- Opowiadanie: hektores - Humanity

Humanity

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Humanity

Arkadia Blomqvist prychnęła z niezadowoleniem. Pomimo swych siedemdziesięciu lat nie potrafiła spokojnie usiedzieć w fotelu, gdy z telewizora płynął tak gęsty stek bzdur, że aż trudno uwierzyć w istnienie ludzi, którzy mogliby przyjąć to za coś innego, niż najpodlejszy fałsz. Przezroczysty czepek na jej głowie uwierał niesamowicie, ale i to nie było w stanie przyćmić kipiejącej złości.

– Oddaj władzę tym glistom, a zobaczysz jak szybko zeszlamią nas wszystkich – rzuciła w stronę Marco Van Horna, którego postać zajmowała centralną część ekranu telewizora. Szef sztabu Huberta Ashisa, kandydata na Kanclerza Europy, przytaczał właśnie swoim zdaniem rewelacyjne wyniki badań nad lekami wprowadzanymi przez NOX, instytucję jednoznacznie kojarzoną z Octopusami. Kolejna manipulacja, pomyślała.

Arkadia nienawidziła Octopusów i wszystkiego, co związane było z tymi bezbożnymi istotami. Choćby miała umrzeć na najgorsze choroby świata nie ruszy lekarstw wyprodukowanych przez NOX. Tak zrobi ona i wszyscy należący do grupy Humanity. Byli prawdopodobnie pierwszą antyoctopusową szwedzką organizacją, lecz zdążyli nawiązać już kontakty z podobnymi w Niemczech, Szwajcarii, Anglii i Francji. Szybko powstawały nowe i to ją bardzo cieszyło.

W telewizorze rozgorzała gorąca dyskusja. Przeciwnicy Ashisa rozpoczęli atak dezawuujący dokonania laboratoriów NOX-u. W końcu ktoś zatrzymał tę lawinę fałszywych obietnic. Najwyższy czas. Żałowała, że nie może oglądać debaty wspólnie ze swymi kompanami z organizacji. Mogliby wymieniać uwagi, wyciągać ukryty sens słów wypowiadanych przez polityków Wolnej Myśli i wyśmiewać je jako brednie przygotowane dla naiwnego ludu. Ale nie wszyscy byli naiwni. Na pewno nie odnosiło się to do osób z Humanity. Ogolona przed kilkoma godzinami czaszka zapiekła Działo się tak za każdym razem gdy górę brały emocje. Nie skarżyła się jednak. Wiedziała, że musi wytrwać w skupieniu. .

Należący do niej domek na przedmieściach Karlskrony stał się dla członków Humanity idealnym miejscem spotkań. Od dziesięciu lat była wdową, mieszkała sama, a skłócona z nią rodzina omijała tę dzielnicę szerokim łukiem. Cisza, spokój i obojętność sąsiadów to cechy, które zadecydowały o wyborze właśnie jej posesji. Była z tego powodu niezwykle dumna. Fakt, iż ich organizacja z uwagi na głoszone hasła o konieczności eksterminacji pozaziemskich gatunków była nielegalna, nadawał całemu przedsięwzięciu dodatkowego smaczku i adrenaliny.

– Bohaterstwo Arkadii nie zostanie zapomniane – mówił nie raz Markus, przewodniczący i założyciel Humanity. Co dwa tygodnie wygłaszał swoją mowę. Zawsze porywającą, wzmocnioną nowymi faktami i oddającą bezmiar oszustw, którymi są atakowani. Gdyby tylko mógł działać na szerszą skalę, była przekonana, iż rozległe rzesze zerwałyby bielmo z oczu i ujrzały świat w prawdziwych barwach.

– Jesteśmy tępieni bo mówimy prawdę. Straszy się nas więzieniem, bo walczymy o zachowanie gatunku ludzkiego. To barbarzyństwo zostanie ukarane. Świat w końcu się dowie, czym jest sprawiedliwość.

Słyszała te słowa nie raz i zawsze napawały ją otuchą. Cieszyła się, że znalazła ludzi myślących podobnie jak ona i była zdecydowana na duże poświęcenie w walce o swoje racje. Markus twierdził, że dzień próby się zbliża. Był inteligentny i mądry. Pomimo młodego wieku zdołał rozpalić w jej dogasającym życiu żar pasji i nadziei. Minął rok od czasu gdy zaproponował jej wstąpienie do Humanity. To dopiero dwanaście miesięcy, a jej wydawało się jakby służyła organizacji od zawsze. Spotkali się po raz pierwszy w sklepie prowadzonym przez Hindusa na rynku ich miasta. Gdy ze złością odrzuciła wyjętą ze stojaka gazetę, na której głównej stronie szef NOX Adrian Kroll z uśmiechem prezentował opakowanie Sulimaliny, Markus podszedł do niej i jak gdyby nigdy nic dorzucił swój krytyczny komentarz. Początkowo zignorowała słowa nieznajomego trzydziestolatka, jednak gdy po dwóch dniach zapukał do jej drzwi nie potrafiła oprzeć się urokowi osobistemu i argumentacji gościa. W końcu chodziło im o to samo. Wstąpiła do Humanity, by stać się jednym z najaktywniejszych członków. Pomimo swoich lat cieszyła się dobrym zdrowiem. Lekkie nadciśnienie i podwyższony cholesterol nie mogły przeszkodzić w wykonywaniu obowiązków. Na każde spotkanie organizacji przygotowywała słodki poczęstunek. Wiedziała, że jej goście to doceniają, cieszyła się, była komuś potrzebna. Marcus przypominał jej syna. Miał podobnie czarną, gęstą czuprynę na głowie i postawną sylwetkę drwala. Jednak Ingmar zatracił się w manipulacjach społeczeństwa informacyjnego. Kochała go, dlatego przeświadczenie, że wypala się w świecie marionetek napawało ją smutkiem. Widywali się kilka razy w roku. Ingmar pracował w Londynie w jednym z gigantycznych banków o nazwie, której nie potrafiła wymówić. Markus twierdził, że podobne instytucje stanowią zaplecze finansowe dla planujących przejęcie władzy Octopusów.

– Nie spodziewajcie się inwazji, ataku statków kosmicznych, czy wojennych machin Obcych – tłumaczył na ubiegło tygodniowym spotkaniu, gdy jedna z nowych członkiń ich organizacji dopytywała się o wskazówki na wypadek wojny – To raczej długofalowa operacja, która na dobre już się rozpoczęła. Zwróćcie uwagę, że większość mediów jawnie popiera Octopusów i ich marsz ku równouprawnieniu. Dlaczego? W jaki sposób zostały przejęte? A banki i giełdy? Większość liczących się parkietów odnotowuje rekordowe obroty. Skąd nagle takie pieniądze na giełdach? Dlaczego znikają akcje największych i najbardziej dochodowych instytucji? Petrol Bank, Visx, Aria Pharm, to firmy, które zostały przejęte przez tajemniczych inwestorów od początku tego roku. O tym się nie mówi, ale to jasne, że ktoś zbroi się, by zawładnąć najbardziej newralgicznymi gałęziami gospodarki. Kto? Tylko Octopusom zależy na władzy w takim wymiarze. Najpierw uzależnią nas od siebie pseudorewolucyjnymi lekami, a później założą smycz i kaganiec. To będzie koniec, prawdziwa degradacja naszej cywilizacji.

Arkadia natychmiast zlikwidowała swoje bankowe konto, deponując wszystkie oszczędności w domowym sejfie. Nie było tego wiele. Kilka tysięcy pozostałych po zrealizowanej polisie na życie męża i resztki emerytury księgowej, z której odkładała zawsze trzecią część na czarną godzinę. Nie pozwoli by jej pieniądze przyczyniły się do zagłady ludzkości. Była stara, ale nie głupia. Przez lata kariery prowadziła księgi zarówno w przedsiębiorstwach prywatnych, jak i państwowych. Widziała jakie machlojki mają tam miejsce. Siedziała cicho, bo przekonała siebie, że to nie jej sprawa, ale teraz wszystko uległo zmianie. Postanowiła pójść za radą Marcusa i przeznaczyć swe oszczędności na rzecz walki z Octopusami. Przemyślała to dokładnie. Wkrótce ogłosi swą decyzję.

Gdyby tylko Ingmar przejrzał na oczy mogliby wspólnie tworzyć front walki o prawdę i ocalenie. Stanowiliby świetny zespół. Krew z krwi. Im bardziej tego pragnęła, tym marzenie wydawało się mniej realne. Raz nawet zagadnęła go w tej kwestii, co zakończyło się karczemną awanturą. Nazwał ją wtedy fanatyczką i po raz kolejny obciążył za śmierć ojca. Huk jaki pozostawiły trzaskające drzwi dźwięczał jej w uszach jeszcze przez długie tygodnie. Nie odzywali się do siebie przez dobre pół roku. Jak mógł obarczać ją odpowiedzialnością za schorowane serce Adama? To firma ubezpieczeniowa, której oddał dwadzieścia lat życia była sprawcą nieszczęść jej rodziny. Wiedziała, ze podłość słów syna nie wynikała z jego charakteru, lecz zwichrowanej propagandą psychiki. Nie był już sobą. Żyjąc tam nie miał na to najmniejszych szans.

Skarciła się w myślach. Rozmyślania o rodzinie i przeszłości nie powinny zaprzątać jej głowy w tak ważnym dniu. Miała do wykonania misję, nie mogła zawieść przyjaciół. Czepek zsunął się jej nieco w bok, poprawiła go więc, pamiętając że gwałtowne ruchy mogą uszkodzić delikatne urządzenie. W tym momencie automat zmienił kanał na platformę główną. Na ekranie telewizora gębę Van Horna zastąpiła twarz Cobena.. Uczucia Arkadi zmieniły się w zasadniczy sposób. Pragnęła, by wygrał. Modliła się o to od miesięcy. Ciepło rozpalające jej głowę interpretowała jako strumień pozytywnych fal spływających na konto Cobena. Wygramy. Musimy wygrać. Przypomniała sobie słowa Markusa wypowiedziane podczas ich poufnego spotkania.

– To zupełnie proste i absolutnie bezbolesne. Musisz być sobą. Każda twoja myśl przybliża nas do celu.

Zadzwonił wtedy do niej i poprosił o dyskrecję. Zgodziła się, a on pojawił się po dwóch kwadransach i przedstawił swoją propozycję.

– Te wybory to nasze być, albo nie być i nie mam tu na myśli Humanity, ale całą ludzkość. Od naszych przyjaciół wiem, że wdrażają nową technologię związaną z przygotowaniem sondaży. Koniec z wypełnianiem ankiet, teraz liczy się to, co myślisz naprawdę. Jest szansa, by wprowadzić do programu naszych ludzi. Od razu pomyślałem o tobie Arkadio. Nie znam nikogo innego, kto lepiej wypełniłby to zadanie. Pokażemy całemu światu, że liczba ludzi sprzeciwiających się zapędom Octopusów jest znacząca. Udowodnimy kłamstwa mediów marginalizujących nas i ośmieszających. To nasze racje wypłyną na wierzch.

Był tak przekonujący, tak pełen zapału zupełnie jak wtedy gdy proponował jej wstąpienie do Humanity. Nie do końca orientowała się w sposobie funkcjonowania neurotronika, ale zgodziła się przystąpić do programu bez żadnych warunków. Wytłumaczono jej, że urządzenie ma za zadanie gromadzenie danych o jej poglądach politycznych za pomocą analizy fal mózgowych. Ekipa z ośrodka badawczego zainstalowała specjalny dekoder przy jej telewizorze, który miał dobierać automatycznie programy z poszczególnych debat. Musiała zgodzić się na dopasowanie czepka z mikroczujnikami i częściowe ogolenie głowy. Przystała na to, a gdy nadszedł dzień wyborów zasiadła przed telewizorem, by popierać tych z którymi się zgadzała i nienawidzić wrogów. Żałowała tylko, iż regulamin wymagał całkowitego odosobnienia. Nawet ekipa obsługująca Neurotronika musiała siedzieć w pokoju gościnnym na piętrze. Tak trzeba, Markus zwracał na to szczególną uwagę.

– Musimy ściśle trzymać się przepisów, by później nie podważono wyników badania. To niezwykle istotne.

Zgadzała się z tym. Na ekranie Coben tłumaczył jakie niebezpieczeństwa czekają ludzkość po przejęciu władzy przez partię popierającą Octopusów. Słuchając go miała wrażenie jakby czytał z jej umysłu. Mówił dokładnie to, co sama uważała za prawdę. Nie wyobrażała sobie, by mógł przegrać. Był jedyną odpowiednią osobą do zajęcia fotela Kanclerza. Telewizor znów przełączył się na program przedstawiający dyskusję na platformie szefów sztabów. Marco VanHorn chwalił Huberta Ashisa za jego program stymulacji gospodarki poprzez przygotowania do misji marsjańskiej.

– Jak wam tak spieszno na Marsa, to spieprzajcie stąd i zostawcie porządnych ludzi w spokoju – Arkadia znów się uniosła. Nie powinna tego robić z uwagi na swoje nadciśnienie. Co prawda brała leki, ale skoro nie ustrzegły one Adama przed śmiertelnym zawałem to i ją mogą zawieść. .

– …… stara suko.

Adrkadia zdrętwiała. Wydawało się jej, że słyszała dziwny głos. Czyżby technicy zeszli na dół?

– Do ciebie mówię stara suko.

Marco VanHorn wpatrywał się w nią błyszczącymi błękitem oczami. Uśmiechał się przy tym uwidaczniając szereg równiutkich, śnieżnobiałych zębów. Siedział w studio tysiące kilometrów od jej domu w Karlskronie, a jednak była przekonana, że patrzy właśnie na nią.

– Czas na ciebie starucho

Nie potrafiła się odezwać. Czuła jakby w gardle ugrzęzła jej mączna klucha. VanHorn wstał i zbliżył się jeszcze bardziej. Jego twarz wypełniała niemal cały ekran. Słyszała szum. Coraz głośniejszy dźwięk opanowywał jej głowę. Co się dzieje? Co jest do…

Był już w mieszkaniu. Szedł ku niej. Powoli obchodził fotel, a ona czuła smród, niewyobrażalny odór gnijących rybich odpadów.

– Przyszedłem, bo chciałaś wojny – powiedział – Nie odmawiam pojedynków, nawet tak wrednym sukom jak ty.

Arkadia czuła uderzające do głowy gorąco. Jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Traciła nad nim kontrolę, czego wyrazem była spływająca fotelem struga moczu. Jak to możliwe? Jak to..?

W tym momencie głowa VanHorna odchyliła się nienaturalnie. Z przerażeniem dostrzegła tworzące się na szyi wypusty, zupełnie jakby coś żywego, uwięzionego w ciele mężczyzny próbowało wydostać się na zewnątrz. Okrwawione płaty oderwały się od ciała intruza, a z powstałych otworów wystrzeliły obślizgłe macki. Stojąca postać nie była już człowiekiem. Czaszka VanHorna pękła na połowę uwalniając nabrzmiałą, rozpuchniętą głowę, która niczym pompowana piłka plażowa rosła przed nią przysłaniając wszystko inne. Arkadia wpatrywała się w ogromne oczy Octopusa. Jego macki zbliżyły się oplatając jej szyję. Kobieta wrzasnęła. W końcu odblokowała się na tyle, by wydać zatrważający ryk mordowanej zwierzyny. Nie zniechęciło to Octopusa, który zdołał wydobyć z ciała VanHorna kolejną parę macek i chwyciwszy ją za nogi zaczął ciągnąć ku sobie. Arkadia nie przestawała krzyczeć. Miotała się i wierzgała chcąc utrudnić agresorowi porwanie jej i unicestwienie. A więc wojna się zaczęła. Atak był brutalniejszy i bardziej bezpośredni od tego, co przewidywał Marcus. Czy to już koniec? Nastąpi zagłada ich wszystkich?

Pogrążona w strachu i panice zdołała usłyszeć kroki, głośne kroki i podniesione głosy. Ktoś biegł w jej kierunku. Rozpoznała jednego z techników.

– Zabije was !!! – wrzasnęła – Uważajcie zabije was.!!!

Chłopak złapał ją za ramiona i potrząsnął silnie. Dołączył do niego kompan, który rzucał krótkie zdania do trzymanego w dłoni telefonu komórkowego. Co za idioci? Czy nie widzą, że Octopus zaraz ich wszystkich wytłucze. Oślepli?!!!

– ZABIERZCIE MNIE OD NIEGO !!!! – błagała w panice.

Technicy zamiast rzucić się na agresora, zabić go, wypatroszyć, cokolwiek co uchroniłoby jej życie, trzymali ją mocno za ręce przyciskając do podłogi. Próbowała się wyrwać i uciec, jednak stare, zwiotczałe mięśnie nie potrafiły wykrzesać z siebie na tyle dużej siły. Octopus ustąpił. Jego macki miotały się teraz pod sufitem gotowe do natychmiastowego uderzenia. Stał pochylony nad nimi obserwując z satysfakcją rozgrywającą się na podłodze scenę. Dlaczego oni to robią? Dlaczego nie wyniosą jej z tego przeklętego domu ratując życie im wszystkim? A może to spisek? Octopusi zdołali ich zmanipulować i przeciągnąć na swoją stronę.

Słyszała dźwięk syreny. Był coraz głośniejszy. Po chwili do pokoju wbiegli kolejni ludzie. Odziana w biały fartuch kobieta zbliżyła się i nakłuła jej rękę na wysokości ramienia. Arkadia poczuła jak po ciele rozpływa się błogie ciepło. Świat przysłoniła mgiełka. Krążące przed oczami twarze zaczęły się rozmywać, tylko przerażająca postać Octopusa nie traciła na intensywności. Oślizgłe macki znów się zbliżyły i oplotły ją w całości. Oklejona obrzydliwym śluzem została wzniesiona do góry. Tym razem oczy obcej istoty świdrowały ją z odległości kilku centymetrów.

– To koniec – usłyszała w głowie – Przekonasz się, czym naprawdę jest eksterminacja ras.

Ogarnięta paraliżem Arkadia Blomqvist była świadoma poniesionej klęski. Wiedziała, że jej całe życie, te siedemdziesiąt lat radości i udręk, narzekań i smutków było niczym w porównaniu do piekła, jakie zgotują jej istoty, dla których człowiek jest niczym więcej, jak godnym rozdeptania robalem.

 

Koniec

Komentarze

Po w miarę interesującym początku, po ostudzeniu czytelniczego zapału wywodem, jak i dlaczego Octopusi przejmują stery gospodarki i polityki, bezbarwne zakończenie.
Ot, opowiadanko jak opowiadanko z cyklu "Inwazja".

Drugie zdanie swą złożonożciż o mały włos nie spowodowało, że zarzuciłem czytanie. Jednak potem było już lepiej. Niestety, jakkolwiek pomysł całkiem sympatyczny, to przedstawiony troszkę chaotycznie. Pod koniec pogubiłem się wręcz (ale może to wina dzieci "siedzacych mi na glowie" ;) ).
Odniosłem tez wrażenie, że niezbyt udanie wcielasz się sposób bycia i myślenia 70letniej kobiety...

Niezbyt zdrowo działa na tekst obecność dziwnych znaków. Używamy albo jednej kropki albo wielokropka (trzy kroki jedna za drugą bez spacji), tymczasem u Ciebie zauwazyłem dwie kropki ze spacją, potem dwa albo trzy razy dwie kropki bez spacji, a zdarza sie nawet wiecej niz trzy kropki (przed starą suką ;)).

Ogólnie tekst dobry ale na kolana nie rzuca. 

Dość poprawnie napisana sztampowa, słabowita i przegadana opowiastka.  Niestety, szybko zaczęlo wiać nudą. Koniec przewidywalny.
Takie sobie, niestety.  Pozdro.

Początek całkiem wciągający, a potem przewidywalne nudy. Trochę przypomina scenariusz taniego horroru.

A czy to zakończenie nie jest może tylko halucynacjami tej staruszki, spowodowanymi przez tę maszynkę do czytania myśli? Byłoby lepsze, jeśli okazałoby się, że tak. Taki sztampowy bezsens nie może mieć nic wspólnego z rzeczywistością...

W takim kształcie, w jakim jest teraz ta końcówka, wydaje mi się ona tak głęboka, że aż denna.

Początek - 4/6

Rozwinięcie - 2/6

Zakończenie - 1/6

Po uwzględnieniu buntu przeciwko zasadom interpunkcji, chaosu w opowiadaniu oraz spartolenia przyzwoitego pomysłu:

Ocena końcowa - 2+/6

Ale gdybyś podrasował końcówkę i urozmaicił jakoś te nudne wywody ze środka opowiadania, wyszłoby z tego spokojnie 4.

Zgadzam się z Ibastro co do drugiego zdania. Odrzuca. Ale potem lepiej. Wracam do czytania :)

http://tatanafroncie.wordpress.com/

No tak, wywody dosyć długie. Mi się czytało jednak całkiem dobrze i za jednym zamachem. Czyli nie było tak źle :)
Co do zakończenia, to faktycznie nie ma zaskoczenia. Choć też przez chwilę miałem wrażenie, że kobieta zwyczajnie zbzikowała. A może tak było?
Potem przeczytam jeszcze raz, bo może coś mi umknęło.
Pozdrawiam
R

http://tatanafroncie.wordpress.com/

"Ogolona przed kilkoma godzinami czaszka zapiekła Działo się tak za każdym razem gdy górę brały emocje. Nie skarżyła się jednak. Wiedziała, że musi wytrwać w skupieniu. ." - jednej kropki brak, a druga w nadmiarze.
"Na ekranie telewizora gębę Van Horna zastąpiła twarz Cobena.." - kolejna podwójna kropka.
"Co prawda brała leki, ale skoro nie ustrzegły one Adama przed śmiertelnym zawałem to i ją mogą zawieść. ." - czy te podwójne kropki kryją w sobie jakiś zamysł?
"- ...... stara suko." - wielokropek ma trzy kropki. Tylko trzy.
"Jak to..?" - znowu...
"Uważajcie zabije was.!!!" - i znowu. Swoją drogą, niespecjalnie lubię te wielokrotne wykrzykniki.

Proszę cię, pokaż, że jesteś inny niż reszta i czytaj własne teksty przed publikacją. Naprawdę.

Na początku rzeczywiście zapowiadało się nieźle. Potem też było nienajgorzej. Niektóre wątki bym skrócił, ale to już pewnie kwestia gustu. Zakończenie jest natomiast zupełnie nijakie. Wiesz, jest sobie jakaś tam historia, jakaś tam fabuła i nagle bęc - koniec. Nie wiem, może się nie znam, ale do mnie to nie trafia.


Przeczytałem bez większego entuzjazmu.

błędy, ale znośne. dziwna konstrukcja, puenta mało wyróżniona.

za plus można uznać dobre sportretowanie gazetowyborczych uprzedzeń wobec starych, "moherowych" ludzi, ale to jeszcze nie czyni dobrego tekstu.

* - a akurat ten element, to nie fantastyka. na literaturę zaangażowaną można sopbie pozwolić dopiero po napisaniu solidnej porcji literatury dobrej.

Nowa Fantastyka