- Opowiadanie: RobertZ - Senfiliada Rozdział XXI W klatce, czyli masochistyczna przypowieść...

Senfiliada Rozdział XXI W klatce, czyli masochistyczna przypowieść...

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Senfiliada Rozdział XXI W klatce, czyli masochistyczna przypowieść...

Rozdział XXI W klatce, czyli masochistyczna przypowieść o prawdziwej naturze człowieka

Stanowili klasyczny przykład rodziny bunkrowej. Właśnie w ósemkę zasiedli do stołu. Na obiad mieli zielonkawe wodorosty i szczurze udka w sosie własnym przyozdobione flakowatymi wnętrznościami i mchem rodem ze świata podziemi. Pycha.

„Ktoś mi kiedyś powiedział, że fikcja staje się prawdą w momencie, gdy traci wszelkie znamiona sztuczności”. – pomyślał Senfil, alias Fred.

W tej opowieści stał się piętnastoletnim wyrostkiem o twarzy pomywacza naczyń, brudnych, czarnych i pełnych łupieżu, włosach, ubranym w szary od brudu podkoszulek, śmierdzący potem i uryną. W niczym nie różnił się od innych członków bunkrowej rodziny. Dziadek, nerwowo ssący swoją fajkę, ślinił się, gdy mówił. Babcia była sklerotyczką i nałogową miłośniczką cerowania dziur. Rodzice i ich dzieci. Miał dwie siostry i brata o ksywie „Gladiator”, dla bliskich Glat, lat dwadzieścia jeden i sto kilo żywej wagi.

„Nie mogę tu znaleźć żadnej luki, szczeliny, przez którą mógłbym się wedrzeć i rozerwać ten świat ułudy”. – Senfil nerwowo się drapał po wszystkich częściach ciała.

Za paznokciami pozostawała mu szara warstwa brudu, którą cierpliwie spod paznokci wydłubywał i ponownie się drapał.

– Odmówmy modlitwę przed obiadem – powiedział dziadek.

Miał jakiś dziwmy przykurcz obejmujący lewą połowę twarzy.

Wszyscy wstali.

– Wspomnijmy dawne czasy, gdy szczury były rarytasem i jadano je tak rzadko, że nikt nie cierpiał na przejedzenie, i nie wybrzydzał widząc ten dar boży. Pomyślmy o tych czasach obfitości i szczęścia – zawiesił głos. – Świat sprzed wojny.

– Świat sprzed wojny – powtórzyli wszyscy za nim.

– Jadano wtedy chleb, ziemniaki i pomidory.

– Chleb, ziemniaki i pomidory.

– Spożywano mięso świń, wołów i baranów.

– Spożywano mięso świń, wołów i baranów!

– Jadano owoce ziemi, morza i powietrza.

– Jadano owoce ziemi, morza i powietrza!

– Człowiek był gruby i szczęśliwy.

– Człowiek był gruby i szczęśliwy!

– Nadszedł jednak czas wojny. Zeszliśmy w te podziemia, w to schronienie zbudowane przez mego ojca, święć Panie nad jego duszą, aby żyjąc tu i rozmnażając się czekać na spełnienie ostatecznego celu… – zakrztusił się. Długo kaszlał. – Możecie usiąść i jeść. Amen.

– Amen!

Usiedli i wszyscy rzucili się na pieczeń ze szczura. No, może nie wszyscy. Fred jakoś się ociągał. Nie podobały mu się te flaki szczurze w sosie własnym.

– Nie jesz? – spytała go Klara, jego piegowata, rudowłosa siostra lat czternaście.

– Nie mam apetytu – odparł. – Niestrawność.

– Wezmę twoją porcję – chwyciła tylną łapkę szczura i energicznie się w nią wgryzła.

Zresztą czy to na pewne był szczur? mnie osobiście wydaje się, że raczej szczurzy mutant. No bo niech mi ktoś wyjaśni skąd mógł się wziąć półmetrowej wielkości szczur ważący prawie pięćdziesiąt kilo?

– Tfu! – plunęła przed siebie nastolatka. – Babcia mogła go dokładniej obrać z kłaków. Tfu!

– Niezbyt apatyczne – stwierdził Fred.

– Wolę to niż jedzenie z przeszłości. Jak oni mogli wytrzymać nie jedząc prawie w ogóle szczurów i konsumując te ohydne pomidory i ziemniaki? Ja bym uciekła.

– No chyba nie było aż tak źle.

Tata mówi, że szczurze mięso jest o wiele lepsze niż te ich ziemniaki. Zresztą, łatwiej złapać takiego szczura. Zawsze przychodzą one do szaletu.

Pochyliła się nad nim jego druga siostra, Ewa. Siedziała ona po jego lewej stronie.

– Czy mógłbyś mnie po obiedzie wybatożyć? – słodko spytała.

– Ja…

– Mam taki specjalny bat z czerwonej skóry.

– No, nie wiem.

– Patrz! – chwyciła szczurze jelito i zaczęła je wciągać w siebie jakby to była nitka makaronu.

Zakrztusiła się. Widząc, że nie może złapać oddechu Fred klepnął ją w plecy. W końcu przełknęła.

– Dziękuje. To było wspaniałe.

– Ależ to jest niedobre. Będzie cię bolał brzuch.

– Myślisz? – uśmiechnęła się. – Może będę się wiła po podłodze i dostanę torsji? Muszę więcej tego zjeść – stwierdziła i z jeszcze większą niż uprzednio pasją rzuciła się na połcie szczurzego mięsa.

Ej, bracie – szturchnęła go Klara. – Ugryź mnie. Zjedz mój nos, wyjedz moje policzki. Zobacz, jaka jestem smaczna.

Siłą próbowała wcisnąć do jego ust swoją małą rączkę.

– Zastanofie się – wybełkotał Senfil.

Obiad dobiegał do końca.

„To nie może być prawda”. – pomyślał Fred alias Senfil. – Tu wszystko jest tak wypaczone, wykrzywione, że samo w sobie zaprzecza realności tego świata.

Jednak mylił się, czego sobie nie uświadamiał. Świat ten mieścił się w granicach prawdopodobieństwa chociaż ocierał się o granice absurdu.

– Moi drodzy – przemówił dziadek. Podejrzliwie przyglądał się Fredowi, który jeszcze jakoś nie domyślił się, że był to sen pornograficzny i w zasadzie to powinien on przynajmniej rozpiąć rozporek, no i zabrać się do rzeczy.

Senfil czuł się zdezorientowany. Nie rozumiał snu, w którym się znalazł. Nie potrafił pojąć zamysłów autora, który tą senną opowieść stworzył. Należał on do obcego świata, innej jakże odmiennej kultury. Zresztą dawno już zmarły twórca sennej rozrywki także raczej nie akceptował nawet obowiązujących za jego czasów norm. Większość potencjalnych uczestników tego snu będącego pornograficzną groteską uciekała już na samym jego początku wiedząc, że senna kraina, w której się znaleźli nie jest w ich guście. Inni zabawiali się tak dobrze, jak mogli w momentach największej rozkoszy upodobniając się do znanego nam Kosmonauty. To nie było w końcu nic zbereźnego, bo nikomu nie szkodziło, a że nie zostało narzucone siłą przez zbyt wyszczególniony scenariusz nie wydawało się aż tak przerażające.

Akcja, podlegając filmowemu prawu ciążenia rodem z filmu sensacyjnego stopniowo nabierała rozpędu. Pierwsza zaczęła się rozbierać Klara wspominając Senfilowi alias Fredowi o możliwości przyłączenia się do zabawy.

– Wspomnieliśmy o problemie osiągnięcia celu – kontynuował przemowę dziadek nadal zezując na Senfila. Swoją przemową przygotowywał on alternatywny scenariusz sennych wydarzeń. Skoro klient nie chce bara-bara, ani też nie zamierza się wyłączyć, to przecież można go zająć czymś innym. – To coś wielkiego. Wspominał mi o tym ojciec, gdy zbudował ten schroń. Powiadał on, zanim wystrzelono pociski, że wojna atomowa zniszczy wszystko, spłoną domy, całe miasta, zginą ludzie, ale my ocalejemy i nadejdzie ponowny świt i to my będziemy budowniczymi nowego, wspaniałego świata. Będzie on lepszy od tej kloaki, w której przyszło mi kiedyś żyć i którą z radością opuściłem, aby tu osiąść z wami, czekając na dni, w których radioaktywność na powierzchni ziemi na tyle opadnie, że będziemy mogli wyjść z tej nory, macicy matki ziemi i osiedlić się tam, na Górze. Dane jest nam podziemne laboratorium i setki tysięcy płodów ludzkich, które się kiedyś rozwiną i będą naszymi poddanymi, a my będziemy rodziną panującą. Przyjdą te czasy. Zapamiętajcie te słowa!

– Ja, pytanie – Glad poderwał się ze swojego miejsca.

– Tak, mój drogi wnuku.

Glad dziwnie zmarszczył czoło, jakby treść pytania była zbyt trudna, albo dokładnie nie wiedział o co chce się spytać. Nie było to w jego przypadku niczym dziwnym, raczej nieczęsto myślał poświęcając większość swojego czasu grom zręcznościowym. Do najpopularniejszej z nich należały rzuty siostrami na odległość.

– Jak…. eeee… zrealizujemy ten cel?

– Będziemy budowali nowy świat – odparł dziadek.

– Glad pyta, w jaki sposób – sprecyzował tata.

Dziadek się zamyślił, aby w końcu wrzasnąć:

– Nie pamiętam!!!

Po chwili dodał:

– Myślę, że plany znajdziecie w papierach. Jak do nich dotrzecie to przynieście mi je.

Wszyscy, a w zasadzie prawie wszyscy, bo został Senfil i siedząca obok niego Klara, która mu opowiadała o tym jak to fajnie byłoby gdyby została ukrzyżowana lub podłączona do sieci energetycznej, rozbiegli się po pomieszczeniu w poszukiwaniu wyżej wspomnianych dokumentów. Po kolei wracali niosąc ze sobą jakieś szpargały.

– Fajnie byłoby być nabitym na pal. Najpierw włożyliby ci w odbyt zaostrzony koniec, aby drąg łatwiej wbijał ci się we wnętrzności, a następnie podnieśliby cię do góry i wisiałbyś tam cudownie wrzeszcząc – Klara opisywała przyszłe rozkosze coraz bardziej wtulając się w Senfila. – Słuchasz mnie?!

– Tak – odparł Senfil, co było absolutną nieprawdą, bo tak naprawdę to gapił się na rosnący na stole stos starych, pożółkłych czasopism, gazet, maszynopisów i ręcznych notatek. Nad nimi unosiły się kłęby kurzu.

– Fajnie byłoby także gdybyś wbił we mnie taki pal, a ja wrzeszczałabym jak prawdziwa histeryczka – Klara jeszcze mocniej przycisnęła się do Senfila.

W końcu rodzina wróciła z owocnych poszukiwań. Wszyscy usiedli przy stole i z zupełnie niezrozumiałym dla Senfila alias Freda zapałem zaczęli grzebać w przyniesionym przez siebie stosie śmieci.

– Kustarbeus i Mitrabeus! – krzyczał podniecony dziadek.

– Kółko i krzyżyk – wtórował mu tata.

Słychać było jedynie okrzyki, westchnienia, achy i ochy. Mogły od tego uszy spuchnąć.

– A to co? – matka odgarnęła z twarzy kosmyk brudnych włosów. – Widzieliście?

Skupione twarze, podniecone głosy. Kolorowe czasopismo krążyło pomiędzy nimi. Oglądali je i komentowali.

– Tajemnica wszechrzeczy.

– Labirynt śmierci i życia.

– Dziura i tłok.

– Nabijanie na pal.

– Synteza obdzierania ze skóry! – krzyknęła Klara. – Popatrz! – podała czasopismo Senfilowi.

Na okładce znajdowały się kwiaty i wypisany dużymi drukowanymi literami tytuł: „Płody Rolne”. To co tak wszystkich podnieciło znajdowało się w środku. Jako dodatek do artykułu o inseminacji zwierząt hodowlanych dołączono kolorowe całostronicowe zdjęcie. Pokazywało ono to, co można zobaczyć podnosząc jakiejkolwiek spotkanej krowie ogon w sytuacji, gdy wyżej wymieniona się wypięła.

– To przecież krowi zadek – wydukał zaskoczony Senfil.

– Tak, krowi zadek! – krzyknęła Klara ściągając z siebie sukienkę, majtki i przeuroczy stanik, aby w końcu wypiąć się na Senfila. – Popatrz, ja mam to samo!

Rzeczywiście, różnice były minimalne. Coś różowego, pofałdowanego. Pozostali członkowie rodziny również zaczęli się rozbierać. Senfil widząc to w nieartykułowany sposób zawył i stamtąd wybiegł.

 

 

Narrator: W życiu nie widziałem gorszego kiczu. To niby ma być pornos? Przez cały czas wszyscy latają ubrani, a nasz główny bohater, czy też gracz, jest wprowadzany w sprawę jakby był dziewicą.

Autor: A ty tu skąd?

Narrator: Fakt, że próbowałeś pociąć mnie piłą mechaniczną i po części ci się to udało nie musi być równorzędny, z tym że wyciągnąłem kopyta. Pozszywali mnie i zmartwychwstałem.

Mesjasz: Wypraszam sobie, ale jako jednoosobowa spółka Nieba posiadam monopol na zmartwychwstawanie.

Autor: A ten to kto?

Narrator (dziwnie się uśmiecha): Jakiś prorok, mesjasz czy coś takiego. Ostatnio ciągle za mną łazi. Wmawia mi, że go okradłem, że niby tylko on ma prawo przywrócić kogoś do życia. Zwykły wariat.

Autor: No i powiedz czytelniku jak tu nie znienawidzić narratora?

Czytelnik I: To karygodne, aby tak urazić moje uczucia religijne! Jak może się pan naśmiewać z postaci Wielkiego Mesjasza?! I skąd pan wziął tego aktorzynę, tego niby proroka. To skandal!

Czytelnik II: Ty chuju, ty pojebany ateisto, o wykrzywionym komunistycznym światopoglądzie, ty sukinsynu co cię matka znalazła w rynsztoka…

Narrator: Oni są jacyś nerwowi.

Mesjasz: Pafnucy jestem.

Autor : Uuu!

Pafnucy: Mam żelazny uścisk, co? – głupio chichocze. – Niektórzy mówią, że roztaczam taką bogobojną aurę więc sobie z tym mesjaszem zażartowałem. Wie pan, najbardziej buduje człowieka świadomość, że się znalazł w zaświatach i to w tej ich lepszej części.

Autor: Kim pan jest?

Pafnucy: Ochrona osobista. Chronię bliźnich przed urazami fizycznymi i takimi wariatami jak pan.

Czytelnik I: Ale jaja!

Czytelnik II: Ty kagiebisto coś Polskę zdradził!

Autor: Wy…

Narrator (przerywając autorowi): Powiedz mi mój drogi, co to ma być? Ci tu stoją rozebrani do rosołu. Tamten gdzieś ucieka. Nawet dobrego erotyku nie możesz napisać?

Czytelnik I: No właśnie, kiedy oni będą się bzykać?

Czytelnik II: Ty ku… (tak jak wyżej i do tego podobnie).

Autor: Spokojnie. To już końcówka. Nasz główny bohater zaraz wybiegnie na powierzchnię i znajdzie się w tytułowej klatce.

Czytelnik I: Ja chce porno! Bo zawołam mamę.

Czytelnik II: Ty…

Autor (do Czytelnika I): A ty chłopcze ile masz lat?

Czytelnik I: Dziesięć.

Autor: No, nie płacz. To nie jest książka dla ciebie. Idź lepiej spać.

Czytelnik II: Ty sromie…

Autor: A ten drugi to kto?

Czytelnik I: To mój młodszy braciszek. Trochę niewychowany, bo dopiero co poszedł do szkoły i bardzo spodobały mu się te różne słówka. Ja tam nie przeklinam.

Autor: No to idźcie spać.

Czytelnik II: Ty cipo!

Czytelnik I: Zamknij się. Idziemy lulu.

Pafnucy: Co huknęło.

Autor: Zamknęli książkę. Zostaliśmy sami.

Narrator: Pełna swoboda. Teraz wam pokażę jak się piszę powieść.

Autor: Taki grafoman jak ty?

Narrator: Wypraszam sobie! Jeżeli ktoś tu nie ma talentu literackiego to nie kto inny, ale autor. Ile razy tobie (zwraca się do Autora) tłumaczyłem jak masz coś zrobić, a ty robiłeś dokładnie na odwrót i oczywiście gorzej.

Autor: Ty….

Pafnucy: No, no, spokojnie.

Autor (szarpiąc się z narratorem): Auuć! Weź te łapy.

Pafnucy: Spoko, bo wyprosimy!

Narrator: Jeżeli dobrze pamiętam to zanim wyjdzie na powierzchnie spotka pewnego człowieka, Schwarzeneggera.

Autor: Gościnne występy.

Narrator: Pilnuje on ni to przejścia, ni to wyjścia.

Autor: Jest celnikiem.

Narrator: Tak, ma ładny mundurek. A nasz bohater biegnie, jest już prawie przy nim. Coś krzyczy. Rozbierzemy Arnolda?

Autor: To idiotyczne. Wyobrażasz sobie na golasa taką górę mięśni?

Narrator: Dodamy jeszcze cycatą blondynkę.

Autor: Senfil bierze ją w objęcia…

Narrator: Nie męcz tak swojego bohatera. Blondynka jest dla gubernatora. Nasz kochany Szwarc odwraca się, patrzy, macha mu ręką, kiwa do niego, aby podszedł.

Autor: A alfabetu morsa tu nie zastosujesz?

Narrator: twoje dowcipy!

Autor: Senfil nie zatrzymuje się. Przebiega obok celnika.

Narrator: Szwarc goni go…

Autor: Ale potyka się o swoją laskę.

Czytelnik II: Jaką laskę?

Autor: W końcu to porno.

Czytelnik I (zwraca się do Czytelnika II): Susiaka, baranie!

Czytelnik II: K…!

Autor: Mówiłem wam, abyście poszli spać.

Czytelnik I: Przecież jest dzień.

Czytelnik II: A ten ateista nadal tam jest?

Pafnucy: Nie jestem ateistą. Chodzę do kościoła, uczestniczę w procesji. Gram nawet mękę pańską, bo jestem podobny…

Autor: Wybiegł na powierzchnie.

Narrator (do Autora): Ucisz Pafnucego, bo nam całą historyjkę opowie.

Autor: Jest w olbrzymiej klatce.

Pafnucy(obrażony): Już nic więcej nie powiem!

Narrator: No cóż, drodzy czytelnicy. Pozostała nam do opowiedzenia tylko końcówka tego rozdziału.

Czytelnik I: Porno?

Narrator (lekko spieniony): Nie! Nasz drogi przyjaciel, Autor, skutecznie nam to uniemożliwił doprowadzając swoją opowieść praktycznie do końca.

Czytelnik I: Mogłaby pojawić się w tej klatce syrena, która by go skusiła i zachęciła do…

Syrena: Ja, chętnie.

Pafnucy: Ale cyce.

Syrena: Ależ nie z tobą!

Pafnucy: I dupcia!

Czytelnik I: Może więcej szczegółów?

Narrator: Ja zaraz oszaleje.

Czytelnik II: Może pójdziemy do sex shopu?

Czytelnik I: Masz forsę?

Czytelnik II: No…przecież kupiliśmy lody!

Czytelnik I: Czyli czytamy dalej.

Narrator: Senfil wybiega na powierzchnię, patrzy, a tu same ruiny….

Czytelnik I: Można by tu jakąś wampirzycę wsadzić.

Narrator: Nie ma miejsca. Z przodu kraty, z tyłu kraty, z boków kraty i na górze kraty.

Czytelnik I: A w ruinach za kratami?

Narrator: Tam nie ma ruin, lecz jest gładka powierzchnia, chyba chodnik i są budowle, a także przedstawiciele innej cywilizacji.

Czytelnik II: Tacy jak w „Obcym”?

Narrator: Nie. Są łagodni i zieloni.

Czytelnik I: Zielone ludziki? To wspaniale, proszę para!

Narrator: Nie są człekokształtni. Powiedziałbym, że stanowią skrzyżowanie kalafiora z pietruszką. Mają takie dziwne rozciągliwe wypustki i pachną ogórkami.

Czytelnik I (powtarzając się): Będzie kontakt, będzie kontakt…

Narrator: W to wątpię. One nie potrafią mówić. Senfil podchodzi do kraty, strasznie nierówny teren, sam gruz, i chwyta za jedną z wypustek. Wyciągnął ją w jego kierunku taki mały kalafiorek, najmniejszy z nich wszystkich. Szarpie za tę wypustkę i wyrywa ją.

Czytelnik II: Będzie konsumował?

Czytelnik I: Słyszałem, że taka jedna babka zatłukła męża tłuczkiem do mięsa i go zjadła.

Czytelnik II: Na surowo? Mogła dostać niesprawności.

Czytelnik I: Głupi jesteś. Usmażyła i ugotowała, a gdy go zjadła to wszystkim mówiła, że był bardzo smacznym.

Narrator (z rozpaczą w głosie): Może dokończę?

Czytelnik II: A co z wampirzycą?

Narrator: Senfil usiadł na ziemi i siedząc tam płakał. Następnie się obudził. Wiele się nauczył. Zrozumiał, że obcy są lepsi od ludzi, a ludzie nadają się jedynie do trzymania w klatce.

Czytelnik. I: Piękny morał, ale to już było. Autor napisał o spotkaniu z obcymi w jednym ze swoich opowiadań.

Narrator: Ja oszaleję.

Wampirzyca: Miało być coś o mnie?

Narrator: Na pewno coś wymyślimy. Tylko nie podchodź. Przecież mówiłem. Miałaś nie podchodzić!

Wampirzyca: No, mój słodki, przecież cię nie zjem. Pogadamy, a przy okazji wyiskasz mi futro.

Narrator: Nieee! To drapie!!!

Czytelnik I i II (razem): Porno, porno, porno, porno, porno…!

Wampirzyca (do narratora): Moje ty kochanie. No, całusa…

Koniec

Komentarze

Porno! Ja chcę porno!
To pierwsza Senfiliada, jaką czytałem. I podobała mi się. Tylko nie karz mi wyjaśniać dlaczego, bo do końca zwariuję...

Nie musisz wyjaśniać dlaczego ci się podobało. Ważne, że się podobało. :)

Nowa Fantastyka