- Opowiadanie: k.stelmarczyk - Wilk, Fuks i Nalewajek. Odrobina szczęścia. Akt V: Córka bogini

Wilk, Fuks i Nalewajek. Odrobina szczęścia. Akt V: Córka bogini

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wilk, Fuks i Nalewajek. Odrobina szczęścia. Akt V: Córka bogini

***

Leartes mógł zostać królem. Tłuszcza w mieście obwołała go królem, przeciągnął pół szlachty na swoją stronę, udało mu się dostać szturmem na zamek, przebić przez straże i wywarzyć drzwi do królewskiej sypialni, gdzie bez trudu mógł zabić Klaudiusza i zostać królem.

Ale na jak długo? Dowódca królewskiej straży należał do spisku, ale reszta Szwajcarów została wierna władcy, w końcu za to im bardzo dobrze płacił. Podobnie jak armii. Kiedy wyważali drzwi, już wiedział, że dowódca garnizonu wyprowadził najemników na ulice i uciszył skutecznie tłuszczę wiwatującą na cześć króla Leartesa. Ale nawet wtedy korona była w zasięgu ręki. Jeśli zdołałby zmusić króla do oddania władzy i uwięzić go, a stare armijne lisy przyczaiły się i poczekały na rozwój sytuacji, miałby szansę zasiąść na tronie. Ale na jak długo? A do tego kłopot z Ofką, jego ukochaną siostrzyczką.

***

– Nie chcę jej widzieć – królowa spojrzała z wyższością na sługę syna.

– Jest natarczywa, niemal szalona. Jej stan budzi litość, pani – Horacy skłonił się nisko.

Gertruda nie lubiła tego człowieka. Od samego początku budził w niej niepokój i czuła się niepewnie w jego obecności. Nie podobało się jej także przywiązanie księcia do tego łysego grubasa w dziwnej szacie, w której jakoby miano chodzić na dalekim południu.

– Co jej jest? – raczyła spytać wyniośle.

– Ciągle mówi o ojcu, wzdycha, chwyta się za serce i mówi, że słyszała, że świat jest podstępny. Jej słowa są bez związku i właściwie mówi o niczym, ale zastanawia, a każdy wyraz, ruch, postawa, mina sugerują, że jest to myśl zawiła i smutna – odpowiedział Horacy.

Królowa spojrzała na niego uważniej. Wczoraj przed snem Klaudiusz powiedział jej o nocnej wspinaczce jej syna i porannym powrocie. Gertrudzie nie podobała się to. Książę mógł sypiać, z kim chciał, w końcu był już prawie mężczyzną, ale bękart jakiejś dwórki mógł być kłopotliwy. Wystarczyło kłopotów z szaleństwem, choć Klaudiusz twierdził, że książę udaje wariata mu na złość. Gertruda zaczynała się niepokoić. Co, jeśli książę odkryje jej zdradę? A może już odkrył? Wtedy w sypialni wykrzyczał jej prosto w twarz, że bardzo zezłościła jego ojca. Jeśli wygadał się tej małej, ta może w wariackim bełkocie powiedzieć za dużo.

– Muszę z nią pomówić. Może rozsiać niebezpieczne wnioski i dać ludziom powód do niewłaściwych przypuszczeń – oznajmiła. – Niech wejdzie – machnęła ręką. Horacy w pokornym ukłonie wycofał się do drzwi i wyszedł. Po chwili uchyliły się drzwi i wsunęła się kształtna główka Ofelii.

– Gdzie ozdoba majestatu? – spytała dziewczyna, rozglądając się ciekawie po izbie.

Królowa skinieniem ręki przywołała ją do siebie.

– Czego chcesz Ofelio?

Dziewczyna wsunęła resztę swojej osoby i dygnęła nieśmiało. Za nią wszedł Horacy, ale zatrzymał się przy drzwiach.

– Po czym ja cię poznam teraz, – zaczęła śpiewać – o kochanku mój? Płaszcz pielgrzymi, kij, sandały, twój to teraz strój?

– Co ma znaczyć ten śpiew? Co to za piosenka?

Ale Ofelia nie zwracała na nią uwagi.

– Umarł i rzucił nas, pani łaskawa, umarł i rzucił nas. Już mu w głowach wyrosła trawa, a w nogach głaz – śpiewała z zamkniętymi oczami.

– Ależ Ofelio…

– Proszę cię uważaj – dziewczyna upomniała królową tonem, jakim zazwyczaj dorośli zwracają się do małych dzieci. – Całun jego jak śnieg biały… – podjęła piosenkę i przerwała, na dźwięk otwieranych drzwi. Do izby wszedł król, zdziwiony spojrzał na Horacego, z jeszcze większym zdziwieniem zauważył Ofelię. Spojrzał na królową wzrokiem pytając o wyjaśnienie tej dziwnej sceny.

– Patrz panie mój – Gertruda wskazała dziewczynę z udawanym rozbawieniem.

– W słodkich kwiatach cały, – podjęła śpiew Ofelia, – choć go łzy nie opłakały, na mogiłę padł – skończyła.

– Jak się miewasz piękna pani? – spytał Ofelię.

– Panie wiemy, czym jesteśmy, lecz nie wiemy, czym możemy być. Proszę cię ani słowa o tym, lecz jeśli zapytają, co to oznacza, powiedz: Jutro Świętego Walentego od samego rana, a ja panienka u okienka stoję zakochana. Wstał, włożył szaty i drzwi komnaty rozwarł co prędzej. I weszło dziewczę, lecz jako dziewczę nie wyszło więcej – Ofelia zajrzała królowi głęboko w oczy. Król wzdrygnął się lekko.

– Ofelio!

– Naprawdę – dziewczyna nie zwróciła uwagi na napomnienie. – Tak bez przysięgi. Mogę dorobić koniec do tego – zaśmiała się i zakręciła. – Cóż to za hańba, cóż to za wstyd, młody narobi szkody i on tu winien lub nikt. Rzekłeś, że ślub złączy nas. Słońce na niebie, pojąłbym ciebie, lecz łoże twoje już znam – klasnęła z uciechy w dłonie.

– Od jak dawna jest taka? – zwrócił się król do Gertrudy.

– Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy – ciągnęła dalej Ofelia. – Wystarczy być cierpliwym, ale nie mogę się powstrzymać od płaczu, na myśl, że złożyli go w zimnej ziemi… – przerwała i zakryła rękami usta, jakby bała się wypowiedzieć czegoś na głos. – Mój brat się o tym dowie – wyszeptała przez palce.

– Dziękuję wam za dobre rady i dobranoc, dobranoc, dobranoc, dobranoc – ukłoniła się i wybiegła z izby.

– Pójdź za nią, trzeba jej strzec – król wydał polecenie Horacemu i spojrzał na królową. – To zaczyna być zaraźliwe – stwierdził i królowa zaśmiała się, trochę za głośno, jak zauważył król.

O czym rozmawiały?

Słowa Ofelii zastanowiły go. Dziewczyna praktycznie przyznała się, ze dzieliła łoże z księciem. Zasugerowała, że to może się źle skończyć. I ta niepokojąca uwaga na końcu. Mówiła o ojcu i jego ukradkowym pogrzebie, czy może o zabójstwie księcia. Ta sprawa zaczynała ostatnio martwić króla. Nie miał żadnego znaku od Kreuza i Stara, a na wieści z Anglii było za wcześnie. Ostatnio widziano ich na drodze do portu, z którego mieli odpłynąć, ale nigdy do niego nie dotarli. Przepadli i żadni szpiedzy nie mogli ich wyśledzić. Król miał z resztą większe zmartwienia. Fortynbras niemal oficjalnie wypowiedział mu wojnę. Klaudiusz udzielił zgody na przemarsz, ale to było tylko tymczasowe rozwiązanie. Kazał w tajemnicy rozesłać wici i werbował najemników, gdzie tylko się dało. Do tego Leartes wrócił z Francji. Klaudiusz zastanawiał się tylko, czy wszedł w konszachty z Fortynbrasem.

Doszło do tego, że zaczynał się zastanawiać, czy likwidacja chłopaka, to nie był czasem zły krok. Ludzie go lubili, a to mogło się przydać, gdyby doszło do walki o odzyskanie tronu. Młody mógłby stanąć na czele jakiegoś zbrojnego powstania. Oczywiście, gdyby nabrał rozsądku.

– Panie mój – królowa przerwała mu rozważania.

– Tak najdroższa?

– Czy pamiętasz, jak powiedziałeś, że twoim zdaniem syn nasz udaje tylko szaleństwo? – spytała Gertruda, nie patrząc mu w oczy.

Do czego ona zmierza? – przemknęło przez głowę Klaudiuszowi.

– Wciąż tak uważam – odpowiedział. A to zniknięcie to też jego sprawka, dodał w myślach. Czy ma coś wspólnego z Leartesem? – zaniepokoił się król.

– Wydaje mi się, że Hamlet dowiedział się czegoś. Mógł nawet o tym powiedzieć tej dziewczynie, Ofelii – zaczęła niepewnie królowa.

– Próbujesz powiedzieć, że oboje wiedzą o naszym małym spisku?

– Oboje jesteście martwi – wysyczał duch starego króla, który przez cały czas stał za tronem Gertrudy.

***

– Zostańcie za drzwiami – rozkazał Leartes reszcie buntowników.

– Wchodzimy z tobą – usłyszał w odpowiedzi.

– Mieliśmy umowę, że najpierw sam z nim porozmawiam – warknął Leartes.

– Lepiej się pośpiesz.

– Pilnujcie drzwi.

Buntownicy wyszli.

– Gdzie mój ojciec?! – zaczął jak tylko zostali sami. – Oddaj mi ojca!

– Uspokój się Leartesie – próbowała przyprowadzić go do porządku królowa.

– Musiałbym być bękartem, mój ojciec rogaczem, a matka dziwką, żeby tak się stało! – Leartes nie krył wściekłości, uniósł miecz i przyłożył koniec do królewskiego gardła. Królowa z histerycznym płaczem rzuciła się mu do nóg. Król zachowywał stoicki spokój. Uśmiechał się nawet lekko.

– Co jest przyczyną twojej rebelii?

Spojrzał na żonę obejmująca kolana Leartesa.

– Puść go Gertrudo. Nie muszę lękać się o swoją osobę. Choć jesteś gotów Leartesie mnie zabić, to jednak nie uczynisz tego. Puść go Gertrudo. Mów człowieku – zwrócił się do zamachowca.

– Gdzie mój ojciec?

– Umarł,

– To nie jego wina – błagalnym tonem wtrąciła się królowa. Król nie odwracając głowy uderzył ją w policzek. Gertruda zatoczyła się na ścianę.

– Niech pyta, o co chce – spokojnie powiedział Klaudiusz, uważnie obserwując Leartesa,

– Jak umarł? Tylko bez kłamstw. Skoro tu dotarłem, co mi szkodzi odebrać krew, za krew ojca.

– A kto ci w tym pomoże?

– Jedynie moja własna wola!

– Jeśli chcesz się dowiedzieć, jak zmarł twój ojciec, to powiedz mi, przeciwko komu, chcesz obrócić swoją zemstę? Wrogom czy przyjaciołom?

– Tylko przeciw wrogom.

– Chcesz ich poznać?

– Chciałbym poznać jego przyjaciół?

– Teraz mówisz, jak dobre dziecko. Nie jestem winien jego śmierci – król uniósł dłoń, delikatnie odsunął ostrze od swojego gardła i spojrzał śmiało w oczy buntownikowi. Leartes zawahał się i opuścił miecz. Tak mógł zostać królem, ale prawdopodobnie nie nosiłby długo korony. Prawo do niej miał Hamlet, a Fortynbras ochotę i siłę, by po nią sięgnąć. Poparcie ulicy to nie wszystko. Ci sami ludzie, którzy wykrzykiwali entuzjastycznie jego imię, z takim samym entuzjazmem wykrzykiwaliby je na jego egzekucji.

Król z zadowoleniem obserwował przemianę w Fortynbrasie. Jesteś gotów do zmiany stron, pomyślał król. Zamieszanie za drzwiami przywróciło Leartesa rzeczywistości.

– Wpuścicie ją – rozkazał ktoś za drzwiami.

Leartes wycofał się dwa kroki do tyłu i schował miecz.

– Cóż to za wrzawa? – spytał głośno.

Jak duch wsunęła się Ofelia.

– Najmilsza siostro moja. Czyżbyś postradała zmysły?

– Na mary go wzięli. Nad grobem łzy wylali – odpowiedziała spokojnie Ofelia. Król przyjrzał się uważnie dziewczynie. Mówiła językiem szaleńców, ale nie zachowywała się jak szaleniec. Była skupiona i spokojna.

Jak Hamlet, stwierdził Klaudiusz i uśmiechnął się do siebie.

– Gdybyś miała zmysły i namawiała mnie do zemsty, nie poruszyłoby mnie to bardziej.

Posłuchajcie go, pomyślał Poloniusz. Jest taki rozkoszny. Wystawi cię do wiatru mała. Będzie się martwił swoim tyłkiem.

– Musisz to zaśpiewać – powiedziała Ofelia z naciskiem w glosie. – W dole, w dole wołajcie go w dole – zanuciła. – O jak to składnie idzie przy kołowrotku – zadrwiła i spojrzała na króla. – Fałszywy to parobek, co skradł córkę panu – patrzyła mu prosto w oczy, wymawiając powoli i wyraźnie każde słowo.

– To nic mówi więcej niż wszystko – Leartes położył rękę na ramieniu siostry, ale patrzył na króla. Ofelia zdjęła z głowy wianek i urwała jeden z kwiatów.

– Tu jest rozmaryn. Robi dobrze na pamięć – podała kwiat bratu.

– A tu bratek – urwała następny. – Żebyś miał, o czym myśleć.

Leartes przyjął kwiatki.

– Nauka płynąca z szaleństwa: myśl wsparta wspomnieniem – powiedział cicho, nie patrząc dziewczynie w oczy.

Ofelia wpatrywała się przez niego chwilę, ale brat unikał jej wzroku. Dziewczyna wzruszyła ramionami. Jej spokój zaczynał drażnić Klaudiusza.

– Tu masz koper i orliki – Ofelia urwała kolejne kwiatki i rzuciła bratu pod nogi. – To ruta – wybrała kolejny i podała królowi. Ten przyjął go i skłonił się grzecznie z łagodnym uśmiechem. – A tu trochę dla mnie – urwała następny i schowała w dekolcie sukni. – Możemy ją nazwać zielem niedzielnej łaski – dodała i uśmiechnęła się do siebie. – A to stokrotka – pokazała jakiś biały kwiatek wpleciony we wianek. – Dałabym wam parę fiołków, ale zwiędły wszystkie, gdy umarł mój ojciec – przerwała i odwróciła się do Leartesa. – Mówią, że dobrze skończył – dodała i zaczęła nucić. – Robin śliczny i słodki to moja uciecha.

Zmierzasz prostą drogą do grobu mała, pomyślał Klaudiusz. Jesteś za inteligentna, żebyś mogła pożyć dłużej.

– Wzburzenie i ból i piekło samo umie przemienić we wdzięk i urodę – powiedział Leartes do króla, spojrzał na kwiaty i wypuścił je z dłoni.

Ofelia zaczęła się śmiać i zaśpiewała głośno.

– A czy wrócić już nie może? A czy wrócić już nie może? – zakręciła się w piruecie. – Nie, nie bo zmarł nieboże; idź więc na śmiertelne łoże, bo on wrócić już nie może.

Zaciekawieni śpiewem buntownicy zajrzeli przez uchylone drzwi. Pojawiał się coraz więcej głów i wszystkie oczy utkwione były w Ofelii.

– A brodę miał jak śnieg białą, włos na głowie jak len biały, nie ma go, nie ma go, więc nie opłakujmy go, weź go Boże do swej chwały – z ostatnimi słowami skończyła wirować. Otworzyła oczy i popatrzyła najpierw na brata, potem na króla i w końcu na buntowników tłoczących się przy drzwiach.

– I wszystkie dusze – głos miała straszny. Buntownicy cofnęli się.

– Bóg z wami – rzuciła krótko i wyszła. Ludzie w drzwiach rozpierzchli się, by mogła przejść.

– Czy ty to widzisz Boże? – Leartes wzniósł teatralnie oczy do sufitu i westchnął, niczym brat zmęczony kolejnym wybrykiem szalonej siostry.

Król położył mu na ramieniu rękę.

– Muszę z twym smutkiem mówić, Leartesie, jeśli mi prawa do tego nie odmówisz. Jednak odejdźmy na stronę – spojrzał wymownie w kierunku drzwi.– Wybierz spośród swoich przyjaciół najroztropniejszych – król w interesujący sposób zaakcentował „przyjaciół”.

– Wysłuchają sprawy i osądzą między mną a tobą. Jeśli odkryją, że plami nas własny czyn lub związek ze sprawcą, oddamy nasze królestwo, koronę, życie, byś dostał zadość uczynienie – król mówił głośno, by ludzie za drzwiami mogli go usłyszeć. – A jeśli tak nie jest, zgódź się użyczyć swej cierpliwości, byśmy mogli wspólnie zadośćuczynić twej duszy – ostatnie słowa skierował bezpośrednio do Leartesa.

– Niech tak się stanie, choć wszystko woła o pomstę do nieba.

– Czyń to godnie, by topór opadł i ugodził w zbrodnię. Pójdź ze mną proszę – król wskazał drzwi do prywatnej komnaty i Leartes poszedł za Klaudiuszem.

***

– Czyś ty oszalała, dziewucho?

Kacper dopadł Ofelię w korytarzu. Stała twarzą do ściany i płakała. Położył jej rękę na ramieniu, ale dziewczyna zrzuciła ją i odwróciła się. Była wściekła.

– Nie dotykaj mnie – krzyknęła, aż strażnik na dalekim końcu korytarza spojrzał na nich zdziwiony. Kacper brutalnie chwycił ją za ramię i poprowadził za sobą. Dziewczyna nie opierała się.

W pracowni alchemicznej, obecnie przerobionej na tajną bimbrownię posadził ją przy stole, a sam zaczął ściągać z półek gliniane słoje.

– Co mi zrobiłeś?! – Ofelia zerwała się z krzesła i rzuciła do drzwi. Nagle zatrzymała się.

– Puść mnie – krzyknęła histerycznie. Czuła się, jakby ktoś delikatnie ją chwycił i nie pozwolił jej się ruszać.

– Najpierw wysłuchasz, tego, co mam ci do powiedzenia – Kacper nawet się nie odwrócił zajęty mieszaniem ziół, które wyjął ze słojów. Po izbie rozszedł się słodki zapach. – Możesz mnie wysłuchać stojąc, albo usiądziemy po ludzku, napijemy się herbatki ziołowej i spokojnie porozmawiamy – kontynuował Kacper. – Potem możesz stąd wyjść i nigdy więcej nie będę ci się naprzykrzał. Czy tyle możesz zrobić?

Niewidzialny uścisk zelżał i Ofelia odzyskała kontrolę nad ciałem. Spojrzała na drzwi.

– Nie zdążysz – Kacper czytał jej w myślach. Dziewczyna zacisnęła pięści.

– Twój pan najpierw uwiódł mnie złudnymi obietnicami miłości, a potem zamordował ojca. Ale wszyscy udają, że to nie on. Twój król i królowa nakazali szybki i cichy pogrzeb i nie mogłam nawet odprowadzić własnego ojca do grobu. Myślisz, że nie wiem, dlaczego Horacy? Wiem, co spoczywa w tym grobie, a raczej, co w nim nie spoczywa. Z pewnością nie jest to ciało mojego ojca. Oczekujesz, że będę chciała rozmawiać ze sługą rodu, od którego tyle się wycierpiałam, a do tego przeklętego czarownika? – Ofelia mówiła cicho, a głos miała zimny jak stal.

– Tak – odpowiedział Kacper.

– Mój brat…

– Twój brat właśnie nie dokonuje przewrotu tronu.

– Skąd wiesz?

Kacper zignorował pytanie i postawił na jednym z palników miedziany dzbanek z wodą. Spojrzał na Ofelię.

– Będziesz tak stała?

Powoli i niechętnie usiadła na jednym ze stolców. Kacper ściągnął z półki dwa cynowe kubki i nasypał do każdego sporej porcji mieszanki ziołowej. Ofelia zerkała zaciekawiona.

– Chcesz mnie otruć? Czarodziejskim naparem zmienisz mnie w nieszkodliwą panienkę? – spytała z sarkazmem.

– Twoja złośliwość jest zupełnie niepotrzebna. Ostatnio żyję w takim stresie, że muszę uspokoić skołatane nerwy, a i tobie po niedawnych zajściach przydałoby się nieco spokoju ducha – odpowiedział.

– Co się stało? – Ofelię mało to interesowało, ale próbowała zachowywać się poprawnie i podtrzymywać konwersację.

– Pić mi się chce – Kacper nie był zbyt wylewny.

– Aha.

Kacper usiadł przy stole i spojrzał na Ofelię, ale dziewczyna patrzyła w bok.

– Chcę cię ostrzec, że grasz w niebezpieczną grę. Jeśli nie będziesz ostrożniejsza, nie pożyjesz długo.

– Mój brat za chwilę będzie królem. Co może mi się stać? – parsknęła śmiechem Ofelia, unikając wzroku Kacpra.

– Król jest sprytny i o wiele bardziej doświadczony od twojego brata. Zobaczysz, że przeciągnie go na swoją stronę i wykorzysta przeciwko Hamletowi.

Twarz Ofelii wykrzywił gniewny grymas.

– I bardzo dobrze, niech gnije w piekle.

– Nie rozumiesz. Kiedy skończą z chłopakiem, zabiorą się za ciebie. Poczekają tylko, żebyś urodziła.

Przestraszone oczy Ofelii wpiły się w Kacpra.

– To też wiem. Widzisz moje dziecko, sytuacja wygląda tak, że ja wiem bardzo dużo, a ty nie masz pojęcia, w co się pakujesz – na oczach Kacpra Ofelia zmieniła się z pyskatej szlachcianki w płaczącą dziewczynę.

Pokrywka na dzbanku zaczęła podskakiwać i Kacper wstał zalać zioła. Ofelia chlipała cicho przy stole. Nalewajek zalał zioła do kubków i nakrył pokrywkami. Wykonał kilka dyskretnych ruchów nad kurkami i wymamrotał cicho kilka słów. Ściągnął pokrywki i z kubków buchnęły aromatyczne kłęby pary. Kacper usiadł i postawił jeden kubek przed Ofelią, drugi przed sobą.

– Poczekaj, aż wszystko opadnie i pij póki ciepłe – powiedział łagodnie.

Ofelia zdążyła się trochę uspokoić i już tylko pociągała nosem od czasu do czasu i ocierała ostatnie łzy. Milczała, wpatrując się w napar. Kacper uśmiechnął się lekko i rozparł wygodniej na stolcu.

– Kiedy byłem małym chłopcem, uczyłem się w świątynnej szkole i uwielbiałem historie z życia bogini, do której należała świątynia. Jedna szczególnie utkwiła mi w pamięci. Nie wiem czy ją słyszałaś? Bogini miała córkę, która była najpiękniejszą kobietą na świecie i bogini kochała ją najmocniej z wszystkich swoich dzieci. Kazała całej ziemi jej pilnować i zakazała krzywdzić wszystkim roślinom, zwierzętom i ludziom. Dzień i noc nad córką bogini czuwały nimfy i rusałki i dziewczyna nigdy nie była sama. Pewnego dnia bóg śmierci przejeżdżał obok łąki, na której córka bogini bawiła się ze swoją opiekunką i zakochał się w dziewczynie. Chciał pojąć ją za żonę i uczynić panią jego królestwa po drugiej stronie, co oświadczył jej matce. Bogini odmówiła, ponieważ między nią, a śmiercią nie było nigdy zgody. Postanowił porwać dziewczynę siłą.

Kacper przerwał i napił się naparu.

– Miło. Gdzie, ja to byłem? Aha! Wiedział jednak, że żywi nie mają wstępu do jego królestwa, a córki bogini nie można było skrzywdzić. Śmierć zauważył, że dziewczyna uwielbia kwiaty i sprawił, że z ziemi wyrósł czarny kwiat, jakiego niegdzie nie ma na świecie, był naszpikowany kolcami jak jeż. Córka bogini zadziwiona jego niezwykłym wyglądem zerwała go, ale ukłuła się przy tym w palec i padła martwa na ziemię. Wtedy śmierć wyłonił się spod ziemi ze swoim powozem, pochwycił ciało dziewczyny i zapadł się z powrotem do swojego królestwa. Żeby nie zostawiać żadnych śladów i ukryć swój czyn zabił opiekunkę i wrzucił ją do strumienia, który przepływał przez łąkę. Wydaje mi się, że możesz spokojnie już pić. Jak wystygnie, to zrobi się niedobre.

Ofelia uniosła kubek i wzięła mały łyczek, po czym odstawiła kubek i nadal milczała.

– Córka bogini nie wróciła na noc i matka zaczął jej szukać, ale dziewczyny nigdzie nie było. Nie było też opiekunki. Jednak bogini nie ustawała w poszukiwaniach i zapomniała o świecie. Ciężkie to były czasy. Góry gniewały się wraz z boginią i drżały z wściekłości, aż cały trząsł się świat i wydawało się, że za chwilę rozpadnie się na kawałki. Ziemia rozpaczała wraz z matką i nie chciała dawać plonu. Słońce zasnuło się czarnym welonem i na świecie zrobiło się ciemno i zimno, bez przerwy padał śnieg i prawie cały świat ukrył się pod białą czapą. Rośliny i rzeki zamarzły. Ciężko się żyło wszelkiemu stworzeniu i wiele zwierząt pomarło, a ludzi zaledwie garstka została. Cieszę się, że ci smakuje.

– Co z tą dziewczyną?

– Do tego zmierzam. Pewnego dnia bogini, wędrując po świecie w poszukiwaniu ukochanej córki, usiadła na brzegu strumienia. Było to niezwykłe miejsce. Wydawało się, że zima nie ma nad nim władzy i przypominało świat przed gniewem i żałobą bogini. Los chciał, że bogini trafiła na łąkę, z której porwano jej córkę. Wsłuchała się w szept strumienia i usłyszała cichy płacz. „Dlaczego płaczesz?”, spytała strumień. „Śmierć zabrał córkę bogini”, odpowiedziała woda. Bogini przypomniała sobie prośbę śmierci o rękę jej córki i zapałała gniewem. „Czy wiesz, gdzie ją zabrał?”, spytała bogini, ale strumień tylko zapłakał i wyszeptał: „Nie ma życia w krainie śmierci.”, a potem płakał, płakał, płakał. Ten płaczący strumień nazywa się Kiane i ma w sobie niezwykłą moc. Jeśli się w nim wykąpiesz, zapominasz o wszystkich smutkach. Zmieniają się w wodę i odpływają wraz ze strumieniem, który powstał z łez zabitej opiekunki córki bogini,

– Ale co z dziewczyną? – Ofelia była całkowicie spokojna. Dziwiła się, bo od dawna nie czuła takiego spokoju. Wciąż była smutna, ale, pomyślała, przynajmniej czarny robak nie zatruwał jej duszy. Wspomnienie Hamleta wróciło i bolało trochę mniej.

– Wszystko się jakoś ułożyło. Matka w końcu ją znalazła i śmierć musiał zwrócić jej wolność. Ale do tego czasu dziewczyna pokochała go, urodziła mu synów i córki i żal jej było opuszczać na zawsze świat śmierci. Bogini złagodniała, gdy zobaczyła wnuki, a śmierć, odkąd pojął za żonę jej córkę, zrobił się jakby łaskawszy i bogini zapomniała o dawnych urazach. Wymusiła jednak przysięgę, że pół roku będzie spędzać z córką i wnukami. Takiej teściowej się nie odmawia i musiał się zgodzić. Świat odetchnął z ulgą i możemy cieszyć się łaską bogini przez pół roku.

– Czuję się, jakbym żyła bez przerwy w tej drugiej połowie – powiedziała cicho Ofelia do nikogo.

– Po tym, co ostatnio przeszłaś, to zwykła rzecz, ale musisz wziąć się w garść i pamiętać o dziecku – Kacper dopił końcówkę naparu, wypluł fusy do kubka i odstawił na stół.

– Skąd wiesz o dziecku? – Ofelia sączyła powoli napar.

– Ta akuszerka, u której byłaś wczoraj, pracuje dla mnie – Kacper uśmiechnął się szeroko.

– Szpiegujesz mnie Horacy?

– Nie. Powinnaś uważać, na to, z kim dzielisz się swoimi sekretami. Ta baba to stara plotkara i rozniesie to po mieście w ciągu tygodnia – uśmiech nie schodził z ust Kacpra.

– O bogowie! – szepnęła Ofelia.

– To jest akurat nam na rękę.

– Co?!

– Słuchaj. Daję ci możliwość wyjścia cało z tej opresji. Spokojnego urodzenia i wychowania dziecka. A jeśli chcesz, to mogę do tego dorzucić pożegnanie z ojcem?

– Mój ojciec nie żyje!

– Wiem, gdzie spoczywa jego ciało. Po prostu mi zaufaj. Wszystko będzie dobrze, a cała reszta będzie zależeć od ciebie.

– Jaki masz w tym cel Horacy?

– Nie chcę tłumaczyć się przed boginią, dlaczego pozwoliłem śmierci porwać jej córkę. A płakanie idzie mi kiepsko.

***

Kacper wyglądał przez okno wychodzące na dziedziniec i myślał. Większość jego myśli koncentrowała się wokół Ofelii i Hamleta. Westchnął. Wszystko zaczęło się komplikować. To, że dziewczyna trzymała się jeszcze, zakrawało na cud, ale niezbadane są ścieżki bogini, niech ma ją swojej opiece.

Zalewajek westchnął i potarł dłońmi zmęczoną twarz. Miał coraz więcej wątpliwości. Brakowało mu pewności, czy słusznie wmieszał się w wydarzenia na elsinorskim dworze. Szkoda mu było chłopaka i dziewczyny, ale w końcu skrytobójstwa, otrucia i zamachy były chlebem codziennym królewskiej rodzin. I ich sług.

Czego się spodziewali? W przypadku króla otrucie lub skrytobójstwo, kwalifikuje się jak najbardziej do tego, co nazwać można śmiercią naturalną. Ludzie na wiadomość, że stary król został otruty, reagowali zazwyczaj w podobny sposób. Kiwali głowami w odwiecznym geście mówiącym, że to zupełnie naturalny sposób na śmierć w przypadku takiej persony. W sumie nawet nie taki zły. Władca mógł zawsze trafić na szafot i tępy topór, a wcześniej patrzeć, jak cała jego rodzina leży w swoich łóżkach z podciętymi gardłami lub wnętrznościami na wierzchu.

Tyle, że Klaudiusz był inny. Trzymał się wersji węża w ogrodzie. Ogłosił nawet odpowiednią proklamację w tej kwestii. To budziło w ludziach niepokój. Nie w taki sposób zostaje się królem. Znaczy oczywiście, że królem zostaje się w wyniku usunięcia przeszkód stających na drodze, ale wypieranie się udziału w tym, powodowało, że ludzie nie wiedzieli, co mają właściwie myśleć o swoim nowym władcy. To chciał tej korony, czy nie? Jeśli tak, to dlaczego twierdzi, że śmierć starego Hamleta była nieszczęśliwym przypadkiem. Nic dziwnego, że ulica ruszyła tak ochoczo za Leartesem. Jego chęć zemsty była jak najbardziej słuszna, a ludziom brakowało ostatnimi czasy rozrywek.

Za Leratesem poszła ulica. Za księciem gotowi byli pójść Dunowie. Ludzie go kochali. Jego ból i smutek były szczere, a prości ludzie lubią skrzywdzonych przez los, szczególnie możnych i potężnych. Ich cierpienie dowodzi, że nawet wielcy są tylko ludźmi i współczucie pozwala małym poczuć się przez chwilę większymi.

Kacper wrócił myślami do Ofelii. Biedna dziewczyna. Pokochała księcia i przez jakąś noc żyła w bajce. Chciała tylko miłości, której nie dał jej ojciec, a brat nie miał na nią odwagi. W końcu ją dostała. Zapomniała jednak, że bajki często kończą się tragicznie dla drugoplanowych postaci. Teraz bez ojca, który by ją chronił, brata, który się od niej odwrócił, księcia, który przebywa, bogini wie gdzie i z dzieckiem, które nosi w swoim łonie, została zupełnie sama. Kacper przegnał ostatnią myśl. Nie, nie została sama. Wciąż ma boginię i jej wiernego sługę Kacpra. Zalewajek był gotów poświęcić chłopaka, byle ocalić dziewczynę i dziecko. W końcu gnojek sam się doprasza o śmierć, a dziewczyna nie z własnej woli weszła na jego ścieżkę. Ścieżkę do głębokiej na sześć stóp dziury w ziemi.

Kacper uśmiechnął się ponuro. Nie ocali wszystkich, dlatego musi chronić to, co najważniejsze, a resztą niech martwią się Wilk z Fuksem.

Od rozważań oderwało go pukanie do drzwi. Po czym anonimowy sługa, jakich pełno kręciło się po zamku uchylił drzwi i wsunął głowę.

– Kim są ci ludzie, którzy pragną mówić ze mną? – spytał Kacper.

Sługa wytrzeszczył oczy ze zdumienia.

– To żeglarze, panie – głos sługi oprócz zdumienia sugerował też lęk. – Powiadają, że mają listy do ciebie.

– Niech wejdą.

Kacper spojrzał na dziedziniec. Spojrzał na tłum, który go wypełniał. Wszyscy w ciszy czekali na rozwój wydarzeń. W tłumie powstało zamieszanie, zafalował i zaczął się rozstępować, aż utworzył wolne przejście do głównego wyjścia. Środkiem szła dziewczyna w powiewającej na wietrze białej koszuli. Włosy miała w nieporządku, na głowie wianek.

Kacper z fascynacją obserwował zjawisko ludzkiej fali, kiedy wszystkie głowy odwracały się za przechodzącą Ofelią. Zaraz za nią tłum zamykał się, jakby chciał ją połknąć, ale ona wciąż mu umykała. Długo cię zapamiętają, dziewczyno, pomyślał.

– Bogini ci błogosławi, panie – jeden z żeglarzy, którzy w tym czasie nadeszli, oderwał go widowiska na dziedzińcu. I tak nie było już, na co patrzeć. Ofelia zdążyła zniknąć.

– Niechaj i tobie błogosławi – odpowiedział na powitanie

– Uczyni tak, panie. Jeśli jej się spodoba – żeglarz uśmiechnął się szeroko. Kacper odpowiedział mu uśmiechem.

– Mam tu list do ciebie, panie, od pewnego młodzieńca, który płynął do Anglii. – Jeśli twoje imię jest Horacy, jak mi powiedziano – zapytał, ale brzmiało to bardziej jak stwierdzenie.

– Czy możemy sobie darować tą komedię panowie żeglarze – Kacper zaakcentował żeglarze. – Nie ma tu żadnych szpiegów i mam swoje sposoby, żeby to sprawdzić.

Obaj żeglarze uśmiechnęli się szeroko.

– Psujesz całą zabawę – westchnął z teatralnym rozczarowaniem drugi z żeglarzy. Starszy i całkowicie łysy. Wyciągnął zza pazuchy owinięty w skórę pakunek i podał Kacprowi. – Jest tam list do ciebie polecający nas królowi. Jest także drugi list do niego samego. My mamy przekazać ustne posłanie od panów Kreuza i Stara – gdy wymienił nazwiska, jego uśmiech, choć wydawał się to niemożliwe jeszcze się wydłużył. Kacprowi przemknęła przez głowę myśl, że jeśli żeglarz uśmiechnie się bardziej, odpadnie mu czubek głowy.

– Zaczynam dostrzegać znajomą logikę.

– Pan Star powiedział, że go pan rozpozna po potrójnym chaotycznym gambicie – milczący po powitaniu młodszy żeglarz wzruszył ramionami, w geście: cokolwiek znaczy potrójny chaotyczny gambit, ktoś kazał mi to powiedzieć.

– Pan Star, wywołał spore zamieszanie w naszej skromnej kompani swoim niezmiernie śmiałym żądaniem dostępu do naszych kanałów komunikacyjnych – westchnął ze sporym rozbawieniem starszy, jakby czytał w jego myślach.

– Pan Star, najwyraźniej uważa, że pirackie kanały to najlepszy sposób na przekazanie właściwych informacji, właściwym osobom w czasach trudnych i burzliwych, a takie obecnie panują w tym kraju – Kacper spojrzał na młodszego. Ten zbladł i nogi lekko ugięły się pod nim.

– Wybacz młodemu – zaśmiał się starszy. – Głupie to jeszcze i nie nauczyło się szacunku dla starszych – trzepnął młodszego w tył głowy. Ten spojrzał na niego z wyrzutem. Kacper uśmiechnął się do siebie.

– Cieszę się, że ta tradycja nie zaginęła wśród młodych – powiedział i wybuchł śmiechem. Zaraził nim starszego, który jeszcze raz młodszego w głowę trzepnął.

Po chwili uspokoili się. Starszy wyciągnął do Kacpra rękę.

– Rympałko. Piąty wróżbita Krwawego Wiliama. Czytam głównie z fusów herbaty. Bardzo trudna sztuka, niepewne wróżby – Rympałko zaśmiał się, wyciągnął za pazuchy płaski bukłaczek, który zachlupał przyjemnie, odkorkował i przepił do Kacpra.

– Nalewajek – Kacper z wdzięcznością przyjął bukłaczek. W oczach starego pojawił się błysk uznania. Kacper wziął potężny łyk. Uznanie w oczach Rympałki wzrosło. Odsunął bukłaczek od ust i podał młodszemu. Ten, nie chcąc być gorszym, zaciągnął mocno. Gorzałka była mocna jak diabli. Posłaniec zakrztusił się. Oczy wyszły na wierzch, zrobił się cały czerwony i łapczywie chwytał powietrze.

– Z czego to pędzicie? Włosów dziewicy? – spytał Kacper.

***

Leartes mógł być królem, ale Klaudiusz omotał go słodkimi pochlebstwami i obiecał zemstę na księciu.

A potem Ofelia zabiła się. Podobno z powodu księcia, a ulica plotkowała, że nosiła jego dziecko w swoim łonie.

Leartes rozejrzał się po gospodzie, w której siedział. Ludzie dyskretnie mu się przyglądali i szeptali między sobą. Ktoś splunął na podłogę. Leartes mógł przysiąc, że pogardliwie się uśmiechał.

Leartes pochylił się nad swoim kuflem. Jeszcze im kiedyś pokaże. Jeszcze kiedyś będzie królem i będą wtedy żałować, że kiedyś patrzyli na niego z pogardą. Musi być cierpliwy i konsekwentnie usuwać przeszkody na drodze. Wkrótce będzie miał możliwość usunięcia pierwszej z nich.

Książę Hamlet wraca do domu.

Koniec
Nowa Fantastyka