
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Siedziałam wygodnie w swoim ulubionych fotelu jak zawsze o tej porze. Na stoliku widniała na wpół wypalona już świeczka oświetlając mroczną pustkę pokoju,aby zatrzymać się na rogu wpół zamkniętych drzwi, które ze zgrzytem otworzyły się. Przez kilka minut były otwarte jakby kogoś oczekując, lecz nikt jak dotąd się nie pojawił. Przez chwilę nurkowałam we wspomnieniach aby w końcu natarczywy dźwięk brutalnie mnie z nich wyłonił, spojrzałam mimochodem na wciąż otwarte drzwi, lecz nikogo nie zastałam. Poczęłam się lekko irytować z tego powodu gdyż czekałam na swego gościa już ponad godzinę, spoglądając w ten czas na zegar stojący na kominku. Rozświetlał swym srebrnym obramowaniem złotą poświatę sprawiając siebie jeszcze bardziej staroświeckim i tajemniczym. Poczułam lekką woń stęchlizny i byłam już pewna iż mój gość lada chwila się pojawi. Gładziłam kościstymi palcami taflę szklanki, która odbijała ciemną poświatę ognia z każdą minutą malejącej świeczki. Sięgnęłam po butelkę Whisky, nalałam do połowy szklanki i jednym duszkiem wypiłam całość wprawiając wszystkich w osłupienie, dotychczas tylko smakowałam ów trunek i nie było nawet mowy o tym iż skosztuję więcej tego wykwintnego specjału. Jednak myliłam się odkładając pustą szklankę na bok z pełnym zdziwienia spojrzeniem. Poczułam na swym karku mokry oddech i ten sam odór stęchlizny. Ostrożnie przywdziałam szlafrok i udałam się zapalić górną lampę choć bardzo nie chciało mi się tego zrobić. Jednak w trakcie podróży po pokoju wydało mi się dziwne wrażenie iż nie jestem sama w pomieszczeniu. Dziwnymi ruchami rąk krążyłam wokół własnej osi, aby kogoś napotkać na swej drodze. Nagle poczułam czyjąś dłoń, delikatną, wplatającą się w moje palce, wyglądające jak pusta sakiewka do której luzem włożono kości, druga ręka nieznajomego zaś objęła moją talię i przyciągnęła do swego ciała. Czułam ciepło bijące z jego żył. I choć nie widziałam jego twarzy, w wyobraźni widziałam go jako przystojnego wysokiego mężczyznę, który pragnie mnie właśnie pocałować w spróchniałe już od suchości usta. Gdy zetknęliśmy swe wargi w soczysty pocałunek udałam iż nic nie czuję, jednak po chwili wahania moje popędy i emocje dały górę racjonalnemu myśleniu i człowieczeństwu jakie mieściło się w mojej schorowanej od kłamstw psychice. Objęłam swego kochanka za szyję i nie pragnęłam puścić mimo iż do pewnego stopnia był już przyduszany. Popatrzyłam w jego mocno błękitne oczy i jakby w zahipnotyzowaniu wciąż powtarzałam jego imię. Przy jego obecności traciłam zmysły, stawałam się zwierzyną godną jedynie na śmierć przez przygniecenie trzewi pułapką na niedźwiedzie. Udaliśmy się do mojej sypialni, która była tuż za rogiem i mimo iż było niedaleko to ta podróż trwała wieczność przez ciągłe obnażanie siebie nawzajem z odzienia jakie na sobie mieliśmy. Ułożył mnie na łóżku, tak jak zawsze, tak jak lubił i pieścił moje ciało. Każdy zakamarek jaki znalazł nie pozostawił w sobie ani krzty przyzwoitości i moralności ludzkiej jaka w owych czasach jeszcze się kształtowała w szczególności na przedmieściach barokowego Londynu. Na ulicach było tłoczno i choć padał żarliwy deszcz nikogo to nie zniechęciło od spaceru czy spoczynku na parkowej ławce. Taksówki, które to odjeżdżały to przyjeżdżały wciąż nie doznając błogości ciszy jaka nastała nadal udzielały się w swej syzyfowej pracy niekiedy przyjmując panny lekkich obyczajów. Nastała już pełna noc, na ulicach było głucho, koty i szczury pochowały się w swoich norach przytulając się do siebie mocno aby nie zamarznąć na śmierć. Lampy naftowe świeciły mocno przyprawiając kostki brukowe w melancholijny nastrój, a budynki przywdziewając w tajemniczość i sceptycyzm. Jedyną ciszę jaka zagościła w budynku przerwał nagły przypływ radosnego nastroju jaki przyprawił mnie podczas całowania moich piersi przez mężczyznę marzeń. Jego zgrabne palce wpychały się w wąską szczelinę między nogami, które lekko od siebie odwiodłam. Poczułam niebiańską rozkosz która napełniła całe moje ciało i mimo iż modliłam się aby to nigdy nie ustało we mnie pulsować to w momencie rozpłynęło się jak bańka mydlana dotknięta palcem rozbawionego dziecka. Moje ciało wołało o jeszcze więcej, lecz już nigdy nie miało nadejść. Po chwili mężczyzna wstając pocałował mnie w mokre od potu czoło i wyszeptał coś na ucho, lecz nie pamiętałam co. Byłam niepocieszona faktem iż już nigdy go nie zobaczę. Miałam jednak tę nadzieję, bowiem tylko ona pozostawia mnie przy życiu. Przykryłam się kocem i zasnęłam śniąc o przeróżnych sytuacjach jakie mnie dziś nawiedziły. Następnego dnia gdy weszłam do salonu chcąc odwieść zasłony od okna mimochodem spojrzałam na stolik stojący obok ulubionego fotela zauważając bukiet czerwonych róż. Na lekko opadających płatkach widniał maleńki liścik. Nieostrożnie sięgnęłam, by przeczytać jego zawartość. Uśmiechnęłam się lekko nalałam do srebrzystej szklanki Whisky i wyszłam w stronę zasłoniętego okna by spojrzeć na panoramę miasta. Ten nieurokliwy Londyn skrywał w sobie wiele nieodgadnionych zagadek i tajemnic, a jedną z nich był ów mężczyzna, który nawiedził mnie zaszłej nocy.
Na stoliku widniała na wpół wypalona już świeczka oświetlając mroczną pustkę pokoju,aby zatrzymać się na rogu wpół zamkniętych drzwi, które ze zgrzytem otworzyły się. – O co chodzi z tą świeczką? Oświetlała pokój, aby zatrzymać się na rogu drzwi? Dla mnie to jest bez sensu.
Przez chwilę nurkowałam we wspomnieniach aby w końcu natarczywy dźwięk brutalnie mnie z nich wyłonił, - Nie to słowo. Dźwięk mógł Cię wyrwać z tego zamyślenia. Można wyłonić kandydatów w głosowaniu, ale to nie ten kontekst.
Gładziłam kościstymi palcami taflę szklanki, która odbijała ciemną poświatę ognia z każdą minutą malejącej świeczki. – Tafla to coś gładkiego i sztywnego, fakt, może być to szkło, ale tafla szklanki to jednak nie bardzo pasuje. Jak poświata ognie może być ciemna? Przecież ogień jest jasny. To ze świeczką też brzmi dziwnie.
Sięgnęłam po butelkę Whisky, nalałam do połowy szklanki i jednym duszkiem wypiłam całość wprawiając wszystkich w osłupienie, dotychczas tylko smakowałam ów trunek i nie było nawet mowy o tym iż skosztuję więcej tego wykwintnego specjału. – Uwaga niezwiązana z tekstem. Nazywanie jakiegokolwiek Whiskey wykwintnym trunkiem, to baaardzo gruba przesada. Przecież to smakuje jak pomyje…
Dziwnymi ruchami rąk krążyłam wokół własnej osi, aby kogoś napotkać na swej drodze. – Wokół własnej osi można się obracać. Żeby koło niej krążyć, musiała by wyjść z ciała chyba i robić to w astralu. Do tego dziwnymi ruchami rąk. Czyli imitowała nimi śmigła, które dawały jej odpowiednią siłę ciągu, wprawiającą ją w ruch, czy jak? Czy chodziła na rękach?
Przy jego obecności traciłam zmysły, stawałam się zwierzyną godną jedynie na śmierć przez przygniecenie trzewi pułapką na niedźwiedzie. – W jego obecności. Przy drugim pogrubieniu ryczałem ze śmiechu. Wybacz, ale tak głupiego opisu nie czytałem już dawno.
Udaliśmy się do mojej sypialni, która była tuż za rogiem i mimo iż było niedaleko to ta podróż trwała wieczność przez ciągłe obnażanie siebie nawzajem z odzienia jakie na sobie mieliśmy. – No coment…
Nastała już pełna noc, na ulicach było głucho, koty i szczury pochowały się w swoich norach przytulając się do siebie mocno aby nie zamarznąć na śmierć. – otwórz pierwszą lepszą encyklopedię i sprawdź w o jakiej porze żerują szczury i koty. Do tego szczur przytulający się z kotem, to kompletna bzdura.
Lampy naftowe świeciły mocno przyprawiając kostki brukowe w melancholijny nastrój, a budynki przywdziewając w tajemniczość i sceptycyzm. – Te kostki żyły, że miały nastroje? Wiesz w ogóle, co to jest sceptycyzm? Przeczytaj sobie i wytłumacz mi, jak budynek może być sceptyczny?
Moje ciało wołało o jeszcze więcej, lecz już nigdy nie miało nadejść. – Sam duch został?
Z ciężkim sercem to piszę, ale jest tragicznie. Nie umiesz sklecić jednego, najprostszego zdania. Stosujesz jakieś zmutowane konstrukcje słowne, nie znasz znaczeń wyrazów których używasz. Zdania nie mają kompletnie sensu. Silisz się na poetyckość, która w Twoim wykonaniu brzmi po prostu głupio. Fabuła też do zbyt wciągających nie należy. Baba zerżnięta przez ducha to tak oklepany motyw, od romansów po horrory, że ciężko coś oryginalnego wymyślić.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Znów ta jebana kursywa.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Jeżu kolczasty, dziewczyno, to nie daje się czytać. Zwierzyna godna jedynie na śmierć przez przygniecenie trzewi pułapką na niedźwiedzie. Gotów jestem założyć się, że myślałaś nad tym zdaniem około godziny, żeby było piękne i oryginalne --- niestety, wyszło jak zwykle, czyli niezamierzenie komicznie z powodu dziwaczności...
Godną można być czegoś, czasem kogoś, ale nie na coś. Śmierć przez przygniecenie trzewi --- po ich wyjęciu z jamy brzusznej? Pułapka na niedźwiedzie. Jak wygląda, jak działa? Da się nią przygnieść same trzewia?
Nie cudacz, bo nie warto porywać się na poetyckość przed nauczeniem się pisania prostym językiem.
Przeczytałem. W zdziwieniu uniosłem brew. "Ile lat może mieć to dziewcze, które tak cudacznie pisze" - pomyślałem sobie - "Nie chciałbym urazić i doprowadzić do płaczu autorki, jeżeli ma mniej niż piętnaście lat; a jakość i poziom tekstu, najwyraźniej na to wskazuje". Postanowiłem więc nie pisać nic. Nie zniechęcać do pisania i dać jej czas. Może za kilka lat, coś z niej będzie.
Nie, nie dam rady. Kursywa wypaliła mi lewe oko. Dziękuje
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick