- Opowiadanie: Halwor - [URW]: Rozdział 1; Franek

[URW]: Rozdział 1; Franek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

[URW]: Rozdział 1; Franek

Od Autora

„[URW]" to luźno powiązana kontynuacja opowiadania „Melonik, krasnolud i starożytny topór" zamieszczonego w moim profilu. To tyle, zapraszam do czytania.

 

Franek ocknął się na pustkowiu. Płaska, szara, popękana, kamienna płyta rozciągała się aż po błękitny horyzont. Przed straceniem przytomności, szedł obok starej jak świat kamienicy. Teraz siedział na bezgranicznej kamiennej tafli, zastanawiając się co tu właściwie robi.

– Hej! Jest tu kto! – zawołał na całe gardło. Oczywistym było że nie usłyszał nawet echa.

Naszła go irytująca myśl że nie żyje. Chłopak drapiąc się po głowie wysilał umysł nad pytaniem.

– No i co teraz Scherlock'u? Po pierwsze postaram się obudzić, bo to raczej nie jest rzeczywistość.

Szczypanie w rękę, usilne myślenie o pobudce i tym podobne zabiegi nie skutkowały.

– No to może gdzieś się ruszyć? – rozejrzał się dookoła, poszukując jakichkolwiek punktów orientacyjnych. Nie było nic, nawet słońca, światło zwyczajnie emanowało z nieboskłonu. Franek powoli obrócił się kilka razy wokoło własnej osi.

– To idziemy tam – wskazał bliżej nieokreślony kierunek i ruszył powolnym marszowym krokiem. Panująca cisza dzwoniła mu w uszach. Dla przerwania tego nieprzyjemnego uczucia, zaczął pogwizdywać jakąś skoczną melodię.

– Jak tak mają wyglądać zaświaty, to do dupy z takim czymś. Nudno tutaj – przerwał by nabrać oddechu – Nuda! Słyszycie!? Nuda! – krzyczał tylko po to by coś robić.

Nagle przy głośnym pyknięciu pojawił się przed nim mężczyzna w garniturze, meloniku, z teczką i parasolką trzymaną w jednej dłoni, oraz łukiem w drugiej dłoni. Przez plecy przewieszony miał kołczan z strzałami o czerwonych lotkach.

– Witam szanownego pana – przybysz zaczął szybko, lekko zdyszany – Nazywam się Tomasz Stein.

– Franek – automatycznie uścisnął wyciągniętą dłoń.

– Wiesz może, którędy do piekła? – zapytał się takim samym stylem, jak pyta się przypadkowego przechodnia o najbliższy sklep.

– Nie wiem – młodzieniec wysilał umysł by zadać jakieś konkretne, nie durne, pytanie.

– Szkoda – urzędnik powiedział lekko zawiedziony – Dziękuję za uwagę – zamachał parasolką – Dowidzenia – niespodziewany przybysz zniknął.

– Moment. Zaczekaj. Mam do ciebie kilka pytań – słowa te usłyszała tylko pustka – Przepadł… – wezbrała w nim wściekłość – Może mi ktoś łaskawie wytłumaczyć, co tutaj się dzieje? – cała ta sytuacja była surrealistyczna.

W tym samym miejscu co facet w meloniku i przy takim samym pyknięciu, zmaterializował się pulchny cherubinek.

– Hę? – całość powoli zaczęła przerastać pojmowanie Franka.

– Widziałeś gościa ubranego, jak urzędnik z łukiem w ręce? – aniołek dziecinnym głosikiem wyszczebiotał szybko pytanie.

– Tak. Możesz mi…

– Wiesz gdzie poszedł? – kolejna seria słów przerwała Frankowi.

– Nie. Co tu…

– To może wiesz, gdzie miał pójść?

– Do piekła. Czy teraz…

– Boże, tylko nie to! – spanikowany aniołek wytrzeszczył oczy, zamachał skrzydełkami i zniknął.

– Cholera jasna! – krzyknął Franek – Czy przypadkiem jak umarłem, to nie powinien się ktoś mną zainteresować?

Panująca cisza była wystarczająco wymowną odpowiedzią. Chłopak postanowił wyciągnąć z kieszeni telefon i posłuchać muzyki dla zabicia czasu, być może nawet wieczności. Sprzęt nie wyglądał tak jak przedtem. Telefon pokrywała misterna płaskorzeźba, a słuchawki również przypominały małe rzeźby, motywem przewodnim był danse makabre.

– Klimatyczne – założył słuchawki i puścił pierwszy lepszy utwór.

 

Odezwały się brzmienia muzyki metalowej. Tak przygotowany chciał ruszyć w dalszą drogę. Zrobił krok w przód, obraz przed oczyma zadrżał. Franek zatrzymał się.

– Co jest? – zrobił kolejny krok – Ciekawe – obraz znowu zadrżał, kolejny krok – Jednak nie jest to złudzenie – krok, obraz teraz całkiem drgał, rozmazując się przed oczyma, muzyka nadal grała.

Kolejny krok przyniósł całkowite rozmazanie widoku szarej kamiennej płyty.

Krok, widział teraz więcej kolorów.

Krok, zamiast rozmazanej plamy pustyni, ujrzał rozmazaną kolorową plamę.

Następne trzy szybkie kroki i zobaczył coś czego się kompletnie nie spodziewał.

Był na koncercie. Mimo założonych słuchawek, muzyka zdawała się brzmieć dookoła.

– Niesamowite – zdołał tylko wyszeptać Franek – Marzenia jednak się spełniają.

Jest na koncercie ulubionego zespołu, co prawda nie ma pojęcia, jak i dlaczego, ale najważniejsze, jest to że jest!

Zleciało mu kilka minut na świetnej zabawie, gdy zobaczył coś niezwykłego obok siebie. Powoli zaczynał się przyzwyczajać do dziwacznych rzeczy. Obok niego stał kościotrup ubrany w hawajską koszulę i takie same kolorowe szorty, na ramieniu opartą miał kosę. Szkielet popatrzył się na niego pustymi oczodołami. Franek ściągnął słuchawki, by usłyszeć co chce od niego przybyły. Rzeczywistość roztrzaskała się w szklane odłamki, znowu był na pustkowiu.

 

– Wybacz że tak długo musiałeś czekać – szkielet nawet nie poruszył szczęką – Wynikły drobne komplikacje.

– Jak się domyślam jesteś Śmiercią – Franek trochę nie wiedział jak się zachować, chyba nikt by nie wiedział.

– Dobrze się domyślasz – teraz szczęki się poruszyły. Śmiech który się rozległ, nie był wcale straszny. Głos i śmiech Śmierci mogły należeć do człowieka niezwykle pogodnego. Gdy się go słyszało, spokój, radość i otucha natychmiast ogarniały człowieka.

– Wcale nie jesteś taki jak cię opisują. Jedyne co się zgadza to kosa – Franek nie powstrzymał się od zwrócenia uwagi na te kilka szczegółów.

– A wolałbyś mnie takim?

Szkielet urósł znacznie, ubranie sczerniało, wydłużyło się i poszarpało na końcach. Aura strachu, cierpienia i braku nadziei, otoczyła istotę. Niebieskie ognie zapaliły się w jej oczodołach, a światło z nieba przygasło.

– Czy teraz wyglądam jak Śmierć? – jego głos dudnił w umyśle, chłopak miał wrażenie że nie ma żadnego ratunku, nic tylko wieczne potępienie.

– Jednak wolę cię w pogodnej wersji – głos mu drżał, teraz chciał tylko uciekać. Straszna wizja rozwiała się.

– Ja też – szkielet zagrzechotał strzepując z siebie pozostałe strzępki mroku.

– To znaczy, że ja nie żyję? – chciał się utwierdzić w smutnej prawdzie.

– Niezupełnie – minął moment jakby nabierał oddechu – Żyjesz, to są właśnie te pewne komplikacje, a powinieneś nie żyć.

– Co to właściwie znaczy? – Franek był zdezorientowany – To są chyba zaświaty, prawda?

– Mylisz się to nie są zaświaty, to Pomiędzy. Zaraz ci wytłumaczę – uprzedził pytanie młodzieńca – Zanim ci to wytłumaczę to proszę usiądź – powietrze zgęstniało i pociemniało – Pomiędzy to takie miejsce które – pojawiły się dwa wygodne fotele, stolik, dzban z wodą na nim i dwie szklanki – istnieje wszędzie, nigdzie i w każdym momencie – obaj usiedli – Trafiają tutaj dusze zmarłych, zanim dokonają przejścia do właściwych swoim wierzeniom zaświatów. Powiem ci jedną zabawną rzecz. Ateiści wierzą w to, że po śmierci będą tylko rozkładającym się białkiem, jest jeden problem, nadal są myślącym rozkładającym się białkiem. W efekcie dostają się do zaświatów w których egzystują jako zombi. Po przejściu wszystko jest możliwe. Powiem ci jeszcze jedną rzecz, twój świat, to tak naprawdę również jest zaświatami.

– Ziemia jest niebem dla jakiś istniejących i myślących istot? – Franek musiał się napić wody.

– Masz rację z tą różnicą, że również dla nieistniejących istot. Ciężko to wytłumaczyć. Pewna nacja wierzy że po Śmierci, którą ja nazywam przejściem, w niebie będzie zupełnie innymi istotami, niepamiętającymi nic szczególnego z poprzedniego życia. Istnienie również jest rzeczą sporną. Lepiej przyjąć istnienie nawet najbardziej absurdalnego świata, by nie być później zaskoczonym – Śmierć powiedziała to z przekonaniem prawdziwości swoich słów.

– Zabawne – Franek zastanawiał się na czym polega komplikacja związana z nim.

– Ja jestem przewodnikiem – kościotrup zaczął z innej beczki – Wyglądam tak, by istota która dokonuje przejścia, wiedziała kim jestem, a równocześnie obdarzyła mnie zaufaniem. Jest powód dla którego ci to wszystko mówię.

-Jaki?

– Tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Spotkałeś przypadkiem Tomasza Steina?

– Tak. Pojawił się na moment, uścisnąłem mu dłoń, spytał się którędy do piekła, zniknął, a zaraz potem pojawił się Amor, albo coś w tym stylu.

– Stein jest moim przyjacielem i najbardziej intrygującą istotą jaką kiedykolwiek spotkałem. Nigdy nie dokonał przejścia z moją pomocą. Przenosi się w czasie, przestrzeni i Pomiędzy, jakby nie było to o wiele trudniejsze od otwierania drzwi. Kiedyś spytałem go kim jest. Wiesz co odpowiedział?

– Nie mam pojęcia.

– Urzędnikiem. Oczywiście mu nie uwierzyłem. Najlepsze jest to, że nie jest on jedyny w swoim rodzaju, jemu podobnych jest kilkudziesięciu albo kilkuset. Jest jedyne miejsce do którego nie jest w stanie dostać się żadna istota ani ja, ani żadna inna równie mnie potężna istota, nawet Wszechmocny Stworzyciel. Tylko oni, to znaczy ci urzędnicy, tam się dostają. Tamci nazywają to miejsce URW.

– URW? Masz na myśli Boga? – zapytał podekscytowany.

– Uniwersum Rozbitego Wszechświata. Tak mam na myśli Boga, wiara jaką jest on darzony czyni go najpotężniejszym z nas. Mimo swej potęgi czuje respekt przed Tomaszem Steinem.

– To kim on do diabła jest?

– Nawet o nim nie wspominaj jeżeli będziesz przy Złym – Śmierć się zaśmiała – Wyobraź sobie, że wpakował go na pięćset lat do butelki, bo jakiś podrzędny demonolog z miliarda miliardów zaświatów sobie tego zażyczył. Stein dostał za to jakiś bestiariusz. Ma totalnego bzika na punkcie książek. Całe szczęście, że Zły jakoś się z nim ułożył i teraz obrywają jego podwładni.

– Dobra ale co ma to wszystko wspólnego ze mną?

– Gdy podałeś mu rękę został zakłócony normalny bieg rzeczy. Żyjesz, ale nie ma twojego ciała na ziemi. Jesteś ciałem i duszą w Pomiędzy. Jesteś wszędzie nigdzie i zawsze.

– Tak jak Bóg? – wezbrała w nim panika.

– Trochę gorzej, wyobraź sobie ile może istnieć zaświatów jeżeli każda istniejąca w nich istota wymyśli sobie swoje zaświaty, a istoty które są w tych zaświatach wymyślają kolejne. Nieskończoność, prawda? A ty właśnie jesteś w nich wszystkich. Bóg jest tylko w tej części w której w niego wierzy co najmniej jedna istota. Dodam jeszcze jedno, bakterie również trafiają do swojego nieba.

– Chyba jest mi niedobrze – Franek oklapł na fotelu.

– Wcale tobie się nie dziwię – Śmierć westchnęła głęboko – Nie mam pojęcia co teraz z tobą zrobić. Chyba przypadkiem stałeś się jednym z Urzędników – przerwał na oddech – mój młodzieńcze – dodał z troską.

– CO!? – tego Franek kompletnie się nie spodziewał.

– Jedyną istotą która mogłaby coś poradzić w tej sytuacji jest Tomasz Stein.

Koniec

Komentarze

Płaska, szara, popękana kamienna płyta rozciągała się aż po błękitny horyzont.
Zgubiłeś przecinek między popękana a kamienna.
Przed straceniem przytomności, szedł chodnikiem, obok starej jak świat kamienicy, sięgając do kieszeni po słuchawki i telefon
To zdanie jest epickie. Niby to poprawne, ale ilość zbędnych informacji przytłacza. Nie przeczytam neistety tego teksu. Nie dam rady, autorze. 

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Błąd poprawiłem. Na pewno nie dasz rady przeczytać? Wiem, od razu na początku takie błędy na pewno zniechęciły.

Epickie zdanie zmieniłem na nieco mniej przytłaczające :)

Witam Cię. Szybkie pytanie - grałeś w RPG? Zarówno gracze jak i MG często popełniają ten błąd: za dużo informacji, a zdania są nadmiernie rozbudowane.

"Telefon pokrywała misterna płaskorzeźba, a słuchawki również przypominały małe rzeźby, motywem przewodnim był danse makabre."

Niestety tekst czyta się przez to dosyć ciężko - do przeredagowania prawdopodobnie całość ;/

I taka podpowiedź: używając wyrażeń,nazwisk, nazw etc. sprawdzaj w google poprawną pisownie:

danse makabre - poprawnie danse macabre

Scherlock - poprawnie Sherlock (!)

Usiądź na spokojnie i przeczytaj tekst na głos - wtedy wychwycisz dziwnie brzmiące zdania, powtórzenia etc. Dobrą metodą jest też zlecenie czytania np. siostrze. Wtedy nie widzisz tekstu i możesz skupić się wyłącznie na słuchaniu.

A teraz do roboty :)

Muszę przyznać, że tak, jak poprzednio, mam co do tego tekstu mieszane uczucia. Z jednej strony podobają mi sie Twoje pmysły i subtelene poczucie humoru, ale z drugiej strony z warsztatem jest faktycznie tak sobie... Czasem mam wrażenie, że za szybko chcesz wyłożyć kawę na ławę i przekazać od razu wszystkie informacje, przez co robi sie trochę bałagan. Przystopuj, spróbuj zbudować klimat i przede wszystkim bardziej skupiaj się na tym, co piszesz.

www.portal.herbatkauheleny.pl

@Suzuki Co do wyłożenia kawy na ławę masz w 100% rację. Co do skupienia, często brak mi go. Głowa pełna pomysłów, które szybko odlatują w zapomnienie.
@palek Dzięki za rady, naprawdę przydatne.
Po za tym, dzięki za motywację.

Nowa Fantastyka