- Opowiadanie: BuryZenek - Esker

Esker

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Esker

-Czy to prawda?

-Tak, ekscelencjo. Członkowie sekty Płonącego Krzyża dotarli nawet tutaj. – powiedziała istota o nadzwyczaj jasnej, lecz nie bladej skórze. Istota miała na sobie białą, zdobioną złotem i błękitnymi wstawkami, na które założony był srebrzysty napierśnik, z ramionami i krótką spódniczką wykonaną z łusek z tego samego mariału. Zza pleców wystawały wielkie, rozłożone białe skrzydła. Istota zdawała się lecieć nad podłogą, jednak nie poruszała skrzydłami. Bose stopy zwisały bezładnie. Wielki, biały kaptur zasłaniał twarz istoty, jednak jej świetliste oczy wyglądały spod jego mroku uważnie. Złote światło jej oczu przeniosło się prosto na Ekscelencję – wyglądającą podobnie istotę, jednak z odrzuconym na plecy kapturem, który ukazał twarz hardą i skupioną, a zarazem piękną. Włosy istoty– – koloru srebrnego – opadały lekko na czoło i zakrywały uszy, ukazując tylko ich lekko spiczasty koniec. Oczy za to miała niebieskie, jednak nie tak świetliste. Obie istoty zatrzymały się na chwilę.

-Jak? – zapytał Ekscelencja.

-Prawdopodobnie ktoś otworzył bramę do naszego Dominium. Nie ustaliliśmy jeszcze miejsca jej pojawienia się, jednak pracujemy nad tym. – odpowiedziała złotooka istota.

-Jakie mamy straty?

-Około trzystu Wiernych i dwóch braci. No i oddział zdrajców, pięćdziesięciu byłych braci.

 

Ekscelencja zamyślił się ponownie. Jeśli dobrze zrozumiał, stu heretyków prowadzonych przez byłego brata, Ihtiusa, zdołała jakimś cudem otworzyć bramę do Dominium Jedynego, aby dać przejść przez nią kolejnym zdrajcom, by ci szerzyli zamęt na domenie śmiertelnych. Ostatnio kilka razy zdarzyło się uciec kilku byłym braciom, jednak tylko w domenie śmiertelnych – nikt jeszcze nie postąpił tak bezczelnie!

 

-Szykuje się wojna? – zapytała złotooka istota.

-Tak – odpowiedział po zastanowieniu. Szybko obmyślił plan działania.

-Bracie Sekstusie, dajcie znać Wielkiemu Archaniołowi Dominicowi, żeby zbierał zastępy Braci. – rozkazał Ekscelencja.

-Tak jest, ekscelencjo. – skłonił nisko głowę.

-Ponadto przyszykuj ceremonię zesłania wizji. Będzie trzeba obudzić kilku naszych agentów… oraz powiadomić patriarchę Bernetta, że czas oczyścić jego śmiertelną domenę. Będzie musiał zebrać armię. Wykonajcie polecenie, bracie. – powiedział, po czym uniósł się wyżej i poleciał w stronę Cytadeli, ogromnego, białej twierdzy położonej na chmurze. Złotooki anioł popatrzył na lot Ekscelencji, po czym wyjął zza napierśnika niewielkie lusterko

 

-Wszystko zgodnie z planem, mistrzu. Ekscelencja działa jak przewidziałeś. Ostateczne rozwiązanie czas zacząć! – powiedział do lusterka, po czym schował je na swoje miejsce.

-A teraz… wróćmy do wykonywania obowiązków.

 

 

 

***

 

Eskerze…

Hę?

Eskerze, to my.

Wy… tak, niechaj Jedyny trzyma nas w swej opiece!

Widzę, że zachowałeś wiarę… dobrze, potrzebujemy cię.

Wszystko, co każecie, panie.

Dobrze… jak zapewne wiesz, ci heretycy z kościoła Płonącego Krzyża kręcą się po tym świecie i nawracają innych na swą wiarę. Powinieneś wiedzieć, kim oni są. Ich kapłani to wyznawcy diabłów i demonów, które chcą przejąć władzę nad tym światem. Nie mają żadnego powiązania z Domeną Jedynego, nie to co ty i inni wierni Jego woli. Gdy się obudzisz, udaj się do kościoła Jedynego Wyzwoliciela. Udaj się do podziemnych komnat, w których odprawiana jest ich msza. Nie będziesz sam, pomoże ci jeszcze dwóch Wiernych. Będą na ciebie czekać. Niech Jedyny przyczyni się do naszego zwycięstwa!

 

 

 

***

 

 

Esker obudził się nagle w swoim łóżku. Nie pamiętał snu, nie licząc słów anioła. Nie słyszał go pierwszy raz. Już wiele razy wykonywał ich polecenia. Szybko ubrał brązowe spodnie oraz koszulę, na które nałożył koszulkę kolczą, oraz stalowe ochraniacze na nogi i ręce. Zawiązał sobie na twarzy prostą maskę z jakiejś szmaty koloru resztu stroju, po czym narzucił sobie na plecy identycznego koloru płaszcz z kapturem, który szybko nałożył. Za pas zatknął lekko zakrzywiony długi, jednoscieczny miecz oraz krótki, obosieczny miecz. Do buta z wysoką cholewką wsunął nóż.

 

Po chwili znajdował się już na ulicy, wędrując w stronę kościoła Jedynego Wyzwoliciela. Drzwi były otwarte, więc wszedł powoli i ostrożnie. Nikogo nie było w żadnej z naw ani przy ołtarzu, ruszył więc śmiało w stronę zejścia do podziemi. Schodził powoli i cicho, nasłuchując. Z niewiadomych przyczyn widział w mroku dużo lepiej, niż normalny człowiek, więc gdy pod drzwiami, z których dochodził mruk zobaczył siedzących w całkowitym dla normalnego człowieka mroku dwóch mężczyzn podobnie ubranych do niego – z tym, że jeden trzymał w rękach kuszę samopowtarzalną, a drugi garłacz. Ten od kuszy miał przy pasie dwa krótkie miecze, a ten od garłacza miecz bastardowy. Wszyscy skinęli sobie głowami, po czym wyjęli z kieszeni krucyfiksy Jedynego – długie złote łańcuchy owinęli sobie wokół lewych rąk tak, by z okolic nadgarstka zwisał sam krucyfiks – krzyż, którego pionowa belka była ostrzem miecza. Gdy byli gotowi, uchylili lekko drzwi.

 

W chwili, gdy kapłan ubrany w czerwone szaty z czerwonym kapturem, wygłaszając inkantacje w nieznanym języku, podcinał sztyletem-czerwonym krucyfiksem z falowanym ostrzem gardło…

 

-Nie, to niemożliwe…– szepnął zdumiony.

 

…podcinał gardło aniołowi trzymanemu przez dwóch barczystych akolitów, trzymających jednocześnie wielkie miecze o podobnym wyglądzie co sztylet kapłana. W momencie, gdy jasnoczerwona krew anioła spłynęła na kamienny ołtarz, czerwone światło oślepiło wszystkich na moment. Gdy już wszyscy odzyskali wzrok, ciała ani krwi anioła już nie było widać, tak samo jak tajemniczego kapłana. Liczni akolici zgromadzeni w komnacie zaczęli powoli wstawać i chyba szykować się do wyjścia, szepcząc między sobą ożywionymi głosami.

 

-Nie pozwólmy im wyść. – mruknał Wierny z garłaczem, po czym wyskoczył zza drzwi i strzelił w tłum.

 

Ołowiane kulki i kawałki metalu skosiły momentalnie kilka osób, kilka poraniło. W tym momencie zza drzwi wyskoczył Wierny z kuszą, po czym szybko przeładowując akolitów. Padło pięciu, tyle, ile bełtów wystrzelił. W tym momencie Esker wyszedł zza drzwi, trzymając w ręce łańcuch z krucyfiksem i zaintonował modlitwę.

 

-Jedyny, niechaj wiara twych Wiernych wspomoże nas w walce z heretykami. Spraw, aby nasza wiara stała się naszą tarczą! – ledwie to powiedział, musiał się uchylić przed potężnym ciosem dwuręcznego miecza jednego z akolitów stojącego wcześniej przy ołtarzu. Wyszarpnął szybko oba miecze, z czego ten dłuższy tak, by zadać jednocześnie cięcie w brzuch ochroniarza. Oberwał on, jednak w wbrew oczekiwaniom nieco zbyt płytko, więc musiał szybko odskoczyć w bok, zanim miecz ochroniarza przepołowił mu głowę. Po skoku odbił się od ściany, po czym z impetem wbił ochroniarzowi miecz aż po gardę w brzuch. Tymczasem pozostali dwaj Wierni odrzucili kuszę i garłacz, i wycięli wszystkich pozostałych, oprócz drugiego ochroniarza. Po wyjęciu miecza Esker rzucił się do walki z drugim, jednak jakiś cudem ocalały akolita rzucił się na niego z nożem. Mieczem długim odciął rękę trzymającą nóż, a krótkim chlasnął przeciwnika w bark, przecinając kręgosłup.

 

Jednak by to zrobić, musiał ustawić się tyłem do ochroniarza.

 

Jedyny słucha modlitw swych Wiernych, dlatego miecz osiłka nie przeciął go na pół, tylko odrzucił w tył z ledwie przeciętą skórą. Jednak podczas upadku uderzył mocno głową w kant czworobocznej kolumny, rozbijając sobie głowę.

 

 

***

 

 

Gdy się obudził, ujżał wielką jasność, która po chwili przygasła, pozwalając mu się rozejrzeć.

Wokół nie było nic, wszędzie było biało… poza odwróconym do niego plecami aniołem, lewitującego z bosymi stopami nad podłogą… o ile tu była podłoga.

 

-Czy… czy ja umarłem? – zapytał dotykając tyłu głowy. Nie wyczuł dziury w głowie, ani nie zauważył rozcięcia na brzuchu.

-Na to wygląda… – odpowiedział głębokim głosem anioł.

-Ja… widziałem…

-Wiem, co widziałeś, człowieku. Śledziłem cię uważnie.

 

Esker skłonił głowę. Czyżbym dostąpił zaszczytu i to był mój Anioł Stróż?

 

-Ale… – rzekł anioł, powoli się odwracając się, ukazując swoje złociste oczy wyglądające spod kaptura zasłaniającego twarz – Twój czas jeszcze nie nadszedł. Możesz wracać.

 

Ciemność.

Koniec

Komentarze

"Istota miała na sobie białą, zdobioną złotem i błękitnymi wstawkami, na które założony był srebrzysty napierśnik," - białą co?

"wykonaną z łusek z tego samego mariału". - chciałabym mieć coś z mariału... to równie rzadki materiał co orichalk.

"prowadzonych przez byłego brata, Ihtiusa, zdołał" - zdołało.

"żeby zbierał zastępy Braci. - rozkazał Ekscelencja." - tu jest błąd, który pojawia się bez przerwy. Albo decydujesz się na kropkę i jedziesz opis od nowej linijki, z wielkiej litery, albo wywalasz kropkę z dialogu.

-"Ponadto przyszykuj ceremonię zesłania wizji. Będzie trzeba obudzić kilku naszych agentów... oraz powiadomić patriarchę Bernetta, że czas oczyścić jego śmiertelną domenę. Będzie musiał zebrać armię. Wykonajcie polecenie, bracie." - Przyszykuj i wykonajcie w jednym zestawie, musisz zdecydować się na jedną osobę, albo pojedyncza, albo mnoga.

"poleciał w stronę Cytadeli, ogromnego, białej twierdzy położonej na chmurze." - albo ogromnego i białego zamczyska, albo ogromnej i białej twierdzy.

Przepraszam, ale dalej nie mogę, trudno się skupić na fabule i jednocześnie poradzić, co trzeba poprawić...

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Zawiązał sobie na twarzy prostą maskę z jakiejś szmaty koloru resztu stroju, po czym narzucił sobie na plecy identycznego koloru płaszcz z kapturem, który szybko nałożył. Za pas zatknął lekko zakrzywiony długi, jednoscieczny miecz oraz krótki, obosieczny miecz.
---------------------------
Zawiązał na twarzy (bez swojej, zbędne doprecyzowanie, przecież ubierał się sam, własnoręcznie) prostą maskę z kawałka materiału koloru reszty stroju (szmata jako maska? nie stać go było na nic lepszego, nie miał naszykowanej jakiejś chusty?), po czym narzucił płaszcz z kapturem, który szybko nasunął. (bez sobie, bo komu innemu, i bez pleców, bo naprawdę bardzo mało kto poza pomyleńcami próbuje nałożyć płaszcz na nogi albo tyłem do przodu) Za pas zatknął dwa miecze, jeden długi, jerdnosieczny, i krótki obosieczny. (tak sobie za pas zatknął? zwykle jakieś pochwy służą do tego...)
Czy te zmiany, bynajmniej nie wyszukane i wypracowane w pocie czoła, mówią Tobie coś o poziomie Twej sprawności językowej? A ta sprawnośc to połowa sukcesu...

"Złote światło jej oczu przeniosło się prosto na Ekscelencję - wyglądającą podobnie istotę, jednak z odrzuconym na plecy kapturem, który ukazał twarz hardą i skupioną, a zarazem piękną."
Kaptur też miał twarz? Drogi Autorze - musisz zwaracąc uwage na to, co piszesz... bo wychodzą śmiesznostki na konkurs " Grafomania". .

No tak, jeśli miałbym być szczery, nie jest najlepiej. Opowiadanie napisane jest kiepsko, konstrukcja zdań jest nieporadna, a język nienajlepszy. Polecałbym korzystać ze słownika synonimów. Słowo "istota" ma ich napewno wiele. Poza tym, długie opisy trochę ci nie wychodzą, nie wspominając o tym, że właściwie są niepotrzebne. Widzisz, opisy mają to do siebie, że hamują akcję - jeśli umiejętnie wykorzystuje się ten fakt, można zrobić naprawdę fajne rzeczy. Tobie niestety to nie wychodzi. Z resztą, po co tu tyle tak długich opisów? I dlaczego ograniczają się tylko do wyglądu postaci?
Fabularnie, twój tekst rówież mnie nie powala.
A, naprawdę fajnie byłoby, gdybyś czytał własne opowiadania przed publikacją. Ustrzegłbyś się wielu durnych błędów. Poza tym, warto byłoby zapoznać się z tematem http://www.fantastyka.pl/10,4550.html, ażeby chociażby zapisywać poprawnie dialogi.

Bardzo słabe, niestety. Fabuła - niezrozumiała  - kto, z kim i dlaczego? Kim jest bohater - piorun wie i Autor. Opis walki wzbudził we mnie salwę śmiechu. W jednej ręce miecz, w drugiej szabla - no, no, szkoda, że nigdy wcześniej w praktyce nie wykorzystano tego pomysłu. Zmiana konstrukcji rapiera spowodowala wyeliminowanie sztyletu - lewaka, a to byl tylko ciutkę dluższy nóz, tak na dobrą sprawę... Zdania - nieporadne, niektóre śmieszą. 
Do obejrzenia " Siedmiu samurajów" - Kurosawy; w tym filmie dobrze pokazano technikę walki długą, białą bronią. 
Dużo pracy przed Autorem.
Pozdrowienia.
2/6

Zaznaczam swoją obecność.

Autorze: dużo czytaj i poćwicz logiczne myślenie, dopiero potem zabieraj się za pisanie. Przy okazji  - co już zaznaczył choćby Vyzart - zwróć uwagę na konstrukcję dialogów, bo tu jest niepoprawna (w tym celu albo po prostu sprawdź, jak dialogi zapisuje się w książkach, albo zajrzyj do wspomnianego wątku w Hyde Parku).

Życzę zatem dużo wytrwałości i jeszcze więcej ćwiczeń. Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Podpisuję się pod tym, co napisali powyżej użytkownicy. 
Rany, jesteście jak spęy, wszystko wyjedli, nic nie zostało. Nie rozdziobią nas kruki... 
;) 

txt jest tak czerstwy, ze liczne bledy dodaja mu tylko uroku jako lolkontent
3/10 

Nowa Fantastyka