- Opowiadanie: gronial -

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

p

Koniec

Komentarze

Mój boże... Serio, przed wrzuceniem kolejnego tekstu powinieneś najpierw mocno przeanalizować rady, które dostałeś pod tym pierwszym i zastosować je do wszystkich tekstów, którymi masz zamiar nas uszczęśliwić. Inaczej nie bedziesz tu miał łatwej egzystencji.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Nie rozumiem, o co chodzi. Chyba nie jest takie fatalne?

Mała podpowiedź. Już pierwsze zdanie jest złe. Zastanów się na spokojnie dlaczego i postaraj się je poprawić. Ze słownikiem w ręku. Jak nie jesteś pewien co dane słowo znaczy, to sprawdź. To nie ujma. Potem zrób tak z każdym zdaniem i może wyjdzie coś strawnego, bo na chwilę obecną to jest fatalne.

Pozdrawiam.

W oddali sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, jakby złe moce podjudzały Ado do wydalenia z siebie przeciągłego wrzasku frustracji (Wybacz wulgarność, ale wydalić to można co najwyżej gówno. Do tego złe moce, namawijące do owego wydalenia, to brzmi durnie. (Nie, nie dumnie))i odreagowania zawodu, jaki zastał z powodu nieprzybycia uciekinierów do chaty. (Koleś przybył do chaty, w której zastał zawód, więc zła moc zmusiła go do wydalenia wrzasku frustracji – taki jest sens całego zdania)
Modo rozważnie przyglądał się (Rozważny to mądry, kierujący się rozumem. Jak ma się to do patrzenia?)rosnącej w nim kumulacji emocji i wciąż próbował załagodzić jego (Jego, czyli kogo? Kogoś kto stał obok? Pogubiłeś podmiot)wściekłość nachodzącą go jak mrówki kopiec.(Głupszego porównania nie słyszałem dawno. Gdzieś może być tłoczno jak w kopcu mrówek, ruchliwie, ale mrówki nachodzące kopiec? Mrówki kopców nie nachodzą, tylko je budują) Wymyślił sobie, że położy grubą dłoń na barku Ado. (Strasznie anatomicznie. Na ramieniu, poklepie po plecach…)Miał nadzieję, że tym gestem wskrzesi w nim poczucie niezłomności. (Też to brzmi dziwnie, wskrzeszać poczucie niezłomności. A nie lepiej napisac po prostu, że chciał mu dodać otuchy?)Ado odrzucił dobre chęci spychając rękę z ramienia jakby uwłaczała jego napuszonym ambicjom. (Gest mógł mu uwłaczać, nie ręka)Modo przed poczynieniem owego gestu spodziewał się takiej reakcji, ale nie potrafił postąpić inaczej, musiał uwolnić z siebie chęć zaprowadzenia spokoju, jak gdyby żył w wiecznej harmonii naprawiającej skrzywienie pojawiające się w obrębie jego osobistej sfery. ( Zeusie gromowładny! Cóż to za twór dziwaczny?)
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj - warknął Ado, eksponując swoje siekacze.
Modo posłusznie skinął łbem. - Prędzej czy później i tak ich dopadniemy. To kwestia czasu - rzekł pocieszycielsko tubalnym głosem.
- Niby jak do cholery? Jedynym znanym nam punktem zaczepienia jest ta pierdolona chata! - oznajmił Ado grzmiąc gromko. (Skoro oznajmiał, to nie grzmiał. Gromko, czyli głośno, donośnie. Jak zagrzmiał, to logiczne, że „gromko”)
- Szefie, szefie...- wtrącił rodzajem wysokiego głosu, o groteskowym brzmieniu, (To rodzajem głosu, czy takimż głosem) łysy, szczupły, wysoki mutant o lekko nabranej masie mięśniowej (Nabrał tę masę na łyżeszkę?), stojący obok swojego brata bliźniaka o twarzy dziecka. Byli to ci sami, których Remi poczęstował w krocze trzewikiem, (Byli bliźniakami syjamskimi, że wspólne krocze mieli?) uciekając z siedziby mutantów.
- Czego! - burknął Ado.
- A może by tak... a może by tak... Eeee...
- Mów! - nalegał Ado ostro.
- Yyyyy... zapomniałem - oznajmił nieporadnie, po czym dosięgły go pięści draba, który sadził na jego twarz cios za ciosem. ( Fajnie się gada z kolegami pod blokiem takim slangiem, ale to nie blokowisko. Sadzić można kwiatki. Ewentualnie kupę w krzakach) Gdy skończył, gwałtownie złapał oburącz jego głowę, odwrócił się i ciągnąc go za nią doprowadził do drzewa rosnącego obok chaty. (W całym tym zdaniu zaginął ci podmiot)Podciągnął bliźniaka za głowę w górę niczym piórko (Tam ciągnął tu podciągał… Podniósł go i tyle)i począł masakrować mu twarz o pień z taką wprawą, lekkością, i dziką satysfakcją jakby miażdżył swoją ciężką ręką (Trudno, żeby cudzą to robił. To raz. A dwa, po co pisać, że robił to reką? Przecież nogami go chyba nie trzymał, a wcześniej napisałeś, że ręcami za łeb chycił))natrętnego insekta.
Pozostali stali bez reakcji (Jeśli już, to bez ruchu, ale lepiej by było, że stanęli jak wryci, jak słupy soli…), gapiąc się w osłupieniu.

A o to chodzi. Wybacz gronial, ale tego się nie da czytać. Każde zdanie do poprawki. Tu masz tylko na szybko łapankę, bo w zasadzie, to to by pasowało napisać od nowa.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka