- Opowiadanie: Silmarilionek - Słoneczna Burza

Słoneczna Burza

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Słoneczna Burza

Tekst jest próbą połączenia nurtu fantasy (która przewarza) z s-f. Jest to część powieści i jeżeli się spodoba to z wielką chęcią wkleję kolejne rozdziały. Jest to również mój pierwszy tak duży tekst, w późniejszych rozdziałach skupiający się głównie na niehumanoidalnych stworzeniach, znanych z kart fantasy. Dziękowałbym za komentarze, co do jakości opowiadania:)

 

 

 

Prolog

– Jak wielu zginie?

Pani Xava Elvira spuściła wzrok. Wiedziała, że następnymi słowami złamie przyjaciółce serce.

– Setki tysięcy.

– To zbyt wielka cena – mówiła jakby była w transie. W myślach przeklinała ten dzień. Prawą ręką trzymała kij Iruziel, podtrzymując się na nim. Pomimo czterdziestu trzech lat czuła się bardzo staro, jakby miała co najmniej sto wiosen na karku.

– Wiem.

– Szkoda, że nie zobaczę Nowego Wspaniałego Świata.

– Rita…

Kolejny wstrząs ziemi przeszkodził Xavie dokończyć zdanie. Może i lepiej. Kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. Żadne słowa nie mogły podtrzymać na duchu. Setki tysięcy. Setki tysięcy straci życie, dla setek milionów, które będą nadal istnieć.

Stała obok przyjaciółki spoglądając do przodu. Na środku pieczary wypływało z wnętrza ziemi Pierwsze Źródło. Z gładkiej tafli wody, co kilka sekund odrywała się kropla i rozpoczynała podróż ku sufitowi jaskini.

Rita pewnym krokiem podeszła do sadzawki. Dzwoneczki przypięte do zielonego pasa obiegającego talie, brzmiały delikatnym echem, nasilonym wewnątrz jaskini. W krótkich włosach, opadających nie niżej niż do ramion, nosiła błękitną spinkę. Za rozpiętego kaftana wystawał zamknięty medalik. Xava Elvira wiedziała, że ten niepozorny przedmiot jest najważniejszą relikwią jaką Rita posiadała. Wewnątrz medaliku znajdowały się dwa małe zdjęcia zdobiące ściany – brata i ukochanego.

– Tu jest pięknie – Rita obróciła się do Xavy szukając jej wzroku.

– Jeszcze możemy zawrócić.

– Wrócić? Do czego? – zaśmiała się, zaciskając ręce na kiju Iruziel.

– Co cię tak śmieszy?!

– Nie wyjdziemy stąd żywe, magowie na to nie pozwolą. Pamiętaj, że mamy do spłacenia dług krwi naszych ludzi. Nie poświęcali się na marne. Jeszcze tydzień temu byłaś największym zwolennikiem naszego planu.

– Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że może się powieść. Ja… nie chce już niczego tracić.

Słowa miło zaskoczyły Ritę.

– W takim razie postaraj się, aby dobrze mnie wspominano.

Powstrzymywanie łez było coraz trudniejszym zadaniem. Xava Elvira pewnym krokiem podeszła do przyjaciółki i uściskała ostatni raz. Włożyła w uścisk tyle czułości ile tylko mogła.

– Gdybym posiadał odpowiednie umiejętności, zajęłabym twoje miejsce.

– Wiem. Masz jeszcze jednak wiele do uczynienia babciu. – W innej sytuacji Xava za podobna uszczypliwość, dałaby przyjaciółce porządnego łupnia. – Dziękuję, że pozwoliłaś mi zostać swoją siostrą. W chwilach największego bólu byłaś zawsze blisko. Nigdy o mnie nie zapominaj.

– Nie zrobię tego i postaram się aby cały świat mówił o tobie dobrze.

– To może okazać się trudne. A teraz pozwól mi oddychać.

Rozluźniła uścisk wypuszczając Ritę.

– To trwa zbyt długo – spojrzała posępnie na źródło.

Tym razem wstrząs ziemi był wyjątkowo długi i silny. Odgłosy z wnętrza tunelu, którym przeszły były coraz bliższe. Rita dłużej nie czekała. Włożyła do sadzawki kij Iruziej i puściła. Utrzymywał się w pionie nie dotykając płytkiego dna. Rozłożyła ręce i mocno skoncentrowała. Xava nie mogła patrzeć na spektakl. Odwróciła się w stronę tunelu i wyciągnęła broń. W lewej ręce trzymał jednoręczne ostrze wykute z błękitnej stali, tak ostre, że mogło rozciąć włos na czworo. Miecz od czubka, aż po głowicę rękojeści oplatała niebieska aura. Dodatkowo posiadał specjalne właściwości. Przy mocnym i szybkim zamachu mógł wywołać silny, tnący aż do kości wietrzny bicz. W prawej dłoni trzymała niezastąpiony rewolwer, wiele razy ratujący jej życie. Nie ufała bardziej zaawansowanym technologicznie pistoletom, a sześć naboi wystarczyło do posłania w niebyt sześciu ludzi, niezależnie od gatunku. Przygotowana czekała na konfrontację z pościgiem.

– Jestem gotowa.

– Ja również.

Rita zacisnęła dłonie w pięści, a woda w sadzawce momentalnie zawrzała. Bulgotała, intensywnie parując. Krystalicznie czysta tafla zmętniała, przybierając miedziany kolor. Cała jaskinia odmieniła się. Czy to była tylko iluzja, miraż? Ściany powlekała gruba warstwa wody o miedzianym odcieniu. Pełzła do góry zajmując również sufit. Gdy ostatni punkt został „zalany" żywioł przybrał postać twardego lodu.

– Niech się stanie – otworzyła dłonie i szybkim, pewnym ruchem uderzyła kij z obydwu stron. – REQLARIN!

Wypowiedzenie słowa mocy dało piorunujący efekt. Wzburzona woda z sadzawki, buchnęła w górę. Rita i kij Iruziel pochłonął wodny cyklon. Przez chwilę wytwarzał tak głośny dźwięk, że Xava Elvira upadła na kolana, zaciskając dłonie na głowie. Upuściła trzymane bronie. Krzyczała, a przynajmniej tak myślała, ponieważ dudnienie cyklonu zagłuszało każdy inny dźwięk.

Anomalia znikła tak samo szybko jak się pojawiła. Xava na chwile zapomniała, o pościgu, którego oczekiwała i spojrzała w stronę przyjaciółki. Łzy same napływały do oczu. Podeszła do sadzawki. Postać, która tam stała wyglądała jak stary wysuszony pomnik. Nadal trzymała kij Iruziel. W otwartych oczach nie było życia. Skóra przy dotyku rozsypywała się.

Postaraj się, aby dobrze mnie wspominano.

– Postaram się. Przysięgam, przysięgam, przysięgam… – łkała.

Chwyciła medalik martwej przyjaciółki. Starała się go rozpiąć tak delikatnie jak tylko potrafiła. Niestety posąg nie wytrzymał tego testu i rozsypał się. W ręce przerażonej Xavy został wisiorek. Przełknęła ślinę i sięgnęła po kij Iruziel. Nigdy wcześniej nie trzymała tak chłodnej broni. Za nim Iruziel zaakceptowała nowego właściciela, wyssał z niego dużą dawkę ciepła. Nowy powiernik poczuł przejmujący chłód i wielką moc. Broń wydawała się ciężka, jak na kawałek drewna. Kij był owleczony specjalnym, czarnym materiałem, który ukrywał wyryte dziesiątki symboli na zewnętrznej części. Litery pisma Iru. Jedynego, w którym dało się nazwać wszystkie słowa mocy. Dzisiaj mało kto potrafił biegle czytać zagadkowe litery, dużo potężniejsze od run, a jeszcze mniej zapisywać.

Podświadomie wiedziała co robić. Iruziel był dla niej zbyt potężny, by nim się posługiwać. Nie mogła jednak tu go zostawić. Za nim pościg dostał się do jaskini Pierwszego Źródła, Lemi siłą woli zdematerializowała potężny kij. Zamieniła go w mglę, która rozpłynęła się w powietrzu. W każdej chwili mogła ponownie przywołać kij, lecz nie używać. Poprzysięgła odnaleźć następną osobę potrafiąca poskromić złośliwą osobowość Iruziela.

Do jaskini wpadło dziesięciu ludzi skrywając twarze pod białymi kapturami. Nakrycie głowy nie stanowiły jedynego podobieństwo. Z prawej strony nosili sztylety wykute z niebieskiej stali. Na plecach śnieżnobiałych szat nosili symbol swego zakonu – Magów Światła. Na palcach zależnie od stopnia wtajemniczenia mieli wytatuowane następne runy chroniące ich przed zgubnymi wpływami magicznej mocy. Jeden z magów posiadał tatuaże na ośmiu palcach. Pozostałe dwa – palec serdeczny i kciuk w lewej ręce – utracił jeszcze w czasach młodości. Mag z ubytkami w dłoni podszedł najbliżej Xavy i przemówił.

– A więc jeszcze się nie spóźniliśmy.

Xava spojrzała najpierw na szczątki przyjaciółki. Po wszystkim z ogromnym bólem w sercu, chciała ją godnie pochować. Następnie skierowała wzrok na opuszczony wcześniej jednoręczny miecz. Już nie żarzył się niebieską aura. Wyglądał zupełnie zwyczajnie.

– Musze was niestety rozczarować.

Najmłodszy z magów, który jeszcze nie doczekał swojej dwudziestej wiosny, podniósł w stronę Xavy dłoń.

– W łatwy sposób możemy się przekonać pomiocie – warknął głosem wypełnionym gniewem, po czym wypowiedział magiczną formułę. Zdziwił się, gdy nic się nie stało. Kobieta powinna paść od uderzenia piorunu. Mag Światła poczuł się wyjątkowo słaby.

– Już nie jesteście panami sytuacji.

Po wypowiedzeniu słów zaatakowała swoich wrogów. W trzech ruchach doskoczyła do opuszczonego miecza i rewolweru. Zaatakowała szybko i bezwzględnie, nie dając czasu przeciwnikom na odparcie ataku. Grota zadrżała ponownie jednak tym razem od hałasu jaki wywołał rewolwer. Po kilku szybkich cieciach i pięciu naciśnięciach spustu, potężni magowie byli martwi. Tracili życie tak samo jak wszyscy inni śmiertelnicy.

Szybkim krokiem Xava Elvira skierowała się w stronę wyjścia. Gdy wszystko się skończy zamierzała powrócić po szczątki przyjaciółki. Teraz należało działać. Choć wydawało się to potworne, postanowiła wykorzystać okazje na kontratak w jak największym stopniu.

Na końcu drogi przeszła przez masywne wrota. Sala, jeszcze nie dawno piękna, teraz obróciła się w ruinę. W bitwie, która się rozegrałą zwyciężyli Magowie Światła. Nie zapłacili zbyt wielkiej ceny. Wśród około dwóch setek ofiar dostrzegła tylko dwie zakapturzone postacie, ubrane w białe szaty.

Plan był prosty, a zarazem genialny. Dowodzący garnizonem Pajęczy Sen po odnalezieniu komnaty, rozkazał zabarykadować wejście i przygotować do obrony zajętego terenu. Po jego lewej stronie stała Xava Elvira, po prawej Rita. Obydwie zgodziły się, że lepszego wyjścia nie ma. Kobiety mogły się spokojnie udać na spotkanie z Pierwszym Źródłem, znajdującego się głęboko na końcu korytarza. Nim zrobiły pierwsze kroki ku przeznaczeniu, Magowie Światła zaatakowali z wielką furią. Czarami ofensywnymi obrócili barykady w drobne drzazgi, a na pierwszą linię puścili przywołane z innego wymiaru bestię. Dowódca widząc, że niezależnie od planu nie utrzyma zbyt długo stanowiska, kazał przyjaciółką biec. Posłuchały.

Przy marmurowej ścianie położonej na wschód od centralnego posągu, a raczej tego co z niego zostało, ciężko dyszał jeden z ludzi Rity. Zaciskał dłoń na krwawiącym intensywnie udzie. Jego przystojną twarz zdobiły zadrapania, a warga na środku posiadała krwawy strup. Na widok Xavy zaśmiał się bulgocząc przy tym.

– Udało się. Szkoda tylko, że trwało to tak długo. Pomimo naszej przewagi w sprzęcie, nie dali nam szans.

– Soiren! – wykrzyczała Xava kompletnie ignorując słowa żołnierza. Podbiegła do kompana i sprawdziła stan nogi. Nie wyglądało żeby tętnica została przerwana. Zaczęła targać własny płaszcz dla zrobienia opatrunku.

– Ej, przesadzasz. Na pewno znajdziesz jeszcze kogoś kto bardziej potrzebuje pomocy – rozglądnął się po zniszczonym pomieszczeniu. Mam przynajmniej taką nadzieję.

Tylko ich dwójka dawała jakiekolwiek oznaki życia. Magowie Światłą byli dość skrupulatni w eksterminacji wrogów.

– Gdzie jest Rita… – odczekał chwile na odpowiedź, która nie nadeszła. – Xava… – zauważył, że jego pani ma czerwone oczy. Do dzisiejszego dnia nie uwierzyłby, że cokolwiek morze ją zmusić do płaczu. Zrozumiał.

– Musimy jak najszybciej dostać się do naszych głównych sił i poinformować, że gildie magów w większości przestały nam zagrażać.

– W większości?

– Tam gdzie technika rozciera swoje granicę.

– O czym ty mówisz?

Położyła dłoń na barku kompana i spojrzała głęboko w jego oczy.

– Świat się zmienił, miejmy nadzieję, że na lepsze.

– Dobrze. – Soiren miał nadzieje, że dziwne słowa jakich używała Xava są spowodowane szokiem po stracie przyjaciółki. – Użyj jakiegoś czaru regeneracyjnego i zatamuj krwotok nogi.

– Obawiam się, że nie zadziała.

Opatrzyła nogę i pomogła wstać Soirenowi. Musiała go podtrzymywać aby ponownie nie upadł. Jego chód był w miarę szybki, ale nie pewny. Kulał na zraniona nogę i pojękiwał przy każdym kroku.

Nim wyszli Xava zauważyła, że kilka innych żołnierzy tez przeżyło bitwę. Zdecydowała nie trącić czasu, na zajmowanie każdym z osobna. Zostawili rannych, kierując się w stronę tymczasowego punktu kontrolnego ukrytego w górach. Tam mała grupa czekała na niespodziewanych gości.

– Xava zostaw mnie. Zaczekam z pozostałymi na posiłki. Najważniejsze jest szybkie dostarczenie informacji, że misja została wykonana, czymkolwiek była.

Wojowniczka zarumieniła się. Do tego czasu tylko mała grupa osób wiedziała do czego dążyła od wielu lat i dlaczego tak bardzo jej na tym zależy. Rita jako pierwsza zaufała tajemniczej postaci opowiadającej o strasznych rzeczach, jakie miały nastać w przyszłości. Została również pierwszą przyjaciółką Xavy Elviry… ostatnią osobą, którą chciała stracić. Los potrafi być bardzo okrutny.

– Jak wrócimy do naszych wszystko zostanie wyjaśnione. Zresztą już cały świat powinien wiedzieć co się stało.

– Cokolwiek to było, stało się wewnątrz tej góry, a nie mam pojęcia o czym mówisz.

– Świat został podzielony jak szachownica na strony czarne i białe. Na jednej ze stron magia będzie od teraz silna, jak nigdy dotąd, wypierając technikę. Za to na drugiej przestanie istnieć, oddając miejsce technologii.

Soiren patrzył na starszą kobietę z niedowierzaniem, może nawet ze strachem.

– Ale… co w takim razie się stanie z szpitalami opierającymi się głównie na działaniu maszyn po stronie magii? Co z skupiskami mocy wokół których zbudowano miasta na pustyniach.

Xava nie odpowiedziała. Zawsze uważała Soirena za spostrzegawczego, na swój sposób. Raz zapominał po co używa się widelca, lecz innym razem potrafił przewidzieć zachowanie wroga po jednym jego niepewnym ruchu.

– Czyli jednak to my byliśmy tymi złymi – oskarżył Xavę.

– Och, jesteś dla siebie zbyt surowy. – Głos wbijający szpilki w środek serca, rozległ się przed nimi. Bestia o niebieskiej skórze zmaterializowała się z dużymi trudnościami. Gdy jej ciało już przestało prześwitywać spuściła głowę, mocno dysząc.

– Mistrzowska robota siostrzyczko.

– To nie moja zasługa. – Xava mówiła tak jakby potwora znała od dawna, czym zaskoczyła Soirena.

– Co tu się dzieje – wyszeptał ranny żołnierz.

Xava spojrzała na niego.

– To jest prawdziwy powód tego co zrobiliśmy.

Nie czekał na dalsze wyjaśnienia. Odtrącił od siebie Xavę i spróbował się wycofać. Zrobił trzy kroki, po czym runął mocno przeklinając. Czuł się jak głupiec, baran, który od początku wykonywał polecenia niewłaściwej osoby. Zaniechał próby wstania. Czołgał się w stronę wybitego oddziału. Stara wojowniczka nie próbowała go zatrzymać, czy cokolwiek wyjaśniać. Za parę godzin i tak tu wróci z pomocą. Również musiała poinformować dowództwo sztabu, że misja została wypełniona.

– Przyznaje miałaś rację mówiąc aby o nas nie wspominać. Upiekliście wiele pieczeni na jednym ogniu. Jak się czujesz? Właśnie uratowałaś świat.

– Na jak długa Pożeraczu – mówiła suchym tonem. Nie traktowała bestii jak przyjaciela.

– Moce przepływające przez wasz świat zmieniły strukturę. Stały się uporządkowane jak nigdy dotąd. Dobra robota. Teraz moi bracia natrafią na problem, którego nie sforsują przez długi czas – zauważył, że kobieta zaczyna się niecierpliwić. Sam również miał coraz mniej czasu. Musiał wracać do własnego wymiaru. – Ile kupiłaś czasu, tym sposobem? Trudno określić. Nie mniej niż sto lat, lecz nie więcej niż tysiąc. Ja lub ktoś z moich „zdrajców" da wam znać kiedy powinniście się zacząć bać. Wykorzystajcie te lata jak najlepiej, bo następnym razem nie zatrzymacie moich braci. Przede wszystkim chrońcie Pierwsze Źródło. Wraz z jego splugawieniem znikną pieczęcie oddzielające mój świat od waszego.

– Zawsze możemy ponownie użyć Źródła.

– Nie bądź głupia. Gdzie jest twoja droga Rita, zawsze się plątała koło ciebie.

To pytanie zbiło Xavę z tropu i wyrządziła wiele bólu.

– Obydwoje wiemy, że Źródła nie można użyć dwa razy w ten sam sposób… i że nie każdy powinien próbować. Jak znajdziesz odpowiednią osobę z wystarczającą siłą woli i w odpowiednim czasie, może coś wymyślisz człowieczku. Wiesz co robić dalej.

– Zawsze wiedziałam Pożeraczku.

Potwór zaśmiał się gardłowo, Soiren przyspieszył pełzanie, już prawie znikając z pola widzenia. Usłyszał zbyt wiele. Xava wiedziała, że powinna go „uciszyć", i że nie znajdzie w sobie na to siły.

– Jeszcze nikt tak do mnie się nie zwracał. Pożeraczku, dobre sobie ha, ha, ha. Bywaj.

Bestia rozpłynęła się tak samo nieoczekiwanie jak się pojawiła. Krótkie spotkanie jednak było bardzo owocne. Xava mogła sobie powtarzać, że jednak podjęła dobrą decyzję. Jeszcze nie wiedziała, że do końca swoich dni będzie to robił.

Po wyjściu z wnętrza góry poczuła, jak silny wiatr targa jej włosy i ubranie. Krajobraz wydawał się surowy. Patrzyła przed siebie na pasma górskie, ciągnące się, aż po horyzont. Zerknęła także za siebie na górę, gdzie spoczywały szczątki jedynej przyjaciółki. Najwyższa w tym paśmie nosząca imię Semiv-Dniwecnir. Jej szczyt nosił takie samo imię. Xava zdawała sobie sprawę, że ochrona tego miejsca może okazać się wyjątkowo trudnym zadaniem. Tym bardziej, że w tej chwili teren był niezamieszkany. Potrzebowała zaludnić te ziemie w jak najbliższym czasie. Znała pewien gatunek ludzki, który idealnie się nadawał jako nowi mieszkańcy nieprzyjaznego, górzystego terenu. Tym bardziej, że od teraz tu magia nie miała wstępu, a o mocy filarów coraz bardziej się zapominało.

Wojowniczka skierowała się w stronę zachodzącego słońca. Tak upłynął pierwszy dzień Nowej Ery. Piątej Ery według kalendarza Pradawnych. Ery Magii i Techniki.

 

Mam nadzieję, że się podobało.

Koniec

Komentarze

„Prawą ręką trzymała kij Iruziel, podtrzymując się na nim.” - Podtrzymując? Chyba raczej opierając?

 

Oj nie, za dużo tego, żebym miała wszystko wymieniać. Są potknięcia interpunkcyjne (zjadasz mnóstwo przecinków), często robisz literówki i gubisz ogonki. Masz też czasem problemy z odmianą wyrazów.

 

Przykład kompleksowy:

„Obydwie zgodziły się, że lepszego wyjścia nie ma. Kobiety mogły się spokojnie udać na spotkanie z Pierwszym Źródłem, znajdującego się głęboko na końcu korytarza. Nim zrobiły pierwsze kroki ku przeznaczeniu, Magowie Światła zaatakowali z wielką furią. Czarami ofensywnymi obrócili barykady w drobne drzazgi, a na pierwszą linię puścili przywołane z innego wymiaru bestię. Dowódca widząc, że niezależnie od planu nie utrzyma zbyt długo stanowiska, kazał przyjaciółką biec. Posłuchały.”

Ze Źródłem, znajdującym się, nie znajdującego.

Drobne drzazgi? Drzazgi z natury są drobne, podkreślanie tego to masło maślane. Po prostu „drzazgi”.

Albo „przywołane bestie”, albo „przywołaną bestię”.

Przyjaciółkom, a nie przyjaciółką.

 

Albo tutaj:

„Nim wyszli Xava zauważyła, że kilka innych żołnierzy tez przeżyło bitwę. Zdecydowała nie trącić czasu, na zajmowanie każdym z osobna.

Kilku żołnierzy, nie kilka.

Nie trącić, a tracić.

 

„Świat został podzielony jak szachownica na strony czarne i białe.” Według tego porównania odniosłam raczej wrażenie, że świat został podzielony na kwadraty a nie na dwie części. ; P

 

„Gdy ostatni punkt został „zalany" żywioł przybrał postać twardego lodu.” (...) „Xava wiedziała, że powinna go „uciszyć"... - Nie jest dobrym pomysłem stosowanie przez narratora cudzysłowów. Wszyscy wiedzą, co to znaczy uciszyć, nie?

 

Góra Semiv-Dniwecnir? BUAHAHAHAHAHAHAHAHA!!! Uśmiałam się do łez. XDDD To dobrze, że lubisz Pratchetta. Przykład należy brać z najlepszych. ; )

 

Ale wciąż wziąłeś go za mało. Większości literówek i błędnych odmian mógłbyś się pozbyć, uważnie czytając tekst przed publikacją, albo dając go do przeczytania komuś innemu. Naprawdę, tych potknięć jest tu bardzo, bardzo dużo. Do tego dochodzą przecinki, które, fakt, stanowią żywioł sam w sobie, ale jednak choć trochę trzeba umieć je stosować.

 

Za to zapis dialogów jest zadziwiająco poprawny, to na plus.

 

W przedstawionym przez Ciebie fragmencie jest sporo niedopowiedzeń, wynikających nie tylko z tego, że to fragment właśnie, ale też z tego, że Twoje opisy wydarzeń bywają nieporadne. Trochę skaczesz, tu coś powiesz, tam nie powiesz, a potem czytelnik musi się domyślać, co właściwie się stało.

 

Co do fabuły, to, prawdę rzekłszy, światów podzielonych na dwie części, magiczną i techniczną, było już od groma, więc nie widzę tu szczególnej innowacji ani pomysłu.

 

Musisz jeszcze sporo popracować nad warsztatem, w pierwszej kolejności zwalczając lenistwo i niedbalstwo – ergo, czytaj własne teksty uważnie i poprawiaj, poprawiaj, poprawiaj. Pozwalaj im się odleżeć, najlepiej kilka tygodni. Bo zdarza się, że po dłuższej przerwie to, co podczas pisania wydawało Ci się oczywiste, teraz już nie jest. A czytelnik nie będzie wiedział, co siedzi w Twojej głowie, jeśli mu tego nie przekażesz.

 

Dużo też czytaj. Język rzecz nabyta, im więcej z nim obcujesz, tym łatwiej sam się nim potem potrafisz posługiwać.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

"Za rozpiętego kaftana wystawał zamknięty medalik" - Zza.
"- Gdybym posiadał odpowiednie umiejętności, zajęłabym twoje miejsce." - posiadała. W ogóle kilka razy zdarza się w tekście, że poprzez brak jednej literki zmieniasz płeć bohaterów.
"Rozłożyła ręce i mocno skoncentrowała." - skoncentrowała ręce?
"Rita i kij Iruziel pochłonął wodny cyklon." - cyklon pochłonął Ritę i jej kij, czy też cyklon został pochłonięty przez kij?
"Krzyczała, a przynajmniej tak myślała..." - to brzmi śmiesznie.
"Za nim pościg dostał się do jaskini Pierwszego Źródła, Lemi siłą woli zdematerializowała potężny kij" - chyba powinno być "Zanim".
"Nakrycie głowy nie stanowiły jedynego podobieństwo" - wiem, że to tylko literówki, ale takie pomyłki zdarzają się w tym opowiadaniu bardzo często. Wypadałoby lepiej przejrzeć i poprawić tekst, zanim umieści się go na stronie.
"Na plecach śnieżnobiałych szat nosili symbol swego zakonu" - na plecach szat? Szaty mają plecy?

Niestety, dalej już nie czytałem, ponieważ zupełnie nie przekonuje mnie to opowiadanie. Nie jest to jakiś wyjątkowo słaby tekst. Gdybyś troszkę dłużej popracował nad edycją, poprawił kilka drobnych błędów i zajął się przecnikami czytałoby się to całkiem nieźle. Język i styl jest prosty, ale dzięki temu szybko i łatwo się czyta. Razi natomiast sama fabuła. Trudno odnaleźć w niej coś ciekawego, coś czego nie znałoby się już wcześniej. Moim zdaniem brakuje oryginalności i pomysłu. Tego typu teksów fantasty jest tysiące, a ten niczym się nie wyróżnia. Moim zdaniem.

Pozdrawiam

Z rozpiętego kaftana ... Medalik znajdowal się z tyłu i co, wystawał do góry ? Inaczej nie dalobyrady zobaczyć medalika.

Teraz żałuję, że tekst leżakował na dysku tak długo (ma ponad rok). Niepotrzebnie zwlekałem, myśląc, że jest naprawdę dobry. Za komentarze oczywiście bardzo dziękuję. Postaram się poprawić niedociągnięcia.

Dobrze wiedzieć, że opowiadanie ma jasne strony - dialogi. Co do przecinków oraz zjadania końcówek… rzeczywiście podobnych błędów jest sporo. Popracuję nad tym i następnym razem może będzie lepiej.

Jeżeli chodzi o fabułę, chciałem w epilogu jedynie nakreślić zarys świta, w którym rozgrywałaby się główna historia. Starałem się upchać wiele informacji w miarę krótkim tekście. Przyjąłem do wiadomości, że zwięzłość nie zawsze jest dobrym pomysłem.

Nie mam zamiaru tłumaczyć, że jest to moje pierwsze opowiadanie, bo też nie po to je opublikowałem.

Jesteście straszni. Odbieracie mi całą przyjemność wyłapywania błędów. Wszakże łapanki to moje raison d'etre. 

A tak na poważnie, szczerze zachęcam do czytania własnego tekstu przed publikacją. Trzy razy. Najlepiej pięć. Rozumiem, że można robić błędy, ale bez przesady. Szanuj swojego czytelnika, jeśli chcesz, żeby czytał twoje utwory.
Zwłaszcza, że stylistycznie i warsztatowo tekst byłby całkiem znośny, gdyby nie ta masa durnych błędów.
Fabularnie jest - w tym miejscu pozwolę sięgnąć do mojego słownika krótkich, popkulturowych zwrotów - lipa. Nie rozumiem, dlaczego wszyscy początkujący pisarze upierają się, żeby realizować te same schematy i powielać kalki fabularne, zmieniając tylko nazwy miejsc i zjawisk. Czy naprawdę tak trudno wysilić się na coś oryginalnego, a nie powielać istniejące schematy? Oryginalność i pomysł to klucze. Inaczej nie masz nawet co myśleć o zaistnieniu na tak przesyconym rynku.
 

Za rozpiętego kaftana wystawał zamknięty medalik.
Czy na pewno medalik? Zamknięty --- więc albo w czymś zamknięty, ale wtedy nie widać, że to medalik, albo sam jest zamknięty, co implikuje mozliwośc jego otworzenia --- a skoro mozna go otworzyc, to patrz niżej:
medalion m IV, D. -u, Ms. ~nie; lm M. -y
1. ozdoba, często z drogiego kruszcu, w kształcie płaskiego, owalnego lub okrągłego pudełeczka, wewnątrz którego umieszcza się miniaturę, fotografię lub inną pamiątkę
Złoty medalion na łańcuszku.
Medalion z pasmem włosów.
Otworzyć medalion.
Zawiesić na szyi medalion.

Tak, warto mieć słownik i używać go...
Tyle uzupełnienia z mojej strony.

Ortograf w nawiasie pierwszego zdania mnie odepchnął...

Za dużo takich perfidnych lapsusów. Brakuje niekiedy oczywistych przecinków, nieprawidłowe zwroty, np. "rozcierać granice", etc. Sama fabuła --- jak już napisano wyżej --- chaotyczna, bo i takie wycinki powieści/trylogii/stulogii nienajlepiej sprawdzają się puszczone samopas.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka