- Opowiadanie: k.stelmarczyk - Wilk, Fuks i Nalewajek. Odrobina szczęścia Akt IV: Syn Fortuny

Wilk, Fuks i Nalewajek. Odrobina szczęścia Akt IV: Syn Fortuny

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wilk, Fuks i Nalewajek. Odrobina szczęścia Akt IV: Syn Fortuny

***

– Powiedzieliśmy królowi, że nie mogliśmy z ciebie wydobyć miejsca ukrycia ciała, bo jesteś kompletny wariat – streścił jednym zdaniem Wilk.

Jechali zachodnim traktem. Ruch był spory i często mijali wozy kupców. Zbrojni ochroniarze patrzyli na nich podejrzliwie. Królewski herb na wierzchowcach niewiele zmieniał. Niejeden z królewskich krewnych trudnił się łupieniem nieostrożnych kupców na drodze.

– Kazał nam cię jeszcze dziś na okręt do Anglii wsadzić z listami niby, a w nocy ukatrupić – skończył relację.

– Śmierdzące bydlę – splunął książę.

– Czekaj, aż dowiesz się, co jest w tych listach – zaśmiał się Fuks.

Hamlet spojrzał na Wilka.

– No powiedz mu!

– Okazuje się, że król za bardzo nam nie wierzy i zabezpieczył się, na wypadek, gdybyś dotarł na dwór angielski cały i poprosił króla angielskiego o zdjęcie twojej głowy z jej naturalnego miejsca – Wilk niechętnie posłuchał rudzielca.

– Trzeba było mu żelazo pod żebro wsadzić, gdy miałem okazję. Ale się modlił, to głupio mi było, jeszcze by na łonie bogini miast w piekle spoczął – księciu brakowało sił na wściekłość. – Głupi byłem – dodał zrezygnowany.

W sumie czuł zadowolenie, że wyrwał się z zamku, ale tęsknił za Ofelią. Od zamiarów stryja bardziej martwiła go reakcja ukochanej na wieść, że zabił jej ojca. Przed wyjazdem nie miał nawet czasu z nią porozmawiać. Wilk spojrzał na niego z niepokojem.

– Nie martw się, nie płyniemy do Anglii – powiedział ciepłym głosem.

– Nie to mnie martwi – odparł cierpko książę.

– Masz do mnie jakiś uraz, czy co? – zirytował się Wilk.

– Przepraszam. Martwię się o Ofelię.

– Jest pod opieką Kacpra.

– Właśnie to mnie martwi – książę uśmiechnął się lekko i Wilk odpowiedział mu szerokim uśmiechem.

– Wiesz to po sobie? – zakpił Fuks, który do tej pory w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie.

– O bogini, żeby tylko nie nauczył jej pić – książę komicznie zmarszczył czoło w oburzeniu.

– Słyszałeś to Wilk? Kacper nawrócił go na swoją boginię? Nie sprawdzasz się jako misjonarz.

– Nie ma bogini poza Dziewicą Marie, matką pana naszego Jesu.

– Właściwie to nigdy nie słyszałem, żeby Kacper wzywał jakąś konkretną boginię.

– Nie ma bogini poza moją panią Ofelią.

– Słyszałeś, mały szybko się uczy.

– Dzięki drogi Guild Star. Ale jedna rzecz mnie męczy z tą twoja panią Wilku. Jak dziewica została matką?

– Nie! Nie pytaj go o to!

– To był cud…

– Za późno.

– Za późno? Na co?

– Żeby go zatrzymać… Ty słuchaj historii jak dziewica urodziła syna boga, a ja podskoczę zobaczyć, co się dzieje z przodu.

***

– Żarty sobie ze mnie urządzasz?

– Tak było i święta księga o tym zaświadcza – odpowiedział z powagą Wilk.

– Jaka księga?

– Święta.

Hamlet zamilkł i zapatrzył się przed siebie. Po minie widać było, że nad czymś intensywnie myśli. Wilk rozparł się wygodnie w siodle, zadowolony, że historia życia i śmierci pana Jesu wywarła takie wrażenie na księciu.

W milczeniu mijali pieszych i wozy zmierzające w kierunku Elsinoru. Podróżni ze zdziwieniem i ciekawością przyglądali się potężnemu rycerzowi o czarnej skórze na twarzy i rękach. Praktycznie nikt nie zwracał uwagi na młodego chłopca u jego boku, biorąc go za jakiegoś giermka.

– Słuchaj – Hamlet przerwał milczenie. – Skoro nie wybieramy się do Anglii, to jak ja wrócę do domu?

Wilk westchnął, życie misjonarza nie było łatwe. Nie odpowiedział, tylko lekko przyspieszył.

– Wilku? Wilku?!

Wilk nie odpowiadał. Książę zatrzymał wierzchowca.

– Jeśli mi nie powiesz, to dalej nie jadę.

Olbrzym ściągnął cugle, zawrócił swojego wielkiego, czarnego ogiera i zrównał się z księciem.

– Kacper da nam znać, kiedy będzie dobry czas na powrót – powiedział, patrząc Hamletowi prosto w oczy.

– Ale to może trwać latami!

– Ale przynajmniej przeżyjesz te lata! – zirytował się Wilk.

– Na co mi te lata bez Ofelii?!

Wilk zawrócił ogiera i ścisnął lekko boki piętami. Wierzchowiec ruszył stępa. Wilk odwrócił się i spojrzał na Hamleta z szerokim uśmiechem.

– A jak myślisz, po co Kacper został w Elsinor?

Hamlet natychmiast ruszył za nim.

– Po co Kacper został w Elsinor? – spytał, gdy dogonił Wilka.

– Żeby zaopiekować się Ofelią – Wilk uśmiechnął się przy odpowiedzi.

– Czy byłbyś tak łaskawy nie szczerzyć zębów w ten kretyński sposób i raczył wyjaśnić, jaką opiekę ma zapewnić Ofelii mój umiłowany sługa Horacy? I dlaczego potrzebuje opieki?

– Jednym z powodów jest z pewnością utrata ojca, do której ty, jakby nie patrzeć, przyłożyłeś rękę – uśmiech nie schodził z twarzy Wilka.

– Musisz mi to ciągle wypominać – zezłościł się książę.

Teraz Wilk osadził wierzchowca w miejscu. Był wściekły.

– Słuchaj dzieciaku! Może zacząłbyś się wreszcie martwić konsekwencjami swoich działań. Po pierwsze: zamordowałeś człowieka, który nie wyrządził ci żadnej krzywdy. Po drugie: odebrałeś ojca dziewczynie, z która się związałeś. Po trzecie: przez to naraziłeś ją na poważne niebezpieczeństwo. Przestanę ci to wypominać, jak dotrze do ciebie, w jakim bagnie się znalazłeś, a ty sam przestaniesz pakować się w nie coraz bardziej.

Nie czekając na reakcję Hamleta, spiął ostro wierzchowca i ruszył kłusem. Hamlet, zdziwiony nieco reakcją Krystiana, także spiął konia i pokłusował za nim. Olbrzym zdążył już zniknąć za zakrętem. Książę przyśpieszył i o mało nie zatrzymał się na zadzie czarnego ogiera Wilka. Obok stał Fuks. Las kończył się i droga wychodziła na szeroką równinę, na której, po horyzont z każdej strony stały rozbite namioty. Pomiędzy nimi kręcili się ludzie. Obozu pilnowały rozstawione z rzadka straże.

– To Nordowie – rozpoznał sztandary Hamlet. – Widzicie ten wielgachny namiot po lewej. Z herbu wynika, że książę Fortynbras przebywa w obozie. Pewnie czekają na glejt do przejścia – przypomniał sobie jedną z audiencji.

– Wiemy – skwitował krótko Fuks.

Przed książęcym namiotem zaczęło się zamieszanie. Żołnierz, który z niego wybiegł, dosiadał podstawionego wierzchowca. Po chwili z namiotu wysunęła się do połowy jakaś postać i coś powiedziała do stojącego przy wejściu strażnika. Żołnierz krzyknął coś do kolejnego żołnierza i po chwili zabrzmiał sygnał do zwijania obozu. Gwar zaczął rosnąć, aż zamienił się w zgiełk, przypominający rynek miejski w dniu targowym.

– Wygląda na to, że znudzili się czekaniem – z przekąsem stwierdził Gilbert.

***

Przez resztę dnia i wieczoru obserwowali zwijanie obozu i wymarsz wojsk. Gdy zapadł zmrok, Fuks zniknął na chwilę w lesie. Po powrocie oznajmił, że znalazł miejsce na nocleg. Rozłożyli się w wykrocie po obalonym drzewie. Wilki korzeń osłaniał ich od wiatru i mogli nawet rozpalić małe ognisko. Atmosfera nie była najlepsza. Fuks znowu gdzieś przepadł w ciemności. Wilk wpatrywał się w milczeniu w płomienie. Minę miał ponurą.

Książę starał się nie nagabywać olbrzyma, ale nie wytrzymał.

– Krystian, co grozi Ofelii? – spytał w końcu.

Ten nawet na niego nie spojrzał i nie odezwał się. Hamlet wolał nie naciskać i po dłuższej chwili olbrzym westchnął i rzucił mu zmęczone spojrzenie.

– Jesteś następcą tronu mały, to gorąca partia dla wielu rodów, nie tylko królewskich. Zastanów się, jak zareaguje Klaudiusz, gdy dowie się, że ciebie i Ofelię łączy coś więcej niż niewinne młodzieńcze uniesienie serca. Pomyśl, co będzie się kłębiło w jego głowie, kiedy dotrze do niego w końcu, jaką grę prowadził Poloniusz. Jeśli wydaje ci się, że uroda lub delikatność twojej ukochanej go powstrzyma, to odpowiedz sobie na pytanie, czy powstrzymały go więzy krwi.

Książę odsunął się od ogniska, by Wilk nie zauważył, że krew odpłynęła mu od twarzy.

– Jaką grę prowadził Poloniusz? – spytał zmienionym głosem.

Wilk wciąż przyglądał się płomieniom.

– Najstarszą ze wszystkich gier, w którą grają ludzie. Grę o władzę – odpowiedział.

– Możesz mówić jaśniej?

– Nie domyślasz się? Chodziło mu o tron.

– Ale przecież… jestem ja, no i Klaudiusz.

– Liczył na to, że albo ty zabijesz stryja, albo stryj ciebie. Kluczem do tronu miała być Ofelia i wasze dziecko.

– O boże, przecież my… razem… wtedy…

– Najlepiej gdyby to był syn, ale córka też byłaby niezłą kartą przetargową. Jeśli Fuks był w stanie przejrzeć grę Poloniusza, to twój stryj mógł zrobić to samo. W momencie, w którym dowie się o waszej upojnej nocy, Ofelia staje się dla niego niewygodna. Wcześniej chronił ją ojciec, w końcu był szefem szpiegów i mógł ukrywać pewne informacje. W momencie, w którym go zabiłeś, Ofelia została sama.

– Ma brata…

– Który jest daleko stąd.

– Krystian, czy ja wydałem na nią wyrok?

– Bardzo możliwe, dzieciaku. Masz szczęście, że jest tam Kacper. Jak wszystko dobrze pójdzie, to wyciągnie ją z zamku całą i zdrową. Co dalej, zależy od ciebie, od was. Możesz dochodzić swoich spraw. Możecie zniknąć i zacząć życie w innym miejscu

– Mówisz poważnie? Jestem następcą tronu. Po śmierci stryja zostanę królem. Nie mogę po prostu uciec.

– Jeśli wrócisz, możesz nie dożyć koronowania.

– Jeśli będzie jeszcze, do czego wracać – Fuks pojawił się jak duch. Przysiadł przy ognisku i wyciągnął zza pazuchy pęto kiełbasy i glinianą flaszkę. Ugryzł pachnącą czosnkiem kiszkę, odkorkował butelkę i upił trochę i zatkał na powrót.

– Ostrą pędzą kuchciki gorzałkę, łajzy jedne – oznajmił, nie zwracając się do nikogo konkretnego. Wilk nie odezwał się i wrócił do obserwowania strzelających do góry płomyków. Hamlet trawił wcześniejszą rozmowę i komentarz rudzielca. Fuks wrócił do jedzenia i picia. Po kilku kęsach i łykach podał wciąż spore pęto i ciężkawą butelkę księciu, ale ten odmówił ruchem głowy. Gilbert wzruszył ramionami i wyciągnął ręce do Wilka. Krystian wziął tylko butelkę, odkorkował ją zębami, wypluł korek do ognia i przechylił do ust. – Z czego to kurwa robią? – wydyszał, gdy skończył. Oddał butelkę Fuksowi i ułamał kawałek kiełbasy. Rozszedł się silny aromat czosnku. Wilk zatopił zęby w mięsie.

– Nie chcesz wiedzieć – wyszczerzył zęby Fuks.

– Gilbert?

– Co jest mały?

– Jak to nie będzie, do czego wracać?

– Żartowałem.

– Gdzie byłeś? – książę wciąż siedział za kręgiem światła.

– Buszowałem w zbożu – Fuks nie tracił rezonu.

– Gilbert proszę cię. Mam prawo znać prawdę, w końcu tu chodzi o moje życie – księciu drżał głos.

– Powiedz mu – odezwał się cicho Wilk.

– Rotmistrz, cośmy go na drodze spotkali, twierdził, że Nordowie na Polan maszerują i tylko przejścia przez Dunland żądają. Tamci już nawet czekają na nich przy granicy. Nie zastanawia cię, dlaczego Nordowie, choć mogli lądować bardziej na wschód brzegu Bałty, gdzie bez problemów dopłynęliby na swoich długich łodziach, lądują w Dunlandzie, skąd mają spory kawałek do przejścia. To jest jawna agresja mały. Lada moment Polanie zaatakują was ze wschodu, a Fortynbras od środka. Dunowie dopiero jedną wojnę skończyli. Rycerstwo rozpuszczone do domu, podobnie jak najemnicy. Większość z nich pewnie służy teraz u Fortynbrasa. Wierz mi znam się na tym. Twój stryj też to wie i dlatego w listach prosi nie tylko o twoją głowę, ale także, by król angielski, związany słowem, na półwysep Nordów karną ekspedycje poprowadził. Jest tylko jeden mały problem…

– …my nie płyniemy do Anglii.

– Właśnie.

Zapadła cisza. Fuks ugryzł kiełbasę i łyknął kuchcikowego wywaru.

– Nie ciskaj się mały – odezwał się w końcu Fuks. – Mam pewien plan. Przy odrobinie szczęścia powinien się udać.

– Jak do tej pory wszystkie twoje plany o mało mnie nie zabiły. I raczej wyczerpałem swoje szczęście.

– Módl się do swojej bogini – mruknął Wilk.

***

– Jesteś szalony – książę był pewien, że Fuks chce ich zabić. – Jeśli to twój sposób na samobójstwo, to…

– Namiot Fortynbrasa jest następny.

Siedzieli w całkowitej ciemności i nasłuchiwali gwaru zwijającego się obozu. Większość wojsk już wymaszerowała i zostały głównie wozy zaopatrzenia. Nie zmieniało to faktu, że książę Fortynbras, jeszcze nie wyruszył i razem z nim nie wyruszyła jego przyboczna straż.

– No dobrze i co potem. Wejdziemy tam i porwiemy go?

– Kto tu mówi o porywaniu? I kto mówi o wchodzeniu.

– Nie rozumiem w takim razie celu tej całej wyprawy?

Pod osłoną ciemności przekradli się do obozu. Książę nie wiedział, jak minęli straże, ale prowadził ich Gilbert i ani razu nie natrafili na nordyckiego żołnierza. Rudzielec podprowadził ich do pustego namiotu i kazał się ukryć. Teraz tłoczyli się przy wejściu do namiotu, a Fuks uchylał go delikatnie wyglądając na zewnątrz.

– I co tu tak śmierdzi? – spytał Wilk.

– Nie ma czasu na wyjaśnienia – szepnął Gilbert. – Idzie.

– Kto?

– Nasz cel.

Wilk z księciem jednocześnie cofnęli się od wyjścia.

– Teraz bądźcie cicho.

Po chwili wejście do namiotu poruszyło się i do środka wszedł książę Fortynbras.

– Panie mój Fortynbrasie – odezwał się Fuks i nordycki książę wrzasnął przerażony.

– Kto tu?

Coś cichutko trzasnęło i w ciemności zapłonął mały ognik, który oświetlił twarz Gilberta.

– Fuks ty stary draniu – Fortynbras natychmiast się uspokoił. – Nie strasz.

Głosy na zewnątrz wskazywały, że straż przyboczna zareagowała na wrzask Fortynbrasa. Płomyk zgasł z cichym sykiem.

– Panie mój królu? – ton głosu wskazywał, że pytający na wszelki wypadek nie chce przeszkadzać, ale gotów jest wejść do namiotu przy najmniejszym zagrożeniu królewskiego życia.

– W porządku – uspokoił ich król.

– Na pewno mój panie?

– Mam wam opowiedzieć o szczegółach mojego książęcego stolca, czy jak, żołnierzu? – Fortynbras uderzył w zirytowany ton.

– Wybacz mój panie.

Odczekali chwilę, aż głosy na zewnątrz umilkną i się oddalą. Znów rozległ się cichy trzask i w ręku Fuksa zapłonął mały płomyk, który po chwili urósł w większy.

– Musisz przestać mnie tak nachodzić. Pewnego dnia zejdę przez ciebie na serce – stwierdził Fortynbras.

– Wybacz mój panie – Fuks uniósł nad głowę rękę ze świecą. – Sprawa jest delikatnej natury, szczególnie w obecnych okolicznościach.

– A kiedy nie jest? – zaśmiał się Fortynbras. – Mów, a ja w między czasie załatwię sprawę, w jakiej tu się zjawiłem.

Podszedł do tylnej ściany namiotu i uchylił ją. Oczom księcia ukazał się drugi, bardzo mały pokój. Poza drewnianą, rzeźbioną skrzynią, nie było w nim nic więcej. Fortynbras zasłonił za sobą wejście i dobiegł ich dźwięk rozpinanego pasa, a potem spuszczanych spodni. Zaskrzypiało drewno.

– Mów, co cię tu sprowadza – dobiegł ich głos. – I twoich towarzyszy.

– Przybywam, by mówić w imieniu księcia Hamleta – przeszedł do sedna sprawy Fuks.

– Teraz pracujesz dla niego?

– Wiesz dobrze książę, że wiernym poddanym Gustaffa Juniora jestem.

– Wiem, wiem. Czego chce Hamlet?

– Mówić z tobą panie i o pomoc w odzyskaniu tronu prosić.

Książę zamilkł. Dobiegło ich stęknięcie, a potem dźwięk, jakby się materiał rozdarł.

– W odzyskaniu tronu mówisz – podjął Fortynbras.

– Ojciec księcia, stary Hamlet, ten sam, który ojca twego pod Czarną Skałą pokonał i Południową Marchię shołdował…

– Nie musisz mi tego przypominać.

– … no więc stary Hamlet został otruty przez własnego brata…

– Klaudiusza?!

– Tego samego. Chce również pozbyć się księcia.

– Hmm.

Zabrzęczała sprzączka pasa i Fortynbras wyszedł za zasłony.

– Dobra pomówię z księciem. Podobno z niego niezły wariat – poprawił pas.

– Oto on – Fuks wypchnął księcia w krąg światła.

Książę Dunów wyciągnął prawą rękę do Fortynbrasa.

– Hamlet.

– Fortynbras – książę Nordów uścisnął wyciągniętą dłoń i uśmiechnął szeroko. – Masz szczęście, że podcieram się lewą ręką, bo doszłoby do uchybienia w protokole dyplomatycznym.

***

Książę wiedział, że Fortynbras ma 25 lat i stwierdził, że na tyle wyglądał. Chciał wyłożyć swoją sprawę, choć sam jeszcze nie wiedział, jaką ma sprawę do następcy tronu Nordów, zaraz po wyjściu z królewskiego wychodka, ale Fortynbras powstrzymał go ruchem ręki.

– Przy winie – wyjaśnił.

W królewskim namiocie wskazał im miejsce przy stole pokrytym mapami i zawojami. Księcia kusiło, żeby w jeden zerknąć, na pewno zawierały poufne i ciekawe informacje, ale nie chciał urazić gościnności gospodarza. Rozejrzał się po namiocie. Fortynbras szykował się do wyjazdu. Służba pakowała kufry i kręciło się jej sporo po namiocie, ale królewski stół otaczała niewidzialna linii, której żaden z sług nie przekraczał.

Fortynbras wyszedł za zasłony i zasiadł przy stole. Strzepnął resztki wody z palców i nalał sobie wina.

– Mów młody – zwrócił się do księcia i rozparł się w swoim stolcu.

– Klaudiusz musi zginąć.

– Ho, ho – zaśmiał się Fortynbras. – Ostro zaczynasz książę.

– On pierwszy poszedł na ostro. Otruł mojego ojca, a na mnie nasłał najemnych zabójców.

– Zatem to prawda, co się szepcze po ościennych dworach. Klaudiusz w końcu wykonał ruch.

– Tron zgodnie z prawem należy się mnie. Klaudiusz ma prawo zasiąść w nim dopiero po mojej bezpotomnej śmierci.

– To masz problem, chłopcze. Przechodziłem przez to po powrocie ze szkoły. Wszyscy możnowładcy myśleli, że będę się chciał ich pozbyć. Niezdrowa sytuacja. Dlatego poszedłem w wojsko. Tu się czuję dobrze, a zawsze znajdzie się jakaś wojna, w której będzie można wziąć udział…

– A jeśli przy okazji chwały fortuna się uśmiechnie i coś skapnie, to dzięki bogom za to.

– Dobrze powiedziane Fuks. Czy raczej Guild Star. Bo tak podobno zwiesz się obecnie.

– Dziękuję mój panie.

– Wróćmy jednak do ciebie Hamlecie. Kontynuuj.

Książę rozejrzał się po towarzystwie. Co dalej? Czego chciał? Do tej pory skupiony był bardziej na drodze niż na celu i teraz nie wiedział co ma powiedzieć.

– Ok. – Fortynbras wyprostował się z lekko zdziwioną miną. – Jak do tej pory to dowiedziałem się, że chcesz pozbyć się Klaudiusza i zasiąść na tronie. No dobrze, ale co dalej?

Książę spojrzał na swoje ręce.

Fortynbras zdziwił się jeszcze bardziej. Spojrzał na Gilberta, który tylko wzruszył ramionami. Wilk tylko skinął głową.

– Wiecie, że kazał was uwięzić i skazać na śmierć? – Fortynbras sięgnął po dzban i dolał sobie wina. – Zaskakujecie nie w wychodku, tylko po to, żeby jakiś przestraszony księciulo rozkleił mi się w namiocie, kiedy zabieram się właśnie, żeby najechać jego własny kraj – powiedział i spojrzał na księcia. – Pomijając nieco rozrywki, której mi dostarczacie, marnujecie mój czas. Mam kraj do podbicia.

– Zależy ci na nim? – odezwał się w końcu książę.

– Nie wiem – głos Fortynbrasa był szczery. – Wiem, że nie mam czego szukać u siebie w domu. Nordowie się kłócą… – przerwał i zawahał się na chwilę. – Mój ojciec umiera. To oczywiste, że sukcesja przechodzi na mnie, ale przejęcie władzy niepokoi wielu ludzi z otoczenia mojego ojca. Mają środki i pieniądze, których ja nie mam, widziałem skarbiec, który przyjdzie mi odziedziczyć. Dunland może to zmienić. Szczególnie teraz, kiedy ród królewski jest skłócony, a ludzie burzą się przeciwko Klaudiuszowi.

– Ludzie się buntują? – zdziwił się książę.

– Dziś rano tłuszcza Elsinoru prawie obwołała jakiegoś Leartesa królem. Choć chyba bardziej wczoraj.

– Co?!

– Nie wiedziałeś?

– Nie wiedziałem, że Leartes wrócił.

– Kto taki?

– Syn Poloniusza, brat Ofelli.

– Syn szambelana?

– Ten sam.

– No, no, pnie się kogucik.

– Dlaczego tak mówisz?

– Dziś wieczorem został dowódcą królewskiej straży.

– Aha.

– Współbuntowników powieszono.

– Ulicy to się nie spodoba – stwierdził Wilk.

– Hmm – tylko mruknął Gilbert.

Książę myślał o Ofelii. Powrót jej brata wszystko komplikował. Co jeśli zainteresuje się szczególną troską jaką Kacper miał otaczać dziewczynę. I jego dziecko.

– Ofelia – szepnął.

– Co takiego? – mruknął Fortynbras, który najwyraźniej przysnął na chwilę.

– Już wiem, czego od ciebie chcę książę – książę wyprostował się.

– No wreszcie – stwierdził książę Nordów.

– Chcę, żebyś przeszedł przez mój kraj, tak jak o to prosiłeś, zanim mój stryj odmówił ci tego przejścia.

– Nie wydaje mi się, żebym musiał o to pozwolenie prosić teraz.

– Zdaję sobie z tego sprawę.

Przy odrobinie szczęścia, może się udać, pomyślał książę.

– Nie będę owijał gówna w jedwab. Muszę zasiąść na tronie, to jedyny sposób na ochronę kobiety, którą kocham, za którą oddałbym życie.

– Trzeba było od razu mówić, że chodzi o kobietę – Fortynbras przepił w toaście do księcia.

– Tron jest prawnie mój. Ojciec został zamordowany przez rodzonego brata, który bezprawnie zagrabił moje dziedzictwo i ożenił się z moją matką.

– Słyszałem, słyszałem. Straszny dół.

– Dół? – zaciekawił się Wilk.

– Nie wnikaj i tak nie skiminisz facet – Fortynbrasowi najwyraźniej nie chciało się tłumaczyć, zawiłości współczesnego języka. – Ale znów odbiegamy od tematu. Co…

– …będziesz z tego miał? – dokończył za niego książę. – Po pierwsze nie będzie między nami wojny, co z pewnością jest na rękę twojemu ojcu, biorąc pod uwagę, że król Angoli tylko czeka na pretekst do ataku na wasze zachodnie marchie.

– Prawda, prawda – Fortynbras podrapał się po dwudniowym zaroście, aż zachrzęściło.

– Zależy mi tylko na twojej obietnicy przyjaźni – książę poczuł, że w końcu mówi, to co chce powiedzieć, to co mu podpowiada serce.

Fortynbras popatrzył lekko zdziwiony.

– Ja nic do ciebie nie mam – wzruszył ramionami.

– Ja do ciebie też nie – odpowiedział książę.

Fortynbras uśmiechnął się.

– Dobrze. Będziemy tylko przechodzić, zostawimy ludność w spokoju. Jeśli jednak król Dunlandu zdecyduje się nas zaatakować, będziemy się bronić wszelkimi dostępnymi środkami.

– To uczciwe – książę skinął głową.

– Jeśli jednak – wtrącił Wilk, – pojawią się ludzie z książęcym herbem, powinniście podjąć rozmowy. Współpraca powinna być obustronna.

Książę spojrzał na Wilka i skinął mu głową. Krystian miał rację, musiał czynnie uczestniczyć w wydarzeniach. Właśnie ważyły się losu królestwa Dunów. Jego królestwa, jego poddanych.

– Z tego co mi wiadomo, masz dobre notowania wśród ludności.

– Notowania?

– Lubią cię. Rozumiem, że pójdą za twoim przywództwem.

– Nie wezwę ich na śmierć.

– Chodzi mi raczej o to, żeby nas nie zaczepiali, a najlepiej jeszcze żywili. Z czegoś muszę utrzymać te moje zastępy – Fortynbras odstawił kielich. – Moi ludzie liczą na łupy.

– W Dunlandzie czy na ziemiach Polan?

– Dunland jest po drodze. Nie zrozum mnie źle. Jesteś w fatalnej sytuacji i współczuję ci, ale potrzebuję czegoś, co zmotywuje moich ludzi, inaczej rozejdą się za babami i żarciem.

– Dostaniesz północną prowincję.

– Nie wiem, czy możesz o tym decydować.

– Mogę. Północna prowincja to moja tytularna własność.

– Będziesz księciem tylko z tytułu…

– Będę królem.

***

– Mam zamiar zabić Klaudiusza.

– Co?

– Jest mi winien życie, zgodnie z odwiecznym prawem Dunów. Kto zabił, ten zginie. Zabójca ojca, niech zginie z ręki syna, mówi prawo Dunów.

– Nie uważasz, że uderzyłeś w zbyt poważny ton, mały. Zaczynasz brzmieć jak, jakiś nawiedzony… nawiedzeniec.

– Nie Fuks. Klaudiusz musi zginąć. Mój stryj jest uzurpatorem tronu, królo i bratobójcą. Śmierć z mojej ręki będzie aktem łaski, w porównaniu do tego, co powinien mu sprawić małodobry na głównym placu Elsinor.

– Ale mimo wszystko…

– Żadnego ale, Klaudiusz musi umrzeć. W tym celu najpierw muszę się spotkać z królem Anglów.

– A więc teraz płyniesz do Anglii.

– Płyniemy.

– Nie uważasz chyba, że nasza trójka…

– Dwójka. Fuks. Ty i ja. Wilk zostaje z Fortynbrasem.

– No proszę. To o tym szeptaliście przy stole.

– Zajmie się moimi interesami.

– Myślisz, że możesz mu ufać.

– Myślę, że mogę.

– No wiesz, czarny jest i w ogóle. Mówią, że czarnemu nie wolno ufać, bo nigdy nie wiesz, jakiego jest koloru.

– Klaudiusz jest biały i zobacz jak wyszedłem, na zaufaniu do znajomości jego bladości i rumieńców.

– Słusznie.

– Wiem, że tego chcesz…

– Czego, to twoim zdaniem książę?

– Przygody. Szaleństwa. Kobiet. Obiecuję, że po drodze będzie ich sporo.

– Obiecujesz.

– Czyż Fortuna nie jest dziwką?

– A jest?

***

– Masz jakiś plan mały? – Fuks opierał się o burtę statku. Splunął do morza i odwrócił do księcia.

Książę zmieniał kolory. Był na przemian blady, to fioletowy, to zielony, to znów blady, a czasami plamisty.

– Powinieneś się wyrzygać normalnie. Morze musi dostać swoją daninę – Fuks klepnął księcia w plecy, który zbladł i wyrzygał się w końcu. Otarł usta rękawem.

– Mam.

– Nie chcę narzekać, ale Bliźniacy coś szykują – Fuks wrócił do obserwacji fal.

– Jesteś pewien, że to oni. Wsiedli na statek w porcie. Udają rodzeństwo, brata i siostrę. Zmieniają kolory, jak i ty, dosyć często. Dziś rano coś omawiali.

– Masz listy Klaudiusza?

– Nie podoba mi się to mały. Co ty kombinujesz?

– Chcę podmienić listy Klaudiusza.

– To nie możliwe mały. Złamanie pieczęci…

– Przecież już to zrobiliście. Mówiliście wcześniej, że Klaudiusza kazał mnie w tych listach zabić. Skąd wiedzieliście?

– Domysły…

– Nie. To nie były domysły mój drogi Guild Star.

Książę zbladł.

– Musisz się wyrzygać?

– Bliźniacy.

Fuks nie zareagował. Tylko pchnął go i zaczął odchodzić. Książę pobiegł za nim.

– Co się stało.

– Obserwowali nas wcześniej, ale skoro i ty ich dojrzałeś, znaczy, że przestali się ukrywać – wyjaśnił Fuks nie zatrzymując się i nie oglądając za siebie.

– Listy Fuks.

– Star. To bardzo ważne, żebyś zwracał się do mnie od tej pory Star. Guild Star. Moje inne imiona nie są znane na tych wodach.

Gilbert zatrzymał się i spojrzał na horyzont.

– Skąd ty wytrzasnąłeś ten pseudonim?

– Widzisz, ja też mam plan i przy odrobinie szczęścia, może się udać.

– W co mnie chcesz wpakować tym razem.

– To nie ja – Gilbert wpatrywał się w coś na horyzoncie. – To nie ja. To Fortuna.

Książę obejrzał się i poszukał niespodzianki Fortuny. Na horyzoncie majaczył maleńki punkcik.

– Idzie w naszym kierunku – stwierdził Fuks.

– Musiałby być za nami. Wiatry i w ogóle.

– Niekoniecznie – mruknął Fuks. – Czyż Fortuna nie jest dziwką?

***

– Skąd wiedziałeś, że wiatr się zmieni!?

– Fortuna.

– Jesteś pewien, że to piraci.

– Jest za szybki na królewską marynarkę, a za duży na kupiecki. Musi tam wieźć sporo broni i ludzi. To już nie długo. Teraz jest czas na wprowadzenie twojego planu. Jak chcesz uniknąć Bliźniaków? Kiedy piraci zaatakują statek Bach i Buch wykonają swój ruch.

– To znaczy.

– Zabiją nas i odbiorą listy, które dostarczą do króla Anglów. Na pewno mają własne listy uwierzytelniające.

– Dlatego musimy sfałszować nasze listy Klaudiusza.

– Aha. Chcesz im dać listy, a samemu zwiać i wrócić.

– W zamieszaniu.

– Gdzie?

– Na zamek, lub przyłączyć się do Fortynbrasa i sformować odziały Dunów. Klaudiusz musi umrzeć.

– Twój plan mały…

– …przy odrobinie szczęścia może się udać. O co chodzi z tym powiedzeniem?

– Mówi się, że Fortuna to dziwka.

– Zatem…

– Zatem ja jestem jej synem.

***

Piraci zaatakowali nocą. Oba okręty przez kilku godzin wykonywały skomplikowane manewry w ucieczce i pościgu. Książę szykował się do walki. Może nawet ostatniej.

– Pamiętaj, że do każdego pirata który cię zaatakuje masz krzyczeć, że jesteś księciem i możesz zapłacić okup. Błagaj jeśli będzie trzeba. Piraci nie znają litości – ostrzegł go wcześniej Fuks wciskając miecz do ręki. – Jeśli będziesz musiał, zabij. Wiem, że jesteś dobry w szermierce. Pamiętaj o bliźniakach. Oni są od ciebie w niej lepsi.

Piracki bryg okazał się szybszy i kiedy oba okręty znalazły się burta w burtę, piraci przystąpili do abordażu. Książę zbiegł pod pokład. Pamiętał, żeby nie wracać do swojej kajuty. Kiedy dotarł na dolny pokład, zapadła ciemność.

Kiedy się ocknął leżał na pokładzie, a Buch i Bach stali nad nim.

– Nie ma przy sobie listów – powiedział Buch, a może Bach.

– Zostawił je w kajucie. Ty zostań, a ja po nie pójdę. Nie zabijajmy go, dopóki nie wrócę. Musimy być pewni.

– Pospiesz się.

Buch, a może Bach oddalił się. Książę przymknął oczy i udawał nieprzytomnego. Desperacko starał się znaleźć jakikolwiek sposób wyjścia z tego… „bałaganu”, jak powiedziałby Wilk, przebiegło księciu przez myśli. Nic mu nie przychodziło do głowy.

Usłyszał chrupot, a potem chrząknięcie i coś przygniotło księcia. Książę otworzył oczy. To był bliźniak.

Książę wyskoczył z wrzaskiem spod ciała Bucha, a może Bacha i stanął na nogi.

– Jestem księciem…

– Jeszcze nie teraz mały – Fuks podniósł rondo kapelusza..

– Ale, jak ty…

– Nieważne. Chodź za mną. Już po walce. Piraci pochwycili drugiego bliźniaka. Ma przy sobie listy.

– Ma? Jesteś bardzo dobrze poinformowany.

– Tak jakby znam kapitana piratów.

– Tak jakby!

– Nie ciskaj się mały, mamy naprawdę dużo szczęścia.

– Ty masz dużo szczęścia, ja jestem tylko jego beneficjentem. I ofiarą.

– Chodźże w końcu. Poznasz, Krwawego Wiliama. To kapitan i mój tak jakby brat.

– Tak jakby!?

***

Kapitan okazał się być kopią Gilberta, tylko czarnowłosą i dwa razy większą. Nikt by się nie domyślił, że nie są braćmi.

– Nie jesteśmy braćmi – powiedział po raz dziesiąty Fuks. – Jesteśmy kuzynami.

– Ale kochamy się jak bracia – zahuczał kapitan. Miał donośny głos i kiedy mówił zdawało się, że krzyczy. Książę nie chciał usłyszeć krzyku kapitana, ale domyślał się, że była to przydatna umiejętność, kiedy przychodziło do wydawania rozkazów, szczególnie podczas bitwy.

– Rodzina Wiliama zawsze żyła z morza, a nasza z gór – wyjaśnił. – Każde lato spędzaliśmy razem.

– Raz w górach, raz na morzu – zaśmiał się Krwawy Wiliam. Kolejną rzeczą, którą książę nie chciał się dowiedzieć, było skąd wziął swój przydomek.

– Twoja rodzina to górscy rozbójnicy mój drogi Guild Star.

– Trzymasz się nadal swego morskiego miana? – kapitan nalał Fuksowi wina. – Miłe to memu uchu.

– Cała przyjemność po mojej stronie.

Książę czuł się wyłączony z tej rozmowy.

– Bliźniacy – szturchnął Fuksa w bok.

– Bliźniak – poprawił go syn Fortuny i spadkobierca górskich rozbójników. – Drugi udał się w zaświaty.

– Nie martw się księciuniu. Buch, a może Bach nie stanowi już dla ciebie zagrożenia. A jego cenna przesyłka wciąż przy nim jest.

– Zrobisz, tak jak się umawialiśmy? – spytał Fuks i zwracał się do kapitana.

– Pozwolę mu uciec w okolicach jakiegoś angielskiego brzegu. Nie martw się, przesyłka zostanie dostarczona.

– To załatwia kwestię angielskiego króla i listów do niego – zwrócił się Fuks do księcia. – A jeśli chodzi o nas…

– Wracamy?

– Wracamy.

– Elsinor czy Fortynbras?

– Ty decydujesz.

– Ofelia.

Koniec

Komentarze

dowcip się wyostrza, akcja się zaognia ... podoba mi się :)

kilka błędów, literowek, ale nie psuje to specjalnie przyjemności czerpanej z czytania.

Nowa Fantastyka