
(…) Możecie mi wierzyć, że wbrew temu, co przekazują barwne seriale i przaśne komedie, życie w kampusie nie jest jedną wielką damsko-męską imprezą. Oczywiście, kapitan uniwersyteckiej drużyny futbolowej czy jeżdżący Porsche playboy z bogatej rodziny mogą liczyć na wianuszek napalonych wielbicielek. Niemniej, przeciętny studencina piękne kobiety w swoim łóżku ogląda raczej tylko na ekranie laptopa.
Planowałem spędzić ten weekend jak zwykle, w towarzystwie paru pożółkłych tomiszczy, ale Jay i Alan niemal siłą wyciągnęli mnie na imprezę w pobliskim modnym klubie. Nigdy nie mogłem zrozumieć tych masochistycznych rytuałów moich kumpli, którzy zamiast spokojnie się upić w tanim pubie, pakowali się do snobistycznego lokalu tylko po to, by przepłacić za alkohol, podpierać ściany i być obiektem prześmiewczych szeptów ze strony studenckiej śmietanki towarzyskiej.
Siedzieliśmy zatem w ciemnym kącie, powoli sącząc obłędne drogie tropikalne drinki. Koledzy ślinili się na widok zmysłowo podrygujących pięknych koleżanek, ja zamyślony filozoficznie analizowałem absurdalność całej sytuacji. W lokalu było dość duszno, więc wyszedłem na chwilę na taras, zaczerpnąć świeżego powietrza. Spojrzałem na pełny księżyc, westchnąłem głęboko i obróciłem się, by wrócić do głównej sali. Zrobiłem to jednak na tyle niezgrabnie, by szturchnąć stojącą obok brunetkę, wytrącając jej z dłoni kieliszek z margaritą.
Skuliłem się lekko, gotowy do przyjęcia werbalnego ciosu w stylu „gdzie masz oczy, buraku?". Jakież było moje zaskoczenie, gdy dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco.
– Ojej, tak mi przykro, nie zalałam cię? – spytała. – Zapatrzyłam się w księżyc i nie widziałam, co się wokół mnie dzieje.
Stałem jak cielę z otwartymi ustami, przyglądając się nieznajomej. Burza kruczoczarnych loków, obłędnie błękitne oczy niczym z japońskiej kreskówki, doskonała porcelanowa cera. Normalnie księżniczka z bajki.
– Eee… yyyy… – odparłem niezbyt błyskotliwie.
– Jestem Alice – wyciągnęła rękę w moim kierunku. – Widziałam cię w środku, siedziałeś cały czas przy stoliku. Pewnie nie podobała ci się muzyka.
– Yyyy… eee…
– Mam to samo – uśmiech nie schodził jej z twarzy. – Ten lokal jest beznadziejny, nie wiem po co tu przyszłam. Chyba wrócę już do kampusu, a ty?
– Tak, nie, tak… – język mi się plątał. – Oczywiście!
– To idziemy – stwierdziła i lekko musnęła moje ramię. Zeszliśmy zewnętrznymi schodami, więc nie widziałem, co się działo z kumplami. Nie miałem jednak wątpliwości, że świetnie sobie poradzą beze mnie.
Była ciepła majowa noc.
Coś tu nie gra – ta myśl pojawiała się w mojej głowie jeszcze na schodkach z tarasu. Analityczny umysł starał się chłodno ocenić sytuację, w czym nie znajdował wsparcia u rozgrzanego burzą hormonów ciała.
Wszak nie jest możliwe – myślałem sobie – żeby poczciwy student poznał w klubie zjawiskową piękność, która sama z siebie proponuje mu spacer. Takie rzeczy nawet w ckliwych komediach romantycznych się nie zdarzają. Jeśli już, to w horrorach – uwodzicielka omamia faceta, potem podaje mu narkotyk i gość zostaje pocięty na narządy albo budzi się w sali tortur jakiegoś psychopaty. To wszystko musiało mieć drugie dno, po prostu musiało.
– O czym myślisz? – spytała.
– Ja… ten tego… zastanawiałem się, co studiujesz?
– Etnografię. A ty?
No tak, etnografia, to by trochę wyjaśniało – pomyślałem. Zapewne jestem dla niej wdzięcznym obiektem badań nad kulturą prymitywną, niczym, za przeproszeniem, jakiś Murzyn z Madagaskaru.
– Biotechnologię – odparłem.
– Teraz rozumiem, dlaczego nigdy nie spotkaliśmy się na zajęciach. Biotechnologia to ciekawy kierunek, to wykorzystanie genetycznie zmodyfikowanych organizmów…
No nie, jakiś cyrk – pomyślałem – to się nie dzieje naprawdę. Coś tu ewidentnie nie gra. Może ona jest jakimś cyborgiem, zabłąkanym terminatorem z przyszłości, któremu się popsuł program. Bo jak to inaczej wytłumaczyć? Albo jest obcym z innej galaktyki zakamuflowanym w kobiecym ciele. To by wyjaśniało zainteresowanie genetycznymi modyfikacjami…
– Ale jesteś zakręcony – zaśmiała się perliście, gdy zamyślony potknąłem się o nierówną płytkę chodnika.
Skup się, Brandon, zejdź na ziemię i wyluzuj – strofowałem siebie w myślach – bo ona jeszcze pomyśli, że jesteś gejem. No właśnie, zamiast fantazjować, należało trzeźwo podejść do sprawy: Alice pewnie dorabia jako luksusowa panienka do towarzystwa, a we mnie dostrzegła potencjalnego klienta. Gdy dotrzemy do kampusu, zaproponuje mi szybki numerek za dwieście zielonych i romantyczny czar pryśnie. I wcale nie o to chodziło, że miałem w kieszeni tylko siedemnaście dolarów…
– W którym budynku mieszkasz? – zapytałem, gdy doszliśmy do pierwszych zabudowań kampusu.
– A ty?
Znów mnie zatkało na chwilę.
– Eeee… w „Kappa", tutaj na rogu.
Milczeliśmy przez chwilę, stojąc na rozwidleniu chodnika.
– Nie zaprosisz mnie na kawę? – spytała, frywolnie odgarniając z czoła czarne pukle.
– Yyyy… nooo… może wpadniesz na kawę?
Wiem, co sobie myślicie – zachowywałem się jak ostatnia ofiara losu. To prawda, ale jej to najwyraźniej nie przeszkadzało. Uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu i wsunęła rękę pod moje ramię. Poczułem przyjemne mrowienie w całym ciele. Dwie minuty później wchodziliśmy do opustoszałej „Kappy".
W pokoju panował względny porządek, czyli umiarkowany bałagan. Strzepnąłem z fotela resztki chipsów, by miała na czym usiąść, zgarnąłem książki ze stolika na podłogę i rzuciłem się czyścić ekspres do kawy.
– Siedemnastowieczny miedzioryt, a to ciekawe – skomentowała obraz nad łóżkiem. – Twoi kumple mają raczej rozebraną Pamelę Anderson.
Też kiedyś miałem – odparłem w myślach – ech, to były czasy…
– Kurczę, co za oporny szajs! – syknąłem, mocując się z pokrywką ekspresu.
– Kawa może poczekać – powiedziała, rozpinając górny guziczek bluzki. – Do śniadania.
Przełknąłem ślinę i starałem się opanować drżenie rąk.
– Mmmoże znajdę coś innego – wydukałem. – Mam wino. Czerwone.
– Tak, czerwone wino będzie zdecydowanie lepsze – stwierdziła, wstając z fotela.
Nagle jej wzrok przykuła zrzucona ze stolika książka.
– Czytasz po łacinie? – Zmarszczyła brwi.
– Eeee… taka zabawa dla zabicia czasu – odparłem zmieszany, szybko zgarniając tom i wrzucając gdzieś za fotel. Być może, jako studentkę etnografii, zainteresowałoby ją moje ekscentryczne hobby, ale wolałem nie ryzykować i nie tracić czasu.
Z zakamarków szafy wydobyłem butelkę Cabernet Sauvignon i dwa przykurzone kieliszki, chwaląc w duchu swoją zapobiegliwość, która tak często wzbudza wasze nieuzasadnione rozbawienie. Dyskretnie wytarłem kryształy, odkorkowałem i nalałem wino. Uniosła kieliszek do nosa, kontemplując z przymrużonymi oczyma bukiet trunku.
– Masz świetny gust – westchnęła, po czym zmysłowo rozchyliła usta.
Ty też, cukiereczku, ty też – odparłem w myślach, windując swoją próżność ponad szczyty Himalajów.
Nie bądź naiwny – trzeźwe superego znów doszło do głosu – coś tu nie gra!
W mojej głowie toczył się wewnętrzny konflikt na miarę doktoratu z psychoanalizy. Buzujące id podsuwało obrazy nadchodzącej wielkimi krokami orgii z czarnowłosą pięknością, a złowieszcze racjonalne superego biło na alarm. Wciśnięte w kąt ego patrzyło zaś zagubione na tę dynamiczną wymianę ciosów.
– Niesamowity profil twarzy, te kości policzkowe… – Jej dłoń niespodziewanie znalazła się na moim policzku. Druga ręka odstawiła pusty kieliszek na komodę i poczęła rozpinać kolejne guziczki bluzki. Chwilę później nasze usta spotkały się, wewnętrzy ogień rozlewał się coraz bardziej.
Jej bluzka opadła na podłogę, za nią moje polo i podkoszulek. Wylądowaliśmy na łóżku, ja na plecach, ona na mnie, siedząc mi okrakiem na biodrach i muskając palcami nagi tors. Odfruwałem powoli w inny świat, choć przecież gra wstępna dopiero się zaczynała. Alice wyprostowała się, odgarnęła włosy na plecy i powoli, dosłownie milimetr po milimetrze, zaczęła zsuwać ramiączka biustonosza.
Wsunąłem dłonie za głowę i z udawaną miną wyluzowanego playboya obserwowałem ten perfekcyjny zmysłowy spektakl. W końcu moim oczom ukazały się dwie nabrzmiałe piersi, idealnie krągłe, doskonałe. Targnął mną spazm ekstazy.
Coś tu nie gra… – dobijało się resztkami sił superego z głębi mózgu, z którego większość krwi odpłynęła już jednak daleko na dół brzucha.
– O czym myślisz, ale tak na serio? – zapytała, muskając jedną dłonią rowek między piersiami, a drugą drapiąc okolice mojego pępka.
– Zastanawiam się… – musiałem złapać oddech. – Co dziewczyna, taka jak ty, robi w łóżku z taki gościem, jak ja?
– Faceci… – westchnęła. – Te wasze kompleksy! Nie mówił ci nikt, że nieśmiałość jest sexy?
Pokręciłem nosem z niedowierzaniem.
– No dobrze – kontynuowała, uśmiechając się szelmowsko. – Może po prostu lubię od czasu do czasu przespać się z wrażliwym intelektualistą. Tak dla urozmaicenia.
Odwzajemniłem uśmiech. To już brzmiało rozsądniej.
– A naprawdę… – zrobiła pauzę. – Uwielbiam tak zarysowane kości policzkowe u mężczyzn, piekielnie mnie to kręci.
Poczułem, że odpływam. Zmrużyłem na chwilę oczy i rozluźniłem napięte mięśnie.
– Żartowałam! – nagła zmiana tembru jej głosu sprawiła, że zimny dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie, a powieki gwałtownie się uniosły. Tam, gdzie jeszcze przed chwilą widziałem twarz uroczej studentki, patrzyły na mnie czerwone pionowe źrenice, a między wydatnymi wargami błysnęły wampirze kły.
Tak to właśnie jest z tymi romansami na kampusie. Śmiejecie się pewnie, że kolejny już raz dałem się podejść, no ale w końcu jestem tylko ciepłokrwistym facetem. Na swoje usprawiedliwienie dodam jeszcze, że totalnie zmyliły mnie jej błękitne oczy – to wyjątkowo rzadka mutacja u wampirów.
Niemniej, gdy rzeczy ułożyły się w logiczną całość, od razu poczułem wewnętrzną ulgę, a moja obsesyjna zapobiegliwość znowu uratowała mi życie. A wy żałujcie, naprawdę żałujcie, że nie widzieliście miny Alice, gdy w mojej dłoni pojawiła się wyciągnięta zza poduszki kołkownica…
wpis z 8 maja 2004
pamiętnik Brandona, początkującego łowcy potworów.
Dwa drobiazgi wpadły mi w oczy: "Te wasze kompleksy! Nie mówił ci nikt, że nieśmiałość jest seksy". - brakuje znaku zapytania.
"Poczułem, że opływam". - odpływam.
Poza tym - a mówię to bardzo subiektywnie, po tym, na co ostatnio tu trafiam - wreszcie tekst, który po prostu dobrze mi się czytało. Podchodzi pod moje klimaty, jest nieźle rozpisany, no po prostu przyjemna, drobna lekturka do poduszki :)
Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher
Fajnie dawkujesz napięcie. Z wyczuciem opisujesz wątpliwości jakie targają bohaterem. Gdzieś ten głos wewnętrzny Brandona jest i co rusz daje o sobie znać. :) Jednak najbardziej urzekła mnie ... kołkownica :D. Jedynie na co się skrzywiłam to imiona. Wolę polskie. ;) Brandony, Alice to jakoś kojarzą mi się z amerykańskimi serialami... :O Oczywiście to mało istotne. Taki prywatny foch :)
pozdrawiam z :D
Poza tym, co napisała Ceterari (literówka i zgadzam się co do znaku zapytania), jeszcze:
"...znajdował wsparcia od..." - wydaje mi się, że wsparcie znajduje się U kogoś, a OD kogoś ewentualnie otrzymuje.
"-Eeee... w „Kappa", tutaj na rogu." - Brak spacji po myślniku.
"-Niesamowity profil twarzy" - j.w.
"...dwie nabrzmiałe piersi..." - fascynuje mnie skłonnosć autorów płci męskiej do podkreślania, że piersi są dwie. Otóż, drodzy panowie, o ile nie opisujecie walorów dajmy na to suki, samicy psa czyli, która ma trzy pary owych narządów, albo bohaterką nie jest amazonka po amputacji, to u kobiet piersi na ogół są dwie. ; /
"Tam, gdzie jeszcze przed chwilą widziałem twarz uroczej studentki, patrzyły na mnie czerwone pionowe źrenice, a między wydatnymi wargami błysnęły wampirze kły." - Albo stamtąd patrzyły, co brzmi głupio, albo "tam, gdzie jeszcze przed chwilą (...) widziałem". Ale nie tam patrzyły.
Poza tym podoba mi się. Tekst bezpretensjonalny, czysto rozrywkowy, zgrabnie napisany, przyjemny, zabawny. ; ) Oby tak dalej!
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
"nieśmiałość jest seksy" - takie słowo, zdaje się, nie istnieje. Albo coś jest "sexy", albo "seksowne"
A poza tym, to jest dobre. Ba, to jest nawet bardzo dobre. Rozrywkowe i zabawne. Aż jestem pod wrażeniem, że w tak krótkim czasie znalazłem na tym portalu kolejny fajny tekst.
Dziękuję za miłą lekturę.
SPOILER!
A ja zamarudzę w dwu kwestiach.
Pierwsza - drobiazg:
"Targnął mną spazm ekstazy." Strasznie oklepane sformułowanie, że aż targnął mną spazm ekstazy... Dobrze, że nie spadli z łóżka.
Druga - przewidywalność. Nie wiem, czy to dlatego, że kiedyś czytałem podobne w treści opoko, ale od momentu wyjścia parki z klubu zastanawiałem się jeno: wampirzyca, czy też Alien Obduction?
Poza tym - płynnie napisane i szybko przeczytane, choć już stary jestem i nie pamiętam tych odwiecznych "cierpień młodego Wertera" ;-)
007
Opowiadanko fajne i przyjemne w spożyciu. Poza kilkoma wcześniej wymienionymi potknięciami dodam:
„-Zaparzyłam się w księżyc i nie widziałam, co się wokół mnie dzieje.”- To jakaś herbata, że się zaparzyła? Drobna literówka.
Podobało się, te zagraniczne imiona są na miejscu, buduje to specyficzny klimat, rodem z „Buffy: Postrach wampirów” :P
Zacząłem czytać z pewnego rodzaju nieufnością --- kampus, chlanie, seks, czyli sztampa --- skończyłem z zadowoleniem, że nie przerwałem lektury. A gdyby tak jeszcze nie było błędów w rodzaju "obłędne błękitne oczy"...
Umieszczenie akcji w realiach amerykańskich jest celowe i chodzi właśnie o nawiązanie do klimatu tamtejszych filmów i seriali o studenckim życiu (+ paranormal). W polskich klimatach to wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.
Dzięki za uwagi edycyjne. Jeśli chodzi o te nieszczęsny biust, to na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że w moim niedawnym tekście z SHERLOCKISTY pojawia się epizodycznie kobieta z trzema piersiami, być może dlatego tu z rozpędu doprecyzowałem :-)))
"I wcale nie o to chodziło, że miałem w kieszeni tylko siedemnaście dolarów..." W tym zdaniu zlikwidowałbym wielokropek. Wielokropek oddaje wahanie, zastanowienie, namysł - tutaj jest chyba niewłaściwie użyty. Podobnie w ostatnim zdaniu. Mogłoby zresztą zaczyną --- i kończyć --- ostatni, jednozdaniowy akapit.
Ale --- to szczegóły, a właściwie --- szczególiki. Kwestia smaku. Jedno piszą tak, inni owak.
Bardzo dobry tekst. Bardzo dobrze napisany. Czyta się leciuteńko, a to zasluga Autora i warsztatu pisarskiego. A to wcale nie jest łatwe, napisać story, w ktorej każde zdanie jest lekkie, daje czytelnikowi informację, popycha akcję do przodu, jednocześsnie wchodząc w umysł czytelnika jak nożyk w rozgrzane masełko. Dzięki bardzo dobremu warsztatowi łatwo wylapać nieliczne, drobne potknięcia. Kompozycyjnie -- bez zarzutu. Ładnie zarysowania oś narracji, sprawnie prowadzona fabuła, zwodząca czytelnika. Zwarte i krótkie. Językowo - takoż. Zdanka -smakowite. No, na przykład takie: " O czym myślisz, ale tak na serio? - zapytała, muskając jedną dłonią rowek między piersiami, a drugą drapiąc okolice mojego pępka. " Dobre...
Lekkie opowiadanie, ale lekkie opowiadania trzeba umieć pisać... ( tutaj, stosując wielokropek, właśnie nad czymś zastanowiłem się; czytający komentarz zapewne też.).
Kończąc ---bardzo dobry przykład bardzo dobrego zastosowania bardzo dobrego warsztstu do napisanie lekkiej, bardzo fajnej opowiastki. A że fabuła prosta? Ale -- jasna, na końcu przejrzysta i narracyjnie domknięta na cztery spusty. Na tak krótki tekst najzupełiej wystarczająca.
Wyrazt uznania.
6/6
Za tekst zabrałem się dosyć niechętnie (nie moje klimaty), ale nie żałuje poświęconego czasu.
Lekkie i przyjemne.
Zapowiadało się okropnie sztampowo, ale wyszło całkiem nieźle :) Czytało się szybko i przyjemnie, choć kilka sformuowań można by zmienić, jednak to nic szczególnie rażącego. Jestem ciekaw, czy to zupełnie samodzielne, czy też przedstawienie bohatera, który będzie wykorzystany jeszcze w przyszłości?
Tak czy inaczej, za niezły warsztat, w sumie ciekawą historię i Freudowskie nawiązania daję zasłużoną 5 :)
Pozdrawiam
RogerRedeye - ale mi ego pomiziałeś :)
Jestem generalnie wielokropkofilem, w narracji pierwszoosobowej ma to oddawać np. łamane myśli narratora, no ale może faktycznie ciut ich przydużo.
Clod - mam pewną pokusę, by jeszcze wrócić do Brandona, ale kontynuacje są bardzo ryzykowne, strasznie ciężko im osiągnąć poziom pierwszego epizodu (vide mój Pogromca smoków). Tutaj choćby jest motyw ujawnienia specyficznej tożsamości narratora, czego już później nie można powtórzyć. Niemniej, pomyślę :)
Dziko, po prostu zasłuzyłeś, i to wszystko. Portal z siłą wodospadu Niagara zalewają teksty naszpikowane wyrazami typu "który. która, jego, ich, swój, swojego" itp, okraszona jeszcze czasownikami " była, był, było, miał, miało" itd.. Dominują "ciężkostrawne" i niezgrabne zdania podrzędnie złożone., okraszone wymienionymi wyrazami, "wspomaganymi" jeszcze czasownikiem posiłkowym "być". Jak to czytam, nieodmiennie odnoszę wrazenie, że oddaję się lekturze dosłownego tłumaczniea z języka niemieckiego. Zaimiki nieokreślone i określone w niemieckim są bardzo ważne, ale, w języku polkisme wcale nie. I raz widzę inaczej napisany tekst, z przewagą rozbudowanych zdań prostych oznajmujących. lekko i zręcznie napisany. Lektura nie przypomina wędrówki bosymi stopami przez świeże rżysko...
Nota bene, dwie pozostałe oceny są podobne do mojej noty.
Tak trzymać, jeżeli idzie o warsztat.
Pozdro.
Żeby się nie powtarzać po przedmówcach, po prostu gratuluję bardzo fajnego tekstu :)
Ta, lekkie i przyjemne. Szkoda, że takie krótkie. Jeszcze kilka opowiadań o tym kolesiu byłoby mile widzianych, bo wzbudza gość sympatię :)
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Wzbudzać sympatię u Fasolettiego - niepokojące.
dobre, bardzo dobre. niby nic oryginalnego, ale ja dałem się zaskoczyć - myślałem, że ona jest kosmitką, nie wampirem
7/10
Świetne. Kompletnie nie mój klimat - może dlatego dałem się zaskoczyć tej kołkownicy. Zedcydowane 5+. :)
@Komandor i Świętomir - Widać wszystko zależy od tego, kto jest czym skażony. ; ) Bo dla mnie na przykład wampiryzm był pierwszą, automatyczną myślą. ; P (Co oczywiście nie odbiera tekstowi uroku. Ciekawi mnie tylko to, że każdy reaguje inaczej ; ).
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Z tą wampirzycą to wrzuciłem pewne wskazówki - zapatrzenie w księżyc, a przede wszystkim tradycyjny motyw "zaproszenia do domu" (Nie zaprosisz mnie na kawę?). Generalnie, jeśli już jakieś zaskoczenie miało być, to związane z osobą narratora, a najbardziej chodziło mi o klimat i szczyptę humoru związane z przemyśleniami Brandona.
Dziko, ja wspomniałem właśnie o tej siurpryzie, że podobny pomysł w innym wydaniu kiedyś czytałem. Równie dobry tekst (może i lepszy), nie tak humorystyczny, bardziej lepki rzekłbym. Ale Twoje wykonanie było bardzo rześkie i smakowite - i to stanowi o jego sile.
Spokojna piąteczka - choć wirtualna, bo nie zasługuję jeszcze na ocenianie :-(
007
ad Joseheim i Dziko
No właśnie, skojarzenia - są dość losowe. Ci kosmici przybyli do mnie po wspomnieniu o entnografii. Myślałem, że historia zakończy się jak poniżej:
[ - Mówiłam, badam zwyczaje ludzi - powiedziała świetlista istota, wpychajać próbnik w kark Brandona.]
;)
Też ciekawa koncepcja. ; )
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr