- Opowiadanie: jansonn - Eliksir

Eliksir

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Eliksir

Zgrabna linia kręgosłupa pociągnięta między perfekcyjnie wyrzeźbionymi mięśniami ramion i pleców doskonale współgrała z długimi, niczym u modelki, choć zdecydowanie mocniejszymi nogami. Płaski, poszatkowany precyzyjnymi cięciami uwidaczniającymi muskuły, brzuch łączył się z godnym Apolla torsem. Razem z obręczą barkową i potężnymi bicepsami, ciało przypominało dzieło sztuki, którego nie powstydziłby się sam wielki Myron.

Oglądając się w lustrze nie mógł uwierzyć, że efekty przyszły tak szybko, zaskakując i wprawiając w euforię. Nie musiał już spędzać na sali treningowej tyle czasu co kiedyś, by wyćwiczyć, ujędrnić, a ostatecznie zachować w dobrej kondycji swoją sylwetkę. Jego dumę. Lep na kobiety.

Dziękował w duchu, że schował się, wtedy przed oberwaniem chmury w sklepiku zielarskim. Chcąc zabić czas przeglądał dostępny asortyment. Wzrokiem wodził po rozlicznych ampułkach, fiolkach, torebeczkach i buteleczkach, by w ostateczności spocząć na uroczym uśmiechu obsługującej dziewczyny. Miała w sobie coś z cyganki, smagła cera, kruczoczarne, faliste włosy, opadające kaskadowo na plecy i te tajemnicze oczy. Na jedno jej skinienie kupiłby wszystko. W odpowiedzi na uprzejme pytanie, czym może służyć, wybełkotał coś o poprawie wydolności krążeniowo oddechowej i ogólnym wzmocnieniu organizmu. Jako zapalony sportowiec, często borykał się z wyczerpaniem po ekstremalnych treningach. Czasem narzucone tempo wywoływało mdłości i zawroty głowy. Dawał z siebie wszystko, a mimo to, nie odczuwał satysfakcji. Owszem, dysponował męską i mocną budową, nad przeciętną sprawnością, ale jak na wkładany wysiłek oczekiwał więcej. Próbował różnych programów, teoretycznie, zapewniających szybkie i długotrwałe działanie, eksperymentował też ze sterydami. Ciągle jednak nie był zadowolony.

Zielarka pokiwała, ze zrozumieniem głową, wykręciła piruet, zafurkotały oszałamiające pukle i postawiła na ladzie kilka woreczków z drobną mieszanką różnokolorowych liści, o odurzającym, bliżej nieokreślonym zapachu.

Spojrzał w niesamowicie ciemne i duże oczy, na pełne, niemal zapraszające do pocałunku usta i napomknął jeszcze o zwiększeniu siły i masy mięśniowej z zachowaniem harmonijnych proporcji, a także zastrzyku energii. Rozgadał się, przytaczając nawet problemy z płcią przeciwną. Czyżby tracił głowę?

W miarę jak mówił na ladzie lądowały coraz to nowe specyfiki, sproszkowane zioła, małe buteleczki z gęstą cieczą i znowu zioła. Uśmiech nie schodził z twarzy cyganki.

Zastawiwszy niemal cały kontuar, jęła tłumaczyć zasady sporządzania, przechowywania i właściwości poszczególnych komponentów. Nic z tego nie zrozumiał. Potok słów wydobywający się spomiędzy czarujących warg zlał się w jedną, niepojętą całość. Starał się skoncentrować, zmuszając mózg do wysiłku i zapamiętania wszystkich niuansów, jednak z mizernym skutkiem.

Dziewczyna dostrzegłszy jego bezradność. Jednym, zwinnym ruchem zgarnęła całość do papierowej torebki i zniknęła na zapleczu.

Długo jej nie było. Zastanawiał się, czy nie poczuła się urażona ignorancją na szerokie możliwości darów natury, którym, jak sądził, poświęciła życie.

W końcu, jednak wróciła, rozsiewając magiczną woń utartych roślin, dzierżąc sporej wielkości flakonik.

Wyszedł wciąż zauroczony, nawet nie zauważył, że dalej pada. Do świadomości przywróciła go masywna kropla, która spadłszy z nieba, rozbiła się na wiele mniejszych na czubku nosa.

Pobiegł do domu, a w głowie dźwięczały ostatnie słowa zielarki, „Ni więcej, ni mniej, jeno jedna łyżeczka dziennie. Mogą wystąpić niespodziewane efekty uboczne, choć niekoniecznie negatywne" i to ostatnie spojrzenie, przeciągłe, niby zalotne, ale przeszywające na wskroś, aż mu ciarki przeszły po plecach.

Nie mógł się doczekać, jeszcze tego samego dnia rozpoczął kurację.

Każdego ranka witał go ziołowy eliksir. Ćwiczył tak samo jak wcześniej, dzień w dzień i do upadłego. Stopniowo spostrzegał, że może coraz więcej, stawał się silniejszy. Mięśnie rosły i rozwijały się symetrycznie. Niemal z tygodnia na tydzień. Szybkością wymiany garderoby śmiało mógł konkurować z niejedną maniaczką zakupów.

Znajomi przestali poznawać, a ludzie na ulicy schodzili z drogi.

On jednak nie zauważał.

Był zafascynowany swoim organizmem. Przeglądanie w lustrze zamieniło się w rytuał. Wodził wzrokiem z góry na dół, dokładnie analizując każdy węzeł, zagłębienie, czy załamanie sylwetki. Czuł się panem świta. Wypełniająca moc nie miała granic, sączyła się z palców i tworzyła witalną aurę.

Przestał chodzić do pracy, trenował całymi nocami.

Nie zmieniało się tylko śniadanie, wytrwale i konsekwentnie, mała łyżeczka niezwykłego wywaru od równie niepospolitej kobiety. Początkowo dziwił się, że ciągle nie brakuje, starcza na tak długo. Z upływem czasu nie zwracał już uwagi, cieszył się, że jest. Uzależnił się? Może, ale liczyły się już tylko efekty.

Przerosły jego najśmielsze oczekiwania, posturą przewyższał niedźwiedzia, atletyczną rzeźbą mistrzów świata w kulturystyce, ale najlepsze, że wciąż mógł więcej.

Tracił kontakt z rzeczywistością, jego świadomość zanikała na koszt fizycznej, bezwzględnej siły. Buzująca energia przeistoczyła się w agresję. Przechodził reinkarnację, początkowo stopniowo, krok po kroku, z treningu, na trening. Gwałtowność przyszła wraz z ostatnimi kroplami wywaru. Ubranie popękało w szwach, tors rozrósł się w zastraszającym tempie, głowa wystrzeliła kilka cali w górę pociągając kręgosłup wraz z tkankową obudową.

W kilka oddechów stał się olbrzymem, zwierzęciem, agresywnym, dzikim i pełnym furii.

Zaryczał. Z łatwością wyważył okno i wyskoczył, wprost w mrok nocy, siać terror i zniszczenie. Budzić przerażenie, zaprezentować całemu światu nadludzką moc, której zawsze pożądał. Rozpędził się, tracąc jakąkolwiek kontrolę, był już tylko ruchem, nieustającą i niesamowitą pracą włókien i ścięgien. Biada tym co staną na jego drodze.

 

 

Z ciemności śledziły go błyszczące, okrągłe oczy, a skwitował śmiech wydobywający się spomiędzy nieziemskich ust…

 

Koniec

Komentarze

Opowiadanie w sam raz dla kilku moich znajomych żrących anabole. Przepatrz jeszcze raz przecinki, bo niektóre są wrzucone jakby na chybił-trafił.
Pozdrawiam

Mastiff

Jedyny błąd jaki wypatrzyłem, to "nad przeciętną sprawnością". Poza tym:
"(...)długimi, niczym u modelki (...) nogami." - wprawdzie chodzi tu o długość nóg, więc raczej może tak być i się czepiam, ale jednak porównanie do modelki trochę psuje efekt przy opisie takiego napakowanego koksa. Zaskoczyło mnie także:
"On nie zauważał." - hę? Zdanie jest od nowego akapitu, chyba miało wywoływać wrażenie jakiegoś dramatyzmu, ale wywołuje tylko dezorientację.
Ogólnie możnaby się nieco bardziej wysilić przy opisach, np. przy opisie wnętrza sklepu, albo wyglądu zielarki, po prostu wymieniasz wszystko po przecinkach.
Reszta, według mnie ładnie i ciekawie, duży plus zwłaszcza za ostatnie akapity.

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Przepatrz jeszcze raz przecinki, bo niektóre są wrzucone jakby na chybił-trafił
Popieram Bohdana, przecinki u Ciebie to zgroza. Uporaj się z nimi, a tekst sporo zyska. Słownictwo dość mocno kontrastuje z postacią, którą sobie wyobraziłam (taki właśnie napakowany koksik) ale wydaje mi się, że jest to pozytywny zabieg. 
Niezły shorcik.
Pozdrawiam. 
 

Dziękuję za wasze komentarze:)
Juź się biorę za przecinki

Za bardzo "ukwiecasz" swoje zdania. Czasem jest to przydatne, a czasem brzmi grafomansko. Momentami, Twój tekst ociera się o to drugie.

Na przykład: reinkarnacja oznacza co innego, u Ciebie użyta została jedynie w celu "podniesienia" poziomu zdania. Niepotrzebny i błędny zabieg.

Pisz prościej, mocniej wal miedzy oczy, a wtedy każdemu i tak czapki spadną z głów.

Opowiadanie ma potencjał i, co tu dużo ukrywać – morał. Brzmi on tak: ca za dużo, to niezdrowo, albo „potworowo”. W pewnym sensie rozumiem bohatera. Też bym chciał zarywać na ciało. Za duża pokusa, toteż aplikowałbym wywar ostrożniej…

„Zgrabna linia kręgosłupa pociągnięta między perfekcyjnie wyrzeźbionymi mięśniami ramion i pleców doskonale współgrała z długimi, niczym u modelki, choć zdecydowanie mocniejszymi nogami.” -  To zdanie przeraziło mnie. Nie z powodu treści, ale przymiotników i przysłówków. Podobnie jest w całym tekście. Autorze, tnij!
Odniosłem wrażenie, że czasem w złych miejscach stawiasz przecinki.

Fabułe mogę skwitować tylko w jeden sposób: no i co z tego?

Co do stylu: pierwszy akapit mnie zabił... Przekombinowane na maksa. Potem było już lepiej, ale kwiatki się zdarzały. Jeśli tylko powstrzymasz swoje predyspozycje do komplikownaia prostych zdań, to powinno być coraz lepiej :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Coś mi chyba nie poszło poprawienie przecinków...
Chciałem, żeby było kolorowo i działało na wyobraźnię, ale muszę wam przyznać rację- przekombinowane:)

To opowiadanie jest lepsze, niz moje ostatnie, więc mam nadzieję, że nastepne będzie jeszcze lepsze i Suzuki ma rację:)
Pozdrawiam

Nowa Fantastyka