
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Patrzyłem na monitor otępiałym wzrokiem, człowieka znudzonego swoją przewidywalną, monotonną i nisko płatną pracą. Dziś mijała nieszczęsna rocznica mojego zatrudnienia w firmie, której siedziba mieściła się na czterdziestym czwartym piętrze wysokiego wieżowca, architektonicznej pomyłki niszczącej, już i tak podupadający obraz miasta.
Zajmowałem się wprowadzaniem danych do systemu i była to funkcja, która lokowała mnie najniżej w hierarchii pracowników. Nawet sprzątaczki miały większy wpływ na podejmowanie decyzji w firmie, pomijając fakt, iż dotyczyły one przeważnie wymiany papieru toaletowego w łazience. Moja rola wbrew pozorom należała do najtrudniejszych, gdyż wiązała się z koniecznością wyłączenia funkcji myślenia na co najmniej osiem godzin dziennie i zamienienia się w maszynę, która od czasu do czasu musi skorzystać z toalety, w ramach przysługującej piętnastominutowej przerwy.
Kończyłem przepisywać ostatnią stronę, na której znajdowały się dane ponad stu klientów, gdy usłyszałem niski głos, należący do mojego szefa.
– Masz jakieś plany na weekend?– zapytał z dziwnym, budzącym mój niepokój uśmiechem.
– Yyyyy– wydukałem, zastanawiając się nad odpowiedzią. Oczywiście nie miałem żadnych planów, jak co wieczór, jednak próbowałem wymyślić coś na poczekaniu, by nie wyjść na człowieka pozbawionego życia poza pracą.
– Świetnie. Słuchaj, tak się składa, że ten idiota, który był u nas na stażu, pomylił formularze i cały dzień wprowadzał dane przeznaczone na inny miesiąc. Dlatego potrzebuje kogoś, kto przyszedłby w weekend i zrobił z tym porządek. Rozumiesz?
– Yhm– odpowiedziałem, próbując nadać mojej krótkiej wypowiedzi ton wyraźnego niezadowolenia
– Dlatego pomyślałem o tobie.
– To bardzo miłe z pana strony– zdobyłem się na ironię, po czym z przerażeniem oczekiwałem na reakcję szefa.
– Czyli mogę na ciebie liczyć?– zapytał, udając, iż nie słyszał moich wcześniejszych słów.
– Jasne– odparłem, jednocześnie niedowierzając, że się na to zgodziłem.
Szef, wyraźnie zadowolony ze znalezienia ofiary, poklepał mnie po plecach na odchodne. Przez chwilę miałem ochotę chwycić go za rękę i ją połamać. Na szczęście udało mi się szybko opanować chore wizje w mojej głowie i wróciłem do przerwanej pracy.
Wyłączyłem komputer ok. godziny 22. Rozprostowałem się na krześle, czując ogromny ból w krzyżu. Marzyłem o gorącej kąpieli i długim śnie w świeżej pościeli. Szybko zebrałem swoje rzeczy i skierowałem się do wyjścia. Przeszedłem obok ochroniarza, który co chwila walczył z opadającymi powiekami. Podałem mu klucze do skrytki, w której zawsze na koniec dnia chowałem płyty z raportem. Wysoki, umięśniony facet, który pracował u nas dopiero od tygodnia, skinął głową i pożegnał mnie swoimi zmęczonymi oczami.
Kiedy dotarłem do windy, nacisnąłem guzik i wyczekiwałem, aż zjedzie na 44 piętro. Po minucie otworzyły się drzwi. Pewnym krokiem wszedłem do środka, gdy nagle zorientowałem się, iż nie jestem sam. W windzie stała atrakcyjna brunetka, uśmiechająca się do mnie życzliwie, z lekkim zawstydzeniem. Nic nie mówiąc, odpowiedziałem jej tym samym wyrazem twarzy. Staliśmy w milczeniu. Co jakiś czas zerkałem w jej kierunku, ona w moim zresztą również. Przez całą drogę walczyłem ze sobą, aby otworzyć do niej usta. Kiedy wreszcie przemogłem się i miałem zapytać, gdzie pracuje, okazało się, że jesteśmy już na parterze. Przepuściłem ją i obserwowałem zgrabne nogi, wystające spod krótkiej spódniczki. Kobieta będąc już przy drzwiach wejściowych, odwróciła się i spojrzała w moim kierunku. W jej wzroku nie widziałem już zawstydzenia, lecz coś, co można określić było mianem pożądania. Zaskoczyła mnie jej nagła przemiana, a jednocześnie obudziła podniecenie. Nim zdążyłem pozbierać myśli, zniknęła za drzwiami. Przyspieszyłem kroku, by ponownie ją ujrzeć.
Na zewnątrz panował chłód, jednak nie dotarł on do mojej świadomości, gdyż rozgorączkowanym wzrokiem szukałem tajemniczej kobiety. Po paru chwilach na mojej twarzy pojawił się grymas rozczarowania. Z opuszczoną głową zmierzałem w kierunku przystanku, gdy oślepiło mnie światło, bijące z reflektorów czerwonego, sportowego samochodu. Odruchowo podniosłem lewą rękę, by zasłonić zmrużone oczy. Podszedłem bliżej. Usłyszałem, jak silnik powoli gaśnie. Mrok znowu opanował parking. Opuściłem rękę z powrotem, a za kierownicą ujrzałem kobietę z windy.
Patrzyła na mnie intensywnie swoimi ciemnoniebieskimi oczami. Nie odrywaliśmy od siebie wzroku. Czułem się, jakby poddawała mnie jakiemuś testowi. Przełknąłem nerwowo ślinę. Poczułem przyjemne ciepło, wypełniające moją klatkę piersiową. Kobieta przygryzła wargi, lśniące kolorem czerwieni, po czym schyliła się ku drzwiom przy miejscu dla pasażera i jednym ruchem sugestywnie je otworzyła.
Odruchowo, bez zastanowienia ruszyłem w kierunku samochodu. Kilka sekund później siedziałem wygodnie w skórzanym fotelu. Do moich nozdrzy dotarł wypełniający auto zapach perfum, które niezwykle pobudziły moją wyobraźnię. Siedzieliśmy w milczeniu. Z każdą sekundą czułem się coraz bardziej niezręcznie. Wreszcie, gdy to uczucie stało się nie do wytrzymania, otworzyłem usta.
– Czy…– chciałem rozpocząć rozmowę, jednak zostałem szybko i skutecznie powstrzymany.
– Ciiii…– odpowiedziała, kładąc jednocześnie swój palec na moich ustach.
Bez sprzeciwu dostosowałem się do jej "polecenia", licząc na nagrodę w zamian za posłuszeństwo. Ruszyliśmy w kierunku, znanym tylko kobiecie, której twarzy przyglądałem się dyskretnie przez całą drogę. Prawdopodobnie i tak zauważyła to, gdyż na jej twarzy co jakiś czas pojawiał się uśmiech. Choć nigdy nie należałem do osób zbyt rozmownych, to sytuacja w której się znalazłem, sprawiła, iż słowa same cisnęły mi się na usta i domagały się uwolnienia. Dumnie znosiłem to cierpnie, gdyż wszystko rekompensował mi widok jej niezaprzeczalnego piękna, którego w swoim mniemaniu nie byłem godny.
Spojrzałem na wskazówki zegara. Jechaliśmy już ponad piętnaście minut i nic nie zapowiadało, abyśmy choć zbliżali się do celu podróży. Mknęliśmy przez drogę, po bokach której uginały się drzewa pod naporem wiatru.
Nagle kobieta zaczęła zwalniać, skręcając w ledwo widoczną ścieżkę, prowadzącą w głąb lasu. Czułem jednocześnie narastający niepokój i podniecenie. Efektem tej mieszanki było przyspieszone krążenie krwi, powodujące uczucie lekkiego kołysania w głowie.
Dojechaliśmy do małego, drewnianego domku, którego wygląd skojarzył mi się z bajką o Jasiu i Małgosi. Kobieta wyjęła kluczyki ze stacyjki.
– Chodź– powiedziała zdawkowo, tonem przypominającym wydawanie rozkazu.
Potulnie stawiałem kroki tuż za nią, delektując się zapachem, który unosił się wokół jej postaci. Nie potrafiłbym go scharakteryzować, ani opisać silnych wrażeń zmysłowych, jakich doświadczyłem za jego sprawą.
Tajemnicza brunetka walczyła przez dłuższą chwilę z zamkiem od drzwi. Wreszcie gdy już się z nim uporała, znaleźliśmy się oboje w środku. Miejsce to wyglądało dość tajemniczo z racji panującego wewnątrz mroku. Przez okna przebijał się nieporadnie blask księżyca. Było bardzo zimno, dlatego schowałem ręce w kieszeniach od spodni. Cały drżałem, chodząc z nogi na nogę. Nagle poczułem dotyk na ramieniu.
Delikatna dłoń kobiety wyłoniła się z ciemności i powoli wędrowała w dół, na koniec złączywszy się z moją. Zapomniałem zupełnie o chłodzie, na działanie którego moje ciało zdawało się być teraz nieczułe. Kobieta prowadziła mnie za rękę, kierując się w stronę najbardziej oświetlonej części domu, gdzie stało niewielkich rozmiarów łóżko. Podłoga skrzypiała pod naszymi stopami, przerywając dotychczasową ciszę. Usiadłem na krawędzi i podekscytowany czekałem na rozwój sytuacji. Z uwagą obserwowałem, jak tajemnicza brunetka wyciąga coś z pobliskiej szuflady. Nim się zorientowałem, moje oczy zostały zasłonięte delikatnym materiałem, zawiązanym z tylu głowy. Teraz zdany byłem tylko na zmysł węchu. Zacząłem nabierać większe ilości powietrza do płuc. Czułem coraz mocniej zniewalający zapach kobiety, która zbliżała się do mnie spokojnie.
Drgnąłem, gdy nagle jej usta złączyły się z moimi, pozostawiając na nich smak z rajskiego ogrodu. Pocałunek ten choć krótki, wywarł na mnie ogromne wrażenie i zaostrzył apetyt.
Pchnięty na łóżko, leżałem na plecach, czując jak klatka piersiowa rośnie mi miarowo, po czym powoli opada. Zimne, delikatne ręce kobiety spoczęły teraz pod moją koszulą. Uderzyła mnie kolejna fala rozkoszy. Tym razem silniejsza, jeszcze bardziej uzależniająca. Gdy poczułem jej wargi na szyi, w nadziei czekałem na kolejne zbliżenie naszych ust.
Moje marzenia jednak szybko zostały rozwiane, niczym liście w czasie jesiennej wichury. Ostry, przeszywający ból sprawił, że wydałem z siebie potworny krzyk, który w żadnym stopniu go nie złagodził. Kobieta wbiła zęby w okolicach tętnicy szyjnej i zaczęła ssać, jakby spożywała napój przez słomkę. Próbowałem się wyrwać, jednak z każdą sekundą traciłem coraz więcej sił, aż wreszcie bezwiednie opadłem, jak dmuchana zabawka, z której ktoś spuścił powietrze. Ujrzałem jeszcze jej oczy, z których biła jakaś nieludzka siła, gdy nagle…
… obudził mnie przeszywający dźwięk telefonu, na którym ustawiony był budzik. Odruchowo wyciągnąłem po niego rękę, aby jak najszybciej skrócić te męki. Dopiero za trzecim razem udało mi się go wyłączyć. Leżałem teraz, delektując się smakiem ciszy, jednocześnie zastanawiając się nad snem, który wydawał się być taki realny.
Wspomnienie tajemniczej kusicielki, wciąż żywo krążyło w moich myślach, tak jak jej zapach, który zostawił swój ślad w moich nozdrzach. Wpadłem na absurdalny pomysł i sam fakt jego pojawienia się w mym umyśle uznałem za objaw szaleństwa. Jednak na tyle nie dawał mi spokoju, że byłem gotów narazić się na śmieszność przed samym sobą, byle tylko się go pozbyć.
Wstałem z łóżka i założyłem kapcie, gdyż od podłogi ciągnęło strasznym chłodem. Otworzyłem drzwi od łazienki i pierwsze, co zrobiłem po zapaleniu światła, to spojrzałem w lustro. Twarz wyglądała całkiem normalnie, nie licząc małych sińców pod oczami. Śmiejąc się z siebie w duchu, podniosłem głowę i zacząłem skręcać nią w lewą stronę, jednocześnie patrząc wciąż w swoje odbicie. Mój wzrok utkwiłem na szyi, szukając dowodu, który nadałby snu całkiem realny kształt. Nic jednak nie znalazłem. Moje ciało było w nienaruszonym stanie i nie doskwierał mi żaden ból. Z lekkim uczuciem zawiedzenia, zacząłem szykować się do wyjścia.
Pojawiłem się w pracy piętnaście minut po czasie. Kierując się w stronę swojego biurka, kątem oka spostrzegłem szefa, który na szczęście zajęty był rozmową z jakimś sztywniakiem w wygiętym garniturze. Usiadłem na fotelu i spojrzałem na białą stertę papierów, która leżała na moim biurku. Nazwiska klientów czekające na wprowadzenie do systemu. Jeszcze nie odpaliłem komputera, a już czułem się zmęczony. Na szczęście wziąłem się w garść i przez następnych kilka godzin, pochłonięty naciskaniem przycisków na klawiaturze, skutecznie zablokowałem rozmyślania nad swoim beznadziejnym życiem. Kiedy poczułem silny ucisk w skroni, rozchodzący się po całej głowie z prędkością światła, postanowiłem zrobić sobie przerwę.
Wyciągnąłem z kieszeni drobne i wrzuciłem je do automatu z kawą. Trzymając plastikowy, gorący kubeczek, z którego leciała para, udałem się do windy, aby zjechać na dół i zaczerpnąć świeżego powietrza. Stałem i czekałem, aż dojedzie na moje piętro. Ból głowy przybierał na sile. Pech chciał, że tego dnia skończyły mi się już wszystkie tabletki, przepisane od znajomego lekarza. Winda zatrzymała się na 44 piętrze. Po otwarciu się drzwi, wszedłem do środka.
– Będę musiał do niego zadzwonić– powiedziałem, myśląc głośno.
– Słucham?– usłyszałem delikatny, kobiecy głos.
Nieco zawstydzony podniosłem wzrok i stanąłem, owładnięty paraliżem, patrząc na uśmiechniętą twarz tajemniczej kobiety ze snu. Otworzyłem usta, jednak nie popłynął przez nie żaden dźwięk. Zrobiłem krok w tył, jednak drzwi właśnie się zamknęły. Odwróciłem się do niej plecami i z przerażeniem nasłuchiwałem, kiedy zjedziemy na dół. Oboje milczeliśmy.
Minęło kilka chwil, a w mojej głowie zaczęły krążyć różne myśli. Coraz mocniej zacząłem sobie uświadamiać, że jestem ofiarą wyczerpania fizyczno-psychicznego. Stąd też sny i przewidzenia. Teraz, gdy już się trochę uspokoiłem, odwróciłem dyskretnie głowę, by jeszcze raz spojrzeć na kobietę. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy stwierdziłem, że nie jest ona podobna do tajemniczej uwodzicielki z mojego nocnego koszmaru. Ba, nawet kolor włosów miała inny. Odetchnąłem z wielką ulgą. Nawet ból głowy zaczął powoli ustępować.
Dojechaliśmy na parter. Pojawił się sygnał, po którym rozsunęły się automatycznie drzwi. Odsunąłem się, przepuszczając kobietę przodem. Stałem jeszcze w środku, wyjmując z kieszeni paczkę papierosów, gdy odezwała się do mnie.
– Mam nadzieję, że bardzo cie nie bolało– zdumiony tymi słowami, upuściłem papierosy i spojrzałem na nią, znów widząc przed sobą kobietę ze snu– dziś postaram się być bardziej delikatna…
- Masz jakieś plany na weekend?- zapytał z dziwnym, budzącym mój niepokój uśmiechem. – uśmiechem, czy z uśmiechem?
Przez chwilę miałem ochotę chwycić go za rękę i ją połamać. Na szczęście udało mi się szybko opanować chore wizje w mojej głowie i wróciłem do przerwanej pracy. – chora wizja to chyba zbyt mocne określenie na chęć złamania komuś ręki. Jakby oczyma wyobraźni zobaczył szefa wpadającego pod jadący z prędkością dwóch metrów na godzinę walec, rzygającego wnętrznościami i ryczącego z bólu jak ranny łoś – to byłaby chora wizja.
Rozprostowałem się na krześle, czując ogromny ból w krzyżu. – Ciężko się rozprostować, siedząc na krześle. To już bardziej mógł się przeciągnąć.
Wysoki, umięśniony facet, który pracował u nas dopiero od tygodnia, skinął głową i pożegnał mnie swoimi zmęczonymi oczami. – cudzymi ciężko by mu było pożegnać. Zbędny zaimek tymi „swoimi”.
Kobieta będąc już przy drzwiach wejściowych, odwróciła się i spojrzała w moim kierunku. W jej wzroku nie widziałem już zawstydzenia, lecz coś, co można określić było mianem pożądania.- można było określić. Jak patrzyła z pożądaniem, to powinna raczej patrzeć na niego, bo to jego pożądała. Nie tylko w jego kierunku.
Kobieta przygryzła wargi, lśniące kolorem czerwieni, - masło maślane. Lśniące czerwienią, intensywną czerwienią, czy coś takiego.
- Ciiii...- odpowiedziała, kładąc jednocześnie swój palec na moich ustach. – jak używasz takiej formy, to zaznaczanie, że robiła dwie rzeczy jednocześnie, jest zbędne. Zaimek „swój” też jest zbędny. Cudzego by raczej nie kładła.
Ruszyliśmy w kierunku, znanym tylko kobiecie, której twarzy przyglądałem się dyskretnie przez całą drogę. Prawdopodobnie i tak zauważyła to, gdyż na jej twarzy co jakiś czas pojawiał się uśmiech. – 2 x twarzy
Choć nigdy nie należałem do osób zbyt rozmownych, to sytuacja w której się znalazłem, sprawiła, iż słowa same cisnęły mi się na usta i domagały się uwolnienia. – Skoro się cisnęły na usta, to dopisek, że domagały się uwolnienie też nie jest potrzebny.
Dumnie znosiłem to cierpnie, gdyż wszystko rekompensował mi widok jej niezaprzeczalnego piękna, którego w swoim mniemaniu nie byłem godny. – Nie był godny piękna? A nie powinien czasem nie być godny tej pięknej kobiety?
- Chodź- powiedziała zdawkowo, tonem przypominającym wydawanie rozkazu. – rozkazującym tonem by wystarczyło.
Cały drżałem, chodząc z nogi na nogę. – przestępując, nie chodzić.
Drgnąłem, gdy nagle jej usta złączyły się z moimi, pozostawiając na nich smak z rajskiego ogrodu. – Kiepskie porównanie z tym rajskim ogrodem. Ciężko sobie taki smak wyobrazić, lepiej zmienić to na coś innego, łatwiejszego do wyobrażenia.
Śmiejąc się z siebie w duchu, podniosłem głowę i zacząłem skręcać nią w lewą stronę, jednocześnie patrząc wciąż w swoje odbicie. – skręcać to mógł kierownicą. Głowę mógł przekręcić, a sensowniej – obrócić.
Mój wzrok utkwiłem na szyi, szukając dowodu, który nadałby snu całkiem realny kształt. – A to zdanie jest pokaleczone jak trupy w „Żołnierzach kosmosu”. – Spojrzałem na szyję, szukając dowodu na realność snu – czy coś w tym stylu.
Kierując się w stronę swojego biurka, kątem oka spostrzegłem szefa, który na szczęście zajęty był rozmową z jakimś sztywniakiem w wygiętym garniturze. – Garnitur to nie powinien być czasem pomięty? To nie blacha, żeby się wygła.
Zakończenie w tym tekście to porażka. Ograny motyw, znany choćby z filmu "Interkosmos" - z zapalniczką w kształcie pistoletu. Do momemntu, w którym babka dobrała się do jego szyi, było to intrygujące. Potem juz nie.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
chora wizja to chyba zbyt mocne określenie na chęć złamania komuś ręki. Jakby oczyma wyobraźni zobaczył szefa wpadającego pod jadący z prędkością dwóch metrów na godzinę walec, rzygającego wnętrznościami i ryczącego z bólu jak ranny łoś - to byłaby chora wizja.
Fasoletti, a może to kwestia skali. Zastanawiałeś się kiedyś nad tym? :p
Opowiadanie jest banalne, oparte o ograne motywy, ale intrygujące i przyciągające uwagę. Do momentu, który wspomniał Fasoletti. Łee, znów wampiry. Nuda - pomyślałem w tym miejscu. Gdybyś wysilił się na porządne zakończenie, byłoby bardzo fajne opowiadanko. A tak jest słabe.