- Opowiadanie: Finkla - Bunraku

Bunraku

Opowiadanie pisane na konkurs o Japonii. Zajęło drugie miejsce.

Na końcu tekstu znajduje się słowniczek mniej popularnych terminów japońskich. W kolejności zalecanej przez autorkę.

Mimo to proponuję, w miarę możliwości, oszczędne korzystanie z tej podpowiedzi, bo możecie trafić na jakiś spoiler.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Bunraku

 

1. Pani Yamataki

 

Czasami, zwłaszcza wiosną, spotykam się ze słynnym kucharzem. Kuramoto Arata nie tylko posiada restaurację, ale również oficjalną licencję uprawniającą do przygotowywania oraz sprzedawania ryby fugu.

Dziś też przychodzi. Przynosi trzy przekąski do ryżu. Przyrządzam więc zupę oraz ryż i wspólnie zjadamy posiłek. Podczas jedzenia konwersujemy o metabo. Oczywiście, panu Kuramoto nie grozi nadmierna otyłość; odżywia się tradycyjnie, ale wielu młodych ludzi przyzwyczaja się do tłustego jedzenia z zachodu, a ich brzuchy wkrótce przekraczają normy dopuszczalne dla zdrowego człowieka. To bardzo nieodpowiedzialne zachowanie, jak można obciążać społeczeństwo kosztami własnego łakomstwa? Władze dokładają wszelkich starań, aby zapobiegać nadwadze, niestety plaga wciąż się szerzy.

Po posiłku tańczę dla swojego gościa.

 

***

 

Spędzam dzisiejszy wieczór z panem Okamura Katsu. To polityk, przewodniczący jednej z największych partii opozycyjnych. Po następnych wyborach, kto wie, może nawet sformuje własny rząd.

Sączymy ciepłe sake, mój rozmówca rozluźnia się stopniowo.

– Amerykanie muszą wreszcie wyprowadzić swoje wojska. Nie powinniśmy godzić się na tę okupację, ale obecny premier-buddysta nie ma kręgosłupa moralnego – odzywa się nagle.

– Jeżeli bogowie uznają, że nie potrzebujemy obcych żołnierzy na naszej ziemi, będą potrafili pozbyć się ich.

– Co masz na myśli, Yamataki-san?

– Starą opowieść. Masz ochotę jej posłuchać, Okamura-sama?

Zachęca mnie gestem, więc zaczynam.

– Jedyną osobą, która próbowała podbić Kraj Wschodzącego Słońca przed panowaniem cesarza Hirohito, był Kubilaj-Chan. Krwiożerczy Mongoł przysłał ambasadora z propozycją, byśmy zostali jego wasalami. Za odpowiedź musiała mu wystarczyć głowa wysłannika, reszta ciała okazała się zbędna do przekazania wiadomości. – Mój gość uśmiecha się, z pewnością zna to wydarzenie z wielu opisów, ale nic w jego zachowaniu nie sugeruje, że wolałby, abym przerwała. Kontynuuję więc. – Okrutny wnuk Czyngis–Chana zapragnął zemsty. Wydał rozkaz i trzydzieści tysięcy wojowników wypłynęło, aby wymordować naszych przodków. Opanowali kilka wysp, lecz wkrótce zerwał się sztorm, w którym zginęła niemal połowa najeźdźców. Gdy wieść o porażce dotarła do Kubilaj–Chana, jego czarne serce zapłonęło gniewem. Rozszalały z wściekłości, zebrał armię, jakiej świat jeszcze nie widział, armię prawie pięciokrotnie liczniejszą niż poprzednia. Zbrojni wsiedli na tysiące okrętów. Przeogromna flota skierowała się w stronę wysp zaludnionych przez hardych mieszkańców. – Pan Okamura przymknął oczy, wsłuchując się w dźwięk mojego głosu. – Nasi przodkowie nie znali trwogi, lecz nie mogli choćby marzyć o pokonaniu tylu wrogów. Ale nikt nie upadał na duchu. Zewsząd ściągali obrońcy ojczyzny. Nikt nie spał w nocy przed ostatecznym starciem. W każdej świątyni wznoszono modły o ratunek dla kraju. Cesarz przywdział ceremonialną szatę i udał się do saiō. Stanęli z kapłanką ramię w ramię i błagali bogów o pomoc. I bogowie wysłuchali modlitw swojego ludu. Zesłali czarne chmury, które przesłoniły słońce. Zerwał się straszliwy wiatr i rozkołysał morze, aż dzikie fale zaczęły bić w wysokie brzegi. Mongolskie okręty wpadały na siebie, uderzały o skały albo, miotane przez żywioły, spadały na ziemię, aby rozbić się na kawałki. Tak to kamikadze uratował nasz kraj.

 

***

 

Odwiedza mnie Gushiken Takumi, asystent głównego ogrodnika w Ogrodach Cesarskich. Zwykle przynosi mi wspaniałe rośliny. Pod oknem wciąż stoi bonsai, które dostałam od niego przed trzema laty. Zauważam, że przy wejściu rzuca okiem na mały klon w stylu „targany wiatrem”. Starannie pielęgnuję drzewko, więc gość z ledwo dostrzegalną satysfakcją kiwa głową.

Także i dzisiaj otrzymuję naręcze słodko pachnących kwiatów i świeżych gałązek. Wspólnie układamy kompozycję. Ikebana stopniowo nabiera harmonii, nagle pan Gushiken rani się cierniem ostrokrzewu w palec, krew skapuje na białe płatki kamelii. Opatruję skaleczenie i proponuję, że sama dokończę konstrukcję. Ogrodnik boi się utraty twarzy, próbuje skryć rozczarowanie, ale nie chce pokalać kwiatów. Aby go pocieszyć, deklamuję świeżo powstałe haiku.

 

Kropla barwi kwiat 

Drzewa sakurowego

Czy uszlachetnia?

 

***

 

Pani Mazawa przyprowadza do mnie cudzoziemca. To zięć ambasadora Stanów Zjednoczonych. Przybysz składa niezgrabny ukłon.

– Martin-sama, od dawna jesteś w Kraju Kwitnącej Wiśni?

– Och, dość długo, ponad tydzień.

– Widziałeś już ceremonię parzenia herbaty?

– Nie.

Trudno wyczytać emocje z jego twarzy. Dziwnie okrągłe oczy sprawiają, że bez przerwy wygląda na zdziwionego. Ale, skoro jeszcze nie widział tej pięknej ceremonii, rozpoczynam przygotowania.

Wchodzi w butach na tatami. Gai–jin.

Wydaje mi się, że Amerykanin zaczyna się niecierpliwić. Pytam, czy wszystko w porządku.

– Yamataki-chan, myślałem, że będziemy się kochać.

Szczerzy swoje nienaturalnie białe zęby, jakby wcale nie obraził mnie przed chwilą. Zwrócił się do mnie chan! A poza tym, przyjmuje go geisha, jedna z najlepszych i najdroższych w całej aglomeracji tokijskiej, a on sądzi, że przyszedł do zwykłej prostytutki. Gai–jin.

Oczywiście, potrafię dać mu także to, czego oczekuje. Wyszkolono nas dobrze i wszechstronnie. Uśmiecham się uprzejmie i rozkładam futon. Obcokrajowiec chce jak najszybciej zdjąć ze mnie ubranie. Szarpie się nerwowo z kunsztownie zawiązanym obi, dopiero po chwili pozwala sobie pomóc. Zaskakuje go kontrast między skórą pokrytą makijażem a nagą. Dziwi się, gdy pod zewnętrznym kimonem odkrywa następne. Dzikus niecierpliwie zrywa kolejne warstwy, jakby zdzierał opakowanie z prezentu znalezionego pod swoim bożonarodzeniowym drzewkiem. Mój strój stanowi kolekcję istnych dzieł sztuki. Za każde kimono można byłoby bez problemów utrzymać się co najmniej przez miesiąc, lecz nieokrzesany Amerykanin rzuca ręcznie malowany jedwab na podłogę, jak nic nie warte szmaty. A podobno w jego kulturze ceni się pieniądze…

Spełniam prymitywne pragnienia tego samca. Gai–jin wierzga, aż rozdziera ścianę. Wreszcie zasypia, zmęczony i zaspokojony. Korzystając z sytuacji, odcinam kosmyk włosów mężczyzny.

 

***

 

Zjawia się u mnie popularny muzyk. Takashi Hibiki najczęściej gra nagoya kei i z tego właśnie słynie wśród fanów. Ale znam go dobrze i wiem, że prywatnie lubi niekiedy zanurzyć się w klasyczne gagaku. Dziś również ma na to ochotę. Podaję mu więc tradycyjny hichiriki. Po chwili z instrumentu zaczyna płynąć bardzo wolna melodia. We właściwym momencie włączam się i wtóruję klientowi, śpiewając prastarą pieśń.

 

***

 

– Mazawa-san, chciałabym wyjechać na kilka dni.

– Zgoda, Yamataki-san. Każdy musi czasem odpocząć. – Przełożona kiwa wyrozumiale głową. – Ty też tego potrzebujesz. Wydaje mi się, że schudłaś ostatnio. Nikomu nie zależy na twojej karoshi. Jedziesz do swoich przodków?

– Tak, Mazawa-san. Dawno nie odwiedzałam rodzinnych stron, muszę odnowić kontakt z nimi.

– Wobec tego jedź, Yamataki-san. Zadbaj o swoich bliskich i o siebie. Powiadom mnie, gdy wrócisz.

 

2. Yamauba

 

Idę przez dzielnicę sklepów. Dziś sobota, w dodatku piękna, wiosenna pogoda, więc dookoła widać wielu reiya. Poprzebierani za ulubionych bohaterów mangi, filmów i gier, radośnie pozują tłumom fotografów. Jaskrawe lub pastelowe kolory strojów cieszą oczy, nadają odświętny wygląd ulicom, wprawiają w wesoły nastrój.

Wsiadam do pociągu. Shinkansen zawiezie mnie aż na Hokkaido. To właśnie tam, w podprefekturze Hidaka znajduje się moja prawdziwa siedziba.

 

***

 

Wreszcie, po dwóch przesiadkach, wychodzę na peron w miasteczku. Wędruję kawałek ścieżką, aż tracę z oczu zabudowania. Rozglądam się uważnie, ale nie widzę nikogo. Przybieram swoją rzeczywistą postać: Yamauby – Górskiej Staruchy. Już nie wyglądam jak młoda, piękna kobieta. Znikają kruczoczarne włosy. Moją głowę pokrywają długie, siwe kłaki. Nie całą – z tyłu, na środku tkwi wiecznie głodna paszcza. Ale odsłaniam ją wyłącznie podczas posilania. Nie tylko ciało i twarz się zmieniają. Także głos mam teraz inny – chrapliwy i nieprzyjemny dla ludzi. Fizycznie się zestarzałam, ale za to napłynęła demonia moc. W obecnej formie dysponuję niemal niespożytymi siłami.

Wracam na główną ulicę i podejmuję wędrówkę w stronę domu.

Mój okręg liczy sobie około dwóch tysięcy mieszkańców, ale wątpię, że żyje tu chociaż jeden człowiek. W miasteczku gnieździ się mnóstwo skrzydlatych demonów. Niemal każde wysokie drzewo ma swojego właściciela. Mimo to trudno dostrzec tengu – nie dość, że są niewielkie, to jeszcze potrafią zmieniać postać. Nie muszę jednak się nimi przejmować; niekiedy porywają ludzi, ale nie stanowią żadnego zagrożenia dla znacznie silniejszych stworzeń.

Wzdłuż drogi stoją domostwa zamieszkałe przez grupki oni. Zwykle diabły starają się trzymać z sobie podobnymi – zielonoskóre z krowimi rogami w jednym obejściu, czerwone i bezokie w drugim… Gdybym szła tędy w postaci pani Yamataki, widziałabym tylko najzwyklejsze ludzkie rodziny.

Po drodze do chaty spotykam kilku znajomych. Kłaniamy się, wymieniamy pozdrowienia. Dawno tu nie byłam. Oni opowiadają mi, ilu turystów zabłądziło w okolicach przez zimę, ilu narciarzy zjechało z trasy, aby nigdy już nie wrócić do świata żywych. Ja mówię im, co dzieje się w stolicy, jakie plany mają politycy wobec naszej podprefektury i co diabły powinny zrobić, żeby pomóc mi udaremnić te projekty.

Zapada zmierzch, nad uliczkami zaczynają szybować pierwsze upiorne główki. To nic strasznego, ledwie drobna uciążliwość; nieszkodliwe stworki płochliwie umykają przede mną, a trafię do swego domu nawet w absolutnych ciemnościach. Nie mieszkam w miasteczku, tylko daleko poza jego granicami. Wolę, żeby wścibskie oni nie wiedziały, czym dokładnie się zajmuję. Zresztą, zbudowałam swoją siedzibę na długo przed tym, zanim osiadł tu pierwszy diabeł.

Mijam ostatnie zabudowania i zaczynam wspinać się stromą górską ścieżką. Przy strumieniu mieszka moja najbliższa sąsiadka, kappa. Wreszcie docieram do własnej chaty.

Dobrze, że nie natknęłam się na Śnieżną Panią. Wprawdzie wiosna już nadeszła, ale tu, w wysokich górach, lodowata okrutnica wciąż może być w świetnej formie. Powiadają, że morduje każdego, kto stanie na jej drodze. Wystarczy, że owionie człowieka swoim oddechem, nawet ogień potrafi zamrozić. Nie wiem, jak skończyłaby się walka między nami. Może dlatego nigdy do niej nie doszło, chociaż kilka razy widziałam z daleka tę ubraną na biało zjawę.

W chacie nic, poza kurzem, się nie zmieniło. Cisza i spokój. Stare, ulubione sprzęty zachęcają do relaksu. Ale nie przybyłam tu, aby odpoczywać.

Biorę największą z przyniesionych toreb i idę jeszcze wyżej w góry.

 

3. Poroshiri

 

Kiedy docieram do jaskini na stoku Poroshiri, panuje już głęboka noc, a ja zaczynam odczuwać zmęczenie.

Odsuwam pokaźny głaz zasłaniający wejście do niewielkiej, bocznej sali. Oto znalazłam się w moim prawdziwym sanktuarium.

Wyjmuję z sakwy pałeczki, którymi jadł pan Kuramoto, czarkę, z której pił pan Okamura, wacik, w który wsiąknęła krew pana Gushikena i cierń, który go skaleczył, kosmyk włosów i malutką fiolkę ze spermą gai–jina, ustnik hichiriki, na którym grał pan Takashi oraz dziesiątki pozostałych, podobnych przedmiotów. Każdy starannie zapakowany, pieczołowicie zabezpieczony przed zanieczyszczeniem i kaligraficznie opisany. Dołączam je do tysięcy czarek, pałeczek, łyżek i rozmaitych innych rzeczy, zawierających maleńkie cząstki mężczyzn, z którymi się spotykałam.

Dłuższą chwilę wpatruję się w swoją kolekcję. Decyduję się na kilka drobiazgów, wyłuskuję je z warstw ochronnych.

Siadam wygodnie na dużym płaskim kamieniu, biorę do rąk pierwszą z wybranych czarek, koncentruję się, próbując nawiązać kontakt z człowiekiem, który kiedyś ją trzymał.

 

…Ogłuszający hałas, dym papierosowy. Przede mną automat z tacką pełną kulek. Znajduję się w salonie pachinko.

Nie.

 

…Malutkie pomieszczenie, kapsuła hotelowa. Układam się do snu.

Nie.

 

Nie potrafię zlokalizować kolejnego celu. Wyczułabym, gdyby mężczyzna już nie żył. Pewnie medytuje albo się modli.

Nie.

 

…Telewizor. Na ekranie tetris – człowiek stojący na trampolinie przyjmuje dziwaczną pozycję, aby jakoś dopasować się do dziury w nadjeżdżającej styropianowej tafli. Oczywiście, nie udaje mu się to, zostaje zepchnięty do basenu. Zaśmiewam się w głos.

Nie.

 

Dojo. Kilku mężczyzn ubranych w keikogi. Niewidoczny sensei spokojnym, monotonnym głosem opowiada o bushidō.

Nie.

 

…Stolik zastawiony przysmakami, czarki sake. Zwykły pokój w ludzkim domu. Oprócz mnie siedzą w nim trzy osoby. Jedzą, rozmawiają, śmieją się.

Tak!

 

Miażdżę czarkę w dłoniach. Fragment przebija się przez skórę. Moja krew miesza się ze starą śliną mężczyzny. Teraz już bez przeszkód mogę przejąć kontrolę nad jego zachowaniem.

Natychmiast zaczynam namawiać wszystkich obecnych na krótki wypad w góry na Hokkaido. Aby powitać wiosnę na łonie natury. Jutro, od rana. Mam nadludzki dar przekonywania, znajomi mężczyzny nie mogą mi się oprzeć. Dyskutują tylko na temat szczegółów; środka transportu, jedzenia, prognozowanej pogody, co chcieliby zobaczyć podczas podróży. Jedna z kobiet proponuje, że zadzwoni po przyjaciół, którzy uwielbiają takie wycieczki. Tym lepiej.

Wszystko załatwione. Teraz tylko nie mogę zasnąć ani nawet zdekoncentrować się na chwilę, bo zerwałabym więź z mężczyzną, a wtedy gotów mi się wymknąć.

Czekam.

 

***

 

W końcu zjawia się. Blady, zmęczony. Nie ma się czemu dziwić; ponad pół doby utrzymywałam połączenie między naszymi umysłami, głównie kosztem zasobów jego organizmu. Nie szkodzi. Nie będą mu więcej potrzebne.

Wchodzi do jaskini. Zniecierpliwiona długim oczekiwaniem, skręcam mu kark. Odrobinę za wcześnie, teraz muszę przenieść ciało do mojej salki. Ale to nie problem.

Odgarniam włosy z tyłu głowy. Nie widzę tego, ale wiem, że światu ukazuje się nienasycona paszcza pełna kłów ostrych niczym miecz samuraja. Pazurami odrywam kawałki jeszcze ciepłego, parującego mięsa i jeden za drugim wpycham w usta na potylicy. Słychać donośne mlaskanie.

 

***

 

Nareszcie czuję się nasycona i pełna sił jak rzadko kiedy. Potrafię przyjmować ludzki pokarm, ale ta nędzna namiastka nie może zaspokoić mojego prawdziwego głodu. Bez regularnych dostaw świeżego człowieczego mięsa nie byłabym w stanie całymi miesiącami udawać młodej kobiety.

Wrzucam kości do pochyłego korytarzyka pełnego gnatów pozostałych po poprzednich ucztach. Przesuwam głaz z powrotem na miejsce. Teraz mogę spokojnie odpocząć i przenocować w mojej chacie.

 

***

 

Schodzę do miasteczka pod pretekstem kupienia jakichś drobiazgów. Tak naprawdę, chcę skontrolować sytuację.

Wszędzie unosi się niepowtarzalny, słodkawo–żelazisty zapach. Obżarty tengu siedzi na gałęzi i wyciera zakrwawiony dziób o korę. Wchodzę do sklepu.

– Yamauba-sama, żałuj, że nie zajrzałaś do nas wczoraj. Przybłąkało się tu sześcioro ludzi!

– Coś takiego, Umari-san! To rzeczywiście szkoda, że mnie nie było. Wszystkich pożarliście?

– Niestety, jeden uciekł gdzieś w góry. Proszę sobie wyobrazić, w ogóle nie mogliśmy wyczuć jego zapachu!

– Pewnie zaczął recytować modlitwy. Nie szkodzi, prędzej czy później ktoś go spotka; albo ja, albo Śnieżna Pani, w najgorszym wypadku dzikie zwierzęta. Chyba że zdołał dotrzeć do swojego samochodu i odjechać.

– Och, to mu się nigdy nie uda. – Pani Umari śmieje się, wytwornie zasłaniając dłonią usta pełne tygrysich kłów. – Zadbaliśmy o auta, którymi przyjechało mięso. Nie ma już ich w naszej podprefekturze!

I bardzo dobrze. Liczyłam na to, że oni zatroszczą się o zatarcie śladów. Dlatego staram się nie zapominać o diabłach, kiedy sama się posilam.

Tak, czasami muszę zużyć jakiegoś mężczyznę ze swojej kolekcji. Wybieram tych leniwych, mało popularnych i bezwartościowych. Pożeram ich sama, albo posyłam kilku w prezencie bogom. Na przykład, gdyby nadchodzące trzęsienie ziemi miało pokrzyżować moje plany. Ale większość moich klientów znacznie większą wartość przedstawia za życia.

Jeśli zechcę, aby ktoś zatruł się rybą fugu

Jeśli będę potrzebowała jakiejś konkretnej ustawy…

Jeśli…

Jeśli…

Jeśli…

Moje kukiełki czekają cierpliwie.

 

__________________________

Słowniczek:

metabo – człowiek otyły

sama – zwrot grzecznościowy używany w stosunku do osób wyższych rangą; pan, pani

saiō – najwyższa kapłanka

kamikadze – boski wiatr

sakura – drzewa/ kwiaty wiśni

tatami – mata

gai–jin – cudzoziemiec

chan – poufały zwrot używany w stosunku do dzieci i kochanków

futon – materac

obi – pas, szarfa

nagoya kei – nurt jap. muzyki nawiązujący do zachodniego punk rocka

gagaku – jap. styl klasycznej muzyki dworskiej

hichiriki – jap. odmiana oboju cylindrycznego

karoshi – śmierć z przepracowania

reiya – cosplayer, człowiek przebrany za fikcyjną postać

shinkansen – sieć superszybkich pociągów

Yamauba – dosł. Górska Starucha, rodzaj demona

tengu – skrzydlaty demon

oni – diabły

kappa – wodnik

pachinko – gra automatowa

dojo – miejsce treningu w sportach walki

keikogi – ubranie treningowe stosowane w wielu sportach walki

bushidō – dosł. droga wojownika, kodeks etyczny samurajów

bunraku – jap. teatr lalkowy

 

Koniec

Komentarze

Co naściemniałam w stosunku do swoich źródeł:

odrobinę podkoloryzowałam opis starcia między Kubilaj-chanem a Japończykami;

shinkansen być może jeszcze nie dojeżdża do Hokkaido;

Yamauba pożera ludzi, ale ich nie kontroluje, nie wiem czy usta na potylicy mają zęby;

japońscy bogowie nie wywołują trzęsień ziemi złośliwie i, o ile mi wiadomo, nie domagają się ofiar z ludzi.

 

Babska logika rządzi!

Ooooo, pierwsze konkursowe opowiadanie w historii bety! To trzeba uczcić! Ale będzie frajda przy czytaniu. :-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Nie mam nic przeciwko czczeniu. Frajdy szczerze życzę. :-)

Babska logika rządzi!

Podobało mi się, zwłaszcza pierwsza część, taka oszczędnie piękna niczym ikebana. Druga część jednak mi zgrzyta, sama nie wiem czemu – jakby po ceremonialnie zaparzonej herbacie podano kupne herbatniki. Niby jedno i drugie dobre, ale …

Zawsze jakoś się jeżę na "gobliny" tengu – wiem, że to częste tłumaczenie, popularne w angielskich przekładach mang, ale IMO tłumaczenie jednej mitologii inną prowadzi do wypaczeń.

Niemniej czytało się bardzo przyjemnie. Pozdrawiam

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Super! Obiecuję przeczytać po niedzieli ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dobre! Na tyle, że na chwilę pozwoliło na chwilę zapomnieć o kacu (nie jest to może pochwała najwyższych lotów, ale za to absolutnie szczera). Zgrzytnęły mi dwa sformułowania:

"Sporządzam więc zupę oraz ryż" – Niby wszystko jest ok, językowo jest poprawnie, ale nigdy nie spotkałem się z zastosowaniem słowa "sporządzam" w kontekście kulinariów. Dlaczego nie zwykłe "przyrządzam"?

"Dawno nie odwiedzałam rodzinnych stron, muszę odnowić kontakt z nimi." – Nie podoba mi się ten kontakt z rodzinnymi stronami, kontakty odnawia się z kimś, a nie z czymś. Oczywiście to takie moje czepialstwo, bo stylizowane kwestie dialogowe rządzą się własnymi prawami, ale wydaje mi się, że można było to wyrazić zgrabniej.

 

I jeszcze taka moja mała uwaga odnośnie fabuły: jest zgrabna i ciekawa, ale niezbyt "orientalna" w moim odczuciu. Gdyby podmienić scenografię i bohaterów (Japonia -> USA, Demony -> Wampiry, WIlkołaki), opowiadanie zamieniłoby się w dobry, ale standardowy scenariusz dla hollywoodzkiego horroru.

 

Dzięki za umilenie sobotniego przedpołudnia :)

na emeryturze

Alex-san, miło, że przynajmniej część się spodobała. Innego tłumaczenia "tengu" zwyczajnie nie znam. Czy "skrzydlate demony" byłoby odpowiednie i jednoznaczne?

Jose-san, w takim razie czekam na opinię.

Gary-san, jeśli zapomniałeś o kacu, to chyba pochwała silna, cóż, że mało poetycka. Z gotowaniem masz rację, zmienię. Z odwiedzaniem rodzinnych stron – niby też masz rację, ale zostanie, jak jest; wypowiedź jest świadomie dwuznaczna – bohaterka nie chce ani kłamać, ani wyprowadzać rozmówczyni z błędu. Co do fabuły; na tym zbytnio się nie znam. Ale tak z ciekawości – na jaki amerykański odpowiednik wymieniłbyś gejszę?

Domo za wszystkie komentarze. :-)

 

Babska logika rządzi!

Kolejny Twój dobrze napisany tekst. Przeczytałam z ciekawością, chociaż o mało nie odpadłam na samym początku, gdy zorientowałam się, że narratorką jest gejsza. 

Nie rozumiem i nie przepadam za kulturą japońską (oprócz Kurosawy… No, może w ogóle, japońskie kino aktorskie mi jednak w większości odpowiada). Jestem typowym przykładem na to, co podobno sami Japończycy o sobie uważają: żaden gai-jin nie zrozumie Japonii i Japończyków. Dlatego też pierwsza część,  właśnie ta "ceremonialnie zaparzona herbata" (Alex Fagus) była dla mnie w odbiorze trudniejsza. Drażni mnie taki sposób narracji (i nie jest to zarzut w stosunku do Autorki).

No tak, najwyraźniej jestem bardziej dzieckiem popkultury niż chciałabym się do tego przyznać.

Hmm… Pewnie będę czytała teksty na ten konkurs, bo zapewne będą ciekawe. Ale chyba okażą się dla mnie dość trudne.

 

Domo, Ocha-san. :-)

Mnie kultura japońska fascynuje – w jakiej innej powstał tak drobiazgowy rytuał samobójstwa? Ale daleka jestem od twierdzenia, że ją rozumiem. Trzy czy cztery przeczytane książki nie czynią wiosny, choć wystarczyły, bym zaryzykowała udział w konkursie.

Babska logika rządzi!

Najprościej byłoby zrobić z gejszy ekskluzywną prostytutkę, która towarzyszy znanym i poważanym obywatelom nie tylko w łóżku, ale i na czerwonych dywanach i uroczystych bankietach. Ale ja zamieniłbym ją na wziętą i atrakcyjną panią psychoanalityk – wilkołaka.

na emeryturze

No tak! O psychoanalitykach zapomniałam. Ta rzeczywiście miałaby kontakt z właściwą grupą społeczną. :-)

Edit: Ale fanty z DNA klientów trudniej by się Amerykance zdobywało… Chyba że kafomat przed gabinetem i kolekcja papierowych kubków.

 

Babska logika rządzi!

Mnie też fascynuje. Ale i mocno przeraża. Nie wartościuję, odczuwam ją po prostu jako zupełnie mi obcą.

A najbardziej fascynuje mnie to, co się z nią dzieje teraz. Autostrada, śmieci i budy z pamiątkami na świętej górze Fudżi, pachinko, przemysł erotyczny…

Ale również – znam to tylko z książek, a że jestem świeżo po lekturze reportaży z Japonii, to mnie ona nieco intelektualnie męczy :).

Ale fanty z DNA klientów trudniej by się Amerykance zdobywało… Chyba że kafomat przed gabinetem i kolekcja papierowych kubków.

Wystarczą włosy pozostawione na obowiązkowej kozetce. I nie kawomat, a droga butelkowana woda mineralna, chcemy żeby klienci czuli się rozpieszczeni i nie rzucali się w trakcie sesji terapeutycznej pod wpływem kofeiny ;)

na emeryturze

Włosy dobre, ale jak się trafi łysy pacjent? Nie znam się na kofeinie, więc pewnie masz rację.

Wiesz co? Optymalna byłaby spółka psychoanalityczki-wampirzycy i dentysty-wilkołaka. Albo jakiegokolwiek lekarza, który może zażądać badań krwi, a potem podwędzić pół próbki.

To co? Fabułę mamy gotową, czekamy na konkurs o horrorze w USA? ;-)

Babska logika rządzi!

Ocha-san, przepraszam, nie zauważyłam Twojego komentarza. No to mamy podobne odczucia, tylko w moim przypadku słowo "przerażać" jest zbyt silne. Powiedzmy, lekka obawa z dużą ilością szacunku.

Konsumpcjonizm jest przerażający i, niestety, bynajmniej nie ogranicza się do Japonii.

Babska logika rządzi!

To co? Fabułę mamy gotową, czekamy na konkurs o horrorze w USA? ;-)

 Byle nie za szybko. Nie wyrabiam się twórczo ;)

na emeryturze

Ależ pisanie pójdzie błyskawicznie. Znajdź "gejsza" zastąp "psychoanalityczka", powtórzyć kilka razy z innymi parami słów i gotowe. Może jeszcze na grafomanię się nada? ;-)

Babska logika rządzi!

Konsumpcjonizm jest przerażający i, niestety, bynajmniej nie ogranicza się do Japonii. – Tak, ale tam doprowadzany jest do absurdalnego absurdu. Przynajmniej według tego, co wyczytałam:).

No a to pachinko? A ten przedziwny (dla mnie, Europejki, oczywiście) przemysł, nawet nie erotyczny, tylko pornograficzny? 

Tak jak pisałam – nie wartościuję, po prostu nie rozumiem i nie czuję. I jak to ma się do kultury gejsz (swoją drogą, też nie rozumiem, dlaczego miałoby to dla kobiety być takim wyróżnieniem), do kodeksu honorowego samurajów (no, tego to już nie pojmuję z przerażeniem włącznie:)).

Ale – po pierwsze – tak jak pisałam, wszystko co wiem czy mi się wydaje, pochodzi z książek.

A – po drugie – jak widać z powyższej wypowiedzi – w ogóle coś mało rozumiem:). Może więc lepiej zmilknę, zanim wyjdę na totalną ignorantkę.

Finkla-san :), demony chyba bardziej mi pasują do tengu, bo wydają się być trochę ponadkulturowe.

Opierając się na stereotypach (maniakalnie oglądane anime, kilka książek i męczenie przez męża japońskimi teleturniejami), podejrzewam, że Japończycy nie należą do gatunku ludzkiego, tylko są sprytnie zamaskowaną rasą kosmitów.

Pewnie z tych samych powodów oni, opierając się na stereotypach z pop-kultury, tworzą wojownicze nieletnie zakonnice-nimfomanki…

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Aaaa, no widzisz, Alex. To by wiele tłumaczyło;). Ufff, ulżyło mi, mogę przestać się zamęczać tą Japonią :).

Ależ pisanie pójdzie błyskawicznie. Znajdź "gejsza" zastąp "psychoanalityczka", powtórzyć kilka razy z innymi parami słów i gotowe. Może jeszcze na grafomanię się nada? ;-)

Wybacz Finklo, ale nie mogłem się powstrzymać :D

 

"Czasami, zwłaszcza wiosną, spotykam się ze słynnym kucharzem. Edward Sunshine nie tylko posiada restaurację, ale również oficjalną licencję uprawniającą do przygotowywania oraz sprzedawania dań z grilla.

Dziś też przychodzi. Przynosi trzy patyczki do szaszłyków. Oznajmiam więc, że ewidentnie zagubił się, klucząc w meandrach życia i kładę go na kozetce. Podczas sesji konwersujemy o libido. Oczywiście, panu Sunshine nie grozi nadmiernie intensywne życie seksualne; odżywia się tłusto, ale wielu młodych ludzi przyzwyczaja się do zdrowego jedzenia a zw wschodu, a ich brzuchy, płaskie i umięśnione przyciągają erotyczne zainteresowanie Edwarda. To bardzo nieodpowiedzialne zachowanie, jak można wodzić praworządnego, boga miłującego Amerykanina na pokuszenie, eksponując fragmenty ciała? Władze dokładają wszelkich starań, aby zapobiegać przesadnej ekshibicji, niestety plaga wciąż się szerzy.

Po sesji, kasuję swojego klienta."

 

//edit

 

Opierając się na stereotypach (maniakalnie oglądane anime, kilka książek i męczenie przez męża japońskimi teleturniejami), podejrzewam, że Japończycy nie należą do gatunku ludzkiego, tylko są sprytnie zamaskowaną rasą kosmitów.

A wydawało mi się, że mam taki pzewrotny i niebanalny pomysł na opowiadanie konkursowe :(

na emeryturze

Nie czytałam tych samych lektur, co Ty, Ocha-san.

Może tam wiele rzeczy doprowadzonych zostało do ekstremum popadającego w absurd? Nocowanie w hotelowym pokoju (?) niewiele większym od trumny? Przeciętne spóźnienie pociągu na poziomie sekund? Kursy przygotowawcze do seppuku i wiersze o kwiatach wiśni?

Może po prostu Japończykom trudno jest zatrzymać się gdzieś w pół drogi, jak już coś robią, to na maksa? I stąd brałyby się salony pachinko zamiast wielogodzinnego grania w komputerową rąbankę, pornografia zamiast erotyki, młody pilot, który po otrzymaniu rozkazu salutuje i leci wrąbać się we wrogi samolot…

Nie znam się. Snuję hipotezy.

Babska logika rządzi!

Gary-san, no i pięknie! O to chodziło. Ale trzeba będzie po napisaniu ze dwa razy uważnie przeczytać. Licencję na grilla zmieniłabym na alkoholową (acz nie mam pojęcia, czy w Stanach takowa jest wymagana). Przedostatni akapit genialny. Ale nad ostatnim musielibyśmy popracować – jeśli będzie kasować klientów zaraz po sesji, to nawet najtępszy policjant złapie ją po tygodniu. Wampirzyca nie może być ostatnią osobą wpisaną w terminarzu VIP. ;-)

Babska logika rządzi!

Jest jeszcze inna hipoteza, ale boję się, że jest politycznie niepoprawna. To hipoteza, skąd, teraz, u Japończyków taki konsumpcjonizm.

Zostali pokonani, w czasie II wojny światowej. Przez Amerykanów. Jako naród o niezwykle rozwiniętym poczuciu honoru odebrali to jako porażkę jeszcze większą, niż zrobiliby to inni. Skoro ich cywilizacja doznała takiej klęski, to znaczy, że warto bliżej spojrzeć na cywilizację zwycięzców. A jak wygląda cywilizacja i kultura amerykańska – wszyscy wiemy. A Japończycy, jak napisałaś – na maksa…

To też tylko hipoteza, nie wiem, czy słuszna, może w części… Na pewno bardzo upraszczająca.

 

Alex-san: Opierając się na stereotypach (maniakalnie oglądane anime, kilka książek i męczenie przez męża japońskimi teleturniejami), podejrzewam, że Japończycy nie należą do gatunku ludzkiego, tylko są sprytnie zamaskowaną rasą kosmitów.

Albo androidami, nieudolnie naśladującymi ludzi. A seppuku to pozostałość z czasów, kiedy roboty miały na tułowiu panel sterowania. I od razu fascynacja robocikami jako braćmi mniejszymi się wyjaśnia.

Ocha-san – no i wszystko już potrafimy wyjaśnić :-)

Wow! Ile komentarzy! Aż nie nadążam z odpisywaniem. Domo! :-)

Edit: gobliny wyrzuciłam. Domo. :-)

Babska logika rządzi!

Kasować w sensie dosłownym ;)

na emeryturze

No właśnie:). A Japończykom się wydaje, że tacy skomplikowani są. Prości jak budowa cepa! ;).

I przepraszam, jeśli w moim absurdalnym drążeniu tematu staję się czasem upierdliwa.

A nie pisałam?

Ocha-san, podoba mi się Twoja hipoteza. Pewnie, ze uproszczona, ale brzmi rozsądnie. Powojenny skok gospodarczy Japonii rzucał na kolana. A jak potem doszło do kryzysu, to też porządnego! Nie jakiś tam czarny dzień tygodnia na giełdzie, tylko zapaść mierzona dekadami!

Babska logika rządzi!

Gary-san – zostają spotkania zapisane w kalendarzykach sekretarek. Senator poszedł do psychoanalityczki i nie wrócił. Nie przejdzie. A w sensie dosłownym, to jakim? W kasowniku do biletów? ;-)

Ocha-san – niby prości, ale naucz się porządnie czytać w ich wszystkich alfabetach… Ależ drąż sobie temat absurdalnie. Mnie to tylko cieszy. :-)

Babska logika rządzi!

W takim sensie, że nasza przenikliwa wampirzyco-wilkołaczka pobrała opłatę za wykonaną usługę ;)

na emeryturze

Aaaa, kasować od kasy… No oczywiście, że tak! A nie płaci się z góry?

Babska logika rządzi!

Może i się płaci z góry, ale piszemy fantastykę, nie? ;)

na emeryturze

To taki mało fantastyczny element, ale jeśli nalegasz. Zawsze trochę ubarwi tekst. ;-)

Babska logika rządzi!

Podoba mi się, zdecydowane się podoba. Ładnie napisane i ciekawe. Można powiedzieć: horror obyczajowy. A pod nim interesująca dyskusja. Finkla: nie nadążasz z odpisywaniem, tak? Widzę, że jednak nieźle sobie radzisz, podziwiam. Bo ja ledwie nadążam z czytaniem ;-)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Domo, Jeroh-san! :-)

Jakoś odpisuję, ale chyba średni poślizg wynosi dwa komentarze.

Babska logika rządzi!

Fajne i dobrze napisane opowiadanie, ale historyczna opowieść snuta w pierwszym akapicie za mało dynamiczna.  Chyba zły podział na akapity plus lekkie przegadanie.  

Pozdrówko. 

Domo, Roger-san. Masz na myśli opowieść o starciu z Mongołami? To z założenia monolog wygłoszony w ramach zabawiania polityka-nacjonalisty. Nie mogę z tego zrobić dialogu dukającego ucznia i serii pytań naprowadzających. Epitety opisujące wredność najeźdźcy i zalety obrońców to miód na jego serce. Walczyłam z monotonią przy pomocy wstawek opisujących słuchacza.

Też pozdrawiam. :-)

Babska logika rządzi!

Tak, idzie o tę opowieść. Moim zdaniem do skrócenia, tym bardziej, że nie ma znaczenia dla narracji i stanowi wtręt. I jest to blok tekstu…  

Nie zgadzam się z Rogerem. Moim zdaniem ten fragment ma określony charakter, bardzo pasujący do tego tekstu. Tak jak już wcześniej pisałam – mnie drażni ten typ narracji, ale dla Finkli to raczej z mojej strony komplement – oznacza, że jej wyszło ;).

Domo, Roger-san. No to na razie mamy Twój głos przeciwko mojemu. Jeśli innym czytelnikom też to będzie przeszkadzać, to skrócę. Można edytować w nieskończoność. :-)

Babska logika rządzi!

Finklo, zgadzam się z Tobą i Ochą – monolog powinien zostać. Opowiadanie fajne.

Mee!

Domo, Ocha-san i Kozajunior-san. Ocha-san, przepraszam, znowu skomentowałaś, kiedy ja pisałam swoją odpowiedź i nie zauważyłam.

W takim razie monolog zostaje bez zmian, chyba że się jeszcze jakaś większa większość zbiegnie i przegłosuje.

Babska logika rządzi!

O proszę, moje klimaty. Z technikaliów – czemu japońskie słowa są pisane kursywą? Tzn. nie mamy w Polsce innego słowa na sake niż sake, więc podkreślanie tych wszystkich zapożyczonych zwrotów było bardzo irytujące, szczególnie kiedy doszłam do samuraja zapisanego kursywą. Przecież te słowa są już całkowicie wchłonięte przez nasz język. Na takiej samej zasadzie odradzam kursywę w mniej popularnych japońskich słowach, które nie mają synonimu po polsku.

"Hai" jest bardzo złym pomysłem. Niby w jaki sposób narratorką ma  je wtrącić, skoro rozmawia po japońsku? A skoro to nie jest wytrącenie, to czemu akurat to słowo jest zapisane po japońsku? Tak samo czemu Śnieżna Pani a nie yuki-onna skoro do wszystkich innych demonów stosujesz japońskie nazwy?

Na punkcie technikaliów jestem niestety przeczulona – za dużo fanfików do m&a czytałam.

Sam tekst bardzo ciekawy i fajnie mi się czytało. Przede wszystkim wielki plus za te refleksje przy okazji pracy geishy. Zaskakujące jest też to, że "zwykła" geisha okazuje się demonem. Fakt, że sam wątek yamauby można małym nakładem przerobić na paranormala o Amerykance, jednak sam początek bardzo japoński.

No cóż, będzie konkurencja :P

Domo, Niofomune-san (i mam nadzieję, że to zdanie Cię nie zirytuje). :-)

Wydaje mi się, że obcojęzyczne słowa powinny być pisane kursywą. Fakt, sake i samuraj się u nas zadomowiły, ale nie byłam pewna, gdzie przebiega granica i wrzuciłam wszystko do jednego worka. Być może to pójście na łatwiznę.

"Hai". Dawno temu czytałam jakąś książkę reportażopodobną, w której autor narzekał na japoński zwyczaj zaczynania odpowiedzi na każde pytanie od tego słowa. "Hai, turysta-san, w naszym hotelu są wolne pokoje" a jak turysta-san zdąży odetchnąć z ulgą i postawić walizki, to następuje dalszy ciąg: "Tylko trzeba je zarezerwować z dwutygodniowym wyprzedzeniem".

Śnieżna Pani a pozostałe demony. Śnieżna Pani występuje w tekście tylko raz i gdybym nie zapisała jej nazwy po polsku, musiałabym wyjaśniać, kto zacz. Bo obawiam się, że yuki-onna przeciętnemu czytelnikowi nic nie powie (sądzę po sobie, stan zanim zaczęłam szperać do książkach w przygotowaniu do pisania). A tak, z tłumaczenia można się wiele domyślić. Gdybym potrzebowała synonimu, pewnie pojawiłaby się również nazwa oryginalna. A poza tym, ona występowała w Twoim opowiadaniu, które czytałam zanim wrzuciłam swoje. Żeby nie wyglądało, że z Ciebie ściągam. Tak, to pewnie trochę dziecinne zachowanie. :-)

Fakt, że druga i trzecia część są słabsze. Nie lubię horrorów i słabiutko znam ten gatunek. Do tego stopnia, że trudno mi odróżnić rozwiązania sztampowe od nietuzinkowych. A może problem leży we wczuwaniu się w demona?

Czekam na konkurencyjne teksty. :-)

Babska logika rządzi!

Z tymi obcojęzycznymi wtrąceniami też mam dylemat, ale zazwyczaj stosuję zasadę, że kiedy jest ich dużo/ są naturalne na narratora, to nie kursywuję. Tutaj jest co prawda pewna dowolność, ale skutkiem tego popada się w takie skrajności jak właśnie samuraj kursywą, no a tekst pełen kursyw też rozprasza, przynajmniej ja to tak odbieram. Możliwe, że to kwestia tego, że jestem osłuchana w tych nazwach i bardziej rzuca mi się to w oczy.

O "hai" nie słyszałam, szczerze mówiąc. Czepnęłam się, bo to bardzo częsta maniera we wrzucaniu do tekstu słówek po japońsku na chybił trafił, bo akurat takie się dało łatwo przetłumaczyć. (W komentarzach się nie liczy :P)

Np. tengu czy yamauba też niespecjalnie mówią coś czytelnikowi, ale są wytłumaczone w słowniczku na koniec. Ale rozumiem ideę.

Horrory to też nie jest moja działka, dlatego konkretnie się o dalszej części nie wypowiem, ale grunt, ze nie było tam żadnego dużego dysonansu i całość logicznie się ze sobą wiąże.

Konkurencyjny tekst się pisze, ale kiepsko mi idzie. W każdym razie mam nadzieję, że jeszcze uda mi się coś wysmarować.

Starałam się tak pisać, żeby korzystanie ze słowniczka nie było konieczne – bo można przypadkiem przeczytać końcówkę tekstu albo następne zbyt wiele mówiące słowo i część zabawy szlag trafia. Ale zamieściłam dla ciekawych świata i poszerzających horyzonty.

Masz jeszcze sporo czasu na pisanie. :-)

Babska logika rządzi!

Noo, bardzo przyjemne opowiadanie – takie spokojne, jak płynąca woda.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Domo, Jajko-san. :-)

Babska logika rządzi!

Jajko-san, cha cha! :)

Mee!

Uważasz, że jest dużo śmieszniejsze niż Kózka-san? ;-)

Babska logika rządzi!

Fajnie brzmi Koza-kun ;P

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

A co byście powiedzieli na Żółtko-san? :)

PS Kózka-san mi się podoba – od teraz tak się do mnie zwracajcie.

PS2 Koza-kun też jest ciekawe :)

Mee!

Brajt-san, widzę, że śledzisz komentarze. A co z tekstem?

Kózka-san, san oznacza więcej szacunku. Nie zgadzaj się pochopnie na kun. :-)

Babska logika rządzi!

O tekstach, wzorem poprzednich juror-sensei, się nie wypowiadam przed zakończeniem konkursu. ;-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Ja tam nie wiem, co to -kun oznacza. A że -san znaczy szacunek, to wiem :)

PS A co oznacza to -kun?

Mee!

Jajko-sensei odrobinę farby puścił. ;-)

Kun? Coś zbliżonego do "chłopcze".

Babska logika rządzi!

A to też może być to -kun. Jestem chłopcem, nie? :) Myślałem, że coś gorszego, nie wiem, owcę :)

Mee!

Przeczytałam ; ) Ładne otwarcie konkursu.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Kun jest nieformalnym tytułem używanym przeważnie w stosunku do mężczyzn (w stosunku do kobiet bardzo rzadko). Jest zazwyczaj stosowany przez osoby wyższego statusu w odniesieniu do osób statusu niższego, przez mężczyzn o podobnym wieku i statusie w odniesieniu do siebie nawzajem, a także przez wszystkich w odniesieniu do chłopców.

Tak się zwraca przede wszystkim do kumpli lub do młodzieży.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

No niby tak, ale… Jeśli kobieta zwraca się tak do osobnika XY, to raczej są emocjonalnie związani. Chcesz się angażować w związki ze wszystkimi babami na stronie? A co do owcy… Wiki podaje, że można tak mówić do zwierząt domowych rodzaju męskiego. Nie wiem, czy to oznacza pieski i kotki, czy także koziołki i… nie da się ukryć, baranki. ;-)

Babska logika rządzi!

Domo, Jose-san. :-)

Babska logika rządzi!

No nie, jak to ma oznaczać także baranki, to ja dziękuję :) Chcę być kojarzony z kozą, jak już :)

Mee!

Jeśli kobieta zwraca się tak do osobnika XY, to raczej są emocjonalnie związani.

Owszem. Dlatego to ja sobie pozwalam. ;-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

No tak, Ty możesz, Brajt-san. Ale nie wpuszczaj kóz w maliny… Chociaż, do chłopców, to nawet kobiety mogą bez podtekstów, ale co będzie, jak Kózka-san dorośnie, a zwrot zostanie?

Kózka-san, od razu sugerowałam, żebyś uważał, na co się zgadzasz. ;-)

Babska logika rządzi!

Chi chi! :)

Nie wiedziałem, że to ma aż tak wiele znaczeń, Finklo.

"Nie wpuszczaj kóz w maliny" – dobre.

Mee!

Nie tyle znaczeń, co sytuacji, w których może być używane. "Panem" możesz tytułować obcego faceta, nauczyciela, władcę, szlachta mogła zwracać się do innych "panie bracie", dzieci mogą tak mówić do swojego Misia…

Fajnie, że się spodobało. :-)

Babska logika rządzi!

Chi, to jest taka japońska kotka. :-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Czy z tym Misiem, coś insynuujesz, Finklo? ;)

Mee!

A to nazwa własna czy całego gatunku? I jeszcze grecka litera, ale to chyba nie na temat. ;-)

Babska logika rządzi!

Kojarzy mi się jakaś literacka dziewczynka, która zwracała się do swojej zabawki "Panie Misiu", ale nie mogę sobie przypomnieć szczegółów. :-(

Babska logika rządzi!

:)

 Ja też nie.

:)

Mee!

Brajt-san, rzeczywiście. Nie słyszałam o niej wcześniej.

Kózka-san, może tego w ogóle nie czytałeś.

Babska logika rządzi!

O, ja zaczęłam oglądać Chi, ale mam za słabe nerwy na kocie nieszczęścia ; P Od razu mi się smutno robi…

 

Za to jeśli ktoś chce stracić kilka szarych komórek, polecam Poyo Poyo ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Chi tak od drugiego odcinka jest już zabawne i radosne, a nieszczęścia ograniczają się np. do zastrzyków u weterynarza. Poyo Poyo spróbuję. :)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

To ja spróbuję jednak Chi, od drugiego odcinka ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No to miłego oglądania. :-)

Babska logika rządzi!

Czy Wy wiecie, że jesteście animoholikami? Naprawdę, idźcie na odwyk :)

Mee!

Ostatnio mało oglądam ; ( Brak czasu jest przymusowym odwykiem. Czasem więc trzeba nadrobić ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Kózka-san, ile godzin dzisiaj spędziłeś przy kompie? ;-) Jak widać, nie tylko oglądają, czasem nawet coś napiszą, albo stronę poprawią.

Babska logika rządzi!

Fnklo, gdybym mógł, nie siedziałbym przy komputerze, a grałbym teraz w piłkę lub wspinałbym się. Niestety nie mogę. Na razie.

Mee!

Dobra, Kózka-san, przepraszam. I życzę szybkiego powrotu do formy. Ale może nie powinieneś od razu kierować innych na odwyk?

Babska logika rządzi!

I zamiast obejrzeć jakieś anime, to marudzisz. ;-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Finklo, nie zauważyłaś tego uśmiechu na końcu zdania? :) Sam mam wiele nałogów, podobnych do Waszych ;)

Mee!

Dobry nałóg nie jest zły ; ) Na swoje usprawiedliwienie dodam, że właśnie poprawiam opowiadanie. I to, że później wieczorem mam zamiar obejrzeć coś fajnego, to zupełnie inna kwestia! ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Brajt-san, zachęcać Kózkę, do ani me, to trochę dziwnie. ;-)

Kózka-san – nie zauważyłam.

Jose-san, właśnie poprawiasz? Krótkie dosyć, ledwo ponad pół dribla. I fabuła jakaś taka… ;-)

Babska logika rządzi!

Wiesz, uczę się dopiero ; P

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

W porządku, ale spróbuj napisać coś odrobinę dłuższego. Jajko-san się poświęcił i skrobnął sto słówek… ;-)

Babska logika rządzi!

Może innym razem ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No, że nie tym, to widać. ;-) Trzymam za słowo. :-)

Babska logika rządzi!

Och, niewątpliwie się postaram pisząc opinię na temat Twojego opowiadania do konkursu ; ) Ale to po zakończeniu.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Gdybym nie chciała uchodzić za odważną (choćby we własnych oczach), zaczęłabym się bać. Jose-san, to nie była prowokacja! ;-) Chyba. ;-)

Babska logika rządzi!

Pewnie, że była ; ] Z mojej strony ; P

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Aha. Kogo chciałaś sprowokować? I do czego? Bo się pogubiłam.

Babska logika rządzi!

Czy ja wiem? Zostawmy może tę niemerytoryczną dyskusję…

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Zostawmy.

Babska logika rządzi!

Jajko-sama przyzwala, niedostrzegalnym skinieniem głowy, na ten mały offtop i wraca do kontemplacji krzaka malin.

おめでとうございます z powodu tego udanego debiutu (ha, wkleja robaczki!)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Podwójnie domo, Jajko-sama (ha, zarozumiała bestia).

Smacznego. :-)

Babska logika rządzi!

A co ma oznaczać to piórko przy opowiadaniu? Czyżby Finkla wygrała bezkonkurencyjnie (dosłownie)? ;)

Mee!

Też się zastanawiam. Ale piórko bardzo ładne. Skąd się wzięło? I czy aby nie zniknie jak sen jaki złoty?

Babska logika rządzi!

Vyzart narysował. Testuję sobie tutaj, bo akurat opowiadanie jest na samej górze listy. A poza tym do twarzy Ci w złocie.

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

No tak podejrzewałam… Trzy piórka, przy trzech pierwszych opowiadaniach.

Awatar jest mylący. Mi jest bardziej do twarzy ze srebrem. No, chyba że białe złoto…

Babska logika rządzi!

Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera, więc teraz musi zostać :P

Niofomune-san bardzo mądrze gada! :-)

Babska logika rządzi!

Taaaa, rozumiem, sama tego chciałam. ;-)

Babska logika rządzi!

;-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Oho, Finkla narzekała na złoto, to ma srebro ;)

Mee!

Też ładne. Ale jak zniknie, to dopiero będę narzekać! ;-)

Babska logika rządzi!

Chi chi :)

Mee!

A ja sobie pomyślałam – o, kurczę, jaka błyskawiczna kariera! I poczułam ukłucie zazdrości :P.

Ale – zabierać nieładnie! ;).

Ocha-san – podoba mi się to, co napisałaś. Zazdrość pomijam. ;-)

Babska logika rządzi!

Ja Ci to srebro daję jako ten Janosik, co zabiera bogatym, a daje biednym. Odbierać nie będę, zrobi to Loża albo Redakcja. ;-)

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Ech, wiedziałam, że Maryna była szlachetniejsza. Już zaczynasz się tłumaczyć… To chyba nie jest dobry znak. ;-)

A komu zabrałeś?

Babska logika rządzi!

Sobie od ust odjąłem!

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Eeeee… Brajt-san, jesz pióra? Serio? :-O

Babska logika rządzi!

Wpiszę się do pamiętniczka. Przeczytałem już jakiś czas temu, ale wiedziałem, że będę brał udział w konkursie i nie byłem pewien, czy mi wypada udzielać się pod konkurencyjnym opowiadaniem. Stwierdziłem jednak, że skoro tekst mi się podoba, a komentarz nie będzie zawierał krytyki, bo krytykować nie mam czego, to chyba jednak mi wypada.

Że mi się podobało, już napisałem. Podoba mi się klimat, a szczególnie pierwsza część opisująca pracę gejszy. Powodzenia w konkursie.

Domo, Unfall-san.

Też się kiedyś zastanawiałam nad komentowaniem konkurencyjnych tekstów. Doszłam do wniosku, że autorowi miło, kiedy ktoś się wypowiada. A jury chyba nie powinno oceniać komentarzy, prawda? Niby można już po rozstrzygnięciu, ale to nie to samo. Klimat nie ten, emocje przywiędłe…

Za ostatnie słowa – szacun. :-)

Babska logika rządzi!

おめでとうございます!

私のお気に入り

A ja ze swoimi głupotami o Dorze wyleciałem… Powinienem wcześniej przeczytać Twoje opowiadanie. :)

私は好きだった

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

Koik-san, chwilowo nie mogę odczytać Twoich robaczków, więc się do nich nie odniosę. Ale za komentarz domo. Jestem jedną z ostatnich osób, które zniechęcałyby do czytania. Zaraz biorę się za Twój tekst.

Babska logika rządzi!

Translatora googlowego użyłem. :) Nic obraźliwego. :)

"Pierwszy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

A, przeczytałam robaczki. Domo, Koik-san. Bardzo się cieszę. :-)

O nic zdrożnego Cię nie podejrzewałam. Ale poprzednio zajrzałam na stronę na takim wysłużonym sprzęcie, że zamiast alfabetu widziałam cyferki (w kwadratach 2x2), a otwierać nową kartę z translatorem już się bałam…

Babska logika rządzi!

Podoba mi się pomysł i wykorzystanie japońskiej legendy. Początek, imo, wyszedł dużo bardziej 'japońsko' niż zakończenie z wyjaśnieniem historii – jest nieco zbyt dosłowne. To, co mi zgrzytnęło: gaijin, który ewidentnie nie ma zielonego pojęcia o japońskiej kulturze, nie jest zainteresowany jej poznawaniem i dosłownie włazi z butami, co przez cały akapit jest podkreślane, znienacka zna przyrostek -chan. Rozmowa z przełożoną jest bardzo dziwna – głównie przez to 'hai', które jest bardzo formalne i używa się go troszeczkę w innym kontekście niż polskie 'tak' (bardziej jako tak-jest!). W nieformalnej rozmowie, jak zaprezentowana, przełożona odpowiadająca w ten sposób podwładnej brzmi nienaturalnie. Przełożona powinna raczej użyć mniej formalnego 'ee'.

pozdrawiam :)

 

PS Zapomniałam w końcu napisać, że bardzo dobrze dobrany tytuł.

Domo, Bellatrix-san.

Miło, że zasadniczo się podoba. :-) Gaijin mógł dowiedzieć się czegoś od teścia (wbrew woli albo ten przyrostek go wyjątkowo zainteresował). Ale logika zarzutu bezdyskusyjna. Co do hai/ee – nie wiedziałam. Przemyślę i być może zmienię. Ale już po rozstrzygnięciu konkursu.

Edit: po baaaardzo długim namyśle usunęłam "hai" z tekstu.

Babska logika rządzi!

No to zaczynam "komciowanie" ; )

 

Całkiem podoba mi się pomysł. I konstrukcja. Technicznie nie mam właściwie nic do zarzucenia. Tekst jest bardzo równy, stateczny. Końcówka tylko mogłaby być mocniejsza, bo w tej chwili też się wpasowuje w linię prostą narracji, a dobrze jest, jeżeli pointa zapada w pamięć. Podobnie punkt kulminacyjny (kiedy dowiadujemy się, kim jest Pani Yamataki) nie wprowadza fajerwerków, ale myślę, że nie musi. Ten typ tak ma.

To dobre opowiadanie ; )

 

Pozdrawiam.

 

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Wreszcie "zmowa milczenia" jurorów została przełamana. :-)

Domo, Joseheim-san.

Z równością masz absolutnie rację. Muszę popracować nad literackim odpalaniem fajerwerków. Ale i to prawda, że w tym akurat opowiadaniu nie są konieczne.

Babska logika rządzi!

Hmmm, Ocho, za co ta pała? Nie twierdzę, że nie masz prawa, tylko tak z ciekawości…

Babska logika rządzi!

Eeeeee, Finklo, nie wiem! No nie wiem normalnie! Jak ja to zrobiłam, kiedy??? 

Na szczęście da się zmienić. 

Przepraszam! Nie chciałam! Pewnie na moim zacinającym się tablecie coś mi się omsknąć musiało.

Nie no, spokojnie, nic się nie stało. Nie przejęłam się, tylko zdziwiłam. Odniosłam wrażenie, że wysyłasz sprzeczne sygnały. :-)

Babska logika rządzi!

Teraz się zastanawiam, gdzie ja tam komu coś wcisnęłam niechcący. :)

Jakbym jeszcze gdzieś wysyłała sprzeczne sygnały – proszę o info!

Wiesz, jeśli przypadkowo kliknęła Ci się szóstka, to teraz nikt się nie przyzna, że niezasłużona… ;-)

Babska logika rządzi!

Drogi demonie,

Racz mnie nie pożerać, dobrze? Byłoby to niegrzeczne, gdyż nie piłem jeszcze wszystkich herbat – a chciałbym ich posmakować.

 

Bardzo udane opowiadanie, przybliżające takim bambusowym pacholęciom jak ja stwory z japońskiej mito-/demonologii. :)

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Czyli wolisz opętanie od pożarcia? Dobra, przekażę, komu trzeba. Aha, i streszczaj się z tymi herbatami. Demony zbytnio cierpliwe zwykle nie są.

Dziękuję. :-)

Babska logika rządzi!

Proszę, cała przyjemność po mojej stronie :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Zapewniam, że nie cała. Mnie też miło, kiedy komentujesz, a zwłaszcza, jeśli przy tym chwalisz. :-)

Babska logika rządzi!

Czyli wychodzi, że oboje nawzajem robimy sobie miło?

Hmmm… ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Człowiek to społeczne bydlę i rączka rączkę… :-)

Babska logika rządzi!

To od rączek tak się robi miło!? A widzisz, nie wiedziałem :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nie wiesz, jakie to uczucie, kiedy rączki są umyte? Ojjjj! ;-)

Babska logika rządzi!

Bo widzisz, ja mam zawsze czyste ręce., Finklo-san… ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Oj, tyle czasu minęło, że zapomniałam o japońskiej otoczce. Czy Ryba-san = sushi?

Nie wierzę, Psycho-san. :-) Musiałbyś nikomu ręki/ płetwy nie podawać.

Babska logika rządzi!

…albo załatwiać swoje sprawy w białych rękawiczkach, Finklo-san! :)

Może być że sushi – jakby nie było, jest to możliwość dla uczciwej ryby trafić do damskich ust. O męskich nie rozmawiamy! :)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Psycho-san, podobno przy podawaniu łapki rękawiczki się zdejmuje.

Hmmm. A jeśli sushi jedzą cztery kobitki, to wychodzi orgia, tak? ;-)

Babska logika rządzi!

Nawet, gdy podaje się sygnet do ucałowania?

Cztery kobitki i sushi – no ba! Zaraz się rozmarzę ;)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hmmm. A nosisz sygnet pod rękawiczką czy na wierzchu?

Babska logika rządzi!

Chciałem zapoznać się z twoją twórczością Finklo i mój wybór padł na powyższe opowiadanie. Próbowałem przebrnąc przez wszystkie komentarze, ale jest ich sporo, mam nadzieję, że nie będę powtarzał czyichś wypowiedzi. Nie zauważyłem rozdźwięku między początkiem a końcem, jak niektórzy. Podobał mi się finał. 

Niestety, jeden uciekł gdzieś w góry. Proszę sobie wyobrazić, w ogóle nie mogliśmy wyczuć jego zapachu!

To zdanie tyle zyskuje przez zastosowanie formalnej formy : ).

 

Pochwały należą Ci się również za walory edukacyjne, dość zgrabnie wplecione w opowiadanie.

Oto co mi sie nie podobało: Opis inwazji Kubiłaj-Chana szwankuje.

“Nikt nie spał tej nocy“ – której nocy? Kiedy Kubiłaj-chan się obraził? Wysłał im maila z pogróżkami, czy co? Czy może mieli system radarowy i zaczęli nocne czuwanie gdy wraża flota była już blisko? “Najważniejszy kapłan shintoistyczny” też brzmi bardzo sucho, nawet w ustach profesora-nudziarza, a co dopiero gejszy, która stara się zaciekawić gościa. Rodowita Japonka powinna mieć tuzin innych określeń na takiego kapłana! 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

O! To miło, kiedy ktoś odkopuje stare teksty. :-) Jeszcze przyjemniej, kiedy zasadniczo chwali. :-)

Powtarzalnością komentarzy się nie przejmuj – u mnie zwykle jest ich dużo, a w tym przypadku już nie pamiętam dokładnie, co pisano wcześniej.

Formalne zwroty w tym dialogu były konieczne – jedna rozmówczyni to cholernie stara i silna osobowość, a druga raczej szaraczek. To jakby przeciętny nietoperz gawędził z Nosferatu. ;-)

Co do zarzutów – masz wiele racji. Cóż, nie miałam pod ręką nadmiaru materiałów na ten temat, musiałam opierać się na tylko jednej książce – historii Mongolii. Tam temat potraktowano niewiele bardziej rozwlekle niż w moim tekście, a jeszcze nie mogłam zrzynać słowo w słowo. Nie mam pojęcia, jak nazywa się shintoistyczny odpowiednik papieża. Na pewno gejsza i jej klient znali odpowiednie słowo, może nawet tuzin. Nie, nie mieli radarów, z satelity namierzali. ;-p O ile pamiętam, moja książka nie wyjaśnia, skąd Japończycy wiedzieli o ataku. Może rybacy coś zobaczyli i donieśli, komu trzeba? A może ze szczytów gór było widać? Kilka tysięcy łodzi powinno rzucać się w oczy.

Dobra, popróbuję coś poprawić w wolnej chwili.

 

Edit: Trochę zmieniłam, ale na kapłana nie mam koncepcji. Arcykapłan brzmi mi zbyt swojsko.

Babska logika rządzi!

W tamtym okresie w Japonii, ‘arcykapłanem’ były kobiety pochodzące z cesarskiej rodziny, określane mianem ‘saiō‘. 

Domo, Bella-san.

Saio, powiadasz? Skoro tak twierdzisz, zmienię. :-)

Babska logika rządzi!

douitashimashite ;) ‘Saio’ z długim ‘o’. W dosłownym tłumaczeniu na nasze znaczy to mniej-więcej ‘władczyni oczyszczenia’. Jak rozumiem, fragment o którym mowa to ok. XIII wiek (najazd Mongołów) – później bywali i kapłani płci męskiej, ale gdzieś do XV owa pozycja była 100% sfeminizowana ;) (temu lubię religię japońską :D)

Spokojnie, w komentarzach powtórzyłam, jak umiałam, ale do tekstu skopiowałam żywcem Twój kawałek. :-)

Tak, u nas późne średniowiecze.

Gdzieś czytałam, że i w naszych okolicach niegdyś zawód kapłana pełniły głównie kobiety. Dopiero kiedy zaczął przynosić niezłe dochody, faceci się wepchnęli. I jeszcze bzdury naopowiadali o nieczystości kobiet. Mizogini cholerni…

Babska logika rządzi!

Nie wiem jak to się stało, ale konkurs Japonia odbył się całkowicie poza moją świadomością. Podejrzewam, że w tym czasie odwiedzałam wyłącznie starą stronę i nie miałam pojęcia, co się dzieje na nowej.

Bunraku podoba mi się nadzwyczaj. Przeczytałam z ogromną przyjemnością i jeśli miałam jakieś zastrzeżenia, szybko się ich pozbyłam, skupiając się wyłącznie na lekturze. Finkla-san, cieszę się, że mogłam przeczytać tak zacne opowiadanie.

 

ale obec­ny pre­mier–bud­dy­sta nie ma krę­go­słu­pa mo­ral­ne­go… – …ale obec­ny pre­mier-bud­dy­sta nie ma krę­go­słu­pa mo­ral­ne­go

 

– Co masz na myśli, Yama­ta­ki–san? – Czy tutaj i w dalej użytych zwrotach, zamiast półpauzy, nie powinien być dywiz?

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fiu, fiu, ale wykopaliska.

Ale gwiazdki przy bunraku nie mogłem przeoczyć ;)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Domo, Regulatorzy-san, Jajko-san. :-)

Tak, Reg, “Japonia” została ogłoszona tuż po inauguracji nowej strony, właśnie dla uczczenia. Miło, że “Bunraku” się spodobało. :-) Nie tylko Tobie, bo zajęło drugie miejsce.

Nie wiem, jak to powinno być z dywizo-półpauzami, ale skoro twierdzisz, że raczej dywizo, to pozmieniam.

Zgadza się, dju. Sezon archeologiczny w pełni, autorzy na wakacjach, mało nowych tekstów, więc wygrzebujemy z Reg starocie.

Babska logika rządzi!

Chciałabym, Jajko-san, żeby Bunraku dostało nowe życie. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie mam nic przeciwko. :-)

Babska logika rządzi!

Jest tylu nowych użytkowników, że, jestem przekonana, iż Bunraku będzie mieć jeszcze wielu czytelników.

Gratuluję, Finkla-san, sukcesu w konkursie! ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Domo, Regulatorzy-san. :-)

Ale co do tych nowych użytkowników, to nie jestem przekonana, że zajrzą.

Babska logika rządzi!

O, Finkla-san, ja jestem pełna nadziei. Właśnie poleciłam Bunraku w niepiórkowych.

 

A jak to się stało, że opowiadanie nie jest opierzone?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Widziałam, domo, Regulatorzy-san. :-)

Loża uznała, że teksty z nowej strony jej nie obowiązują, nie liczą się do dyżurów i nie mogą być nominowane. A konkurs był na tej stronie. Jeszcze Brajt prosił, żeby nie dublować opowiadań, bo po połączeniu stron zrobi się niezły bałagan. No i kicha, wszystkie ścieżki pozamykane. :-/

Babska logika rządzi!

No to, skoro mleko się rozlało… :-(

 

Ale chodzi mi po głowie, że kiedyś można było ożywić opowiadanie, którym Loża nie zajmowała się, i mimo upływu czasu, zgłosić nominację. A może tylko tak mi się roi… Sama nie wiem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Była taka inicjatywa. Jeśli dobrze pamiętam, Loży nigdy nie udało się przegłosować żadnego tekstu. Kworum brakło.

Babska logika rządzi!

Jajko-sama, jeśli można uprzejmie

Domo arigato gozai mastahhhhh!

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Gomen nasai, Jajko-sama!

Zarozumiały Żółtek… ;-)

Babska logika rządzi!

Sama Finka-Sama zrobiła mi dzień na cały dzień tą przepiękną grą słów!

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

:-) PSNP, Jajko-sama.

Babska logika rządzi!

Korzystając z okazji, że jestem na kompie, choć jednego komentarza nie będę musiał przepisywać z zeszytu.

 

Zgaduję, że Kuramoto Arata przeżył egzamin. :D

 

Pierwsza myśl: czyżby o gejszy? 

 

A dlaczego Kubilaj, a nie Kubiłaj? I proponuję Chana – czy tam innego Khana, Xana – wielką literą. 

 

Tak sobie myślę. W czasie podbojów mongolskich, jeśli nie pomyliłem, były popularne wśród samurajów pojedynki na wiersze (na polu bitwy). Ciekawe jakby to wyglądało podczas starcia z Ordą (Japończycy woleli raczej kisić się w sosie własnym, więc wątpię, by brali pod uwagę, że gdzie indziej mogą panować odmienne obyczaje).

 

Właściwie, to Kamikadze uratował Japonię aż dwa razy – a z Twojego tekstu wynika, że tylko ten drugi wiatr był Kami (bo tak się to powinno tłumaczyć, o czym rozmawialiśmy już wcześniej).

 

Co się tyczy drzewek na tacy, "Targany wiatrem" brzmi bardziej poetycko. ;)

 

"Kropla barwi kwiat.

Plugawi – uszlachetnia?

Oto sakura."

 

To oryginalne haiku? Coś mi tutaj nie pasuje. Sylab oczywiście nie liczyłem, ale brakuje mi podsumowania nawiązującego do całości, chybachyba żeby to nieco przestawić: 

 

"Kropla barwi

Kwiat Sakury

Plugawi czy uszlachetnia?"

 

 

Wiem, że mamy dwudziesty pierwszy wiek, ale nawiązanie do drzewka bożonarodzeniowego trochę psuje klimat. A w ogóle Gai-jin taki sztampowy. Mógłby okazać się wielbicielem japońskiej kultury albo chociaż otaku. Do tego, w ramach kontrastu, można by później dać ułożonego, starszego kapłana Szinto, który okazałby się w obecności gejszy takim właśnie prymitywem. 

 

Posłuchałem sobie to Gagoku, niby takie monotonne, a jednak mnie w pewnym momencie mnie zaskoczyło. 

 

A to nie jest tak, że gejsza ma dwa dni w miesiącu wolne?

 

Swoją drogą, co za kraj. Na zachodzie Staruchy robią wszystko, by być pięknymi kobietami, a tam na odwrót. Z drugiej strony, każdy czasem chce zmyć makijaż. ;)

 

Tetris, czyżby jeden z tych wspaniałych japońskich teleturniejów?

 

Kurcze, tyle zachodu, żeby zjeść porządny posiłek. Ciężki żywot demona. Swoją drogą, ta paszcza jest integralną częścią Pani, czy raczej żyje własnym życiem?

 

Jajjj, słowniczek! Swego czasu robiłem przypisy do mitów anańskich, ale ostatecznie okazało się, że nikt tego nie czyta. Stąd nie wiem, czy słowniczek ma sens – zainteresowany sam sobie poszuka, co trzeba, a "ignorant" nawet nie spojży.

 

Wybacz składnię, ale pora pisania dziwna. :)

 

Tekst fajne, ale nie na tyle, by trafił na listę mych ulubionych. Może dlatego, że nie było nic o Kodama?

 

Ode mnie 4/6. :)

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Dziękuję, ARHIZIE. :-)

Ale długie komentarze piszesz. Mnie też by się nie chciało przepisywać. ;-)

Jasne, pan Arata przeżył – zbyt ciekawą ma pracę, może się przydać później.

I owszem – o gejszy.

Kubilaj i Kubiłaj – pisałam na podstawie książki o mongolskiej historii i wolałam nic nie zmieniać. OK, mogę dać Chanowi względnie jego kumplowi dużą literę.

Powiadasz, że samurajowie fristajlowali? ;-) Jeśli nie znali nawzajem swoich języków, to nijak nie wyglądało – jedna strona coś powiedziała, druga odrzekła: “Mów po ludzku, barbarzyński psie!” i tyle. ;-)

Kamikadze. W tej mojej książce tylko drugi przypadek został tak nazwany. Pierwszy potraktowano jak ostry, ale całkiem zwyczajny sztorm. Gdybym napisała “Kami”, niewiele osób zgadłoby, o co chodzi. A ta legenda mi się podoba i uważam, że warto ją popularyzować.

“Targany wiatrem” – faktycznie, ładnie. Zaraz zmienię.

Haiku sama napisałam. A że poetka ze mnie jest, jaka jest, to cudów nie wymagaj. Ale przynajmniej sylaby się zgadzają. A jak przestawię, to przestaną. :-/

Gai-jin. Miał być sztampowy – jakoś nie przepadam za kulturą amerykańską, więc nie robiłam z chłopaka znawcy. Jeśli coś wielbi, to hamburgery i kolę. Choinka pokazuje, że nieznajomość kultury działa tylko w jedną stronę. Wierzę, że bardziej i mniej prymitywną kulturę poznaje się po tym, że druga coś wie o pierwszej. A japoński kapłan nie dałby mi aż takiego pola do popisu – chyba nie wlazłby w butach na matę?

Gagoku. A ja nie słuchałam. I tak nie znam się na muzyce.

Nie mam pojęcia, jaki socjal typowa gejsza ma w umowie. ;-) Ta potrzebuje kilku dni raz na jakiś czas.

Wiesz, ta Starucha zazwyczaj też wygląda młodo. Dopiero jak jest u siebie, jak pozbędzie się makijażu… ;-)

Tetris. Tak, teleturniej. :-)

Tyle wysiłku, żeby się najeść. Niby tak, ale ile przyjemności to daje – jak inne polowanie. ;-) Nie wiem dokładnie, jak to jest z paszczą. Założyłam, że Yamauba kontroluje ją przynajmniej na tyle, żeby sobie przypadkiem nie odgryźć palca podczas czesania. ;-)

Słowniczek zostawię, a nuż komuś się jeszcze przyda.

Kodama się zachciewa… Już i tak nawtykałam sporo różnych straszydeł. Zawsze możesz napisać swój tekst… :-)

Dzięki bardzo. :-)

Babska logika rządzi!

Och, mnie też się nie chce, dlatego piszę je po swojemu, a później, na stronie, tłumaczę na normalny. ;)

 

W kwestii pana Araty chodziło mi o egzamin z przyrządzania Fugu, ponoć końcowym sprawdzianem jest zjedzenie własnoręcznie zrobionej potrawy. 

 

Obawiam się, że w przypadku raperskiej konfrontacji mongolsko-japońskiej, brak bariery językowej w niczym by nie pomógł. Synowie stepów byli w tamtym okresie dość… gwałtowni. I pragmatyczni w dodatku.

 

Tylko drugi? Pierwsze słyszę, możliwe, że są różne wersje… albo coś pokręciłem. Głowy nie dam, palec też wolałbym zachować. W każdym razie mam wyryte w pamięci zdanie: "po raz kolejny bogowie uratowali Japonię", no ale to nie musi od razu oznaczać, że ten pierwszy wiatr musiał mieć miano kamikadze. Swoją drogą "boski wiatr" jest u nas w kraju terminem dość skostniałym i raczej rozpoznawalnym, więc faktycznie tutaj nie ma co mieszać z Kami. Co innego w zwykłych zdaniach typu: "Niech bogowie mają nas w swej opiece".

 

Sylaby się zgadzają? W takim razie chylę czoła, w Europie zazwyczaj się tę kwestię ignorują.

 

"Kropla barwi kwiat 

Drzewa Sakurowego

Czy uszlachetnia?"

 

I na końcu masz ulotne podsumowanie, a nie amerykańsko dosadne. ;)

 

Właśnie, amerykańsko. Cokolwiek miałaby oznaczać "amerykańska kultura" (czy kultura brytyjska jest jej częścią? Co z wkładem irokeskim?), skąd u cudzoziemca znajomość japońskich zwrotów? Jeżeli już, warto byłoby zaznaczyć, że nauczył się tylko jednego i był z tego powodu niezwykle dumny oraz oczekujący niecodziennej aprobaty.

 

Po barwnej postaci kapłana można by oczekiwać dwulicowości. Np. z jednej strony przestrzegałby wszystkich zasad, okazywałby nawet (zgodnie z obyczajem) poważanie, ale prywatnie nie miałby go gejszy za grosz szacunku. 

 

Nie słuchałaś Gagoku? Chyba nie wykażesz się podejściem typowym dla "amerykańskiej kultury" i wysłuchasz co najmniej dziesięć minut? :>

 

A starucha, z tego, co piszesz, standardowa. Później wraca do tej chatki, odkleja zęby, rzęsy…

 

Oj Kodama są kochane. Oglądałaś kiedyś anime Mushishi? Tam jest bardzo dużo o tradycyjnych duchach i sposobie ich działania (produkcji bliżej do filmu przyrodniczego niż do opowieści z fabułą). 

 

Tam Tetris, oglądałem lepsze japońskie teleturnieje. :D

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Arhizowa stenografia? ;-)

Aaaa, ten egzamin. To jak z inżynierem łażącym po własnym moście? Najwidoczniej zdał.

Ale że najeźdźcy nic by nie próbowali odpyskować na poezję? Od razu do broni? Może chociaż wrzask: “Giń, gadzino!”?

Owszem, bogowie mogą ratować kraj wielokrotnie, ale przecież nie zawsze wiatrem – zrobiłoby się nudno. ;-)

Dobra, haiku zmienię na Twoją propozycję. Dzięki. :-)

Wkład irokeski w kulturę amerykańską jest taki, że na westernach czasami pojawiają się Indianie. ;-)

Dwulicowy kapłan? Brzmi sztampowo.

Gagoku. A jednak się wykażę! Toż ja nawet naszej muzyki niespecjalnie słucham. Metal od hip-hopu odróżniałabym na podstawie makijażu i spodni wokalisty. ;-)

Anime nie oglądałam. Żadnego. O filmach mogę powiedzieć jeszcze mniej niż o muzyce. Ja najwięcej dowiaduję się o świecie, czytając.

Babska logika rządzi!

Coś w tym stylu. Nieco inspirowana devanaagari, ale poza tym czysta anańszczyzna. Alfabet  kapłański uproszczony (właściwie półsylabiusz, alfabet to jest kapłański tradycyjny). Chcesz zdjęcie?

 

A to nie jest tak, że inżynier stał pod mostem, jak jechał testowy pociąg?

 

Kojarzy mi się coś, co możnaby nazwać takim "mongolskim haiku", to było jakoś tak:

 

Prawdziwą rozkoszą Mongoła 

Jest pochwycić wroga.

Popędzić go przed sobą,

Zniewolić jego żony i córki

Oraz spalić wioski.

 

Jakoś tak. Nada się? 

 

Obawiam się, że ci z westernów, to byli jacyś Siouxowie (jakkolwiek się to pisze). ;>

 

Dwulicowy kapłan sztampowy. Właściwie, w dzisiejszych czasach, może to właśnie kapłan bez skazy byłby oryginalny?

 

Daj się zmanipulować, przesłuchaj całe. Zwróć też uwagę na taniec. Daje do myślenia.

 

A Mushishi ogląda się najlepiej właśnie wtedy, gdy się wcześniej o tych stworkach poczyta. 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Jak chcesz się pochwalić, to możesz wstawić. Najlepiej stylizowane na japońskie krzaczki. ;-)

Różne wersje testowania inżynierów słyszałam. To pewnie zależało od rodzaju mostu.

Mongolska poezja niezła. Bardzo uduchowiona. ;-)

I tylko jedno plemię we wszystkich westernach grało? No to Irokezi przynajmniej wnieśli zdecydowany wkład do rozwoju fryzjerstwa. ;-)

Taaak, mądry, szczerze wierzący i oddany swoim owieczkom kapłan byłby oryginalny. Ale właśnie czytam kryminał, w którym ksiądz jest psychopatą mordującym chłopców, więc mogę mieć skrzywiony pogląd.

Nieee, raczej nie. Ani muzyka, ani anime. Zbyt wiele znam ciekawszych rzeczy.

Babska logika rządzi!

Wstawię.

A bo ja wiem czy jedno. Oni ponoć ogromne połacie ziem zajmowali. W każdym razie nie słyszałem, by jacyś Nutka w Westernach grali, tym bardziej Tupi. 

 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Nie wiem jak nutki, ale melodyjki, to w westernach słyszałam. W “Bonanzie” na pewno coś było. ;-)

Babska logika rządzi!

I w ostatnim Mohikaninie. 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

A to już tylko czytałam. Właściwie… O “Bonanzie” też tylko czytałam, a melodyjkę znam z przeróbki OTTO. ;-)

Babska logika rządzi!

Jakie to szczęście, że trenuję Judo! ;D

Pierwszorzędna opowieść! Japońskie klimaty, już szczególnie ich demonologia, to jeden z moich ulubionych tematów! Czy udało Ci się to wszystko oddać? Jak najbardziej. Podobało mi się? Hai!

Jai guru de va!

Domo, Rokitnik-san. :-)

Myślisz, że judo Cię obroni? Czasami to kwestia towarzystwa… ;-) Jeszcze napotkasz japońskie klimaty, ale już gorzej oddane.

Babska logika rządzi!

Uwielbiam takie etniczne teksty. Lektura była bardzo przyjemna i dołączam do grona zadowolonych czytelników. Niektórych zniechęca egzotyczne słownictwo, ale dla mnie jest atrakcyjne i pogłębia zanurzenie w świat.

Brakło mi wśród klientów zapaśnika sumo :D Myślę, że taka charakterystyczna postać miałaby duży potencjał w opowiadaniu, które stanowiło przecież swoisty przekrój przez społeczeństwo i folklor Japonii.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Domo, Wisielec-san. :-)

Miło mi, że japoński tekst się spodobał.

Zapaśnik sumo, powiadasz? Faktycznie, to bardzo charakterystyczny element. Ale klientów dobierałam raczej pod kątem, w jaki sposób można pobrać od niego odrobinę DNA, żeby się skapnął. A jak by tu zgarnąć geny zapaśnika? Najlepiej tak, żeby nie powtarzało się z innymi gośćmi?

Babska logika rządzi!

Grubas mógłby się spocić i zostawić szmatkę, którą wytarł czoło ;D 

Opowiadaniu niczego nie brakuje, wspomniałem o sumo bo czasami oglądam, jest to szalenie interesujące zjawisko w kulturze Japonii, a przy okazji niezwykle widowiskowy sport.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

To jest jakiś pomysł, ale wypadałoby jeszcze opisać, przy czym tak się spocił… ;-)

Widowiskowy, powiadasz? Hmmm, mnie coś widok prawie nagiego grubego faceta nie nęci.

Babska logika rządzi!

Przy chodzeniu :D Jak ktoś waży 180kg to nie trzeba dużo, żeby się spocić.

Zapaśnicy sumo są niezwykle silni i szybcy. Zwinność tych grubasów naprawdę zaskakuje, a sport wymaga wielkiej dyscypliny i rezygnacji z życia prywatnego (do czasu uzyskania wysokich rang, zawodnicy mieszkają w “stajniach”, kolektywnych ośrodkach treningowych).

Na pierwszy rzut oka chłopcy wyglądają jak śmieszne grubasy w pieluchach, ale tak naprawdę to zaskakująco zwinne maszyny do zabijania :D Góra mięśni i sadła.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Zdecydujmy się – albo są zwinni, albo pocą się od samego wysiłku związanego z chodzeniem.

A który sport nie wymaga ofiar?

Cóż, wolę mięśnie bez sadłowego opakowania. Nawet nie musi być tych mięśni dużo.

Babska logika rządzi!

Wiesz, słonie i morsy też są piękne, na swój sposób. Niekoniecznie w kategoriach erotycznych.

A który sport nie wymaga ofiar?

Ten jest ekstremalny :D

Zdecydujmy się – albo są zwinni, albo pocą się od samego wysiłku związanego z chodzeniem.

Oba :D Jak dużo ważysz to prędko się grzejesz. Weź strongmanów: chłopy są w stanie przeciągnąć samolot, a to wymaga ogromnej wydolności sercowo-płucnej. Mimo to pocą się od wstania z krzesła.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Hmmm. Mnie się jednak bardziej podobają gazele i inne takie.

Ekstremalność sumo. Ale to już jest decyzja ludzi, gdzie młodzi zawodnicy będą spać, no nie? Sam sport tego chyba nie wymaga.

Serio? Strongmani ciągle chodzą spoceni?

Babska logika rządzi!

Ekstremalność sumo. Ale to już jest decyzja ludzi, gdzie młodzi zawodnicy będą spać, no nie? Sam sport tego chyba nie wymaga.

Wymaga. :D Zawodnicy są skoszarowani jak spartańscy chłopcy, do czasu osiągnięcia odpowiedniego statusu na zapaśniczej drabince.

Warto obejrzeć jakiś dokument, bo to arcyciekawy temat. Z jednej strony życie pełne wyrzeczeń, z drugiej sława i kobiety (poważnie!).

Serio? Strongmani ciągle chodzą spoceni?

Potężna maszyna wymaga więcej chłodzenia :D Najwięcej w życiu ważyłem 110kg (173 cm wzrostu) i mimo niezłej kondycji w tym czasie, pociłem się wchodząc po schodach. Duże mięśnie generują dużo ciepła podczas pracy, a tkanka tłuszczowa stanowi warstwę izolacyjną. 

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

A mnie się widzi, że skoszarowanie to efekt czyjegoś widzimisię. Robiono badania, która grupa osiąga najlepsze wyniki: skoszarowani, wolno żyjący czy skoszarowani tylko np. podczas sezonu/ miesiąc przed zawodami?

Uch, w takim razie posiadanie rozbudowanych mięśni musi być strasznym obciążeniem…

Babska logika rządzi!

A mnie się widzi, że skoszarowanie to efekt czyjegoś widzimisię. Robiono badania, która grupa osiąga najlepsze wyniki: skoszarowani, wolno żyjący czy skoszarowani tylko np. podczas sezonu/ miesiąc przed zawodami?

No tak, to jest tradycja, więc rodzaj kolektywnego widzimisię. Sport jest silnie skonwencjonalizowany, posiada wiele ciekawych rytuałów. Dlatego lubię oglądać i trochę się interesowałem.

Uch, w takim razie posiadanie rozbudowanych mięśni musi być strasznym obciążeniem…

Siła wynagradza wszystko ;D

Święta miłości kochanej tężyzny…

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

A to chyba każdy sport. Zazwyczaj nie wolno strzelić wrogowi w pysk, należy pokonać go za pomocą piłki czy innego surogatu. A jak już można strzelić, to też pod pewnymi warunkami: na przykład tylko pięścią, nie poniżej pasa, jak szpadą, to tylko z zaokrąglonym czubkiem… ;-)

Silni dźwigali ciężary, sprytni wymyślili sobie dźwignię, równię pochyłą, śrubę Archimedesa, wielokrążek… ;-)

Babska logika rządzi!

I podnosili dziewczyny na wielokrążku :D

Skąd przypuszczenie, że jak siłacz, to od razu matoł?

A w posiadaniu silnego ciała jest atawistyczna radość, której nie da się do niczego porównać. Dźwiganie ciężarów uszlachetnia duszę.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Nie twierdzę, że od razu matoł. Ale nie odczuwa takiej silnej potrzeby kombinowania z patykami, linkami i krążkami jak siłacz.

Czyli ciężarna kobieta, której dźwigać ciężarów nie wolno, będzie nieszlachetna? A w ogóle kobiety są mniej szlachetne niż mężczyźni? ;-)

Babska logika rządzi!

Istnieje wiele dróg do szlachetności ;D

Wiele dziewczyn dźwiga ciężary; co więcej, kobiety w ciąży mogą trenować prawie do porodu, jeśli robiły to wcześniej i są zaadaptowane do regularnych sesji.

Lubię poruszać ten temat, bo mam w tej kwestii potrójną kosę ze współczesnym społeczeństwem:

1 Ludziom brakuje ciężkiej, fizycznej pracy. Jesteśmy zwierzętami ociosanymi przez trudy ewolucji i siedzący tryb życia jest dla nas nienormalny.

2 Kultura fitnesu stawia na powierzchowność – ważny jest wygląd, nie sprawność. Ludzi zadowalają makiety i pozory, podczas gry realną substancją każdego treningu jest budowanie siły i umiejętności, a przy tym cech psychicznych, które idą ręka w rękę z rozwojem fizycznym: dyscypliny, cierpliwości, konsekwencji.

3 Wiecznie żywy jest mit o dychotomii miedzy ludźmi sportu i ludźmi nauki. Sama to zaznaczylaś w poprzednim poście. Czemu siłacz nie może kombinować z linkami i krążkami? Czasu mu przecież wystarczy :D

U Greków i Rzymian kultura fizyczna była jednym z filarów kształcenia elit. a wszyscy klasyczni myśliciele, poeci i filozofowie, o których czytamy na kartach historii, w młodości uprawiali boks i zapasy.

Ja nie jestem żadnym wielkim sportowcem, amatorsko trenowałem trójbój przed kontuzją kręgosłupa, ale świat ciężarów jest mi bliski i kolą mnie w oczy stereotypy o populacji osób trenujących.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Wiele kobiet dźwiga ciężary, ale jakoś tak się składa, że udźwig mają mniejszy niż panowie.

Co do pierwszego punktu – zgadzam się. Kultury fitness też nie lubię. Wydaje mi się taka bezsensowna. Robienie rzeźby na siłce też. Dla mnie w sporcie liczy się zdrowie i zabawa, nie wygląd ani siła. Sporty wyczynowe raczej zdrowe nie są.

Dychotomia. Coś w tym jest. Owszem, te zajęcia nie wykluczają się wzajemnie, ale tak na poważnie można się zająć tylko jedną dziedziną w danym momencie. OK, karateka może sobie wieczorami czytywać Kanta, mikrobiolog może po zajęciach na uczelni pójść na squasha. Ale ktoś, kto w tym samym roku zdobywa medale i broni doktorat, to już ewenement. Pouprawiać sobie coś w dzieciństwie, a potem iść na studia – nie widzę przeszkód. Jak starożytni Grecy. Cechy wyrobione podczas treningów mogą później procentować.

Ale. Jakoś częściej człowiek napotyka się na klasowych osiłków, którzy terroryzują kolegów, niż na robiących to samo chudych intelektualistów. Dziewczynki w szkole raczej się nie biją, więc mnie osobiście ten problem nie dotknął, ale jakoś sympatyzuję z ofiarami. Uważam, że jeśli na lekcji chudzina ogra osiłka w szachy, a potem ten napuka chuchro za szkołą, to porażka bardziej boli tego słabszego fizycznie. I nie lubię siłowego rozwiązywania problemów. Zwłaszcza, jeśli one wcale siłowe nie są.

Babska logika rządzi!

Wiele kobiet dźwiga ciężary, ale jakoś tak się składa, że udźwig mają mniejszy niż panowie.

Mają mniejszy, dlatego rywalizują w swojej klasie, a nie z facetami. Z doświadczenia wiem jednak, że kobiety są nieraz bardziej wytrwałe, dokładne i systematyczne niż panowie.

Uprawianie sportu wcale nie zabiera tyle czasu, ile się powszechnie sądzi. Zależy to oczywiście od specyfiki danej dyscypliny, ale można osiągnąć elitarny poziom prowadząc zupełnie normalne życie (praca, szkoła). Jak ktoś trenuje 12 godzin w tygodniu, to jest już bardzo dużo. Intensywny trening odciska się mocno na organizmie i powyżej pewnego progu wykonanej pracy, dodatkowy wysiłek nie da już dodatkowych rezultatów, a wręcz może pogorszyć wyniki, bo ciało posiada ograniczone zasoby na regenerację i adaptację.

Nie wiem, jak sprawa wygląda w innych dyscyplinach, ale ludzie osiągający sukcesy w trójboju to zwykle inteligentne i systematyczne osoby, bo głupek nie jest w stanie ogarnać metodologii treningowej, programowania progresji i wiedzy anatomicznej.

Jakoś częściej człowiek napotyka się na klasowych osiłków, którzy terroryzują kolegów, niż na robiących to samo chudych intelektualistów.

Tacy goście to raczej menele, niż osiłki, bo picie jabola na długiej przerwie i szarpanie małych dzieci siły nie dają ;D 

Pouprawiać sobie coś w dzieciństwie, a potem iść na studia – nie widzę przeszkód. Jak starożytni Grecy.

Grecy z “klasy pracującej” byli zajęci ciężką pracą, a Grecy z elit często trenowali do wieku mocno dojrzałego. Nie bez powodu szeroki fragment Iliady poświęcony jest zawodom sportowym.

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

O, nie wiedziałam, że 12 godzin wystarczy. Ale jeśli doliczysz przebieranie się, prysznice, dojazdy… I tu wracamy do skoszarowania. ;-)

Wieloboje są o tyle interesujące, że wymagają rozwijania różnych partii mięśni i w ogóle wymuszają większą harmonię.

No i ci menele psują opinię pozostałym siłaczom. :-( A nie trzeba dużo siły, jeśli jeden zawodnik jest o półtorej głowy wyższy od drugiego.

Ale dojrzali Grecy trenowali tak intensywnie, żeby występować na olimpiadach czy tak trochę, jak wielu współczesnych naukowców? Że większość nie miała czasu na takie luksusy, to wiadomo.

Babska logika rządzi!

Ale dojrzali Grecy trenowali tak intensywnie, żeby występować na olimpiadach czy tak trochę, jak wielu współczesnych naukowców? Że większość nie miała czasu na takie luksusy, to wiadomo

Wspomogę się grafiką.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Herakles_Farnezyjski#/media/File:Herakles_Farnese_MAN_Napoli_Inv6001_n01.jpg

Można się spierać, że to z wyobraźni, jak rycerze walczący z wielkimi ślimakami na średniowiecznych rycinach… Ale sądze jednak, że Lizyp pracował z modelem.

Przepraszam za offtop :(

The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.

Wydaje mi się, że ich artyści niekiedy brali różne części od różnych modeli, żeby całość wyszła klasycznie piękna i zgodna z kanonami.

Ależ kiedy ostatnio ochrzaniłam kogoś za offtop? Spokojnie…

Babska logika rządzi!

Saikeirei, Finkla-sama, saikeirei

Domo, Koala-san. :-)

Nie rozumiem, co do mnie mówisz, ale domo.

Babska logika rządzi!

Tak podejrzewałam, że to coś miłego będzie.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka