- Opowiadanie: jarek08 - Nietypowe zlecenie, część 2

Nietypowe zlecenie, część 2

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nietypowe zlecenie, część 2

Odgłosy miasta zaczęły powoli docierać do jego umysłu. Virg dopiero co się obudził i potrzebował trochę czasu, by całkowicie oprzytomnieć. Kiedy już jego wzrok przyzwyczaił się do światła słonecznego, rozejrzał się dokoła.

Leżał w swoim własnym ciepłym i wygodnym łóżku, w towarzystwie dwóch młodych i pięknych elfek. Wszystkie elfki były piękne, ale te wyróżniały się nawet na tle swojej rasy. Dobry połów, pomyślał Virg i ucałował każdą z nich w policzek.

Zegar na wieży ratuszowej wybił właśnie dziesiątą– najwyższa pora wstawać. Dobler ostrożnie podniósł się z łóżka, nie chcąc budzić elfek, i zaczął się ubierać. Nagle z pamięci wypłynął mu zapis nocnego spotkania.

– No tak, zlecenie– mruknął.– Trzeba się dobrze przygotować.

Na początek jednak odbębnił swój codzienny rytuał. Umył się, zjadł śniadanie i przeczytał gazetę, którą listonosz co ranek zostawiał mu pod drzwiami.

W gazecie wyjątkowo nie było nic ciekawego. Virg zdziwił się trochę. Jak to? Od wczoraj nikt nie został zabity w brutalny sposób, okrutnie okaleczony, a politycy nie wykryli żadnej afery z udziałem ich przeciwników? Świat chyba stanął na głowie. Ale niedługo prasa będzie miała prawdziwy temat, taki jak lubią: unikalny, porywający i tajemniczy. Szczególnie musi być tajemniczy, żeby można było czytelnikowi nakłamać a później powiedzieć, że to były tylko spekulacje. Już widział te wytłuszczone tytuły: „Zuchwała kradzież w Banku Hormadich!”, „Złodziej geniusz!”, „Bankierzy, strzeżcie się!”… Tak, życie złodzieja było naprawdę piękne.

Ale miało też kilka wad, to musiał przyznać. Na przykład ryzyko zawodowe było duże. Ludzie mieli dziwną tendencję do obrony swojej własności wszelkimi możliwymi sposobami. Do najpopularniejszych metod od lat należało umieszczanie kosztowności w pancernym sejfie w pokoju pełnym śmiercionośnych pułapek, gdzie nawet jeśli komuś udało się wejść, to już raczej nie wychodził o własnych siłach. Wynosili go inni i tylko od pomysłowości twórcy zabezpieczeń zależało, w ilu kawałkach. To był rzeczywiście istotny minus tego fachu. Poza tym, te niezbyt dogodne godziny pracy. Normalni ludzie zaczynali pracować o ósmej i kończyli o osiemnastej, natomiast złodzieje byli stworzeniami nocnymi. Im później szli do pracy, tym lepiej.

Taka specyfika zawodu wymagała od złodzieja zestawu unikatowych cech ciała i charakteru. Można by ich wymienić wiele, ale do głównych należały: spryt, przebiegłość, urok osobisty, pomysłowość, odwaga, zdolność planowania i myślenia perspektywicznego, odporna głowa, umiejętność walki wręcz i za pomocą wszelkich dostępnych przedmiotów, odporna głowa, zdolność ukrywania się oraz wiele, wiele innych, w tym odporna głowa. Tak się składało, że Virg dysponował tymi wszystkimi cechami, a ponadto miał jeszcze mnóstwo innych.

Nie bez powodu był uważany za najlepszego złodzieja w Kireju, a może nawet w całym Ferianie. W końcu oprócz umiejętności miał jeszcze bogate doświadczenie.

Od trzynastego roku życia mieszkał na ulicy. Jego rodzice zginęli w pożarze ich własnego domu i tylko on ocalał. Wychowywał się bez miłości, w świecie pełnym ubóstwa i przemocy. Było tylko kwestią czasu kiedy wejdzie na złą drogę, bowiem kto lądował na ulicy, był skazany na kryminał.

Na początku próbował się przed tym bronić, postępując według zasad wpojonych mu przez rodziców. Ale człowiek musi przecież jeść, a bez pieniędzy nie da się zdobyć posiłku. Trzeba go ukraść. Pierwsze co ukradł, to bochenek chleba z ulicznego straganu. Za nim poszły następne. Ale przecież nie można żyć o samym chlebie, od czasu do czasu trzeba zjeść co innego. Kradł więc i co innego. Później chciał zakosztować rozrywek, zaczął więc kraść pieniądze na nie. Ani się obejrzał, a siedział już w złodziejskim fachu po uszy. Obecnie, w wieku dwudziestu pięciu lat, dorobił się opinii najlepszego i sporego kapitaliku. Nie uważał tego czasu zmarnowany.

No tak, ale pracować nadal trzeba, pomyślał. A tak się składa, że zamiast przygotowywać się do kolejnego skoku, siedzę i wspominam.

Odłożył więc gazetę i wstał. Z sakiewki wyjął kilka monet dla dziewczyn i położył na szafce nocnej. Cichutko wyszedł z mieszkania.

Kirej wstał już dawno. Na ulicach miasta pełno było ludzi wszelakiej maści. Ze straganów przylepionych do ścian budynków krzyczały przekupki, oferując najniższe ceny za swoje wątpliwej jakości towary. Potencjalni klienci krzyczeli z kolei, chcąc te ceny zbić jeszcze bardziej. Dzieci wrzeszczały, widząc na straganach zabawki, których nie dane było im posiadać. Wokół unosił się gwar rozmów, skrzypienie wozów i odgłosy zwierząt. Miasto tętniło życiem.

W takiej atmosferze Virg czuł się jak w swoim żywiole. Oddychał pełną piersią, chłonąc miasto wszystkimi zmysłami. Momentalnie nabrał sił do działania.

Żeby dobrze przeprowadzić skok, potrzebne było dokładne rozpoznanie terenu. Rozpoznanie to podstawa, jak głosiła stara złodziejska zasada. Trzeba było poznać wszystkie słabe i mocne strony obiektu do którego się włamywało, by podczas akcji nic nie było w stanie złodzieja zaskoczyć. Dobre rozpoznanie to gwarancja powodzenia, mawiał z kolei Virg.

Właśnie w celu przeprowadzania rozpoznania opuścił swoje mieszkanie i w tej chwili szedł prosto ku siedzibie Banku Hormadich położonej na ulicy Solnej, tuż obok posterunku straży miejskiej. Dobra lokalizacja, przyznał w myślach, ale natychmiast przyznał również, że wcale nie gwarantująca bezpieczeństwa. Strażnicy w końcu też muszą kiedyś spać, a każdy wiedział, że noc to pora złodziei.

Nagle uwagę Virga przykuł dziwnie zachowujący się mężczyzna. Szedł w jego stronę, rzucając ukradkowe spojrzenia mijającym go osobom. Poruszał się sztywno, zupełnie jakby się czegoś bał. Albo miał złe zamiary. Dobler domyślał się o co może chodzić nieznajomemu i chciał to sprawdzić. Ruszył ku niemu.

Mężczyzna udawał że na niego nie patrzy, a tymczasem przez cały czas nań zezował. Virg sprawiał wrażenie jakby tego nie widział, ale widział, i to świetnie. Dystans między mężczyznami zmniejszał się. Chociaż dzielił ich tłum, ciągle kierowali się ku sobie.

Czas jakby stanął w miejscu. Virg nie dostrzegał niczego poza nieznajomym. Obserwował jego ruchy, reakcje. Był bardzo ciekaw jak to rozegra. Proszę, powiedział w myślach, pokaż mi co potrafisz.

W końcu dystans między nimi zmniejszył się do zera. Virg poczuł rękę kierującą się ku jego kieszeni i uśmiechnął się paskudnie. W ułamku sekundy chwycił ją i wykręcił do tyłu. Nieznajomy krzyknął.

– Puść mnie– wysapał, próbując oswobodzić się z żelaznego uścisku.

– A więc kieszonkowiec, dobrze podejrzewałem– powiedział Virg z zadowoleniem. Oko fachowca go nie zawiodło.– Musisz popracować nad techniką, kolego.

– Co ci do tego?– warknął mężczyzna, cały czas się szamocząc.

– Co mi do tego?! Jeśli już coś robisz, to rób to porządnie! Swoim zachowaniem plamisz honor złodziei!

– Kim jesteś?

– Zachowujesz się jak amator. Chodzisz tak, że z daleka widać jakie masz zamiary. Jeśli nie będziesz bardziej naturalny, niczego nie osiągniesz w tym fachu.

– Kim… jesteś?– powtórzył mężczyzna coraz bardziej się pocąc.

– Ach, gdzie moje maniery. Virg Dobler, do usług.

Mężczyzna, mimo niedogodnej pozycji, odwrócił głowę w jego stronę i spojrzał wzrokiem pełnym szacunku. Virg szarpnął jego rękę aż w barku nieznajomego coś chrupnęło, a szacunek momentalnie zmienił się w grymas bólu.

– Powodzenia w przyszłości– rzucił Virg i puścił mężczyznę.

Ten upadł na bruk, wijąc się z bólu i krzycząc. Dobler spokojnie odszedł.

*****

Wreszcie dotarł na miejsce. Monumentalna bryła Banku Hormadich wznosiła się nad nim, pogrążając jego i całą ulicę w cieniu. To robiło wrażenie.

Gmach był zbudowany z białego marmuru i posiadał wszelkie atrybuty, jakie budynek reprezentacyjny powinien posiadać. Były tam kolumny, rzeźby, płaskorzeźby, malowane zdobienia, złote inkrustacje… Virg dałby sobie głowę uciąć, że w środku bank prezentował się jeszcze lepiej.

Trudno było się dziwić. W końcu placówka należała do jednej z najbogatszych krasno ludzkich rodzin, a każdy wiedział że kto jak kto, ale krasnoludy lubią robić wrażenie. Szczególnie bogate krasnoludy.

Virg miał przyjemność odwiedzić kiedyś filię Banku Hormadich w innym mieście, ale wtedy nie miał czasu na podziwianie architektury. Po prostu wpadł na chwilę, załatwił co miał załatwić i oddalił się. Gazety ochrzciły tę wizytę napadem stulecia, a straż wyznaczyła sporą nagrodę za jego głowę. Miał nadzieję, że i teraz scenariusz się powtórzy.

Podszedł do frontowych drzwi strzeżonych przez dwa trolle i pchnął je mocno. Jego oczom ukazało się wnętrze budynku. Dobrze przewidywał– robiło jeszcze większe wrażenie niż fasada.

W głównej sali stały w rzędach biurka, a za nimi pracownicy gotowi służyć pomocą każdemu, ktokolwiek chciałby skorzystać z usług banku. Tak się składa, że on właśnie chciał. Podszedł do pierwszego z brzegu stanowiska, a siedząca za biurkiem kobieta uśmiechnęła się do niego.

Virg zmierzył ją wzrokiem. Nosiła taki sam błękitny uniform jak wszyscy pracownicy, a na lewej piersi miała plakietkę z imieniem i nazwiskiem. Meira Fills, głosił napis na niej. Jest pani bardzo piękna, pomyślał Dobler patrząc na jej twarz. To znacznie uprzyjemni mi pracę.

– W czym mogę pomóc?– zapytała Meira, ciągle się uśmiechając.

Virg spojrzał na nią swoim najbardziej uwodzicielskim wzrokiem i również się uśmiechnął. Niedługo powiesz mi wszystko, co chcę wiedzieć.

– Och, to nic wielkiego– powiedział beztrosko.– Chciałbym tylko złożyć u was trochę moich oszczędności.

– W takim razie wystarczy dopełnić kilku formalności. To zajmie tylko kilka minut.

– Z przyjemnością spędzę je w pani towarzystwie.

Policzki Meiry zakwitły rumieńcem, a ręce zaczęły jej się trochę trząść. To dobrze. Została wstępnie zmiękczona.

Kobieta pochyliła się i zaczęła czegoś szukać. Virg nie mógł się powstrzymać, żeby nie zajrzeć jej w dekolt. Po chwili podniosła się, ściskając w dłoni formularz.

– Tylko jedna kartka?

– Nasz bank stara się ograniczyć formalności do minimum. Wszystko dla wygody klientów.

– Z panią mógłbym wypełnić nawet najobszerniejszy formularz i też bym nie narzekał.

Meira zaczerwieniła się jeszcze bardziej.

– Tego… może, ehm, przystąpimy do dzieła– chwyciła pióro.– Pańskie imię i nazwisko?

– Perdwyn Keller– odpowiedział bez zająknięcia Virg.

– Adres zamieszkania?

Dobler odpowiedział i na to pytanie i jeszcze na kilka następnych. Wszystko czynił bez najmniejszego zastanowienia.

Jego zestaw fałszywych tożsamości był naprawdę imponujący, a Perdwyn Keller był tylko jedną z nich. W zawodzie złodzieja był to element tak nieodzowny, jak przebranie. Virg obudzony w środku nocy i zapytany o dowolne swoje alter ego, potrafiłby w locie wymienić nie tylko wszystkie dane osobowe, ale także opowiedzieć kilka wspomnień z dzieciństwa, historię chorób czy wymienić krewnych. Tożsamości były tak dobrze dopracowane, że nie było szans by ktoś odkrył oszustwo.

Również Meira Fills nawet w najmniejszym stopniu nie podejrzewała, że oto stoi przed nią nie Perdwyn Keller, mężczyzna chcący założyć tylko konto, ale Virg Dobler– największy złodziej w mieście albo nawet w kraju.

– Jaką kwotę chciałby pan u nas złożyć na początek?

Virg wyjął z sakiewki zaliczkę od Toma i położył ją na biurku.

– Dziesięć galeonów? To sporo pieniędzy– Meira nie mogła się powstrzymać od tego komentarza.

Dobler tylko na to liczył. Miał punkt zaczepienia i wreszcie mógł ruszyć do ataku.

– To wszystkie moje oszczędności…– zaczął, udając zakłopotanie.– W związku z tym chciałbym się dowiedzieć, czy…

– Tak?– kobieta pochyliła się bliżej.

-No… czy będą tu bezpieczne.

– Ależ oczywiście. Bank Hormadich to najsolidniejszy krasnoludzki bank w całym Ferianie.

– To wiem, ale jakie tu macie zabezpieczenia?

Kobieta spojrzała na niego zakłopotana.

– Mnie możesz powiedzieć, Meiro– szepnął konspiracyjnie.

Widział jaka walka toczyła się w jej duszy. Z jednej strony lojalność wobec pracodawcy, który z całą pewnością zabronił mówić o takich rzeczach, a z drugiej strony chęć udzielenia pomocy bardzo miłemu klientowi. W tym momencie szczerze współczuł jej położenia.

W końcu walka została rozstrzygnięta, bo Meira rozejrzała się niespokojnie dookoła i powiedziała o wiele ciszej:

– No dobrze. W końcu to twoje pieniądze– próbowała się sama przed sobą usprawiedliwić.– Nie jesteś przecież złodziejem…

– Ależ skąd!- zaprzeczył Virg takim tonem, jakby to była ostatnia rzecz o jaką można go posądzić.– Mów śmiało.

– Po pierwsze, jak sam widzisz, wejścia bronią dwa trolle. Zmieniają się co kilka godzin, więc warta pełniona jest przez całą dobę.

Trolle. Virg nie miał ochoty na walkę z nimi, więc trzeba było poszukać innego wejścia. Rozejrzał się na boki, a potem spojrzał w górę. W suficie tkwił świetlik.

– Tamtędy też nikt nie wejdzie– Meira zobaczyła gdzie patrzy.– Świetlik wykonano ze szkła krasnoludów, które jest mocne…

– …jak stal. Wiem.

Ale takie szkło to nie problem. Nie raz forsował wykonane z niego szyby. To tylko kwestia odpowiednich narzędzi. Potrzebna będzie jeszcze lina, żeby spuścić się z dachu na podłogę.

– A co z zabezpieczeniami w samym skarbcu?

– Widzisz te drzwi? Prowadzą do podziemi i są pancerne. To pierwsza linia zabezpieczeń.

Rzeczywiście, wyglądały na solidne. Ale nie było jeszcze takich drzwi, które by mu się oparły.

– I to wszystko?– wiedział że nie, ale musiał ją pociągnąć za język.

– Oczywiście, że nie. Za drzwiami znajduje się korytarz najeżony standardowym zestawem pułapek. Wiesz: zapadnie, ostrza i takie tam.

Virg pokiwał głową. Uwielbiał standardowe zestawy– były takie przewidywalne.

– Co dalej?

– Przed samym skarbcem siedzi golem pilnujący kolejnych, już ostatnich, pancernych drzwi. Nie ma szans, żeby ktokolwiek dostał się do skrytek.

– Powiedziałaś golem?

– Och tak. To taki duży, gliniany stwór…

– Myślałem, że one istnieją tylko w bajkach.

– Też tak myślałam, dopóki nie zaczęłam tu pracować.

Ten fakt bardzo go zmartwił. Nigdy wcześniej nie miał do czynienia z golemami i nie kłamał mówiąc, że uważał je za stworzenia zmyślone. Wolałby już raczej smoka. Smoki były chociaż względnie powszechne i znał na nie kilka niezawodnych sposobów.

– No nic, trudno…– wypowiedział tę myśl na głos i natychmiast ugryzł się w język, widząc zdziwiony wzrok Meiry.– Dziękuję ci.

Już miał odchodzić, ale kobieta go jeszcze zatrzymała.

– Podpis– powiedziała.

– Co?– Virg nie zrozumiał. Jego myśli zaprzątał golem.

– Musisz podpisać formularz– podsunęła kartkę i wcisnęła mu pióro w dłoń.

Virg omal nie podpisał się swoim prawdziwym nazwiskiem, ale w porę się zorientował.

– Numer twojej skrytki to 5283– poinformowała go Meira i uśmiechnęła się szeroko.

Tak uśmiechają się tylko kobiety, które liczą na zaproszenie. Dobler niestety był zbyt zamyślony, by to zauważyć.

*****

Wracał do domu, nie widząc nawet którędy idzie. Odbijał się od ludzi jak piłka od ściany, ale nie zwracał na to uwagi.

Golem. Do licha! Kto wymyślił, żeby to golem strzegł skarbca? Skąd oni go w ogóle wytrzasnęli? Przecież one nie istnieją! Ze złości kopnął psa, który zaplątał mu się między nogami, a zwierzę uciekło z dzikim piskiem. Jak miał pokonać coś takiego, kiedy nawet nie wiedział czym się charakteryzuje? To jak walka we mgle– wiesz że z czymś walczysz, ale nie wiesz z czym. Musiał coś wymyślić, po prostu musiał. Nie byłby sobą, gdyby nie rozwiązał tego problemu. No tak, łatwo powiedzieć ale trudniej zrobić.

Wszedł do swojego mieszkania i położył się na łóżko. Elfek już nie było, a razem z nimi zniknęły przeznaczone dla nich pieniądze i wszystkie srebrne sztućce. Normalnie nie umknęłoby to uwadze Virga, ale teraz bynajmniej nie czuł się normalnie.

Muszę się uspokoić. Nie mogę tak się do tego zabierać, to nic nie da. Przecież jestem Virg Dobler– mistrz złodziei i maestro kradzieży. Jeszcze żaden sejf mi się nie oparł, żaden skarbiec nie śmiał nie otworzyć przede mną swoich podwoi. Muszę tylko chwilę pomyśleć, a rozwiązanie samo przyjdzie mi do głowy.

Wziął kilka głębokich oddechów i zastanowił się, tym razem spokojnie. Jego wzrok powędrował ku półce z książkami. Rozpoznanie to podstawa! Wstał i zaczął szukać. W końcu znalazł to czego potrzebował i zdjął z półki opasłe tomisko oprawne w skórę. Bestiariusz Hersena Cliftora– tutaj musiało coś być.

Otworzył książkę i zaczął przeszukiwać ją strona po stronie. Oczy skakały mu z góry na dół, kiedy szukał jakiejkolwiek wzmianki o golemie. Przebrnął już jednak ponad pół Bestiariusza i nadal nic. Nieubłaganie zbliżał się do końca, a golema jak nie było tak nie ma. Powoli tracił nadzieję.

Wreszcie, na kilka stron przed końcem, natrafił na długo wyczekiwaną informację. Serce zabiło mu szybciej, ale nie mógł powstrzymać ironicznej myśli: gdyby zaczął szukać od tyłu, zaoszczędziłby dużo czasu. Roześmiał się.

Wzmianka była, jak na objętość książki, dosyć krótka i lakoniczna. Przeczytał ją bardzo uważnie, słowo po słowie.

 

GOLEM– dosł. „człowiek z ziemi”. Bardzo rzadko występujące stworzenie, przypominające kształtem ciała istotę ludzką, ale składające się ze skał i gliny. Powstało najprawdopodobniej w dawnych wiekach jako efekt eksperymentów magów, próbujących stworzyć niezniszczalną armię. Do naszych czasów dotrwało ich niewiele, niemniej jednak uważane są za istoty bardzo użyteczne. Ktokolwiek zawładnie golemem może liczyć, że ten wykona każdy jego rozkaz.

Przeczytał… i nic. Hasło nie niosło żadnej konkretnej informacji, tylko kilka nic nie znaczących faktów. Przeczytał jeszcze raz i znowu nic. Już miał cisnąć książką o ścianę, kiedy jego wzrok padł na ostatnie zdanie. W głowie zaświtała mu pewna myśl.

To szalone, pomyślał, ale kto wie… Może się udać.

Koniec

Komentarze

Trochę jestem obok tego tekstu. Nie zahaczył mnie mocno, ledwie drasnął. Pozdrawiam.

Całkiem przyjemne, choć wolę arty utrzymane w klimacie fantasy. :)

Nowa Fantastyka