- Opowiadanie: future - Kwaśny deszcz

Kwaśny deszcz

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kwaśny deszcz

Sizar szedł ulicą skąpaną w zimnym deszczu. Pogoda w tym mieście zawsze była wstrętna, ale to go nie zniechęcało do spacerów. Czuł wstręt do tego miejsca a mimo to, paradoksalnie, lubił się szwendać i obserwować jak miasto tętni swym grzesznym życiem. Tutaj nigdy nie wstawał dzień, dym i opary już dawno przekryły niebo zbyt grubą dla słońca kurtyną.

Planeta Cypris umierała powolną śmiercią, otoczona powłoką zanieczyszczeń, i była idealnym miejscem dla galaktycznego marginesu, do którego Sizar Blandar niewątpliwie się zaliczał. To właśnie tutaj trafiali najgorsi zbrodniarze i najbardziej zdegenerowani obywatele galaktyki. Byli skazani na pozabijanie się nawzajem, albo zgnicie w ciągle padającym kwaśnym deszczu. Albo jedno i drugie. Tutaj nie było prawa. Zamiast tego była anarchia. Zamiast polityki wojna. Zamiast spokoju chaos. Zamiast pomocy pogarda. A mimo to stolica Cyprisu– Kanapol nie spłonęła ogniem konfliktów ani nie spłynęła krwią walczących. Wręcz przeciwnie– tętniła życiem. A częścią tego życia był Sizar. Deszcz zelżał i zrobiło się trochę przejrzyściej. Na ulicach panował względny spokój ale nie było to beztroskie miejsce. W mieście rządziło kilka gangów, które nieustannie walczyły ze sobą o zdobycie władzy absolutnej. A do tego dochodziła odwieczna nienawiść pomiędzy poszczególnymi rasami. Każdy kto chciał przeżyć chociażby drogę z domu do sklepu po papierosy musiał mieć oczy szeroko otwarte. O to Sizar nie musiał się martwić, bo jego implant oka świetnie sobie radził z wyłapywaniem zagrożenia. Kosztował go fortunę, ale działał bez zarzutu. Miał bardzo szeroki kąt widzenia i dużą czułość na ruch.

Dzięki temu Sizar nawet nie musiał obracać głowy a i tak dokładnie widział jak trzech ludzi po drugiej stronie ulicy trzyma potężnego sluga a czwarty brutalnie okłada go pięścią. Jak skatowany olbrzym zaciska zęby w grymasie bólu, gdy dobyty przez mężczyznę nóż wbija się w jego brzuch. Nie musiał wcale patrzeć w tamtą stronę, żeby zobaczyć jak ludzie puszczają bezwładne ciało i odchodzą. I wydawało się, że widział to tyko on, bo nikt inny jakby nie zwrócił na to uwagi. W tym mieście panowała bezlitosna znieczulica. Przechodnie mijali ciało niewzruszeni. Ale Sizar też się wcale nie wzruszał.

Właśnie zbliżał sie do grupy kobiet, których stroje i zachowanie jednoznacznie świadczyły kim są.

-Cholerne kosmiczne dziwki– pomyślał Sizar.

Kiedy przechodził obok nich, zaczęły go zaczepiać licząc, że da się skusić. Kobiety należały do różnych gatunków i były wśród nich prawdziwe dziwadła. Była kobieta-ślimak cała mokra od śluzu i powoli pełznąca pośród tłumu. Była też błękitnoskóra karlica ze śmieszną, skurczoną twarzą. Jedna z nich miała dwie głowy na niezwykle długich szyjach, ogon i cztery ręce, którymi pokazywała jaką rozrywkę może zaoferować.

-Ciekawe, ilu facetów naraz może obsłużyć?– zaśmiał się w myślach Sizar.

Miał już dość szwendania się, a poza tym deszcz zaczął znów gęsto padać, więc postanowił wejść gdzieś na piwo. Był blisko znanego mu dobrze baru, przyspieszył kroku gdy nagle usłyszał w oddali za sobą odgłosy strzałów slugowych blasterów i stłumiony odgłos wybuchającego granatu.

-I po co wam to było chłopaki?– pomyślał– żeby w czterech bić jednego?

Po chwili dotarł do speluny o wdzięcznej nazwie Pod Pękniętym Łbem. W środku było ciemno i śmierdziało dymem. O tej porze nie było wielu klientów, tylko przy kilku stolikach siedziało parę osób. Zajął miejsce przy pustym barze za którym stał jego stary znajomy– Czarniecki.

-Siemasz Czerep– burknął Sizar odpalając papierosa– Podaj popielniczkę. I piwo.

-Witam. Jakie piwo?

-Otwarte.

-Pewnie. Coś cię gryzie?

-Dość mam tego syfu.

-Jak my wszyscy.– wzruszył ramionami Czarniecki i odszedł obsłużyć jakiegoś klienta.

Sizar napił się piwa, od dopalanego papierosa odpalił kolejnego i rozparł się wygodniej na barowym krześle. Jego czarny skórzany płaszcz opadał prawie do samej podłogi. Przeczesał dłonią swoje długie, czarne przetłuszczone włosy i pogładził ostrą od dwudniowego zarostu twarz. Był wysokim i szczupłym mężczyzną, jednak od innych ludzi różnił się metalowymi elementami, które pokrywały jego ciało. Prawe oko, kawałek czoła i bok głowy zasłaniał implant optyczny który sprawił sobie jeszcze zanim trafił na Cypris. Ale dopiero w tym miejscu pochłonął się udoskonalaniem swojego ciała. W uszach miał zainstalowane mikrowzmacniacze dźwiękowe czułe na częstotliwości niesłyszalne dla ludzkiego ucha. Dzięki nim dobrze słyszał na przykład zapalniki granatów plazmowych, które były często używane przez walczących w mieście. Nie raz ratowało mu to tyłek.

Do baru podeszło dwóch elvorów, przedstawicieli długowiecznej rasy wojowników. Byli wysocy i brani w skórzane, ćwiekowane kurtki, wykończone metalowymi elementami przypominającymi zbroje. Elvorowie specjalizowali się w posługiwaniu bronią białą, i widać było że ci dwaj również byli obyci w szermierce. Równocześnie dobyli swoje miecze, do tej pory przewieszone przez plecy. Jeden z nich doskoczył do baru i ponad blatem przyłożył klinge do gardła Czarnieckiego, nim ten zdążył zareagować. Drugi podszedł do Sizara i pogroził mu, przesuwając ostrze tuż przed jego twarzą. W tym czasie od jednego ze stolików wstało jeszcze trzech elvorów, ci również mieli miecze i zaczęli nimi grozić reszcie klientów. Sizar szybko ocenił, że wszyscy są dosyć młodzi jak na elvorów, i na pewno niedoświadczeni o czym świadczyło drżenie ostrza wiszącego przed jego nosem.

-Jeden głupi ruch a nawet nie zdążysz tego pożałować.– warknął elvor.

-Nie mam zamiaru się stąd ruszać dopóki nie wypije piwa. A ty zabierz mi to cholerstwo sprzed twarzy.

-A jeśli nie?

-To wbije ci to w dupę. O ile wcześniej jej nie odstrzelę.

-Ty bezczelny gnojku..– młody wojownik był już poważnie zdenerwowany.

-Spokojnie Tritz!- przerwał mu jego towarzysz, wyjątkowo bladoskóry, nadal przystawiając miecz do gardła Czarnieckiego.

-Właśnie panowie.– włączył się do rozmowy Czarniecki– Nie denerwujmy się nawzajem, bo z tego nie wyniknie nic dobrego. Powiedzcie czego chcecie.

-Głupie pytanie!- zaśmiał się ten nazwany Tritzem– Pieniędzy oczywiście!

-Jesteście niepoważni– tym razem Czarniecki pozwolił sobie na śmiech– myślicie że dorobicie się czegoś na mojej knajpie? Śmiało opróżniajcie kasę. Tych drobniaków nawet nie będzie mi żal.

-Ale twoi klienci na pewno nie mają pustych kieszeni– powiedział bladoskóry.– Chłopaki, przejdźcie się po stolikach i zbierzcie jałmużne!- krzyknął do kompanów.

-Ty też– powiedział Tritz do Sizara– wyciągaj portfel.

Sizar spokojnie napił się piwa, odłożył szklankę, zgasił papierosa i popatrzył na intruza.

-Niedoczekanie– warknął.

Mówiąc to, prawą ręką uderzył Tritza w nadgarstek, oddalając ostrze od swojej twarzy. Nim ktokolwiek zareagował, błyskawicznie zeskoczył z krzesła, odrzucił płaszcz na boki odsłaniając przypięte do pasa rewolwer i miecz. Krzyżując ręce wyciągnął je, gotowy do walki.

Klinga trzymana w lewej dłoni wcale nie przypominała ostrza klasycznego miecza, nie była zakończona do szpica, wyglądała jak ciężka oszlifowana sztaba z czarnego matowego metalu. W prawej ręce Sizar trzymał nowoczesny rewolwer kaliber .44. Gdy tylko niósł go na wysokość oka wypalił prosto w skroń bladoskórego, który nadal trzymał miecz przy gardle Czarnieckiego. Jego czaszka pękła obryzgując zawartością barmana.

-Zatańczmy– uśmiechnął się do Tritza.

-Skurwysynu! Zabije cię!- krzyknął elvor– Chłopaki!

Pozostała trójka natychmiast rzuciła się w ich stronę chcąc pomścić zabitego. Czarniecki, którym nikt się teraz nie interesował, przetarł rękawem mokrą od krwi twarz i chwycił za leżącą pod blatem strzelbę. Wypalił w stronę trzech Elvorów, idących na pomoc Tritzowi, który właśnie ściął się mieczami z Sizarem. Rozrzut był zbyt duży, więc śrut poranił tylko jednego z siepaczy. Jednak pozostała dwójka, w obawie przed kolejnym strzałem, ruszyła z uniesionymi mieczami w stronę baru.

-Borch!- krzyknął Czarniecki.

Na to hasło od stolika w kącie wstał potężny slug i natychmiast skoczył na napastników. Był wyjątkowo duży i bardzo szybki jak na swój ociężały gatunek. Po rannym od śrutu Elvorze niemal przebiegł, wgniatając go w podłogę a zanim dotarł do dwójki chcącej zabić Czarnieckiego, jeden z nich już leżał martwy od celnego tym razem strzału ze strzelby. Drugi już podniósł miecz do zadania cios, gdy nagle olbrzym złapał go za rękę trzymającą rękojeść i jakby szmacianą lalką rzucił nim przez salę na spotkanie ścianie. Zderzenie bez wątpienia go zabiło. W międzyczasie Sizar świetnie się bawił walcząc z Tritzem, któremu rzeczywiście brakowało trochę umiejętności i doświadczenia w stosunku do swojego przeciwnika. Był do tego dosyć wybuchowy przez co walka była jeszcze łatwiejsza, bo często uderzał pod jednym kątem pod rząd, próbując przedrzeć się przez bloki Blandara siłą. Ale ten mu na to nie pozwalał, zręcznie i stanowczo manewrując mieczem. Sizar zauważył, że reszta elvorów już nie żyje a Czarniecki ma zamiar zastrzelić jego przeciwnika.

-Zostaw!- krzyknął– ten jest mój…

Nie zdążył dokończyć bo Slug, który rozprawił się z jednym z oddychających jeszcze elvorów, trzasnął Tritza potężnie w skroń. Cios był tak mocny że złamał mu kręgosłup i rzucił ciałem na kilka metrów.

-Zero cierpliwości– mruknął zawiedziony Sizar.

-Wybacz mu– powiedział Czarniecki– jest trochę narwany. A tak w ogóle to poznajcie się– wskazał na olbrzyma– to jest Borch, mój syn.

-Skąd ty go wytrzasnąłeś?– zdziwił się Sizar.

-Jakieś dwa tygodnie temu wypił za dużo i totalnie odpłynął. Jak zamykałem lokal dalej był nieprzytomny. Zrobiłem mu małe pranie mózgu i zostałem jego ojcem.-Czerep uśmiechnął się z dumą– Przydaje się, dobry jest.

-Pamięta coś z tego co było wcześniej?

-Jak porządnie dać w ryj. Więcej nie trzeba.

-Słusznie.– Blandar spojrzał na sluga, który z powrotem zajął miejsce przy stoliku w kącie sali.

-Dzięki za pomoc z tymi gówniarzami– powiedział Czarniecki– Chcesz coś od tych trupów? Mają całkiem niezłe miecze.

-Wolę swoją stal– poklepał się po biodrze, w miejscu gdzie płaszcz zakrywał rękojeść– wezmę tylko to– schylił się do ciała Tritza i zerwał z jego szyi złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie litery V– resztę możesz sprzedać.

-I kto tu na kim zarobił?– zaśmiał się Czarniecki.

Koniec

Komentarze

Fajne bo wartkie, choć sporo baboli Ci się wkradło do tekstu.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

tekst ciekawy. bardzo fajnie piszesz dialogi, pomysł też całkiem niezły.
mógłbyś trochę popracować nad stylem, ale to akurat napewno wyrobi się przy odrobinie praktyki. poza tym, jeśli mógłbym coś zasugerować, to poradziłbym ci nie używać zdań tak wielokrotnie złożonych przy opisie scen walki. akurat tam opisy powinny być szybkie i dynamiczne, a proste i krótkie zdania w zupełności do tego wystarczą. Dynamika gubi się przy czwartym pod rząd przecinku.

"Do baru podeszło dwóch elvorów, przedstawicieli długowiecznej rasy wojowników. Byli wysocy i brani w skórzane, ćwiekowane kurtki, wykończone metalowymi elementami przypominającymi zbroje" - popraw jeszcze tylko literówkę i będzie wszystko grało.

podsumowując: wrażenia pozytywne więc pisz dalej i chwal się tym całemu światu

Przywoity debiut.  Temat znany i wielokrotnie wykorzystywany, ale nadal liteacko nośny. Zwarty tekst, utrzymany w dobrym tempie, logicznie prowadzony. Szybka i sensowna akcja. Można wskazać szereg uchybień, błędów warsztatowych, nieporadności w budowaniu zdań i inne " babole", uzywając określenia Fasolettiego.  Autor musi na tym popracować . 
Ale jak na debiut - nieźle.
Fajny tytuł.
3/6 

1) ORTOGRAMINT - 0,5/1:
Zdarzają się błędy interpunkcyjne i to nawet takie dość "grube" - spójniki łączne typu "i", "albo" kasują przecinki, natomiast przeciwstawne typu "ale" ich wymagają. Ogólnie niestaranność (można by powydzielać akapity i wyodrębnić dialogi, pozostawiając wolne linijki - wtedy łatwiej się czyta).

2) Język i styl - 0,5/1:
"Zamiast pomocy pogarda" - w kontekście poprzednich przeciwstawień bardziej pasowałoby moim zdaniem "Zamiast współczucia pogarda". Albo "zamiast empatii".
"Zgnicie w ciągle padającym kwaśnym deszczu" - tak od razu zgnicie?
"Pochłonął się udoskonalaniem swojego ciała" - raczej "pochłonęło go udoskonalanie", a "udoskonalaniem swojego ciała" mógł się na przykład "zająć".
"Przez co walka była jeszcze łatwiejsza" - nie używa się "przez co" w tym kontekście. "Przez co" oznacza coś negatywnego - na przykład "przez co walka stała się dużo cięższa".
"Bo często uderzał pod jednym kątem pod rząd" - źle to brzmi z powodu powtórzenia "pod".

3) Logika - 0,5/1:
"Stłumiony odgłos wybuchającego granatu" - przez co stłumiony?
"Krzyżując ręce wyciągnął je [przypięte do pasa rewolwer i miecz]" - wygląda to dość komicznie - naprawdę w jednej ręce rewolwer, a w drugiej miecz? To chyba nie plan zdjęciowy do nowej części "Piratów z Karaibów"?
"Trzasnął w skroń i złamał kręgosłup" - jakoś tego nie widzę. Może raczej "trzasnął w czerep"?

4) Spójność przedstawionego świata - 0,5/1:
Moim zdaniem użycie zwykłych, stalowych mieczy nie jest wystarczająco wyjaśnione w kontekście wcześniejszych opisów zaawansowanych technicznie broni przyszłości.

5) Treść - 0,5/1:
Tytuł przykuwa uwagę. Początek jest wciągający. Szczególnie opis "kosmicznych dziwek". Ale potem trochę wszystko się trywializuje z powodu tej sieczki w knajpie. Sieczka nie jest całkiem bez treści - porównanie ras, umiejętności i opisy broni, czy też na koniec ten intrygujący "złoty łańcuszek z wisiorkiem w kształcie litery V", ale wydaje mi się, że dałoby się wyciągnąć z tego więcej, gdyby mniej było mechaniki, a więcej psychologii.

6) X-factor: 0/1.

Łącznie: 2,5/6, a ponieważ czytało mi się to nieźle i przedstawiony świat nawet wciąga, zaokrąglam w górę, czyli wystawiam 3/6 (tak na marginesie - po raz pierwszy mogę to zrobić, więc korzystam).

Tekst mi się nawet podobał. Dałbym może 4, ale nie mogę punktować.

Pokopiowałem sobie, zauważone tutaj błędy, ale większość z nich, już Ci wytknięto. Zostało mi jeszcze dwa:
1. Ale dopiero w tym miejscu pochłonął się udoskonalaniem swojego ciała.- to słowo nie pasuje w takim zestawie; proponowałbym: zajął się na poważnie
2. Był do tego dosyć wybuchowy przez co walka była jeszcze łatwiejsza, bo często uderzał (wiele razy/kilka razy) pod jednym kątem pod rząd, próbując przedrzeć się przez bloki Blandara siłą- brakujące, moim zdaniem słowa, wstawiłem w nawias.
Ogólnie- średnio. Bardziej popis umiejętnosci pisarskich, lub fragment czegoś większego, niż samodzielne opowiadanie. Daję 3.

Wizję masz, wykonanie nie najgorsze, tylko fabuła prosta jak budowa cepa.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nie mam teraz czasu na przeczytanie całego, jednak po tym co przeczytałem pragnę pochwalić autora za świetne dialogi:) Powodzenia w pisaniu i pozdrawiam

Nowa Fantastyka