
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Otworzył oczy. To, co zobaczył nie napawało optymizmem. Trochę zabalował wczoraj, choć zdecydowanie nie był to jeden z tych pamiętnych wieczorów. Spędzał je z kolegami ze studiów, kolejne spotkania kończyły się coraz gorzej, może z wiekiem organizm nie był w stanie poradzić sobie z taką ilością alkoholu.
Zamknął oczy i spróbował ponownie, podniósł jedną powiekę, po niej drugą. Nic się nie zmieniło. Spoczywał na ziemi, opatulony, niczym pierzyną, szarymi płatkami, bardziej przypominającymi zeschnięte liście, niż płatki róż. Gdzie się podziało łóżko, do którego tak usilnie próbował wczoraj wrócić? Czyżby to żart kumpli, jeśli tak to zdecydowanie kiepski. Delikatnie się poruszył, wywołując cyrkulację otaczających szarych płatków. Wstał, otrzepał się, popatrzył tępo, jak powoli opadały, wirując i pląsając, aż w końcu znieruchomiały na ziemi. Rozejrzał się. Sceneria jak z ubogiego filmu science fiction. Swego czasu na oglądał się ich całą masę, szczególnie upodobał te o kosmitach. W żadnym z nich nie panowała jednak taka pustka, nie licząc szarych płatków nie było nic.
Na tapecie często przewijała się ostatnio sprawa broni jądrowej, zdolnej do całkowitej zagłady naszej planety. Czy tak właśnie wyglądało totalne unicestwienie? Tylko jaką rolę odgrywa tu taki szarak. W filmach katastroficznych jednostki, którym dane było przetrwać wyróżniały się na tle społeczeństwa. Wybierał je sam Bóg, bądź inna sprawcza siła, powierzając zadanie, prowadzące do reinkarnacji cywilizacji. Narodzona z popiołów stawała się silniejsza, a nade wszystko milsza Bogu. Czyżby w tym wypadku popioły zastąpiły szare płatki.
Drugim typem ocalałych byli swego rodzaju twardziele, z reguły nic się ich nie imało, szczegolnie jądrowy grzyb i skażenie poreakcyjne.
Oczywiście według widzimisie scenarzysty, przetrwać mógł każdy. To jednak zdarzało się tylko w filmach.
Patrząc prawdzie w oczy, nie klasyfikował się na ocalałego, choć szkoda. Zawsze chciał być kimś. Sławnym, podziwianym, chociaż szanowanym. Nie udało się. Od początku poczynając. Dzieciństwo spędzone z nosem w książkach i na marzeniach o teleportacji do świata Fantasy. Szczęśliwe dzieci o tym nie marzą, czytają owszem, czy odgrywają swoje ulubione sceny. Ale totalne wchłonięcie, to domena tych innych. Czytywał swoje ulubione fragmenty po kilka razy, zamykał oczy, aż zaciskał i błagał. Teraz powoli otworzę jedno oko i naprzeciw mnie stanie mój wierny druh, długonogi elf. Drugie, a znajdę się przy wesoło trzaskającym ognisku, pośród puszczy, którą przemierzamy w poszukiwaniu przygody. Cóż głupek, jak mawiali koledzy, a przytakiwali nauczyciele i ze smutkiem rodzice.
W miarę jak rósł i dojrzewał, nie było weselej. Praca, dom, rodzina– brak. W prawdzie dom był, kilka ścian, drzwi, dach i garaż, ale rodziców. Tak mieszkał z rodzicami. Bywa.
Zamykanie oczu z dzieciństwa dalej pozostało.
Zamknij, teleportacja, otwórz. Jak wcześniej tak i teraz nie działało.
Rodzice, realiści mawiali, że wydziwia. Taki wykształcony, przystojny chłopak da sobie radę. Znajdzie dziewczynę, ustatkuje się. Cóż, poniekąd tak było, ale ludzie jego pokroju szukają czegoś innego. Tak mocno pokochał fantastykę, czytanie przestało wystarczać. Chciał tam być, poczuć na własnej skórze.
Czyżby teraz miał okazję. Trochę inaczej wyglądało, to w książkach. Ojciec mawiał, że książki kłamią. Miał rację?
Nieważne. Jeżeli, to prawdziwy świat Fantasy, to niech sobie będzie szary. Dla pewności ponownie zamknął i otworzył oczy. Stał, tam gdzie wcześniej, w oceanie szarych płatków.
Odetchnął. Sam nie wiedział, czy się cieszyć, czy płakać.
Marzenia czasem się spełniają, choć nie do końca w takiej postaci jak się spodziewamy.
Może, to jakieś pustkowie, za którym jest kraina ludzi, elfów, a nich będzie, chociaż złych goblinów.
Tylko, cokolwiek tam czeka jak on sobie poradzi. Nigdy nie był survivalowcem, raczej typem domatora z nosem w książkach.
Może to jednak sen. Spróbować się obudzić i już nigdy nie mieć szansy na fantastyczną przygodę. Z drugiej strony chciał mieć pewność.
Klepnął się lekko po twarzy i nic. Trochę mocniej, aż w końcu huknął ile fabryka dała. Poczuł smak krwi. Zamknął i otworzył oczy. Rozejrzał się. Szarość, szarość, szarość.
Więc jednak. Stało się, to, o czym marzył przez tyle lat. Jest, w innym świecie, innym. No cóż nie można było wykluczyć teorii z wojną atomową, coś mu jednak mówiło, że to nie to.
Mimowolnie ruszył przed siebie. Szare płatki wirowały wokół jego nóg, a on szedł.
Wyprostowany, z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Jak dawno się nie prostował, chodził skulony w sobie, chowając głowę w ramionach. Mówi się, że z prostymi plecami i podniesionym czołem chodzą ludzie dumni i pewni siebie. Nigdy się za takiego nie uważał, ale teraz, teraz był dumny. Udało się, witaj świecie Fantasy.
Szedł dalej.
Rozmyślał o tym, co może czekać za szarym pustkowiem. Świat ludzi ze Średniowiecza, tylko bardziej udziwniony. Śródziemie Tolkiena, może to inna planeta, a mieszkańcy to jajogłowe niziołki o wyłupiastych oczach. Chyba gorzej nie będzie.
Tego przecież chciał, zdawał sobie sprawę, że drogi bohaterów czytanych powieści nie były łatwe. Wymagały wyrzeczeń, silnej woli, czasem także położenia głowy pod topór. Wszystko ma swoją cenę. Nawet jeśli, to był gotowy ją zapłacić.
Szedł dalej. Szare płatki wirowały, kiedy raźno odmierzał kolejne kroki.
Jak wielkie może być takowe pustkowie? Wielkości pustyni Gobi, Oceanu Atlantyckiego, Morza Czarnego, matki Rosji, nieskończone. To świat Fantasy, wszystkie chwyty dozwolone. W zależności od fantazji i widzimisie autora. Ale czy tu był jakiś autor, stwórca, który swoim piórem i wyobraźnią ukształtował szarą równinę i stwierdził, będzie od zielonej łąki do pieczary goblina. Nawet jeśli, to trzeba było się z tym zmierzyć. Da radę, taki zagorzały fan nie zlęknie się marszu, a niech to, kilkudniowego, przez pustkowie.
Szedł dalej z wojowniczą miną. Szare pyłki wirowały.
Ile już mógł przejść, kilkadziesiąt kilometrów, mil, staj, jakie jednostki będą odpowiednie? Może ma za sobą połowę drogi, może mniej albo więcej. Czuł się wykończony, nogi bolały, gardło paliło z pragnienia. Coraz wolniej podnosił stopy, zapadł się w sobie, wyprostowana sylwetka poszła w niepamięć.
Gdzie ja jestem? Przyjdzie mi tu zginąć?– pomyślał.
Swoimi fantazjami i pragnieniami mógł w końcu obrazić Boga. Zesłanie tutaj miało udowodnić, że inny świat, to nie koniecznie lepszy świat. Rodzice go kochali, nie był głodny, a i wypić było z kim. Powinien się tym zadowolić i siedzieć cicho. Ale chciał więcej, może więcej to złe słowo. Chciał żyć inaczej, w innym świecie. Wszystko miało być inne. Inne, po prostu. Takie jak w książkach. Skoro chciał, to ma. Nic trzeba iść dalej.
Szare pyłki wirowały, a jak okiem sięgał nic się nie zmieniało. Tylko on słabł i tracił wiarę. Nigdy nie był dość twardy. Niepowodzenia łatwo zniechęcały, wprawiały w apatię. Zamykanie, otwieranie oczu i teleportacja– czy to dobry sposób na życie? Właśnie teleportacja. Skoro raz, choć nieświadomie już się udało, to warto spróbować. Oczyścił umysł i spróbował. Nic. Szaro, szaro, szaro.
Padł na kolana.
To nie tak miało być. Fantasy, to przecież raj. Świat marzeń, jeżeli ginąć to na białym koniu walcząc w słusznej sprawie. Nie pośród szarego pyłu jak nikt. Może każdy dostaje, to na co zasługuje? Był nikim wcześniej i po tej domniemanej reinkarnacji, tak zostało. Zasłużył? Nie, nie on. To nie może się tak skończyć, po prostu nie może.
Płatki zawirowały jakby w sprzeciwie. Poczuł podmuch, który powalił go na ziemię. Szare płatki wirowały coraz szybciej i szybciej, aż kręciło się w głowie. Nie mógł złapać oddechu. Wirujące płatki porwały jego ciało w tan i uniosły, uniosły wysoko, żeby cisnąć z powrotem i jeszcze raz. Coraz szybciej i szybciej, aż wszystko zlało się w jedną, przeraźliwie szarą całość.
Mała dziewczynka patrzyła jak zahipnotyzowana. Szalejąca burza miliona szarych płatków, spowodowana jej potrząsaniem kulą powoli się uspokajała. Wirowały już tylko nieliczne, by w końcu opaść i znieruchomieć. Jakie to piękne i niesamowite pomyślała. Mały, zamknięty świat w niewielkiej, kryształowej kuli. Bajkowy, inny, fantastyczny i złudny jednocześnie. Fascynujący, tylko z wirującymi płatkami, choć stawał się wtedy niebezpieczny i dziki. Odstawiła kulę na miejsce, zakurzoną i zapomnianą półkę w samym rogu wielkiej biblioteki. Pobiegła czytać ksiązki. Uwielbiała to, przenosiła się wtedy do innego świata, fantastycznego świata.
Ojej, jak tu smętnie.
Pomijając ubogość języka, która bije po oczach, większość tekstu to narzekanie zakompleksionego typa. Wygląda mi to fabularyzowany strumień świadomości a to nie jest dobry znak. Puenta niewiele ratuje, chociaż jest chyba najciekawszą sceną. Daje 2.
ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!
"Gdzie się podziało łóżko, do którego tak usilnie próbował wczoraj wrócić." - pytania kończymy znakiem zapytania
"o teleportacji do świata Fantazy" - "Fantazy" to taki dramat Słowackiego. "Fantasy" to gatunek literacki, o który ci chodziło.
"Nie ważne. Jeżeli, to prawdziwy świat Fantazy, to niech sobie będzie szary" - "nieważne", "fantasy"
"Udało się, witaj świecie Fantazy." - do trzech razy sztuka?
"To świat Fantazy, wszystkie chwyty dozwolone" - według mojej prywatnej teorii, każdy wyraz we wszechświecie ma przynajmniej dwa synonimy. "Fanasy" napewno również. Korzystajmy z dobrodziejstwa języka i unikajmy powtórzeń, dobrze?
"Da radę, taki zagorzały fan zlęknie się marszu, a niech to, kilkudniowego, przez pustkowie." - mogę się mylić, ale czy w tym kontekście nie powinno być czasem "nie zlęknie"?
"Ile już mógł przejść, kilkadziesiąt kilometrów, mil, staj, jakie jednostki będą odpowiednie" - za moich czasów "ile", z reguły, rozpoczynało pytanie. Dobrze by było wetknąć tam gdzieś jakiś znak zapytania lub dwa.
"Czół się wykończony, nogi bolały, gardło paliło z pragnienia" - wystawiona przeze mnie ocena właśnie poleciała o jeden punkt w dół. Rozumiem literówki, brak ogonków i tak dalej - zdarza się - ale taki ortograf? Tak się nie godzi, mospanie. "Czół" to, bodajże, dopełniacz liczby mnogiej rzeczownika "czoło". "Czuć" piszemy przez to "u" bez kreski.
"Fantazy, to przecież raj" - to słowo występuje tu naprawdę w zbyt wielkim stężeniu.
Z "ubogością języka" chyba bym nie przesadzał, choć Autorowi przydałaby się lektura słownika synonimów. Przydałoby się również zaznajomić z zasadami interpunkcji języka polskiego, bo brakujących przecinków jest sporo. No i wypadałoby pamiętać, o wciskaniu znaków zapytania, tam, gdzie potrzega.
Co do tekstu, to penta rzeczywiście go ratuje. Poza zakończeniem jest raczej średnio. Być może taka miała być specyfika tego opowiadania, ale jak na mój gust, trochę za dużo się tu smęciu i trochę za mało robi.
wystawiłbym 3/6, ale przegrałeś życie z "czołami", więc, niestety, daję 2
Dziękuję za poświęcony czas i wasze opinie. Rzeczywiście, pośpieszyłem się z tym tekstem. Ale tak to chyba bywa z pierwszymi opowiadaniami.
Vyzart wielkie dzięki za wyłapanie tak rażących błędów- poprawione. Myślę, że trochę tu winy słownika w wordzie ale moja wina, oczywiście nie podlega dyskusji.
Wezmę sobie do serca uwagę o interpunkcji i słowniku synonimów.
Będzie lepiej:).
Pozdrawiam