Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
W małej wiosce Jądraszewo, pomimo wczesnego jeszcze poranka panował niesamowity gwar i ruch. Powodem takiego nadzwyczajnego ożywienia ludności było przybycie z położonego za wielkim lasem Prąciszewa, samego królewskiego Herolda. Ubrany w jaskrawe szaty osobnik stał na skleconym szybko z dwóch beczek podwyższeniu i z rozwiniętej kartki papieru donośnie odczytywał co następuje:
UWAGA!!! UWAGA!!! Mieszkańcy Jądraszewa! Nasz wielki król i władca Ulfgird Zgniłostopy ogłasza żałobę narodową. Córka jego, jaśnie oświecona Brenchilda zapadła na ciężką wściekliznę pochwy. Mężczyzna żaden się zbliżyć do niej nie może, gdyż kły jej w narządach rodnych wyrosły i ogień palący z nich bucha. Jednocześnie król nasz wielki ogłasza również wszem i wobec, iż każdy kto księżniczkę z choroby wyleczy, otrzyma w nagrodę pół królestwa i jej rękę.
Ludzie którzy zeszli na plac nadziwować się nie mogli, jakież to straszliwe nieszczęście spadło na biedną Brenchildę. Kiwali głowami i czynili znaki święte, niektórzy wznosili ręce ku górze i modły odprawiali w intencji młodej księżniczki. Wśród zgromadzonych był chłop imieniem Siemion ze swoimi trzema synami. Najstarszy, Emil, zwany był Twardopałym, a to dlatego, że kiedyś niechętna mu dziewka próbowała pozbawić go stojącego interesu sierpem, lecz jej zamiar nie powiódł się, gdyż owe straszliwe narzędzie pękło niczym gałązka gdy uderzyła nim w Emilowego fiuta. Drugi syn zwany był Józefem Spermotryskiem, gdyż siła jego orgazmu wznosiła leżące na nim kobiety pod sufit, a te pod nim, wbijała w podłogę. Trzeci zaś, najmłodszy, miał na imię Kaziuk, ale w wiosce wszyscy nazywali go Kapuścianym Łbem, ponieważ był przygłupi i miał kłopoty ze wzwodem. O Kaziuku krążyły różne historie, a najpopularniejszą była ta, że gdy ojciec zmajstrował już dwóch synów, przy trzecim siły go opadły i biednego Kazia miętkim chujem robił, dlatego teraz jest taki cherlawy i nieużyty. Często widziano go też jak za stodołą ocierał się swoją malutką kuśką o pokrzywy, po czym oglądał ją z dumą gdy prawie dwukrotnie napęczniała z powodu opuchlizny.
Gdy kurier odjechał mieszkańcy rozeszli się do swoich domów. Siemion z dwoma starszymi synami zasiedli przy stole, ale wcześniej wygnali Kazika krowy pasać, gdyż uważali go za zbyt głupiego na rozmowę która miałaby się odbyć. Ojciec zapalił fajkę, zakasał rękawy i rzekł:
– Synkowie moi. Matka wasza zmarła wydając was na świat, od tej pory żyjemy w biedzie i ubóstwie. Los nie jest dla nas łaskawy i pokarał nas dwukrotnie. Śmiercią Helenki i bratem debilem. Trza tę złą passę odwrócić. Niech jeden z was podejmie się wyzwania i ruszy uratować księżniczkę. Ty Emilu, zwany jesteś Twardopałym, twoje prącie nie przestraszy się ognia z pizdy, ani kłów straszliwych. Idź więc i oswobodź księżniczkę z choroby, a szczęśliwie żyć będziemy do końca swych dni.
– Tak zrobię ojcze – odrzekł najstarszy młodzian.
-Tata, tata, ja pójdę!! – ozwał się nagle zza okna chłopięcy głos.
– A kysz głuptaku! – krzyknął Siemion widząc schowanego pod parapetem Kaziuka – za młodyś i za głupi na taką wyprawę. Krowy Ci pasać i fiutem orać w pokrzywach, a nie za poważną wyprawę się zabierać. No pójdź stąd, a żywo!!
Kapuściany Łeb odbiegł z płaczem do obory, a nazajutrz Emil, spakowawszy do niewielkiego tobołka pajdę chleba i pęto kiełbasy wyruszył przez wielki las do Prąciszewa, by oswobodzić księżniczkę z choroby. Gdy dotarł na miejsce ustawił się w kilkukilometrowej kolejce do zamku, w której stali najróżniejsi śmiałkowie ze wszystkich miast i wiosek w kraju, a nawet kilku czarnoskórych z zagranicy. Minęło kilkanaście ładnych godzin mim nadeszła jego kolej. Wszedł na wysoką wieżę i ruszył do komnaty Brenchildy, pilnowanej przez dwie strażniczki, bo gdyby strażnikami byli mężczyźni, zginęli by niechybnie w piździanych płomieniach. Połechtał wpierw rękami swoje prącie, by w pełnej krasie wylazło z portek i z taką stojącą maczugą wkroczył do komnaty księżniczki. Leżała w niej na łóżku, przywiązana łańcuchami, młoda i bezbronna. Miała rozłożone nogi, a jej ciaśniutka pochewka nie wyróżniała się niczym dziwnym. Ale gdy tylko zobaczyła Emila, natychmiast na wargach sromowych ukazały się ogromne zębiska, które chwyciły jego penisa i poczęły rwać z niego wielkie kawały mięsa.
– Moja Dumaaa!!! Nieee!!!! – krzyczał w niebo głosy biedny Twardopały, gdy jego narzędzie okazało się zbyt miękkie by przetrwać atak. Po kilku chwilach z jego wielkiej pały został tylko malutki strzęp. Zamroczony bólem i upływem krwi wyczołgał się w komnaty i sturlał po schodach. Na dole medycy opatrzyli jego ranę i wstawili mu rurkę bambusową, aby mógł oddawać mocz.
Jakaż żałoba nastała w domu gdy najstarszy syn, w którym pokładana była cała nadzieja wrócił kaleki i oszpecony. Z żalu zszedł do piwnicy i przyjmował pokarmy oraz napoje przez małą dziurę w drzwiach, wstydząc pokazać się światu. Pozostał tam już do śmierci. Siemion płakał trzy dni i trzy noce, czwartego zaś dnia zwrócił się do młodszego Józefa.
– Synu mój, twój brat wrócił ciężko okaleczony, ale jest jeszcze szansa. Idź Ty, spróbuj ugasić żar w piczy księżniczki siłą swojego wytrysku.
– Tak ojcze – odrzekł tamten.
– Ja póde, ja póde tata!! – Odezwał się nagle jakiś głos. To znów głuptak dopominał się o prawo do ocalenia księżniczki.
– A paszoł won, zakało rodziny!!! – wrzasnął ojciec i przegnał go kijem, a Józef spakowawszy trochę jedzenia ruszył raźno w kierunku Prąciszewa.
I jego zastała kilkukilometrowa kolejka i dwa dni musiał stać, aby dotrzeć do pokoju księżniczki. Gromadził w tym czasie odpowiednie zapasy nasienia, gdyż nie wiedział jaką moc ma żar z jej waginy. Gdy nastała jego kolej, dłonią doprowadził swój narząd do wzwodu i wkroczywszy do komnaty zobaczył leżącą na łóżku Brenchildę, oraz jej rozpaloną do czerwoności małą, która otwierała się i zamykała sypiąc na podłogę skrami. Począł masować swojego penisa, aż doprowadziwszy się do orgazmu wystrzelił z niesamowitą siłą w jej narządy płuciowe. Nic to jednak nie pomogło, gdy jego zapas nasienia wyczerpał się, wargi sromowe księżniczki rozwarły paszczę , a tryskający z nich strumień żywego ognia spalił Józefa od pasa w dół. Lament biedaka słychać było w całym zamku, a gdy wyczołgał się z komnaty, medycy przykleili go do deski na kółkach i odesłali do domu.
Lament i szloch zapanował w Jądraszewie z powodu tragedii dwóch wielkich mężów. Siemion trzy dni i trzy noce płakał. Czwartego dnia przyszedł do niego K.aziuk.
– Tata, ja póde. Ja ocalę Brenchilde. Pozwólcie tata. – szlochał
– A paszoł won ty suczy pomiocie! Głupszyś niźli łeb kapuściany i wstyd całej rodzinie przynosisz.!!! Idź jeśli chcesz, ale nie mów nikomu z jakiej wsi i rodziny pochodzisz, bo sam Cię zatłukę jeśli żywy wrócisz.
Biedny chłopaczyna chwycił więc w rękę pajdę chleba i kawał kiełbasy, po czym ze zgorzkniałą miną pobiegł w stronę lasu. Wszedł w gęstwinę, a że był głupi, szybko zabłądził. Krążył i krążył, nie mogąc znaleźć właściwej drogi, aż natknął się na babuleńkę zbierającą chrust.
– Witajcie babuleńko – pozdrowił ją.
– Witaj – odpowiedziała staruszka – widzę że masz pajdę chleba i kawałek kiełbasy. Zgłodniałam straszliwie, poczęstuj mnie proszę abym mogła nabrać sił przed dalsza pracą.
Głuptak oderwał kawał kiełbasy oraz chleba i podał jej. Babuleńka zjadła ze smakiem.
– Dalej jestem głodna – powiedziała – daj mi resztę twojego jedzenia abym mogła nabrać sił przed dalsza robotą.
Chłopak podał jej, a ona zjadła.
– Kretyn z ciebie, ale poczciwy – powiedziała po chwili – nie wiesz pewnie kim jestem?
Kaziuk pokręcił głową.
– Jestem zła Babą Jagą zamieszkująca te lasy i porywającą nieostrożne małe dzieci, z których później gotuję zupę. Ale widzę żeś dobry, choć głupi, dlatego pomogę Ci w twej misji. Wiem po co idziesz do Prąciszewa i powiem Ci że przypadłość księżniczki to nie choroba tylko klątwa, narzucona na nią z zemsty przez złego maga, którego Ulfgird Zgniłostopy pokonał kiedyś w bitwie. Weź ten zaczarowany pejcz, diamentowe prącie,magiczna psikawkę i pompkę do fiuta. Dzięki nim pokonasz złą moc.
Baba Jaga pouczyła go jeszcze co ma uczynić z tymi rzeczami i skierowała w odpowiednim kierunku. Po kilku godzinach, uzbrojony w artefakty dotarł do miasta. Stanął w kilkunasto kilometrowej już kolejce i czekał. Po dwóch dniach udało mu się doczekać swojej szansy. Wbiegł szybko do wieży i tak jak kazała mu Baba Jaga, kopniakiem otworzył drzwi pokoju i szybko wetknął do zaskoczonej pochwy diamentowe prącie. Ta poczęła je gryźć i mamlać, ale było zbyt twarde, więc wszystkie kły wypadły z niej pokruszone na podłogę. W końcu wypluła diament na podłogę i widząc że straciła wszystkie zęby poczęła rozżarzać się do czerwoności. Wtedy Kaziuk spryskał łechtaczkę magiczną psikawką. Para buchnęła aż siwo zrobiło się w całym pomieszczeniu, a pochwa zagasła i już nie mogła zapłonąć. Wtedy z palców Brenchildy wyrosły straszliwe szpony, a ona sama zerwała więzy po czym skoczyła Kaziukowi do gardła. Ten trzepnął ją pejczem i krzyknął :
– Leż kurwo gdzieś leżała!
Gdy księżniczka uspokoiła się, zaczął pompować swojego malutkiego penisa, aż urósł do ogromnych rozmiarów i jął kopulować z księżniczką. Ta krzyczała, jęczała i płakała, a gdy wytrysk wyrzucił ją pod sam sufit, opadła bez sił i zaklęcie z niej uszło. Przestraszone krzykiem strażniczki wpadły do pokoju i zobaczywszy zmaltretowaną Brenchildę i żywego Kaziuka wpuściły do komnaty kilku mężczyzn. Kiedy i na nich córka króla nie zareagowała w całym królestwie ogłoszono koniec żałoby i zwycięstwo Kaziuka nad chorobą. Niestety, król zobaczywszy że rękę jego córki zdobył pół debil, wygnał go ze swego królestwa, a zwycięstwo przypisał synowi sąsiada, księciu Maurycemu Koziej Dupie, za którego to wyszła Brenchilda. A nasz biedny Kaziuk, cóż, dokonał żywota w domu ojca, do którego wrócił po kilku latach wygnania, a gdy ten umarł, wytarzał się żalu w pokrzywach, tak że gdy go znaleziono był jedną, wielką, fioletowa opuchlizną…
Ło jeżu... Ale mi się bajka na dobranoc trafiła.
Pod koniec obawiałam się, że "będą żyli długo i pożądliwie", ale na szczęście tak się nie stało. Ech, biedny Kaziuk. Zmarnował sobie życie przez księżniczkę, a mógł zostać słynnym botanikiem, przecież taki był doświadczony w obcowaniu z roślinami. ;-)
Aha, wielokropek to raczej niedobry pomysł na zakończenie tekstu.
Pzdr.
jasny gwint...
Mi to jedno przypomina: Mrok wieczorny, babka siwa nad kominkiem głową kiwa. Nos jak haczyk, okulary, coś pierdoli babsztyl stary... :D
Też mam parę szalonych tekstów. Może innego rodzaju, ale stwierdziłem, że wstawiać nie będę.
Odważnie człowieku.
Pozdro.
Nazwy własne miejscowości mogą się przyśnić. Z lekka obłąkany tekst, ale śmiałem się kilka razy zdrowo, więc oceniam wysoko.
Pozdrawiam.
Naprawdę dobre! Może kiedyś uśmiechnę się o użyczenie praw autorskich, cobym mógł tę ładną panią skopiować w wersji modelarskiej. :)