- Opowiadanie: Domi - Woda i Ogień

Woda i Ogień

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Woda i Ogień

Słońce paliło w twarz, jeszcze dotkliwiej spiekając popękane wargi i drażniąc oczy. Rany szczypały od unoszącego się w powietrzu piasku. Nie miała już siły ani się podnieść, ani tym bardziej dalej iść. To koniec. Pustynia ją pokonała. Zamknęła oczy i odetchnęła. Tak widocznie miało być. Tutaj miała się skończyć jej droga. Wycieńczona, ale spokojna zasnęła z przekonaniem, że już się nie obudzi.

Nagle dziwnie zapiekło ją ramię, na którym kolczaste krzewy zostawiły głębokie szramy. Powoli podniosła powieki i zobaczyła wokół siebie pełno ludzi. Jakiś mężczyzna w białej szacie opatrywał jej rany. Drugi, znacznie starszy stał obok i rozmawiał z młodym chłopcem. Gdy lekko się poruszyła, odwrócił się w jej stronę.

– Słyszysz mnie? – zapytał.

Kiwnęła głową i w tym samym momencie poczuła dotkliwy ból. Skutki upadku ze skalistego brzegu znów dawały o sobie znać. Jęknęła.

– Co to za miejsce? – spytała po chwili, dyskretnie się rozglądając. Widziała porozstawiane namioty, rozładowywane z wozów skrzynie, poowijane w lniane płótna drogocenne tkaniny, ale widziała też przestraszone kobiety i mrocznych, budzących grozę mężczyzn.

– Sedih – odpowiedział mężczyzna – Miasteczko w drodze do Arth, stolicy Limii. Jestem Thelion, kupiec.

Przyglądała mu się przez chwilę. Miał siwe włosy opadające na ramiona, tak samo siwą brodę i krzaczaste brwi, spod których patrzyły dobrotliwe szare oczy. Nosił granatową szatę ozdobioną wielką złotą broszą. Tak, bez wątpienia był kupcem. Ale było coś jeszcze, o czym jej nie powiedział. Czuła to w wirującym wokół powietrzu.

– Jestem Nen – odpowiedziała powoli, patrząc mu w oczy.

Miała rzadko spotykany akcent. Znalazł ją na środku pustyni, na krawędzi śmierci. I od chwili, gdy ją zobaczył wiedział, że jest kimś niezwykłym. Teraz, gdy leżała na kilku deskach przykrytych miękką tkaniną, biła od niej jakaś przedziwna siła. A w wielkich, bursztynowych oczach płonął ogień.

– Skąd pochodzisz?

– Zdaje się, że uratowałeś mi życie– powiedziała zdecydowanym głosem, zanim zaczął zadawać więcej pytań.

– Później o tym porozmawiamy. Teraz wybacz, ale obowiązki wzywają. – mówiąc to odwrócił się i odszedł do grupki mężczyzn, którzy pojawili się na środku placu.

Młody mężczyzna, który opatrywał jej rany, do tej pory milczący, teraz odezwał się cicho:

– On jest handlarzem niewolników. W chwili gdy cię znaleźliśmy, straciłaś swoją wolność. Zmierzamy do Arth na wielkie Święto Ognia. Wiąże się z nim ogromny targ. Pewnie sprzeda cię tam za niewyobrażalną sumę.

Nic nie odpowiedziała. Wiedziała, że taka niewola jest niczym w porównaniu z tym co przeszła. Kiedy odzyskała nieco siły wyszła z namiotu. Miasteczko było niewielkie i leżało na środku pustyni, jednak rosnące w nim drzewa dawały przyjemny cień. Zauważyła, że odpoczywało tu wielu ludzi, różnego pochodzenia. Więc wszyscy byli w drodze do Arth. Choć Nen wiedziała, co może ją spotkać w stolicy, nie miała zamiaru uciekać. A przynajmniej jeszcze nie teraz. Musiała odpocząć po wydarzeniach ostatnich miesięcy. Gdy wyruszyli z Sedih czekało ich jeszcze 17 dni drogi. Thelion próbował tłumaczyć Nen, dlaczego handluje ludźmi. Jednak ona nie interesowała się tym zbytnio, ani też go nie osądzała. Zbyt wiele widziała, by oburzać się na widok kilkunastu pięknie odzianych kobiet, nawet jeśli szły na targ jako towar. Kupiec lubił z nią rozmawiać, dzięki czemu podróż nie dłużyła mu się tak jak zwykle. Zaskakiwała go jej wiedza. Wciąż jednak nie mógł dowiedzieć się kim jest, skąd jest i jak się znalazła sama na środku Pustyni Ognia. Nigdy nie mówiła o swojej przeszłości. Ale Thelionowi mignął kiedyś przed oczami płonący czerwienią i wygaszony czernią tatuaż, który miała powyżej prawej łopatki. Nigdy nie widział takich symboli, był jednak przekonany, że oznaczają one coś niezwykłego. Towarzystwo Nen tak mu odpowiadało, że postanowił nie wystawiać jej na sprzedaż. Chciał, żeby z nim wędrowała. Gdy jej to powiedział, tylko się uśmiechnęła. Przyjęła tą wiadomość bez zbytniego entuzjazmu. Była jak okruch lodu i płomień ognia jednocześnie. I dlatego tak bardzo fascynowała.

 

Dotarli do Arth dwa dni przed świętem, a i tak z trudem znaleźli miejsce na swój mały obóz. Stolica Limii robiła wrażenie, zwłaszcza po tak długiej wędrówce przez pustynię, leżała bowiem nad samym brzegiem morza. Jasne domy z kolorowymi dachami jaskrawo odcinały się od błękitnego nieba, a w dali górował nad nimi królewski pałac, złocąc swoimi kopułami niebieski firmament. Miasto pełne było ludzi ze wszystkich zakątków królestwa, a także spoza jego granic. Wielu z nich przybyło specjalnie na Święto Ognia. Stoiska dostojnych Tkaczy w większości pełne były drogocennych i rzadko spotykanych tkanin i ozdób, ale były też takie, gdzie ponętne panny z klanu Stokrotek wystawiały na sprzedaż swoje wdzięki. Rubaszni Górole porozkładali butle i beczki z alkoholem produkowanym z unikalnych minerałów wydobywanych w ich wielkich kopalniach i zanosili się przy tym czkawką i śmiechem. Metalurdzy wyciągali misternie wykute zbroje, miecze i sztylety, ale można było też spotkać handlujących pasami cnoty. Farmerzy mieli kramy pełne świeżych, pachnących owoców i warzyw i wśród nich nie było wyjątków, no może wyłączając tego rudego o imieniu Fizik, który pił z Górolami, a potem podkradał im gorzałkę i sprzedawał ją na swoim stoisku. Sporo też było wszelkiej maści wieszczek i jasnowidzów, którzy handlowali księgami i różnego rodzaju miksturami o nie zawsze znanych właściwościach i dających się przewidzieć skutkach. Nazajutrz i Thelion rozłożył swój pąsowy baldachim, a pod nim pousadzał na miękkich poduszkach wystrojone kobiety. Nen siedziała z tyłu i przyglądała się mężczyznom, którzy nagle zaczęli się pojawiać oglądając dziewczyny. Patrząc na nich wiedziała do czego potrzebne są im niewolnice. To było tak banalnie oczywiste. Nagle jej wzrok przyciągnął mężczyzna stojący nieopodal przy jednym z kramów Metalurgów. Był wysoki i muskularny, miał krótkie czarne włosy i kilkudniowy zarost. Wszystkie kobiety, które miała w zasięgu wzroku zerkały na niego z uwielbieniem. On jednak nie zwracał na to uwagi. Oglądał napierśnik wykuty z dertyckiej stali. Nen była kiedyś w kopalniach Dertu i wiedziała, że takiej stali nie przebije żadna strzała. Nieświadomie uśmiechnęła się do swoich myśli. I wtedy właśnie poczuła, że ktoś na nią patrzy. Podniosła wzrok i ich spojrzenia zderzyły się w powietrzu tak mocno, że na chwilę zapłonęła iskra. Wpatrywały się w nią ciemne, płonące oczy króla.

 

***

 

Gaara miał już dość targu, mimo że nie zakupił nawet połowy z zaplanowanych rzeczy. Po raz kolejny wściekał się na siebie, że nie przysłał tu służby, jednak po chwili przypomniał sobie, że przecież służba nie kupiłaby mu nowego napierśnika. Westchnął ciężko i udał się w stronę kolejnego kramu. Przynajmniej nie miał problemu z przeciskaniem się przez tłum – wszyscy sami schodzili z drogi na widok królewskich wojowników.

– Gaara, spójrz – usłyszał głos kapitana i jednocześnie swojego przyjaciela, Kanku.

Podszedł bliżej i zobaczył szmaragdową suknię z tkaniny utkanej przez Tkaczy z Hox. Dokładnie o takiej sukni od miesiąca codziennie mówiła mu żona i marudziła, że koniecznie musi ją mieć bo jakaś tam żona kogoś tam miała szmaragdową suknię na ostatnim przyjęciu. Ale suknia tamtej nie była wykonania z jednej z najpiękniejszych i najdroższych tkanin. A Assa właśnie takiej sobie zażyczyła.

– Weź ją bo nie da mi żyć przez następny miesiąc – powiedział do Kanku. Kapitan uśmiechnął się współczująco. Żona Gaary nie grzeszyła ani urodą ani rozumem, jednak król ożenił się z nią, gdy władzę sprawował jeszcze jego ojciec. Właściwie nikt nie mógł zrozumieć jakie były powody tej decyzji. Za swój błąd Gaara płacił już od 8 lat, codziennie wysłuchując narzekań swojej szanownej małżonki. Dlatego nie lubił spędzać czasu w pałacu. Jeździł ze swoją armią na każdą wyprawę i nigdy nie stał z tyłu, tylko walczył w pierwszym szeregu. To przyniosło mu sławę większą niż jego ojcu i sprawiło, że jego imię było już owiane legendą. Gaara wśród wyrobów Dzwoneczków dostrzegł jeszcze kilka brosz i naszyjników i kazał je kupić dla Assy. Wiedział, że dzięki temu będzie miał kilka dni spokoju, bo żona spędzi całe dnie przed lustrem, przymierzając i dopasowując do siebie nowe suknie i biżuterię.

– Chodźmy poszukać tego napierśnika – powiedział wreszcie i skierował się w stronę stoisk Metalurgów, na których błyszczały tarcze, miecze, zbroje i sztylety. Obejrzał kilka, gdy rzucił mu się w oczy ten z wyrytymi runami. Podszedł bliżej i wziął go do rąl. Był lekki jak piórko.

– To dertycka stal, panie – powiedział stary Metalurg patrząc na króla.

– Dertycka… – powtórzył Gaara. Zdarzyło mu się odwiedzić kiedyś kopalnie Dertu, choć nie wspominał tego najlepiej. Gdy trafił do krainy tych ponurych ludzi, nie przyjęli go z otwartymi ramionami. Wiedział jednak, że ta stal jest niezwykle mocna i że żadna strzała się przez nią nie przebije. Jego uwagę zwróciły też tajemnicze runy.

– Co one oznaczają? – zapytał.

– To starożytne zaklęcie, panie. Mówi o tym, że właściciel zbroi znajdzie swoje przeznaczenie i że dostanie od losu niezwykły dar.

Gaara uśmiechnął się. Mimo, że szanował magię, zazwyczaj nie wierzył z żadne przepowiednie. Jeszcze przez chwilę patrzył na zbroję, po czym zdecydował się ją kupić. Właśnie wtedy poczuł dziwne uczucie, jakby ktoś mu się przyglądał. Odwrócił się i dopiero po chwili dostrzegł dziewczynę siedzącą przy pąsowym baldachimie. Miała spuszczony wzrok i uśmiech na twarzy. W chwili, gdy na nią spojrzał, podniosła głowę. Patrzyły na niego wielkie, bursztynowe oczy, w których tańczył ogień.

 

***

 

Odwróciła się. Nie chciała zwracać na siebie uwagi. Ale i tak dostrzegła, że podszedł do Theliona. A potem usłyszała szczątki rozmowy.

– Ile? – zapytał Gaara, wskazując na Nen ruchem głowy.

– Panie, ona nie jest na sprzedaż – odpowiedział Thelion gnąc się w ukłonach.

– Chyba się nie zrozumieliśmy.

– Panie, nie miałem zamiaru jej sprzedawać… – Thelion skurczył się w sobie pod mrocznym spojrzeniem władcy – ale jeśli nalegasz… Ona jest wyjątkowa.

– Widzę – powiedział Gaara patrząc na dziewczynę. Wydawało mu się, że ich nie widzi. Jej czarne włosy opadały lekko na twarz, zasłaniając oczy. Biel sukni kontrastowała z piaskową skórą. Kupiec miał rację – była niezwykła.

– 20 tysięcy zindarów – usłyszał nieśmiałą odpowiedź Theliona.

– Kanku, zajmij się tym. Jak najszybciej. – zwrócił się do swojego kapitana.

Kanku patrzył na przyjaciela w osłupieniu. Żadna jego fascynacja tyle nie kosztowała. O nic jednak nie pytał, tylko skinął głową. Król odwrócił się i odszedł w kierunku pałacu. Wtedy otoczyło ją czterech wojowników. Sprawiali wrażenie groźnych i wyniosłych, ale zerkali na nią z zaciekawieniem.

 

Śliczne Stokrotki nadal sprzedawały swoje wdzięki, Farmerzy awanturowali się który ma większe i dorodniejsze dynie, a Górole opijali się gorzałą bez pamięci. – A niech to diabli! – wykrzyknął z furią Marp, gdy odkrył kolejną pustą beczkę na swoim wozie – Niech coś w końcu trafi tego fiziołka w rzyć! Będzie mi tu podkradał gorzałę, chojrak jeden! Niech ja go tylko spotkam! Jednak jego narzekania zagłuszył gwar targowiska.

 

***

 

Minęło kilka miesięcy i w Limii, po krótkiej zimie, znów zapanowała wiosna. Rozwijająca się wszędzie zieleń wprowadzała do miasta nutkę świeżości, a słońce coraz mocniej ogrzewało zmarzniętą ziemię. Nen przestała już liczyć dni spędzone w pałacu. Król okazał się surowym i nieugiętym w swych poglądach władcą, nie nadużywającym znaczenia słowa litość. Po tygodniach zażartej walki i wzajemnej irytacji w końcu udało im się znaleźć wspólny język. Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy Gaara wszedł do komnaty Nen. Stała przy oknie, wpatrując się w morze.

– Jest dziś wyjątkowo spokojne – powiedział podchodząc bliżej.

– Tak. Ale w takim spokoju jest nutka nieprzewidywalności. To może być cisza przed burzą – odparła wciąż patrząc na fale delikatnie rozbijające się o brzeg.

– Nen? – zapytał – Nigdy mi nie powiedziałaś co oznacza twoje imię.

Dopiero teraz na niego spojrzała. Jej oczy były wyjątkowo łagodne.

– Woda – powiedziała.

– Co?

– Woda – powtórzyła z uśmiechem. – To właśnie oznacza moje imię.

– Mogłem się tego domyślić – stwierdził.

Patrzyła na niego zdumiona, nie bardzo rozumiejąc co ma na myśli.

– Dla ludzi, których spotykasz stajesz się jak woda na pustyni . Dostrzegł to w tobie ten stary kupiec i dlatego nie chciał cię sprzedać. Jesteś jak kropla ratująca życie w palącym słońcu.

Nie spuszczał z niej wzroku. Widziała w jego oczach iskry, były w nich od chwili, gdy pierwszy raz na siebie spojrzeli. Zbliżył się do niej i dotknął dłonią jej policzka. Patrzyła na niego i po chwili się odsunęła. Spojrzała znów przez okno. Gaara westchnął. Nadal nie mógł jej rozgryźć. W dodatku zaczynał czuć się jak mały chłopiec, który najbardziej chce tego, czego nie może dostać. Było w niej coś nieopisanego. Jakaś moc. Głęboki szacunek do ludzi, ale też do samej siebie.

– Wybieram się na polowanie – powiedział po chwili.

Znów na niego spojrzała.

– Na polowanie? A na co chce polować król? Na dziki? – stwierdziła z przekąsem.

– Kiedyś w końcu wyprowadzisz mnie z równowagi – odparł z lekką irytacją, a potem dodał – Podobno wokół miasta krąży bestia. Ludzie mówią, że to biały tygrys wielkości konia.

Oczy Nen na chwilę zapłonęły, ale Gaara tego nie dostrzegł. Zajęty był już swoimi myślami.

– Zabierz mnie ze sobą – powiedziała nagle.

– Wykluczone! – odparł bez zastanowienia.

– Będę uważać.

– Nie ma mowy.

– Proszę – patrzyła mu w oczy, a on już wiedział, że znów nie będzie potrafił jej odmówić.

– Dobrze – westchnął – Ale masz trzymać się z tyłu. I natychmiast uciekać, jeśli sytuacja wymknie się spod kontroli.

– Oczywiście – powiedziała ze śmiertelną powagą, ale wiedział, że i tak zrobi co zechce. Jak zawsze.

– Wyruszamy o świcie, podobno wtedy najczęściej pojawia się tygrys. Bądź gotowa. A teraz wybacz, ale mam jeszcze parę spraw do załatwienia. Do zobaczenia jutro. – powiedział wychodząc z jej komnaty.

Ale Nen już go nie słyszała. Od kilku dni czuła się wyjątkowo spokojna, a pulsująca w niej Moc odzyskała dawną siłę. Teraz już wiedziała dlaczego.

– Więc przeznaczenie znów zacznie się wypełniać.– powiedziała, zaciskając dłonie i wpatrując się w słońce gasnące nad horyzontem.

***

 

Spotkali się na korytarzu tuż przed wschodem słońca. Gdy tylko go zobaczyła, wybuchnęła śmiechem. Przez dobrych kilka minut nie mogła się opanować, a król stał patrząc na nią i czując wzbierającą złość.

– Wybacz – powiedziała, gdy tylko udało jej się złapać oddech.

– Może mi powiesz, co cię tak rozśmieszyło – odparł zachmurzony.

Znów się roześmiała, ale próbując się opanować, wskazała na runy wyryte na jego napierśniku.

– Wiesz co one oznaczają? – zapytała.

– Tak, ten kto nosi zbroję znajdzie przeznaczenie i dar od losu czy jakoś tak – odpowiedział.

– Tak ci powiedział ten starzec? – zapytała, niemal się krztusząc – W takim razie pewnie się zdziwisz, bo tu jest napisane: „Walczę jak panienka”.

Niestety, widząc minę Gaary nie udało jej się powstrzymać kolejnego napadu śmiechu.

– A niech to – powiedział i w końcu sam się roześmiał – Właśnie dlatego nienawidzę run!

Kiedy wyszli na dziedziniec, nie miał już na sobie dertyckiego napierśnika. Reszta wojowników już na nich czekała. Wsiedli na konie i ruszyli na wschód, w stronę Lasu Baba, tam gdzie według wieśniaków najczęściej pojawiała się tajemnicza bestia. Nie ujechali daleko, gdy ktoś krzyknął. Zatrzymali się i spojrzeli w stronę wskazaną przez jednego z jeźdźców. W pobliżu lasu stał wielki tygrys i patrzył na nich. Biel jego futra aż raziła w porannym słońcu.

– Ruszajmy! – krzyknął król i spiął konia do galopu.

Zatrzymali się w odległości kilkudziesięciu metrów. Część obecnych ludzi z przerażeniem stwierdziła, że ich konie są mniejsze niż stojące naprzeciw nich zwierzę. Nagle kilku mężczyzn ruszyło do ataku. Wydawało się, że już za moment dosięgną go swoimi włóczniami, gdy tygrys nagle zniknął, by po chwili pojawić się tuż za nimi. Zdezorientowani jeźdźcy sami nie zdążyli wyhamować i poprzewracali się z impetem. Po nich ruszyli następni, lecz tygrys w mgnieniu oka znikał i pojawiał się w innym miejscu. Wystarczyło jedno machnięcie łapą i zrzucał z koni kilku mężczyzn naraz. I robił się coraz bardziej rozwścieczony. W końcu Gaara zdecydował się zakończyć walkę i wyjechał naprzeciw bestii. Walka trwała długo, ale żadnemu nie udało się nawet drasnąć drugiego. Do momentu, w którym koń Gaary zahaczył o wystający z ziemi korzeń. Tygrys pojawił się przy nim w ciągu sekundy i łapiąc zębami za ubranie, ściągnął go z konia i odrzucił kilkanaście metrów dalej. Zbliżał się powoli, ukazując potężne kły. Jego błękitne oczy płonęły.

– Strzelać! – krzyknął Kanku i w ciągu kilku sekund w stronę tygrysa poleciał deszcz strzał.

I wtedy stało się coś, o czym po latach powstały legendy. Strzały zapaliły się w locie, a potem nagle wybuchły. Zdezorientowanych ludzi spowił biały dym. Gdy gęste chmury zaczęły opadać, zobaczyli, że tygrys już stoi nad królem. Tłum zamarł z przerażenia. I wtedy właśnie ją dostrzegli. Powietrze wokół drżało, a cisza, która zapadła aż wwiercała się w mózg. Szła sama prosto na białą bestię. Wiatr, który nagle się zerwał, poderwał jej włosy, odsłaniając część pleców. Oczom wszystkich ukazał się niesamowity widok. Tatuaż na plecach Nen płonął czerwienią, a wokół skomplikowanych znaków tańczyły czarne, wyraźne smugi, tworząc magiczny wzór. Tygrys spokojnie stał i patrzył na nią, a gdy podeszła, schylił głowę. Leżący tuż przy nich król patrzył w osłupieniu na ten przedziwny obraz. Młoda kobieta i wielki biały tygrys. Stali naprzeciw siebie, tak blisko, że czuli swoje oddechy. I patrzyli sobie w oczy, jakby porozumiewając się bez słów. Nen dotknęła śnieżnobiałego futra, po czym zwróciła się do Gaary i stojących nieopodal ludzi.

– Cóż, właśnie uratowałam wam życie. To mój tygrys.

Usłyszała głośny szmer wśród tłumu, powiększającego się z każdą chwilą.

– Jesteś ranny? – zapytała Gaarę, który właśnie podnosił się z ziemi.

– Nie. Ale… jak to twój tygrys? Jak to możliwe?

– Kiedyś ci może opowiem – powiedziała zalotnie – Ale to długa historia i nie dla wszystkich uszu.

Popatrzył na wielkiego tygrysa, na Nen, po czym ruchem głowy kazał Kanku rozgonić gapiów. Gdy zostali sami, wiatr poderwał do góry kłęby piasku, zaszeleścił liśćmi drzew, poruszył źdźbła traw i po chwili zupełnie ucichł. I słychać było już tylko oddechy: białego tygrysa, króla i jego niewolnicy.

 

***

W komnacie było ciepło i przyjemnie. Płomyki wesoło skakały po polanach w wielkim kominku. Nen odwróciła się i po raz kolejny przyjrzała się półkom, na których zalegały stare rękopisy, mapy i bogowie wiedzą co jeszcze. Była pewna, że większości z tych rzeczy Gaara nigdy nie miał w ręku. Jej rozmyślania przerwał odgłos kroków na korytarzu i cichy zgrzyt otwieranych drzwi. Wszedł trzymając butelkę wina i dwa kielichy.

– Teraz możemy rozmawiać – powiedział stawiając je na stole.

Uśmiechnęła się kwaśno. Szczerze nienawidziła pałacowego wina.

– Co to jest? – zapytała biorąc do ręki kielich i wskazując na półki ze zwojami i księgami.

– Generalnie nie mam pojęcia – odpowiedział z rozbrajającą wręcz szczerością – Ojciec lubił zbierać takie rzeczy. Uważał, że posiadanie map i ksiąg po prostu pasuje do króla. Nie przeszkadzało mu nawet to, że nigdy ich nie przeczytał. Ja czytałem tylko to, co było mi potrzebne. Możesz je poprzeglądać jak masz ochotę.

– Dziękuję – odparła łykając wino. Było tak cierpkie, że aż przeszedł ją dreszcz.

– W bibliotece znajdziesz ich jeszcze więcej – powiedział biorąc kielich do ust i krzywiąc się po pierwszym łyku.

– Przeczytałam już część ksiąg z biblioteki – uśmiechnęła się zawadiacko.

Nagle umilkła. Jej wzrok spoczął na czarnym kamieniu wprawionym w jego pas. Pochyliła się, chcąc przyjrzeć mu się z bliska. Gdy zorientowała się, że Gaara wstrzymał oddech, zdała sobie sprawę, że trzyma głowę niemalże między jego nogami.

– Czy wiesz co to za kamień? – zapytała szybko – To czarny rubin zwany również Diabłem z Eneas. Jego sproszkowanie przemienia go w doskonałą, niemożliwą do wykrycia truciznę. Jednak wykonanie tego proszku nie jest proste, gdyż skruszyć go mogą tylko żarna z niezwykle rzadkiego różowego bazaltu.

– Nie przestajesz mnie zadziwiać, Nen – powiedział wnikliwie jej się przyglądając– O minerałach mówisz jak prawdziwy Metalurg.

– Już jako kilkuletnie dziecko byłam po raz pierwszy niewolnicą – odparła.

– Ale przecież teraz…

– Ciiii… – przerwała mu przykładając palec do jego ust. Obserwowała jak iskry w jego oczach przeradzają się w płomień. Wciąż trzymała palce na jego wargach, a on tylko na nią patrzył. Chciał, żeby ta chwila trwała wiecznie.

– Dobrze, opowiem ci skąd wziął się tygrys – powiedziała, odwracając wzrok w stronę kominka.

 

***

 

Nen rozejrzała się, ostrożnie wychylając głowę zza kamieni. Korytarz był pusty. Biegiem ruszyła tuż przy ścianie, starając się pozostać niezauważona. Do wyjścia pozostało jej już tylko kilkadziesiąt metrów. Wolność była tak blisko, że aż czuła jej zapach. Wiedziała, że wybuch w samym środku kopalni spowodował spore zamieszanie, ale wciąż się obawiała, że zbyt wcześnie odkryją jej ucieczkę. Była tuż przy wyjściu, gdy usłyszała za sobą skrzeczące głosy Metalurgów. Przyśpieszyła i wybiegła prosto w las. Zbliżali się tak szybko, że niemalże czuła ich oddechy na ramieniu. Jednak nie poddawała się. Biegła przed siebie zaczepiając o kolczaste krzaki, potykając się o wystające korzenie i ślizgając na mokrych mchach. Wydawało się jej, że głosy zaczynają cichnąć w oddali. To dodało jej sił. Nagle las się skończył i znalazła się tuż przy stromej, skalnej ścianie. Rozejrzała się. Ani z jednej, ani z drugiej strony nie było widać jej końca. Pozostała jej wspinaczka. Głosy znów się przybliżyły, więc bez wahania zaczęła się wspinać. Była już dość wysoko, gdy poczuła, że kamień za który złapała był luźny. Zbyt luźny. Jednak było już za późno. Kamień wysunął się ze skalnej szczeliny i runął w dół. A Nen razem z nim. A potem zapadła ciemność. Kiedy się ocknęła, leżała pod wielkim drzewem. Nieopodal na środku polany płonęło ognisko, a wokół niego siedzieli strażnicy z kopalni. Więc jednak ją złapali. Poczuła w ustach krew. Musiała porozcinać sobie wargi spadając ze skały. Po chwili zorientowała się, że ma związane ręce. Mimo wszystko nie mogła się poddać. Nie teraz. Uwolnienie się z więzów zajęło jej sporo czasu. Przy okazji odkryła, że ma złamaną rękę i prawdopodobnie kilka żeber. Każdy oddech przynosił ból. Ostrożnie wstała i skryła się cieniu drzew. Powoli biegła, oddalając się od płonącego ogniska. Nagle usłyszała krzyki i już wiedziała, że odkryli jej ucieczkę. Kluczyła wśród drzew, lecz głosy Metalurgów nie cichły. Serce biło jej jak spłoszonej zwierzynie uciekającej przed myśliwym. Poślizgnęła się na zgniłych liściach. Upadła. Już ich widziała. Zbliżali się szybko, wymachując kijami. Nie, nie mogła wrócić do kopalni. Nagle poczuła piekący ból powyżej prawej łopatki. Pomyślała, że trafili ją bełtem. Odwróciła się i zobaczyła, że mężczyźni płoną jak żywe pochodnie. Ich rozdzierające krzyki przerwały nocną ciszę. Nen patrzyła na to zszokowana. Po chwili wszystko ucichło, gdy rozsadziła ich jakaś potężna siła. Został po nich tylko popiół. I wtedy Nen po raz kolejny straciła przytomność.

 

Powoli otworzyła oczy i rozejrzała się. Była w maleńkiej chatce, pełnej przeróżnych ksiąg, słoiczków i schnących pod sufitem ziół. Czuła ich wyraźne, pomieszane ze sobą zapachy. Spojrzała na swoją rękę – była usztywniona i zabandażowana. Również oddech nie przynosił takiego bólu, a pod palcami zdrowej dłoni poczuła kolejny bandaż. Uspokoiła się wiedząc, że połamane żebra nie przebiją jej płuc. Niespodziewanie do chatki wszedł staruszek niosąc w rękach drewniane szczapy.

– Ooo, obudziłaś się wreszcie – powiedział uśmiechając się dobrotliwie.

– Co się ze mną stało? – zapytała unosząc się ostrożnie na łóżku.

– Znalazłem cię przy Kolczastej Skale. Leżałaś nieprzytomna, połamana i poraniona. Więc zabrałem cię do swojego domu, opatrzyłem rany i czekałem aż się obudzisz. Długo to trwało – powiedział dokładając drew do ognia i wciąż się do niej uśmiechając.

– Jak to? – zapytała dziewczynka – Jak długo?

– Byłaś nieprzytomna przez tydzień – odpowiedział starzec.

– Tydzień? – oczy Nen rozszerzyły się ze zdumienia.

– A tak – odparł – Właśnie cały tydzień. Ale dzięki temu zagoiła się część ran i kości zaczęły się zrastać. Jednak blizna nad prawą łopatką już pozostanie. Ale gdzie się podziały moje maniery, nawet ci się nie przedstawiłem. Jestem Polesław, pustelnik.

– Mam na imię Nen – uśmiechnęła się do staruszka.

– Jak ładnie. Możesz wstać jeśli chcesz, tylko ostrożnie. Minie jeszcze trochę czasu zanim kości całkiem ci się zrosną. Nen podniosła się i powoli wstała z łóżka. Prawie nie czuła bólu. Kiedy pustelnik podał jej miskę z gorącą zupą, poczuła się szczęśliwa. Od kilku lat nie jadła tak pysznego posiłku.

– Uciekłaś z kopalni, prawda? – zapytał po pewnym czasie Polesław.

Dziewczynka przez chwilę milczała, po czym przytaknęła ruchem głowy.

– A ile masz lat Nen?

– Dziewięć – odparła dolewając sobie zupy.

– Bogowie, ktoś powinien w końcu zrobić porządek z tymi oprawcami. Jak można wykorzystywać dzieci do tak ciężkiej pracy? – oburzył się starzec.

Nen tylko wzruszyła ramionami. Nic nie mogła na to poradzić. Niektórym udawało się uciec, a niektórzy spędzali w podziemiach Dertu długie lata. I tak naprawdę chyba nikogo na świecie to nie obchodziło.

– Więc nie masz domu? – dodał po chwili.

– Nie. – A gdzie mieszkałaś wcześniej?

Dziewczynka nie odpowiedziała, a stary pustelnik widząc jej spojrzenie nigdy więcej o to nie zapytał. Wieczorem siedzieli przy ogniu kominka. Polesław miażdżył w moździerzu wysuszone zioła, mieszał je, do niektórych dodawał pachnące olejki i zamykał w słoiczkach, po czym ustawiał je na półkach. Nen przyglądała się temu z zaciekawieniem.

– Możesz ze mną zostać jeśli chcesz – powiedział nagle patrząc na nią spod burzy siwych włosów – Będziesz mi pomagać, a w zamian ja nauczę cię zielarstwa.

Oczy dziewięciolatki zaświeciły się. Nagle dostała dom i człowieka, który się nią zaopiekuje. Z zapałem kiwnęła głową i uśmiechała się od ucha do ucha. Zaczął się dla niej szczęśliwy czas.

 

***

 

Gaara nie mógł oderwać od niej wzroku. W jej bursztynowych oczach tańczyły płomienie. Wiedział jednak, że go nie widzi. Była w małej chatce gdzieś na pustkowiach północy…

 

***

 

Pomaganie pustelnikowi nie sprawiało Nen żadnych trudności. Znosiła chrust z lasu, zbierała zioła, by potem spięte w pęczki suszyć pod sufitem małej chatki, przynosiła wodę z pobliskiego strumienia. A wieczorami uczyła się nazw i właściwości ziół, a także sekretnych technik sporządzania mikstur. Była pojętną uczennica i już po kilku tygodniach pomagała pustelnikowi w przygotowywaniu jego eliksirów. Gdy w pewien słoneczny dzień jak zwykle udała się do lasu po liście wilczego ziela, zobaczyła wśród drzew wielkiego białego tygrysa. Przestraszyła się i już chciała uciekać, jednak coś ją powstrzymało. Tygrys stał i patrzył na nią. Nie zbliżał się, nie próbował atakować, tylko uważnie jej się przyglądał. A po chwili zniknął w głębi lasu. Nen stała jak urzeczona. A potem szybko złapała koszyk z ziołami i pobiegła opowiedzieć Polesławowi o tym niezwykłym zwierzęciu.

– To dziwne – stwierdził staruszek – Mieszkam tu od kilkudziesięciu lat i nigdy nie widziałem w okolicy żadnego tygrysa. To naprawdę niesamowite.

Od tamtego dnia tygrys pojawiał się za każdym razem, gdy była w lesie. Nigdy się do niej nie zbliżył. Zawsze tylko patrzył. Nen fascynował błękit jego oczu. Nie raz chciała podejść, obawiała się jednak, że tygrys wtedy odejdzie i już nigdy nie wróci. Napawała się więc z oddali jego widokiem. Niedługo po pierwszym spotkaniu z tym zadziwiającym zwierzęciem dziewczynka zaczęła mieć sny. Widziała w nich ogień i wielką wodę. Widziała ludzi – pięknie odzianych w wystawnych domach i biedaków w rybackich chatach. Widziała jak powstają i jak upadają potężne królestwa. Widziała pustynie, lasy i morza. I te przenikliwe, błękitne oczy. Pojawiały się zawsze, w każdym śnie. A gdy się budziła, nie mogła się doczekać wyprawy do lasu. Wiedziała, że znowu będzie na nią czekał.

 

Ale tamtego dnia Nen stała w strugach deszczu i płakała. Po raz pierwszy od kilku miesięcy tygrys się nie pojawił. Szukała go wszędzie, była w każdym miejscu, w którym go wcześniej widziała. Ale nie było po nim śladu. Zrezygnowana stanęła w końcu na środku małej polanki i pozwoliła popłynąć łzom. – Opuścił mnie – powiedziała cicho – Opuścił mnie tak jak wszyscy. Nie jestem warta tego, żeby przy mnie być. Nie jestem warta tego, żeby na mnie dłużej patrzeć. I na pewno nie jestem warta tego, by mnie kochać.

Rozszlochała się na dobre, mimo że wcześniej była przekonana, że nie ma w sobie więcej łez. Myślała, że w ciągu tych dziewięciu lat swojego życia wszystkie już wypłakała. Widocznie się pomyliła. Niewielki deszcz szybko przeszedł w nawałnicę. Wiatr huczał w konarach drzew, w oddali słychać było grzmoty, a niebo co chwilę przekreślały świetliste błyski. W końcu otrząsnęła się i postanowiła wrócić do chatki. Kiedy odwróciła się, by wejść z powrotem na ścieżkę, krzyknęła z przerażenia. Naprzeciw niej stała bestia. Mokre, czarne futro oblepiało pokraczną postać. Przednie łapska zakończone długimi pazurami były dwukrotnie dłuższe od tylnych. Potężny tułów zakończony był ogromną głową, w której lśniły czerwone, na wskroś złe ślepia. Z paszczy wypełnionej rzędem ostrych, pokrzywionych zębów zwisał długi jęzor. To był Terg, Stwór z Przeklętych Gór, który od dawien dawna w czasie burz mordował tych, którzy znaleźli się w lesie. Pustelnik kiedyś ją ostrzegał, żeby nie wychodziła w czasie nawałnic. Niestety tego dnia Nen, wiedziona chęcią spotkania z tygrysem, zupełnie zapomniała o niebezpieczeństwie. Rzuciła się do ucieczki, ale bestia była szybsza. Ból, który poczuła w nodze był nie do opisania, mimo że Terg tylko ją drasnął, bo w ostatniej chwili zdążyła uskoczyć na bok. W szaleńczym biegu czuła za sobą oddech zła. Potwór migał jej raz z jednej, raz z drugiej strony. Gdy wydawało jej się, że już jest uratowana, a światło z chatki Polesława błysnęło w oddali, na ścieżkę tuż przed nią wyskoczył biały tygrys i rzucił się do ataku. Nen skuliła się i zamknęła oczy. Po chwili usłyszała rozdzierający ryk.

– "Czy to ja tak ryczę?" – pomyślała – "Nie, to nie mogę być ja."

Otworzyła oczy. Na ścieżce kilka kroków przed nią, wielki biały tygrys zatopił pazury w zwalonym, czarnym cielsku. Potwór znowu zaryczał, po czym zadrgał i znieruchomiał. Tygrys odwrócił się i powoli podszedł do Nen. Urzeczona patrzyła w jego piękne, błękitne oczy. I nagle usłyszała jego myśli.

– ''Witaj, Wodo."

– "Witaj, Ogniu" – pomyślała, sama nie wiedząc, skąd zna właściwe słowa.

 

***

 

Nen szła przez Las Baba, jak zwykle nie znając właściwej drogi. Wiedziała jednak, że Hi za chwilę do niej dołączy. I jak zwykle się nie pomyliła. Szli przez chwilę w milczeniu, aż w końcu usłyszała w głowie jego głos:

– "Czas ruszać, Wodo."

Nie odpowiedziała. Szli dalej, a w niej kotłowały się tysiące myśli.

– "Wodo… "– powtórzył tygrys.

Wciąż milczała, ale powietrze wokół niej wirowało coraz bardziej.

– "Wodo!"

– "Wiem, Hi. Wiem." – powiedziała wreszcie głaszcząc jego wielki łeb.

Wiedziała o tym od chwili, gdy pojawił się w Arth. Czekała na to i zdawała sobie sprawę z tego, że dawniej od razu wyruszyliby w drogę. Ale tym razem było coś, co ją zatrzymywało. Te ciemne, błyszczące oczy. Obawiała się, że już nie będzie potrafiła bez nich żyć.

– „Wodo, przeznaczenie znów musi zacząć się wypełniać” – powiedział tygrys.

Tym razem już w ogóle mu nie odpowiedziała. Po raz pierwszy myśląc o przeznaczeniu nie poczuła radości. Tym razem tej myśli towarzyszył pulsujący gdzieś na dnie serca niepokój.

 

 

Koniec

Komentarze

To była jedna z pierwszych rzeczy, jakie napisałam. Mam nadzieję, że przez ten czas mój styl pisania nieco ewoluował i dojrzał.

Nowa Fantastyka