
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
W tej krótkiej powiastce opowiem, jak dokonałem kolejnego cudownego
przewrotu w fizyce. Będzie to wywód może nieco filozoficzny, ale i filozofia
jest w nauce przedmiotem nieodzownym.
Diabli wiedzą jak to się zaczęło. Inaczej mówiąc, jeżeli liczycie na
kolejną zabawną anegdotkę, pokroju tej o Archimedesie w wannie, czy też o
Newtonie trafionym jabłkiem, to możecie śmiało zapomnieć. Nic takiego się
nie zdarzyło, nie miało miejsca, a może i miało, ale zwyczajnie nie pamiętam.
Jak zwykle do pewnych rzeczy doszedłem w tym radosnym stanie upojenia
alkoholowego, tym złotym środku pijackich zwidów, gdy już jest na tyle
wesoło, że znacie odpowiedzi na wszelkie troski wszechświata, a zarazem nie
macie jeszcze wielkich problemów z utrzymaniem pionu. Alkohol nieraz
wspierał mnie w rozważaniach naukowych, problem jednakowoż w stosowaniu tego
środka jest taki, że dobre pomysły ma się właśnie wyłącznie w momencie
osiągnięcia złotego stanu, którego jednak bariery są niezwykle płynne. Łyk
piwa mniej, i jesteś jeszcze jednym z klasycznych nudziarzy. Łyk piwa
więcej, i stajesz się zbyt pijany, by spamiętać właśnie odkryte Równanie
Wszechświata. A jeżeli już trafisz w ten właśnie złoty środek, najpewniej
nie znajdziesz pod ręką nawet kawałka papieru, by myśl zanotować. A jeszcze
częściej, sięgasz po kolejny łyk, i potem już ci się zwyczajnie nie chce.
Tego dnia gwiazdy sprzysięgły się, by było inaczej. Nie dość że
osiągnąłem złoty stan, to także miałem pod ręką odpowiednie środki, by tok
myślowy utrwalić. A wszystko zaczęło się od niewinnych rozważań o
perspektywie.
– Widzisz stary, bo to jest tak. Naszym głównym narządem jest wzrok,
i to nim postrzegamy świat. Ale każdy patrzy gdzie indziej, i to jest nasz
podstawowy mechanizm ograniczający. Ja to znam nawet z autopsji. Pracowałem
kiedyś jako sprzątaczka w centrum handlowym.
– No ale co to ma do rzeczy?
– Już wyjaśniam. Otóż każdy z szeregowych fizoli tam pracujących,
pod przysięgą zezna, że czujnie obserwuje teren. Ochroniarz, sprzątaczka, i
koleś od obsługi technicznej. I tak rzeczywiście jest, przynajmniej w
przypadku tych, którzy poważnie podchodzą do zawodu. No ale jak mówiłem
wcześniej, są między nimi drobne różnice, które powodują, że pomimo
wytężonej uwagi, potrafią być ślepi na otaczającą ich rzeczywistość. To
kwestia uwarunkowań zawodowych.
– Nadal cię nie rozumiem.
– Nie chodzi o to co oglądasz, chodzi o to co obserwujesz! Sprzątacz
ma wzrok wbity w poziom podłogi, bo tylko tam znajdzie interesujące go
śmieci. Ochroniarz ma wzrok skupiony o poziom wyżej, gdyż wypatruje przede
wszystkim złodziei. A technik chodzi z głową w chmurach, bo interesują go
głównie przepalone żarówki. To prowadzi do zabawnych sytuacji. Pamiętam jak
kiedyś dostrzegłem papier przy nodze ochroniarza. Już miałem go sobie
odpuścić, ponieważ właśnie zjeżdżałem na przerwę, no ale poczucie obowiązku
zwyciężyło. Podjechałem wózkiem, i okazało się, że papierek to nie śmieć,
tylko banknot. Ochroniarz tańczył wokół niego kilkanaście minut, i nie
zwrócił na niego uwagi.
– No dobrze. Wiem że wywodzisz się z niezamożnej rodziny, i na
studia zarabiałeś chwytając się każdego zajęcia, ale co to ma u licha do
rzeczy z fizyką!?
– Bardzo dużo. Porozmawiajmy o genialnych naukowcach. Czy Newton był
aż takim geniuszem, bo zauważył, że do podtrzymania ruchu nie potrzeba
żadnej dodatkowej energii, lecz wystarczy zrównoważyć tarcie? Albo taki
Einstein, on swe rozważania wyprowadził od prostego stwierdzenia faktu, że
prędkość światła jest nienaruszalna. I to jest właśnie, stary, problem
perspektywy. Trzeba przekierować punkt zbieżny tam, gdzie nikt tego jeszcze
nie zrobił. To znaczy fizycy próbują tego czasem, ale pfrrrrt. To jeszcze
nie to. Wiesz, to jest tak jak z tymi podróżami kosmicznymi. Miłośnicy
fizyki wiedzą, że c to c. Nie zmienisz i tyle. A odległości robią wrażenie.
Maniacy UFO skupiają się na przekroczeniu c, bo są ograniczeni jak ten
ochroniarz. Chcesz szybciej pokonać jakąś odległość, musisz szybciej
zapierdalać, sądzą. Fizycy zaś, wiedzą, że skoro problemem jest czas, to
przy nim trzeba po majstrować. Przecież tak na prawdę nie chcemy z punktu X
do Y dolecieć szybciej, tylko w krótszym czasie.
– A ty?
– A ja, jak ten operator maszyny sprzątającej, postanowiłem olać
czas i prędkość, a wziąć się za przestrzeń. I to właśnie zrobię w swoim
warsztaciku.
– Czas i przestrzeń są powiązane, ruszysz jedno, to zahaczysz o
drugie. Uginanie czasoprzestrzeni to też pomysł na podróże w kosmosie.
– Owszem, ale mój pomysł odrywa przestrzeń od czasu, i to jest
właśnie to nowe spojrzenie.
W tym momencie wychyliłem ostatniego sznapsika. Mocny alkohol
przyjemnie drażnił przełyk, gdy spacerowałem ku swej pracowni. Przecież to
było takie proste! By przenieść się z punktu X do Y nie jest ważny czas i
prędkość, tylko położenie w przestrzeni! Prędkość? Jaka prędkość? Przecież w
obecnych modelach przestrzeń może rozszerzać się z prędkością większą od
światła. Nie ruszajmy obiektu, ruszmy przestrzenią, tam prędkości są
nieograniczone! Zwariowane? Może i tak, ale którego geniusza nie częstowano
tym epitetem. Na razie spokój! Spokój i rozwaga! Bo czy można od tak sobie
poruszać przestrzenią? Przed oczami stanęły mi dramatyczne doniesienia
telewizyjne z Japonii. A co z grawitacyjnym tsunami? Czy wolno od tak ruszać
sobie przestrzenią? A kto tego wcześniej dokonał? Nikt. Co zatem, jeżeli
przestrzeń zachowa się niczym akwarium, które gwałtownie szarpnięte,
chluśnie zgodnie z mechaniką płynów? Wszechświatem zapewne nie można szarpać
gwałtownie. Ale czy można w ogóle nim szarpać? Tu wpadłem w konsternację.
Odkryłem możliwość teoretyczną, a pominąłem kwestie techniczne. Cóż to
miałby być za Kosmiczny Paluch, zdolny poruszać przestrzenią? Na chwilę
obecną nie potrafiłem uzyskać odpowiedzi na to pytanie, na szczęście
pojawiła się okazja skonsultowania tego z Wyższą Cywilizacją Kosmiczną.
Odblaskowe elementy na ich skafandrach zapraszały do zwierzeń.
– Panowie! Pomusszzcie! Ja musszsze ruszzsć prstrzeń!
– Jasne, profesorku! Zamówić taksówkę jak zwykle, czy wolicie do
żłobka tym razem?
– Jasiek, co ty się tak z tym inteligentem pieprzysz? Bierzemy kurwa
na izbę i spokój!
– Po co się czepiać? To nie lump. Profesorek w porządku jest.
Korepetycje za darmo daje, bez niego nie miałbym matury. A że wypić lubi? A
kto nie lubi? Panie Kaziu! Pobudka! Ostatni raz odprowadzamy pod domek…
Kosmiczny Paluch prawdę ci powie. Świeże, lekkie, przyjemne. Super tekst do śniadania. Dzięki, krisbaum!
Coby łyżkę dziegciu znaleźć w tej beczułce miodu (pitnego ofkors), to jest nią szalejąca miejscami interpunkcja. Mam wątpliwości (kto ich nie ma?) wobec poniższych:
1. "Nie chodzi o to co oglądasz, chodzi o to co obserwujesz." Za mało przecinków chyba.
2. "Ochraniarz tańczył wokół niego (...), i nie zwrócił na niego uwagi." A tu z kolei przecinek zbędny jest.
3. "Nie dość że osiągnąłem złoty stan..." Brak przecinka.
4. "Jak zwykle do pewnych rzeczy doszedłem..." Po jak zwykle brak przecinka.
I coś jeszcze widziałem, ale mi umkło. Ale te drobnostki nie wpływają na jakość tekstu.
Pozdrawiam, 007
"Diabli wiedzą, jak to się zaczęło." - przecinek.
"...w tym radosnym stanie upojenia alkoholowego, tym złotym środku pijackich zwidów, gdy już jest na tyle wesoło, że znacie odpowiedzi na wszelkie troski wszechświata, a zarazem nie macie jeszcze wielkich problemów z utrzymaniem pionu. Alkohol nieraz wspierał mnie w rozważaniach naukowych, problem jednakowoż w stosowaniu tego środka jest taki, że dobre pomysły ma się właśnie wyłącznie w momencie osiągnięcia złotego stanu, którego jednak bariery są niezwykle płynne. Łyk piwa mniej, i jesteś jeszcze jednym z klasycznych nudziarzy. Łyk piwa więcej, i stajesz się zbyt pijany, by spamiętać właśnie odkryte Równanie Wszechświata. A jeżeli już trafisz w ten właśnie złoty środek, najpewniej nie znajdziesz pod ręką nawet kawałka papieru, by myśl zanotować. A jeszcze częściej, sięgasz po kolejny łyk, i potem już ci się zwyczajnie nie chce.
Tego dnia gwiazdy sprzysięgły się, by było inaczej. Nie dość że osiągnąłem złoty stan, to także miałem pod ręką odpowiednie środki, by tok myślowy utrwalić. A wszystko zaczęło się od niewinnych rozważań o perspektywie."
Chłopie, za dużo złotych stanów i środków tutaj, za dużo.
"No ale, jak mówiłem wcześniej, są między..." - Przecinek.
"- Nie chodzi o to, co oglądasz, chodzi o to, co obserwujesz! " - Dwa przecinki.
Czy można wbijać wzrok w poziom podłogi? Czy w ogóle można wbijać w poziom? Czy raczej po prostu "w podłogę"?
Technik nie gapi się tylko na żarówki, na litość boską. Wszelkie drobne naprawy, od podłogi aż po dach, powinny go interesować. Poza tym "chodzić z głową w chmurach" to nie to samo co patrzeć do góry, wiesz?
"...co to ma u licha do rzeczy z fizyką?" - Jakoś mi to nie brzmi. Raczej: Co to ma wspólnego z fizyką? Nie wydaje mi się, żeby w pytaniu 'A co to ma do rzeczy" cokolwiek się dodawało.
"Fizycy zaś, wiedzą, że skoro..." - Zbędny przecinek po "zaś".
Po majstrować - pomajstrować, razem.
Ruszmy przestrzenią, czy raczej przestrzeń? Bo jak byś powiedział, ruszyć czas czy czasem?
"...zachowa się niczym akwarium, które, gwałtownie szarpnięte, chluśnie..." - Przecinek.
Na samym końcu "Korepetycje za darmo daje..." jest od nowego akapitu, a to przecież kontynuacja wypowiedzi.
Co do warstwy fabularnej... nie mam zdania. Nic się jak na mój gust nie działo, przemyślenia nudne.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Toms - w pierwszym na pewno za mało przecinków.
Krisbaum, czy tekst musi być taki "wąski", to znaczy podzielony na taką ilość linijek? wygląda przez to jak skopiowany z treści maila na tlenie, ten program tak robi. i trochę mi (w zaszczytnej roli czytelnika) to udziwnienie przeszkadza w lekturze.
"W tej krótkiej powiastce opowiem" - paskudna powtórka. i to na samiuśkim początku!
"Nie dość że osiągnąłem złoty stan," - zjedzony przecinek przed "że". nie tylko w tym miejscu, ogółem o nich zapominasz w podobnych sytuacjach.
stawiasz sporo przecinków przed spójnikiem "i" w miejscach, gdzie zdecydowanie jest to błędem.
"Bo czy można od tak sobie poruszać przestrzenią?" - ot. za dwa zdania to samo ;)
w przeciwieństwie do 007, nie kupuję tego tak łatwo. owszem, raczej zgrabne i powabne, ale to wszystko. zabrakło mi tego haczyka, który zaczepiłby tekst w moim umyśle na dłużej - ot, krótkie opowiadanko i nic więcej ;)
Kilka interesujących zdań wziętych ot, tak sobie.
. "Widzisz stary, bo to jest tak. Naszym głównym narządem jest wzrok,
i to nim postrzegamy świat. Ale każdy patrzy gdzie indziej, i to jest nasz
podstawowy mechanizm ograniczający. Ja to znam nawet z autopsji."
To "to" --- co to wlaściwie oznacza? Widzenie, spojrzenie, postrzeganie czy mechanizm ograniczający postrzeganie ? Do przemyślenia, jak mniemam.
Pozdrowienia.
Takie sobie, mnie niczym szczególnym nie zainteresowało to opowiadanie. A w zasadzie szort, bo króciutki ten tekst.
Mastiff
Naszym głównym narządem jest wzrok,
i to nim postrzegamy świat. - Wzrok jest zmysłem, a narządem oko.
A tak powaznie, to teoretycznie taka możliwość zaginania czasoprzestrzeni juz od dawna znamy. Ot choćby mosty Einsteina - Rosena, zwane wormhole, albo zmarszczki Alcubierre'a.
A sam tekst dosyć sympatyczny, chociaz jak na mój gust troszke zbyt infantylny.
Pozdrawiam
Pijacki miał być tekst, a takie z definicji są albo:
1. bełkotliwe albo
2. proste, coby odurzony miał szansę ogarnąć treść :-)
Nie bronię Autora, niech sam się stresuje, ale mi do kawy i śniadania z teściową (wiem, wiem) gładko wszedł. I uwagę mogłem odwrócić od rozmowy :-))
p.s. Uwielbiam moją teściową oczywiście
007
Dobrze się zapowiadało, ale jak doszło do tych przemyśleń to się wynudziłem.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Ja się tylko zastanawiam, gdzie tu fantastyka, bo przemyslenia na temat zaginania przestrzeni to tak nie bardzo element fantastyczny. Miałeś dużo lepsze teksty, Krisbaum. Ten, to jakiś niewypał.
Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.
Szału nie ma. Z początku rzeczywiście zdawało to mieć potencjał, ale potem jakoś go zgubiło. No i szerokość tekstu pozostaje dla mnie zagadką.
Nie będę się rozpisywał. Krótko: jak dla mnie to kicha.
Formatowanie jest straszne. Trzeba było z tym coś zrobić od razu po publikacji. Sam tekst --- no właśnie --- na początku wydaje się gdzieś prowadzić, potem okazuje się, że nigdzie nie trafiamy, nawet nie do wytrzeźwiałki.
pozdrawiam
I po co to było?
za długie, jak na tak prostą peuntę
6/10