- Opowiadanie: k.stelmarczyk - Wilk, Fuks i Nalewajek. Odrobina szczęścia, akt VI: Milcząca reszta

Wilk, Fuks i Nalewajek. Odrobina szczęścia, akt VI: Milcząca reszta

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wilk, Fuks i Nalewajek. Odrobina szczęścia, akt VI: Milcząca reszta

Jechali drogą, na której wszystko się zaczęło. Przynajmniej dla Hamleta.

– To było gdzieś tutaj – książę zatrzymał wierzchowca i rozejrzał się. – Wyjechali z tych krzaków. Potem ich pewnie zabili. Mnie już tu nie było. Uciekłem do lasu…

– Dobrze zrobiłeś. Gdybyś został, to już byłbyś martwy.

Kacper wyciągnął zza pazuchy bukłaczek i pociągnął z niego zdrowo.

– Chcesz?

– Daj.

Książę wzniósł toast.

– Za tych, co oddali tu życie w głupiej sprawie.

– I za tych, co na morzu.

– Spójrz Horacy, mój wierny sługo, ktoś tu kładzie świeże kwiaty.

Kacper pochylił się w siodle. Przyjrzał ziemi, potem drzewom, a potem popatrzył na drogę. W kierunku Elsinor. Hamleta to zachowanie nie dziwiło. Już nie dziwiło.

– Ktoś ich pogrzebał – powiedział. – Ale nie tu.

******

– Chowają ją w poświęconej ziemi, chociaż jest samobójca – powiedział pierwszy grabarz.

Zastanowił się przez chwilę.

– Samobójczyni, będzie bardziej odpowiednie.

– Bierz się do grobu – ponaglił go drugi grabarz.

– Jak może to być, że utopiła się w obronie własnej?

Pierwszy chwycił za łopatę i wskoczył do wykopanego w połowie grobu. Drugi, starszy, popatrzył na młodszego o dobre dwadzieścia wiosen towarzysza w profesji i sięgnął po skręcanego papierosa, którego trzymał za uchem.

– Tak orzeczono – mruknął.

– Jak dla mnie, to albo się sama utopiła, albo ją ktoś utopił.

– Słuchaj, kopigrobie…

– Daj mi powiedzieć. Nie można się utopić w obronie własnej. Woda do ciebie nie podchodzi i cię nie topi. To chyba oczywiste – pierwszy splunął i przerwał kopanie.

Spojrzał na swego starszego współpracownika.

– Szlachcianka – drugi pokiwał głową.

– To by się zgadzało – zgodził się pierwszy i wrócił do kopania. – Skocz no po gorzałkę, a ja skończę kopać.

Drugi oddalił się. Po chwili z grobu zaczęła dochodzić piosenka.

Za młodu kochałem, kochałem,

Myśląc, że to jest grzecznie

Spędzać czas tak jak chciałem

I że tak będzie wiecznie

******

Książę usłyszał śpiew. Rozejrzał się.

– Hej, ktoś śpiewa – oznajmił oczywistość i spojrzał na Kacpra.

Nalewajek wzruszył ramionami. Hamlet popędził lekko konia. Po chwili stanęli przed bramą małego leśnego cmentarza.

– Jesteśmy już blisko Elsinor – Kacper powiedział to jakby od niechcenia.

Hamlet spiął swego wierzchowca. Ten podjął powolny marsz. Przejechali przez bramę i skierowali tam, skąd dochodził śpiew. Nie trwało to długo i znaleźli się przy świeżo wykopanym grobie. Piosenka dochodziła z jego wnętrza.

Lecz oto starość przyszła skrycie

I narobiła szkody.

Do ziemi poszło moje życie,

Choć kiedyś byłem młody

Zsiedli z koni. Kacper odchrząknął, oznajmiając ich obecność i śpiew ustał. Z grobu wypadła czaszka. Hamlet odskoczył przestraszony i z ziemi wyłoniła się postać pierwszego grabarza.

– Jak śmiesz tak poniewierać ludzkim szczątkami – oburzył się książę.

Grabarz wyprostował się i choć grób był już w pełni wykopany, sięgał mu tylko do piersi..

– Słuchaj no, czyj to grób? – spytał grzeczniej Hamlet.

Grabarz musiał być duży. Bardzo doży. Żałował, że nie było z nimi Wilka, ale został przy Fortynbrasie.

– Mój – odpowiedział grabarz.

– Prawda, z tego żyjesz…

– Lecz ciebie panie nie żywi i nie jest twój, gdyż grób mają nie żywi, a nieżywi, a w moim przypadku, nie żywi mnie żywią, a nieżywi, więc choć go nie użyję, jest mój.

– Jak żywo, wydaje mi się że łżesz… – książę za późno ugryzł się w język.

Spojrzał na Kacpra, ale ten tylko wzruszył ramionami.

– Jako, że łżę żywo, łgarstwo żywo uciekło ode mnie do ciebie, więc go teraz używaj, życia zażywając –odpowiedział jedynie grabarz i zniknął w grobie.

Po chwili wypadła z niego kolejna czaszka. Kacper pociągnął z bukłaczka. Chlupot wywabił grabarza. Wyprostował się i utkwił wzrok w Nalewajku. Ten wyciągnął bukłaczek w jego kierunku.

Grabarz nie odmówił. Miał wielką rękę i bukłaczek z nikł w niej. Grabarz wziął długi łyk. Bardzo długi.

– Mocne psia jucha – powiedział, kiedy skończył. – Z czego to pędzicie?

– Z włosów dziewicy – odpowiedział Hamlet.

Grabarz spojrzał na niego rozbawiony. Wziął drugi łyk, tym razem mniejszy, po czym oddał bukłaczek Kacprowi. Ten podał go księciu, ale chłopak odmówił.

– Długo jesteś grabarzem? – spytał.

– Od zwycięstwa starego Hamleta nad starym Fortynbrasem, a to będzie w dniu, kiedy urodził się młody Hamlet – odpowiedział grabarz, patrząc bezwstydnie chłopakowi prosto w oczy.

Książę odchrząknął niepewnie.

– Nie jesteś za młody? – rozmowę przejął Kacper i znów przepił do grabarza.

– Trzydzieści wiosen dźwigam na karku, ani za dużo, ani za mało, a zacząłem, gdym był podrostkiem ledwie – grabarz przejął bukłaczek i pociągnął.

Podał Hamletowi, który tym razem nie odmówił. Niepewnie chwycił bukłaczek, wziął mały łyczek i zakrztusił się.

– Niczym ptaszek – skomentował grabarz i zaśmiał się.

Nalewajek zawtórował mu.

– Pół roku temu, niedaleko stąd grupa podróżnych została…

– Znaleźli ich na drodze jacyś dwaj. Jeden mały rudy, drugi wielki i czarny. Cały czarny. Kazali mi ich pogrzebać, dobrze płacili. Podobno to były ofiary jakiegoś rozboju. Powinno cię to zainteresować panie, jeden z nich był królewskim błaznem.

– Biedny Joriku… Znałeś go?

– Trochę. Rzucił we mnie raz kuflem.

– Co to za kondukt? – zaciekawił się Kacper, ignorując rozmowę.

– Pogrzebowy – odpowiedział grabarz. – Samobójczyni, ale utonęła w obronie własnej.

– W obronie własnej. To w ogóle można tak? Przecież woda nie podeszła do niej i jej nie utopiła.

– O, to, to, to właśnie.

– Któż to taki? – zaciekawił się Hamlet.

– Ofelia, córka Poloniusza. Mówią, że wcześniej zwariowała.

******

– Miałeś się nią opiekować.

– Zabiła się. Zmyliła mnie i uciekła. Powinniśmy wrócić do Krystiana i Gilberta.

– Nie! Klaudiusz musi umrzeć!

– Po tym przedstawieniu, które dałeś na pogrzebie dziewczyny? Nie rozumiesz? On wykorzystuje Leartesa, do pozbycia się ciebie. Potem pewnie pozbędzie się jego.

– Nie obchodzi mnie Leartes. Jeśli będzie trzeba, on też zginie. Mówię ci. Klaudiusz musi umrzeć. Jestem pewien, że kazał utopić Ofelię. Słyszałeś, co mówił grabarz. Utonęła w obronie własnej. W obronie własnej! Stryj za tym stoi. Otruł mojego ojca, chciał zabić mnie.

– Może to było samobójstwo.

– Doprowadził ją do tego. Przeciągnął Leartesa, na swoją stronę. Nikt jej nie został.

– Może gdyby ktoś nie zabił jej ojca, to nie zostałaby sama.

– Nie pozwolisz mi o tym zapomnieć.

– Nie. Powinniśmy wrócić do Fortynbrasa.

– Na zamku będę miał więcej okazji do zabicia mego stryja.

– Tak jakbyś nie miał ich wcześniej.

– Teraz nie mam już nic do stracenia.

– Jesteś szalony.

– Mówiłeś, że był brzemienna… Jesteś pewien? To na pewno było moje dziecko?

– Sam mówiłeś, że przed tobą była dziewicą. Po tobie nie było już nikogo… Hej mały. Nie rozklejaj się. Nie teraz.

******

– Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?

Siedzieli w pracowni alchemicznej i popijali włosy dziewicy z cynowych kubków. Przez inne metale napitek przepalał się, niczym kwas.

– Daj spokój, to tylko sparing.

– Nie daj się wciągnąć w machinacje stryja, a pożyjesz wystarczająco długo, żeby zostać królem.

Kacper pociągnął z kubka. Książę poszedł za jego przykładem. Skrzywił się, taki był mocny trunek.

– Jak ty to robisz?

– Co?

– Nie trzęsie cię, kiedy pijesz.

– Lata wprawy. Nie zmieniaj tematu.

Książę spojrzał za okno. Lato się kończyło.

– Jeśli chcesz mi zagrać na ambicji i odwołać się do troski o królestwo, to zająłem się tym. Posłałem zaufanego z listami do Fortynbrasa. Gdyby coś mi się stało, a mojej śmierci towarzyszyły niejasne okoliczności, przejmuje tron. Wyznaczyłem go na swego następcę. Niech Klaudiusz to ugryzie, jeśli mnie przeżyje.

– Fortynbras?

– Jest w porządku.

– Nawet jeśli przystępuje do oblężenia twojego miasta?

– Nie martw się, mam plan. Przy odrobinie szczęścia może się udać.

– Wiem, co robisz – Nalewajek wziął kolejny łyk.

– Mszczę swoją krzywdę.

– Próbujesz się zabić.

Książę odwrócił wzrok od okna i spojrzał Kacprowi w oczy.

– Lato się kończy.

******

– Reszta jest milczeniem…

Drzwi do sali tronowej otworzyły się z hukiem.

– Przynoszę poselstwo od króla angielskiego, że Rosen Kreuz i Guild Star nie żyją. Choć nie mam najmniejszego pojęcia, co ono oznacza – oznajmił donośnym głosem książę Fortynbras.

Odpowiedziała mu cisza. Jego wzrok spoczął na łysym kapłanie w niebieskiej szacie. Siedział na posadzce, a na kolanach trzymał głowę księcia. Głaskał go po włosach. Za nimi leżało chłopak niewiele starszy od Hamleta, jego nogi drgały, po chwili przestały.

Książę rozejrzał się. Klaudiusz siedział na tronie. Jego głowa zwisała bezładnie, a z jego piersi sterczało cienkie ostrze miecza turniejowego. Na podłodze u stóp tronu bez ruchu leżała starsza kobieta.

– Rychło w czas – odezwał się po chwili kapłan.

Fortynbras miał wrażenie, że dał mu czas, żeby mógł się dokładniej przyjrzeć całej scenie.

– To Nalewajek – szepnął mu do lewego ucha Fuks, który stał nieco za nim. – Ten martwy za nimi to Leartes.

– Stryj namówił ich na sparing – Kacper nie podniósł nawet głowy by spojrzeć na księcia Nordów. – Leartes miał zatrute ostrze. Drasnął nim chłopaka, ale ten się zorientował i zakłuł go jego własnym mieczem.

– Mężczyzna na tronie to Klaudiusz, a na ziemi leży Gertruda – szepnął Wilk do drugiego ucha.

Musiał się przy tym pochylić.

– Domyślam się.

– Przy każdym punkcie, miał wznosić toast z kielicha…

– Taki jest tu zwyczaj – Fortynbras pokiwał głową.

– Klaudiusz wrzucił do niego perłę…

– Zatrutą?

Nalewajek skinął głową.

– Ostrzegałem go przed tym, ale kiedy chłopak odmówił toast wzniosła matka. Wytrzymała trzy rundy, potem padła. Hamlet zabił Klaudiusza, kiedy to spostrzegł.

– Na bogów, co za bałagan.

– Jak najbardziej na rękę waszej miłości.

– Myślisz, że tego chciałem? – Fortynbras zmarszczył czoło. – Szczęście w nieszczęściu – mruknął. – Wyprawimy mu wielki pogrzeb, godny prawdziwego wojownika. O jego zemście będą śpiewać jeszcze przez długi, długi czas. Obok niego pochowamy tą jego dziewuchę, która utonęła w obronie własnej.

– Jeśli można królu… – Kacper podniósł się i przyjrzał zwłokom niedoszłego króla na Elsinor. – Chciałbym omówić z tobą szczegóły jego pogrzebu.

******

– To była dobra uroczystość – stwierdził Fuks.

Jechali głównym traktem na północ.

– Bardzo… Wilk pomóż mi tutaj.

– Patetyczna – podpowiedział Wilk.

– Patetyczna? No może, w końcu tyś jest poeta-wojownik – Gilbert wzruszył ramionami.

Krystian popędził swojego wierzchowca.

– Co mu jest? Od pogrzebu jest drażliwy jak osa. Przecież to nie nasza wina, że chłopak dał się zabić. Dla mnie to było samobójstwo.

Kacper nie odpowiedział. Wyciągnął zza pazuchy bukłak o wiele większy niż ten, z którego korzystał do tej pory i pociągnął zdrowo.

– Jesteś sam?

Podał bukłak Fuksowi.

– Mocne psia jucha. Włosy łonowe dziewicy?

Nalewajek uśmiechnął się.

– Możesz mi powiedzieć, gdzie zniknąłeś na dwie nocki? – zaciekawił się Gilbert.

Kacper milczał i nie przestawał się uśmiechać.

– Kiedyś zetrę, ci ten twój uśmieszek z tej twojej zapitej mordy.

******

Książę Hamlet otworzył oczy. Musiał być w niebie, o którym mówił mu Wilk, bo patrzył na niego anioł o twarzy Ofelii.

– Czy…

– Ćśśś – anioł uciszył go. – Nic nie mów. Trucizna opuściła już twoje ciało, ale nadal jesteś bardzo słaby.

– Ale jak…

– Horacy, twój sługa, przywiózł cię na wozie nieprzytomnego, będzie ze dwa tygodnie temu. Zostawił jakiś lek dla ciebie i odjechał.

– Ale przecież ty…

– Utonęłam?

Książę skinął głową.

– Horacy.

Ofelia nie musiała mówić nic więcej. Spróbował usiąść, ale był zbyt słaby. Dziewczyna musiała mu pomóc, a potem poprawiła poduszkę za plecami.

– Co dalej?

– To zależy od ciebie.

– Ode mnie?

– Horacy, dał mi dwie rady. Jeśli będziesz nadal chciał zostać królem, to mam odjechać i już nigdy nie wracać.

– A druga?

– To zależy od ciebie.

– Horacy… A czy powiedział ci za co będziemy żyli?

– Powiedział.

Hamlet spojrzał na nią zaciekawiony. Ofelia wskazała ruchem głowy okutą skrzynię stojącą w kącie.

– Czy mówił coś jeszcze?

– Tylko twoje nowe nazwisko.

– Nazwisko? Jakie?

– Shakespear.

Książę zaśmiał się.

– Czy rozbawiłam cię mój panie?

– Nie jestem już twoim panem, moja ukochana Ofelio. Książę duński Hamlet zmarł otruty. Patrzysz na… Cedrica Shakespear’a, szaleńczo w tobie zakochanego zwykłego mężczyznę, który już nigdy cię nie opuści, jeśli wybaczysz mu krzywdy, które ci wyrządził.

– To nie Cedric mnie skrzywdził, tylko książę Hamlet. I nie mnie, mój kochany, lecz Ofelię, córkę Poloniusza. Ja jestem zwykłą Ofką.

– Czyż róża pod inną nazwą nie będzie pachniała tak samo?

Ofelia nie odpowiedziała.

– Zostaniesz moją żoną?

Tym razem odpowiedziała. Ale nie takiej odpowiedzi spodziewał się H… Cedric.

– Kochany, śmiałeś się z nazwiska…

– Bo to dowcip. W języku Nordów oznacza tego, kto potrząsa włócznią.

– Nie ma w tym nic zabawnego – dziewczyna poprawiła mu poduszkę pod głową.

– Nordowie włócznią nazywają pewną część męskiego ciała.

– Którą?

– Kluczową.

– Aaa… Rozumiem. W takim razie to trafne nazwisko.

Koniec

Komentarze

trochę zbyt szybko się skończyło jak an mój gust ...
5 część akcja się rozwija, a potem szast-prast i koniec pieśni ...

ale całość mi się bardzo podobała.
oby tak dalej :)

Nowa Fantastyka