- Opowiadanie: Bogus - Zew Księżyca - Karczemna Awantura Cz. 2

Zew Księżyca - Karczemna Awantura Cz. 2

Au­to­rze! To opo­wia­da­nie ma sta­tus ar­chi­wal­ne­go tek­stu ze sta­rej stro­ny. Aby przy­wró­cić go do głów­ne­go spisu, wy­star­czy do­ko­nać edy­cji. Do tego czasu moż­li­wość ko­men­to­wa­nia bę­dzie wy­łą­czo­na.

Oceny

Zew Księżyca - Karczemna Awantura Cz. 2

– Janie! Hej, Janie!- pró­bo­wał zwró­cić uwagę Jana Ma­ciej– Hej, czyż­by te wino było aż tak ude­rza­ją­ce?

– Tak? O co cho­dzi?– rzekł wy­rwa­ny jakby ze snu Jan– Coś chcia­łeś?

– Tak, brat­ku, coś chcia­łem. Chcia­łem się za­py­tać cie­bie, cze­muż to spo­glą­dasz błęd­nym wzro­kiem na tamtą dziew­czy­nę.

– Bo to istna bo­gi­ni! Że też takie po ziemi stą­pa­ją to nie wie­dzia­łem.

– Ha, nie dla cie­bie ona. Tyś pro­sty żoł­nierz, na­jem­nik plu­ga­wy, a ona pani, pew­nie córa tego kupca. Po ubio­rze widać że zacny ktoś.

– Po­dzi­wiać nikt nie za­bro­ni. Po to pięk­ną ją bóg stwo­rzył, żeby ludz­kie oczy ucie­chę miały.

I wró­ci­li do roz­mo­wy o woj­nie, choć Jan od tej pory nie uczest­ni­czył już tak w tej dys­pu­cie, za­ję­ty cie­sze­niem oczy pięk­nem przy­bysz­ki. I tak błogo pły­nął mu czas, aż dwaj to­wa­rzy­sze po­wsta­li.

– Co się stało?

– Nic się nie stało, brat­ku –od­po­wie­dział Mi­chał– spać pora, już i tak późno.

Trzej to­wa­rzy­sze po­wo­li zbie­ra­li się do snu, gdy nagle za oknem roz­legł się cien­ki, żeń­ski krzyk. Był to krzyk prze­ra­że­nia. Wszy­scy, któ­rzy byli w karcz­mie, jakby na ko­men­dę, od­wró­ci­li się w stro­nę drzwi. Karcz­marz, który w tym krzy­ku roz­po­znał głos swo­jej córki, wy­biegł do okna. Rów­nież Jan, Ma­ciej i Jerzy po­bie­gli zo­ba­czyć co się dzie­je.

To, co zo­ba­czy­li, prze­ra­zi­ło ich do szpi­ku kości. Przed onie­mia­łą dziew­czy­ną stało wiel­kie coś. Po­twór ten był wiel­ki na czte­ry łokci, przy­po­mi­na­ją­cy psa o ludz­kiej po­stu­rze. Miał on tylko gdzie­nie­gdzie kępki siwej sier­ści. Na resz­cie ciała miał obrzy­dli­wą, ciem­no ró­żo­wą skórę. Za po­two­rem ja­wi­ły się syl­wet­ki in­nych mon­strów, skry­te w pół­cie­niu.

Karcz­marz, gdy to zo­ba­czył jął pła­kać. Wresz­cie za­czął krzy­czeć : Ucie­kaj! Bie­gnij! Lecz córka, zanim zdą­ży­ła się od­wró­cić, miała już w szyi wbite kły po­two­ra. Mon­strum jed­nym ru­chem ode­rwał głowę dziew­czy­ny, ustał na czte­rech ła­pach i spoj­rzał zie­lo­ny­mi śle­pia­mi na sto­ją­cych przy oknie.

– Od okna, szyb­ko! – krzyk­nął Ma­ciej do obe­rży­sty, a tym­cza­sem wszy­scy trzej wy­cią­gnę­li mie­cze.

Obe­rży­sta rzu­cił się na pod­ło­gę, a po­two­ry nie­śpiesz­nie po­czę­ły zbli­żać się do bu­dyn­ku. Jan na oko ob­li­czył, że było ich około 20.

– Chło­py! Przy­staw­cie okna sto­ła­mi!

Lecz tylko dwóch chło­pów nie było prze­ję­tych na tyle stra­chem, i po­sta­wi­li sztor­cem stół. Mi­chał i Jerzy rów­nież rzu­ci­li się do blo­ko­wa­nia okien.

– Chło­py, psia mać! Rusz­ta się wresz­cie, i przy­staw­cie czym drzwi i te stoły. Bę­dzie­cie cze­kać aż was te dia­bły pożrą!

Ostat­nie słowa po­dzia­ła­ły na chło­pów, któ­rzy ła­pa­li za wszyst­ko, co było przy­dat­ne do ba­ry­ka­dy. Pod­czas tych przy­go­to­wań po­two­ry jęły skrze­czeć, chra­pać i wyć, by prze­stra­szyć ata­ko­wa­nych. Wszy­scy ze stra­chu przy­sta­nę­li.

– Na co cze­ka­cie! Ruchy!- po­gnał ich Ma­ciej.

Mon­stra nie ro­bi­ły sobie nic z wrza­wy w karcz­mie, i dalej nie­śpiesz­nie po­su­wa­ły się w stro­nę karcz­my.

– Ty!- za­wo­łał do obe­rży­sty Jan – masz tu na po­do­rę­dziu jaką broń?

– Mam, panie, z kilka sztuk bę­dzie, jak się u nas zbóje bili, to po­zbie­ra­łem i prze­cho­wa­łem. Mam też sa­mo­pał jeden.

– Bierz sa­mo­pał, i daj tą broń kto nią ma­chać zdol­ny!- krzyk­nął do karcz­ma­rza. Póź­niej zwró­cił się do ludzi w karcz­mie– Kto może, niech weź­mie od karcz­ma­rza broń. A jak komu nie star­czy, niech się cho­ciaż deską broni!

– Janie! –za­wo­łał Jerzy– już bli­sko są!

– Nie­wia­sty, za szynk­was się scho­waj­cie! – rzekł do ko­biet.

Wszy­scy, któ­rzy mieli broń od karcz­ma­rza, przy­bie­gli do Jana.

– Chło­pi, tnij­ta mon­stra bez li­to­ści!

Po­two­ry, które naj­wi­docz­niej do­szły już do karcz­my, ryk­nę­ły znów jed­nym chó­rem. Wszy­scy cof­nę­li się od drzwi i okien. Po dłuż­szej prze­rwie, ba­ry­ka­dy za­czę­ły się trząść. Jed­nak po­two­ry te miały wiel­ką siłę, bo już po kilku ude­rze­niach wy­le­cia­ła jedna deska ze stołu. Przez szpa­rę wyj­rza­ła po­twor­na głowa, która nie­daw­no wbi­ja­ła się w córkę karcz­ma­rza.

– Wal! – krzyk­nął Jerzy do karcz­ma­rza, który przy­sta­wił sa­mo­pał do łba po­two­ra i wy­strze­lił.

Łeb opadł bez życia, a z ust po­two­ra po­pły­nę­ła czar­na sub­stan­cja, która była naj­wy­raź­niej krwią po­two­ra. Po chwi­li jed­nak po­twór zo­stał wy­cią­gnię­ty przez inne, które wresz­cie wy­wa­li­ły dziu­rę na tyle wiel­ką, że mogły przejść. Przez dziu­rę wy­padł po­twór, który przy­po­mi­nał wiel­kie­go węża. Jerzy, nie cze­ka­jąc na wysyp resz­ty mon­strów, wziął po­tęż­ny za­mach, i od­ciął wiel­ki łeb po­two­ra. Jed­nak zaraz przez dziu­rę wy­padł inny po­twór, po­dob­ny do tego, który zabił córkę obe­rży­sty. Ten, zanim Jerzy zdo­łał co­kol­wiek zro­bić, za­mach­nął się wiel­ką łapą, i ude­rzył Je­rze­go w głowę. Ten po­le­ciał bez życia na pod­ło­gę. Po­twór ryk­nął, a tym­cza­sem inne wy­wa­li­ły drzwi razem z ba­ry­ka­dą, i wpa­dły do po­miesz­cze­nia.

– Bij! – krzyk­nął Jan, po­czym on, Ma­ciej i grupa zde­spe­ro­wa­nych wie­śnia­ków rzu­ci­li się na po­two­ry. Ma­ciej i Jan, jako obe­zna­ni z wo­jen­nym rze­mio­słem sie­kli po­two­ry bez li­to­ści, jed­nak wie­śnia­cy, pierw­szy raz mając broń w ręku, nie mieli szczę­ścia. Pa­da­li jeden po dru­gim, jed­nak czy­niąc znacz­ne szko­dy w sze­re­gach po­two­rów. Gruby ku­piec, wy­glą­da­ją­cy na sta­re­go, bił się jed­nak męż­nie, kła­dąc jed­ne­go po­two­ra, i ob­ci­na­jąc łapę dru­gie­mu. Jed­nak i jego do­się­gła śmierć, w po­sta­ci szpo­nu, który miał ko­ścio­trup za­miast ręki. Po kilku mi­nu­tach walki, zo­sta­li tylko Mi­chał i Jan, prze­ciw­ko sze­ściu po­two­rom. Jan za­ata­ko­wał po­two­ra po­dob­ne­go do kruka, Mi­chał zajął się ko­ścio­tru­pem, który zabił kupca. Jed­nak czte­ry po­zo­sta­łe ru­szy­ły ku szynk­wa­so­wi, gdzie sie­dzia­ły scho­wa­ne bia­ło­gło­wy. Był tylko przy nich karcz­marz z sa­mo­pa­łem, który zo­stał ode­sła­ny przez Jana do obro­ny ko­biet. Ten, choć ustrze­lił jed­ne­go z mon­strów, jed­nak zgi­nął szyb­ko. Po­two­ry zaś rzu­ci­ły się na nie­wia­sty. Jan, który to za­uwa­żył, wbił miecz w głowę po­two­ra-kru­ka, po czym po­biegł pa­niom na ra­tu­nek. Szyb­ko prze­bił za­sko­czo­ne­go po­two­ra, ko­lej­ne­go o kształ­cie psa-czło­wie­ka, po czym od razu od­rą­bał głowę na­stęp­ne­mu, kopie po­two­ra z któ­rym wal­czył Mi­chał. Jed­nak ten, upa­da­jąc, po­le­ciał na bez­bron­ną żonę kupca, prze­bi­ja­jąc ją na wskroś. Nie­wia­sta, w któ­rej za­uro­czył się Jan, krzyk­nę­ła prze­raź­li­wie.

Jan, któ­re­go uwagę od­wró­ci­ła tra­ge­dia dziew­czy­ny, zo­stał mocno ude­rzo­ny w bark przez po­zo­sta­łe­go po­two­ra. Był nawet po­dob­ny do czło­wie­ka, nie li­cząc ob­wi­słej, ciem­no­kr­wi­stej skóry, i pa­skud­nych, zie­lo­nych oczu. Miał on w ręku ka­wa­łek me­ta­lu, który przy­po­mi­nał miecz. Jed­nak ten, nie ro­biąc użyt­ku ze swo­jej broni, rzu­cił się na woja, przy­gwoż­dża­jąc go do ziemi. Już wy­szcze­rzył zę­bi­ska, by wgryźć się w Jana, jed­nak nagle po­czuł w sobie miecz. Ra­tun­kiem Jana oka­zał się Jerzy, ock­nąw­szy się po ude­rze­niu po­two­ra. Jan, z po­mo­cą Je­rze­go ze­pchnął z sie­bie ciel­sko po­two­ra, po­czym wstał po­wo­li.

– Je­zu­sie Na­za­reń­ski , co to było!?– za­py­tał z prze­ra­że­niem Jerzy.

Jed­nak Jan nie wie­dział co to było. Nagle roz­legł się roz­ry­wa­ją­cy ryk. Oboje ob­ró­ci­li się, wy­stra­sze­nie, że ko­lej­ne fale po­two­rów nad­cho­dzą. Jed­nak to tylko Ma­ciej do­rzy­nał ostat­nie­go po­two­ra.

– Boże wszech­mo­gą­cy, ratuj nas!- krzyk­nę­ła nie­wia­sta, wpa­da­jąc w płacz.

Jan, który za­po­mniał pra­wie o dziew­czy­nie, teraz przy­kuc­nął obok niej.

– Wasz­mość pani, już po wszyst­kim – po czym przy­ci­snął jej rękę do ust. Lecz ona, nie zwa­ża­jąc na nic, rzu­ci­ła mu się w ra­mio­na, za­le­wa­jąc łzami. Stali tak kilka chwil, po czym obej­rze­li się po karcz­mie.

– Mu­si­my stąd jak naj­ry­chlej ucie­kać. Mogą na­dejść ko­lej­ne po­two­ry – ostrzegł ich Ma­ciej.

Wy­szli więc wszy­scy czwo­ro na po­dwó­rze. Ma­ciej z Je­rzym po­szli po konie, tym­cza­sem Jan po­ma­gał dziew­czy­nie wsiąść do ka­re­ty na­le­żą­cej do kupca.

– Ośmie­lę się spy­tać, panno – rzekł do niej Jan– jak ma wasza mi­łość na imię.

– Anna…– rze­kła cien­kim, pięk­nym acz roz­trzę­sio­nym gło­si­kiem.

– A czy ten ku­piec, był wać­pan­ny ojcem?

Wy­stra­szo­na Anna po­trza­snę­ła tylko głową. Na wspo­mnie­nie ro­dzi­ców znów się roz­pła­ka­ła. Jan po raz ko­lej­ny przy­tu­lił ją. Tym­cza­sem Ma­ciej i Jerzy przy­pro­wa­dzi­li konie.

– Ru­sza­my!- za­wo­łał Ma­ciej.

Jerzy przy­tro­czyw­szy swo­je­go konia do ka­re­ty, usiadł na ster­ni­cy, by nią po­wo­zić. Jan i Ma­ciej ob­stą­pi­li ka­re­tę z obu stron, po czym ru­szy­li.

Koniec

Komentarze

A dla­cze­go, to po­dzie­lo­ne na dwie czę­ści? Nie moż­na­by­ło tego wrzu­cić jako ca­łość?

Czy w dwóch czę­ściach, czy w ca­ło­ści, czy­tać to się daje z tru­dem. Za wiele błę­dów, nie­ste­ty.
Przy­kład:
- Ośmie­lę się spy­tać, panno – rzekł do niej Jan- jak ma wasza mi­łość na imię.
W tej po­sta­ci py­ta­nie do­ty­czy osoby, którą kocha panna Anna. Jak ma Wasza Mi­łość na imię --- teraz py­ta­nie do­ty­czy imie­nia py­ta­nej osoby.
Poza tym wy­glą­da to na pierw­szą część lub na wy­imek z więk­szej ca­ło­ści.

Pod pierw­szą czę­ścią, sza­now­ny Au­to­rze, ra­czy­łeś na­pi­sać, iż tekst na dwie czę­ści po­dzie­lon zde­cy­do­wa­łeś się za­mie­ścić, coby nie stra­szyć czy­tel­ni­ków jego dłu­go­ścią okrut­ną... Po­staw sobie jed­nak, Wać­pan, iż to ja­kość tek­stu, nie zaś jego dłu­gość, zna­cze­nie mają dla faktu, czy ktoś do końca się go prze­śle­dzić zde­cy­du­je, czy nie.

Po pierw­sze zatem: zapis dia­lo­gów. Raz pi­szesz do­brze, a innym razem nie:
"- Janie! -za­wo­łał Je­rzy- już bli­sko są!
- Nie­wia­sty, za szynk­was się scho­waj­cie! - rzekł do ko­biet."
To dobry przy­kład. W pierw­szej li­nij­ce jest źle, a w dru­giej do­brze. Spa­cje bo­wiem po­win­ny znaj­do­wać się po obu stro­nach myśl­ni­ka. A "Już" w pierw­szej li­nij­ce po­win­no za­czy­nać się wilką li­te­rą.

Po dru­gie: po­wtó­rze­nia są Twoim wro­giem. Zwal­czaj je ogniem i mie­czem, aż zwy­cię­żysz lub pad­niesz w walce.

Po trze­cie: kiedy już wyj­dziesz zwy­cię­sko z dwóch prób wy­zna­czo­nych po­wy­żej, na­dej­dzie czas na ko­rek­tę in­nych błę­dów i wpa­dek.

Po czwar­te: jak za­uwa­żył Adam, tekst nie ma za­koń­cze­nia jako ta­kie­go. Nie żebym w obec­nym sta­nie rze­czy czuła się na si­łach czy­tać, co było dalej...

Wy­trwa­ło­ści życzę i po­zdra­wiam Wać­pa­na.

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

Przed onie­mia­łą dziew­czy­ną stało wiel­kie coś.
Jak wiemy z Cz.1 dziew­czy­na to też było "coś" - po­win­ni się do­ga­dać!

Po­twór ten był wiel­ki na czte­ry łokci, przy­po­mi­na­ją­cy psa o ludz­kiej po­stu­rze.
Czyli roz­mia­rów śred­nie­go owczar­ka kau­ka­skie­go, zdaje się.

 

Na resz­cie ciała miał obrzy­dli­wą, ciem­no ró­żo­wą skórę.
Fakt, po­ła­cze­nie si­we­go i ciem­ne­go różu jest obrzy­dli­we.

 

- Od okna, szyb­ko! - krzyk­nął Ma­ciej do obe­rży­sty, a tym­cza­sem wszy­scy trzej wy­cią­gnę­li mie­cze.
Czyli Ma­ciej, obe­rży­sta i... kto na trze­cie­go?

 

- Mam, panie, z kilka sztuk bę­dzie, jak się u nas zbóje bili, to po­zbie­ra­łem i prze­cho­wa­łem. Mam też sa­mo­pał jeden.
Ależ spo­koj­nie, obe­rży­sto, opo­wiedz no jesz­cze tro­chę o tych zbój­cach, dobry mo­ment!

 

- Nie­wia­sty, za szynk­was się scho­waj­cie! - rzekł do ko­biet.
Które aku­rat prze­cho­dzi­ły. Z tra­ga­rza­mi.


Przez szpa­rę wyj­rza­ła po­twor­na głowa, która nie­daw­no wbi­ja­ła się w córkę karcz­ma­rza.
Głowa się wbi­ja­ła? Ostro...

 

Łeb opadł bez życia, a z ust po­two­ra po­pły­nę­ła czar­na sub­stan­cja, która była naj­wy­raź­niej krwią po­two­ra.
Na bazie swo­jej widzy ży­cio­wej i nie­daw­nych wy­da­rzeń też był­bym skłon­ny pójść na taką su­po­zy­cję.

 

Przez dziu­rę wy­padł po­twór, który przy­po­mi­nał wiel­kie­go węża.
Omat­ko­bo­sko... Teraz jesz­cze za­skroń­ca im do środ­ka wcie­pli??

 

Jed­nak zaraz przez dziu­rę wy­padł inny po­twór, po­dob­ny do tego, który zabił córkę obe­rży­sty.
Krew­ny jaki, ani chybi!

 

Ten, zanim Jerzy zdo­łał co­kol­wiek zro­bić, za­mach­nął się wiel­ką łapą, i ude­rzył Je­rze­go w głowę. Ten po­le­ciał bez życia na pod­ło­gę.
Czyli "ten" pac­nął "tego" a "ten" po­le­ciał. De­du­ka­cja pod­po­wia­da, że "ten" to karcz­marz (bo lata!)

 

Jed­nak i jego do­się­gła śmierć, w po­sta­ci szpo­nu, który miał ko­ścio­trup za­miast ręki.
Ra­czej "szpon, który miał ko­ściu­tru­pa za­miast ręki". Wierd, odd and biz­za­re, jak ma­wia­ją An­gli­cy.

 

Jan za­ata­ko­wał po­two­ra po­dob­ne­go do kruka
Kształ­tem? Roz­mia­rem? Cha­rak­te­rem pisma?

 

Był tylko przy nich karcz­marz z sa­mo­pa­łem, który zo­stał ode­sła­ny przez Jana do obro­ny ko­biet.
Nie nie nie, to nie tak było! Jan ode­słał karcz­ma­rza, a nie sa­mo­pał! Sa­mo­pał z za­sa­dy nie jest sa­mo­bież­ny.

 

Szyb­ko prze­bił za­sko­czo­ne­go po­two­ra, ko­lej­ne­go o kształ­cie psa-czło­wie­ka, po czym od razu od­rą­bał głowę na­stęp­ne­mu, kopie po­two­ra z któ­rym wal­czył Mi­chał.
Jan był tak je­dwa­bi­ście szyb­ki, że aż wsko­czył na chwi­lę w czas te­raź­niej­szy!!!

 

Jed­nak ten, upa­da­jąc, po­le­ciał na bez­bron­ną żonę kupca, prze­bi­ja­jąc ją na wskroś.
Stop­czyk, co wy tam pa­li­cie???

 

Jan, któ­re­go uwagę od­wró­ci­ła tra­ge­dia dziew­czy­ny, zo­stał mocno ude­rzo­ny w bark przez po­zo­sta­łe­go po­two­ra. Był nawet po­dob­ny do czło­wie­ka, nie li­cząc ob­wi­słej, ciem­no­kr­wi­stej skóry, i pa­skud­nych, zie­lo­nych oczu.
Oj, pa­skud­ny ten Jan, za­praw­dę!

 

- Je­zu­sie Na­za­reń­ski , co to było!?- za­py­tał z prze­ra­że­niem Jerzy.
Jed­nak Jan nie wie­dział co to było.

Je­stem wła­śnie w trak­cie ta­tu­owa­nia sobie tego dia­lo­gu na bi­cep­sie. Chcę go za­wsze mieć przy sobie. Chcę go czy­tać dzień i noc. Jest pięk­ny!

 

- Wasz­mość pani, już po wszyst­kim - po czym przy­ci­snął jej rękę do ust.
Je­zu­sie, a po co???

 

@greg­ster: Ahhh, dzię­ki Ci za roz­ryw­kę ja­kiej do­star­czył mi przy po­obied­niej her­bat­ce Twój roz­kosz­ny ko­men­tarz... <omdle­wa>

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

Nowa Fantastyka