- Opowiadanie: baranek - Zdrowa żywność

Zdrowa żywność

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Zdrowa żywność

Morel wra­cał do wio­ski. To była udana wy­pra­wa. Nie było go w domu pra­wie mie­siąc, ale opła­ci­ło się. Do­tarł w re­jo­ny, w które nie za­pusz­cza­li się wcze­śniej wio­sko­wi Po­szu­ki­wa­cze. Od­krył nie znany w osa­dzie krzew. Jego owoce pach­nia­ły słod­ko, wy­glą­da­ły ape­tycz­nie i sma­ko­wa­ły wy­bor­nie. Kosze wy­ła­do­wa­ne były nimi po brze­gi. To bę­dzie praw­dzi­wa uczta. A ze­bra­ne skrzęt­nie drob­ne pest­ki wy­sie­je się w przy­wio­sko­wych ogro­dach. Za ja­kieś dwa, trzy lata wy­ro­słe z nich krze­wy po­win­ny za­cząć owo­co­wać. Jeśli Wy­jąt­ko­wo Płod­na Bo­gi­ni po­zwo­li.

 

Za­wsze po­zwa­la­ła. Ple­mię od po­ko­leń od­da­wa­ło jej cześć, a ona ob­da­rza­ła oka­la­ją­ce wio­skę pola nie­wia­ry­god­nym wręcz uro­dza­jem. To dzię­ki hoj­no­ści Bo­gi­ni Ogrod­ni­cy już dawno za­prze­sta­li po­lo­wań i ho­dow­li ja­kich­kol­wiek zwie­rząt. W ogóle zre­zy­gno­wa­li z je­dze­nia mięsa. Po co bo­wiem za­tru­wać swoje ciała, z któ­rych każde jest prze­cież świą­ty­nią Bo­gi­ni, nie­czy­stą żyw­no­ścią, skoro w po­bli­skim ogro­dzie pełno jest smacz­nych wa­rzyw i owo­ców? Jak można po­zba­wiać życia inne stwo­rze­nia pod pre­tek­stem za­spo­ko­je­nia wła­sne­go głodu, skoro głód ten za­spo­ko­ić można na tyle in­nych spo­so­bów? Czyż owoce i wa­rzy­wa nie są naj­zdrow­szą żyw­no­ścią na świe­cie? Tak, tak, fi­lo­zo­fia wy­zna­wa­na przez ple­mię Ogrod­ni­ków z pew­no­ścią była roz­sąd­na. Naj­roz­sąd­niej­sza z moż­li­wych.

Gęsty do tej pory las za­czął się prze­rze­dzać. Morel przy­spie­szył kroku. Za chwi­lę bę­dzie w domu. Wy­nu­rzył się spo­mię­dzy drzew i spoj­rzał w kie­run­ku le­żą­cej w nie­wiel­kiej do­li­nie wio­ski. Ale wio­ski nie było. Tylko ster­ty po­pio­łu zna­czy­ły miej­sca, gdzie wcze­śniej stały drew­nia­ne chaty Ogrod­ni­ków. Chło­pak zrzu­cił z ra­mion cięż­kie kosze i po­biegł w stro­nę po­go­rze­li­ska. Chwy­cił le­żą­ce opo­dal gra­bie i jął go­rącz­ko­wo roz­gar­niać kupy zim­ne­go już sza­re­go pyłu.

– Bo­gi­ni – mo­dlił się przy tym żar­li­wie. – Spraw pro­szę, o Wy­jąt­ko­wo Płod­na Bo­gi­ni, bym z tych ru­inach zna­lazł ciała moich krew­nych i zna­jo­mych. Lub cho­ciaż ich zwę­glo­ne szcząt­ki. Bła­gam cię, Bo­gi­ni, bądź dla nich li­to­ści­wa.

Nie zna­lazł ni­cze­go. Naj­mniej­szej nawet ko­stecz­ki. Zroz­pa­czo­ny Morel opadł na ko­la­na, wzniósł ręce ku niebu i ła­mią­cym się z bólu gło­sem za­wo­łał:

– Biada, po trzy­kroć biada im wszyst­kim! Czym za­słu­ży­li sobie na tak okrut­ny los?

Stało się bo­wiem oczy­wi­stym, że wio­ska, wszy­scy jej miesz­kań­cy, padli ofia­ra­mi Mię­so­żer­ców.

Całą noc prze­sie­dział za­ła­ma­ny Morel na gru­zach ro­dzin­nej osady. A ran­kiem, po­si­liw­szy się nieco wzgar­dzo­ny­mi przez na­jeźdź­ców owo­ca­mi, ru­szył na pół­noc. Tro­pem po­ry­wa­czy swo­ich naj­bliż­szych.

A trop był wy­raź­ny. Prze­ra­ża­ją­co wy­raź­ny. Na­past­ni­cy nie wi­dzie­li po­wo­du by ukry­wać przed kim­kol­wiek ślady swo­je­go po­cho­du. Morel bez trudu po­dą­żał wy­dep­ta­ną licz­ny­mi sto­pa­mi ścież­ką. Na­po­ty­kał też reszt­ki ognisk, które zna­czy­ły miej­sca noc­nych po­sto­jów. Omi­jał te reszt­ki sze­ro­kim łu­kiem, brzy­dząc się i bojąc za­ra­zem tego co mógł­by w nich doj­rzeć.

Wresz­cie, po wielu dniach wę­drów­ki, do­tarł w po­bli­że osady Mię­so­żer­ców. Rojna była i gwar­na. Ka­mien­ne domy usta­wio­ne były w czte­ry wiel­ki okrę­gi o wspól­nych środ­ku. Śro­dek ten wy­zna­cza­ły zaś me­ta­lo­we klat­ki, w któ­rych ku­li­li się obec­nie prze­lęk­nie­ni Ogrod­ni­cy. Nie było ich wielu. Z licz­ne­go tak jesz­cze nie­daw­no ple­mie­nia, po­zo­sta­ło kilka za­le­d­wie osób. Morel przez cały dzień krą­żył wokół osady, pró­bu­jąc zna­leźć jakiś spo­sób ra­tun­ku uwię­zio­nych współ­ple­mień­ców. A wie­czo­rem na­tknął się na pa­tro­lu­ją­cy oko­li­cę od­dział wroga. Uległ po krót­kiej walce.

Ock­nął się w klat­ce. Do­ko­ła gro­ma­dzi­li się wła­śnie Mię­so­żer­cy. Co­wie­czor­ne wspól­ne uczty sta­no­wi­ły ich, uświę­co­ną przez lata, tra­dy­cję. Gro­ma­dzi­li wła­śnie chrust, usta­wia­li cięż­kie me­ta­lo­we rusz­to­wa­nia i ostrzy­li ol­brzy­mie noże. Ma­ka­brycz­nym przy­go­to­wa­niom to­wa­rzy­szy­ły we­so­łe roz­mo­wy i prze­ko­ma­rza­nia. Do uszu Mo­re­la do­tarł pi­skli­wy, dzie­cię­cy gło­sik:

– Ta­tu­siu, a dla­cze­go oni wła­ści­wie jedzą tylko owoce i wa­rzy­wa?

– Wi­dzisz synku, to dar Wiecz­nie Wku­rzo­ne­go Boga dla nas, jego wier­nych wy­znaw­ców. Dzię­ki temu ich mięso jest wy­jąt­ko­wo so­czy­ste i kru­che za­ra­zem. I wy­jąt­ko­wo smacz­ne. To z pew­no­ścią, naj­zdrow­sza żyw­ność na świe­cie.

 

Koniec

Komentarze

Nic, tylko salami wpierdzielać! Fajne opowiadanie, choć chyba nie dla wegetarian.

"Morel przez cały dzień krążył wokół osady, próbując znaleźć jakiś sposób ratunku uwięzionych współplemieńców. A wieczorem natknął się na patrolujący okolicę oddział wroga. Uległ po krótkiej walce." - w porównaniu do wcześniejszych wydarzeń dzieje się tu niezwykle dużo, kombinowanie, walka - w teorii parujący mózg i wirujące ciała, pełna dynamika, a to wszystko podsumowane trzema zdawkowymi zdaniami. Moim zdaniem ten fragment zdecydowanie zasługuje na rozwinięcie.

Tekst jest zwarty, logiczny i ma fajną puentę. Czyta się to naprawdę nieźle. Ode mnie więc: 4/6 (ponieważ przyjąłem strategię rozbijania oceny na sześć składowych wypunktuję tu, za co ile: ORTOGRAMINT - 1/1, język i styl - 1/1, logika - 1/1, spójność przedstawionego świata - 1/1, treść - 0,5/1, X-factor - 0/1, co - po zsumowaniu - zaokrąglam w dół z powodu przesadnej zdawkowości opisów).

Dobre :) Fajnie napisane, a i puenta kapitalna.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

bardzo ciekawa miniatura. krótka, acz treściwa. porządnie skonstruowane zdania, sensowna akcja i ciekawy styl. puenta też bardzo ciekawa. (chciałem przez chwilę napisać, że "zachęcająca", ale po głębszym namyśle uznałem, że byłoby tu to trochę nie na miejscu)
podsumowując: jest dobrze, oby tak dalej. życzę więcej tak udanych opowiadań

Baranek ujawnia naturę złośliwego okrutnika? Coś okropnego...
Nie wypada, wiem, ale cóż --- parsknąłem śmiechem.

No nie, nawet na NF się z nas śmieją :P Fajny tekst.

Na pewno umiejętność kondensowania formy opanowałeś do perfekcji. Podobnie jak umiejętność puentowania. Ciekawy, fajny tekst, styl jak zawsze bez zarzutu, chociaż w porównaniu do Twoich wcześniejszych opowiadań nie powala na ziemię. Nie, nie jestem wegetarianką ;)

Mam podobne zdanie do Dreammy. Fajny tekst, bardzo dobry styl, ale jakoś mnie nie porwało. Do poczytania. Poza tym, mam kolegę wegetarianina, który uprawia brazyliskie sztuki walki. Nie znam nikogo, kto chciałby mieć z nim na pieńku. Nawet wśród tych, dla których obiad bez schabowego, to nie obiad.

Mastiff

Rzeczywiście, baranek- przyzwyczaiłaś mnie do wysokiego poziomu swoich prac. Ten jest słabszy. Chociaż też dobry. Chciałbym umieć napisać coś, przynajmniej tak dobrego, jak to :-).
Zgadzam się z zarzutem Bohdana- "wegetarianin" nie oznacza "pacyfista", tym bardziej, jeżeli wiedzą, że tuż obok żyją kanibale. Z tym, to akurat spalony pomysł.
Daję 4

Jak dla mnie krótkie, przyjemne, do szybkiego przeczytania :) Bardzo podoba mi się zdanie "jedzą tyle warzyw, to muszą być zdrowi" w ustach mięsożercy :P

Zacna makabreska z bardzo porządnym finałem. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A do mnie nie przemówiło. No, jak ktoś je owoce i warzywa, to jest zdrowy. I co z tego?

Byłoza. Podobny motyw wykorzystała chyba Wójtowicz w “Podatku”. I tam wyszło to zabawniej.

Ale może marudzę, bo sama praktycznie nie jem mięsa?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka