- Opowiadanie: Kero - Gwiezdna Wojny, Rycerze Starej Republiki: Malacor V - Intryga Ciemnej Strony Mocy cz.5

Gwiezdna Wojny, Rycerze Starej Republiki: Malacor V - Intryga Ciemnej Strony Mocy cz.5

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Gwiezdna Wojny, Rycerze Starej Republiki: Malacor V - Intryga Ciemnej Strony Mocy cz.5

Lewiatan

Revan krążył po sali konferencyjnej Lewiatana. Została mu przydzielona jako pokój gościnny na jego własne życzenie. Mógłby zażądać kajuty samego kapitana i także zostałaby mu przydzielona. Saul Karath był jednym z najbardziej oddanych Revanowi dowódców. Gdyby zażądał ostrzału bazy na Althir, w tym momencie ładowane były by działa jonowe na sterburcie. Wiedział jednak, że to nie czas na takie działanie, jednak z pewnością taka lojalność jest zawsze mile widziana. Tymczasem krążył wściekle po sali w towarzystwie Alory i Alek’a. ci jednak stali jakby bojąc się w ogóle odezwać do mistrza.

– Za szybko! To wszystko dzieje się za szybko! – krzyczał chodząc w kółko. Nie bez powodu wybrał to pomieszczenie. Ściany były dźwiękoszczelne a pokój pozbawiony kamer. Tutaj nie musiał ukrywać swojej natury.

– Spokojnie, przecież… – Alek nie zdążył dokończyć, gdyż jego krtań była ściśnięta mocą.

– Nie waż się mnie uspokajać! – krzyczał Revan unosząc towarzysza w powietrze. Gdy ten zaczął mdleć, puścił go z powrotem na ziemie. Mężczyzna krztusił się łapiąc za gardło.

– Zarozumiały głupiec. – wycharczał będąc jeszcze na kolanach. Revan natychmiast dobył miecza. Zatrzymał się jednak przed twarzą przyjaciela. Ani Alora ani tym bardziej Alek nie zauważyli momentu w którym zaatakował. Ciężko dysząc wyłączył miecz i przypiął go z powrotem na pasie.

Stał jeszcze kilka minut z opuszczoną głową, głęboko oddychając. Praktyki medytacyjne z wczesnego szkolenia czasami się przydają, pomyślał. Musiał zachować trzeźwy umysł, zwłaszcza teraz. Spokojnie, wszystko da się jeszcze rozwiązać.

– Darth Lysyrie – zaczął patrząc na Alorę – polecisz na Malacor V. Skontaktuj się z Bao-durem. Ma się pośpieszyć, a ty tego dopilnujesz. Wszystko musi być gotowe w przeciągu tygodnia, choćby inne prace miały na tym ucierpieć. Sprawność ma się stać jego priorytetem.

– Jak sobie życzysz mój mistrzu – odpowiedziała bez chwili zawahania.

– Z kolei ty, Malaku udasz się z powrotem na Althir. Muszę mieć na oku tego mistrza Jedi. Będziesz go obserwował i zdawał mi relacje z jego działań, choć mam szczerą nadzieję, że nic więcej nie planuje.

– Oczywiście. – wychrypiał patrząc w podłogę.

– A ty co zamierzasz, mistrzu? – spytała Lysyrie, gdy Revan już odwrócił się do nich plecami, sugerując w ten sposób, że mają wyjść.

– Lewiatan pozwolił mi kupić nieco czasu i swobody. Na Althir, mistrz Chalco patrzyłby na każdy mój ruch. Będę koordynował wszystko stąd. Muszę uzgodnić niektóre posunięcia taktyczne z Admirałem. – rzucił chłodno. Po chwili jego uczniowie bez słowa opuścili salę udając się do hangaru.

Wiedział, że oboje dybią nie tylko na jego tytuł, ale także i życie. Malak choć o wiele silniejszy od Lysyrie, był bardziej porywczy, przez co łatwiej można było wyczuć jego prawdziwe intencje. Trudno było się po nim spodziewać przebiegłych knowań. Z kolei Lysyrie cenił za te cechy, których próżno było szukać u Malaka. Jej finezja i spryt były godne podziwu, a jej kreatywność nieraz stawała się narzędziem w jego rękach. Dlatego wolał wysłać na Malacor V ją zamiast Malaka, którego o wiele łatwiej można kontrolować, a tak daleko nie mogła zaszkodzić jego planom. Przez moment zastanawiał się, czy nie kładzie jej szansy do zdrady na srebrnej tacy. W końcu cały jego plan opierał się właśnie na planecie Malacor V. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że jest to czynnik dzięki czemu Lysyrie go nie zdradzi, przynajmniej na tym etapie. Malacor V był tak ważnym punktem, że bez niego plan po prostu nie istniał. Lysyrie nie zaszkodzi mu na tej płaszczyźnie, gdyż musiałaby zaszkodzić samej sobie. Po kolejnych kilku minutach wewnętrznej kłótni postanowił się trochę zdrzemnąć. Jeszcze rano walczył z pilotem bazyliszka. Nim dzień się skończył, rewanżyści zostali rozwiązani. Miał nadzieję, że to koniec niespodzianek na dziś. Nie mniej jednak złe przeczucia go nie opuszczały.

Koniec

Komentarze

Witam po raz kolejny!
Co do częśći piątej, mogę powiedzieć, że oczywiście jest nieźle. Po szybkim przeczytaniu wyłapałem jedną irytującą rzecz:

" Jej finezja i spryt były godne podziwu, a jej kreatywność nieraz stawała się narzędziem w jego rękach."

Poza tym - przedstawiony Revan skojarzył mi się z Adolfem Hitlerem. Nie wiem, czy to zamierzony zabieg, ale tak wyszło.

Na pewno niezamierzony :D

Jeśli tak wyszło, będę musiał jeszcze nad tym popracować.

Co do tego zdania, faktycznie powinienem nad nim popracować, dzieki za poradę :D

Nowa Fantastyka