko

Mrowisko

Zapraszam do czytania mojego bardzo oryginalnego tekstu (to opowiadanie jest nowe, nie skopiowane z żadnego starego ani z życia, bo w życiu też tak nie było).

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Mrowisko

***

Wszystkim mrowiło się w oczach.

Ta walka z orkami była wyjątkowo ciężka i szybka.

Główny bohater Ridge nie miał szans jej oglądać, bo gdzieś zniknął, chyba w czeluściach pieczar i skał, i z takim onym łysym, małym i wielkookim samotnie walczył. Musiał go pokonać na inteligencję, której chyba miał w nadmiarze, bo go pokonał.

Wszyscy wpadali na siebie, robiła się kotłowanina ciał, która nie miała końca. Zwieszane mosty, powszechne w mieście orków, spadały w przepaście wraz z bohaterami i wydawało się, że zaraz zginą, ale jakoś żyli. Żyli, mieli się dobrze i walczyli z coraz większą ekspresją i eksterioryzacją w oczach. Nie widać było, żeby pokonywali orków, ale mieli nadzieję, że cud się zdarzy, chociaż żadnych myśli, w ich twarzach, nie można było zobaczyć. Zupełnie, jak u wodza Łapaczów, „Inne tu”, co zawsze wyglądał jak maska i nie miał emocji.

A ich czarodziej, co właśnie przybył, działał swoją laską cuda, machał nią wszem i wobec, i tryskał gejzerami czegoś, co było krystaliczne i mętne jednocześnie. I świeciło. I szkodziło, bo król orków się zachwiał od naporu czarownej cieczy i coś mu się stało. Miał za dużo wrażeń. Stracił świadomość w wirze walki i został pokonany.

A potem uciekali, korzystając z okazji, która się tym sposobem wydarzyła. Biegli oczywiście do wyjścia, bo innej drogi nie było.

Ridge w tym czasie wygrał z onym łysym, małym i wielkookim, i zniknął, bo złotą pętlę znalazł, i małżeństwo z nicością zawarł. A potem ich zobaczył, jak uciekali i pobiegł za nimi. Ale dotarł później, gdy myśleli, że uciekł, świadectwo własnemu tchórzostwu wystawiając niegodne.

I w myślach, niewypowiedzianych, wspomniał minioną ucztę u elfów, gdzie z przyjaciółmi sałatę na grillu piekli.

Nie była zachwycająca, ale zawsze lepsza, niż świeża.

A potem zapytał, w swoich myślach, jakie to jeszcze przygody go spotkają i kiedy?

Westchnął ciężko i wpadł w łapy Najważniejszego, co go już z listy obecności skreślił, ale ucieszył się, że jednak wrócił.

Wszystkim mrowiło się w oczach ze wzruszenia.

Koniec

Komentarze

Czy główny bohater to ten Ridge z "Mody na sukces"? ;) Tekst niezły, choć na grafomanię było już kilka lepszych.  

"Ridge w tym czasie wygrał z onym łysym, małym i wielkookim, i zniknął, bo złotą pętlę znalazł, i małżeństwo z nicością zawarł. A potem ich zobaczył, jak uciekali i pobiegł za nimi." Lomatko ; p   Niezły strumień świado… grafomaństwa ; ) Zwłaszcza pod koniec.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Witam czytelników co się szybko objawli, niczym błysk na niebie szybszy od grzmotu w przebiegu burzy. Oczywiście, że bohater to nie ten facet z "Mody na sukces" jest. Moja postać ma na imię Ridge (wymawia się tak, jak się pisze) a tamten to chyba Ridż był czy jakoś tak. Proszę mnie tu nie obrażać takimi porównaniami!!!!

Cieszę się, że było mi udostępnione do czytania Twoje opowiadanie jak najbardziej oryginalne, co zaznaczyłaś na samym szczycie tekstu. Opisane zostało wszystko z wyczuciem i znajomością rzeczy jakbyś tam była i dokumentnie wszystko widziała swoimi oczami nie zamykanymi ani na chwilę, dlatego tak dużo zobaczyłaś, chociaż wszystkim mrowiło się w oczach, to Tobie widać nie mrowiło się. I dobrze, Dzięki temu mamy piękny opis walki Ridge z orkami i nie tylko bo jeszcze z takim jednym o dosyć oryginalnej urodzie, jeśli tak mogę powiedzieć. Dlatego tak mi się zarył w pamięci. Jestem pełna podziwu że dając sobie rady i pewnie korzystając z nich, opisałaś wszystkie zawiłości bitwy, bądź to jak wpadali na siebie, bądź to wpadali do czeluści pod mosty, co też wpadały do nich, tych czeluści, znaczy. A najbardziej podoba mi się, że w tym całym gali matiasie i koglu-moglu zmieściłaś jeszcze kącik kulinarny, dając przepis na grillowaną sałatę, co może być ona urozmaiceniem niejednego monotonnego i nudnego posiłku. Wolałabym tylko, żebyś na drugi albo i na trzeci raz zachowała prawidłową pisownię z wielkiej litery nazwy plemienia Indian, co się nazywają Łapacze. A oprócz tego to jest chyba dobrze, bo się inaczej zastrzegać w błędach nie będę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Aha, ok – wycofuję się zatem posłusznie… ;)

Regulatorzy, dziękuję za obfitą w treści recenzję wyrażającą opinię. Sprawiła ona wielką radość w mojej duszy odbierając jej cienia i nadając blasku.. Natychmiast i bez włoki przekształcam plemię Łapaczy i podaję im wielką literę. Dziękuję, że sałata smakowała i wydawała się urozmaicać treść posiłku. Karolu Gumowski – jak miło doczekać się okruchów ludzkiego zrozumienia w necie…

Bardzo sie cieszę, że Ty się cieszysz i poblaskujesz bez cienia. O tak! Grillowana sałata urozmaiciwszy sobą treść posiłku, urozmaica teraz treść w trzewiczkach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja pierdziu, ale fajoska epitecka opowieść. Szkoda, że nikt z tego filmu nie zrobił, bo ja to bym kilka razy na taki film poszedł. 

Regulatorzy, grillowana sałata napełniająca trzewiczki aż po żołądczek, czyni je cieplejszymi i spać się chce gdy błogie ciepełko człowieka ogarnia po takiej konsumpcji.

 

Homarze, to byłaby wykrojona na szeroką skalę reprodukcja, z oceną 7,8(po przecinku)/10 na Filmwebie (obliczoną  sumiennie na podstawie i w zastawie moich skromnych wykresów statystycznych). Biorąc rozpęd od rozmachu, na jednej części by ta epopeja nie przystopowała.

Koeijo, moja grillowana sałata najpierw napełniła mi żołądeczek a potem, przesuwając się wraz z ruchami robaczkowymi, zaczęła wypełniać trzewiczki, czyli bebeszki w brzuszku upchnięte. Boję się, że mogłaś pomyśleć, iżem tą potrawą napchała sobie buciki, kiedy już opuściła moje bogate wnetrze, ale nie, bucików nie napycham niczym, no chyba że własnymi stópkami, nierzadko w skarpeteczkach, ku ociepleniu na stópki nawleczonymi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie pomyślałam o obuwiu :D. Myślałam o tych trzewiczkach, do których zalicza się narządy jamy brzusznej i klatki piersiowej (żołądek też się załapuje, przy tej klasyfikacji). I wyobraziłam sobie spożycie ogromnej ilości sałaty, wypełniającej rzeczone trzewiczki od jelit począwszy, aż po ów żołądeczek nieszczęsny. A że z pełnym brzuchem człowiekowi cieplej się robi, to insza innośc…

No to się co nie bądź wygłupiłam, tłumaczenie Ci wykładając jak jakiemu małemu dzieckowi, a Ty przecie mądra kobitka jesteś nadzwyczaj. Bo taka inna, już nie taka mądra, to by nie umiała napisać takiego opowiadania na ważny Konkurs, a Ty umiałaś i napisałaś, co poświadczam niniejszym bo przeczytałam je całe od początku do końca nawet dwa razy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 Nie wygłupiłaś się w żadnym wypadku to tylko ja powzięłam sobie za cel poprzedniego posta udowodnienie jaka to mundra jestem i jak to anatomię ludzkiego ciała doskonale kojarzę. Tak na wszelki wypadek, żeby świat se nie pomyślał, żem durna i sałatą zwykłam obuwie nanożne wypełniać, w celu utrzymania ciepłoty kończyn dolnych.

Koeijo – takie sadystyczne wykresy z ocenami z Filmweba to fajna sprawa, sam bym chciał takie umić robić.

Dynamicznośc gejzerów z laski maga tryskających cieczą zrywającą wiszące mosty z bohaterami i zachlapującą wóda Orków – urzeka czytnika. Te oto gejzery dowodem są, że nie samym feminizmem mag żyje! Dziwny jednak ten Rydgiel, że wolał małe i łyse i wielkookie zamiast porządnego trzepańska z Orkiem, ale co ja mu tam w lóżko nie zaglądam, jak ma kminę na bondage złotymi sznurkami i podduszanie z odpływaniem w nicość, to jego sprawa, tylko czemu zostawił kumpli na żylecie bez wsparcia akurat z tego powodu, no tak nie wolno, ale dobrze, że przyniósł sałatę, bo bez sałaty to by chyba już mu spuscili łomot albo i gejzer z maga, nie?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

A no uf Rycz bardzo chciał z innymi trze pańsko uskuteczniać i bardzo żałował, że go gejzery ominęły, ale się całkiem nie chcący zaplątał w oblicze Onego i nie miał alternatywy. Skupił się na tym co mu pozostało, chodź nie powiem, podobało mu się. Ata sałata to na pocieszenie, że ani on, ani oni nie mogli z obu opcji skorzystać.

No, sałaciocha jest git! :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Niby grafomańsko, ale z tym rozbawieniem mimo wszystko jakoś tak średnio.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Prawie grafomania i prawie śmiesznie. Ideały istnieją, szukaj dalej!

Nowa Fantastyka