- Opowiadanie: bubug - Obietnica [KB021]

Obietnica [KB021]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Obietnica [KB021]

Owej nocy pilnowałem, aby czuwać nad foliałem,

Pracą głowę mą gorącą zająć i nie szczędzić sił,

By po dniu, co przebiegł męką, napełniając mnie udręką,

Nie śnić, nie drżeć, och, zapomnieć o pokoju, w którym tkwi

Ona, krucha, lecz niezłomna, nieruchomo w wózku tkwi,

Z lęku mego sobie drwi.

 

Nie! Ja na to nie pozwolę! Odejdź, myśli, trosk pacholę,

Opuść umysł mój znękany, w którym niegdyś spokój był.

Ulżyj duszy, co się kruszy na wspomnienia liche mgnienie…

Na nic walka. Ciszy miarka już nie będzie dana mi,

Gdyż w pamięci wciąż mnie męczy, to, co powiedziała mi:

„Przyjdę, obiecuję Ci.”

 

Prawie północ bije zegar. "Ach, zatrzymaj się!", nalegam.

Czas zaklinam, by w swym marszu potknął się i zgubił dryg.

Lecz bezsilne owe modły. Czuję wewnątrz nacisk podły,

Co rozkazem twardym każe tajemnicę zdradzić Ci.

Kim jest Ona, Smutku Żona, ma Nemezis, powiem Ci.

Może wówczas ulży mi.

 

Po przeciwnej stronie domu, w skrzydle wschodem wyznaczonym

Mieści się Jej złe królestwo, gdzie świec płomień ledwie ćmi.

W mroku skryta, w czerń spowita, uschłe ciało składa w pałąk.

Skrzypią koła, gdy do szafy, w której monstrum martwo śpi,

Zbliża się potwora Pani, by go użyć, choć wciąż śpi.

Trupi sen o niczym śni.

 

Wisi zewłok pełen kości, ciężki w bladej swej nagości,

Brzuch zapadły, pierś skurczona. Niczym z wosku gładkich lic

Nie rumieni cień czerwieni, w ustach musza brać się pleni.

Oczy suche kurzu puchem już nie widzą tamtych chwil,

Gdy Kochanek czule prawił pośród westchnień słodkich chwil:

„Jakże piękna jesteś dziś!”

 

Mroczna Pani patrzy na nią, suknię ludzką tkanką tkaną,

skórą, włosem, zębów sznurem, kości klatką, siecią żył.

„Ach, już wkrótce cię założę i wizytę Jemu złożę,

Kochankowi, sąsiadowi, co w pokoju swoim drży.

Z namiętności, ciekawości czy z odrazy czystej drży?

Czy barykaduje drzwi?”

 

I jak kostium ją przywdziewa, członki wkłada, pierś nadziewa

Sobą, siebie w truchło wlewa, swego ducha mości w nim.

Już unoszą się ramiona, drgają palce, płuca płoną,

Żyją życiem narzuconym przez Tę, co ze śmierci kpi.

Z praw natury, zasad wszelkich i z sumienia sobie kpi.

Nie powstrzyma kary nic!

 

Jeszcze chwila i już oto stoi tu bogini złota,

W uśmiech wargi swe wygina, błyszczą oczy, skóra lśni.

Po peniuar biały sięga. W mgłę koronek owinięta

Rozczesuje włosów skrzydła, wkłada perły, czerni brwi.

Na człowieczą łuskę w wózku patrzy twardo spode brwi:

„Tłustych łowów dziś mi życz.”

 

I podąża korytarzem, gdzie się księżyc blaskiem kładzie,

Kroki elfich stóp bezdźwięcznie mierzą mego tętna rytm.

Coraz bliżej, coraz niżej, już po schodach stąpa miękko,

Już wyciąga dłoń swą giętką, kluczem ciężką, sięga, by

Trwałym tym Kochanka darem drzwi otworzyć, wkroczyć, by,

Jeszcze raz z Nim blisko być.

 

Lecz oto…

 

Treści snute z bezmyślnością plotą się z rzeczywistością:

Zmysły gawędziarza wiąże perfum znanych wonna nić.

Zegar staje. Włos się jeży. Gość przed progiem w zamek mierzy,

Klamka miedzią łuk rysuje… Serce znów zaczyna bić

Hałaśliwie i trwożliwie szarpie, by na alarm bić!

Potwór u wrót stoi mych!

 

Więc do skrzydeł drzwi przypadam, wejść Królowej nie pozwalam!

Walczę z mocą, chociaż kiedyś poddawałem się bez sił

Pięknu złemu, strzydze słodkiej, potworowi w formie wiotkiej.

Cóż, że między nami ściana? Dla mnie mógłby to być pył!

Sama żywa jej obecność zgrozą ściera mnie na pył!

Obłęd w duszę mą się wrył!

 

„Czego”, wołam, „chcesz ode mnie?! Ach, czyż nie dość już tu cierpię

Strachu, co pazurem tępym pod kość skroni mi się wbił?!

Po co tu przychodzisz cieniem, pukasz, szepczesz, mrozisz tchnieniem?

Czyż nie starczy ci tych czarcich żartów, śmiechu, co się wił

Krok w krok za mną, wstęgą czarną, jak wąż wokół stóp mych wił,

Gdym uchodził w mroku dym?!”

 

Cisza czai się za drzwiami, głos mój drżący wnika za nie,

By sękami i ścieżkami, gdzie się stary pająk skrył,

Znalazł drogę do sumienia dręczycielki, co z kamienia

Może nie jest, i się w serce wciąż uśpione miękko wpił.

Poprzez stanik, wskroś koronki, w piersi biały marmur wpił.

Z siecią żył się płynnie zżył.

 

Waha się? Pożałowała? Litość wzbudził w niej mój apel?

Czy odpuści Kochankowi, który wzgardził czarem złym?

Boję się odetchnąć nawet, w suchym gardle czuje sadzę…

Klamka nadal jest w jej władzy, w zamku nie drgnie jeden tryb.

Ach, Duesso w masce Uny, swej decyzji w ruch puść tryb!

Zgub bądź ocal, ma chérie!

 

„Wybacz drwinę, wybacz kpinę”, słyszę nagle szeptu szelest.

„W mej naturze, jak błysk w chmurze, często się złośliwość skrzy.

Jednak wiedz, że pod woalem tej podłości, tej mściwości

Kryje się natura druga, której chciałeś, miałeś, i…

Choć jej ciało całowałeś, rozkosz garścią brałeś, i…

Mnie kochałeś w tamte dni.”

 

Czy kochałem? Tak, na Boga! Hołd składałem każdej cząstce!

Księgą byłem Ci płonącą, żar czytałem z oczu Twych!

Rozchylałaś duszy płatki, ja jak ptak, koliber rzadki

Piłem miód tajemnic Twych, a potem Ty spijałaś mych

Sekretów gorzki napój, słoną wodę, wywar z grzechów mych…

Obcy był nam wszelki wstyd.

 

Jednak prawdę, moja Miła, najważniejszą zataiłaś

Przed Kochankiem swym naiwnym, co nieświadom tego był,

Że w ramionach trzyma stwora, monstrum, ciało ukradzione,

Dzieło czarnoksięskiej magii. Nie wiedziałem nic a nic

O ponurej maskaradzie, o podstępie Twym, i nic

Już nie wróci szczęścia mi.

 

„Nadal milczysz”, głos jej cichy znowu zza drzwi się rozlega.

„Czy w ten sposób jakże trudny tak bezwzględnie karzesz mnie?

Racja, zwiodłam Cię, uwiodłam, prawdy nie wyznałam, jednak

Czy nie widzisz tego, Miły, że czar, którym brzydzisz się,

Ów rytuał, który sprawił, że pokochaliśmy się,

Naszym dobrodziejstwem jest?

 

Codziennością moją szarą ciemny pokój jest z kotarą

W oknie, w którym słońce zimne ledwie się swym blaskiem tli.

Obok łóżka nocna szafka, na niej leki i karafka,

Zaś pod ścianą fotel stoi, w parze kół drewnianych tkwi.

W wózku owym, już nienowym, nieruchoma postać tkwi.

Czeka na chloralu łyk.

 

Czy pokochałbyś, mój Miły, ciało, w którym nerwy zgniły,

Gdzie choroba kości żuje, mięso wątłe toczy mór?

Czy byś spojrzał raz kolejny na ruiny obraz chwiejny,

Która trwa w koszmarnym półśnie, mimo zmiany roku pór,

Której nie dotyczą święta, żarty, prawa dziennych pór?

Jej welonem czarny tiul.

 

Cóż więc w tym dziwnego, powiedz, że chcąc wrócić w życia obieg,

Skradłam śmierci ciało młode, stary czar w nie tchnęłam, by

Znów uśmiechać się, jak drzewiej, nosić suknie strojne ściegiem,

Tańczyć, w towarzystwie bywać, oświadczyny przyjąć trzy

I zakochać się w sąsiedzie, co w pokoju numer trzy

Już nie czeka wizyt mych?!”

 

Słucham wyznań jej gorących, czuję ciepło kiełkujące,

Co na powrót w sercu moim, choć niechciane, rodzi byt.

Może rację ma ma Miła? Jasno sprawę wyłuszczyła

I nadziei klomb zasiała, łzą podlała, żeby kwitł,

Na mej duszy suchej ziemi wonną łąką bujnie kwitł.

Czy mój opór całkiem znikł?

 

Czyżby była nam pisana przyszłość klątwą niekarana?

Drży pod moją dłonią klamka, drzwi ruszają w tan, gdy wtem!

Obraz trupa w głowie błyska! Obłe ciało sińcem łyska!

Odór śmierci mnie spowija, wiem, że urojony, wiem

Że jesteś, jaka byłaś, jednak jeszcze jedno wiem:

Ja sam jestem już nie ten!

 

I od drzwi się chwiejnie cofam, ręce wznoszę w modłach, prosząc,

By odeszła i już więcej nie dręczyła, truła mnie!

By jutrzenką świt rozproszył cienie myśli moich płochych,

Dzień obudził, wyratował z zimnych rąk Królowej Ciem!

By ostatnie słowo padło z ust Jej, lekkie szeptem ciem.

Wówczas odezwała się:

 

„Cisza odpowiedzią Twoją, głośna rozpacz będzie moją,

Lecz nie lękaj się, Kochany, nie zobaczysz jednej łzy.

Nie usłyszysz skargi onej, płaczu duszy odtrąconej.

Świadkiem tego smutku będą mrocznej mej samotni drzwi.”

Puszcza klamkę, klucz porzuca, tęsknym gestem gładzi drzwi…

I odchodzi w nocy kir.

 

Z płuc struchlałych dech zastały sięga moich warg zdrętwiałych.

Świerszcz w ogrodzie, już o wschodzie, gra na skrzypcach swych: cyt-cyt,

Ja bezsilnie się osuwam na podłogę u stóp łoża…

Twarz w spotniałych dłoniach chowam, zamęt w duszy czuję, gdyż

Głowa ciężka, nerwy ścięte, myśli we mnie obce, gdyż

Nie potrafię pojąć ich!

 

Skąd ta fala, co powstała, ulgę z żalem wymieszała?

„Czy się stało tak, jak chciałeś?” pytam Cię, Kochanku cny.

„Czy swe życie ratowałeś, tchórza w sobie posłuchałeś?

Czy w tym ciele krzepą mocnym mdły charakter słabo drży?

Czy to serce pilne, silne, przed ciężarem kary drży?

Żarem wrze czy mrozem skrzy?”

 

Stało się. Czas próby minął. Tylko przyszłość już wykaże,

Czy pomyślnym się okaże losu nieprzejrzysty czyn.

Jeśli tak, to mą nagrodą czyste we mnie jest sumienie.

Jeśli nie, to mą pociechą grzeszne będą sny. A Ty,

Świadku zdarzeń, sędzio marzeń, powiedz szczerze mi, jak Ty,

Przyjacielu, wybrałbyś?

Koniec

Komentarze

wartości artystycznej nie podejmuję się oceniać, bo się na tym nie znam :) ale doceniam dopracowanie, włożoną pracę i dopasowanie formy do pomysłu, pomysł zaś do konwencji narzuconej tematem. Ciekawie to wyszło, być może nawet najceiekawiej z tego, co do tej pory widziałem.

Świetne, wspaniałe. Jeśli mój tekst był poetycki, jak ktoś zechciał łaskawie pochwalić, to dla Twojego brakuje już skali. Najbardziej podobała mi się choroba żująca ciało i to "przebieranie sie" - takie turpistyczne i trupio-mroczne właśnie. No i, mimo kilku potknięć, muszę pochwalić włożony wysiłek. Skleciłeś 27 solidnych strof. Podziwiam.

 Ale mimo wszystko, jesteś moim konkurentem, więc nie mogę mieć dla Ciebie litości. :

Z trwogą na zegar spoglądam...
(2) + (3) + (3) (sylaby)
Tu Ci się trochej trochę rozjechał. Sylaby powinny chodzić parami; wyrazy monosylabowe sparowane z mono- lub trójsylabowymi. Monosylaba powinna się znaleźć za "zegarem", a nie przed. Podonie:

Zbliża się Pani potwora
(2) + (1)+(2) + (3)

I nie powstrzyma Jej nic!
(2) + (3) + (2)
(To akurat swobodnie możesz poprawić na: "I jej nie powstrzyma nic!")

Lecz oto! Treści snute z bezmyślnością plotą się z rzeczywistością:
To jest o 3 zgłoski za długie. W dodatku początek 1+2 kompletnie rozwala rytm. Może daj "Lecz oto!" w osobnym wierszu poza strofami?

Waha się? Pożałowała? Litość wzbudził w niej mój apel?
Tu jest 3+5, co nawet brzmi w porządku, ale chyba uciekł Ci rym.

„Jakże piękna jesteś Ty!" - trochę sztuczne to zdanie. Brakło rymu, co? :p

Ech, tak, jak się obawiałem, cyferki mi się porozjeżdżały... Ale mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi...

bubug- czy to nie jest liryczna wersja opowiadania, które kilka miesięcy temu pojawiło się na tym portalu?
Poza tym- dłuuuuugie; ale czyta się fajnie.

Oczywiście!!! To jest twoja MariAnna. Wiedziałem!
Fantastyczne. 6

"Może daj "Lecz oto!" w osobnym wierszu poza strofami?"
Kurcze, taki był plan, ale gdzieś się po drodzę zapodział. Nad resztą uwag jeszcze posiedzę. Fakt, że pisząc, nie zawracałam zbytniej uwagi na układ głosek - pilnowałam tylko, żeby się zgadzała ilość - stąd pewnie nie zawsze dokładny rytm. Rymy wewnątrz to już w ogóle puściłam samopas. Strof jest właściwie 28, choć w założeniu miało być 18, jak w "Kruku", ale jak już się zaczęło pleść...
TomaszMaju, zgadza się, tyle że nie wersja, a liryczna kontynuacja - rzecz dzieje się w noc po spotkaniu z Anną.

Dzięki :)

28, pardon. Dodawania już zapomniałem, a biorę się za pisanie wierszy. Dobre sobie! :p

pilnowałam tylko, żeby się zgadzała ilość - stąd pewnie nie zawsze dokładny rytm 
Dokładnie tak. Dokładnie chodzi o akcenty. Zgłoska akcentowana powinna występować na przemian z nieakcentowaną. :)

Witaj!

Wygrałaś.

Pozdrawiam
Naviedzony

Świętomirze, rzucisz okiem, jeśli mogę Ci zająć jeszcze chwilkę? :)

"Monosylaba powinna się znaleźć za "zegarem", a nie przed."

A może tak?:
Z trwogą spoglądam na zegar. Ach, zatrzymaj się, nalegam!

Waha się? Pożałowała? Litość wzbudził w niej mój apel?
Tu jest 3+5, co nawet brzmi w porządku, ale chyba uciekł Ci rym.

"Apel" miał się rymować z "nawet" z jakiegoś niepojętego teraz dla mnie powodu. Na to jeszcze nie mam pomysłu, ale myślę.

„Jakże piękna jesteś Ty!" - trochę sztuczne to zdanie. Brakło rymu, co? :p
Tutaj to jeszcze nie bardzo, pocić się zaczęłam tak koło strofy 15-tej :) Dopóki nie wymyślę trafniejszego rymu, zmieniam na "dziś".

Naviedzony, nie chwal dnia... itd., lepiej dawaj coś swojego :)

A co ja jestem, wyrocznia jakaś? Kurczę, to że uważałem na polskim i napisałem w życiu trochę wierszy (z czego dobre da się policzyć na palcach jednej ręki), nie czyni jeszcze ze mnie poety, o wyroczni nie wspominając. Ale służę jak umiem. :)

 Z trwogą spoglądam na zegar. Ach, zatrzymaj się, nalegam!
Teraz rytm jest dobry, ale niestety nadal nie jest to trochej. Akcenty, wszystko rozbija się o akcenty. Jest:
Z trwo-gą spo-glą-dam na ze-gar. Ach, za-trzy-maj się, nalegam! czyli:
1 - 2 - 3 - 4 - 5 - 6 - 7 - 8 | 9 - 10 - 11 - 12 - 13 - 14 - 15 - 16.
Trochej składa się ze stóp, a każda stopa - ze zgłoski akcentowanej i zgłoski nieakcentowanej (w tej kolejności). Zatem zgłoski akcentowane występują na przemian z nieakcentowanymi, czyli powinno być:
1 - 2 - 3 - 4 - 5 - 6 - 7 - 8 | 9 - 10 - 11 - 12 - 13 - 14 - 15 - 16.
Wot, cała filozofia. :) Ciesz się, że język polski - w odróżnieniu od greki i łaciny - nie zna pojęcia iloczasu. Z iloczasem dopiero jest jazda. :p

Tutaj to jeszcze nie bardzo, pocić się zaczęłam tak koło strofy 15-tej :) Dopóki nie wymyślę trafniejszego rymu, zmieniam na "dziś". 
"Dziś" jest zupełnie w porządku, nie wiem, czegóż chcieć więcej. :)

Wot, cała filozofia. :)
Aaa, no teraz to rozumiem. Pisałam raczej tak na wyczucie, a tu faktycznie trzeba matematycznie :)
Chyba wiem już, jak poprawić. Dziękuję za pomoc :)

Kłaniam się. :)

Przy okazji, czuję się w obowiązku Ci podziękować i ostrzec. Albowiem rozzłościła mnie Twoja praca, jako lepsza od mojej własnej. Teraz chora ambicja nie pozwoli mi spocząć, dopóki nie znajdzie się tu Książę w wersji rozszerzonej. Organizator zezwolił, gdyby ktoś miał wątpliwości. Strzeż się. :p

Bring it on! :)

Nowa Fantastyka