- Opowiadanie: Legiet - Kire

Kire

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kire

 

Wróciła dość późno, kilka minut przeciągnęło się do kilku godzin.

 

Niecierpliwiłem się coraz bardziej, nie znałem jej w ogóle, wiedziałem tylko że, nazywa się Kire, rodzice zmarli gdy miała pięć lat i zajął się nią brat. Znalazłem ją brudną w rowie, zostawioną przez „opiekuna” i jego bandę. Zbyt wiele straciła w swoim trzynastoletnim życiu: kochających rodziców, ciepły dom, cześć i brata. Tyle wywnioskowałem z naszej krótkiej rozmowy. Dlaczego się nią zająłem? Może dlatego że choć przyzwyczajony jestem do okrucieństw Wielkiego Świata, to wciąż jako mały pionek w rękach losu staram się zmienić jak najwięcej na lepsze, może dlatego że przypomniała Mi moje dzieciństwo? Nie wiem. Czasem wybieram „mniejsze zło” a, czasem jest tylko jedno zło, w tym przypadku było dobro. Wyznaję zasadę że, za każde zło jakie wyrządziłem musze odpokutować dobrem, mój bilans wynosi po równo. Jest to jednak bardzo kruchy wykres, ze stałymi zmiennymi. Wykształcenie odebrałem staranne, szkoda tylko że nie pełne…

 

-Długo cię nie było…

 

-Stęskniłeś się? – odwróciła się do mnie plecami i nakryła do stolika. Z torby wyciągnęła dwa jabłka, pół suszonej ryby i bochenek chleba.

 

-Kradłaś czy żebrałaś? – ironię w moim głosie odnalazł by nawet głuchy, jednak byłem głodny więc zabrałem kufer podróżny z parapetu gdzie suszył się po ostatniej burzy i usiadłem na klapie przy obiedzie.

 

– Myślisz że, nie mam innych sposobów na zarobek? – odfuknęła mi i z trudem wymusiła minę obrażonej.

 

-Wiesz, może masz jeszcze jeden ale, zmieniłem pościel i widziałem plamkę krwi na wysokości pupy…

 

-Pfff… Jesteś głupi nie chcesz to nie jedz– zabrała mi bochenek chleba który właśnie kroiłem i sama rozpoczęła męczarnie jaką jest krojenie chleba drewnianym nożem.

 

-Oddaj, przecież wiesz że się z tobą droczę…– Wyciągnąłem rękę w którą Kire włożyła mi świeże pieczywo. Wyciągnąłem swój nóż i zacząłem kroić chleb na grube pajdy.

 

– Innej gospody nie było tylko ta zbita dechami dziura? Dach przecieka, a na dole leży pełna izba pijanych gwardzistów. – zapychała sobie usta chlebem i rybą, widok Kire udającej obrażoną i jednocześnie przeżuwającej rozbawił mnie.

 

– Plan był taki że nie będę musiał wydać połowy złota na leki dla pewnej kapryśnej Panny.

 

-Trza było mnie zostawić… Swoją drogą co mamy zamiar robić?

 

-My?! Nie „My”, tylko Ja. Za miastem jakieś 2 godziny drogi jest klasztor…

 

-Chcesz mnie zostawić w klasztorze?! Nie ma mowy!- ton głosu świadczył że tylko moja osoba popiera ten pomysł.

 

-Nie przerywaj mi proszę, sam się wychowałem w tej świątyni po stracie rodziców. Siostra przełożona na pewno cię przyjmie, musisz tylko opanować swój język i zachowywać się przyzwoicie. – jej wzrok nie był już taki zły, jednak jednoznacznie dawał znać co myśli o moim pomyśle – spakuj się, idę uregulować rachunek i zaraz wracam.

 

Schody trzeszczały niemiłosiernie. Kire przesadzała mówiąc że, cała izba jest pełna pijaczyn, na podłodze spało kilku spóźnionych gwardzistów i hazardzistów. Za szynkwasem stał już właściciel gospody, tęgi z łysą głową i fartuchem u plamionym z tłuszczu, wyraz twarzy miał przygłupi ale, to akurat było bardzo przydatne w jego pracy nikt nie podejrzewa głupich.

 

– Ile za noc?

 

-Dwadzieścia…

 

-Co? Za jedną noc w takiej klitce? Pan chyba oszalał!

 

-Dobra piętnaście…

 

-Ej! Chłopcze to z tobą jest ta mała zgrabna dziewuszka? – odwróciłem się powoli na chwiejnych nogach stal jeden z kupców. Nos czerwony od picia, łysy i blady. Gruby bebech świadczył że powodzi Mu się bardzo dobrze, uśmiechał się gburowato i chyba oczekiwał na odpowiedź.

 

-Tak, w czym mogę służyć? – starałem się być jak najmilszy, i z trudem ukrywałem pogardę i niechęć jaką darzyłem chłopa stojącego przede mną.

 

-Ile za nią chcesz? Rozkręcam nowy biznes w mieście i szukam towarów, wiesz o co mi chodzi?

 

-Tak wiem, niestety nie jest na sprzedaż. I proszę nie nalegać.

 

-Co? Mi się nie odmawia. Prawda Ceral? – zwrócił się do karczmarza.

 

-Tttakk… proszę Pana. –karczmarz był przerażony.

 

-Moja odpowiedź dalej brzmi Nie. – byłem spokojny ale zachowanie stoickiego spokoju było coraz trudniejsze.

 

-Wstawać! – kupiec kopnął dwóch śpiących drągali przy stopach. Przebudzili się, bliźniacy no kto by pomyślał. Jeden w spodnie koloru niebieskiego i koszulę czerwoną a, drugi w spodnie koloru czerwonego i koszuli niebieskiej. Wyglądali jak dwa błazny, jedynie buty mieli normalne, z wysoką cholewą z garbowanej skóry. Kradzione.

 

– Pokażcie dzieciakowi że ze Mi się nie odmawia.

 

Z ociąganiem wstali i ciągle jeszcze chwiejąc się na nogach ruszyli na mnie. Miałem dość, grozić mi jeszcze może, ale żeby nasyłać na mnie ledwie stojących gburów! To przesada. Postąpiłem krok do przodu, złapałem za dzban i z impetem uderzyłem pierwszego w twarz, drugi był tuż za nim więc kopnąłem go w pijacką wątrobę i patrzyłem jak zaczyna wymiotować. Na szczęście szybko odskoczyłem i wymiociny rozprysnęły się po posadzce. Odwróciłem się do Cerla.

 

– Dobra zapłacę dwadzieścia.

* * *

 

-Nie namówię cię żebyś mnie ze sobą zabrał? – Kire nie odpuszczała.

 

-Nie…

 

– Co to za klasztor?

 

-Świątynia Meryl.

 

– Co? Chcesz mnie oddać do świątyni bogini płodności? Co ja mam być matką?!

 

-Nie, wszystkie te opowieści że płodzenie dzieci to jedyne zajęcie w klasztorze to brednie. Obiecuje że cię będę odwiedzał. – poprawiłem miecz przypięty do pasa na plecach. Jechaliśmy na Kopytku, włosy dziewczyny pachniały rumiankiem i łaskotały moją brodę.

* * *

 

Z Kire pożegnałem się szybko. Trzymała mnie za słowo że ją odwiedzę. Nie dalej jak pół dnia drogi od klasztoru na mojej drodze stanął gnom, paskudny z ropiejącymi wrzodami i zmarszczkami spod których twarz była ledwie widoczna.

 

– Dawaj złoto! – jego skrzekliwy głos rozbawił mnie, brzmiał jak kocur podczas przedłużania gatunku.

 

-Nie, zejdź mi z drogi bo cię przejadę…

 

-Zaraz zetre ci ten uśmieszek. Dawać Go!

 

Nagle zza zakrętu wyjechało jeszcze 6 gnomów, podobnych do tego przede mną, nie było to nic dziwnego gdyby nie to że gnomy dosiadały Wilka Szablozębnego. To znaczy że, dosiadały wilka wielkości rosłego ogiera i z zębami jak moja ręka. Kopytko czekał na mój znak, miałem już go długo, wygrałem w karty jak był jeszcze źrebakiem, miał więc pełne zaufanie do mnie. Uderzyłem ostrogami w boki i ruszyłem szarżą na wilka, gnomy popatrzyły zdziwione i również szarżowały z toporami w ręce. Ostrze zawirowało mi nad głową i wyciągając się w prawą stronę wbiłem miecz Wilkowi między oczy. Jedyny minus był taki że zostałem bez broni na 7 gnomów. Plusem było jednak to że byłem większy a gnomy ledwo trzymały swój oręż. Zeskoczyłem z konia i prostym kopnięciem zwaliłem z nóg najbliższego napastnika, z orężem zapoznałem się dopiero na szlaku, okazało się że, mam do niego talent. Zablokowałem cios zardzewiałym toporem i rozplatałem czaszkę gnoma plamiąc sobie spodnie.

 

-Psia krew! Świeżo prane! – mój krzyk spłoszył kaczki żerujące gdzieś na uboczu przy stawie.

 

Podbiegłem do następnych dwóch i tym razem dwoma toporami w obu dłoniach ciołem na wysokość brzucha. Zostało trzech popatrzyli na mnie i rzucając wszystko co mieli a w tym skórzany mieszek, pewnie poprzedniego wędrowca uciekli w las. Zabrałem złoto, miecz i odjechałem nawet nie sprzątając.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

jest to mój debiut, więc czekam na opinie :)

Autorze. Rozumiem, że to Twój debiut i z wypiekami na twarzy czekasz na opinię. Muszę więc napisać, że: 1. Nie dołożyłeś należytej staranności pisząc ten tekst. Napisałeś go niedbale, jakby opinia komentatorów nie była dla Ciebie ważna. Tekst jest krótki i mogłeś każde zdanie dokładnie przemyśleć. Jeżeli chodzi o fabułę, to powielasz oklepane stereotypy. Obowiązkowa karczma, obowiązkowy miecz na plecach, walka z gnomami, walka w karczmie, i łatwe zwycięstwa bohatera. Typowa fabuła siedemnastoletniego początkującego autora. Takich opowiadań na stronie jest wiele. Musisz napisać coś bardziej oryginalnego i bez prostych błędów. Pozdrawiam życzliwie.

2. Musisz sobie uświadomić autorze , że zwykły koń nigdy nie ruszy na wielkiego, szablozębnego wilka, chyba, że jest koniem zaczarowanym. Ale tego nam nie zdradziłeś.

wiedziałem tylko że, nazywa się Kire – przecinek przed że, nie po. rodzice zmarli gdy miała – przecinek przed gdy.  Może dlatego że choć przyzwyczajony jestem do okrucieństw – przecinek przed że. (to się powtarza, nie będę kopiować każdego przypadku – przed "że" dajemy przecinek (nie po). okrucieństw Wielkiego Świata – Wielki Świat to jakaś nazwa własna? Jeśli nie – małymi literami. przypomniała Mi moje dzieciństwo? – mi małą lilterą. Czasem wybieram „mniejsze zło” a, czasem jest tylko jedno zło – bez przecinka po a. Czasem wybieram „mniejsze zło” a, czasem jest tylko jedno zło, w tym przypadku było dobro - bardzo zagmatwane zdanie. musze odpokutować dobrem – muszę. A to tylko z drugiego akapitu. Chciałam wypisywać dalej, ale trochę za dużo czasu by mi to zabrało. W każdym razie dalej nie jest lepiej, nawet chyba gorzej.

Liczne błędy w zapisie dialogów. Tu masz poradnik: http://www.fantastyka.pl/10,4550.html

Liczebniki zapisujemy słownie. Zaimki piszemy małą literą.

odwróciłem się powoli na chwiejnych nogach stal jeden z kupców – przykład na to, że przecinki są ważne. Odwróciłem się na chwiejnych nogach czy na chwiejnych nogach stał kupiec?

Niestety – bardzo liczne błędy utrudniają lekturę. Interpunkcja rzadzi się u Ciebie specyficznymi prawami. Zdania często brzmią niezręcznie. Co do fabuły – nie do końca rozumiem Twój zamysł. Mamy dwie scenki – w zajeździe oraz walkę z gnomami. Nie za bardzo rozumiem, jak one ze sobą się łączą, a właściwie po co się łączą i w jaki sposób razem tworzą opowiadanie będące skończoną całością. To fragment czegoś? Tak to wygląda.   Hmmm – skoro to debiut, to miejmy nadzieję, że może być tylko lepiej. Bo na razie jest kiepsko – i pod względem poprawności językowej, i pod względem fabuły. Musisz się sporo nauczyć.

-Ej! Chłopcze to z tobą jest ta mała zgrabna dziewuszka? – odwróciłem się powoli na chwiejnych nogach stal jeden z kupców. Nos czerwony od picia, łysy i blady. Gruby bebech świadczył że powodzi Mu się bardzo dobrze, […].   Zapis dialogu błędny. Powinno być:    – Ej! Chłopcze, to z tobą jest ta mała, zgrabna dziewuszka?    Odwróciłem się powoli […].    […]  odwróciłem się powoli na chwiejnych nogach stal jeden z kupców.  ---> oidwrócił się na chwiejnych nogach czy na chwiejnych nogach stał jeden z kupców? Dwa podmioty w jednym zdaniu to baaardzo śliska sprawa… Żebyś chociaż, trochę z głupia frant, przecinek wstawił, już by było nieco lepiej. A z głupia frant, bo przecinek niczego nie ratuje, zdanie trzeba podzielić na dwa osobne.   Nos czerwony od picia, łysy i blady.  ---> łysy nos to żadna rewelacja. Wiem, pisałeś z inną myślą, ale napisałeś źle. Znowu dwa podmioty w jednym zdaniu i stwarzasz bałagan, nie opis postaci.   Gruby bebech świadczył że powodzi Mu się bardzo dobrze, […]  ---> znaczy, bebechowi tak się powodzi? No, jak sie skacze od podmiotu do podmiotu, to wychodzi bałagan jak na załączonych obrazkach… Aha – z jakiej racji zaimek dużą literą?   To na poparcie opinii ryszarda, żebyś nie myślał, że Kolega zmyśla.  

Średniki też jeszcze są. odwróciłem się powoli; na chwiejnych nogach stał jeden z kupców.  Ale ja tam po prostu lubię średniki.

No, ja się przynajmniej dobrze ubawiłem. Genialne :D

Wydaje mi się, że wymysliłeś sobie jakąś historyjkę, zacząleś ją pisać, a potem Ci się znudziło i zrobiłeś szybciutki koniec. Coś się tam zawiązuje na początku, ale potem opowieśc rozłazi się jak stary materiał. Może najpierw wymyśl sobie całą historię, rozpisz w punktach, a potem ją zapisz. I postaraj się wykluczyć błędy, które zostały Ci wytknięte w komentarzach powyżej.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Te gnomy nie pasują do reszty. Historia wydaje się być wyrwaną z większego kontekstu. Zbyt łatwo sobie bohater daje radę z napastnikami – takie trochę mało wiarygodne. No ale pomysły masz, więc ćwicz i pisz jak najwięcej :)

rozumiem i bardzo dziękuje, te komentarze dają do myślenia i uświadamiają mnie jak długa droga przede mną :/

Nowa Fantastyka