
Bajeczka o dziewczynce i gnomach
Księżyc jak los ludzki zmienia się stale
Gdy Słońce w końcu marszu zanurza się w fale
Wiecznej rzeki, on wpływa na ciało tej bogini
Której piękna nie zmieszczą mury świątyni
Zaś Przewoźnik kamiennych wioseł zanurzeniem
Kieruje srebrnej barki milczącym dążeniem
I wiezie na srebrzystej tacy miesiąca
Dusze zmarłych, by cierpiały i marzły bez końca
Pod tym dziwnym spektaklem w ciepłym kręgu kominka
Tańczyła jak elf prześliczna dziewczynka
Co ją od księżycowych zmarzniętych promieni
Oddzielały drzwi ciężkie wiodące do sieni
Z uciechy się śmiejąc, znalazła zabawę:
Przebiegła wśród kanap i weszła na ławę
I stanąwszy na paluszkach pociągnęła linkę
Czym przyzwała do siebie skrzypiącą drabinkę
Na strych wiodącą, budząc w sercu dziewczęcym
Niepokój wywołany tym światem pajęczyn
Tym chaosem czerni i kształtów niewidocznych
Tak samo ciekawych, co dziwnych i mrocznych
Co wśród kurzów otworzył się przed nią jak oko
Kocura, które w samą duszę zagląda głęboko
Wspięła się w te światy nieznane i nowe
W stęchłym cieniu miodową zanurzając głowę
I pilnując się bacznie, by nie hałasować
Nie chciała wszak tajemnych mieszkańców alarmować
Nie mogła też pozwolić, by elfy i ogniki
Rozpierzchły się po kątach, słysząc jej wybryki
Spragniona zabawy i cudów tej nocy
Zaznać chciała duszków czarodziejskiej mocy
I zobaczyć ich sztuczki własnymi oczami
O których starzy ludzie bają wieczorami
Lecz strych zionął pustką w jej buzię rumianą
Księżycowe promienie przedarły się raną
Strzaskanej szyby w samotnym okienku
Które tak jak dla zimna, było bramą dla lęku
I zlękła się dziewczynka widząc światło blade
Wiodące na ziemię narzekań tyradę
Potępionych dusz, co na tacy miesiąca
Płyną po morzu gwiaździstym bez końca
I przysiąc by mogła dziewczynka strwożona
Że poza tym jękiem pośród dźwięków grona
Usłyszała niesione wiatrem jesiennym
Głuche uderzenia wioseł kamiennych
Już chciała schodzić po skrzypiącej drabince
Gdy nagle błysk z kąta wpadł w oko dziewczynce
I oto w jej głowie myśl zrodziła się naraz
By duszki do siebie zwabić i zaczęła zaraz
Śpiewać, zrazu cicho, potem nieco głośniej
By pieśń doszła w kąty dźwięcząc donośnie
Po chwili wszystkie nocne gnomy i ogniki
Wyszły ze swych kryjówek, by słuchać tej muzyki
Ludzkiej, której dotąd nigdy nie zaznały
Niektóre wzruszone tą pieśnią płakały
Inne opuściwszy gniazda swe i nory
Wlepiły w dziewczę ślepia, wywalając ozory
Jak płomień czerwone na swe spasłe brzuszki
„Padamy do nóżek uroczej dziewuszki”
Rzekł jeden z gnomów, którego pysk przecięty
W walce, zakryły litościwie ciemności odmęty
„Chcielibyśmy wiedzieć, czemu zawdzięczamy
Nagłą wizytę i koncert tak uroczej damy”
Ciągnął skrzat, a ziomkowie jego po kryjomu
Wciągnęli na strych drabinkę, by z ludzi nikomu
Nie rzuciła się w oczy i na myśl nie przywiodła
By zajrzeć na stryszek po porannych modłach
„Przyszłam tu dla was, kochani”, odparła dziewczynka
„Chciałam poznać was bliżej i spędzić z wami kilka
Chwil niezwykłych, by mieć o czym wiersze układać
O czym śpiewać i o może także opowiadać
Mojej rodzinie oraz przyjaciołom moim”
„O czym im powiesz, kochana, o naszej niedoli?”
Zapytał skrzat ze szramą, drapiąc się po brodzie
„O naszej nędzy ciężkiej? O nieustannym głodzie?”
„Głodniście?” – Dziewczynka nie dowierzała
Nie o takim losie duszków wszak słyszała
Lecz o szczęśliwym życiu wśród zabaw i zdarzeń
Wśród których nie odróżniłbyś jawy od marzeń
„Przecież co rano babka ma cierpliwie czeka
Aż ksiądz mszę zakończy i potem spodek mleka
Oraz chleb kruszony wam zostawia w progu domu”
„Mleko i chleb, kochana, nie starczą nikomu
Do godnego życia” odparł skrzat pocięty
Na co krzyknął gdzieś z góry inny gnom przejęty:
„Dzięki tobie jednak okazja nieczęsta
Trafia nam się dzisiaj do zjedzenia mięsa!”
I skoczył z belki stropu na włosy dziewczynki
A zanim poszły inne, by sztuki mięs i szynki
Najsoczystsze dla siebie z jej ciała wyrwać siłą
I tak kłębiąc się zostały jej żywą mogiłą
Gryząc, rwąc i szarpiąc bez śladu litości
Głodem pędzone, pełne żółci i złości
Z szaleństwem w oczach napychając gęby
Rozdarły miodowłosą dziewczynkę na strzępy
A drogą idący bajarz z małym synkiem
Przystanął, aby nogom dać odpocząć chwilkę
I widząc światła w pękniętym oknie strychu
Pokazał je synkowi i rzekł doń po cichu:
„To elfy i chochliki dzisiaj się weselą
Dziś widać noc specjalna, może łaską się dzielą
Może obchodzą wesele lub czyjąś rocznicę”
Nie przyszło mu do głowy, że zjadają dziewicę
Morał z tego płynie, Czcigodny Czytelniku
Że gdzie siedzi licho, nie wchodź ty po cichu
A tym bardziej nie śpiewaj, bo z tej ciekawości
Ktoś ci może w końcu poobgryzać kości
Hm, raczej bym to balladą nazwała, ale jakkolwiek nazwać, wiersz jest dobry. Czyta się płynne, ciekawa treść i morał na końcu. Można trochę jeszcze dopracować rymy, czasami trochę mi zgrzytały zbyt dokładne.
I może trzeba by zmienić dział Opowiadania na np. Twórczość...?
Zgadzam się z moim przedmówcą, tekst jesst naprawdę dobry. Nie często zdarzają się tutaj teksty bajkopodobne, a muszę przyznać, że ten jest najlepszy z dotychczasowych - pozdrawiam i czekam na więcej podobnych tekstów
Spragniona zabawy i cudów tej nocy
Zaznać chciała duszków czarodziejskiej mocy
I zobaczyć ich sztuczki własnymi oczami
O których starzy ludzie bają wieczorami
Ja się przyczepię tego jednego wersu. Ludzie bajają o sztuczkach, czy oczach dziewczynki? Wynika z tego fragmentu, że jednak o oczach:P
Po za tym bardzo fajne. Faktycznie jedna z najlepszych wierszowanych bajek jakie tu czytałem.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Od pierwszego momentu skojarzyło mi się z "Panem Tadeuszem". Sprawdziłem i rzeczywiście. Ballada napisana trzynastozgłoskowcem, chociaż nieregularnym, bo czasami jest czternaście, a czasami dwanaście. Napracowałeś się przy tym nieźle. Podziwiam i gratuluję. Fajnie, gładko się czyta.
Szkoda, że ten gatunek wyszedł już z mody.
A co mi tam; dam ci 6, bo naprawdę mi się podoba.
Bardzo pomysłowe i dobrze napisane w bardzo trudnej formie poetyckiej- z klasycznym moralem. Niestety, szwankowal mi rytm, parę razy mocno. Przez ten rytm nieco niża ocena - 5/6. I gratukacje.