- Opowiadanie: em.z.internetu - Fabryka Głów - Action Trailer

Fabryka Głów - Action Trailer

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Fabryka Głów - Action Trailer

 

 

 

Fuck fuck fuck

 

Ciśnięty siłą wybuchu przeleciał przez całą ulicę. Zatrzymał się dopiero na krawężniku, który pękł pod naporem Zbroi. Ekran twarzowy na chwilę zgasł… jak wrócił stał nad nim kolejny napastnik. Celował z pistoletu plazmowego.

 

„Kurwa” pomyślał. Z tej odległości pancerz mógł nie wytrzymać.

 

Był szybszy, jego synchronizacja z zbroją lepsza. Wymach nogi, który mógł przebić betonowy blok odrzucił pistolet na bok. Podniósł dłoń z zaciśniętą pięścią. Też miał plazmę.

 

Przeciwnik poleciał do tyłu po łagodnym łuku i przebił się przez okno witrynowe butiku.

 

Sonar zasygnalizował kolejnych.

 

Zabił lub obezwładnił już czterech. Wiedział o kolejnych trzech. Sonar pokazywał siedmiu. Byli świetnie uzbrojeni, część z nich również miała egzoszkielety – drogie zabawki. Strasznie im zależało na jego śmierci skoro tyle w nią inwestują. Mieli szkolenie, ale na szczęście bez treningu. Miał szansę.

 

„Ilu ich wysłał?”

 

– Aga – w prawym górnym rogu pojawiła się jej twarz. Wiedział, że była tam cały czas, czuwała nad nim. – Jak to wygląda?

 

Była gotowa.

 

– Na placu jest w sumie dziesięciu. Słabszy sprzęt. Nieznane pochodzenie. To ludzie Sergieja. Próbuję złamać łączność… – gwałtownie odwróciła głowę w prawo. – Zbliżają się jeszcze dwa wozy… – zmrużyła oczy. – Marek… jakiś pojazd powietrzny się zbliża. Duży. Antygrav…

 

– Przenieś dane – powiedział i podniósł się z ziemi. Nie było żadnego opóźnienia między jego systemem nerwowym a pneumatyką Zbroi. – Aktualizuj na bieżąco.

 

– Zbliżają się jeszcze trzy furgony… ciężkie. Z północy. Time minus dwie minuty… Marek, potrzebujesz wsparcia.

 

Nie odpowiedział. Uniknął kolejnego strzału z Korbacza. Musiał go szybko wyeliminować. MiniMoris za jego plecami rozpadł się na kawałki i rozpłaszczył na ścianie.

 

Zza samochodu przy którym kucnął wyskoczył kolejny żołnierz. Zareagował odruchowo i odziana w ceremstal pięść wbiła się w brodę. Neuroczujniki zanotowały, że chciał mieć siłę. Zbroja dała mu ją – hydrauliczne, pneumatyczne i magnetyczne mechanizmy zsynchronizowały się. Zmiażdżył przyłbicę i usłyszał dźwięk oznaczający „rozłączenie”. Systemy zbroi przeciwnika się dezaktywowały. Nie było już kierowcy.

 

„Korbacz!” pomyślał, kiedy HUD zasygnalizował zagrożenie. Kucnął za najnowszym modelem mercedesa… który pod siłą wybuchu wbił się razem z nim w ścianę.

 

– Marek! – krzyknęła w słuchawce. – Dzwonię po Szakala!

 

– Poradzę sobie – pchną złom.

 

Korbacze się długo przeładowują. Siła wystrzału mogąca przerobić na miazgę szkolny autobus miała swoją cenę.

 

„Amatorzy… na akcję bierze się dwa korbacze. Tym bardziej, że planujecie zabić mnie.”

 

Z lewej wyskoczył kolejny. Próbowali go otoczyć. W ostatniej chwili zablokował przeciwnika za nadgarstek i wyrwał mu kij naszpikowany generatorami. Pociągną go za rękę i wbił w ścianę. Tynk odsłonił czerwone cegły. Poprawił błyskawicznie przebijając się przez pancerz na karku.

 

Teraz obie dłonie miał po łokcie we krwi. Nawet tak strasznie to nie kontrastowało z czernią pancerza.

 

Sonar! Za plecami! Jeden cel! Zagrożenie!

 

„Termit”

 

Z łopatki wystrzeliła mała kuleczka i przylgnęła do klatki piersiowej przeciwnika. Jeszcze próbował ją chwycić. Nie zdążył. Po sekundzie mikrodron przebił się do środka.

 

Na łączeniach zbroi pojawiły się wyładowania. Sam przeciwnik zesztywniał. Jak przez ścianę było słychać jego krzyk. Wąskie otwory na oczy pękły i zapłonęły ogniem. Padł bezwiednie na ziemię. Usmażył się.

 

Kolejny Marka zaskoczył. Był tuż za pierwszym. W jego tle. Sonar go nie wychwycił. Kopniak w plecy wbił go w ścianę, a metalowa pięść trafiła w tynk tam gdzie przed chwilą była jego głowa. Chwycił oburącz mu tą rękę. I złamał powyżej łokcia. Z lewej trafiło go kopnięcie. Przeciwnik musiał mieć tam jakiś ładunek wzmacniający, bo Marka odrzuciło na kilkanaście metrów. Wpadł w ogródek piwny rozrzucając i taranując meble.

 

Przeturlał się kiedy wypadł przez barierkę z drugiej strony i staną na ugiętych nogach. Z uda zerwał pistolet i zaczął biec strzelając.

 

 

Plazma wbiła się w tego z wyrwaną ręką. Miał nadzieję, że dobił. Drugi strzał trafił tego, który go kobpię. Wycelował w lewo i strącił kolejnego w locie. Biegł dalej. Musiał biec. Korbacz zaraz wróci do gry.

 

 

-Maruuuuś! – w rogu wyświetlacza pojawiła się uśmiechnięta blada twarz Siergieja. – Jakże się cieszę, że jeszcze żyjesz. Możemy jeszcze pogadać!

 

 

„Rozłącz” twarz zniknęła. Wróciła po chwili. Wypełniła teraz cały HUD. Ruchem oczu zminimalizował obraz połączenia.

 

 

– No jakże to tak? Nie pogadamy?

 

 

-Spierdalaj – trafił kolejnego i uskoczył przed wystrzałem Korbacza. Ogródka piwnego już nie było.

 

Pomyślał o Agnieszce.

 

 

– Działam! – cały czas była z nim.

 

 

– Hakują mnie – chwycił kolejnego za gardło. „Ostrze”pomyślał. Z jego nadgarstka wystrzeliła wąska igła. Z łatwością przebiła hełm i wyszła z drugiej strony. Zasłonił się martwym ciałem kiedy otworzyli ogień z karabinów.

 

 

– Owszem Mareczku – nienawidził tego głosu. – Hakujemy, strzelamy do Ciebie, rzucamy na ciebie wszystko i wszystkich. Zabijemy Cię – cały czas się perfidnie uśmiechał.

 

 

– Sam tu nie przyjdziesz? – rzucił bezwładną zbroją w strzelających i ruszył gwałtownie w ich stronę. Jego stopy wyrywały bruk i asfalt.

 

 

– Zablokowałam jego acidwere – krzyknęła Agnieszka z drugiej strony. – Ale nie mogę zerwać połączenia!

 

– Cześć Aguś! – „kurwa” słyszał ją. Miał podgląd. – Ciebie też zabijemy. Ale nie od razu. Musimy się dowiedzieć, gdzie jest Fabryka. Maruś i tak by nie powiedział. Znam go.

 

 

 

Dopadł tych trzech, których powalił. Przebił się stopą przez klatkę piersiową. Kolejny miał po chwili czaszkę wbitą w asfalt. Ostatniego po prostu zastrzelił. Elementy pancerza wystrzeliły we wszystkie strony.

 

Zbliżali się kolejni.

 

 

Interfejs wyświetlał kolejne dane przesyłane przez Agnieszkę. Nie było dobrze. Za kilkanaście sekund od północy wjadą dwa furgony o nieznanej zawartości. Dwieście metrów nad nim krążył już pojazd latający. Kołował i obniżał lot.

 

 

I jeszcze był Korbacz… W momencie jak o nim pomyślał HUD wskazał kierunek i otagował przeciwnika na czerwono. Teraz był cały czas widoczny na sonarze. Na placu był już tylko on. Ale to mogło trwać tylko chwilę…

 

 

Marek puścił się biegiem po łuku. W ostatnim momencie, bo strzał z korbacza zdmuchnął ciała które zostawił za sobą. Powinien mieć jakieś siedem sekund zanim Korbacz będzie znów gotowy do działania. O trzy za dużo.

 

 

„Jump” pomyślał w połowie drogi.

 

 

Rezerwy energii przeniosły się na mechanizmy wypełniające elementy egzo-szkieletu na nogach.

 

„JUMP READY” – migną czerwony napis.

 

 

Skoczył. Hydraulika i elektro-magnesy wystrzeliły go do przodu. Dobrze wycelował.

Żołnierz się zorientował, że Korbacz był już bezużyteczny. Sięgnął do pasa po boomsticka.

 

 

„Fist”

 

Żołnierz podnosił właśnie broń by się zasłonić. Nie zdążył.

 

 

Lewy nadgarstnik wysunął się do przodu i pokrył zaciśniętą pięść przeobrażając ją w kolczasty kastet. Wystrzelił do przodu jeszcze w locie.

 

 

Plecy żołnierza eksplodowały, kiedy pięść Marka przebiła go na wylot. Boomstick opadł na ziemię, wydał sobie jeszcze kilka brzęczeń zanim się dezaktywował.

 

 

Marek zatrzymał się kilka metrów dalej. Niezdarnie wykonał jeszcze kilka kroków próbując wyhamować i odzyskać równowagę. Szarpnął uwalniając przedramię. Gruchnęło kiedy z łatwością łamały się kolejne kości.

 

 

Minęły w sumie trzy sekundy.

 

 

– Uaaaaa! – wydał z siebie triumfalny krzyk. – Aguś! Jestem niezniszczalny!

 

 

Oczami sięgną do drugiej twarzy która mu się wyświetlała w rogu.

 

 

– Sergiej… – powiedział niskim głosem. – Zapraszałem Cię do nas…

 

 

– Nie skorzystam – przylizany blady szczur dalej się uśmiechał. – Ale z pewnością odwiedzę Agnieszkę…

 

 

– Ani mi się wa…

 

 

„Missile Alert” czerwony komunikat wypełnił cały HUD. Wyświetlił trajektorię pocisku i kierunek z którego miał nadlecieć.

 

 

Z góry! Antygrav znalazł się w zasięgu i otworzył ogień.

 

 

– Coś mówiłeś Maruś?

 

 

Zbroja przejęła kontrolę. Uruchomiła procedury opracowane przez Tinkera na takie okazje.

 

 

Z naramienników wystrzeliły flary i termity tworząc dookoła chmurę dymu i wybuchów. Markoprocesor miał gotowy tor lotu już sekundę wcześniej, teraz wprowadzał trasę ucieczki. Nogi się ugięły i wystrzeliły Marka wzdłuż ulicy. Poleciał bezwiednie ciągnąć za sobą chmurę dymu z którego właśnie został wyrzucony.

 

 

Pocisk eksplodował tak gdzie stał przed chwilą. Fala wybuchu ogarnęła całą ulicę. Wyrwała resztę witryny przez którą w hukiem przeleciał Marek.

 

 

Wszystko zgasło. Restartowało się.

 

 

-Mar..!! … esz?!? – głos Agnieszki docierał do niego jak zza kurtyny.

 

 

Rezerwy się jeszcze nie ustabilizowały. Uruchomiła czat.

 

 

„Wyszłam do systemu antygrava. Jeszcze mnie nie wykryli. Przeniosłam twój marker 15 m west. Masz jakieś 2 min. Szakal będzie za 3. 2 pojazdy właśnie wjeżdżają na Nowy Świat” przeczytał zielony komunikat.

 

 

„Powodzenia”

 

„Zawróć Szakala. Ma jechać do ciebie”

 

 

Zbroja była gotowa. Diagnostyka wykazała pobór mocy na poziomie 89% (dobrze) i synchronizację 102 % (to możliwe?).

 

 

Ekran znów wyświetlił zagrożenie. HUD wykazał dwa granaty plazmowe, które wrzucili do sklepu.

 

 

Potrzebował chwili wytchnienia. Nie dostał.

 

 

Kiedy wyskoczył przez zdewastowaną witrynę z przodu otworzyli ogień. W plecy uderzył go wybuch. Cisną go przez ulicę.

 

 

Makroprocesor jeszcze nie był gotowy. Nie dał rady przetworzyć danych. Żyrostabilizacja nie zareagowała. Poleciał bezwiednie. Uderzył w asfalt i zaczął się turlać. Spróbował się czegoś chwycić. Dłoń zacisnęła się na kawałku stali… To go nawet nie spowolniło i razem z szyną tramwajową zatrzymał się na ścianie przeciwległego budynku.

 

 

 

Część ściany się na niego zwaliła od uderzenia. Marek wewnątrz trzystu kilowego pancerza bojowego niewiele poczuł. Lekkie stuknięcie kiedy czerwona cegła odbiła się od hełmu. Bardziej zaniepokojony był tym, że sonar zaczynał szwankować, HUD miał zakłócenia.

 

 

„Diagnostyka” pomyślał. Nic się nie stało.

 

 

– Cholera – neuroreceptor się wyłączył. – Diagnostyka – powiedział na głos.

 

 

HUD wyświetlił serię danych. Nie podobało mu się to.

 

 

– Nie podoba mi się to – w głosie Agnieszki było słychać niepokój.

 

 

– Mnie się podoba – Sergiej był rozbawiony.

 

 

HUD wrócił w samą porę. Pięciu albo czterech właśnie biegło w jego stronę przez ulicę. Uzbrojeni w pałki i kije elektromagnetyczne – różnej długości boomsticki. Widocznie ktoś im wytłumaczył, że lekką bronią palną niewiele zdziałają przeciwko Zbroi. Najpierw muszą ją z Marka zedrzeć.

 

 

– Nie! – wpadł w szał. Jak na treningu. Nie kontrolował tego. A zarazem panował nad wszystkim.

 

 

(jego mózg zanotował głos Agnieszki. Wiedział, że przenosiła całe zasoby mocy na działające systemy. Wiedział, że próbowała go ratować. Zanotował też odgrażającego się Sergieja, który po prostu nie mógł przestać mówić. Po prostu nie mógł… Ale to wszystko było odległe. Liczyła się tylko kolczasta klatka, w której się zamkną… wraz z zagrożeniem)

 

 

„Każdy będzie miał swoje Battle Royale” przypomniał sobie. „Ważne żebyście byli gotowi”.

 

 

Z nadgarstka wystrzelił dwa ostanie hornety. Jeden trafił. Głowa biegnącego żołnierza eksplodowała od środka.

 

 

Nie czekał.

 

Zerwał się i zaczął biec w ich stronę. Wielkimi susami.

 

Dwumetrową stalową szynę miał już wyważoną w dłoniach. Pierwszego po prostu zmiótł jednym szerokim machnięciem. Błyskawicznie odwiną i złamał obie nogi następnemu. Uderzenie trzeciego uruchomiło alarmy – w łączeniach pancerza na karku pojawiła się wyrwa. Wszędzie iskry. Marek odwiną pięścią. Ciało napastnika poleciało do tyłu.

 

 

HUD wrócił. Sonar też. Pokazał obrażenia przeciwnika.

 

Złamane żebra. Zmiażdżony obojczyk. Liczne krwotoki wewnętrzne. Wzrokiem odsuną te dane. Nie potrzebował tych informacji.

 

Kazał wykazać uzbrojenie. Niewiele mu zostało.

 

Wystrzelił ostanie termity. Dwóch z pięciu kolejnych spłonęło.

 

Zrobił wymach i szyna przebiła kolejnego na wylot. Znów uderzenie. Tym razem w głowę. Poleciał w tył nie wypuszczając improwizowanej broni z rąk. Zatrzymał się i rzucił nią niczym włócznią. Trafił.

 

 

(kilka sekund wcześniej zobaczył coś niepokojącego. Mały zielony „robaczek” migał w lewym dolnym rogu HUDa. Pojawiał się i znikał. To mogło oznaczać tylko jedno. Namierzali Agnieszkę. Potrzebował chwilę by wydać komendy)

 

 

– Szakal – wybrał połączenie, kiedy unikną kolejnego uderzenia boostickiem.

 

 

– Minuta – odezwał się opanowany głos.

 

 

– Zawracaj! – krzykną kiedy poleciał do tyłu uderzony wzmocnionym kopniakiem. – Weszli do systemu łączności – ktoś chwycił go za rękę. – Namierzają bazę. Jedź tam!

 

 

Chwila ciszy radiowej. Marek uwolnił ramię i skręcił kark temu, kto go chwilę wcześniej krępował.

 

– Rozkaz.

 

 

– Marek! – Agnieszka znów krzyczała. – Zginiesz! Ich jest za dużo! Zabra…

 

 

„Zerwij łączność wewnętrzną”

 

 

– Nie! – komunikat o zerwaniu łączności na pewno wyświetlił się też w bazie. – Szakal! Masz mu pomó…

 

„Nie mogli odnaleźć Fabryki… nie mogli dotrzeć do Agnieszki”

 

 

– Ooooo Marek! – połączenia z Sergiejem chyba nie mógł zerwać. Jak na złość. – Zostaliśmy tylko ty i ja?

 

 

– Niekoniecznie – warknął kiedy zablokował jednocześnie ciosy dwóch przeciwników. – Ale twoich jest coraz mniej – jednemu złamał nogę w kolanie. Drugiemu zmiażdżył czaszkę. – Robi się kameralnie – i poleciał do tyłu kiedy pojawił się trzeci. Strzał plazmowy z odległości metra zerwał część pancerza z brzucha.

 

Kolejne systemy padały. Ekran twarzowy wyświetlał raport o uszkodzeniach.

 

 

– Hmmm… Wiesz ja też się będę zbierał – usłyszał zniekształcony głos. – Mamy twoją Aguś. Co prawda z dokładnością do trzech kilometrów… ale to już coś, nie? – ten chichot.– Chłopaki mi to nagrają.

 

Leżąc na plecach widział, jak Antygrav przestaje kołować i obiera kurs na zachód… W kierunku Woli…

 

 

Za chwilę ten obraz przysłoniły mu dwie sylwetki. Doszła trzecia.

 

 

 

***

 

 

 

Agnieszka zobaczyła połączenie wychodzące ze Zbroi Marka do Szakala.

 

 

– Zawracaj! – usłyszała zniekształcony głos.– Weszli do systemu łączności. – jakieś uderzenie w tle. Dźwięk metalu. Wybuch. – Namierzają bazę. Jedź tam!

 

 

Chwila ciszy radiowej.

 

 

– Rozkaz – i ryk silnika.

 

 

– Marek! – krzyknęła do monitora.– Zginiesz! Ich jest za dużo! Zabraniam Ci!

 

 

Monitor wyświetlił log: zrywanie łączności.

 

 

– Nie! – znów krzyczała. – Szakal! Masz mu pomóc! Zawracaj natychmiast!

 

 

– Dostałem rozkaz… – mówił coś dalej, ale Agnieszka nie słuchała.

 

 

Próbowała zdalnie przywrócić łączność z Markiem. Ręce wędrowały między trzema klawiaturami wpisując kolejne komendy. Oczy notowały kolejne odmowy dostępu. Po trzydziestu sekundach wyczerpała opcje. Schowała twarz w dłoniach.

 

 

– Szakal…– szepnęła. –Pomóż mu…

 

 

Cisza.

 

– Proszę…

 

Jak podniosła wzrok zobaczyła zmianę kursu zielonej kropki na Wisłostradzie. Opuściła wyznaczoną trasę. Motor szakala musiał gwałtownie zmienić kierunek jazdy. Być może nawet spowodował jakiś wypadek.

 

Wzrokiem przełączyła na podgląd satelitarny. Rzeczywiście powstał mały karambol za Szakalem, ale on był już w jednej z bocznych uliczek i gnał na stronę Krakowskiego Przedmieścia. Jakimś cudem nikogo jeszcze nie zabił.

 

 

– Dziękuję…

 

 

– Marek mnie zajebie – powiedział jak zwykle spokojnie. – Przygotuj się tam. Powinnaś mieć jakieś pięć minut.

 

 

Właśnie! Musiał jej to przypomnieć. Ona zamiast przygotować się do obrony przesunęła satelitę na Nowy Świat. Na Marka…

 

 

Patrzyła jak walczy, jak rozrywa kolejnych napastników. Egzoszkielet zwiększał jego możliwości wielokrotnie. Dawał szybkość, siłę, posiadał dodatkowe, autorskie uzbrojenie i kilka innych ciekawych pomysłów. „Akcelerował” jak to mówił sam Tinker.

 

 

Ale było ich za dużo. Otagowani przez czerwone kwadraciki nadchodzili kolejni. Strzał plazmowy z odległości metra odrzucił Marka na kilkanaście metrów. Padł na plecach.

 

 

Otworzyła oczy w przerażeniu…

 

 

Szakal potrzebował jeszcze dwudziestu sekund. Mógł nie dać rady…

 

 

Dzięki temu, że jej mózg potrafi pracować jednocześnie na kilku poziomach zanotowała, że antygrav Sergieja zmienił kurs lotu. Na Wolę. Do niej.

 

 

Powinna szykować się do obrony… Lub uciekać. Spojrzała w kąt pomieszczenia na stolik. A dokładniej na leżącą na nim otwartą metalową walizkę. „69 procent” pokazywał mały wyświetlacz. Fabryka się jeszcze nie przeniosła.

 

 

„To do obrony w takim razie”

 

 

Odwróciła się do monitorów. Na jednym kazała śledzić antygrav, obliczyć trasę, ewentualne kursy kolizyjne i przechwytujące. Przejęła drugiego satelitę i poleciła wykrywać podejrzaną aktywność w promieniu dziesięciu kilometrów.

 

 

Wstała i podeszła do dziwacznej konstrukcji na środku pokoju. Składała się z fotela, kwadratowego podestu, otaczającej go ramy, kilku monitorów i miliona kabli. Oraz gogli. Całość wyglądała jak niedokończona… wszystkie wynalazki Tinkera takie były. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że jest to maszyna do zabaw jakiegoś sodomity. Brakowało tylko kajdanek w kluczowych miejscach.

 

 

Załączyła kokpit i dziesięć wentylatorów wydało z siebie przeciągły szum. Zaczęły chłodzić wielordzeniowy procesor.

 

 

Wróciła do monitorów i zobaczyła trasę Sergieja. Nie kierował się bezpośrednio do niej, na ulicę Dziką. Widocznie nie miał jeszcze jej dokładniej lokalizacji. To jej kupuje kilka minut. Może kilkanaście jak będzie miała szczęście.

 

 

Sprawdziła przedramiona – wszczepy inwazyjne były w pełni naładowane. Podeszła do metalowej szafy, zaczęła wyciągać zawartość i umieszczać w strategicznych miejscach. Pistolet, kilka magazynków, karabin sharp’owy, granaty. Uzupełniła elementy skafandra obronnego. Nie była to co prawda Zbroja Marka, ale też miała kilka usprawnień. Poza tym „szyta na miarę”, co się Agnieszce bardzo podobało.

 

 

Znów rzut oka na monitory. „Podejrzana aktywność” widocznie nie była dla komputera za bardzo podejrzana – komputer nic nie wykrył jeszcze. Wątpiła, żeby Sergiej leciał tu tylko z załogą jaką miał na pokładzie. Po pierwsze nie był totalnym debilem, po drugie za bardzo zależało mu na Fabryce by mógł sobie pozwolić na ryzyko.

 

 

Podeszła do konstrukcji, którą z Markiem nazywali „Siodłem”. Monitory dumnie głosiły sprawność wszystkich systemów, udaną diagnostykę i gotowość do działania.

 

 

Odwróciła się na chwilę by sprawdzić jak radzą sobie Marek z Szakalem.

 

 

„Powodzenia… nam wszystkim”

 

 

Usiadła, a właściwie położyła się w fotelu „Siodła”. Założyła gogle i zamrugała, zielonkawe światło zeskanowało jej siatkówki.

 

 

AUTORYZACJA

 

***

 

Na wewnętrznym placyku starej kamienicy stał toporny kształt przykryty plandeką. Mniej więcej wielkości samochodu dostawczego. Wydał z siebie cichy przeciągły pisk. Można było słyszeć jak zaczyna działać hydraulika i pneumatyka. Elektromagnesy zaskwierczały.

 

Całość zadrżała i „wypuściła z siebie powietrze”

 

 

Ursus był aktywny.

 

 

 

***

 

 

 

„No to koniec” – pomyślał kiedy zawiodła kolejna próba poruszenia się. – „Już po mnie”.

 

 

Receptor neuronowy musiał paść. Leżał bezwiednie niczym przewrócony na plecy krab. Lista uszkodzeń wyświetlana przez HUD nie kończyła się.

 

„Hydraulika prawego ramienia – niesprawna”

 

„Żyrostabilizacja – niesprawna”

 

„Sonar wsteczny – niesprawny”

 

„Podtrzymywanie życia – brak danych”

 

I tak dalej.

 

W końcu wyskoczyło:

 

„Pilot – żywy”

 

On był pilotem. Ciągle był żywy… I to on był bronią w okutą w stal. Zbroja go tylko „akcelerowała”

 

– Autoryzuj procedurę Last Stand – wyszeptał przez zęby.

 

„Wybierz PIN” czerwony napis.

 

– Sześć dziewięć osiemnaście.

 

„PIN przyjęto” zielony napis.

 

Wszystkie łączenia Zbroi zaskwierczały, zaczęły lecieć iskry, pojawiły się wyładowania. Trzech najemników momentalnie straciło pewność zwycięstwa i cofnęło się o krok. Kolejnych pięciu jeszcze nie wiedziało co się święci i biegło w ich stronę.

 

„Procedura LAST STAND w toku – POWODZENIA” i wszystko rozbłysło.

 

 

 

Impuls elektromagnetyczny objął swym zasięgiem całą ulicę. Bańka fioletowo-zielonych wyładowań rozrosła się momentalnie. Wszystko co miało coś wspólnego z prądem i krzemem spaliło się w fontannie iskier. Latarnie, parkometry, kasy fiskalne sklepów, wyświetlacze LEDowe, kasetony reklamowe, naszpikowane elektroniką samochody… egzoszkielety i sprzęt najemników… wszystko.

 

Od gwałtownej zmiany ciśnienia eksplodowały nawet opony w autach, które stały najbliżej.

 

Jak szybko się zaczęło, tak samo się skończyło. Nastała ciemność i cisza

 

Marek ustawił palce obu dłoni w specyficzny sposób i po chwili Zbroja zaczęła się otwierać. Był to swoisty mechaniczny szyfr wymyślony przez Tinkera – zabezpieczenie na takie właśnie sytuacje, kiedy żaden elektroniczny system nie działał

 

„No to teraz was pozabijam” – zaczął ściągać, a właściwie zrywać elementy pancerza. – „A potem jakoś dotrę na Wolę i uratuję Agnieszkę. A potem zabiję Sergieja… i każdego kto stanie mi na drodze”

 

Podniósł się z pancerza powoli. Ciężki teraz hełm wymagał jeszcze dodatkowego szyfru. Położył na nim obie dłonie i wcisnął palce w konkretne miejsca po obu stronach. Żaden z tych punktów nic nie robił dotknięty osobno, ale wszystkie na raz… Syknęło i za chwilę był wolny. Miał na sobie tylko biały podkoszulek i luźne dresowe spodnie. Nie miał nawet butów. Odwrócił się i pochylił do otwartej Zbroi. Wyciągnął długi bojowy nóż, stary rewolwer i pas z nabojami.

 

Rozejrzał się po tym jak sprawdził bębenek i zważył ostrze. Tymi trzema, którzy byli najbliżej nie musiał się martwić. Leżeli bez ruchu, a z ich pancerzy unosiły się stróżki dymu. Podniósł wzrok w kierunku z którego ostatnio nadchodziły posiłki. Nie podejrzewał, żeby mieli szkolenie na temat ataków EMP, ale to nie był powód by usypiać czujność.

 

Puścił się biegiem w stronę próbujących się pozbierać najemników. Celnymi strzałami trafił dwóch pierwszych, którzy uwolnili poparzone głowy z hełmów. Trzeci próbował strzelić do niego z niesprawnego pistoletu. Też dostał kulkę.

 

„Bez sensu marnować naboje” – zreflektował się i wsunął rewolwer za pasek z tyłu – „Nie powinni mieć teraz sprawnej broni palnej”

 

Przerzucił nóż do prawej dłoni. Zręcznie chwycił go ostrzem w dół.

 

Kiedy do nich dobiegł dwóch już stało na nogach. Byli powolni w niesprawnych pancerzach. Marek znał te modele. Wiedział gdzie skierować ostrze. Nie były to newralgiczne, „zabójcze” miejsca, ale człowiek ugodzony nożem gdziekolwiek i mający na sobie ciężar swojej wagi nie był zdolny do dalszej walki.

 

Po chwili obaj leżeli próbując powstrzymać krwawienie. Jeden z brzucha, drugi z lędźwi. Bardziej paraliżował ich ból i poczucie bezsilności. Prawdopodobnie ciągle byli w szoku.

 

Trzeci nie był głupi, próbował najpierw ściągnąć egzoszkielet. Co nie było błędem, ale miał za mało czasu. Marek poderżnął mu gardło bez refleksji.

 

Odwrócił się gwałtownie kiedy usłyszał dźwięk za plecami. Czterech przeciwników próbowało go okrążyć, mieli na sobie lekkie pancerze nienapędzane. Nic dziwnego, że się szybko pozbierali. Kiedy spojrzał w ich stronę zatrzymali swój manewr i przybrali bojowe pozycje. Uzbrojeni byli w sztylety, a jeden miał coś w rodzaju maczety.

 

– Strasznie niepewnie wyglądacie – powiedział i zrobił krok naprzód. Zakrwawione ręce miał spuszczone wzdłuż tułowia.

 

Uśmiechną się, kiedy lekko cofnęli się do tyłu.

 

Naparł na nich okrzykiem wojennym.

 

Sparował cios krótkiego miecza i chwycił za nadgarstek. Umiejętnie rozbroił przeciwnika i chlasną przez szyję. Kopniakiem w brzuch odrzucił drugiego, który nacierał z prawej strony. Łokciem trafił w krtań trzeciego zabierając mu oddech. Ostrze czwartego nacięło Markowi ucho. Uniknął go o przysłowiowy włos. Przeciwnik nie miał okazji poprawić, po chwili leżał pod ciężarem Marka, jak ten go dźgał. Piąty… szósty… dziesiąty raz. W szale.

 

Wstał i sumiennie dobił tych, których wcześniej tylko unieruchomił. Przetarł przedramieniem oczy… krew zaczęła mu przeszkadzać.

 

Od strony Krakowskiego Przedmieścia dobiegł go ryk silnika. Zza rogu wyjechał czarny van i z piskiem opon ustawił się w poprzek ulicy. Kiedy rozsunęły się boczne drzwi Marek już kucał za jednym z samochodów.

 

„A więc jednak” rozległy się strzały. „Musieli być poza zasięgiem EMP” posypało się szkło i elementy karoserii.

 

 

 

***

 

 

 

Juro obserwował ekranik na nadgarstku, który wyświetlał aktualną pozycję ich antygrava i przybliżoną lokalizację bazy Agnieszki. Czerwony owal obejmował obszar o promieniu około czterech kilometrów kiedyś gęsto zaludnionej Woli. Teraz były tam głównie gangi, bezdomni i dobrze strzeżone magazyny przemysłowe. Stare kamienice niszczały, kiedy większość mieszkańców wyprowadziła się bliżej centrum. Co prawda nie była to Północna Praga, ale ciągle nie zalecano zapuszczać się tam po zmroku.

 

Strój Juro znacznie odbiegał od reszty zgromadzonych w pojeździe najemników. Zamiast ciężkiego odzienia bojowego składającego się z licznych modułów zabezpieczających korpus i kończyny, miał ciasno przylegający do ciała skafander pokryty wzorem heksagonalnym na całej powierzchni. Oprócz tego miał kilka pasów ze sprzętem, dwa pistolety i lekki modyfikowany karabin. Uwagę głównie przykuwał przerzucony przez plecy miecz o prostym ostrzu.

 

Nie nosił również kasku, dzięki czemu dumnie reprezentował, krótko ściętego irokeza – ostatni krzyk mody w Autonomii Śląska. Na oczach miał gogle, które świeciły lekko fosforyzującym światłem. Śniada cera i ostre rysy podkreślały zabójczą aurę jaką wokół siebie rozsiewał. Od początku akcji się nie odezwał… nikt też nie ryzykował zagadnięcia go na jakikolwiek temat.

 

Pilot ustalił strefę zrzutu – „Rondo Radosława” – na wyświetlaczu pojawiły się koordynaty i odliczanie. Mieli około dwóch minut. Odziani na czarno żołnierze usadowieni wzdłuż ścian bocznych zaczęli się przygotowywać bez komendy. Na kilkanaście sekund wnętrze modułu transportowego wypełniły tylko szczęki przeładowywanej broni, poprawianych klamer i zapinanych uprzęży.

 

– To jest to ludziska! – krzykną dowódca. – Gotować dupska! Do rana będziemy bogaci!

 

Juro wypiął się z pasów bezpieczeństwa i podszedł do zamkniętego kwadratowego włazu. Nikt go nie powstrzymał. Dowódca nie był jego zwierzchnikiem, wyjaśnili to sobie kilka dni wcześniej. Był przypisany do jego jednostki, ale odpowiadał tylko przed Sergiejem (przynajmniej tak myślał Sergiej).

 

Na samego Sergieja był wściekły. Jednym z warunków ich współpracy była możliwość walki z Markiem – równiej walki. A Sergiej rzucił stado mrówek na skorpiona. Wiadomo było, że skorpion nie wygra, ale pociągnie za sobą wielu. On powinien tam być i załatwić to mano’a’mano.

 

Poza tym jego priorytetem była Fabryka. Musiał dotrzeć do niej pierwszy, przed najemnikami Sergieja. Jako jeden z niewielu zdawał sobie sprawę z jej prawdziwych możliwości i wiedział, że jak w pełni sprawna dotrze do Katowic, może odmienić losy trwającej dwanaście lat rebelii.

 

Jeszcze była kwestia śmierci Agnieszki… za to co zrobiła wraz z ojcem w Gliwicach. Było to ważniejsze niż zwykła chęć sprawdzenia się.

 

„Trudno” – pomyślał gdy uderzył duży zielony przycisk. – „Nie można mieć wszystkiego.”

 

Kwadratowy właz sykną, wysuną się do przodu i w lewo. Do kabiny wdarł się wiatr i huk. Juro wychylił się na zewnątrz trzymając się uchwytu. Zachodzące słońce na chwilę go oślepiło zanim gogle dostosowały się do natężenia światła. Gdyby był romantyczny z pewnością zachwyciłby się panoramą Warszawy z lotu ptaka. Ale nie był ani trochę.

 

Przenosił dane z komunikatora do pamięci swojego skafandra. Za kilka sekund będzie miał pełną mapę terenu, dostęp do pozycji reszt zespołu i przybliżony cel poszukiwań.

 

Z sakwy na udzie wyciągnął cztery srebrne kulki i wyrzucił na zewnątrz. Poleciały w dół i zniknęły z zasięgu wzroku. Chwilę potem sondy zaczęły nadawać i w goglach pojawiły się znaczniki. Zielone punkty przemieszczały się z zawrotną prędkością i oznaczały sprawdzony obszar. Ustawił je na skan głównie pod kątem poboru mocy. Jak dobrze pójdzie niedługo będzie miał dokładną lokalizację bazy. Będzie wiedział gdzie jest Agnieszka i Fabryka.

 

 

 

***

 

 

 

Agnieszka w „Siodle” przeniosła się do wnętrza Ursusa. Póki co nie widziała nic. Przestrzeń dookoła niej wypełniały nieregularne cienie.

 

Przesunęła oczami w górę i w lewo. Momentalnie całą przestrzeń gogli wypełniły komunikaty z żółtych wąskich liter. W prawym dolnym rogu wyświetlił się schemat Ursusa. Po drugiej stronie aktualizowała się mapa okolicy.

 

„Siodło” zasysało dane z ich stacjonarnego serwera, a co za tym szło z trzech podpluskwionych satelitów szpiegowskich, licznych podpiętych kamer przemysłowych na całej Woli, oraz kilkudziesięciu czujników osobiście rozmieszczonych w strategicznych miejscach kilka dni wcześniej przez Szakala.

 

Wzruszyła ramionami i tym samym podniosła Ursusa. Zero przestojów. Przed jej oczami wewnątrz wirtualnej przestrzeni zmaterializowały się dwie żółte rękawice złożone ze schematycznych prostokątów. Wsunęła w nie dłonie. Była teraz ważącym cztery tony mechanicznym potworem.

 

Plandeka się zsunęła. Agnieszka zmrużyła oczy obawiając się, że oślepnie od zmiany światła. Zapomniała o dwóch rzeczach. Po pierwsze wizja w „Siodle” by się dostosowała do jasności zanim by było to konieczne. Po drugie – zmierzchało już.

 

„Spojrzała” w górę. Ukryta pod kloszem z hartowanego szkła obrotowa kamera na szczycie korpusu przesunęła się wraz z jej wzrokiem. Przez otwór studni podwórka widziała niebo i pierwsze gwiazdy.

 

„Piękna noc na wojnę” pomyślała.

 

– Wykaz uzbrojenia – żółte komunikaty wypełniły „Siodło”. Zminimalizowała je tak, żeby nie przysłaniały całego obrazu.

 

„Moździerz prawy przedni – sprawny – 10 pocisków przeciwpancernych”

 

„Moździerz lewy przedni – sprawny – 5 pocisków przeciwpancernych – 5 pocisków zapalających”

 

„Gatling czołowy – sprawny – 2456 nabojów podzielone na trzy taśmy”

 

„Flary – sztuk 25 – gotowe. System automatycznego reagowania aktywny”

 

„Pociski RS-14 – sztuk 4 – sprawne”

 

„System przeciwpiechotny Shard – jeden ładunek – w gotowości”

 

„Gatling rufowy – sprawny – 2516 nabojów podzielone na trzy taśmy”

 

„Moździerz rufowy – sprawny – 15 pocisków odłamkowych”

 

„Działo dźwiękowe – sprawne – pięć ładunków”

 

– Zdalne sterowanie – przestała śledzić listę i przed jej oczami wewnątrz „Siodła” pojawiły się trzy klawiatury. Cały obraz lekko się oddalił. Nie była już „wewnątrz” Ursusa. Była nad nim.

 

Wstukała koordynaty „52.25, 20.98”. Ruiny starego pierścieniowego bloku. Świetnie miejsce do pierwszego ataku i prawdopodobnie lądowisko Antygrava Sergieja.

 

Ursus ruszył powoli na sześciu mechanicznych ramionach. Jego niezdarność była pozorna. Tinker zaprojektował go tak, że mógł osiągnąć prędkość do czterdziestu kilometrów na godzinę, gwałtownie skręcać i do tego celnie strzelać w pełnym „galopie”.

 

Tymczasem Agnieszka rozłożyła ramiona, łącząc je z powrotem oddaliła obraz całości. Była teraz wysoko nad Wolą. „Siodło” początkowo zostało zaprojektowane jako moduł sterujący Ursusa, ale w ciągu kilku tygodni grzebania Agnieszka wprowadziła liczne zmiany. Trójwymiarowy obraz był w bardzo wysokiej rozdzielczości i pełen szczegółów, kilka dni spędzili na skanowaniu okolicy pod względem statycznym. Aktywne radary na bieżąco monitorowały z kolei cały ruch – nieliczne pojazdy oraz przechodniów.

 

Oddaliła się jeszcze bardziej tak żeby obraz ogarnął swoim zasięgiem również pojazd latający. System automatycznie otagował go czerwonym owalem jako wrogi, oraz nakreślił przybliżony kurs.

 

Uśmiechnęła się.

 

– Aktywuj Bastion.

 

 

 

***

 

 

 

Pilot Antygrava spojrzał na przyrządy. Radar zaczął piszczeć sygnalizując nagły wzrost aktywności elektronicznej pod nimi.

 

– O kurwa.

 

 

 

***

 

 

 

Obraz na chwilę się zatrzymał kiedy zaczęły spływać dane. „Szlag” zaklęła w głowie „mówiłam, że pięć światłowodów to za mało”

 

– Widok schematyczny – wszystkie tekstury terenu zniknęły. Budynki były teraz tylko szarymi bryłami. Wizja od razu przyśpieszyła.

 

Zaczęły pojawiać się dziesiątki zielonych punktów, głównie na dachach. Obok każdego pojawił się miniaturowy opis. Agnieszka wybrała trzy inicjując sprzężenie.

 

 

 

***

 

 

 

W Antygravie rozległ się dźwięk alarmu, niebieskie oświetlenie zmieniło się na czerwone.

 

Juro spokojnie obejrzał się na resztę zespołu, patrzyli na siebie mniej spokojnie.

 

– Pilot. Raport – dowódca krzykną do słuchawki i wsłuchał się w odpowiedź.

 

Juro nie musiał czekać aż mu przekażą słowa pilota. Wyjrzał przez właz i od razu się upewnił.

 

Wystrzelone z trzech różnych stron leciały w ich stronę pociski ziemia-powietrze ciągnąc za sobą chmury białego dymu.

 

– Przygotować się na uderzenie! – rykną i chwycił się mocno krawędzi włazu.

 

 

 

****

 

 

 

„Siodło” wyświetlało kursy przechwytujące rakiet i odliczało czas do kolizji. Wytypowało też trzy najbardziej prawdopodobne miejsca kraksy.

 

Agnieszka w tym czasie rozdawała pozycje tricopterom uzbrojonym w bomby magnezowe.

 

 

 

****

 

 

 

Pojazdem szarpnęło, kiedy za nim eksplodowały dwa pociski. Pilot poderwał dziób i wystrzelił kolejną porcję wabików. Przyśpieszył.

 

Rakiety wykręciły serpentyny zmieniając kierunek. Siedem wleciało w chmurę dymu i rozgrzanego aluminium. Wyleciały dwie.

 

Załączył się system obronny. Dwa podwieszane miniguny zabrzęczały i wypluły z siebie strumie ognia. Trafione pociski ogarnęły wybuchem ogon Antygrava.

 

Juro poczuł jak żar wlewa się przez właz. Pojazd przechylił się ostro w prawo…

 

 

 

***

 

 

 

Agnieszka sięgnęła w górę. Na wysokości trzech tysięcy metrów od kilku godzin kołowały dwa Predatory, które w zeszłym tygodniu ukradli z rządowego transportu. Wprowadziła polecenia.

 

Drony zanurkowały jednocześnie.

 

 

 

****

 

 

 

Kiedy upewnił się, że ciągle lecą, Juro podniósł się z okratowanej podłogi. Pierwsze co zrobił to sprawdził wyświetlacz na ramieniu. Sondy ciągle nie miały pozycji Agnieszki.

 

 

 

***

 

 

 

Pilot próbował opanować maszynę. Tylny lewy moduł sterujący był niesprawny, prawdopodobnie płoną. Uruchomił gaśnice. Podniósł wzrok znad kokpitu akurat by zobaczyć jak dwa kształty przemykają mu przed dziobem. Zostawiły coś dokładnie na kursie kolizyjnym. Niedużą lewitującą srebrną kulę.

 

Która po chwili eksplodowała. Chmura wijących się białych linek rozrosła się momentalnie i przysłoniła cały widok.

 

– Babie lato! – krzyknął w komunikator i szarpnął stery do siebie.

 

 

 

***

 

 

 

Babie lato było czymś w rodzaju miny przeciwlotniczej – jeden taki ładunek w ciągu kliku godzin miał wypełnić przestrzeń powietrzną o promieniu trzech kilometrów nićmi wykonanymi ze splotu poliwęglanu i włókna szklanego. Materiał był teoretycznie nierozrywalny, praktycznie niewykrywalny przez radary i przy odpowiednim rozrzedzeniu niewidoczny dla ludzkiego oka.

 

Antgraw wleciał z zawrotną prędkością około czterystu kilometrów na godzinę w gęstą chmurę takich nici. Agnieszka obserwowała to wszystko przez ustawioną bokiem kamerę jednego z Predatorów.

 

Dolny stabilizator został po prostu odcięty. Prawy przedni generator napędowy również odpadł, w miejscu gdzie było łączenie buchną płomień i czarny dym. Pojazd podleciał jeszcze kilkadziesiąt metrów po łuku i zaczął opadać bezwiednie, niczym kamień. Widać było, że pilot jeszcze walczy i próbuje odzyskać.

 

Agnieszka ręcznie aktywowała uzbrojenie Predatorów i nakazała atak. Opuściła kamerę drona i przeszła do szerokiego widoku izometrycznego. „Siodło” obliczyło miejsce kraksy.

 

„Dworzec Gdański” … „Doskonale”

 

Przywołała Ursusa i wysłała mu nowe koordynaty. Potężna mechaniczna bestia ukryta w cieniu wielkiego bloku ruszyła z nieprawdopodobną prędkością. Aktywowano tryb bojowy.

 

 

 

***

 

 

 

Przez ostatnie kilkanaście sekund uniki pilota rzucały nim i resztą zespołu po całej kabinie. Szczęściarze byli jeszcze w pasach. Teraz przeciążenia wbiły Juro w ścianę przeciwległą do włazu. Widział jak świat na zewnątrz pojazdu wiruje. Musiał się szybko wydostać. Aktywował skafander, poczuł jak zewnętrzne ścięgna opinają jego ciało i wspomagają ruchy. Mimo to z trudem wdrapał się do otworu. Był już prawie na zewnątrz.

 

Gogle pokazały dane: „Wysokość 205 m, Prędkość: 342 km/h”

 

Przez właz wypchnęła go eksplozja w kabinie pilota. Został wypluty z pojazdu.

 

Jak spadał widział jeszcze jak dwa Predatory ostrzeliwują ich sunący w dół wrak… bez litości.

 

 

 

 

 

 

 

Znajdż autora i ciąg dalszy:

 

https://www.facebook.com/FabrykaGlow

Koniec

Komentarze

Tak wiem. "Babie lato" zerżnięte od Pilipika… ale pomysł jest genialny i wart powielenia

Świetny styl, dobra akcja, wciąga i budzi napięcie :) Genialne jak dla mnie :) Pozdrawiam

Niesamowicie wciągające. Świetnie się czyta. Chcę więcej.

On krzyknął, szarpnął itd.

Przynoszę radość :)

Ale bieda :(. Będziesz zakładał po koncie dziennie?

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Ekhm, czy te konta z trzeciego i czwartego komentarza należą do autora? Ekhm. Ekhm.

Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.

Ekhm… nie ale możliwe, że kilka osób założyło to konto za moją namową

Przejrzałam raczej niż przeczytałam, bo o ile najpierw nawet, nawet miałam ochotę poczytać dalej, to po sprawdzeniu, że cały ten długaśny fragment to opis walki – odechciało mi się. No ileż można? Weszłam sobie na zalinkowaną stronę i przeczytałam o Twoich planach i że nie masz pomysłu na filozoficzne tło całości. I jeszcze taki komentarz rzucił mi się w oczy, że to dobrze, bo ludzi przyciąga akcja a nie filozoficzne wywody i że współczesny pisarz musi pisać współcześnie a nie tak staromodnie jak kiedyś, tylko innowacyjnie (czy jakoś tak to tam było napisane).   No to ja Ci napiszę – nie wierz Autorce tamtego komentarza. Jeśli nie ma w tekście uzasadnienia dla postępowania bohaterów, relacji między nimi, psychologicznej wiarygodności, emocji innych niż ból po złamaniu żeber, opisów, "klimatu", właśnie jakiejś "filozofii" – to mało kto będzie chciał taki tekst czytać. Nie jestem fanką gier komputerowych, ale zdaje się, że nawet lepsze z nich mają jakieś "filozoficzne tło". Musi być, jeśli chcesz pisać cokolwiek, co wzbudzi emocje.   Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka