- Opowiadanie: cyphrae - Koniec magii

Koniec magii

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Koniec magii

 

Dzionek ów od samego poranka kłody pod me nogi rzucać raczył. Nawet mag największy trudniejsze chwile w życiu miewa. I trwać to miało nadal…

 

Wyszedłem z izby nieco zbyt chłodnej i wolno poczłapałem do sklepiku kolonialno – magicznego, jakie to miejsca czarownik każdy i wróżka niejedna odwiedzać zwykli. W takich to składach oczy ropuch do sprzedaży oferują, ale i od różdżek, czyli towarów bardziej luksusowych, też tam nie stronią.

 

I oto stoję w kolejce. Na drugim miejscu. Niczym węglarka podpięta do parowozu, do której to z kolei przytroczono resztę wagonów przez ludzi tu symbolizowanych.

 

Chociaż pani tuż przede mną stojąca nie jest zgoła „kolejowej” postury, to jej jednak przypadło bycie lokomotywą na tejże stacji, gdzie kasjer rolę rolę zawiadowcy pełni. Pani już ma zapłacić za sprawunki, gdy dostrzegłszy nagle uroczą kulkę kryształową do pytania o cenę przystępuje.

 

– Trzydzieści pięć złotych – odpowiada uprzejmy subiekt.

 

– Dam trzydzieści – odpiera młoda dama nie bacząc na fakt, iż w sklepie jesteśmy, nie zaś na targowicy miejskiej.

 

Oferta spotyka się ze zdziwieniem młodego sprzedawcy, które w moich oczach słusznym się wydaje, gdyż we mnie również, jak mniemam, krew w sytuacji podobnej by zawrzała.

 

– Pani wybaczy… – zaczyna młodzian z sytuacjami typu powyższego najwyraźniej nieobyty – ale ja nie mogę…. Ja tu tylko…

 

Widzę i ja i współkolejkowicze moi, iż sytuacja subiekta świeżo upieczonego przerasta.

 

Ten jednak głęboki oddech wziąwszy mówi głosem śmielszym nieco, który na wypowiedzi końcu brzmi już z całą stanowczością, jakiej sytuacja wyżej opisana wymagać zaczęła:

 

– Przykro mi! Nie mogę się targować. Nie jestem szefem.

 

„Brawo chłopcze!” – myślę.

 

Nadzieja się we mnie rodzi, że dama młoda zapłaci kwotę żądaną, lub zwolni miejsce przy kasie natychmiast, nawet kulki wymarzonej nie zdobywając.

 

Płonne jednak nadzieje me, gdyż ta osoba drobna, odpowiedź młodziana pozostawiając jakoby nie zauważoną, rzecze w te oto słowa:

 

– Dam trzydzieści dwa złote!

 

Cisza ogólna i nieme oburzenie kolejkowiczów jest jedyną odpowiedzią. A ponieważ długość jej przekracza ów magiczny czas, po którym zwykle wydaje się kłopotliwa, przekupa nasza brnie dalej:

 

– Trzydzieści trzy złote i kula moja!

 

Tu ja, dżentelmeńskim chcąc błysnąć gestem i ruch w obszarze rozliczeń gotówkowych przyspieszyć, odzywam się:

 

– Szanowna Pani, jeżeli brakuje Pani tych dwóch złotych, to ja chętnie dołożę, aby mogła Pani natychmiast nabytkiem nowym się cieszyć…

 

W myślach jeszcze kilka epitetów dodaję…

 

O niefrasobliwości!

 

– Ależ co Pan! Stać mnie na ten kryształ! Za kogo mnie pan bierze imaginując sobie, że skorzystam z pieniędzy mężczyzny wszak całkiem mi obcego!

 

– Przepraszam – odpowiadam – lecz proszę wziąć pod uwagę, że obrażenie pani, czy zdenerwowanie, celem moim w żadnym razie nie było. Ja chciałem jedynie…

 

W myślach jednak jędzę obraziłem…

 

– Już ja wiem, co pan chciał, ale…

 

Tu głos zawiesza lustrując mnie dokładnie i wrogo.

 

– Pan, to by się wziął za siebie! Ogolił by się pan przynajmniej!

 

Tu nadmienić muszę, że jestem posiadaczem zarostu na twarzy, przybierającego wszelako postać zadbanej „hiszpanki”. Dziadem zarośniętym w zupełności nie będąc przytyku zupełnie nie rozumiem. Jednak sprawy nie chcąc jątrzyć, wycofuję się rakiem wyglądu swego nie broniąc.

 

– Tak, ma pani rację… Może rzeczywiście powinienem… Przepraszam, że wtrąciłem się….

 

– Teraz to „przepraszam” – głos jej już w nuty piskliwe uderza – a awanturę wszcząć, to pierwszy!

 

Tak oto sprawa zapłaty naprzód się nie posuwa, a co więcej o aferę jakowąś to wszystko zaczyna się ocierać.

 

– Przepraszam – mówię ponownie, do jakiejś większej winy wszelako się nie poczuwając i kulę się w sobie, w płonnej nadziei stania się niewidzialnym.

 

– Proszę tą kulę kryształową! – mówi panna, a w serce nas wszystkich współstaczy radość wstępuje, niczym uśmiech na twarzy wędrowca pustynnego, co po tygodniach niedoli oazę odwiedzi.

 

„Oby tylko fatamorganą oaza owa stać się nie miała” – myślę już tylko, od zabierania głosu stroniąc.

 

Dama płaci i wychodzi obrzucając mnie jedynie spojrzeniem pogardliwym, co i tak poczytuję za zaszczyt, gdyż na innych uwięzionych we wspomnianym ogonku nawet nie spogląda. Słowa pożegnania z jej ust nie padają.

 

Dokonuję więc swych sprawunków. Płacę i wychodzę. Świeci słońce. Oddycham głęboko. Słyszę:

 

– Kaziu, to ten facet, co mnie obraził w sklepie – opisana powyżej mówi do dżentelmena jej towarzyszącego.

 

„Jednak wróżka” – myślę, pewność już mając.

 

Spoglądam w ich stronę. Kaziu jest człekiem postury co najmniej słusznej. Z twarzy nie patrzy mu dobrze, więc w te pędy usta zaczynam otwierać, by rzeczowo i uprzejmie zdać mu relację szczerą z zajścia niedawno co zaistniałego.

 

Nim jednak usta otworzyć mogę, szanowny pan Kazimierz umieszcza swą ogromną jak chleb i twardą jak żeliwo kaloryferowe pięść między oczami mymi.

 

I leżę tak oto, niewysłowioną twardość bruku pod plecami kontemplując. Podziwiam gwiazd miliony, które tak nagle z bożej (a raczej z kazimierzowej) łaski w środku dnia objawić mi się zechciały.

 

Koniec

Komentarze

Tekst łyknąłem z przyjemnością. Archaiczny styl wypalił, napięcie rośnie w dobrym tempie. Przyczepić się mogę do tego, że fantastyka została ledwie muśnięta. Odniosłem wrażenie, że tekst obszedlby się bez uszczerbku z wyłączeniem magów i kryształowych kul.

Pewnie tak, ale wydawało mi się śmieszne, że taki mag, a tak po prostu dostał w nos… Fajnie, że Ci się podobało.

Sympatyczna stylizacja, zgrabna eskalacja sytuacji, nawet to przyfanzolenie w nos przez pana Kazia wydaje się być na miejscu i czasie – na zasadzie siurpryzy i kontrastu.

Całkiem sympatyczna scenka.

A do mnie nie przemówiło. Stylizacja, owszem, ale poza tym – banalna scenka zakończona bezsensownym mordobiciem. Chociaż, wpasowanie czegoś wielkiego jak chleb między oczy, to chyba jednak jest sztuka…

Babska logika rządzi!

Ciężko czytało mi się ten tekst. Stylizacja oparta głównie na inwersji standardowego szyku zdania niejednokrotnie wprowadzała zamieszanie w mojej głowie. Musiałem sobie pomóc czytając na głos :)

A mnie to na ten przykład przyminało spotkanie z Master Yoda: – on mówi że: "Dzionek ów od samego poranka kłody pod me nogi rzucać raczył." ja na to na ten przykład wtenczas odparłem: – "wtf?" a on wtedy na to: "Nawet mag największy trudniejsze chwile w życiu miewa. " no i wiesz Kolego, ja wtedy naturalnie na to rzekłem: – "wtf?" ale wtedy mnie Yoda zgasił: "I trwać to miało nadal…" Zgodzę się z Finklą, ubierając to jednak w mięsną brutaleskę: "WTF?!?!" – "kupa" – odparł Yoda; – "kupa" – odparł narrator. – "kupa"? – upewnił się producent. – "dajemy dajemy" – odparł wydawca. – noooo będzie – stwierdził michalus :D :D ----------– ps: I'm a LITTLE tipsy, jakby co I ' have a immunity :D

Do mnie ten tekst również nie przemówił. Rozumiem, co prawda, zamysł, ale wydaje mi się, przydałoby się jednak lepsze tlo fabularne.

I po co to było?

Tekścik całkiem sympatyczny, ale raczej dzięki stylizacji niż fabule. Mnie raziły brakujące przecinki. Pozdrawiam

Mastiff

Do mnie również nie przemówił. Męczyłam się stylizacją, wręcz zirytowałam.    "Z twarzy nie patrzy mu dobrze"  – Z oczu! Tylko i wyłącznie!

Przeczytałam bez większej przykrości, ale i przyjemności nie zaznałam. Jakiś pomysł może i był, ale nie najlepsze wykonanie sprawiło, że miast śledzić konflikt, potykałam się o usterki.

 

po­czła­pa­łem do skle­pi­ku ko­lo­nial­no – ma­gicz­ne­go, jakie to miej­sca… – …po­czła­pa­łem do skle­pi­ku ko­lo­nial­no-ma­gicz­ne­go, które to miej­sce

 

gdzie ka­sjer rolę rolę za­wia­dow­cy pełni. – Dwa grzybki w barszczyku.

 

Sza­now­na Pani, je­że­li bra­ku­je Pani tych dwóch zło­tych, to ja chęt­nie do­ło­żę, aby mogła Pani… – – Sza­now­na pani, je­że­li bra­ku­je pani tych dwóch zło­tych, to ja chęt­nie do­ło­żę, aby mogła pani

Zwroty grzecznościowe piszemy wielką litera, kiedy zwracany się do kogoś listownie.

 

– Ależ co Pan!– Ależ co pan!

Jak wyżej.

 

Tu nad­mie­nić muszę, że je­stem po­sia­da­czem za­ro­stu na twa­rzy… – Wystarczy: Tu nad­mie­nić muszę, że je­stem po­sia­da­czem za­ro­stu

Zarost występuje wyłącznie na twarzy.

 

– Pro­szę kulę krysz­ta­ło­wą!– Pro­szę kulę krysz­ta­ło­wą!

 

Kaziu jest człe­kiem po­stu­ry co naj­mniej słusz­nej.Kazio jest człe­kiem po­stu­ry co naj­mniej słusz­nej.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 „Brawo[+,] chłopcze!” – myślę.

– Pan[-,] to by się wziął za siebie!

– Proszę tą kulę kryształową!

tę kulę

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka