- Opowiadanie: Bugs Styks - Eksplorator

Eksplorator

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Eksplorator

– Rozbrajasz mnie – stęknął Carl, opanowany nagłym napadem wesołości. Jego donośny rechot rozbrzmiał, niosąc się lekkim echem. Towarzysz spojrzał mu w oczy z udawanym oburzeniem, jakby widział w postawie przyjaciela coś bardzo nieodpowiedniego.

– Twoje zachowanie jest zupełnie nie na miejscu. Zdajesz sobie chyba sprawę, że twój życiowy kompan, niezastąpiony kamrat, zaraz zakończy swój nędzny żywot. – żachnął się Leo.

Carl zmarszczył brwi w szczerym rozbawieniu.

– Och, zamknij się. To nie ty robisz dzisiaj za przyzwoitkę. Zdaje mi się bowiem, że to ja zostałem obarczony przez ciebie tą rolą.

Zmierzali ku krawędzi skalistego klifu.

Obaj panowie prezentowali typ klasycznych, renesansowych uczonych, ogarniętych żądzą poznania. Na co dzień ich wizja świata ograniczała się wyłącznie do twierdzeń, niepojętych modeli oraz osobliwych hipotez, które najpierw, sami przed sobą stawiali, a następnie, na drodze badań i eksperymentów starali się w miarę możliwości uwierzytelnić. Można by rzec, że nie zawsze z pożądanym skutkiem. Uchodzili za szalonych intelektualistów, wykorzystujących w swoich pracach nawet najbardziej niekonwencjonalne metody. To wyraźnie odbiło się rykoszetem na ich psychice. W środowisku, w którym tworzyli, jak i w wyższych kręgach uczonych postrzegani byli jako szaleni maniacy, mizantropi, kompletnie nieprzystosowani do życia w grupie. Jednak pomimo wszystkich wad, jakie uobecniali, nie można było uznać tej pary za pozbawioną resztek rozumu czy racjonalności prowadzonych przez nich praktyk.

Sucha, jesienna trawa skrzypiała pod ich stopami. Zachodzące słońce nadawało miejscu niezwykłą, mistyczną poświatę. Powoli zbliżali się do celu swej podróży.

Wreszcie zatrzymali się. Spienione, morskie fale rozbijały się o ostre jak brzytwa skały. Delikatna bryza musnęła pomarszczone twarze starców, niosąc ze sobą świeże, rześkie powietrze.

– Co jest doktorku? – Leo szturchnął lekko towarzysza, poczym przemówił dramatycznym tonem – Dziś świat żegna jednego z najwybitniejszych myślicieli swoich czasów. Naukowca, który na stałe wpisał się w karty historii, wyprzedzając swoich kolegów o całe epoki, w dziedzinach takich jak medycyna, astronomia, fizyka etc., etc., etc…. Przez wielu zwany umysłem milenium, przez pozostałych tytułowany lordem wszechnauk– zadeklamował.

Całości komizmu sytuacji dopełniła nader wymowna gestykulacja, którą raczył zademonstrować podczas swego nastrojowego monologu. Kompan spojrzał na niego z dezaprobatą.

– Dobra. Kończmy tę błazenadę – oznajmił w końcu. – Wiesz, co masz robić. Niech wszyscy myślą, że to wypadek. Sadzę, że nietrudno będzie im w to uwierzyć, biorąc pod uwagę nasze dotychczasowe wybryki – urwał na moment – Nasz ostatni eksperyment. Nasza chwila prawdy. Nasz finał…

– Uważaj na siebie – przerwał mu Carl.

– Lepiej martw się o swój tyłek – odgryzł się Leo. Twarz wykrzywił mu łobuzerski uśmiech.

Przygotowanie się, zajęło mu kilka minut.

– To ja spadam – zdążył jeszcze powiedzieć, nim runął w morskie otchłanie, z wielkim głazem przywiązanym do kostki.

~

Carl, pogrążony w konsternacji, trwał jeszcze przez chwilę na skraju urwiska.

W końcu pisk mewy przelatującej mu nad głową zdołał wyrwać go ze stanu osłupienia. Zerknął na ramię. Na rękawie tuniki malowała się cuchnąca, biała plama.

– Cholerny ptak… – mruknął gniewnie pod nosem.

Obrócił się na pięcie i żwawym krokiem ruszył w drogę powrotną.

 

***

 

Leonardo skończył właśnie porządkować pliki pergaminów. Spojrzał na przyjaciela. Ten siedział w rogu pokoju, zatopiony w myślach. Usilnie wpatrywał się w przedmiot spoczywający w jego suchej dłoni. Pierścień Atlantów.

– Jesteś pewien, że to jest to?– spytał, nie odrywając wzroku od bransolety.

– Całkowicie – odparł z powagą Leo.

– Po tylu latach, dzierżę w ręku to, co stanowiło obiekt moich pożądań. Cierpliwość popłaca – westchnął – No to co robimy jutro? – rzucił entuzjastycznym tonem.

– To samo, co zawsze, Carl. Będziemy opanowywać świat.

 

***

 

Promienie słońca wdarły się leniwie do celi. Za więzienną kratą rozległy się ciężkie stąpania. Zwalisty gwardzista uchylił niewielkie okienko, znajdujące się po lewej stronie drzwi. Głośny brzęk kluczy, potrząsanych intensywnie ręką strażnika zbudził więźniów.

– Wstawać, kanalie! – ryknął wściekle – Jedzenie!

Pchnął w ich stronę dwie drewniane michy napełnione trudną do zidentyfikowania breją.

– Dziś specjalność szefa kuchni. Z myślą o naszych jajogłowych kolegach, danie, które niejedną zakutą łepetynę przyprawi o zawroty głowy i drżenie świadomości. Dwieście złotych dukatów dla tego, który poda skład mazi, od dzisiaj zwanej przez was śniadaniem. Ha! – zagrzmiał strażnik.

Obrzucił ich gniewnym spojrzeniem, poczym ruszył dalej więziennym korytarzem. Carl i Leo jakimś cudem zwlekli się ze stelaży. Pomimo wyraźnego sprzeciwu obolałych mięśni, zdołali doczołgać się do naczyń z wystygłym już posiłkiem. Żołądek kurczył im się z głodu. Łapczywie pochłaniali każdy kęs szarej papki, niewiadomego pochodzenia. Ale to nie miało znaczenia. Ważne, by zapchało irytującą pustkę.

Wydarzenia poprzedniej nocy zapisały się mgliście w pamięci starców. Pod zarzutem licznych rozbojów, niszczenia mienia oraz włamania do budynków rządowych, zostali zatrzymani przez gwardię i deportowani do więzienia na obrzeżach miasta. W najbliższych dniach pretor Justyn miał zadecydować o przyszłości delikwentów.

– Mam nadzieję, że było warto – westchnął ze znużeniem Leonardo.

– Z pewnością. Jeszcze dzień, dwa i trafimy do celu. Odkrywcy tysiąclecia, tak nas będą zwać – mruknął niezrozumiale Carl, plując jedzeniem po twarzy kolegi.

~

Według map, wykradzionych z antykwariatu miejskiego, tajemniczy tunel łączący dwa światy, znajdował się dokładnie pod budynkiem więzienia. Dzięki starożytnym tekstom, odnalezionym w bibliotece, Carl i Leo wywnioskowali również, że do otwarcia bramy, znajdującej się na końcu podziemnego korytarza, potrzebny jest artefakt spoczywający od wieków na dnie morza, w jednej z zatopionych świątyń. O ile odnalezienie pierścienia, nie stanowiło problemu, o tyle dostanie się do najlepiej strzeżonego budynku miasta, uchodziło pod nie lada wyczyn. Jedynym sposobem na przekroczenie progu więzienia było w pełni świadome pogwałcenie prawa, skutkujące natychmiastową zsyłką za kratki.

~

Łysy strażnik poprowadził skrępowanych łańcuchami jegomości w głąb budynku. Zatrzymali się dopiero, gdy ich drogę zagrodziły wielkie dębowe drzwi.

– Do środka – polecił gwardzista, uchylając wrota.

Znaleźli się w wielkiej sali oświetlonej przez dziesiątki pochodni. Na podwyższeniu, za masywnym biurkiem siedział pochylony nad pergaminami drobnej postury starzec. Machał beztrosko nogami, pogwizdując przy tym cicho.

– Kogo my tu mamy? – zaczął wreszcie – Ach tak, nasze nadworne mole książkowe. Co? Znudziły się wam bajeczki? Znaleźliście sobie nową zabawę, tak?…

Carl przysunął się lekko do towarzysza.

– Teraz – szepnął.

Leo upadł.

– Hej, co z tobą?! – Carl potrząsnął ramieniem kolegi – Zemdlał! Daj wodę! Szybko!

Pretor wstał, chwycił dzban stojący na szafce obok biurka i ruszył w stronę nieprzytomnego.

– Rozepnij mi kajdany! Musimy go przenieść. – poprosił więzień.

Justyn wykonał prośbę. Podał w amoku klucz Carlowi.

Sekundę potem, leżał już na posadzce, ogłuszony swoją własną laską.

– Niezły cios – stwierdził cudem ozdrowiały Leonardo.

– Niezła scena – odpowiedział, uwalniając przyjaciela – Ruszajmy! – nakazał.

Wybrali trzecie drzwi, prowadzące do podziemnych lochów twierdzy. Biegli prędko, przeskakując, co drugi stopień schodów.

Po kilki minutach dosłyszeli trąby i gwizdy strażników.

– Oho! Chyba nasza papuga wróciła z krainy snów. Biegiem. Podnieśli już larum. – stęknął zasapany Carl.

Doskonale znali drogę. Orientowali się na każdym zakręcie, trafnie podejmując decyzje, dotyczące wyboru drogi.

Po kilku chwilach morderczego sprintu, zatrzymali się.

– To chyba tu – oznajmił Leo.

– Tak, tutaj jest właz. Pomóż mi – polecił koledze.

Wspólnie odciągnęli żelazną klapę.

– Zejdź pierwszy. Odbierzesz pochodnię – zarządził Carl, zasuwając za sobą odrzwia. Zamknął je od środka.

Ogarnęła ich nieprzenikniona ciemność. Kurczowo obejmując drabinę, rozpoczęli mozolną podróż w dół przesmyku.

– Trzy, dwa, jeden – wyliczył Leo, zanim jego noga dotknęła podłoża. Zapamiętał wszystko.

Rozpalili pochodnie, używając krzesiwa, zabranego przy okazji z sali rozpraw. Gdy tylko światło łuczywa rozgoniło ziejącą czernią pustkę, oczom ich ukazał się kamienny tunel wysoki na dwa metry, na tyle jednak szeroki, że pomieściłby spokojnie trzy tuziny osób maszerujących ramię w ramię. Miejsce, w którym się znaleźli, pełne było wilgoci i ohydnego fetoru, unoszącego się w powietrzu.

– Naprzód – rzucił Carl, drżąc z podniecenia.

~

– Eureka! – ryknęli równocześnie.

Drogę zagrodziła im brama, pokryta tajemniczymi wzorami. Zdawała się emanować lekkim, niebieskim blaskiem. W centralnej części drzwi, znajdował się otwór rozmiarów zaciśniętej pięści.

Leonardo spojrzał na kompana.

– Daj bransoletę – polecił.

Carl sięgnął pod tunikę. Pogrzebał w bieliźnie i wyciągnął niepozorny, metalowy pierścień. Podał go wspólnikowi, który natychmiast umieścił go w zagłębieniu.

Cisza.

Wnet rozległ się trzask. Ściany zadrżały. Oślepił ich strumień światła, wydostający się z miejsca, gdzie jeszcze przed momentem stały wrota.

Wstrząs ustał. Odsłonili oczy.

– Kto ostatni, ten gasi światło! – krzyknął uradowany Leo.

Wbiegli do wnętrza jamy.

 

Koniec

Komentarze

" Po tylu latach, dzierżę w ręku to, co stanowiło obiekt moich pożądań." Dlaczego tak statycznie rozbudowywać zdanie? 
 "Po tylu latach dzierżę w ręku obiekt moich pożądań". I chyba brzmi lepiej ...
W pozostałych zdaniach - podobnie.  
Pozdro.

Według mnie fragment zaczynający się od słów: Według map, wykradzionych z antykwariatu miejskiego (...) mogłeś rozpisać trochę inaczej. Sposób jakim się posłużyłeś do wyjaśnienia miejsca położenia owego tunelu łączącego dwa światy jest, jak na moje oko zbyt "surowy". Wolałbym, ażebym te informacje uzyskał w toku fabuły, okraszone jakąś konkretną sytuacją.
Scena fortelu zbyt naiwna i w efekcie wzbudziła we mnie lekką konfuzję. Poza tym powieliłeś tylko utarty już schemat sprytnej ucieczki; gdybyś obmyślił bardziej skomplikowaną intrygę, opowiadanie wiele by zyskało w oczach czytelnika, gdyż jest to poniekąd moment decydujący o powodzeniu planu bohaterów. A i zakończenie jakby zwiastowało ciąg dalszy...? 

„Jego donośny rechot rozbrzmiał, niosąc się lekkim echem." - To zdanie brzmi po prostu nie tak...




„- Zdajesz sobie chyba sprawę, że twój życiowy kompan, niezastąpiony kamrat, zaraz zakończy swój nędzny żywot. - żachnął się Leo." - zbędna kropka po „żywot".




„Zmierzali ku krawędzi skalistego klifu." - A ile widziałeś klifów, które nie zostały wyrzeźbione w skale...?




„...a następnie, na drodze badań i eksperymentów starali się w miarę możliwości uwierzytelnić." - Brakuje przecinka po „eksperymentów".




„W środowisku, w którym tworzyli, jak i w wyższych kręgach uczonych postrzegani byli jako..." - Brakuje przecinka po „uczonych".




„Spienione, morskie fale rozbijały się..." - tu z kolei raczej zrezygnowałabym z przecinka.




„- Co jest doktorku? - Leo szturchnął lekko towarzysza, poczym przemówił dramatycznym tonem - Dziś świat żegna jednego z najwybitniejszych myślicieli swoich czasów." - Brakuje przecinka przed „doktorku". „Po czym" pisze się rozdzielnie. Brakuje dwukropka po „tonem".




„...przez pozostałych tytułowany lordem wszechnauk- zadeklamował." - Brak spacji przed myślnikiem.




„...biorąc pod uwagę nasze dotychczasowe wybryki - urwał na moment - Nasz ostatni eksperyment..." - Brak kropki po „moment".




„Przygotowanie się, zajęło mu kilka minut." - Zbędny przecinek.




Ok, dalszych przecinków oraz błędnych zapisów w dialogach wymieniać mi się nie chce. Ale jest ich sporo.




Pierścień jest bransoletą...? Oj, chłopie...




„Promienie słońca wdarły się leniwie do celi." Wdzieranie jakoś nie kojarzy mi się z lenistwem. Raczej sugeruje gwałtowność i pośpiech właśnie...




„...o tyle dostanie się do najlepiej strzeżonego budynku miasta, uchodziło pod nie lada wyczyn." - Uchodziło ZA wyczyn.




Strasznie to niewiarygodne. Już pal licho skąd wiedzieli, do którego więzienia trafią, ale scena w której dwóch więźniów jest sam na sam z urzędnikiem, bez żadnych strażników, i w tak durny sposób łatwiutko i szybciutko się wyswobadzają... Okropna, bo niewiarygodna i sztuczna.




„Po kilki minutach dosłyszeli trąby..." - literówka.




„- To chyba tu - oznajmił Leo.
- Tak, tutaj jest właz. Pomóż mi - polecił koledze."

Albo, jak zmieniasz podmiot, to zaznaczasz na jaki, albo, jeśli i drugą kwestię mówił Leo, to nie od nowego wiersza.




„Kurczowo obejmując drabinę, rozpoczęli mozolną podróż w dół przesmyku." Wzdłuż czego?

Przesmyk (międzymorze, istm) - wąski pas lądu łączący dwa większe obszary lądowe, oddzielający od siebie dwa morza lub oceany.




„Rozpalili pochodnie, używając krzesiwa, zabranego przy okazji z sali rozpraw."

Aha, bo akurat sobie leżało na wierzchu. To zupełnie naturalne, w każdej sali rozpraw znajdziemy krzesiwo.


No i co? To wygląda jak wycinek większej całości. Warsztat sztywny i miejscami niezręczny. Pomysłu też nie widzę. Słabo, niestety...







"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nienawidzę tego edytora komentarzy, nie wiem czemu mi się tekst tak rozstrzelił. ; /

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

- Rozbrajasz mnie - stęknął Carl, opanowany nagłym napadem wesołości. Jego donośny rechot rozbrzmiał, niosąc się lekkim echem.  
Stęknął z napadu wesołości, rechocząc?

  Na co dzień ich wizja świata ograniczała się wyłącznie do twierdzeń, niepojętych modeli oraz osobliwych hipotez, które najpierw, sami przed sobą stawiali, a następnie, na drodze badań i eksperymentów starali się w miarę możliwości uwierzytelnić.  
Cóż, obawiam się, że renesansowi uczeni mieli nieco inne modus operandi. 
  
To wyraźnie odbiło się rykoszetem na ich psychice 
 1. rykoszet: «odbicie się przedmiotu lecącego od jakiejś przeszkody, powodujące zmianę kierunku dalszego lotu; też: ten przedmiot po odbiciu się»
. Co odbiło się więc od czego i trafiło w co?

Jednak pomimo wszystkich wad, jakie uobecniali, nie można było uznać tej pary za pozbawioną resztek rozumu czy racjonalności prowadzonych przez nich praktyk.
??? 

Całości komizmu sytuacji dopełniła nader wymowna gestykulacja, którą raczył zademonstrować podczas swego nastrojowego monologu. Kompan spojrzał na niego z dezaprobatą
Dobrze, że to była komiczna sytuacja. Wiesz, inaczej bym nie załapał, że ma być śmiesznie. Również dobrze, że zaznaczyłeś, że monolog był bohatera. W końcu tyle przewinęło się ich przed tym fragmentem...
Naucz się zapisywać dialogi. Jest tyle poradników, jak to robić. Co więcej- są książki, z których można się nauczyć tej tajemnej sztuki. Rozumiem, jeśli raz ktoś nie da spacji, napisze dużą literą tam gdzie nie trzeba, czy rzuci kropkę. Zdarza się. Ale Ty strzelasz babolami nagminnie, co oznacza brak (podstawowej) zdolności. Chociaż później jest już lepiej z zapisem. Zaimoka też się pojawia. 

Na rękawie tuniki malowała się cuchnąca, biała plama.
Kilka razy obsrała mnie mewa. Nigdy nie śmierdziało... 

I tak dalej i tak dalej. Największym mankamentem tekstu jest to, że jest on o niczym, albo, jak kto woli, nie jest o czymś. Co chciałeś opowiedzieć tym tekstem? Zakończenie jest z tych ,,urwanych". Opowieść kończy się w pewnym momencie, ot tak. 
Momentami miało być też chyba śmiesznie, w szczególności wtedy, kiedy Autor ostrzegał, że będzie śmiesznie. Nie było. 


 

Pierścień Atlantów jest bransoletą. W sali było mnóstwo pochodni, więc może o krzesiwo nie trudno. Dzisiaj rano, gdy nanosiłem poprawki usunąłem część przecinków. Jak widać niepotrzebnie. Lepiej chyba zdać się na instynkt podczas pisania ;). Do reszty zarzutów nie mogę się przyczepić. Planuję ciąg dalszy opowiadania.

Orson, bez przesady z sarkazmem. (Dobra, może akurat ja tego nie powinnam mówić...) Tak czy owak, ludzie wklejają tu swoje teksty bo chcą konstruktywnej krytyki, a nie nieprzystojnego żartowania sobie z nich.

Bugs, Pierścień Atlantów przez wielkie P może i jest bransoletą, ale w dwóch miejscach dajesz też do zrozumienia, że to był mały pierścionek przez małe p.

Myślę, że w renesansie mogło nie być pochodni tylko jakieś lampy, ale głównym mankamentem pozostaje fakt, że z tekstu nie czuć, że rzecz się dzieje w renesansie. Rozumiesz, o co mi chodzi? Kiedy umiejscawiasz akcję w jakiejś epoce, opisy, określenia, słowa używane przez postacie, wszystko to powinno nieść ze sobą duch tejże epoki. A Twoi daj "renesansowi uczeni" rozmawiają jak dzieci. "Martw się o swój tyłek"? Naprawdę? Tak się nie robi. ; /

Próby pisarskie są rzeczą chwalebną, próbuj więc, proponuję jednak, żebyś czytał jak najwięcej dobrej literatury, zerknął do jakiegoś podręcznika interpunkcyjnego, poczytał jeszcze trochę książek... a potem może coś z tego będzie. Potem.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Autorze, na pewno lepiej będzie, jeżeli całkowicie przerobisz zaprezentowany  początek. Kompozycyjnie jest do kitu. Gdzie toczy się akcja - zapewne w wykreowanym świecie, ale jakim? Brak odpowiedzi. Enigma - żadnych wskazań, nic. Co najmniej pięc, sześć zdań należy dodać. Czym jest ten świat, to miasto? Nrak odpowiedzi. Tylko wnioskować można, że to wczesne średniowiecze ( pochodnie, i nie tylko).  Kiedy? Wtedy, kiedy obaj bohaterowie zestarzeli się. To wiemy. Kim są bohaterowie? Uczonymi, tak, to pewne.  I tak całe zycie we wczesnośredniowiecznym świecie bawili nauką? No... .A niewiedza czytelnika wynika z tego, że Autorowi  nie chciało się porządnie zarysować tła. Nie chiało się także skrótowo opisać  bohaterów. Są - i już. Mało. Dalej - język. Zależy od kreowanego świata. W tym świecie tak swobodnie poslugiwano się wyrazami " jajoglowy",."doktorku'. "papuga' i inymi, rodem ze wspólczesności nas otaczającej? Nałeżało przemyśleć i dopracować stylizację języka dialogów.
Błędny zapis dialogów. 
To jest material do ponownego napisania, i tyle.
Pozdro.
!/6

joseheim to proponuję Ci przeczytać mój komentarz, a potem nawoływać do peace, love & rock'n'roll;).
Wyjaśnię facepalm: Autorze, jeśli wrzuciłeś opowiadanie, które jak sam piszesz jest niedokończone to pozostaje mi tylko złapać się ręką za czoło i spuścić głowę w milczeniu.
Wyobraźni!:) 

Przeczytałam Twój pierwszy komentarz, owszem. A chodziło mi właśnie o wyjaśnienie drugiego. Dziękuję za pozytywne rozpatrzenie podania.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

RogerRedeye, mozna jakoś po prostu usunąć to opowiadanie, a za kilka tygodni dodać to napisane na nowo? Co się stanie jezeli skasuję wszystko w edytorze włącznie z tytułem?

Bugs, nie zniechęcaj się. Zostaw jak jest, potem będzie materiał do porównywania, co podciągnąłeś, a nad czym jeszcze można by popracować, prawda?

Zdaje się, że jak zlikwidujesz tytuł, opowiadanie przestanie być widocznie na liście. Sama nigdy tego nie robiłam, ale tak wywnioskowałam z toczonych w hyde parku rozmów...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie kasuj. Odważnie wystawiłeś próbę pisarską pod publiczny osąd, a to się bardzo chwali. Po prostu - popracuj nad początkiem , środkiem i zakończeniem, uwzględniając uwagi. Ten fragment będzie szerszy, ale nieznacznie. nie jest to wcale trudne.  
Oryginal ( fragment).
"Zmierzali ku krawędzi skalistego klifu.
Obaj panowie prezentowali typ klasycznych, renesansowych uczonych, ogarniętych żądzą poznania. Na co dzień ich wizja świata ograniczała się wyłącznie do twierdzeń, niepojętych modeli oraz osobliwych hipotez, które najpierw, sami przed sobą stawiali, a następnie, na drodze badań i eksperymentów starali się w miarę możliwości uwierzytelnić. Można by rzec, że nie zawsze z pożądanym skutkiem. Uchodzili za szalonych intelektualistów, wykorzystujących w swoich pracach nawet najbardziej niekonwencjonalne metody. To wyraźnie odbiło się rykoszetem na ich psychice."
Przeróbka od ręki ( nie twierdze, że dobra...). 

"Zmierzali ku krawędzi wysokiego klifu.
Obaj prezentowali typ klasycznych, renesansowych uczonych, ogarniętych żądzą poznania. Na co dzień ich wizja świata ograniczała się wyłącznie do twierdzeń, niepojętych dla innych modeli oraz osobliwych hipotez, przez nich samych stawianych. Badań i eksperymentów, majacych dowieśc prawdziwości najbardziej nawet niewiarygodnie brzmiących twierdzeń. Można by rzec, że nie zawsze osiągali pożądany sskutek. Cieszyli się slawą szalonych mędrców, wielkich luminarzy nauki, wykorzystujących do badań nawet najbardziej niekonwencjonalne metody. Tylko, że ich pasja kładla się cieniem szaleństwa na ich psychice."
 
Twórz zdania dynamiczne ! Unikaj zaimkow " jego". ich" itp. Wywalaj wyraz "swój" itp. Wywalaj wszelakie odmiany czawsownika " być'. unikaj strony biernej. Szulaj synonimów.
I mnie poznsz pożniej napisanego w porywie weny tekstu ... A tego serdecznie zyczę.
Pozdro.  

Sorry za literówki w poście powyżej. 

Dla mnie główna wadą opowiadania jest chaos, jaki w nim panuje, na co juz zwrócił uwagę Roger. Nie wiadomo gdzie się dzieje akcja, ani kim są bohaterowie, wyjasnienia są bardzo niejasne - ty, Autorze, dobrze wiesz, co się dzieje, ale musisz napisać to tak, żeby czytelnik wiedział to samo, albo żeby czerpał przyjemność ze stopniowego odkrywania świata i jego reguł. Bo kiedy znamy reguły gry i stawkę, o którą grają bohaterowie, możemy wciągnąć się w tekst. A tak to głównie zastanawiamy się "co autor miał na mysli".

Jeżu podwójnie kolczasty, już trzeci raz próbuję i trzeci raz nic do mnie nie trafia, nie przemawia... No, zawsze istnieje opcja taka, że tekst przerasta możliwości pojmowania prostego człowieka, ale jednocześnie znamion geniuszu w opowiadaniu też nie widzę...

Nie dałem rady do samego końca:(
Chyba wszystko odnośnie tekstu już zostało napisane, więc nie bedę się pastwił i oczywiście absolutnie nie odradzam Autorowi przerywania zabawy w pisanie - trzeba jednak potraktowac komentarze poważnie i nad ewnetualną kontynuacją popracowac porządnie. 

YouTube'owy komentarz 6Orson6 bardzo trafiony :) 

Pozdrawiam 

Zdajesz sobie chyba sprawę, że twój życiowy kompan, niezastąpiony kamrat, zaraz zakończy swój nędzny żywot. - żachnął się Leo.

Za długie i pełne irytujących zaimków

- Och, zamknij się. To nie ty robisz dzisiaj za przyzwoitkę. Zdaje mi się bowiem, że to ja zostałem obarczony przez ciebie tą rolą.

Niezręczne to „ciebie". Niby nie jest to błąd ale po co?
 
Na co dzień ich wizja świata ograniczała się wyłącznie do twierdzeń, niepojętych modeli oraz osobliwych hipotez, które najpierw, sami przed sobą stawiali, a następnie, na drodze badań i eksperymentów starali się w miarę możliwości uwierzytelnić.

W zdaniu występuje pięć przecinków. To nie jest śmieszne...

Naukowca, który na stałe wpisał się w karty historii, wyprzedzając swoich kolegów o całe epoki, w dziedzinach takich jak medycyna, astronomia, fizyka etc., etc., etc....

Ya rilly? (;;;;)'

- Po tylu latach, dzierżę w ręku to, co stanowiło obiekt moich pożądań. Cierpliwość popłaca - westchnął - No to co robimy jutro? - rzucił entuzjastycznym tonem.
- To samo, co zawsze, Carl. Będziemy opanowywać świat.

W tym momęcie poczułem, że robisz sobie ze mnie jaja i przestałem czytać. Zaznaczam, że do tego momentu nic się nie działo a przedstawione informacje o bohaterach były mocno lakoniczne. Mam dyżury w poniedziałki i soboty :/, pozwalam wykorzystać ci tą wiedzę. Pozdrawiam.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

Dostajesz 2 na zachęte.

ta sygnaturka uległa uszkodzeniu - dzwoń na infolinie!

5/10

mogło być gorzej, ale jak na opowieśc łotrzykowsko-fantastyczną to fabuła jest trochę głupia

Nowa Fantastyka