- Opowiadanie: FrissReunion - Sekstans, rewolwer i smoki...

Sekstans, rewolwer i smoki...

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Sekstans, rewolwer i smoki...

Ekspres z Digardu pędził przez długi sosnowy las. Na lewo od torów znajdowywała się góra zwana Fargo. Na nią właśnie spoglądał leniwie Krzysztof Piels. Był jednym z ekskluzywnych gości zaproszonych do wagonu kulturalnego w celu wysłuchania kwartetu smyczkowego.

-A teraz zostanie odegrany utwór pod tytułem: „Pani w niebieskiej sukni". -Rozległy się gromkie, acz stonowane brawa. Czterech skrzypków zaczęło grać. Utwór niósł się po całym przedziale i kończył przy wyjściu gdzie w kącie stał bar. Wysoka lada, dobrze oświetlona przez naftowe lampiony zawieszone u góry. Piels wstał od swojego stolika i mijając tłum podszedł do barmana. Ten dobrze ostrzyżony elf spojrzał na niego.

-Jeszcze jeden gin? -Jego głos był pomimo dobrego retuszu akcentu, zbyt miękki.

-Poproszę. Ile płacę? -Kiedy elf krzątał się za ladą, przygotowując drinka Piels zdążył się mu przyjrzeć dokładniej. Nienaganny strój, szarmanckie maniery, wypastowane na błysk buty. Miał wrażenie, że nie rozmawia z elfem lecz z człowiekiem.

-Nic. Jeżeli pokaże mi pan swój zegarek. -Piels spojrzał z wyższością na barmana. U dołu kamizelki faktycznie zwisał mu złoty łańcuszek prowadzący do zegarka, który spoczywał w bocznej kieszeni.

-Nie odnosi pan wrażenia, że jest pan zbyt śmiały? Jak również, zbyt ciekawski? -Zapytał biorąc do rąk delikatny kieliszek na szklanej nóżce. Gin był wyborny.

-Proszę mi wybaczyć mój brak taktu. Ale, niech pan zrozumie. Jestem osobą, która fascynuje się techniką. A po panu widać, że jest pan wynalazcą i zna się na rzeczy. Chciałbym tylko spojrzeć. -Zaczął wręcz błagać. „Co się porobiło z tą rasą? Kiedyś stali na baczność i dumnie wypinali pierś. A teraz? Ech…" pomyślał Krzysztof. Ale skuszony dobrym ginem, złamał swoje osobiste zasady i sięgnął do kieszeni. Zegarek z grawerowanym napisem: „Oddanemu Wynalazcy. Król Hektor" Elfowi, aż się zabłyszczały jego wielkie oczy na widok tak niezwykłego przedmiotu.

-Nie mogę w to uwierzyć? -Zdusił w sobie oddech elf.

-Jest pan Wynalazcą z dworu króla Hektora? -Piels wziął kolejny mały łyk ginu i długo językiem pieścił podniebienie resztkami tego płynu.

-Już nie. Ale swego czasu… tak. Byłem Wynalazcą na jego dworze.

-A jakież wynalazki pan wymyślił… -Pytanie elfa ukrócił jego przełożony. Jeden z najważniejszych ludzi w wagonie. Sir Chaza.

-Kudraka jaki! Tylko by gości zaczepiał! Raczy pan wybaczyć jego zachowanie. Drink dla tego pana na koszt Kolei Digardu. -Elf niebywale szybko się skulił i zamilkł. Piels trzymany zegarek również schował. Sir Chasa okazał się człowiekiem ubranym w niezwykle schludny garnitur od Gurlkeina. Najlepszej marki odzieżowej po tej stronie Fakand. Pierścienie złote i kompozytowe otaczały jego duże palce. Krzysztof zawsze z rezerwą trzymał się od takich ludzi. Wychodził, bowiem z założenia, że to nie szata zdobi człowieka, a człowiek szatę. Przynajmniej od pewnego statusu społecznego, ponieważ chłopstwu i tak nic nie pomorze. Choćby i kryształowe serce.

-Gdzież moje maniery? Jestem…

-Sir Chasa. -Dokończył Piels patrząc zza szkieł na swojego rozmówce. Dopił gin.

-Brawo. Czyżbyśmy się już poznali? Bo raczy pan wybaczyć, ale ja sobie nie przypominam… -Jego uśmiech był wielki i obleśny.

-Owszem. Ma pan racje. Nie poznaliśmy się nigdy osobiście. Ale znam pana doskonale z gazet. -Mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej.

-Ha ha ha… widzi pan. Jednak, te gazety to świetny wynalazek. Zawsze można o sobie posłuchać miłych rzeczy…

-Nie koniecznie miłych…

-,…ale przyznam, że pana z gazet nie znam. -Chasa nawet nie raczył zauważyć drobnego sprostowania, które chciał zasugerować Krzysztof.

-Więc? Kimże pan jest? Sir..? -Zapytał nader poważnie. Krzysztof się wyprostował. Jego srebrne guziki w marynarce zabłyszczały w świetle lampionów. Biała koszula lśniła czystością, natomiast spodnie były wyprasowane idealnie.

-Nazywam się Krzysztof Piels. I jestem z zawodu Wynalazcą. I powiedzmy, że obieżyświatem. -Chasa wyciągnął cygaro z kieszeni. Zapalił zapałką. I spojrzał na młodzieńca, który popijał drinka.

-A, więc, to panu możemy zawdzięczać potęgę wszelkich wynalazków? No proszę, jak ten świat mały. Ale obieżyświat-wynalazca? To chyba do siebie nie pasuje? Znam wielu Wynalazców i wszyscy, co do jednego nie ruszają się ze swoich miejsc pracy. Czyżby pan był inny, czy może to ja jestem w błędzie? -Gęsta chmura dymu zawisła na twarzą barmana.

-Ma pan rację. To ja jestem inny. Ale, to się zmieni. I to już niebawem. Aczkolwiek nie zamierzam mówić o moich prywatnych planach każdemu. To chyba oczywiste. -Chasa uśmiechnął się szeroko i podszedł.

-Oczywiście oczywiście. Każdy z nas ma swoje tajemnice. Dobrze to rozumiem. Życzę miłej podróży, panie Piels. -Odrzekł odchodząc w stronę grającego kwartetu, Wynalazca jeszcze długo za nim patrzył.

-Dziękuje za w sumie dwa drinki. Życzę więcej szczęścia następnym razem. -Elf spłonął rumieńcem aż po sam czubek spiczastych uszu. Piels usiadł ponownie na swoim miejscu. Stolik był dwu osobowy, ale siedział sam. Rozsiadł się wygodnie i spojrzał za okno.

-Ech… wszędzie las. I tak jeszcze przez dwa dni. -Tęskno mu było do zurbanizowanego otoczenia. Jako wynalazca raczej średnio się odnajdował w leśnych okolicach. Między drzewami, małymi miasteczkami bez oświetlenia lampowego, z masą dziwnych stworzeń i jeszcze dziwniejszych tradycji.

-Czy mogę się pana o coś zapytać? -Przed nim stał postawny szlachcic z długą ciemną brodą.

-A, z kim mam przyjemność? -Zapytał jakby od niechcenia Piels. Brodacz otulił swój wielki brzuch rękoma i odchrząknął.

-Jestem Nestor von Sauberklain. A to jestem moja córka Gloria von Sauberklain. -Dopiero teraz zza wielkich pleców wychyliła się młoda dziewczyna w długiej żółtej sukni. Miała ładny nosek i delikatne usta. Brązowe włosy ładne współgrały z zielonymi oczami.

-W takim razie Ja jestem Krzysztof Piels. Wynalazca. -Dodał dla świętego spokoju, brodacz od razu się uśmiechnął. Usiadł naprzeciwko Krzysztofa, dziewczyna stanęła przy jego boku. Opierając malutkie dłonie obleczone w białe rękawiczki, na lewym ramieniu brodacza.

-Rozumiem, że zna się pan na naprawach?

-Oczywiście, ale moja dziedzina to rusznikarstwo i mechanika.

-Doskonale, doskonale. -Ucieszył się Nestor i od razu dał znak barmanowi by podszedł.

-Czego się, więc pan napije? -Jako, że Tomasz był już po dwóch ginach, nie w smak mu było pić więcej alkoholu.

-Może być jakieś półwytrawne wino. Ale tylko lampkę.

-Oczywiście. Wynalazca nie może mieć zmąconego umysłu. Proszę lampkę waszego najlepszego wina na mój koszt, dla mojego nowego przyjaciela. – Elf przytaknął i poleciał do baru po drinka. Muzyka cicho rozbrzmiewała w koncie przedziału. Dwie pary pomalutku i z gracją tańczyły po środku wagonu. Złoty półcień nadawał magicznej niemalże poświaty.

-W takim razie, mam do pana pytanie. Czy nie szuka pan pracy? -Brodacz pijąc wódkę zapytał, odciągając spojrzenie wynalazcy od tańczących par.

-Przepraszam pana bardzo, zamyśliłem się. Czy mógłby pan powtórzyć?

-Oczywiście. Widzę, że jednak młodość się w panu odzywa. Tak jest. Wam młodym, to powinno się dawać tańce i swawole, a nie pot i ciężką pracę. Wiadomo. -Przerwał swój wywód na chwilę i ukradkiem spojrzał na swoją córkę.

-Pytałem się pana czy nie szuka pan pracy? Ja mogę panu ją zagwarantować. Dobrze zapłacę. -Oferta zainteresowała od razu Piels-a. Może i był wynalazcą, ale bez pracy mógłby być i bogiem, od biedy i tak by go to nie uratowało.

-Ciekawe. A czym się pan zajmuje? I co ja bym u pana robił? -Wino miało cudowny smak, a po za tym, Tomasz wychwycił ukradkowe spojrzenie dziewczyny. Jak tylko to zrobił, ta się zarumieniła i spojrzała w swoje stópki.

-Jestem właścicielem kopalni żelaza. Poszukuję osoby na stanowisko wynalazcy do pomocy przy naprawach…

-Czy posiada pan zaplecze parowe?

-Niestety, jeszcze nie. Ale, mając bardzo kreatywnego wynalazcę w rodzinie, to bym się nie wahał ani sekundy. -Uśmiechnął się jeszcze bardziej brodacz, Tomasz zmierzył go ciekawym spojrzeniem.

-W rodzinie? -Zauważył skrępowanie na twarzy córki Nestora.

-No tak. Bo widzi pan, ja przyszedł w imieniu mojej córki prosić w awanse do pana. -Ciepły uśmiech pojawił się na twarzy Krzysztofa.

-A gdybym był, na przykład… już zajęty?

-Mój drogi przyjacielu, jedziemy tym pociągiem już ładny kawał czasu. Zdążyłem się panu przyjrzeć. Nie ma pan obrączki, żadnych sygnetów. Większość czasu spędza pan w przedziale restauracyjnym czytając książki naukowe. Nie pisze pan listów, jeno same notatki. No i najważniejsze. Wodzi pan oczami za większością młodych niezamężnych panien w tym pociągu. Tak się zachowuje człowiek młody, niemający jeszcze nawet narzeczonej. Zgadza się? -Brodacz widać było, że zna się na rzeczy, jeżeli idzie o ludzkie zwyczaje.

-Brawo. Rozszyfrował mnie pan. Nie mam żony, ani narzeczonej. Nawet damy serca. Ale musi mnie pan zrozumieć, że na razie nie mogę się wiązać z nikim. Zmierzam do Digardu z pilną wizytą i dopóki tam swoich spraw nie załatwię nie mogę nic planować.

-Rozumiem. Rozumiem również, że ciężko by było takiemu młodemu i światowemu mężczyźnie przywyknąć do wiejskich warunków życia. Ale naprawdę byłbym w stanie zrekompensować tą niedogodność. -Uścisnął dłoń swojej córki.

-A nie sądzi pan, że jako szlachcic, nie powinien pan szukać dla swojej córki kogoś z podobnego stanu? -Zapytał bardzo poważnie, patrząc ukradkiem na rozmiar bioder dziewczyny. Był cudownie szeroki i bardzo ponętny, widział to pomimo szerokiej sukni.

-No właśnie. Tak myśli wiele osób. Zapominając o najważniejszej sprawie. O miłość. -Znowu mocniej uścisnął dłoń swojej córki i spojrzał pierwszy raz poważnie.

-Jestem żonaty od ponad dwudziestu trzech lat. Z kobietą, którą zmuszony byłem poślubić. Przez pierwsze tygodnie się mnie bała, Ja jej też. Zakochałem się w niej z wzajemnością po trzech latach pożycia. Nie było łatwo. Nie chce, by moja ukochana córeczka miała podobnie. Chcę, żeby wyszła za mąż za człowieka, którego pokocha i będzie chciała z nim zakładać rodzinę. Rozumie to pan? Ja wiem, że nie jest pan szlachcicem. Widać to po panu, bez obrazy oczywiście. -Nieco zszokowała Krzysztofa wypowiedź prostego człowieka z prowincji.

-Nawet nie zdaje sobie pan sprawy, jakby świat inaczej wyglądał, gdyby wszyscy myśleli tak jak pan. Można tylko zazdrościć mądrości. -Przytaknął i oddał honor. Brodacz się uśmiechnął życzliwie.

-A tak w ogóle, mości panie. To już mnie pan kiedyś spotkał. -Tomasz nie dał po sobie poznać kompletnego zaskoczenia.

-Tak? A kiedy, jeżeli można spytać? -Brodacz spojrzał na córkę i odpowiedział.

-Byłem dowódcą jazdy z Berkley pod Fagotem. -Kieliszek zadrżał w dłoni Krzysztofowi.

-Ale skąd? Przecież, ja walczyłem w piechocie… jak?

-Mój oddział przybył jako pierwszy do tego… co z was wtedy zostało. Wszyscy wyglądaliście jak żywe trupy. Zaskoczeni, że ktokolwiek przybył wam z pomocą. Pan był jednym z tych dzielnych chłopców z krwią elfów na rękach kryjących się w okopach. Pamiętam, jaki miał pan zdziwiony wyraz twarzy. Nigdy nie zapomnę. Widzę, że jednak wyszedł pan na ludzi. Bardzo wysoko postawionych ludzi. Od żołnierza aż do wynalazcy. A wiadomo, co jeszcze przed panem? -Szok był już widoczny na twarzy Krzysztofa. Zataił wszystko, nawet to gdzie się urodził. A tu nagle, w jednym z pociągów dowiaduje się od innego pasażera, że go zna.

-Aha. No cóż… to są stare dzieje. Kto by to pamiętał?

-To było z dziesięć wiosen temu. A pan miał wtedy lat szesnaście zapewne, bo tylko takich wyrostków brali do piechoty. I wiem, że jest pan raczej typem człowieka hardego. I bardzo nieokrzesanego. W końcu, walczył pan w kompani karnej. Czyż nie? -Krzysztof zmrużył oczy.

-Jeżeli przyszedł pan mnie obrażać, to wybrał pan zły moment. Bo dzisiaj nad wyraz dobrze mi się słucha występu kwartetu smyczkowego.

-Niech mnie pan źle nie zrozumie. Co było kiedyś, to było kiedyś. Zostało za nami już. Ale, lubię takich ludzi jak pan. I wiem, że umie pan walczyć o swoje. Dlatego, myślę, że mojej córce byłoby dobrze z kimś takim jak pan. Mogę zagwarantować, że jest bardzo miła i umie wszystko, co powinna umieć kobieta w jej wieku. Co pan na to? -Tomasz spojrzał życzliwszym okiem na swych rozmówców.

-Przyznam panie von Sauberklain, że nie można odmówić urody pańskiej córce. Naprawdę. Ale, jaka jest? Nie wiem. Nie wiem, jaki lubi kolor, nie wiem, co lubi robić w wolnym czasie? Nie wiem o niej niczego. Więc?

-Więc czemuż by nie spędziłby pan z nią wieczoru? Pozwalam. Pomimo strachu o nią, jestem w stanie odpuścić rodzicielską pieczę na ten wieczór. Zatańczcie sobie, zjedzcie kolacje, porozmawiajcie. Bawcie się. Jesteście młodzi. Do Was świat należy. To, co pan, na to? Panie Piels? -Krzysztof zmierzył dziewczynę od stóp do głów. Była piękna.

-Może robię głupstwo. Ale, zgadzam się. Spędzę z Twoją córką wieczór. I obiecuje nie uchybić jej w jakikolwiek sposób godności.

-Wspaniale! -Aż klasną w dłonie Nestor. Parę gości się obejrzało. Wstał i na miejscu, w którym sam przed sekundą siedział posadził swą córkę.

-Baw się dobrze kochanie. I nie bój się. To dobry człowiek. -Ruszył w stronę baru.

-Wszystko co oni zamówią proszę pisać na mój koszt. Rozumiemy się? -Elf przytaknął. Brodacz uśmiechnął się po raz ostatni do nich i powędrował do innego przedziału. Tomasz spojrzał na dziewczynę, ta wyglądała na przestraszoną.

-Jak Ci na imię? -Zapytał, delikatnie się uśmiechając. Ta podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy.

-Nazywam się Gloria von Sauberklain. A Ty jesteś Krzysztof Piels. -Wynalazca się cichutko zaśmiał i przytaknął.

-Masz rację. Masz rację. A ja wiem coś… wiem, że jesteś wychowana według podręcznika Gonta? Mam rację? -Dziewczyna spłonęła rumieńcem i opuściła głowę.

-„Jak przyjmować awanse kawalera by zachować klasę i szacunek."? Czyż nie? -Spojrzał na dziewczynę pytająco.

-Ma pan rację. Młode damy czytają ten podręcznik praktycznie od siódmego roku życia.

-Uczą się go wręcz na pamięć, żeby oczarować mężczyznę. Wiem, znam to. Na uczelni, każdy z moich kolegów miał narzeczoną, która opierała się na tym podręczniku.

-To źle? Uczy wielu, pożytecznych rzeczy.

-Tak. Wiem. Ale, przez to, kobieta, jest skazana na odpowiadanie na pytania mężczyzny, a sama żadnego pytania zadać nie może. I to ją boli, prawda? -Dziewczyna spojrzała na niego.

-Prawda. -Przyznała.

-Napijesz się czegoś? -Zanim odpowiedziała, dodał jeszcze stanowczym tonem.

-Wypiję to samo, co Ty. Więc wybierz mądrze. -Dziewczyna zawahała się.

-I, co? Prawda? Podręcznik daje reguły, które czasami sobie przeszkadzają. -Dziewczyna nie wiedziała, co powiedzieć.

-Według podręcznika powinnaś zamówić herbatę. Czy tak? -Gloria przytaknęła głową.

-No właśnie. Ale, z drugiej strony. Podczas pierwszego spotkania, musisz zrobić na mężczyźnie jak najlepsze wrażenie i spełniać jego zachcianki. Tak by czuł się z tobą dobrze. A gdy powiedziałem, że wypiję to samo, co Ty. To dobrze wiesz, że herbaty zamówić nie możesz. Bo zazwyczaj pijam…

-Gin.

-Brawo. Wyprzedzę twoje pytanie. Herbaty nie lubię. Przynajmniej, nie o tej porze. Więc zastanów, co zamówisz. Masz jakieś piętnaście sekund. -Wyciągnął szybko zegarek i położył na stoliku. Sekundnik tykał szybko.

-Barman! -Zawołał, elf szybko ruszył ku nim od innego stolika.

-Masz jeszcze kilka sekund, wiesz, że zwlekanie z zamówieniem jest bardzo nietaktowne.

-Słucham państwa? -Elf podszedł i spojrzał na chowającego zegarek Tomasza.

-Dwa ciepłe mleka z cynamonem. -Powiedziała stanowczo Gloria. Elf spojrzał na nią, a następnie na Tomasza. Ten z zadowoleniem przytaknął, barman szybko zanotował zamówienie i pobiegł do baru. Tomasz odprowadził go wzrokiem, a następnie odwrócił się do Glorii i cicho zaczął bić brawo.

-Winszuję. Muszę przyznać, że zrobiła na mnie pani ogromne wrażenie. -Widząc, że dziewczyna chciałaby coś powiedzieć, ale nie została zapyta, postanowił dalej ciągnąć.

-Zatańczysz? -Zapytał.

-Oczywiście. Lubię tańczyć. -Wstał, zapiął marynarkę i podszedł do swojej towarzyszki. Uchwycił jej dłoń i pomógł wstać. Wagon kulturalny nieco już wyludniał, ponieważ, pora była już późna. Skrzypkowie nadal grali widząc, kolejną parę, która zechciałaby zatańczyć. Tomasz i Gloria stanęli z boku i przyłączyli się do tańca. Tańczyli patrząc sobie w oczy, nie wiedzieć, czemu.

-Dziękujemy państwu za wspólny wieczór. Mam nadzieje, że nasza gra umiliła państwu przejazd tymi ekskluzywnymi liniami kolejowymi. -Zaczął mówić na koniec, koncertmistrz.

-Zagrajcie jeszcze „Tonące królestwo" usłyszeli goście wagonu kulturalnego. Wszyscy spojrzeli po sobie. Na środku Sali stał Krzysztof i jego partnerka.

-No zagrajcie. -Usłyszeli głos Sir Chasy. Piels się odwrócił i spojrzał na szlachcica. Ten siedział w najdalszym koncie Sali i palił nadal cygaro. Ukłonił mu się, na co ten kiwną głową.

Sekundę potem usłyszeli znajomą melodię i zaczęli ponownie tańczyć. Piosenka jest dość długa, więc zdążyli się długo patrzyć w siebie. Gdy muzyka umilkła jako jedni z pierwszych bili brawo kwartetowi. Pomalutku wszyscy zaczęli się rozchodzić do przedziałów. Zostało, tylko parę osób. Gdy, tylko podeszli do stolika, od razu zauważyli stojące kubki z mlekiem.

-Poczekaj sekundę na mnie. Muszę komuś podziękować. -Gloria potulnie stanęła obok stolika i spojrzała za okno. Tomasz podszedł do właściciela kolei.

-Dziękuje panu za ten ostatni taniec. -Sir Chasa patrząc na Krzysztofa odpowiedział z uśmiechem.

-Moja kolej powinna nieść szczęście ludziom. Mam nadzieję, że ten ostatni taniec był bardzo owocny. Życzę udanej nocy, panie Piels. -Wrócił do swojej towarzyszki. Wręczył jej kubek w dłonie i kazał iść za sobą. Wyszli na balkonik z tyłu wagonu. Tomasz oparł się całym ciałem o balustradę i wziął głęboki wdech leśnego powietrza. Gloria cicho siorbała mleko.

-Byłeś kiedyś zakochany? -Padło pytanie z jej ust. Odwrócił się do niej, miał uśmiech na ustach.

-Brawo. Zadałaś mi pytanie. To bardzo dobrze.

-Byłeś? -Zapytała ponownie, nie za pewnie czuła się w nowej roli, dziewczyny pytającej.

-Byłem. Kiedyś tak. Ale, to było dawno.

-Opowiedziałbyś o niej? Jaka była? I co robiła? -Zapytała i przysunęła się bliżej. Piels westchnął.

-A, co tu o niej mówić? W mojej rodzinnej wsi, mieszkała dwa domy dalej. Miała na imię Flora. Kochaliśmy się. Chcieliśmy się pobrać. Ale Ja…

-Tak?

-,…ale Ja pojechałem na wojnę. I już nie wróciłem do rodzinnej wioski.

-A, co z nią? Nie chciałeś do niej wrócić?

-Na początku chciałem, owszem. Ale dostałem od niej list, że już wyszła za mąż, za mojego przyjaciela. I w sumie, już nie chciałem wrócić. A potem, na wioskę napadły elfy i fart chciał, że pierwszym oddziałem, jaki tam posłano był mój. Cała wioska była zgrabiona i w sumie po za kopaniem mogił nie robiliśmy nic więcej.

-Elfy ją zabiły? Tak mi przykro. -Piels spojrzał na gwiazdy.

-No i właśnie… tu jest problem. Nie wiadomo, czy zginęła, bo jej ciała nie odnaleźliśmy. Więc istnieje nadzieja, że żyje. Gdzieś. -Gloria nieco zmarkotniała, Tomasz to zauważył.

-Taka miłość to jest wielka radość…

-A gdzie tam! Mi już przeszło. Czekam na kolejną.

-To, co teraz kochasz?

-Ja? Ja kocham przyjemności.

-Ciekawe. -Rozmawiali jeszcze długo na temat różnych spraw i w końcu postanowili się położyć spać. Po krótkim czasie doszli do przedziału 23 gdzie spała razem z ojcem. Otworzył im brodacz i widząc uśmiech na ustach obojga nieco odetchnął z ulgą.

-Rozumiem, że wieczór wam się udał?

-Owszem. Było nad wyraz przyjemnie. Dziękuję, za możliwość spędzenia z Pańską córką trochę czasu. Mam nadzieje, że kiedyś będę w stanie się odwdzięczyć. -Pożegnali się i Tomasz udał się do swojego przedziału. Gdy się już zamknął, zdjął ubranie i wyciągnął swój własny rewolwer skonstruowany przez siebie samego, położył się do łóżka.

-Ładna. Ma szerokie biodra. Więc, pewnie by świetnie rodziła dzieci. Może pora się ustatkować Krzysiu? -Sam zadał sobie pytanie

Koniec

Komentarze

Piels zdążył się mu przyjrzeć dokładniej. - według mnie lepiej to zdanie by brzmiało: Piels zdązył mu się przyjrzeć dokładniej.
Przez pierwsze tygodnie się mnie bała, Ja jej też.
- niepotrzebnie duża litera (chyba, że z szacunku do siebie tudzież głównego bohatera :))
-A, więc, to panu możemy zawdzięczać  - zbędne przecinki.
Tomasz spojrzał na dziewczynę, ta wyglądała na przestraszoną - myślę, że taki zapis byłby lepszy: Tomasz spojrzał na dziewczynę, która wyglądała na przestraszoną albo Tomasz spojrzał na dziewczynę - ta wyglądała na przestraszoną.
-Napijesz się czegoś? -Zanim odpowiedziała, dodał jeszcze stanowczym tonem. - coś mi zgrzyta w tym zapisie dialogu.
-Zatańczysz? -Zapytał - duża litera zbędna.

Masz problemy z prawidłowym rozpisywaniem dialogów, wyłapałem też trochę nieczystości. Opowiadanie nie zrobiło na mnie wrażenia. 

"Ekspres z Digardu pędził przez długi sosnowy las" - pardon?
"Rozległy się gromkie, acz stonowane brawa. "  - to się wzajemnie nie wyklucza? Wydaje mi się że tak.
" Utwór niósł się po całym przedziale i kończył przy wyjściu gdzie w kącie stał bar."  (Facepalm).
http://www.fantastyka.pl/10,4550.html

Tańczyli patrząc sobie w oczy, nie wiedzieć, czemu. Hahaha:P

Wyłapałam o wiele wiecej niż domek, jednak za dużo tego, by robić szczegółową łapankę. Skomentuję więc ogólnie:
Strasznie dużo różnych niezręczności słownych. Kompletnie nie znasz sie również na interpunkcji: nie tylko przecinki stoją w najdziwniejszych miejscach, a w niektórych ich brakuje, ale także kończysz zdanie w zupełnie idiotycznych momentach. Dialogi też zapisujemy inaczej- np. kiedy mówi wciąż ta sama osoba, robimy tak:
- Bla bala bla - powiedział Krysztof. Po chwili dodał ostro - nananana.
Zajrzyj sobie do HydeParku w temacik o poradach dla piszących. Coś tam o dialogach będzie.
Warsztat mogę zdefiniować krótko: mierny. Przez błędy, literówki, niezręczności, dziwny szyk ciężko sie to opowiadanie czyta.

Inna sprawa, że nie ma w nim ani fabuły, ani ciekawych bohaterów, ani głębszych przemyśleń. Rozmowy są drętwe i mało wiarygodne. Bradzo dużo tu naiwności i niekonsekwencji.
Nie podoba mi się rozmowa Krzyszotfa i szlachcica -  kawa na ławę, dziękujemy. Jeszcze przy dziewczynie, jakby jej nie było. Rozumiem, że takie życie, że rodzice małżeństwa ustalają, ale w takim wypadku jak ty opisujesz (ojciec się przejmuje córką, jej sie podoba główny bohater), to jakieś elementy kurtuacji i grzeczności, wręcz owijania w bawełnę z powodu etykiety byłyby o wiele wiarygodniejsze. Ewentualna rozmowa w cztery oczy póżniej, a nie przy jakiś obcych ludziach w przedziale, gdzie odrzucenie propozycji byłoby wielkim nietaktem i obrazą. Nie wierzę w twoją wizję, nei przekonuje mnie ona. 
Bohater jest chyba dupkiem. Najpierw ocenia wygląd, potem traktuje jak dojną krowę. Z drugiej strony wymaga od niej więcej niż bycia laleczką wychowaną na podręczniku. Bawi się nią i traktuje przedmiotowo. To stawia go na równi z ludźmi, którzy napisali tamtem podcznik. Czyż ona nie spełnia jego zachcianki?- pytanie: czy tak to miało wyglądać? Jeśli tak, to już się nie czepiam i zwracam honor. 
Jedyne, co mi się podobało, to polącznie świata z elfami, szlachtą, królami i walkami, czyli takiego neverland, z rozwojem. Najczęściej takie światy zatrzymują się przez tysiaclecia na tym samym poziomie rozwoju, pseudośredniowiecznym, gdzie miecze fruwają, palą się świece i wszyscy jeżdzą konno. A tytaj pociąg, zegary, para... Jeszcze nie steampunkt, ale już nie klasyczny świat fantasy. Za to plusik. 

"-Nie mogę w to uwierzyć? -Zdusił w sobie oddech elf.
-Jest pan Wynalazcą z dworu króla Hektora? -Piels wziął kolejny mały łyk ginu i długo językiem pieścił podniebienie resztkami tego płynu." - ot, żeby nie było, że się nie czepiam. W tej chwili wygląda to, jakby kwestię mówiły dwie osoby. Proponowałbym zapisa tak (pomijając już to, że  "zduszanie w sobie oddechu" brzmi dziwnie i to, że "tego" jest niepotrzebne przy "płynie"):
"-Nie mogę w to uwierzyć? - Elf zdusił w sobie oddech. - Jest pan Wynalazcą z dworu króla Hektora?
Piels wziął kolejny mały łyk ginu i długo, językiem, pieścił podniebienie resztkami tego płynu." Lepiej?
"Piels trzymany zegarek również schował." - ja wiem, że to zdanie niby jest poprawne, ale brzmi jak kwestia, wypowiedziana przez mistrza Yodę. Może by tak "Piels również schował trzymany zegarek". Kilka innych takich kwiatków też masz.
"Krzysztof zawsze z rezerwą trzymał się od takich ludzi" - "z rezerwą podchodził" lub "trzymał się z dala"
"chłopstwu i tak nic nie pomorze" - jasne, Pomorze i Mazury. Też je lubię. Tu natomiast powinno być "pomoże" - ortograf = -1 do oceny, zapamiętaj to sobie i nie grzesz więcej.
"Stolik był dwu osobowy, ale siedział sam" - dwa błędy w jednym zdaniu. Bosko. Po pierwsze, "dwuosobowy", po drugie, z tego zdania wynika, że to stolik siedział sam, a to chyba nie tak miało wygladać.
"Brązowe włosy ładne współgrały z zielonymi oczami. " - "ładnie". Ho, ho, ktoś tu widzę nie czytał własnego tekstu przed publikacją. Nieładnie, autorze. Bardzo. Nieładnie.
"W takim razie Ja jestem Krzysztof Piels" - język polski nie jest językiem angielskim i pierwsza osoba liczby pojedynczej nie jest zapisywana wielką literą.
"Muzyka cicho rozbrzmiewała w koncie przedziału." - "kącie". Gratuluję, drugi ortograf w tekście. W tym momencie, oficjalnie przegrałeś życie.
"Oferta zainteresowała od razu Piels-a" - ten myślnik jest tam po co?
"Wino miało cudowny smak, a po za tym" - Tak poza tym, to cudnie, naprawdę cudnie.
"Jestem właścicielem kopalni żelaza. Poszukuję osoby na stanowisko wynalazcy do pomocy przy naprawach..." - jako że sam zostałem kiedyś zdyscyplinowany za podobn niedopatrzenie, nie omieszkam powiedzieć czegoś od siebie. Żelaza nie wydobywa się w kopalniach. Wydobywać można, co najwyżej, rudy żelaza. Ale niech mnie któryś z panów geologów poprawi, jeśli się mylę.
 "Bo widzi pan, ja przyszedł w imieniu mojej córki" - "przyszedłem"
"Nie chce, by moja ukochana córeczka miała podobnie" - "chcę"

Więcej błędów wyłapywać mi się nie chce, wybacz.
Jeśli chodzi o opowiadanie, jest kiepskie i nudne. Błędów cała masa. Widać, że nie przejrzałeś tego tekstu przed publikacją. Wierz mi, że praktycznie wszyscy debiutanci tak robią i każdemu, mniej lub bardziej dosadnie, zalecam popełnić z tego powodu rytualne samobójstwo. Szanuj swojego czytelnika, proszę, bo czytelnik nie lubi czytać tekstów z błędami.
Za ortografy skazuję cię na chłostę, bo bewnych rzeczy się po prostu nie robi. Jeśli już bierzesz się za pisanie, korzystaj ze słownika.
Stylistycznie jest kiepsko. Zdania budowane są niemrawo i nieporadnie. Niektóre kwestie, z niewiadomych dla mnie względów, wyglądają, jakby wypowiedziane były przez mistrza Yodę. Poza tym, nie masz pojęcia o interpunkcji. Zapoznaj się z jej zasadami, zanim zamieścisz kolejny tekst. Masz również niewielkie pojęcie o poprawnym zapisie dialogów. Innymi słowy, twój warsztat świeci pustkami i, jeśli chcesz choć trochę poważnie wziąć się za pisanie, musisz bardzo nad nim popracować. Radzę co najpierw przeczytać przynajmniej pięćdziesiąt dobrych książek, a ptem dopiero, ewentualnie, myśleć o własnym pisaniu.
Fabularnie również jest słabo. Generalnie, trudno jest wykrzesać coś dobrego z tekstu, który składa się praktycznie z samych dialogów. Tobie również się to nie udało. Tu po prostu wieje nudą i musiałem prawie się zmuszać, żeby doczytać do końca.
Normalnie nie wystawiłbym ci oceny, bo nie lubię szastać niskimi notami, ale za durne błędy ortograficzne doprowadzają mnie na skraj obłędu. Ode mnie zatem jeden




Utwór niósł się po całym przedziale i kończył przy wyjściu gdzie w kącie stał bar. Wysoka lada, dobrze oświetlona przez naftowe lampiony zawieszone u góry. – Dziwny sposób mierzenia długości utworu. Po bar lepiej by chyba było dać myślnik, bo opisujesz wygląd tegoż baru, z tego co wywnioskowałem. A tak, to zdanie jest wtrącone ni w piczę ni w gałę.

 

-Jeszcze jeden gin? -Jego głos był pomimo dobrego retuszu akcentu, zbyt miękki. – W jaki sposób retuszowano akcent? Chodziło oto, że koleś chciał zatuszować, że mówi z akcentem, starał się, by nie było tego akcentu słychać?

 

Elfowi, aż się zabłyszczały jego wielkie oczy na widok tak niezwykłego przedmiotu. – Cudzymi by raczej nie błysnął. – Oczy elfa błysnęły na widok…

 

Piels wziął kolejny mały łyk ginu i długo językiem pieścił podniebienie resztkami tego płynu. – Składniowo kaprawo to brzmi. Po za tym sama czynność jakaś dziwna.

 

Krzysztof zawsze z rezerwą trzymał się od takich ludzi. – Z rezerwą mógł ich traktować. Trzymał się z daleka.

 

Przynajmniej od pewnego statusu społecznego, ponieważ chłopstwu i tak nic nie pomorze. – A wysil się trochę,  sam tu znajdź ortografa. (Podpowiem, że Word tego nie podkreśli).

 

Jego srebrne guziki w marynarce zabłyszczały w świetle lampionów. – A marynarka już nie była jego? Tylko guziki? Srebrne guziki w jego marynarce – jeśli już.

 

Muzyka cicho rozbrzmiewała w koncie przedziału. – Przedział miał grające konto bankowe?

 

To wyżej to tylko kilka przykładów popełnianych przez Ciebie błędów. Ogólniej rzecz ujmując, to jest składniowa i interpunkcyjna masakra. Zaimkoza też tutaj przeszkadza, do tego logika niektórych zdań mocno kuleje, jak i zakresy znaczeniowe wyrazów Ci się mylśą. Wszystko do wypracowania, więc nie ma się co załamywać.

 

Sama historia nieco naiwna, brakuje tu głębszego sensu, czegoś, co przykułoby uwagę i napędzało fabułę, jakiegoś problemu, dylematu...

Rozbawiła mnie rozmowa ze szlachcicem, który handluje swoją córeczką jak jakąś klaczą. No fakt, w dawnych czasach podobnie wyglądało swatanie młodych, ale Ty podałeś to w strasznie ogólnikowej formie.

Reasumując, sporo pracy Cię jeszcze czeka. Pisać, czytać, pisać i jeszcze więcej czytać. Ale czytać i jednoczesnie podpatrywać, jak skonstruowane są zdania, kiedy używa się zaimków, a kiedy są zbędne, jakie znaczenie ma jaki wyraż... To jest jedyna recepta.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Chyba zaproponuję Berylkowi, żeby wziął ten tekst pod uwagę przy rozstrzygnięciu Grafomanii 2012.

Cóż, wszyscy już chyba napisali, co było do napisania... Ale to mój dyżur, więc nie zmilczę.

1. Zapis dialogów leży. Że o ich konstrukcji nie wspomnę, ale skupmy się na razie na kwestiach technicznych. Koleżanka Selena tutaj raczyła opisać co trzeba, zacznij więc od jej tekstu. Tak w kwestii dialogów jak i wszystkich innych.

2. Interpunkcja leży jeszcze gdzieś tak trochę pod dialogami. Przysypana zaspą przecinków. Tego, niesteety, trzeba się nauczyć, to trzeba czuć.

3. Gdzieś między interpunkcją a dialogami plasuje się kwestia podmiotów. Skaczesz w tekście po osobach, tu główny bohater, tu barman, tu szlachcic, tu ktośtam... I ni cholery czytelnik nie może się połapać, co kto w danym momencie robi albo mówi.

4. Mój brak taktu; swoje osobiste zasady; swojego rozmówcę; jego srebrne guziki w marynarce; i tak dalej. Na koniec zaś hit: "Swój własny rewolwer skonstruowany przez siebie samego". Wow. Za dużo swojości, autorze. Na ogół nie trzeba zaznaczać, co jest czyje, bo, no jest oczywiste, że własny to swój, prawda?

Sir Chaza staje się Sir Chasą. W międzyczasie zaś Krzysztof staje się Tomaszem, ale to chyba był zabieg celowy... Nawet jeśli, to nie ułatwia odbioru tekstu, w którym panuje totalny chaos.

Co tam jeszcze... stosujesz powtórzenia. I gubisz ogonki w polskich słowach.

Moi faworyci to, zapewne wymienieni już po wielokroć powyżej:
- Długi sosnowy las. - ...?
- Gromkie acz stonowane brawa. - Albo jedno, albo drugie, to są przeciwieństwa.
- "Utwór niósł się po całym przedziale i kończył przy wyjściu gdzie w kącie stał bar." XDDD To jest chyba jeszcze lepsze od jaskini Nomada...
- "...długo językiem pieścił podniebienie resztkami tego płynu." - Iik. O.o
- "Elf niebywale szybko się skulił i zamilkł. Piels trzymany zegarek również schował." - Również? A co niby schował wcześniej?
- "Krzysztof zawsze z rezerwą trzymał się od takich ludzi" - Źle. Albo trzymał się od takich ludzi z daleka, albo zachowywał rezerwę w stosunku do takich ludzi.
- "Gęsta chmura dymu zawisła na twarzą barmana" - ...
- "Chesa uśmiechnął się szeroko i podszedł" - Hę?
"- Czy mogę się pana o coś zapytać?" - Jeśli pytamy kogoś, to nie "się", bo przecież siebie nie pytamy. Zatem powinno być: "Czy mogę pana o coś zapytać."
- "A to jestem moja córka..." - wow, cóż za rozdwojenie jaźni.
- Miała ładny nosek i delikatne usta. Brązowe włosy ładne współgrały z zielonymi oczami." - Nie dość, że powtórzenie, to jeszcze niegramatycznie.
- "Oferta zainteresowała od razu Piels-a" - Raczej Pielsa. A jeśli nawet odmieniamy obce nazwiska, to za apostrofem, nie myślnikiem: "Piels'a".
- "...a po za tym..." - Poza piszemy razem.
- "...i spojrzała w swoje stópki." - W? W??? A co to, Superman, żeby przenikała przez caiala stałe wzrokiem? Spojrzała NA stópki.
- "...prosić w awanse do pana." - ?
- "zrekompensować tą niedogodność" - TĘ niedogodność.
- "Był cudownie szeroki i bardzo ponętny, widział to pomimo szerokiej sukni." - Powtórzenie.
- "Zapominając o najważniejszej sprawie. O miłość." - O miłości.
- "Nieco zszokowała Krzysztofa wypowiedź prostego człowieka z prowincji." - Myślałam, że chodzi o szlachcica, a ci nawet jeśli mieszkają poza miastem otrzymują zwykle wykształcenie.
- "Przytaknął i oddał honor" - A co, zabrał go wcześniej?
- "I obiecuje nie uchybić jej w jakikolwiek sposób godności." - Eee...
- "Aż klasną w dłonie Nestor" - klasnął.
- "Parę gości się obejrzało." - Paru.
- "...postanowił dalej ciągnąć." - Brzydki zwrot. Po prostu się ciągnie, albo kontynuuje, ale bez "dalej".
- "Tańczyli patrząc sobie w oczy, nie wiedzieć, czemu" - XDDD
- "...zdążyli się długo patrzyć w siebie." - j.w.
-"-Dziękuje panu za ten ostatni taniec. -Sir Chasa patrząc na Krzysztofa odpowiedział z uśmiechem.
   -Moja kolej powinna nieść szczęście ludziom. Mam nadzieję, że ten ostatni taniec był bardzo owocny." - Powtórzenie.
- "Wręczył jej kubek w dłonie" - A w co miał wręczyć?
- "Gloria cicho siorbała mleko." - LOL. No tak, zachowanie odpowiednie dla panny na wydaniu, która z podręcznika uczy się, jak wyrwać faceta...
- "...do przedziału 23" - w tekstach literackich liczby zapisuje się słownie, nie cyframi.

Może wystarczy.

No więc... nie. Po jakoś tekstu wnioskuję, autorze, że jesteś góra w gimnazjum. Poczekaj jeszcze trochę ze sława i bogactwem. Przykładaj się na lekcjach polskiego, dużo czytaj. Bardzo dużo, i to nie byle czego, a dobrej, klasycznej literatury. Pisanie trzeba czuć. Jeśli nie rozumiesz, czemu powyższy tekst po prostu nie jest dobry, nic z tego nie będzie...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dodawanie jeszcze dwóch czy trzech drobiazgowych uwag nie ma sensu. Krótko: uwagi zakarbuj sobie Waszmość Autorze, zalecane leki bierz regularnie i przez dwa lata minimum, a potem zaskocz nas czymś ładnym i dobrym. Powodzenia.

Cóż ja mogę dodać, skoro ,,wszystko się rzekło, a król żyje dalej". 
Ze swojej strony proponuję trzy rady:
- Mniej gier, więcej książek. Klasyków.
- Naucz się pisać dialogi. Poprawnie.
- Słownik JP nie gryźnie. Nie, nie mam na myśli słownika Jana Pawła.  

Chyba zaproponuję Berylkowi, żeby wziął ten tekst pod uwagę przy rozstrzygnięciu Grafomanii 2012.
Można rozważyć :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ojej, Beryl naprawdę zagląda czasem do tesktów!

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

To złudzenie.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

musze się zgodzić chyba z każdym zarzutem z komentarzy powyżej, więc nie mam pocięcia, dlaczego czytało mi się to całkiem przyjemnie.

6/10

Nowa Fantastyka