- Opowiadanie: blogtj - 1

1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

1

Powrót, na który długo czekałem. Po tych wszystkich latach w nowym miejscu wreszcie jestem. Stare skrzyżowania i domy, ten sam uśmiech… policjanta, który kierował ruchem w miejscu do którego się zbliżałem.

 

No tak coś nie działa. Jak dawniej. W tym momencie mrugające światło zmieniło barwę na jednostajny zielony – policjant odskoczył zdecydowanie zbyt wysoko jak na wysiłek, który w to włożył. Przynajmniej tak się wydawało.Przez chwilę niewidoczny przez zrównanie siebie z właśnie wiszącym na tej wyskokości słońcem, wylądował na pobliskiej latarni.

 

W rzeczywistości zmieniło się tu chyba więcej niż wyglądało na pierwszy rzut oka…

 

 

 

Padało. Jego ulubiona pogoda. Szykuj frauschera – krzyknął, na co w oddali usłyszałdziesięć minut. Miał czas, właściwie, miał go tyle, że nigdy nie musiał się nad tym zastanawiać. Po prostu zawsze był.

 

Wypłynął z zatoki. Padało coraz mocniej – na powierzchni widział pasma wody chłostanej przecinającymi się strugami. Zwolnił w miejscu gdzie zaczynała się mgła – w tym miejscu najlepiej potrafił planować. Musiał to robić zawsze ale od pewnego czasu był ku temu głębszy powód – miał całą noc.

 

 

 

Zmęczenie zrobiło swoje. Miałem za sobą długi lot i kilka godzin spędzonych w samochodzie. Na szczęście już byłem prawie na miejscu.

 

 

 

Tak… pomyślał powoli delektując się cygarem. W odległości kilku metrów od łodzi nie padało, przez co wyglądał trochę jak otoczony innym rodzajem materii. Dym powoli rozpływał się wewnątrz powstałej kuli.

 

Każdy z elementów był dobrze przemyślany – wiedząc to co oni, nie mogli inaczej działać. Lata ewolucji i dążenia do zaspokojenia tylko aktualnych potrzeb z "widokiem" na przyszłość teraz miały zadziałać preciw nim. Tak… widok to bardzo słaba zdefiniowana wartość.

 

W wiosce przy zatoce staruszkowie właśnie próbowali zasnąć. Jak zwykle przy tej okazji patrzyli na zatokę, która była od zawsze ich całym światem. Mgła powoli opadała, tym razem odsłaniając także kulisty kształt. Zawarczały silniki i kształt pękł przecięty kadłubem łodzi…

 

 

Rozdział 1

 

Chłopiec szukał rodziny, trochę się bał, ale tylko trochę. Czuł, że jest bezpieczny – ufał słowom staruszka. Zapamiętał go, chociaż właściwie bardziej niż jego, jego bardzo wygodne sandały.

 

– to czego szukasz jest Tam, powiedział wskazując miejsce po lewej i uśmiechnął się znajomo,

 

Chłopiec skinął i ruszył we wskazanym kierunku.

 

– tylko nie spiesz się!

Koniec

Komentarze

Daj dziesięć razy więcej, bo z tego jeszcze nic nie wynika.

Zagadkowe. Nie wiem tylko, czy zagadkowość jest tu zaletą czy wadą. Poza tym radzę zaprzestać używania trzykropka. Jest zbędny w większości przypadków, a na pewno w zdaniu: "Stare skrzyżowania i domy, ten sam uśmiech... policjanta, który kierował ruchem w miejscu do którego się zbliżałem."  Trzykropki out! 
Pozdrawiam

Nowa Fantastyka