- Opowiadanie: welern - Opowieść o Welernie

Opowieść o Welernie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Opowieść o Welernie

Witam!

Jestem w tym serwisie nowy i na wstępie chcę pokazać wam wstęp do mojej książki, którą właśnie piszę.

 

Welern

Prolog

 

Podziemia miasta Trandin były ciemne i mokre.

Welern szedł równym, pewnym i zdecydowanym krokiem po matowych płytach podłogi. Jego skórzane buty doskonale tłumiły tupot. Przeszedł już trzydzieści kroków od stalowych drzwi, które były mocowane żelazem na twardych zawiasach, by porządnie broniły wejścia do lochów. Co jakieś pięć metrów, w suficie umieszczone były niewielkie otwory dające małą ilość światła.

Nagle, z niewielkiej, czarnej luki w ścianie, po jego lewej stronie, doszedł jakiś dźwięk, coś zapiszczało. Odruchowo uniósł ręce do rękojeści miecza, który nosił na plecach. Odczekał zwrócony bokiem do miejsca, z którego dobiegł pisk. W następnej chwili z otworu wyskoczył wielki szczur. Welern bez zastanowienia ciął mieczem prosto, krótko i oszczędnie…

Odwrócił się w stronę, gdzie gryzoń uderzył o ścianę. Na wielkiej płycie podłogi leżały dwie rozcięte połowy jego przeciwnika. Ruszył dalej bez namyślania się.

Czym dalej szedł w głąb podziemia, tym bardziej nasilał się chłód. Minął następny zakręt korytarza, który był bardzo wąski i mogłoby się w nim zmieścić, co najwyżej dwóch rosłych mężczyzn, ustawionych ramię w ramię. Na końcu tego korytarza widać już było, wielkie drewniane drzwi. Jak można było wyczytać z mapy, znajdował się za nimi wielki loch, w którym powinien mieć swoje leże potwór. Welernowi kazano owego potwora zabić za pewną opłatą, by już więcej nie zagroził mieszkańcom Trandin.

Przed otworzeniem drzwi, zdjął swoją skórzaną torbę z różnorakim ekwipunkiem i położył ją na twardej płycie podłogi.

Sięgnął ręką do klamki drzwi. Otworzył je bardzo wolno i ostrożnie, by nie spłoszyć istoty, o której jeszcze przed chwilą myślał, że jest tylko plotkarskim wymysłem, wystraszonych legendami ludzi…

Zauważył ją. Bestia leżała w lochu, na swoim wielkim łożu. Wyglądała jak jeden wielki koszmar. Miała kły długie, na co najmniej pięć cali, ukryte do połów w nierównomiernej paszczy. Szpiczaste uszy, jak u wilkołaka, sterczały po obu stronach głowy. Długie, chude odnóża, były jak patyki wbite w tułów bałwana. Jej dłonie przypominały kształtem ludzkie, ale każdy palec miał szpon ostry jak brzytwa na około cal. Jej głowa była wielka i niewymiarowa w stosunku do małego tułowia. Bestia była niższa od Welerna o ponad stopę.

Nie odwracając wzroku od potwora, zamknął drzwi. Potem przeszedł w przeciwny od kreatury róg lochu. Jego przeciwnik spał…

Po wzrokowym zapoznaniu z otoczeniem wyciągnął miecz z pochwy i wolnym krokiem ruszył w jej stronę. Gdy robił siódmy krok z rzędu, przypadkiem nadepnął na niewielki kamień z, którego jego stopa ześlizgnęła się i z tupnięciem uderzyła o kamienną podłogę. Potwór zerwał się w ułamku sekundy i spojrzał prosto na niego. Welern chwycił miecz mocniej, w taki sposób, że mu kłykcie pobielały od nacisku. Bestia zaatakowała w chwilę po zerwaniu się ze snu. Była szybka, bardzo szybka, ale łowca potworów był szybszy. W ostatnim momencie uniknął ataku szponami.

Stwór z rozpędu uderzył prosto w kamienną ścianę. Do następnego ataku był przygotowany z mieczem w prawej ręce, gdy poczwara uderzyła, krótkim cięciem pozbawił jej ręki. Drugiej ręki nie zdołał zatrzymać, czuł tylko jak przerywa mu skórzany kaftan i trafia w plecy. Straszydło zaryczało tak, że bębenki w jego uszach mocno zadrgały. Wielkim wysiłkiem zignorował ostry ból w plecach, chociaż wiedział, że teraz musi się jak najszybciej rozprawić z przeciwnikiem, bo inaczej zemdleje z powodu upływu zbyt wielkiej ilości krwi. Wiedział też, że uciec by nie zdołał, a drzwi były zamknięte…

Tym razem zaatakował Welern, ale bestia zrobiła szybki unik przed jego klingą i odbiła go w ścianę. Uderzył o nią lewym bokiem, aż mu zaparło dech w piersiach. Od razu wiedział, że ma połamane jedno albo dwa żebra. Nie poddał się. Postanowił, że ta istota nie przeżyje tej nocy, w której łowca potworów przyszedł po to by ją zgładzić.

Zaczekał, aż potwór zacznie kolejny atak. Uderzyła na niego z wielką prędkością, odbijała się od kamiennych płyt podłogi, tak cicho, jakby to była miękka trawa. Gdy była już blisko, bardzo blisko, mężczyzna wyprostował miecz prosto w jej serce. Klinga przebiła na wylot, bestia wydała przeraźliwy ryk, który przeszył ciszę nocy. Przeciwnik wojownika nie zorientował się nawet, kiedy padł trupem…

Welern szybko ściągnął skórzany kaftan i zrobił z niego prymitywne opatrunki. Wyciągnął z torby, którą przed walką zostawił za drzwiami, niewielką fiolkę. Zawartość buteleczki rozlał na opatrunkach i owinął nimi ranę na plecach i połamane żebra.

Usłyszał jakiś szelest, obejrzał się do tyłu. Za jego plecami, na kamiennej płycie podłogi rozlała się czarna posoka straszydła.

– To tylko krew. – Szepnął nie mając siły by cokolwiek głośniej powiedzieć.

Wstał, zrobił trzy kroki w stronę drzwi i upadł. Leżał tak chwilę, potem stracił przytomność.

 

Dziękuję za przeczytanie. Proszę o dodawanie ocen w komentarzach. Oceny stawiajcie od 0 do 10.

Koniec

Komentarze

10. Skala mnie ograniczała. Chętnie dałbym dziesięćdziesiąt.

Mnóstwo błędów i niezręczności. Już pierwsze zdanie nie najlepsze. A opis walki wojownika z potworem wręcz humorystyczny.

ech. jeśli już porywasz się na pisanie o łowcy potworów, musisz liczyć się z tym, że ludzie od razu przyrównają twój twór do "wiedźmina". to opowiadanie jednak zdecydowanie porównania nie wytrzymuje.
jeśli miałbym być szczery, to twój tekst widzę jako doskonały przykład tego, czego pisarz robić nie powiniem. znajduje się tu chyba każdy z możliwych do popełnienia błędów. język utyka, logika uciekła w las, a styl i przejrzystość to dla twojego bohatera najwyraźniej tylko dziwnie brzmiące słowa, z którymi nie ma nic wspólnego.
nie mam nawet siły wypisywać wszystkich błędów, jakie tu znalazłem, bo musiałbym przytoczyć większą część tekstu.nie wspominając o tym, że przedzieranie się przez rzędy absolutnie pozbawionych jakiejkolwiek przejrzystości zdań jest po prostu męczące
 jest źle. oczywiście przy dużej ilości pracy na pewno poprawisz swoje umiejętności literackie i pewnie w przyszłości nie raz zabłyśniesz na tym polu, ale w tej chwili jest po prostu źle.

1/6

Dobre, ale opisy są zbyt mało szczegółowe. Ja pierwszy akapit napisałabym tak:
Welern szedł równym, pewnym, miarowym, prostym, płynnym i zdecydowanym krokiem po matowych, gładkich, kamiennych płytach poziomej podłogi. Jego skórzane, wypolerowane buty z trzema czterema klamrami każdy doskonale tłumiły tupot jego długich, męskich stóp. Przeszedł już dokładnie trzydzieści kroków od stalowych, wytrzymałych, okutych drzwi, które były mocowane hartowanym żelazem na twardych, potężnych, naoliwionych zawiasach, by porządnie broniły wejścia do lochów. Co jakieś pięć metrów i dwadzieścia jeden centymetrów, w znajdującym się na górze suficie umieszczone były niewielkie otwory dające małą i nieznaczną ilość światła.

...

Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać.

Chłopie, dobrze że bierzesz się za pisanie, zamiast tracić czas na pierdoły.

Niestety to jedyny pozytywny komentarz, jaki jestem w stanie powiedzieć na temat Twojego opowiadania. Takich historii było, jest i będzie jeszcze tysiące, tyle że lepiej skonstruowanych. Chyba że przewidujesz w swojej książce coś, co nas wszystkich rozłoży na łopatki. Wątpię jednak.

Historię, którą tu zaprezentowałeś, niech opisze zaczerpnięty z niej fragment: "Wyglądała jak jeden wielki koszmar". Ale pracuj, pracuj, pracuj - i nad językiem, i nad pomysłami.

2/10 - za chęci.

Ran, jesteś okrutna XD

Welern, może zacznij na razie od krótszych form. Poćwiczysz, poznasz podstawy i potem się weźmiesz za pisanie książki. 

www.portal.herbatkauheleny.pl

"vyzart"

Tak w prawdzie ten łowca potworów ma już zapełnione 70 stron z zeszytu A5 swymi przygodami. XD

Wrzucę jeszcze pierwszy rozdział i poddam go waszej ocenie. Jak na razie to dzięki.

A myślisz, że po tym prologu ktoś jeszcze będzie chciał komentować?

www.portal.herbatkauheleny.pl

Jednak zaryzykował i wrzucił :D

troche źle wrzuciłem

Pani od polskiego mówiła, że jest pod wielkim wrażeniem gdy przeczytała prolog i pierwszy rozdział.
Jestem w 3 klasie gimnazjum.

Welern, chłopie! Z większą przykrością muszę stwierdzić, że Twoja proza jest do niczego. Mnóstwo, cała masa, a nawet bardzo duża, ogromna, koncentracja powtórzeń np. słowo "być"; "jego".
Gdyby to było złoże o sporym nagromadzeniu słów typu: być, jego itp. To byłbym bogatym właścicielem złoża "być, była, było", ale wierz mi lub nie, nikt by ode mnie tego cennego, o ogromnym nagromadzeniu złoża słowa "być" lub podobnego (w dużej ilości) nie kupił.
Piszesz niegramatycznie, niestylistycznie. Poprawnie napisanee w Twoim tekście zdarza się bardzo rzadko. Powtarzam - bardzo rzadko. Wszystko do napisania i przemyślenia jeszcze raz. Ponieważ u Ciebie kuleje WSZYSTKO!!! Jedno jest pewne - bardzo dużo pracy przed Tobą. W otwartej skali Richtera to między 9 a 10, a więc KATASTROFA !!!
Nie zrażaj się, wszystko przed Tobą. Najpierw zacznij od czytania. Dużo czytaj. Potem ćwicz pisanie, ale krótkich form. A jak będziesz dobry i wytrwały, bierz się za pisanie powieści.

Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Na pocżatek polikwiduj wszystkie wielokropki.
Potem nieco doszlifuj początek przez nadanie akji tempa, wywalając przy okazji zbędne przymiotniki. Można tak: . 

Wstrząsnął nim dreszcz obrzydzenia. 
Fetor podziemi miasta Trandin zatykał oddech. Ciemny loch cuchnął zaduchem rozkladających się zwłok. Był też wilgotny. Ze sklepienia miarowo kapały krople wody. Welerm czul się tak, jakby zanurzył się w kamienny kloaczny dół, ziejący wonią uryny, odchodów,  padliny i gnijących trupów.   
Szedł naprzód zdecydowanym krokiem. Stopami wyczuwał  kamienne płyty podłogi. Skórzane buty doskonale tłumiły odgłos stąpinięć.
- Przynajmniej to jest dobre - pomyśląl Welerm. - Ten stwór mnie nie uslyszy. 
 Przemierzył może jakieś trzydzieści kroków od stalowych wrót, trudnych do sforsowania, zagraszających wejście do podziemi, kiedy zauważyl pierwszy otwór w sklepieniu, dający nieco światła. Dalej chyba były kolejne, bo ciemnośc zamieniła się w pólmrok.

Można też inaczej. to tylko lużna propozycja. I niedopracowana.
Powodzenia.

Dało się przeczytać i w zasadzie tyle mogę powiedzieć dobrego o tym tekście. Już pomijając gramatyczne i stylistyczne wpadki, mnie zraził bardzo ten ciapowaty "bohater".  Nierozumiem dlaczego miałby zabijać  szczura, tylko dlatego, że zapiszczał. Generalnie to szczur nawet go nie zaatakował, bo Welern jeszcze na niego czekał. Mi sie wydawało, ze szczury to normalka w takich miejscach i jak koś idzie zabić jakiegos potwora, to raczej nie zwraca nia nie uwagi.

Druga sprawa, że coś łatwe ma zycie ten łowca potworów, ma mapę i  idzie przez podziemia miasta do lochu, w którym za zamknietymi, ale nie na klucz, drzwiami śpi sobie bestja i to jeszcze niższa od niego. To, że obrywa to inna sprawa.
JA już pomijam fakt, ze skoro bestja jest  w lochu, to po co pchac się na bezpośrednia walkę? Zamknąć ją na cztery spusty i zagłodzic ^^

jak bym miała oceniać 4/10




Pani od polskiego mówiła, że jest pod wielkim wrażeniem gdy przeczytała prolog i pierwszy rozdział.
Czy wyraźnie określiła rodzaj wrażenia?
Wbrew sugestii, zawartej w powyższym pytaniu, chcę Ciebie pocieszyć, nie dognębić. Fakt, że tekst kiepsko napisany, że temat oklepany, nie przekreśla perspektyw. Ale przed Tobą od pioruna roboty... Zacznij, na dobry początek, od przemyśliwania, co chcesz napisać, przed przelaniem myśli na papier. Piszesz, że bestia leżała na łożu --- oraz że była o stopę niższa od Welerna. Zmierzył ją calówką? Przecież nie podszedł do niej, to raz, trudno określić wzrost leżącego, to dwa. Potem piszesz, że Welern nadepnął na kamyk, stopa ześliżgnęła się z tegoż kamyka i głośne tupnięcie obudziło bestię. Zmiłuj się... Pisałeś o skórzanych butach cichobiegach, więc skąd tupnięcie? Kamyk mógł zazgrzytać pod stopą, nic więcej...
Mam nadzieję, że te dwie uwagi wystarczą na naprowadzenie Ciebie na trop, po którym dojdziesz do źródła wielkiej ilości podobnych niekonsekwencji. Gdy je wyeliminujesz, szanse na dobre przyjęcie tekstów wzrosną. Czego Ci życzę.

Zapomiałam dodać, że nauczyciel cię ocenia raczej na tle twojego wieku i pewnie też przyrównuje do innych ucznów. Tak uważam przynajmniej. Na takich portalach jak to nie ma taryfy ulgowej. Ale nie zrażaj się i ćwicz dalej ;) Praktyka czyni mistrza


Ps. Pamietam, że kiedyś na pracy klasowej z j.polskiego wybrałam temat, w którym trzeba było wymyśleć i  własną bajkę z morałem na końcu.Jako jedyna  dostałam wtedy dwie oceny. Za gramatykę i stylistykę 2 albo 3, ale 5 za samą fabułę. Hehe wtedy poczółam się, jak prawdziwy pisarz.  JEdnak z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to co wymyslilam, było bardzo błahe i nieciekawe. Liczył sie pewnie fakt, ze wogole spróbowałam ;)

Ok, żarty i złośliwości na bok... chociaż mój komentarz miał być przewrotnie konstruktywny, a nie złośliwy. Mam nadzieję, że to rozumiesz :)

A propos komentarza Marin: gdy byłam w podstawówce miałam potężne - POTĘŻNE! - problemy z poprawnym pisaniem. Z dyktand zawsze dostawałam 1, max 2. Z wypracowaniami było podobnie, jak u przedmówczyni... tyle, że jakoś nie dostawałam podwójnych ocen. Nauczycielki chwaliły styl i pomysły, ale za ortografię i tak dostawałam bęcki ( i oceny w zakresie 2-3). W dodatku gryzmoliłam jak kura pazurem. Gdybym urodziła się 10 lat później pewnie dostałabym łatkę dyslektyczki. Na szczęście w latach dziewięćdziesiątych nikomu taki pomysł do głowy nie przyszedł ;) Mama kazała mi codziennie czytać słownik ortograficzny, co ja generalnie olałam. Uzałam, że skoro jestem najlepsza z matmy to nie muszę być dobra we wszystkim... Ale potem dorwałam "Hobbita" i nagle polubiłam książki. Zaczęłam bardzo dużo czytać (fantastyki!) i moje problemy z ortografią stopniowo zaczęły znikać (co trwało praktycznie do końca liceum). 

To tak na pocieszenie ;) Nikt nie rodzi się z idealnie opanowaną zdolnością do posługiwania się językiem (nawet ojczystym). Najlepsza rada, jaką mogę dać znajduje się powyżej. Czytaj. I tyle. No i pisz, ale - przynajmniej na początku - czytaj więcej ;)

Zazwyczaj staram się tego nie robić, ale najpierw zamiast opowiadania przeczytałam komentarze i spodziewałam się jakiegoś strasznego badziewia, ale wiesz co? Nie jest to wcale takie złe :D Przynajmniej w porównaniu do tego, co ostatnio pojawia się na tym forum, mam wrażenie, że coraz trudniej trafić na dobry tekst. Popełniasz niestety podstawowe błędy, skupiasz się na rzeczach nieistotnych (po co bohater z takim skupieniem walczy ze szczurem? i jeszcze na końcu zwierzak zostaje nazwany jego "przeciwnikiem";), ale ja tam będę Ci kibicować. Nie lubię dawać rad, ale co tam, do poprzedników dołączę jeszcze jedną, może głupią :P domyslam się, że czytałeś już jakieś książki fantasy (pewnie "Wiedźmina" :P) i to pod ich wpływem zacząłeś pisać. Ale zastanów się przed napisaniem kolejnego wiedźminopodobnego spamu "a czym moje opowiadanie/powieść będzie się różnić od tego, co już przeczytałem"? I wymyśl coś takiego, czego jeszcze nie było. A przynajmniej spróbuj. Bo na razie mam wrażenie, że idziesz po najmniejszej linii oporu. A ja bym chciała wreszcie przeczytać coś nowego i pomyśleć "łał".

Widzę, ze wszystko już zostało powiedziane. Skomentowane nawet zostały same komentarze. :-)
Dołączę się do rady- odłóż na razie na czas nieokreślony, pisanie książki i napisz kilka krótkich form, na których mógłbyć poćwiczyć warsztat.
Żebyś miał jako taki pogląd, nad czym powinienes się skupić, zrobiłem ci korektę kilku, losowo wybranych zdań ( na poważnie, bez złośliwości).
1. "Welern szedł równym, pewnym i zdecydowanym (za dużo przymiotników. nie baw się w wyliczanki) krokiem po matowych płytach podłogi. Jego skórzane buty doskonale tłumiły tupot- (nieodpowiednie słowo. "tupot" to odgłos wielu stóp, a nie jednej pary) . Przeszedł już trzydzieści kroków (powtarzasz słowo "kroki") od stalowych drzwi, ("które były" jest zbędne) mocowane żelazem na twardych zawiasach, tak by porządnie broniły wejścia do lochów. Co jakieś pięć metrów (prawie w każdym zdaniu masz liczebnik, wyglada jak zadanie z matematyki) , w suficie umieszczone były niewielkie otwory dające małą- (mało elegancki przymiotnik, spróbuj coś bardziej literackiego) ilość światła."
moja propozycja:
"Welern szedł równym, pewnym krokiem po matowych płytach podłogi. Jego skórzane buty doskonale tłumiły odgłos marszu. Przeszedł już kilka stóp od stalowych drzwi, mocowanych żelazem na twardych zawiasach, tak by porządnie broniły wejścia do lochów. Co jakieś pięć metrów, w suficie umieszczone były niewielkie otwory dające skąpą ilość światła."
2. "Czym (złe słowo) dalej szedł w głąb podziemia, tym bardziej nasilał się chłód. Minął następny zakręt korytarza, który był (zbędne) bardzo wąski i mogłoby się w nim zmieścić, co najwyżej dwóch rosłych mężczyzn, ustawionych ramię w ramię. Na końcu tego (zbędne) korytarza widać już (zbędne) było, wielkie drewniane drzwi. Jak można było wyczytać z mapy, znajdował się za nimi wielki loch, w którym powinien mieć swoje leże potwór. Welernowi kazano owego potwora zabić za pewną opłatą, by już więcej nie zagroził mieszkańcom Trandin (przerobić, brzmi infantylnie).
moja propozycja:
"Im dalej szedł w głąb podziemia, tym bardziej nasilał się chłód. Minął następny, wąski zaledwie na szerokość dwóch, stojących obok siebie mężczyzn, zakręt. Na końcu korytarza zobaczył wielkie, drewniane drzwi. Jak wyczytał z mapy, po drugiej stronie znajdował się wielki loch, w którym powinien mieć swoje leże potwór, za którego zabicie przerażeni mieszkańcy Trandin, zapłacili Welernowi niezłą sumkę."
Życzę powodzenia w szlifowaniu talentu :-)

Eh... no dobrze poprawię ten tekst, który już napisałem do bardziej czytelnej postaci.

"TomaszMaj"
Twoja krytyka jest o wiele bardziej ścisła niż innych komentujących. Dzięki ci za nią. :-)

A właśnie... Nie zależnie czy wasza ocena będzie pozytywna, czy negatywna - pamiętajcie, że nie zrażę się z tego powodu. Każda ocena jest dla mnie ważna, bo wtedy wiem co muszę jeszcze dopracować. :-)

Nowa Fantastyka