
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
– Może to? – pytam wskazując okrągłą ramę. Jej środek zasłonięty jest kotarą.
– Chodźmy dalej.
– Proszę przynajmniej sprawdzić.
– Nie.
Z żalem odprowadzam wzrokiem przesłonięte lustro. Jest naprawdę piękne, przynajmniej dla mnie.
Niepewnie kroczy przede mną, pieczołowicie ogląda każde obramowanie, dłonią bada fakturę.
Mam nadzieję, że wybierze któreś z tego z rzędu, w pozostałych dominuje plastik, ewentualnie stal. Te tutaj są drewniane.
– Robaki ich nie zjedzą? – pyta patrząc na ramę.
– Jeśli się ich nie wpuści. – Zawiniam stronniczością.
– A kto chciałby je wpuścić?
– Są bardzo natrętne. – Niemal od razu żałuje swych słów.
Odkręca się w moją stronę. Jest bardzo niewyraźny; wytężam wzrok, ale jego rysy pozostają nieodgadnione.
-Wolałbym coś trwalszego – mówi.
Nie mam wyboru. Szuka dalej, przedziera się przez tysiące kolejnych rzędów, podążam wytyczonym śladem niczym cień.
– To mi się podoba. – Uśmiecha się szeroko, zawszę rozpoznaje szczerą radość. Z odrazą patrzę na różową obręcz, mam nadzieję, że tego nie widać.
Niestety.
– Chyba jednak nie. – Idzie naprzód.
– Szybko wyjdą z mody. – nie wiem dlaczego prę w to dalej na przekór zasadom.
– Muszę w końcu coś wybrać, mam mało czasu.
Zatrzymuje się przy kolejnym. Nie ma w nim nic pięknego, ale za to jest bardzo dostojne. Staje naprzeciwko niego.
– Proszę odsłonić. – poleca.
Przesuwam zasłonkę. Lustro ukazuje mężczyznę w sile wieku. Grube szkła, charakterystyczny element okolonej burzą włosów i gęstą brodą twarzy, siedzą sztywno na nasadzie nosa. Widać, że ubrany jest w sweter i wyzierającą spod niego koszulę, chrząka i targa nerwowo ciałem.
– Nie podoba mi się – mówi.
Następne któremu chce przyjrzeć się dogłębniej odrzuca mnie samym zapachem, a raczej jego brakiem. Ponownie przesuwam kotarkę.
Twarz kobiety ogląda się uważnie. Bada każdy załom. Dłonią rozciąga nieliczne zmarszczki, tak jakby mogła mnie poprawić, choć tylko je maskuje wespół z grubym makijażem. Nie próbuje dotrzeć w głąb odbicia, to zbyt duży wysiłek.
– Proszę się pośpieszyć – mówię. Czuje nadchodzący koniec czasu.
– Jeszcze chwilkę. – Kontynuuje poszukiwania.
Nie pozostało wiele opcji do wyboru. Czasami uważam, że to ja powinienem podejmować decyzje za innych.
Znajdujemy się w ostatnim rzędzie. Bywam tu często, ale zawsze czuję się nieswojo, jakby na obcym terenie.
Wszystko zaczyna drżeć. Lustra, żałuję że niektóre z nich nie pospadały, chyboczą się na wzburzonych ścianach. Nie mam problemu z utrzymaniem równowagi.
Dostrzega to, czego tak bardzo się obawiałem. Stojące naprzeciwko siebie dwa lustra pozostają niewzruszone, stoją twardo na podłodze opierając się torsjom targającym pomieszczeniem. Rozpoczyna ku nim szalony bieg, podążam w tym samym kierunku.
Staje pomiędzy lustrami, ich ramy są spróchniałe od bardzo dawna.
– Nie ma już czasu na zmianę decyzji – mówię – To na pewno dobry wybór?
– Chcę już stąd odejść – odpowiada.
Potakuję.
Sklepienie robi się coraz jaśniejsze, nie robi to na mnie wrażenia, pewnie przez przyzwyczajenie.
– Szybko. – prosi.
Jednocześnie odsłaniam obie kotary. Nie widzę kto wyziera z luster. Stojąca między nimi postać rozpada się na tysiące drobnych kawałków. Tysiące nowych, drobnych luster.
Przyjdzie na świat w tej postaci. Nieskończonej kontemplacji samego siebie.
Błędy w zapisie dialogów, brak kilku przecinków oraz spacji przy myślnikach, poza tym mignęły mi jakieś literówki. Jeśli zaś chodzi o treść, to przyznam, chyba nie do końca pojąłem o co biega.
Pozdrawiam
Mastiff
A ja do tego w dwóch miejscach znalazłem zgubiony podmiot.
Nie wiem co to jest, nie wiem co Autor chciał tym tekstem przekazać i szczerze mówiąc, nie chcę wiedzieć. Nie moje klimaty.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Fajny pomysł (tylko ja zrozumiałam?), ale opowiadanie wymaga dopracowania. Proponuję odłożyć na jakiś czas, przeczytać ponownie i poprawić, bo tak jak jest teraz rzeczywiście trudno zrozumieć. A szkoda.
Pozdrawiam
Smutna kobieta z ogórkiem.
Tekst miał faktycznie nie zdążał dojrzeć, ale niema w tym nic dziwnego skoro powstał dzisiaj. Wiem, złamałem Pierwsze Przykazie (poprawę obiecuję).