- Opowiadanie: nitras - Akademia Artystów

Akademia Artystów

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Akademia Artystów

Od Autora: Czekam na pozytywne jak i te krytyczne komentarze i oceny mojej pracy. Szczególnei na te drugie, które pomogą mi szlifować moje umiejętności(jeśli takowem mam) jak i pomogą w dalszym rozwoju historii.

 

 

Nad malowniczymi lasami Wschodniego Wybrzeża unosi się majestatyczna Akademia Artystów. Gdzie co rok od dwudziestu lat organizowana jest tu uroczystość na cześć Stanisława I, obecnego władcy Rial. Był jednym z najwybitniejszych uczniów, który podczas wojny stuletniej zaskarbił sobie łaskę ostatniego z rodu potomka królewskiego Dargul. Niestety król nie miał dzieci i wiedział już, że nie zostało mu wiele życia. Dlatego dekretem ustanowił szesnastoletniego Stanisława swoim następcą. Wielu lordów było niezadowolonych z tejże sytuacji i odmówiło złożenia przysięgi wierności nowemu królowi. W ten oto sposób w królestwie Rial miała początek wojna domowa trwająca dziesięć długich i wyczerpujących dla mieszkańców lat. Dzięki pomocy Akademii i Stanisławowi I udało się pokonać zdrajców i zaprowadzić pokój. Dziś wraz z początkiem roku szkolnego w murach akademii odbywa się huczna zabawa mająca powitać nowych uczniów i zabawić przyjezdnych gości.

Na ogromny placu przed sceną zdolnym pomieścić około trzech może czterech tysięcy ludzi, ustawione były stoiska z przekąskami, wśród nich największą furorę robiło sprzedające Dalekowschodnie potrawy. Woń grillowanych kiełbasek, smażonego sera i słodkich kuleczek ryżowych rozciągała się aż pod bramę wejściową uczelni. Od rana każdy student brał udział w ostatnich przygotowaniach do wielkiego spektaklu, mającego być punktem kulminacyjnym całej zabawy. Rektor Bohdan Krajevic pilnował by wszystko było dopięte na ostatni guzik, każdy instrument orkiestry czysty jak łza, a stroje każdego z tancerzy i aktorów dopasowane idealnie. Jedynym problemem była spóźnialska panna Merry Hock z drugiego roku, której to przypadła zaszczytna główna rola. Dziewczyna naprawdę nie miała za grosz poczucia czasu, nawet w tak ważny dzień jak „Święto Artystów", musiała gdzieś zniknąć i to na dziesięć minut przed spektaklem. Mijały cenne minuty, a po dziewczynie nie było ani śladu. Zaniepokojony, Bohdan przeklinał swoją lekkomyślność i głupotę. Zastanawiał się co go skłoniło by dać tę rolę tak nieodpowiedzialnej, aroganckiej, pyskatej, a jednocześnie urodziwej i sprytnej dziewczynie jak ona. Domyślał się że pewnie w dzień konkursu był pod wpływem hipnozy lub jakiegoś z ziół, z którymi eksperymentowało to dziewczę, ale żeby wsypać je rektorowi do porannej herbaty? To przechodziło wszelkie pojęcia. Nie było już czasu dlatego postanowił raz jeszcze powtórzyć wszystkim jak mają rozpocząć spektakl.

Gdy tylko podniesie się kurtyna rozpoczniecie grę, a ty Lindo zajmiesz rolę Merry – powiedział swym donośnym, niskim głosem, po czym zrzedł na przygotowane miejsce pod tuż sceną, gdzie siedział Stanisław I wraz z swymi wasalami.

- Mam nadzieję Bohdanie, że w tym roku spektakl będzie jeszcze lepszy niż poprzednio. – powiedział uśmiechając się.

Zapewniam cię Panie że tak będzie.

Czerwona kurtyna podniosła się powoli niczym smok z stuletniego snu, odkrywając nieoświetloną jeszcze scenę. Wszystkie latarnie przygasły, białe światło rozbłysło z zaklętych kryształów. Odgłosy poważnej muzyki zaczęły swoją wędrówkę po murach akademii, wtem na samym środku tuż przed publicznością prosto z chmury zielonkawego dymu wyłoniła się postać młodej kobiety o czerwonych włosach. Stała tuż przed królem trzymając miecz skierowany ostrzem ku ziemi. Mogło by się wydawać że twarz rektora płonie piekielnym ogniem z wściekłości, bo oto przed nim pojawiła się spóźnialska Merry. W tym samym momencie z poważnej muzyki, artyści przeszli na żwawa i bardziej luźną formę. Szybki rytm, nie pasował do planów Bohdana, jak również wejście artystki. Zaklęte kryształy które do tej pory wydawały tylko białe światło mieniły się kolorami czerwieni, żółci i zieleni. Merry zwinnie niczym sarna wskoczyła na scenę i zaczęła śpiewać, do rękojeści Dźwięcznego miecza.

– Dziś już wiem kim zostać chce,
Świat muzyki ogarnia serce me,
To w murach twych odkryłam swoje przeznaczenie,
Patrzcie proszę na mnie jak tańczę i śpiewam, by zabawić was,
Usłyszcie pieśń mego serca, niech uniesie was do nieba,
Spójrzcie w lewo, tam siedzą młode tancerki,
A po prawej grupa muzyków, nut nie znających,
Oni także znajdą swoje przeznaczenie,
Więc słuchajcie muzyki, niech niesie was do nieba,
Niech oświetli wam ścieżkę którą kroczyć będziecie,
Dziś już wiem że kochacie mnie,
Więc klaszczcie w dłonie razem ze mną gdyż zabawy nadszedł czas…
Przez następną godzinę śpiew i muzyka ani na chwilę nie ucichła, goście tańczyli wspólnie, bawiąc się jak dzieci. Król zaprosił nawet Samantę nauczycielkę salsy do tańca, który odbił się potem na jego stawie biodrowym. Rektor już zapomniał, o wściekłości do jakiej doprowadziła go Merry i przyłączył się do trwającej całą noc zabawy.

 

Koniec

Komentarze

No cóż, da się to czytać, ale do rewelacji daleko. Język masz względnie poprawny, w porównaniu z większością debiutantów, a to duża przewaga. Mam jednak wrażenie, że czasem na siłę starasz się ubarwić język, co prowadzi do powstania nieco przekombinowanych konstrukcji, jak te wymienione poniżej. To niepotrzebne. Pisz naturalnie i dużo czytaj. Twój język samorzutnie się wzbogaci i stanie się barwniejszy również w pisaniu. 

Temu konkretnemu tekstowi wyraźnie brakuje zakończenia. Co tu się właściwie stało? Otóż zacząłeś wstępem na temat świata przedstawionego, pozbawionym praktycznie znaczenia dla fabuły tekstu. Spokojnie możnaby go skrócić do 2-3 najważniejszych zdań. Resztą informacji lepiej jest wprowadzać małymi porcjami w toku akcji. Jest to bardziej interesujące, niedopowiedzenia przyciągają uwagę, a czytelnik nie jest męczony koniecznością przyswojenia podręcznikowych informacji w dużej ilości i to na samym wstępie, kiedy nie ma jeszcze bladego pojęcia, czy warto Cię czytać, czy nie.

Dalej następuje impreza. Znika główna aktorka, po czym pojawia się jak gdyby nigdy nic, śpiewa pieśń (która się osobliwie nawet nie rymuje - a szkoda) i koniec. Czy to naprawdę jest historia, którą opowiedziałbyś znajomym, żeby ich zaciekawić? Czy sam byłbyś zainteresowany taką opowieścią? Treść zdecydowanie do rozbudowy. Ale na początek nie jest źle. :)

Gdzie co roku od dwudziestu lat organizowana jest tu...
Albo "gdzie", albo "tu" - jedno z dwojga musi wylecieć.

wśród nich największą furorę robiło sprzedające Dalekowschodnie potrawy.
W tym zdaniu, ze względu na dopełnienie imiesłowem, konieczny jest podmiot, czy to synonim "stoiska", czy odpowiedni zaimek.

niczym smok ze stuletniego snu...

jak również wejście artystki.
Ten zwrot ustawia się raczej na początku zdania złożonego, niż na końcu. Tu bardziej pasowałoby "podobnie jak wejście artystki".

Dialogów nie pisze się kursywą tylko dlatego, że są dialogami. Lepiej zostawić ten rodzaj wyróżnienia na specjalne okazje, na przykład cytaty.

Dziękuje za uwagi poprawię się.

"Dzięki pomocy Akademii i Stanisławowi I udało się pokonać zdrajców i zaprowadzić pokój" - jeśli już decydujesz się na taką konstrukcję, przed drugim "i" stawić powinieneś przecinek. A w ogóle, czy nie lepiej brzmiałoby coś w stylu: "Dzięki pomocy akademii, Stanisławowi I udało się, zarówno pokonać zdrajców, jak i zaprowadzić pokój"?
"Dziś wraz z początkiem roku szkolnego w murach akademii odbywa się huczna zabawa mająca powitać nowych uczniów i zabawić przyjezdnych gości." - polecałbym dokładnie zapoznać się z zasadami interpunkcji. Wiem, że każdy ma z tym problemy na początku, ale naprawdę ma znaczenie, gdzie postawisz przecinek. To zdanie powinno wyglądać tak: "Dziś, wraz z początkiem roku szkolnego, w murach akademii odbywa się huczna zabawa, mająca powitać nowych uczniów i zabawić przyjezdnych gości".
"po czym zrzedł na przygotowane miejsce pod tuż sceną" - zszedł

Dobra, tak jak już wcześniej wspomniałem, interpunkcja u ciebie bardzo kuleje. Polecam zapoznanie się z lekturą tego: http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629734. Poza tym, widać, że dopiero zaczynasz przygodę z pisarstwem. Zdania budujesz troszkę topornie i momentami poniekąd nieczytelnie. To wrażenie pogłębia brak przecinków w wielu miejscach. Trudno jest mi dać ci teraz jakąś konkretną radę odnośnie stylu. Jedyne co mogę powiedzieć to, że powinieneś przeczytać kilka dobrych książek i przeanalizowaś sposób, w jaki swoją narrację prowadzą profesjonaliści. Poza tym, zawsze uważnie czytaj własne teksty, przed ewentualną publikacją. Nawet nie wiesz, jak wielu błędów można uniknąć, jeśli odstawi się tekst po napisaniu na jakiś czas, a potem przejrzy go dokładnie. Staraj się też czytać własne opowiadania na głos. To może pomóc ci wyłapać zdania, które nie brzmią najlepiej.
Warstwa fabularna również wymaga poprawy. Generalnie, im krótszy tekst piszesz, tym mocniejszy powinien mieć wydźwięk. Krótka forma literacka, z racji tego, że za mało w niej miejsca na wielkie wydarzenia, rozwój postaci czy kosmiczne zwroty akcji, powinna być treściwa i zawierać mocną puentę. Tutaj tego nie ma. Akcja gdzieś tam zmierza, ale - koniec końców - nigdzie nie dochodzi.
Pisząc teksty, zwłaszcza tak krótkie, powinieneś unikać informacji, które nie mają związku z fabułą. Ja na przykład, wolałbym przeczytać coś więcej o akademii, niż o historii króla, którego jedyna rola w opowiadaniu sprowadza się do wypowiedzenia jednej kwestii dialogowej. A jak już jesteśmy przy dialogach, nie ma potrzeby zapisywać ich kursywą. Wierz mi.

Podsumowując, pracy przed tobą ogrom. Z mojej strony proponuję wycieczkę do biblioteki przynajmniej raz w tygodniu i czytanie - naprawdę dużo czytania. No i równie wiele pisania. Rzymu nie zbudowano w jeden dzień, tak samo nikt nie rodzi się geniuszem. Jeśli włożysz w to wystarczająco dużo wysiłku, twoje pisarstwo może zajść daleko, ale - podkreślę to jeszcze raz - naprawdę wiele pracy przed tobą.



Co do książek to przeczytałem wszystkie tomy Świata Dysków, Pottera, sagi Diablo, Warcrafta, Eragona, Kronikę Smoczej Lancy, i opowiadania Sapkowskiego. Ostatnio czytałem tez Karaibską Krucjatę i Zwiadowców. Niobce są mi też książki osadzone w realiach D&D. Czytam dużo więcej niż moi rówieśnicy, i nie chodzi tu tylko o fantastykę.

No właśnie. Myślę, że między innymi w tym tkwi problem. Diablo, Warcraft czy D&D dobrze sprawdzają się, jako growe systemy, ale nie są literaturą najwyższej próby. Podobnie Dragonlance. Jeśli chodzi o Eragona - mimo wszystko - jest to książka, napisana przez piętnastolatka.
Jest to oczywiście tylko moje - możliwe, że niczym nieuzasadnione zdanie - ale sądzę, że z takimi książkami, nauczysz się pisać conajwyżej literaturę młodzieżową (co samo w sobie nie jest niczym złym). Wiesz, dobrze że czytasz - chwali ci się to niezmiernie (zwłaszcza znajomość Pratchette'a i Sapkowskiego), ale kiedy pisałem o książkach, miałem na myśli raczej klasyków (nie tylko fantastycznych) - Tolkien, Sienkiewicz, Lem. Zdecydowanie nie D&D, Diablo czy Warcraft. Zdecydowanie nie.

Lema, i Sienkiewicza czytałem do pracy maturalnej, natomiast Tolkiena uważam za jednego z najlepszych pisarzy, jednak nienawidzę Władcy Pierścieni, i nikt mnie nie zmusi do przeczytania tego. Naprawdę trudno było mi przebrnąć przez pierwsze 300 stron. Potem rzuciłem Tolkienem w kąt i do teraz stoi na półce. Może ktoś poleci dobre tytuły, najlepiej ocierające się o mitologie skandynawską. Choć sądzę, że jakiś dobry romans lub dramat romantyczny w klimacie fantasy też dobrze by mi zrobił.

Popełniłeś koszmarny błąd. We Władcy... ciężkie jest właśnie pierwszych 300 stron. Potem jest tylko lepiej, naprawdę. ;) A Hobbit? Silmarillion? Warto czytać Dukaja. Wprawdzie on gustuje raczej w SF, ale to pisarz naprawdę wysokiej klasy, chociaż trudny w odbiorze. Ze współczesnych polskich fantastyków, których zdarzyło mi się czytać, cenię też M. L. Kossakowską, rzuć okiem na Komudę. Choć nie przez wszystkich lubiany, moim zdaniem jest niezły, a z pewnością może Cię dużo nauczyć o staropolszczyźnie. Podobnie Sienkiewicz. Dobrze wspominam Prusa. Niestety nie kojarzę nikogo związanego ze skandynawskimi klimatami, ale jeśli Cię interesują, na pewno waro rzucić okiem na tekścik, który niedawno się tu ukazał, pt. Storrada.

Nie obraź się, ale Dragonlance, podobnie jak inne książki związane z popularnymi grami, to masowo produkowane przystawki, a co za tym idzie, chłam. Trochę tego kiedyś przeczytałem, wiem, co mówię. Czytaj je, jeśli Ci się podobają, ale lepiej nie bierz z nich przykładu. Mnie spaczyły do tego stopnia, że nabieram podejrzeń, ilekroć widzę w tekście literackim nazwy wyraźnie nie pochodzące z żadnego ludzkiego języka, zwłaszcza rojące się od niepolskich liter i apostrofów. Podobnie, gdy mowa jest o elfach, krasnoludach, niziołkach i innych istotach, które dzięki Tolkienowi weszły do kultury masowej.

Dziękuje za komentarze. Przeczytam jeszcze trochę lepszej literatury, może nawet skończę Władcę. A gdy już tego dokonam wrócę do pisania.

Nie musisz przerywać pisania na ten czas. Z każdym kolejnym tekstem też się uczysz. Zwłaszcza jeśli dasz go ludziom do poczytania. ;)

Dziękuje, w takim razie postaram się poprawić w trakcie pisania, kolejnych fragmentów(piszę w fragmentach z powodu braku czasu). Sięgnę jeszcze raz również po Świat Dysków, Hobbita i książki Mortki, które zapadły mi w pamięci.

Nowa Fantastyka