- Opowiadanie: Ajwenhoł - Dom czasu przeszłego

Dom czasu przeszłego

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Dom czasu przeszłego

 

DOM CZASU PRZESZŁEGO

 

 

Są takie domy, gdzie czas butwieje pod postrzępionymi tapetami i nie dzieje się nic, bo wszystko, co było do wydarzenia, już się stało. Wspomnienia zastygły w kątach jak pajęczyny, w zakamarkach podłogi gromadzi się kurz. Codzienne rytuały domowników, ich wędrówki wydeptanymi przez lata ścieżkami od pokoju do pokoju nie rozpraszają martwoty, bo ci ludzie powrastali w dom jak huby i są jego częścią jak meble i pająki.

 

Kiedy pewnego ciepłego wrześniowego poranka mój dziadek wyruszył po kryjomu do nieba, babcia przesunęła dom w czas przeszły. Odtąd nastał bezruch i bezczas, jakby dziadek miał zaraz wrócić z nieba po papierosy. Nawet zegar w pokoju tylko udawał, że odmierza chwile, tik, tak, tik, tak. Książki, maszyna do pisania, radzieckie radyjko na baterie, popielniczka z kryształu dziwnie załamująca świat, gdy patrzyło się przez nią na drugą stronę – wszystko spowite zawiesistą wonią tytoniu i starego papieru, tak, jak zostawił to dziadek.

 

Życie w domu babci porosło mchem i pleśnią, jego serce zamarło między pierwszym a drugim tonem, i trwało tak zawieszone w niepewności, aż czarna krew w nim zakrzepła i nie poruszyło się już więcej. Szare cienie rozpełzły się z wolna po pokojach, wieczory przedłużały się w nieskończoność, nad mieszkaniem zawisł sparciały, rudy zaduch. Nawet obrazy zmroczniały; jeden pamiętałem jeszcze z dzieciństwa, przedstawiał krzątających się Żydów, grube baby w białych czepkach i brudne dzieci w ciemnej bramie. W bramie tej cienie układały się dziwnie i zawsze miałem wrażenie, że czai się tam kudłate, człekokształtne straszydło o gębie rozwartej bezmyślnie i zachłannie. Z bliska stwór zmieniał się w uchylone drzwi, blaszane wiadro i wielki jak kopa siana tyłek kucharki w płowej spódnicy, ale wystarczyło odsunąć się od obrazu, a kształty potworniały na nowo. Nie lubiłem sypiać u dziadków, bo strach wypełzał z ram gdy nikt nie patrzył, szwendał się po mieszkaniu i dusił w czasie snu jak zmora, aż budziłem się spocony i z gorejącą głową. Babcia była jednak mądrą kobietą i zawsze, ilekroć u niej nocowałem, odwracała obraz do ściany; straszydło wtedy tłukło się i warczało, ale szybko dawało sobie spokój i szło spać.

 

Po śmierci dziadka wyszło z obrazu na dobre i zamieszkało w przedpokoju, rozzuchwaliło się nawet do tego stopnia, że buszowało po mieszkaniu w biały dzień. Zalegające w domu bezruch i gęsta nuda zbyt ciasno jednak wypełniały powietrze, aż zdławiły stracha do reszty. Znalazłem go w kuchni, gdy przyszedłem umyć okna – leżał pod parapetem zwinięty w kłębek, wysuszony na pieprz, pająki zdążyły już usnuć sieci między nim a futryną. Przy dotknięciu ciemne truchło rozsypało się w proch; zamiotłem podłogę dokładnie i wyrzuciłem wszystko do śmieci. Kiedy zdechł strach, zrozumiałem, że dom babci nie ma już przyszłości. Przyszłość nie może istnieć bez strachu.

 

Babcia odwróciła się od świata i z pogodną rezygnacją odeszła w czas przeszły. Ciągle tu była, była tuż obok, sprzątała, prała, a gdy przychodziłem robiła herbatę, ale przez teraźniejszość szła jedynie siłą inercji, bo nie sposób zatrzymać się w czasie, jej serce utkwiło w głębokiej przeszłości. Co wydarzyło się wczoraj, dziś rano, przed chwilą – było nieistotne, a nawet irytujące, jak mucha brzęcząca nad uchem o świcie, i nie zaczepiało nigdzie w pamięci babci. Ona sama miała znów dwadzieścia parę lat, czekała na męża, który wyszedł po papierosy i jak zwykle gdzieś się zawieruszył, a przecież już pora wychodzić, pociąg do Gdańska odjeżdża za godzinę, wieczorem mają być w pensjonacie w Krynicy Morskiej.

 

Z czasem babcia przestała mnie rozpoznawać.

 

– Kim pan jest? – pyta, gdy pewnego dnia przyszedłem wytrzepać dywany; wzrok ma nieobecny, pusty.

 

– To ja, babciu, M.

 

– M.! Aleś ty wyrósł, wyprzystojniał. Poczekaj, zrobię ci herbatę. – Znika w kuchni i wraca za chwilę, a ja bawię się dziadkową popielniczką. – Pan pytał o M.? To mój wnuś. Pokażę panu zdjęcia. – Babcia stawia przede mną szklankę z parującą herbatę w blaszanym koszyczku i wyciąga z szuflady stary album, taki z czarnymi kartkami oddzielonymi przez bibułki. Migają czarno-białe twarze, aż w końcu zatrzymujemy się na fotografii małego chłopca gryzącego w ucho misia wielkiego jak on sam. – Mój wnuś. Mają z nim kłopot, mają, bo ciągle choruje, bez przerwy tylko te antybiotyki i antybiotyki. Chodzę go bawić czasami. Jest już duży, wzięli go do wojska. A pan kto jest, kolega M.?

 

Stało się jasne, że babcia istnieje w tak wielu czasach, że nie potrafi już wybrać tego właściwego. Odtąd ktoś z rodziny był z nią przez cały dzień, zostawała sama dopiero wieczorami. Wychodząc oddychaliśmy z ulgą i zapalaliśmy papierosy; nikt nie mógł zbyt długo znieść tego mieszkania, gdzie przerażająca martwota wyje po kątach i śmierć kładzie się długim cieniem, nie my, my, którzy żyliśmy dla przyszłości. Babcia nie chciała jednak przeprowadzić się do żadnej z córek, których miała pięć.

 

– Mnie tu dobrze – mówiła – i mój Jasio mi kwiaty ciągle przynosi. Takiego mam męża dobrego, takiego dobrego!

 

Kiedyś ciotka znalazła w domu swej matki storczyk uginający się od mięsistych kwiatów o niepokojących barwach wieczoru i kostropatych, pajęczych korzeniach wypełzających z doniczki. Przestraszyła się, że ktoś podając się za dziadka może oszukać babcię i jeszcze tego samego dnia zabrała ją z domu siłą. Rozsierdziła się jeszcze bardziej, gdy babcia zaczęła opowiadać, jak to dziadek wraca noc w noc z granicy zmierzchu i znosi jej kwiaty, które tam rosną, takie jak ten, o. Są tam łąki pełne maków i śpiewające motyle, tak mówi dziadek. Wiele jej opowiada, bo zawsze siedzą do późna, do najczarniejszej ciemności.

 

Mijały dnie i cała rodzina zapomniała o domu czasu przeszłego. Pozwoliliśmy mu otorbić się spleśniałą starością i trawić własne wspomnienia. Myślę, że baliśmy się go, baliśmy się jak śmierci. Nigdy więcej nie przekroczyłem już jego progu.

 

Pewnego dnia przechodziłem nieopodal i zauważyłem, że dom znikł. Niedługo potem znikła cała ulica, przy której stał, i wszyscy o niej zapomnieli.

 

 

Lublin, 10 września 2011

Radosław Rak

 

Koniec

Komentarze

Dziękuję Katy Świrydowicz, AdamowiKB i Rafałowi Sali, którzy swego czasu rzucili na tekst okiem.
RR-Ajw.

1 Nie pasuje mi to zdanie: "Jest już duży, wzięli go do wojska" Babcia mówi, ze chodzi bawić wnuka, a zaraz to! Nie wyjaśnia mi tego stwierdzenie: "babcia istnieje w tak wielu czasach, że nie potrafi już wybrać tego właściwego".
2 "Co wydarzyło się wczoraj, dziś rano, przed chwilą - było nieistotne, a nawet irytujące, jak mucha brzęcząca nad uchem o świcie, i nie zaczepiało (się?) nigdzie w pamięci babci"- chyba brakuje słowa
 
Treść- spokojne, nostalgiczne, poetyckie. Nie podoba mi się zakończenie. To o zniknięciu ulicy. Nie pasuje mi. Wolałbym coś na temat dziadka; że go zobaczył z kwiatem w dłoni, albo coś w tym stylu.
Dam 3

W klimacie "Sanatorium pod klepsydrą".  Dobre. Podobalo mi się.Niektóre zdania są jakby jeszcze nie do końca dopracowane. Niektóre chyba są za dlugie. Trochę w tym opowiadaniua, ale niewiele, jest przegadania. Wielki plus tego opowiadania - aura tajemnoczości, łagodnie i spokojnie opowiedziana. Drugi wielki plus - jej niewyjaśnienie, zawieszenie, niemozność poznania, bo my patrzymy na ten dom po prostu z zewnątrz ...Trzeci plus  - nietypowy temat i dobre, spokojne prowadzenie narracji, dzięki czemu opowiadania wciąga. 
Koniec wcale nie jest zły - jest, niestety,  niedopracowany. Nie jest wcześniej sygnalizowany w tekście i sprawie dzieki temu wrażenie, że bierze się " ni z gruchy, ni z pietruchy". Niestety, błąd Autora. Ale mimo wszystko = wielki plus dla autora az ten tekst. 
5/6

Nietrudno zauważyć, że to w klimatach Schulza. I jest to chyba jedyny zarzut, jaki można postawić temu opowiadaniu. Bo przynajmniej według mnie nie warto podpinac się pod jakiegoś wielkiego pisarza. Ale literacko jest na tyle dobry, że dałbym mu 5.
No nie, chyba kliknąłem jedynkę. Sorry za tę wpadkę. Pierwszy raz chciałem wystawić ocenę, no ale jak coś sie robi po raz pierwszy, nie zawsze się udaje. Niech na plus będzie mi zaliczone, że odważnie się przyznałem. Jak chcesz, mogę ci to zrekompensowac, wystawiając 6 pod twoim wcześniejszym tekstem "Człowiek który był pleśnią". Czytałem go jakiś czas temu i jest prawie genialny.

Dziękuję za przeczytanie i opinie.

@Tomasz
Miałeś kiedyś do czynienia, ale tak naprawdę blisko, z osobami cierpiącymi na tę chorobę?
Po drugie - nie mogłem opisać dziadka z kwiatkiem, bo go tam nie było. Obrazek jest z natury. Mniej więcej. Jak większość moich tekstów.

@Roger
Dzięki.

@Agroeling
Spoko:) Mnie się też tak raz zdarzyło.
Jakoś ciągle nie potrafię się uwolnić od widm mistrzów i wychodzą mi takie twory pseudoschulzoleśmianotokarczukostasiukoszostakowe:) (chyba nikogo nie pominąłem). Akurat tutaj jakoś bardziej świadoma była inspiracja Olgą Tokarczuk niż Schulzem, tak mi się wydaje.
"Człowiek..." dziś dla mnie zahacza o lekką grafomanię, nie zasługuje na 6.

smutne i nostalgiczne, a przede wszystkim porządnie napisane. kiedy widzę taki tekst, ładują się akumulatorki mojej, zrodzonej niedano motywacji, do codziennego przeglądania tej strony.
gdybym mógł oceniać, postawiłbym 5. z racji tego, że owa umiejętność nie została jeszcze dla mnie odblokowana, pozostaje mi tylko pogratulować udanej kreacji

A dla mnie zakończenie jest jak najbardziej trafione. Przeszłość musi w końcu ustąpić miejsca teraźniejszości. Atmosfera opowiadania jest gęsta i niepokojąca, a jednocześnie jest ono tak spokojnie poprowadzone - świetne rozwiązanie, Ajwenhoł. No i to opowiadanie jest po prostu życiowo mądre. Warte przeczytania i zapadające w pamięć.

Pozdrawiam.

Świetne! Klimacik Szultza urzekający! Dam 5+

Bardzo wciągający tekst. Moja babcia zachowywała się podobnie, z tym, że czasami przybierało to formy nieco bardziej dramatyczne. Twoje opowiadanie przypomniało mi o kilku zdarzeniach gdzieś głęboko ukrytych w pamięci. Szultz? Nie jestem przekonany, może trochę.

Mastiff

Bardzo "przyjemny" tekst. Melancholijny, klimatyczny i dosyć uniwersalny.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Świteny tekst. Bardzo nastrojowy, smutny i pobudzający do przemyśleń. 6

Studyjny przypadek rozrzutu opinii. To tak półżartem.
Bdb, moim niezmienionym zdaniem. Aha --- wedle starej skali...

@Wszyscy oprócz Tomasza Maja
Miło mi, że się podoba, to była moja pierwsza próba szorta. Opko zostało docenione w konkursie, w którym brało udział, choć bez specjalnych fajerwerków:)

Pozdrawiam,
RR-Ajw.

Mi się wydaje, że to trochę nie jest portal na taki tekst. Na nastawionych bardziej uniwersalnie spotkałby się z jeszcze lepszym przyjeciem.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Na pewno, Suzuki. Tu oczekuje się mocnych wrażeń, czyli bez krwi ani rusz.
Ale byłoby bardzo szkoda, gdyby Ajwenhoł przestał prezentować teksty również nam.
-> Ajwenhoł. Docenione? Ukłony.

Trzy razy zaczynałam pisać tego posta, bo w zasadzie nie wiem jak powiedzieć, że bardzo mi się podobało, bez używania wyświechtanych "rewelacja", "świetne", "bardzo dobre" itd. Twoje opowiadania pozwalają na chwilę zachwytu w mroźny, deszczowy i nieprzyjemny dzień :) Zachwytu zarówno samą historią, krótką i treściwą, chociaż naładowaną epitetami i emocjami, jak i sposobem, w jaki została napisana - łagodny, delikatny, a jednak sięgający gdzieś tam głęboko. Takie teksty też mogą wywołać mocne wrażenia, chociaż ani krwi, ani flaków w nich nie uświadczysz :)

6, oczywiście.

Sympatyczne, zwłaszcza ten opis dziadkowego pokoju mi się podobał; pełne to klimatu i szarości, zdecydowanie może się podobać :)

Gdybym miała wąsy, to bym była dziadkiem, a tak jestem sygnaturką!

Napisałeś, że dom babci zniknął, że nie ma już ulicy, przy której stał…

Nie wiem jak, ale dziś byłam w tym domu. I wszystko w nim zastałam takie, jak opisałeś. Wiem, że to opowiadanie zapamiętam na długo.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Zgadzam się z którymś z powyższych określeń, że to “mądry życiowo tekst”. Ale jak dla mnie zbyt poetycki i trochę mało fantastyczny.

Z Biblioteką się wstrzymam (chociaż dużo nie brakło), ale przypomnę wcześniejszym Czytelnikom, że istnieje taka opcja.

Babska logika rządzi!

Twoja pierwsza próba napisania szorta? Udana. Bardzo. A właściwie bije na głowę większość miniatur, które tutaj czytałem. Nic, tylko pozazdrościć… i może wystawić tę perełkę na światło dzienne. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Bardzo dobre opowiadanie.

Nostalgiczne.

Niby nic się nie dzieje, ale ładnie budujesz klimat.

I dobrze mi się czytało, czyli same plusy :)

W zasadzie tylko ostatni akapit mi się nie podoba.

Ale poza tym jestem bardzo zadowolona z lektury :)

Przynoszę radość :)

Rzeczywiście – refleksyjne i obrazowe. Przyjemna lektura.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Wciągające chociaż pełne nostalgii i smutne, a może dlatego. Warto czasem takie odkurzyć i przeczytać.

Przepiękne, mam wrażenie, że poetyckość i “schulzowizna” rozbuchały się na krawędziach opowiadania. Zakończenie faktycznie możnaby zmienić, np gdyby na miejscu starego domu stanął nowy dom, a w nim, na nowym stole, świat nadal zakrzywiałaby stara popielniczka? 

Cześć!

 

Ktoś polecił, rzuciłem okiem.

Nastrojowe opowiadanie, misternie budujesz klimat i wplatasz czytelnika w opowieść, która nie może dobrze się – po ludzku – skończyć. Wszystko płynie…

Bardzo udany tekst.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nowa Fantastyka